Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Strach przed...ile mamy strachów i czego się boimy? :)

Forum poświęcone: nerwicy lękowej, atakom paniki, agorafobii, hipochondrii (wkręcaniu sobie chorób), strach przed "czymś tam" i ogólnie stanom lękowym np. lęk wolnopłynący.
Możesz dopisać się do istniejącego już tematu lub po prostu stworzyć nowy.
Tutaj umieszczamy swoje objawy, historie, przeżycia. Dzielimy się doświadczeniami i jednocześnie znajdując ulgę dajemy innym pocieszenie oraz swego rodzaju ulgę, że nie są sami.
ODPOWIEDZ
Czapla
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 198
Rejestracja: 6 grudnia 2010, o 14:47

19 lutego 2011, o 21:35

No to mnie pocieszyłaś, Natko, że puls między 50 a 60 jest prawidłowy, bo już się zastanawiałam co zrobić, żeby pobudzić swoje serce do działania :huh

Tak, dentyście, a już zwłaszcza młodemu powiedzieć, że się ma atak paniki, to mogłoby się skończyć jego atakiem :huh , tylko że można to wytłumaczyć strachem przed borowaniem, ale u fryzjera na fotelu można to też wytłumaczyć, np. strachem jaki wyjdzie kolor albo efekt końcowy ścinania :huh Ja, jak kiedyś robiłam trwałą, to się zastanawiałam co będzie jak wyjdę z tymi wałkami i turbanem na głowie :pp Chyba od razu zadzwoniliby po karetkę, w kaftan i do psychiatryka :hehe:
Oj, dobrze, że się świr potrafi śmiać z siebie :DD
Natka2
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 47
Rejestracja: 7 lutego 2011, o 10:38

19 lutego 2011, o 21:40

haha czapla jak mnie podcinała włosy to w połowie miałam wyjść bo własnie miałam jakieś zapadania to też myślałam jak ja dojdę z połową włosów podciętych do domu :hehe: i co ja potem w domu zrobię :DD
Prawidłowy puls pytałam kiedyś doktorka to powiedział że jeśli nie ma innych objawów jak straszne zawroty głowy, omdlewania, straszna senność i kilka innych to taki puls jest w porządku.
Ale pobudzić serca zawsze warto :huh

No i do tego ten denstysta taki przystooojny :DD ze nawet jak boli to nic nie mowie :DD
Każdy człowiek ma jakiegoś fioła, ale największym jest mniemanie, że się go nie ma wcale.
wikatoria1708
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 575
Rejestracja: 23 czerwca 2010, o 09:55

20 lutego 2011, o 06:18

Mnie też czeka wizyta u dentysty :shock: To jest to czego najbardziej sie boję.Dlatego nie chodzę do faceta tylko kobiety :D Już się przyzwyczaiłam do tego,że za każdym razem muszę mówić o tym,że mam nerwicę.Rok temu miałam usuwaną ósemkę.Dostałam znieczulenie i zaczęło mi się wydawać,że spuchło mi gardło :shock: Dentysta wytłumaczył mi,że przy ósemkach moge mieć takie wrażenie.Normalnie myślałam,że umrę.Do tej pory nie wiem jak to przeżyłam :DD
U fryzjera na szczęście jest trochę lepiej :) Też się niedługo wybieram ale już nie czuję jakiegoś strasznego lęku :D
Sztuką jest w poznawaniu człowieka, przez pryzmat ciała poznać jego duszę.
Nerwica
Odburzony i pomocny użytkownik
Posty: 375
Rejestracja: 7 lipca 2010, o 15:59

20 lutego 2011, o 12:15

Chyba nikt nie luibi dentysty i jego zabiegow :0 ale my z nerwicami to juz calkowicie :) Chyba najbardziej to dlatego ze nie mozna z tamtad wyjsc kiedy sie chce w razie gdyby pojawily sie objawy czy inne lęki. Trudno jest po prostu uciec. Mnie zawsze to najbardziej stresowalo.
Wika ja u denstysty mam zawsze problem bo krztusze sie slina :) i tez ciagle odchrzakuje albo nagminnie ja przelykam bo sie boje ze mi stanie i sie udusze :) Ale wtedy nie tylko ja mam dosyc dentysty ale i on mnie :)
agniechannn90
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 273
Rejestracja: 25 stycznia 2011, o 21:51

20 lutego 2011, o 18:38

Ciezka nocke mialam:( ... Spac nie moglam do 3,ale sie nie nakrecalam...lezalam i w koncu usnelam:)
Za to dzisiaj przelamalam mase lekow!!!!! Po pierwsze! Bylam w galerii handlowej na zakupach i postanowilam wejsc do fryzjera(pisalam,ze mam na 1go marca) ale dzisiaj tak mnie tknelo..Weszlam i.... Poprosilam o farbowanie i podciecie...Zafarbowalam oczywiscie na blond,ale sluchajcie zawsze takie leki mialam,ze dostane ataku i bedzie wstyd..a dzis DAŁAM RADE!!!!! Mimo ,ze jak siedzialam z ta farba byly momenty,ze serce mi walilo i juz dostawlam kreciola,ale mialam wode i sobie popijalam i powtarzalam,ze jestem zdrowa i musze dam rade!! Udalo sie:):) Jestem szczesliwa!!!!! Potem wsiadlam w auto i pojechalam za miasto do parku na spacer:) Tak samo przelamalam te zesrane leki!!!!! Za tydzien mam zajecia w szkole i ciesze sie,bo wiem ze bedzie mi juz duzo latwiej... choc nie chce "chwalic dnia przed zachodem slonca;)" Troszke obawiam sie dzisiejszej nocki,ze moze znow nie bede mogla usnac....No,ale nic jakos dam rade,prawda:):) Przeciez jestem zdrow jak rybka:) Jak kazdy i kazda z nas tutaj:) :DD
"Bo serca są po to,by krwawić tęsknotą...A myśli są po to,by wierzyć w nie...A słowa jak noże szybują przez morza i choćbyś uciekał odnajdą Cię!"
Victor
Administrator
Posty: 6548
Rejestracja: 27 marca 2010, o 00:54

20 lutego 2011, o 19:31

Dziś miałem obrzydliwy dzień, ostatnio bywało lepiej ale dziś mi dowaliło do pieca :) Lęk przez cały dzień jak kiedyś i co chwila atak paniki przychodził. Za dużo sobie nabrałem na głowę bo czułem się lepiej i teraz sa takie efekty. Muszę troche przystopować i niestety pogodzić się, że w pewnych aspektach nigdy nie bedę mogł dać z siebie wszystkiego bo organizm po czasie się buntuje. Taka już moja natura. Przy jednym ataku nawet zwatpiłem i miałem się wrócić do domu ale znowu sobie pomyślałem, że lepiej paść niż się wrócić i jakoś pokreciłem się w miejscu :) i nie wróciłem do domu.
Ale niestety lęk już trwa, jutro może będzie lepiej :)
Strasznie szybko można na nowo wpaśc w sidła koszmarnego lęku, sa to sekundy dosłownie. Mówią, że to nie choroba ale ja się z tym nie zgadzam. Przecież nie moge być w pełni aktywny bo zaraz wychodzi osłabienie i do głosu dochodzi lęk a wtedy to można wielkie gówno. I zaczyna się przełamywanie od nowa, co prawda teraz jest łatwiej jak juz parę razy się udało. To jednak do zaburzeń lękowych powinna byc przykładana wieksza uwaga. Ta choroba potrafi strasznie ograniczać.

-- niedziela, 20 lutego 2011, 19:34 --
Brawo Aga ;) A nocki się nie bój, wczoraj się dospałas to dziś zaśniesz jak niemowlę :P
Patrz, Żyj i Rozmyślaj w taki sposób... aby móc tworzyć własne "cytaty".
Historia moich zaburzeń lękowych i odburzania
Moje stany derealizacji i depersonalizacji i odburzanie


Przykro mi jeżeli na odpowiedź na PW czekasz bardzo długo, niestety ze mną tak może z różnych powodów być :)
Katie
Odburzony i pomocny użytkownik
Posty: 214
Rejestracja: 13 grudnia 2010, o 11:22

20 lutego 2011, o 19:37

Aga bo to tak działa. Jeśli stawiasz czoła lękom - one słabną. Pozytywne nastawienie jest najważniejsze!
Robisz postępy. Teraz już powinno być coraz lepiej! :)
Ja mogę już wszędzie chodzić, ataków się nie boję. Przecież nie umrę od nich, to nie koniec świata. Tylko rozwala mnie ten sen na jawie... Pieprzona derealizacja... :/
"Nie dał nam Bóg ducha bojaźni, ale mocy i miłości, oraz trzeźwego myślenia"
Awatar użytkownika
Olinka_2007
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 189
Rejestracja: 14 lutego 2011, o 14:13

21 lutego 2011, o 08:12

U mnie wczoraj było fatalnie....... Bałam się zasnąć, bo miałam wrażenie, że się nie obudzę. Dziś podłe myśli staram się odganiać. Muszę się podnieść, przecież swoim lękiem nie zmienię faktu, że kiedyś przyjdzie ten dzień. A krzywdzę moich najbliższych. Moje dziecko tak wyczówa, stał się nerwowy i ciągle pyta czemu jestem smutna. Muszę to zrobic dla niego!!! Dziś usg i stres. Trzymajcie kciuki
Czapla
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 198
Rejestracja: 6 grudnia 2010, o 14:47

21 lutego 2011, o 10:09

Victor, to ja współczuję, że ataki wróciły. Ostanio - powiem szczerze - strasznie Ci zazdrościłam jak pisałeś, że z takich mocnych ataków lęku i paniki potrafiłeś wyjść, że potrafisz już się opanować, walczyć z tym i że wiesz, że to "tylko" nerwica i nic poza tym.. Zastanawiałam się czy ja będę potrafić.. Wierzę, że znowu się tego świństwa pozbędziesz.

Ciągle dźwięczą mi słowa tej mojej koleżanki chorej na nerwicę, której terapeuci powiedzieli, że nerwica jest właśnie jak alkoholizm, narkomania i inne uzależnienia: można ją zaleczyć, ale nigdy do końca wyleczyć. Jak były alkoholik wypije kieliszek wina, to momentalnie wraca do alkoholizmu, jak były narkoman coś weźmie, to znowu w to wpada.. I strasznie się boję, że przynajmniej ze mną będzie tak samo :(: Przecież ja pierwsze ataki miałam dziewięć lat temu, potem minęły na dobrych kilka lat i wróciły znowu. Ot tak, w sekundzie.. A jaką ja mam pewność, że po terapii albo łykanych lekach za kolejne dziesięć lat to się nie odnowi?
Niestety nerwica jest chorobą. Chorobą przewlekłą. Chorobą psychiczną :buu: i chyba nieuleczalną.. Koszmar..

Olinko, ja przy zasypianiu mam często wrażenie, że się zapadam i nie obudzę się już.. Widzę siebie martwą, białą, sztywną jak mnie znajdują moje dzieci i do końca życia nie mogą zaznać spokoju :(: :(: :(:

Aga, gratuluję odwagi i walki. Ja też się przyznam, że od tej środy wieczorem nie miałam żadnego ataku. W chwilach, gdy nachodziły mnie pytania czy aby nie jestem chora i zaczynałam skupiać się na swoich dolegliwościach, zaczynałam sama ze sobą rozmawiać i zajmować się innymi rzeczami. Pomogło. Dziś jest czwarty dzień, ale dzień się jeszcze nie skończył.

Ja jeszcze jedną rzecz zauważyłam u siebie: w czasie ataku boję się sama sobie powiedzieć, że to tylko nerwica, atak lęku, paniki i żadna choroba, bo męczy mnie gdzieś strach i pytanie a co, jeśli noszę jednak jakąś ukrytą chorobę i to nie jest żadna nerwica? I co, jeśli naprawdę umrę za chwilę?

W sobotę wrzuciłam w googlach "hipochondria", trafiłam na jakieś forum typu kafejka (nie pamiętam). Czytając posty ludzi zachowywałam się jak osoba chora psychiczne: wpadłam w dziki śmiech z tego, co pisali, na jakie poszli badania i le wydali na to pieniędzy i jak nie wierzą lekarzom. Dosłownie śmiałam się do rozpuku i myślałam o nich, że to wariaci.. A przy tym śmiechu rozpłakałam się jak histeryczka, jak małe dziecko, łzy ciekły przez dziki śmiech i nie mogłam się uspokoić. Przecież ja też ciągle uważam, że jestem chora :(: Wprawdzie swoje choroby ograniczam do serca, zawału, wylewu i może jakiegoś gdzieś raka, ale bez obsesji, więc czemu tak się śmiałam? Jakie miałam prawo? Lepsza jestem? A może ze mnie też ktoś by się chętnie pośmiał, że kretynka?

Na razie cieszę się czwartym dniem bez lęków..
Awatar użytkownika
Olinka_2007
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 189
Rejestracja: 14 lutego 2011, o 14:13

21 lutego 2011, o 12:57

Zdecydowałam się przy okazji usg zrobić rentgen płuc.... I teraz dopiero mam stresa ;brr Wogóle stwierdziłam, że mój mózg nie ogarnia tematu śmierci. Ataki znów przychodzą mimo, że sie staram nie myśleć, ciągle to wraca.
inema23
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 406
Rejestracja: 6 stycznia 2011, o 15:36

21 lutego 2011, o 15:34

Czaplo nie jestes napewno osoba chora psychicznie, a takie zachowanie bylo... coz normalne. Ja tez tak wiele razy mialam. Nawet nie wiesz jak czesto zdarzalo mi sie czytac historie ludzi i poprostu smiac z tego w najlepsze, a pozniej przychodzil placz i mysli typu jak Twoje. Smiech bral sie z lepszego sampoczucia i nie miescilo mi sie w glowie, ze ludzie maja takie "akcje" a pozniej przez czytanie humor sie "osblabil, obnizyl" i przychodzilo znowu to samo...
Ja nie boje sie jako tako smierci bo o niej nie mysle. Za bardzo jestem skupiona na innych objawach wiec moze dlatego. Gratuluje Ci, 4 dzien i oby jak najdluzej ;) Ja tak samo jak Czapelka tyle, ze juz ponad tydzien zyje sobie jak normalny czlowiek!! :) Nie dokuczaja mi objawy - nie ma ich, jakby zniknely, przestalam sie skupiac na sobie i swoich WYMYSLANYCH chorobach, stres zniknal... moze niedokonca, ale jest o wiele mniejszy i nie meczy kazdego dnia jak wczesniej. "Uspilam" go i chyba dzieki lepszym dniom, walki oslabil sie w tak duzy sposob. Rano budzac sie juz nie odczuwam strachu. Wychodze gdziekolwiek tylko chce i mysle o tym gdzie ide i co bede robic :)
Jedynie z czym sie mecze to jedzenie. Zaczynam watpic, ze to nerwica. Moze "dzieki" Niej nabawilam sie czegos? Za kazdym razem gdy cos zjem serce bije mi 100-120 ud./min. i nie uspokaja sie az do momentu kiedy chociaz troche zwroce to co zjadlam.... ;/ Nie wiem czy to zoladek, czy to cos z tarczyca czy nadal nerwica i mysli sprawiaja, ze tak sie dzieje. Dzis po godz. 12 kiedy wrocilam do domu glodna jak wilk bo nic nie przegryzlam od pobudki - zjadla zaledwie kanapke, jedna, jedyna i troche makaronu... i zaczela sie katorga. Zaledwie 5 min. od posilku mocne, silne i szybkie bicie. Probowalam sie nie skupiac, ale nie mijalo.... Nie wiem co myslec o tym?

Victorze- bardzo mi przykro, ze atak byl silniejszy i tym razem dal Ci troszke popalic... Ale wiesz, ze czasem tak byc musi? Pamietaj, ze kiedys to naprawde minie. Przyszlo bo troche sie tego znowu nabralo, a jak juz wspomniales miales sporo na glowie. To juz powod, ze ponownie wybuchlo ;) Trzymaj sie i nie daj teraz na nowo pograzyc. Zapomnij o tym i walcz dalej. Wkoncu ustapi. Musi. Nie jest niewyleczalna. Przeciez to tylko dzialanie nerwow. Mozna nad tym popracowac i pozbyc sie tego, napewno. Wierze. Chce wierzyc, ze tak jest.

Agnieszko Tobie rowniez gratuluje i bardzo sie ciesze, ze idziesz przed siebie :) Oby tak dalej!! Trzymam kciuki :)

-- 21 lutego 2011, o 16:33 --
I wiecie co jeszcze zauwazylam? Ze zaczelam bac sie mysli o jedzeniu, o tym, ze przeciez musze cos zjesc bo bede chudla, a to doprowadza do roznych chorob - zaczelam czytac objawy bulimi i anoreksji bo sobie o tym pomyslalam. Rano wstaje i wiem, ze trzeba zjesc... Probuje powoli, w mniejszych ilosciach, ale to juz na wstepie sprawia, ze zoladek mi sie zweza, robi jakby mniejszy i koniec. A czasem mam naprawde ochote na wiele rzeczy, to nie jest tak ze ja nie chce jesc... Wrecz przeciwnie, nie pale juz troche czasu i widze, ze apetyt sie zwiekszyl z czego sie cieszylam bo zawsze chcialam chociaz troche przytyc, a jednak nie moge sie tym wszystkim wpelni cieszyc bo mnie to cholerstwo zaatakowalo. Kiedys bo tak sie zastanawialam, kiedy jeszcze nerwicy nie bylo przypominam sobie momenty kiedy serce po jedzeniu bilo szybciej, ale wtedy kladlam sie do lozka, robilam sie senn, usypialam i wstawalam nie myslac o tym. Ale jednak bylo. I skads to sie musi brac. Teraz sie poglebilo. Moze to nerwica zoladka? Probuje wciskac to jedzeie chociaz troche bo boje sie ze naprawde spadne mocno z wagi a i tak jestem szczupla.... ehh
Karuzela zycia kreci sie. Bezustannie nabierajac coraz wiekszego pedu. Pijany Karuzelowy, zatacza kregi w sobie tylko znanym kierunku, nie panujac juz nad zaczarowanym mechanizmem. Trzymajmy sie mocno lancucha losu, by przypadkiem nie wypasc w biegu.
agniechannn90
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 273
Rejestracja: 25 stycznia 2011, o 21:51

21 lutego 2011, o 17:37

A ja mam ostatnio taki ciezki okres...Zmarl moj sasiad ,byl czlowiekiem samotnym nie mial rodziny,mial tylko psa Miska...
Czasem go odwiedzalam,robilam zakupy,zawiozlam do lekarza :buu: Teraz Misiek zostal sam...Bez pana:( Wczoraj zawiozlam go do schroniska bo ja nie moge sie nim zajac bo mam tego labradora,a on ma rok i nie dawalby Miskowi zyc...Wiec zawiozlam go do tego schroniska,ale cala noc ryczalam jak glupia i dzis go odebralam:( Po prostu nie moglam,ciagle widzialam jego smutne oczy...Nie dosc,ze stracil Pana to jeszcze takie cos...POWIEDZIALAM NIE!!!!! W tej chwili Misiek jest w domu tego Pana (ze wzgledu na to,ze ja mam tego swojego psa) ale jak spoldzielnia mieszkaniowa przejmie mieszkanie to Misiek juz tam nie moze byc...Dzis wydrukowalam ulotki i porozwozilam po Wroclawiu, z prosba zeby ktos zaadoptowal pieska...Na wchwile obecna chodze do niego,karmie go i wyprowadzam na dwor..ale widze,ze on tam czuje sie samotnie :buu: tak bym go przygarnela,ale wlasnie nie moge ze wzgledu na mojego psa,a nie chce zeby Misiek skonczyl w schronisku...Nie dosc,ze stracil jedynego opiekuna to jeszcze mialabym mu zrobic takie cos...On ma 10 lat jest przywiazany do ludzi..nie przetrwalby tam...byl jedna noc w schronisku a Pani ze schroniska mowila,ze nic nie jadl ani nie pil:( MOZE KTOS Z FORUM moze przygarnac psiaka?? Moge go dowiezc nawet na koniec Polski byly by tylko Misiu znalazl nowy dom...Bo nie wiem co inaczej z nim bedzie...W tej chwili ja figuruje jako jego wlasciciel,ale nie moge go zatrzymac :grr: Musze szukac mu domu dopoki spoldzielnia nie przejmie tego mieszkania po tym panu,a ten Pan zadnej rodziny nie ma!!!!! Nikogo kompletnie;( Jejku no tak mi sie ryczec chce...Pomozcie cos:(
"Bo serca są po to,by krwawić tęsknotą...A myśli są po to,by wierzyć w nie...A słowa jak noże szybują przez morza i choćbyś uciekał odnajdą Cię!"
inema23
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 406
Rejestracja: 6 stycznia 2011, o 15:36

21 lutego 2011, o 18:12

To rzeczywiscie bardzo smutne o czym piszesz Agnieszko. Bardzo Cie podziwiam, ale mysle, ze ja tez nie potrafilabym oddac tego pieska do schroniska. Ze wzgledu wlasnie na wiek, na przyzwyczajenie do ludzi bo mysle, ze faktycznie dlugo by tam nie pociagnal i z samej tesknoty i samotnosci moglby zdechnac...
Ja niestety przyjac nie moge bo mieszkam poza krajem, ale mam nadzieje, ze ktos sie odezwie w sprawie ogloszenia.
Rozumiem takze Twoja sytuacje choc wiem jak bardzo chcialabys pomoc temu pieskowi i go wziac.
Juz samo to, ze tyle dla Niego robisz jest wspaniale. Pomogasz mu, szukasz nowego domu, dajesz jesc, pic, wyprowdzasz...

Bog Ci tow dzieciach wynagrodzi Agnieszko hihi :))

Trzymam kciuki za pieska!!
Karuzela zycia kreci sie. Bezustannie nabierajac coraz wiekszego pedu. Pijany Karuzelowy, zatacza kregi w sobie tylko znanym kierunku, nie panujac juz nad zaczarowanym mechanizmem. Trzymajmy sie mocno lancucha losu, by przypadkiem nie wypasc w biegu.
Czapla
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 198
Rejestracja: 6 grudnia 2010, o 14:47

21 lutego 2011, o 19:58

agniechannn90 pisze:( MOZE KTOS Z FORUM moze przygarnac psiaka?? Moge go dowiezc nawet na koniec Polski byly by tylko Misiu znalazl nowy dom...Bo nie wiem co inaczej z nim bedzie...W tej chwili ja figuruje jako jego wlasciciel,ale nie moge go zatrzymac :grr: Musze szukac mu domu dopoki spoldzielnia nie przejmie tego mieszkania po tym panu,a ten Pan zadnej rodziny nie ma!!!!! Nikogo kompletnie;( Jejku no tak mi sie ryczec chce...Pomozcie cos:(
Agnieszko, jedna z moich uczennic pracuje jako wolontariuszka w schronisku pod Warszawą, ostatnio przygarnęła 12 - letniego ślepego, głuchego i kulejącego spaniela, którego właścicielka pozbyła się ot tak :grr: Oni szukają tam różnymi drogami nowych właścicieli dla takich psów. Ja będe u niej w środę, to zapytam czy w jakikolwiek sposób mogłaby pomóc. To schronisko pod Warszawą, ale psy w nim są nażarte (naprawdę), super zadbane, czyste i kochane. Widziałam zdjęcia i byłam w szoku, bo to miejsce jest zaprzeczeniem tego, co mówią o schroniskach. Wiem, że części psom znaleźli szczęśliwy dom :)) Zapytam i dam Ci znać.
Ja osobiście bardzo doceniam to, co zrobiłaś dla tego psa. Agnieszko, to było naprawdę wielkie i świadczy tylko o Twojej wrażliwości i dobrym sercu.. Ja sama ma starego schorowanego i trochę niedołężnego psa. Już nie jeden raz słyszałam sugestie, co by go uśpić i wziąć sobie tej samej rasy szczeniaczka, bo śliczny, młody, wesoły.. Jak ja nie trawię takich ludzi :grr: :grr: :grr:
Obiecuję, że zapytam, chociaż między Wrocłaiwm a Warszawą jest jednak spora odległość :((

Inema, jak znajdę chwilę napiszę Ci coś a propos tego jedzenia. Na razie zmykam
agniechannn90
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 273
Rejestracja: 25 stycznia 2011, o 21:51

21 lutego 2011, o 20:22

BEDE WDZIECZNA KAZDEMU za jakakolwiek pomoc:( Juz nie wiem co robic...Poroznosilam ulotki praktycznie po calym Wroclawiu...Nie chce zeby Misiek trafil do schroniska i byl samotny do konca zycia-Tak jak jego Pan:( To smutne....ALE JA zrobie WSZYSTKO i znajde mu dom za wszelka cene!
"Bo serca są po to,by krwawić tęsknotą...A myśli są po to,by wierzyć w nie...A słowa jak noże szybują przez morza i choćbyś uciekał odnajdą Cię!"
ODPOWIEDZ