


A co do tego co wcześniej pisałem o tych atakach co "wróciły" to w sumie ja ogólnie to sie nie przejmuje tym, że one wróciły. Wiem, że nie ma czym. U większości osób nerwica lekowa polega na tym, że pojawia sie pierwszy jakis atak, nie musi byc to atak z pełną liczba objawow, moze to byc tylko serce albo duszność albo komuś zakręci się w głowie, zrobi słabo i pojawia sie lęk. I wtedy zaczyna sie piekło bo zaczyamy ostro martwić się o zdrowie, nawet nie martwić ale jesteśmy przerażeni co to było? Mamy pewność, że to jest cięzka choroba, mamy pewność, że umieramy. To wszystko siedzi w naszej głowie i powoduje bardzo szybko kolejny atak, kolejny objaw, do tego jesteśmy ciągle spięci i w stanie lęku. I zaczynamy się bać tego, że dany objaw czy atak przyjdzie. I w tym momencie mamy zdrowo przejebane.

Ja to wkółko powtarzam ale moim zdaniem po prostu to jest możliwe. Ja dostaje ataki paniki, tylko ja się ich nie boję. Po pierwsze terapia mi pomogła a po drugie te ataki trzeba konfrontować, bywały dni kiedy specjalnie o nich myślałem i je przywoływałem. I zobaczyłem, że nie taki diabeł straszny. A dodam, że miałem te ataki strasznie ostre, jak większość z nas. Fakt, ze można mówić, że co to za wyzdrowienie skroo i tak mam ataki, czesto mnie sie o to ludzie tak pytają, dla mnie to dużo znaczy bo to już jest jakis krok. Bo po wczorajszym ataku dziś nie wyszedłbym z domu a jednak wyjśc mogę. Nie wyczekuje już ataku.
Nie wiem, być może u mnie to jest tak, że dla mnie ataki paniki to i tak nie najgorsze co może być, bo walcze też z depersonalizacją, która mam 24 na dobę, z wracającymi natrectwami. Więc te ataki to takie mniejsze zło. Ale jednak udało mi się ten problem wyeliminować i wiem, że dzięki temu można wyeliminowac te inne problemy.
Czasem jak wczoraj wszystko się razem zejdzie i silniejszy lęk, i ataki i silniejsza depersonalizacja i natręctwa, i wtedy mam ochotę znowu się poddać. Bo wali to wszystko do mnie z kazdej strony. Ale poddanie mnie nie satysfakcjonuje bo nic nie zmienia

