Victor, to ja współczuję, że ataki wróciły. Ostanio - powiem szczerze - strasznie Ci zazdrościłam jak pisałeś, że z takich mocnych ataków lęku i paniki potrafiłeś wyjść, że potrafisz już się opanować, walczyć z tym i że wiesz, że to "tylko" nerwica i nic poza tym.. Zastanawiałam się czy ja będę potrafić.. Wierzę, że znowu się tego świństwa pozbędziesz.
Ciągle dźwięczą mi słowa tej mojej koleżanki chorej na nerwicę, której terapeuci powiedzieli, że nerwica jest właśnie jak alkoholizm, narkomania i inne uzależnienia: można ją zaleczyć, ale nigdy do końca wyleczyć. Jak były alkoholik wypije kieliszek wina, to momentalnie wraca do alkoholizmu, jak były narkoman coś weźmie, to znowu w to wpada.. I strasznie się boję, że przynajmniej ze mną będzie tak samo

Przecież ja pierwsze ataki miałam dziewięć lat temu, potem minęły na dobrych kilka lat i wróciły znowu. Ot tak, w sekundzie.. A jaką ja mam pewność, że po terapii albo łykanych lekach za kolejne dziesięć lat to się nie odnowi?
Niestety nerwica jest chorobą. Chorobą przewlekłą. Chorobą psychiczną

i chyba nieuleczalną.. Koszmar..
Olinko, ja przy zasypianiu mam często wrażenie, że się zapadam i nie obudzę się już.. Widzę siebie martwą, białą, sztywną jak mnie znajdują moje dzieci i do końca życia nie mogą zaznać spokoju
Aga, gratuluję odwagi i walki. Ja też się przyznam, że od tej środy wieczorem nie miałam żadnego ataku. W chwilach, gdy nachodziły mnie pytania czy aby nie jestem chora i zaczynałam skupiać się na swoich dolegliwościach, zaczynałam sama ze sobą rozmawiać i zajmować się innymi rzeczami. Pomogło. Dziś jest czwarty dzień, ale dzień się jeszcze nie skończył.
Ja jeszcze jedną rzecz zauważyłam u siebie: w czasie ataku boję się sama sobie powiedzieć, że to tylko nerwica, atak lęku, paniki i żadna choroba, bo męczy mnie gdzieś strach i pytanie a co, jeśli noszę jednak jakąś ukrytą chorobę i to nie jest żadna nerwica? I co, jeśli naprawdę umrę za chwilę?
W sobotę wrzuciłam w googlach "hipochondria", trafiłam na jakieś forum typu kafejka (nie pamiętam). Czytając posty ludzi zachowywałam się jak osoba chora psychiczne: wpadłam w dziki śmiech z tego, co pisali, na jakie poszli badania i le wydali na to pieniędzy i jak nie wierzą lekarzom. Dosłownie śmiałam się do rozpuku i myślałam o nich, że to wariaci.. A przy tym śmiechu rozpłakałam się jak histeryczka, jak małe dziecko, łzy ciekły przez dziki śmiech i nie mogłam się uspokoić. Przecież ja też ciągle uważam, że jestem chora

Wprawdzie swoje choroby ograniczam do serca, zawału, wylewu i może jakiegoś gdzieś raka, ale bez obsesji, więc czemu tak się śmiałam? Jakie miałam prawo? Lepsza jestem? A może ze mnie też ktoś by się chętnie pośmiał, że kretynka?
Na razie cieszę się czwartym dniem bez lęków..