Czapla pisze:
Powiem Wam szczerze, że nie wierzę, że się z tego wyleczę i że można, bo większość z Was bierze leki i dlatego czuje sie lepiej, albo już ich nie bierze, jest po terapii, a jednak ataki wracają... Część sobie radzi i potrafi sie uspokoić, ale jednak nie mija całkowicie. To znaczy, że te ataki lęku już zawsze będą wracać a my mamy w sobie wypracować umiejętność panowania nad tym? To ja dziękuję za takie zasrane życie... Wprawdzie teraz biorę te leki, pije melisę, łykam jakieś waleriny i nervosole, ale wolałabym żyć normalnie bez tych specyfików... Tylko nie wierzę, że to kiedys minie...
Wiara zmienia się wraz ze zmianą samopoczucia i poziomu lęku

Im gorzej się czujemy i im dłużej to trwa tym bardziej wiara jest mniejsza i nadzieja , ze to minie. Nie będę pisał, że z nerwicy można się wyleczyć całkowicie bo nie było to jak na razie moim udziałem i też nie wiem czy kiedykolwiek będzie. Ale wiem jedno, ze nerwice i ataki paniki oraz lęk i objawy można ujarzmić. I tak samo to jest prawda, że nerwica lubi wracać oraz objawy w najmniej spodziewanym momencie a także w sytuacjach ciężkich bądź stresujących. Ale terapia antylękowa ma polegać na ujarzmieniu nie samych ataków paniki ale strachu przed nimi oraz objawami. I tu mogę napisać, ze udało mi się to zrobić. I znowu polecam terapię poznawczo-behawioralną i to też nie sama terapia spowodowała mój większy pancerz na ataki i lęk ale dała mi podstawy do walki z lękiem. Leki to jest oddzielna sprawa, leki normują chemię i stąd lęki moga minąć ale terapia ma nas przygotowac rózniez na przyszłość w razie gdyby miało to po odstawieniu leków wrócić.
Przede wszystkim dopóki myslicie np o dusznościach albo o szybko bijącym sercu i czujecie się od razu źle i się boicie albo boicie się kiedy myślicie o ataku paniki to znaczy, ze zdrowi nie jesteście i cięzko będzie ot tak przestać się bać. To jest nawet mało wykonalne z dnia na dzień przestać się bać.
Chodzi o to żeby na mysl o ataku nie bać się, mnie np atak może dopasć nawet w tej chwili, tyle razy się z nim konfrontowałem, ze ja wiem po prostu, ze to mi gówno zrobi, ze to jest absolutnie niegroźne, że to organizm przygotowywuje nas do walki, że to organizm powoduje mase objawów i on sobie z nimi poradzi, nic nam się nie stanie bo nie sa te objawy wynikiem choroby fizycznej ani żadnej wady.
Na terapii i czytając też pewne książki trzeba było prowokowac do pojawienia się ataku paniki, cięzkie to było i to było dawno temu jak zacząłem pierwsze próby i ataki się zjawiały, bardzo łatwo w lęku wywołac atak, wystarczy trochę myśli albo gdzieś iść.
Wczoraj miałem wielki bój, poszedłem do fryzjera po strasznie długim czasie kiedy ostatni raz u fryzjera dostałem takiego ataku paniki, ze dostałem szczękościsku a fryzjer wściekły mnie opieprzał żebym nie ruszał głową. Wczoraj wybrałem się do tego samego fryzjera i usiadłem na ten sam fotel. W momencie założenia mi chusty ochronnej wszystko zrobiło się białe a nogi czułem, ze chca się wyrwać do ucieczki, było mi duszno a pot w sekundy zrobił mnie mokrym. Miałem już kombinowac jak wtedy, że niby ktoś dzwoni byle tylko wstać z fotela ale wtedy sobie uświadomiłem, że to przecież jest absurd! Ludzie to jest absurd! Czemu mam dostac ataku akurat kiedy usiadłem na tym cholernym fotelu? Czemu mam niby teraz umrzeć, to absurd bo tak naprawdę myślałem o tym wczesniej bałem się tego i dlatego to przyszło. Ale to jest mniej groźne niż jedzenie kanapki i prawdopodobieństwo zadławienia się

I przeszło, po paru chwilach już gadałem z fryzjerem o pierdołach, minął atak w parę chwil, co prawda byłem oszołomiony ale cholernie szczesliwy, wczoraj czułem się fenomenalnie a po raz pierwszy od paru lat nie miałem nawet depersonalizacji. W sumie gdyby nie ta depersonalizacja pokusiłbym się o stwierdzenie, ze z nerwicą lękową sobie wygrałem, i nie chodzi tylko o tą wizytę u fryzjera chociaz to był moment przełomowy, ale o to, ze ja wiem, że jestem bezpieczny, wierzę już w tą nerwicę, bo jestem świadomy tego w jakich momentach powstaje gorsze samopoczucie, jakie myśli to powodują, i jak bardzo jestem czuły an każdy sygnał z ciała i otoczenia żeby w sekunde zacząc się bać. Wejde do ciepłego pomieszczenia i już panika jest gotowa, ale ja myślę, ze to jest kwestia tez czasu, ze oducze się reagowania na takie rzeczy zagrożeniem i atakiem, trzeba tego mózgu oduczyć.
Bo tak naprawdę w momencie pojawienia się pierwszego ataku, objawu, uczymy swój mózg i przekonujemy go, ze jestesmy zagrożeni i potem on na każdy nawet najmniejszy bodziec reaguję reakcją walcz bądź uciekaj żeby ocalić nasze życie.
Ale kiedy sobie myslimy już o ataku albo lęku jako o niczym istotnym to po co nam wtedy leki?

Ale nie jest to proste, o nie ale skoro już mamy ataki i mamy takie problem warto się samemu wysilić i sobie po prostu pomóc. Terapia to podstawa do tego bo łatwiej jest żeby terapeuta poznawczy nam to nakreślił, nas wspierał, to jest wazne. Ale też nie polega to na słuchaniu terapeuty i powrocie do domu ze stwierdzeniem, ze to nie pomaga i tyle. Tak naprawde własna konfrontacja z lękiem może dac prawdziwe i trwałe sukcesy. Ja pamiętam kiedyś nie mogłem się doczekac psychologa bo miałem nadzieję, ze coś powie, że poradzi coś i poczuje się lepiej, choć trochę. Jakże byłem potem zły jak wracałem a i tak się źle czułem ale po prostu nie ćwiczyłem tego na sobie bo mówiłem, że nie dam rady, że nie mam siły, bo nie miałem ale dać radę można. Najgorsze, ze nie da się tego przekazać w poście co się chce bo trzeba to samemu na sobie przeżyć, trzeba zobaczyć, ze naprawdę za cholerę nie ma się czego bać. Ale ja uważam, że jest to możliwe i wiem, ze każdy z was i ja możemy dać radę.
Czapla co z tego, ze dostanę ataku paniki? To mnie nie przeraża. tylko depersonalizacja...ale tutaj też po wczorajszym dniu kiedy uspokoiłem atak depersonalizacja znineła prawie całkiem a to pokazuje, ze tak naprawdę i serio jest ona wynikiem ciągłego lęku i poczucia zagrożenia. Jak czujemy się bezpieczni, ona też znika.
Ksiązki sobie poczytajcie, jak "Oswoić lęk" :"Opanować Lęk" "Strach i paniczny lęk" To jest dobra lektura na pierwsze kroki.