Witam. Dawniej opisywałam tu swoje zmagania z derealizacją, która złapała mnie przy przemęczeniu psychicznym.
Zdecydowałam nie brać leków, korzystam z pomocy kolegi psychologa, który pomaga mi odseparować nadmierną emocjonalność od pracy oraz wdrażałam Wasze rady co do samych objawów i stanów odrealnienia.
Wszystko wyszło mi to na dobre ale teraz znalazłam się w pewnym martwym jak ja to nazywam punkcie.
Czyli czuję się dużo lepiej, objawy nie są tak liczne ale ciągle czuję, ze jest coś nie tak. I przez to zastanawianie się, wydaje mi się, że po paru dniach znowu wpadam w gorsze dni.
Jakie macie opinie o takiej sytuacji?
Chciałam dodać wyjaśniająca sprawę, bowiem dostałam kilka wiadomości z zapytaniem, czemu skoro sama jestem psychologiem doznałam tych stanów i nie wiem jak do tego się odnieść.
To słuszne pytanie

Jednakże ja jestem psychologiem z wykształcenia ukierunkowanym na pomoc kryzysową, psychologiem "rodzinnym".
Nie mam doświadczenia takiego w zaburzeniach lękowych i terapii tychże.
Dodatkowo (początkowo z pewną niechęcią;) przyznaję, ze najlepiej słuchać o tym i dowiadywać się u źródła, czyli dla mnie u ludzi, którzy to mieli i to przeszli.
Mam większe zaufanie do niektórych tutejszych opinii niż do swojego kolegi psychologa, który jest "wielkim mózgiem" psychologicznym ale jednak jego odpowiedzi pozbawione są takich samych doświadczeń z tymi stanami.
Co nie znaczy, że skreślam go jako pomoc, bo jego terapia jest z kolei prowadzona w innych celach, których nie da się osiągnąć korzystając z forum.
Więc proszę nie zrażać się tym , że jako psycholog pytam o to. Nie znaczy to, ze terapie są do niczego
