No cóż, z racji zdrowotnych i tendencji do przybierania na wadze po 23 roku życia

od jakiś 4 lat jestem na diecie, zero cukru, zero fast foodów i innych badziewi, nawet nie pamiętam jak smakują chipsy, pizza czy słodka herbata, tak więc i do tego w końcu wyćwiczyłem cierpliwość

I dokładnie tak, tak jest ze wszystkim w życiu, jak chcesz mieć hajs trzeba pracować itd itd.
Natomiast co mam na to powiedzieć nierealna?
Nauczyłem się brać życie przyszłościowo a nie tu i teraz, nauczyłem się, że trzeba często mocno pocierpieć emocjonalnie i nie traktuję takiego cierpienia jako czegoś strasznego.
Obecnie nawarstwiło mi się mega problemów, mam cieżką rodzinkę, środowisko i są one nieuniknione, kiedyś bym wariował, szalał, miał miliony objawów, teraz oczywiście stresuję się, nie da się przy stresie nie stresowac zupełnie i być mega szczęśliwym.
Ale potrafie zaakceptować, ze jest coś nie tak, potrafię pomyśleć przyszłościowo, ze w najbliższe 2 tygodnie sprawy sie wyjąśnią, rozwiąże je a przynajmniej spróbuję, a jak się nie uda TO TRUDNO, życie się nie skończy, pomyślę o czymś innym, nabrałem dystansu do ewentualnych porażek. Niech będzie co ma być ale na pewno się postaram.
A nawet jak przyjda mi kiedyś objawy (całe tony) to już nie dam się im ponieść, po prostu je przyjmę i nie będe nad nimi rozkwilał się. Takie wytrenowanie dystansu kosztowało mnie dużo pracy nad świadomością i emocjami, ryzykowaniem i zmany przez to nastawienia do wszystkiego co wydarza się w życiu.
Miesiące całe mi to zajęło ale przy moim wczesniejszym życiu pełnym lęków i obaw i srania z byle czego to jest dla mnie ogromny sukces i uważam, ze było warto, mimo tego, ze życie moje różnie wygląda.
Więc zawsze pozostaje mi o tym powiedzieć i życzyć każdemu powodzenia oraz wierzyć, że kazdy znajdzie w sobie odpowiedź na to i będzie się starał. Bowiem największą motywacją jest po prostu zycie, ale nie tu i teraz, tylko bardziej spoglądając na to z szerszej perspektywy.