dancingQueen pisze:Nie walczyć...to moim zdaniem jedyna rada.Kiedy walczysz Twój umysł cały czas jest nastawiony na własnie walkę więc się spina>Dla mnie dd to przede wszystkim napięcie większe lub mniejsze stąd kolejne objawy jak np skupianie się na sobie ,złe widzenie itd...A co do tego,że "człowiek po dd nie pamięta jak się czuł mjac dd..." To prawda. Ja np nie mogłam sobie tego kompletnie przypomnieć,za to fakty pozytywne bardzo dobrze pmiętałam.To tych negatywnych odczuć nie mogłam sobie przypomnieć i zrozumiec dlaczego sie ich bałam.Z Twojego opisu jak dla mnie wygląda,ze nie jest wcale źle,piszesz,ze zwiazałaś sie z miłością życia- czyli uczucia i emocje nie są pewnie już tak bardzo zaburzone jak na początku? Masz cele wszytsko idzie w dobrym kierunku tyle,że Ty ciągle myślisz o dd i o tym żeby wszystko było cacy.Ja (to moje subiektywne zdanie) wiem,ze nawet z dd człowiek może być szczęśliwy. Nie ma żadnego przymusu w stylu;będę szczęsliwa jak tylko dd mi zejdzie,to jest strata czasu która nic nie daje.Daj sobie czasu tyle ile potrzebujesz,niech dd sobie będzie,każdy ma lepsze i gorsze momenty.Ciesz sie tym co daje Ci siłę zwiazek ,moze jakieś małe rzeczy...Rób to codziennie aż któregoś dnia obudzisz sie i zrozumiesz ,że dd to była fikcja,bo wszytsko znowu będzie oczywiste,a Ty sama zadasz sobie pytanie"jak ja mogłam się tego bać"....Pozdrawiam i gratuluje tego co już wypracowałaś i osiągnęłaś

z tą walka mialam na mysli jak sie tego pozbyc... ogolnie, bo wiem ze najlepiej jest to ignorowac, i przez wiekszosc czasu tak jest, faktycznie mimo to moge sie cieszyc zyciem itd, ale jednak bylabym zupelnie speniona gdyby w koncu odpuscilo a jakos cholerstwo sie nie chce odczepic

zdarzaja się momenty gorsze kiedy znow sie na tym skupiam, wiadomo narzeczony chodzi do pracy ja obecnie nie pracuje, a czasem sa dni w ktorych nie moge sobie znalezc zajecia, no i wtedy bum, znow wojna z wlasna glowa.. Jezeli chodzi o uczucia/ emocje, to sa na maksa, choc pamietam moment kiedy ich praktycznie nie bylo... ciesze sie ze to juz za mna

po prostu zastanawia mnie czy tylko ja az tak dlugo sie z tym zmagam mimo ze przez wiekszosc czasu to olewam i ogolnie mam juz to szczescie w zyciu... bo jednak 5 lat to baardzo dlugo, a wiekszosc osob pisze o kilku miesiacach, jedynie raz natknelam sie na osobe ktora meczyla się z tym 2 lata.. wiec jestem rekordzistka? tylko ja mam takiego pecha ze to wciaz sie utrzymuje?.. ehh Dziekuje za odpowiedz w kazdym badz razie, i rowniez pozdrawiam
