Dziękuję
Ja to wszystko rozumiem doskonale, trochę jednak gorzej z wprowadzaniem w życie. Odkąd pamiętam ja zawsze byłam osobą bardzo wrażliwą, bardzo emocjonalną. Jak to mi kolega powiedział w pracy " Doris ty martwisz się 10 razy bardziej niż inni ludzie, 10 razy bardziej się denerwujesz " i tak dokładnie jest. Ja nawet mówię i robię wszystko 10 razy szybciej niż inni. Tak, jakbym się spieszyła wiecznie . Pamiętam słowa lekarki po tym, jak przyjęła moją mamę na oddział ( na odwyk od benzo, bo w końcu do tego doszli po wielu latach, że lęk był wywoływany przez ten lek, więcej, więc itd..), że ona jest bezpieczna, jej nic nie jest, da radę, abym zajęła się sobą. Pomyślałam wtedy sobie " kurde co ona opowiada, przecież ja czuję się dobrze, tyle przeszłam z nią i nic mnie nie złamało". Dopiero teraz dostrzegam to, że miała rację, to że zauważyła, że bardzo szybko mówię itd..żebym w końcu zadbała o siebie, no ale łatwo się mówi, jak człowiek ciągle martwił się, czy jej to minie, czy nie zadzwonią ze szpitala, że coś się stało, jak będzie, kiedy wróci i ogólnie masa takich myśli. Wiem, że komuś może wydać się straszne co napiszę , ale czasami miałam takie myśli, że normalnie życzyłam mamie śmierci

, aby uwolniła się od tego uzależnienia, aby tym samym dała i mi spokój. Kochałam ją, kocham nadal, to moja mama ale ...no właśnie, mega sprzeczne uczucia

. Jednej z trony ją kochałam, bo matka a z drugiej nie nawidziłam, że nie mam normalnego dzieciństwa, życia, że nie mogę nikogo do domu zaprosić, bo sytuacja jest jaka jest. Ja nigdy w życiu nie byłam na dyskotece

, może to śmieszne, ale poważnie NIGDY. Wiecznie byłam w domu, czytałam książki, uczyłam się zawsze na tip top, czerwony pasek itd... Niestety mam w większości charakter po niej, bo ona była też taka chwiejna emocjonalnie , bardzo wrażliwa itd..strasznie przeżyła rozwód z moim ojcem, to też wpłynęło na jej chorobę ( zresztą ona całe życie powtarza, że to mojemu ojcu zawdzięcza ten horror,. nie zgodzę się z tym do końca, bo po prostu zamiast żyć, odseparować się , ciągłe go wspominała, toczyli wojny itd..zniszczyło ją to. O dziwo teraz wszystko jest w porządku. Wygrała można powiedzieć z uzależnieniem. Pracuję, czuje się lepiej niż ja

. Nie dzwoni, nie prosi o pomoc, wręcz przeciwnie. Myślę, że moim podstawowym błędem było wieczne jej wyręczanie we wszystkim ( to był mój błąd, ona leżała a ja wszystko robiłam, to był mega błąd , bo nie miała żadnej motywacji do życia, do czegokolwiek, wiedziała, że ja zawsze jej pomogę, stąd uciekała sobie w lęki, czasami mam wrażenie, zresztą nawet pani psychiatra powiedziała, że ona najzwyczajniej mnie wykorzystywała i robiła sobie wczasy od życia

dokładnie wczasy od życia, problemów dnia codziennego , miała wymówkę LEK ). Zresztą jej problemem nie była nerwica ( no może na początku jakieś 20-30 lat temu , potem to tylko uzależnienie i tyle ).Trochę jest w tym wszystkim taki klops, że dzięki temu ja wiem, jakich błędów nie należy popełniać przy nerwicy:
- zamykać się domu
- odseparowywać od znajomych
- wyręczać się w codziennych obowiązkach innymi
- każdy nowy objaw somatyczny traktować jako " Oho coś poważnego, coś się dzieje, teraz to koniec.." BZDURA

itd itd...
Szukając informacji na temat nerwicy znalazłam na youtube filmik jakiejś pani psycholog ( nie pamiętam nazwiska), który podała IV zasady w nerwicy :
1. UNIKAĆ UNIKANIA ( wiadomo o co chodzi, czyli po prostu jeśli boimy się iść na zakupy, to trzeba po prostu po niej pójść, boimi się jechać tramwajem? nie unikamy, staramy się jechać itd..)
2. NIE WYRĘCZAMY SIĘ INNYMI ( rodziną, znajomymi, partnerem itd.., robimy wszystko sami, staramy się nie prosić o pomoc, oczywiście fajnie jest gdy nam ktoś pomaga, czujemy, że ktoś o nas dba itd..ale po pewnym czasie staje się to dla nas problemem, bo zaczynamy zauważać, że sami już wiele nie zrobimy, stajemy się zależni od innych, takie błędne koło)
3. NIE MÓWIMY STALE O NERWICY ( ok, fajnie jest się wygadać, ale nie 24 h opowiadać wszystkim dookoła co nam dolega, co czujemy itd..bo inni i tak tego nie zrozumieją, bo nie czuja tego co my, mogą współczuć ale tylko tyle...raz i STOP gadaniu o nerwicy, poza tym jak o niej mówimy to nie robimy nic jak tylko 24 h skupiamy się na niej, a nie na życiu)
4. I NIE CZYTAMY FORUM

( niestety to prawda, wiele ludzi nakręca się czytając innych historie, czekają aż sami dostaną takich objawów, jeśli już ich nie mają od razu po ich przeczytaniu, anie którzy pocieszają się, że u nich jeszcze nie jest aż tak źle

, oczywiście można czytać o nerwicy, nawet się powinno, bo im więcej wiemy, tym więcej rozumiemy, a jak więcej rozumiemy to mniej się boimy itd..ale wyłącznie książki fachowe, nie fora internetowe ).
Szczerze powiem, ja szukając więcej info o nerwicy pierwszą historię na jaką trafiłam była historia Grzegorza ze strony
http://www.szaffar.pl. Znam ją na pamięć

. Kupiłam nawet jego książkę pt. " Pokonałem nerwicę ". Aktualnie czekam na nią

i pewnie przeczytam kilka bądź kilkanaście razy jeszcze. Daje nadzieję, że z tego gó...na da się wyjść, a jedynym ograniczeniem jest nasza emocja ale jakże silna emocja LĘK. Przeczytałam także inną książkę pt. " OSWOIĆ LĘK" i obie książki kładą nacisk na jedno:
- akceptować swoje uczucia, nie uciekać przed nimi, nie wypierać ich
- prowadzić wewnętrzne dialogi dowartościowujące
- racjonalizować myśli
- nie ograniczać się, wychodzić swojemu lekowi na przeciw
w każdej książce jaką tylko nie wzięłam do ręki, było jedno : OSWAJAĆ LEK, nie uciekać przed nim.
Jak to Grzegorz napisał w Historii pewnej nerwicy a także VICTOR TY na tym forum:) , że nerwica to nic innego jak reakcja walcz bądź uciekaj, tylko sprawa jest następująca walczyć nie ma z kim, uciekać nie ma gdzie ( no bo gdzie skoro to jest w nas : ), jest jeszcze trzecia droga jak napisał Grzegorz - PRZETRWAĆ

.
Pamiętam , jak w nocy się budziłam ( po tym pierwszym ataku paniki) , poczułam się źle, mimo że nic specjalnego się przecież nie działo, to robiłam taki trik- szybko się ubierałam, w samochód i do mamy

ha ha ha, w noc o 2-3 , bo wewnętrznie się bałam, że co będzie jak znowu mnie złapie ..miałam tak kilka razy , ja uciekałam, nic innego jak uciekałam, ale co ta moja biedna mama by mi pomogła, no co ? zaparzyła melisę, porozmawiała i wszystko,,, miałam tak kilka razy aż przy kolejnym będąc już na dole przy aucie, zawróciła się mówiąc do siebie " do jasnej cholery co ja robię ? czego Ty się Dorota boisz ? nie pozwól aby to gówno tak tobą manipulowało " i powiem szczerze , że skończyłam z tym
Ja mierze się z nerwicą nadal, chodź dzięki matce wiem na czym to wszystko polega. Wiem, że leki to droga na skróty. Poza tym, wiem że trzeba będzie je kiedyś odstawić i co wtedy ? Wolę zmierzyć się ze swoim lękiem, przecież znam mechanizmy nerwicy, wiem wszystko o niej, nie pozwolę aby irracjonalny lęk mnie ograniczał. Jedyne czego w życiu powinnyśmy się bać to podobno STRACHU

, bo lęk to jedynie wytwór naszej wyobraźni. Przestrzegam przed benzo, bo żadne wyjście, a potężne cierpienie na lata. Zaczyna się od relanium , a kończy na Lorafenie . Przy tym nerwica to wielkie NIC. Wiem to z doświadczenia matki, dlatego przestrzegam, aby samemu nie zrobić sobie z życia piekła. Ja jedynie wspomagam się 10 mg hydroxyzyną, chodź też odstawiam po woli, zresztą sama zeszłam z dawki 25 mg, bo czy ją brałam czy nie BYŁO JEDNO I TO SAMO

, efekt placebo , równie dobrze mogli mi podmienić witaminę i byłoby to samo.
Mój niepokój , wynika po części z dzieciństwa ale także z ogromnej poprzeczki jaką sobie stawiam. Musze zawsze być the best i robić wszystko też the best. Mieszkanie mam, ok za małe już , mam auto swoje, kurde za stare już itd itd.. Inni znajomi nie mają nawet połowę tego co ja, a jest im z tym dobrze, nie mają takiej presji jak ja . Muszę nad tym pracować.Wiem

.Uczę się także jak być w związku. Nawet mój facet zauważył, że ja to w ogóle nie potrzebuję faceta, bo wszystko robię sama, nie proszę o pomoc. Także z tym walczę

staram się zrzucać już powoli obowiązki na partnera ...ciężko tak zmienić nawyki, ale wiem, że to tylko nawyki, nic nie jest do odkręcenia. Przez te wszystkie lata zżyłam się sama ze sobą, przyzwyczaiłam się do samotności i nie proszenia o pomoc. Powoli zaczynam uczyć się na czym polega życie we dwoje .
Terapia także spełnia ważną rolę w nerwicy aczkolwiek muszę zwrócić mojej terapeutce uwagę, abyśmy bardziej popracowali nad akceptacją mojej przeszłości, bo ona ciągle daje o sobie znać. Moja pani psycholog bardziej koncentruje się na robieniu rysunków pode mnie typu: rozetka, aby pokazać, jak funkcjonuję w poszczególnych dziedzinach życia, na malowaniu garnuszków i zamalowywaniu ich w procentach aby mi pokazać ile we mnie z danej cechy jest itd..). Ja jednak wolałabym się skupić bardziej na pogadankach dotyczących życia , przyszłości, przeszłości itd..
Jest jeden szkopuł odnośnie techniki, którą moja pani psycholog kazała mi stosować ( tutaj Victor jakbyś mógł się ustosunkować do tego, proszę : ). Ona twierdzi, że jak przychodzi atak paniki, czy fala niepokoju ( ona porównuje to do fali, która się wzmaga i opada ), że powinnam zająć się czymś innym, rozproszyć myśli, zmienić otoczenie myślowe . OK ale przecież wszędzie jest napisane, aby nie przeganiać myśli, niepokoju, lęku tylko go oswoić, zmierzyć się z nim, nie uciekać na spacer, pogadankę z kimś itd...tylko zmierzyć się z tym, przetrwać. To co ona proponuje ma się nijak do tego co czytałam w książkach. Oczywiście ważne jest to wszystko ale moim zdaniem to takie jakby uciekanie jak się niepokój pojawi, a przecież uciekać nie ma po co, tylko się tym zmierzyć, pozwolić aby ten niepokój przez nas przepływał. Za każdym razem jak mam niepokój, mam iść na spacer, czy zjeść czekoladę czy też coś innego ? Powinnyśmy chyba go akceptować ( nie wmawiać sobie na siłę, że go nie ma). On jest i pewnie jeszcze przez jakiś czas będzie. Oswoić go, a mimo wszystko żyć dalej i nie ograniczać się. Czyż nie tak ??? Czy ja coś pomyliłam ???

. Ona za wszelką cenę chce mi pokazać, że ja tak na prawdę nie ma powodów do lęku. OK, nie mam ale mimo wszystko wstaje rano uśmiecham się ( robię mu na przekór) ale on jest. Nie mogę go od tak zignorować, bo przecież czuję

. Jedyne co mogę zrobić to zaakceptować go, nie odrzucać i nie wypierać.
Tez na jakiejś stronie znalazłam fajny materiał napisany przez chłopaka , który wyszedł w nerwicy będąc w USA . On twierdzi, że tam nikt na nerwicę nie stosuje leków, tylko terapia. Z nerwicy wychodzi się w przeciągu kilku kilkunasty tygodni, miesięcy. Zaczął opisywać jak to wygląda krok po kroku, ale niestety udało mi się znaleźć tyko dwie jego sesje, które polegały na tym, że :
1. siadamy sobie w fotelu, zamykamy oczy , uśmiechamy się do siebie ( podkreślał, że to b. ważne), odchylamy głowę na 5-10 sekund do tyłu, wracamy z nią z powrotem i mówimy tak w myśli " akceptuję mój niepokój, jest częścią mnie, nie mogę z nim walczyć, bo z tym się urodziłem/łam , wiem że niepokój nic mi nie zrobi, jest niegroźny, to tylko wytwór mojej wyobraźni, tylko iluzja, akceptuję tą myśl...."
i tak kazał robić z każdą nadchodzącą myślą, następnie z każdym objawem fizycznym typu : " akceptuję, że mam drętwy język, wiem że mi nic nie jest, to tylko efekt nerwicy, jestem zdrowa, po prostu to efekt napięcia nerwowego " itd , itd..
najważniejsza według niego, jest AKCEPTACJA, Broń Boże nie walczyć z myślami, gdyż stwierdził, że ten kto walczy to jeszcze długo będzie walczył,,,nie tędy droga do wyjścia z nerwicy
2. druga sesja polegała na dokładnie tym samym ale na domaganiu się więcej typu " Czuję niepokój, OK ale co tak słabo ? no dawaj mocniej ? to słabo ? " ... dokładnie coś takiego
Niestety nie udało mi się odnaleźć kolejnych jego sesji, które miał sukcesywnie dodawać. Napisał, że z nerwicy da się w 100% wyjść ( zresztą moja pani psycholog też tak twierdzi, nerwica może być epizodem, wymaga pracy ale to nie rak ), pod warunkiem, że nie będziemy walczyli z myślami, tylko je akceptowali, bo ci co walczą będą walczyć jeszcze długo...
Czyli w myśl tej teorii, mam zaakceptować to że na razie odczuwam niepokój i oczywiście pogodzić się z tym, że jeszcze przez jakiś czas tak będzie . Codziennie rano jak wstaję i czuję , że mam ten niepokój prowadzę ze sobą dialog wewnętrzny typu " O jesteś niepokoju, ok, akceptuję cię, wiem że jesteś ale ja żyję dalej, wiem że jesteś tylko silną emocją i nic poza straszeniem mi nie zrobisz..", po czym ubieram się i idę do pracy. Staram się wszystko robić tak, jakby go nie było. Jak pojawiają się gorsze myśli to je racjonalizuje i nara

. Jak pojawia się lęk duży to nie uciekam, stosuję dialog wewnętrzny i żyję dalej, nie wypieram niepokoju, nie wmawiam sobie na siłę, że go nie ma, bo JEST ale ja ciągnę mimo wszystko dalej ten wóz...
Czy uważasz że postępuję prawidłowo ? Czy jeszcze powinnam coś dodać ?
Podsumuwując : mam żyć jak dotąd, akceptować, niepokój, prowadzić dialogi wewnętrzne, nie ograniczać się, nie wypierać lęku, niepokoju i co ? ON sam minie ? przejedzie ? któregoś dnia się obudzę i go nie będzie ??? czy po prostu nauczę się z nim żyć i już tak zostanie ?
-- 4 lutego 2015, o 09:22 --
Dziękuję
Ja to wszystko rozumiem doskonale, trochę jednak gorzej z wprowadzaniem w życie. Odkąd pamiętam ja zawsze byłam osobą bardzo wrażliwą, bardzo emocjonalną. Jak to mi kolega powiedział w pracy " Doris ty martwisz się 10 razy bardziej niż inni ludzie, 10 razy bardziej się denerwujesz " i tak dokładnie jest. Ja nawet mówię i robię wszystko 10 razy szybciej niż inni. Tak, jakbym się spieszyła wiecznie . Pamiętam słowa lekarki po tym, jak przyjęła moją mamę na oddział ( na odwyk od benzo, bo w końcu do tego doszli po wielu latach, że lęk był wywoływany przez ten lek, więcej, więc itd..), że ona jest bezpieczna, jej nic nie jest, da radę, abym zajęła się sobą. Pomyślałam wtedy sobie " kurde co ona opowiada, przecież ja czuję się dobrze, tyle przeszłam z nią i nic mnie nie złamało". Dopiero teraz dostrzegam to, że miała rację, to że zauważyła, że bardzo szybko mówię itd..żebym w końcu zadbała o siebie, no ale łatwo się mówi, jak człowiek ciągle martwił się, czy jej to minie, czy nie zadzwonią ze szpitala, że coś się stało, jak będzie, kiedy wróci i ogólnie masa takich myśli. Wiem, że komuś może wydać się straszne co napiszę , ale czasami miałam takie myśli, że normalnie życzyłam mamie śmierci

, aby uwolniła się od tego uzależnienia, aby tym samym dała i mi spokój. Kochałam ją, kocham nadal, to moja mama ale ...no właśnie, mega sprzeczne uczucia

. Jednej z trony ją kochałam, bo matka a z drugiej nie nawidziłam, że nie mam normalnego dzieciństwa, życia, że nie mogę nikogo do domu zaprosić, bo sytuacja jest jaka jest. Ja nigdy w życiu nie byłam na dyskotece

, może to śmieszne, ale poważnie NIGDY. Wiecznie byłam w domu, czytałam książki, uczyłam się zawsze na tip top, czerwony pasek itd... Niestety mam w większości charakter po niej, bo ona była też taka chwiejna emocjonalnie , bardzo wrażliwa itd..strasznie przeżyła rozwód z moim ojcem, to też wpłynęło na jej chorobę ( zresztą ona całe życie powtarza, że to mojemu ojcu zawdzięcza ten horror,. nie zgodzę się z tym do końca, bo po prostu zamiast żyć, odseparować się , ciągłe go wspominała, toczyli wojny itd..zniszczyło ją to. O dziwo teraz wszystko jest w porządku. Wygrała można powiedzieć z uzależnieniem. Pracuję, czuje się lepiej niż ja

. Nie dzwoni, nie prosi o pomoc, wręcz przeciwnie. Myślę, że moim podstawowym błędem było wieczne jej wyręczanie we wszystkim ( to był mój błąd, ona leżała a ja wszystko robiłam, to był mega błąd , bo nie miała żadnej motywacji do życia, do czegokolwiek, wiedziała, że ja zawsze jej pomogę, stąd uciekała sobie w lęki, czasami mam wrażenie, zresztą nawet pani psychiatra powiedziała, że ona najzwyczajniej mnie wykorzystywała i robiła sobie wczasy od życia

dokładnie wczasy od życia, problemów dnia codziennego , miała wymówkę LEK ). Zresztą jej problemem nie była nerwica ( no może na początku jakieś 20-30 lat temu , potem to tylko uzależnienie i tyle ).Trochę jest w tym wszystkim taki klops, że dzięki temu ja wiem, jakich błędów nie należy popełniać przy nerwicy:
- zamykać się domu
- odseparowywać od znajomych
- wyręczać się w codziennych obowiązkach innymi
- każdy nowy objaw somatyczny traktować jako " Oho coś poważnego, coś się dzieje, teraz to koniec.." BZDURA

itd itd...
Szukając informacji na temat nerwicy znalazłam na youtube filmik jakiejś pani psycholog ( nie pamiętam nazwiska), który podała IV zasady w nerwicy :
1. UNIKAĆ UNIKANIA ( wiadomo o co chodzi, czyli po prostu jeśli boimy się iść na zakupy, to trzeba po prostu po niej pójść, boimi się jechać tramwajem? nie unikamy, staramy się jechać itd..)
2. NIE WYRĘCZAMY SIĘ INNYMI ( rodziną, znajomymi, partnerem itd.., robimy wszystko sami, staramy się nie prosić o pomoc, oczywiście fajnie jest gdy nam ktoś pomaga, czujemy, że ktoś o nas dba itd..ale po pewnym czasie staje się to dla nas problemem, bo zaczynamy zauważać, że sami już wiele nie zrobimy, stajemy się zależni od innych, takie błędne koło)
3. NIE MÓWIMY STALE O NERWICY ( ok, fajnie jest się wygadać, ale nie 24 h opowiadać wszystkim dookoła co nam dolega, co czujemy itd..bo inni i tak tego nie zrozumieją, bo nie czuja tego co my, mogą współczuć ale tylko tyle...raz i STOP gadaniu o nerwicy, poza tym jak o niej mówimy to nie robimy nic jak tylko 24 h skupiamy się na niej, a nie na życiu)
4. I NIE CZYTAMY FORUM

( niestety to prawda, wiele ludzi nakręca się czytając innych historie, czekają aż sami dostaną takich objawów, jeśli już ich nie mają od razu po ich przeczytaniu, anie którzy pocieszają się, że u nich jeszcze nie jest aż tak źle

, oczywiście można czytać o nerwicy, nawet się powinno, bo im więcej wiemy, tym więcej rozumiemy, a jak więcej rozumiemy to mniej się boimy itd..ale wyłącznie książki fachowe, nie fora internetowe ).
Szczerze powiem, ja szukając więcej info o nerwicy pierwszą historię na jaką trafiłam była historia Grzegorza ze strony
http://www.szaffar.pl. Znam ją na pamięć

. Kupiłam nawet jego książkę pt. " Pokonałem nerwicę ". Aktualnie czekam na nią

i pewnie przeczytam kilka bądź kilkanaście razy jeszcze. Daje nadzieję, że z tego gó...na da się wyjść, a jedynym ograniczeniem jest nasza emocja ale jakże silna emocja LĘK. Przeczytałam także inną książkę pt. " OSWOIĆ LĘK" i obie książki kładą nacisk na jedno:
- akceptować swoje uczucia, nie uciekać przed nimi, nie wypierać ich
- prowadzić wewnętrzne dialogi dowartościowujące
- racjonalizować myśli
- nie ograniczać się, wychodzić swojemu lekowi na przeciw
w każdej książce jaką tylko nie wzięłam do ręki, było jedno : OSWAJAĆ LEK, nie uciekać przed nim.
Jak to Grzegorz napisał w Historii pewnej nerwicy a także VICTOR TY na tym forum:) , że nerwica to nic innego jak reakcja walcz bądź uciekaj, tylko sprawa jest następująca walczyć nie ma z kim, uciekać nie ma gdzie ( no bo gdzie skoro to jest w nas : ), jest jeszcze trzecia droga jak napisał Grzegorz - PRZETRWAĆ

.
Pamiętam , jak w nocy się budziłam ( po tym pierwszym ataku paniki) , poczułam się źle, mimo że nic specjalnego się przecież nie działo, to robiłam taki trik- szybko się ubierałam, w samochód i do mamy

ha ha ha, w noc o 2-3 , bo wewnętrznie się bałam, że co będzie jak znowu mnie złapie ..miałam tak kilka razy , ja uciekałam, nic innego jak uciekałam, ale co ta moja biedna mama by mi pomogła, no co ? zaparzyła melisę, porozmawiała i wszystko,,, miałam tak kilka razy aż przy kolejnym będąc już na dole przy aucie, zawróciła się mówiąc do siebie " do jasnej cholery co ja robię ? czego Ty się Dorota boisz ? nie pozwól aby to gówno tak tobą manipulowało " i powiem szczerze , że skończyłam z tym
Ja mierze się z nerwicą nadal, chodź dzięki matce wiem na czym to wszystko polega. Wiem, że leki to droga na skróty. Poza tym, wiem że trzeba będzie je kiedyś odstawić i co wtedy ? Wolę zmierzyć się ze swoim lękiem, przecież znam mechanizmy nerwicy, wiem wszystko o niej, nie pozwolę aby irracjonalny lęk mnie ograniczał. Jedyne czego w życiu powinnyśmy się bać to podobno STRACHU

, bo lęk to jedynie wytwór naszej wyobraźni. Przestrzegam przed benzo, bo żadne wyjście, a potężne cierpienie na lata. Zaczyna się od relanium , a kończy na Lorafenie . Przy tym nerwica to wielkie NIC. Wiem to z doświadczenia matki, dlatego przestrzegam, aby samemu nie zrobić sobie z życia piekła. Ja jedynie wspomagam się 10 mg hydroxyzyną, chodź też odstawiam po woli, zresztą sama zeszłam z dawki 25 mg, bo czy ją brałam czy nie BYŁO JEDNO I TO SAMO

, efekt placebo , równie dobrze mogli mi podmienić witaminę i byłoby to samo.
Mój niepokój , wynika po części z dzieciństwa ale także z ogromnej poprzeczki jaką sobie stawiam. Musze zawsze być the best i robić wszystko też the best. Mieszkanie mam, ok za małe już , mam auto swoje, kurde za stare już itd itd.. Inni znajomi nie mają nawet połowę tego co ja, a jest im z tym dobrze, nie mają takiej presji jak ja . Muszę nad tym pracować.Wiem

.Uczę się także jak być w związku. Nawet mój facet zauważył, że ja to w ogóle nie potrzebuję faceta, bo wszystko robię sama, nie proszę o pomoc. Także z tym walczę

staram się zrzucać już powoli obowiązki na partnera ...ciężko tak zmienić nawyki, ale wiem, że to tylko nawyki, nic nie jest do odkręcenia. Przez te wszystkie lata zżyłam się sama ze sobą, przyzwyczaiłam się do samotności i nie proszenia o pomoc. Powoli zaczynam uczyć się na czym polega życie we dwoje .
Terapia także spełnia ważną rolę w nerwicy aczkolwiek muszę zwrócić mojej terapeutce uwagę, abyśmy bardziej popracowali nad akceptacją mojej przeszłości, bo ona ciągle daje o sobie znać. Moja pani psycholog bardziej koncentruje się na robieniu rysunków pode mnie typu: rozetka, aby pokazać, jak funkcjonuję w poszczególnych dziedzinach życia, na malowaniu garnuszków i zamalowywaniu ich w procentach aby mi pokazać ile we mnie z danej cechy jest itd..). Ja jednak wolałabym się skupić bardziej na pogadankach dotyczących życia , przyszłości, przeszłości itd..
Jest jeden szkopuł odnośnie techniki, którą moja pani psycholog kazała mi stosować ( tutaj Victor jakbyś mógł się ustosunkować do tego, proszę : ). Ona twierdzi, że jak przychodzi atak paniki, czy fala niepokoju ( ona porównuje to do fali, która się wzmaga i opada ), że powinnam zająć się czymś innym, rozproszyć myśli, zmienić otoczenie myślowe . OK ale przecież wszędzie jest napisane, aby nie przeganiać myśli, niepokoju, lęku tylko go oswoić, zmierzyć się z nim, nie uciekać na spacer, pogadankę z kimś itd...tylko zmierzyć się z tym, przetrwać. To co ona proponuje ma się nijak do tego co czytałam w książkach. Oczywiście ważne jest to wszystko ale moim zdaniem to takie jakby uciekanie jak się niepokój pojawi, a przecież uciekać nie ma po co, tylko się tym zmierzyć, pozwolić aby ten niepokój przez nas przepływał. Za każdym razem jak mam niepokój, mam iść na spacer, czy zjeść czekoladę czy też coś innego ? Powinnyśmy chyba go akceptować ( nie wmawiać sobie na siłę, że go nie ma). On jest i pewnie jeszcze przez jakiś czas będzie. Oswoić go, a mimo wszystko żyć dalej i nie ograniczać się. Czyż nie tak ??? Czy ja coś pomyliłam ???

. Ona za wszelką cenę chce mi pokazać, że ja tak na prawdę nie ma powodów do lęku. OK, nie mam ale mimo wszystko wstaje rano uśmiecham się ( robię mu na przekór) ale on jest. Nie mogę go od tak zignorować, bo przecież czuję

. Jedyne co mogę zrobić to zaakceptować go, nie odrzucać i nie wypierać.
Tez na jakiejś stronie znalazłam fajny materiał napisany przez chłopaka , który wyszedł w nerwicy będąc w USA . On twierdzi, że tam nikt na nerwicę nie stosuje leków, tylko terapia. Z nerwicy wychodzi się w przeciągu kilku kilkunasty tygodni, miesięcy. Zaczął opisywać jak to wygląda krok po kroku, ale niestety udało mi się znaleźć tyko dwie jego sesje, które polegały na tym, że :
1. siadamy sobie w fotelu, zamykamy oczy , uśmiechamy się do siebie ( podkreślał, że to b. ważne), odchylamy głowę na 5-10 sekund do tyłu, wracamy z nią z powrotem i mówimy tak w myśli " akceptuję mój niepokój, jest częścią mnie, nie mogę z nim walczyć, bo z tym się urodziłem/łam , wiem że niepokój nic mi nie zrobi, jest niegroźny, to tylko wytwór mojej wyobraźni, tylko iluzja, akceptuję tą myśl...."
i tak kazał robić z każdą nadchodzącą myślą, następnie z każdym objawem fizycznym typu : " akceptuję, że mam drętwy język, wiem że mi nic nie jest, to tylko efekt nerwicy, jestem zdrowa, po prostu to efekt napięcia nerwowego " itd , itd..
najważniejsza według niego, jest AKCEPTACJA, Broń Boże nie walczyć z myślami, gdyż stwierdził, że ten kto walczy to jeszcze długo będzie walczył,,,nie tędy droga do wyjścia z nerwicy
2. druga sesja polegała na dokładnie tym samym ale na domaganiu się więcej typu " Czuję niepokój, OK ale co tak słabo ? no dawaj mocniej ? to słabo ? " ... dokładnie coś takiego
Niestety nie udało mi się odnaleźć kolejnych jego sesji, które miał sukcesywnie dodawać. Napisał, że z nerwicy da się w 100% wyjść ( zresztą moja pani psycholog też tak twierdzi, nerwica może być epizodem, wymaga pracy ale to nie rak ), pod warunkiem, że nie będziemy walczyli z myślami, tylko je akceptowali, bo ci co walczą będą walczyć jeszcze długo...
Czyli w myśl tej teorii, mam zaakceptować to że na razie odczuwam niepokój i oczywiście pogodzić się z tym, że jeszcze przez jakiś czas tak będzie . Codziennie rano jak wstaję i czuję , że mam ten niepokój prowadzę ze sobą dialog wewnętrzny typu " O jesteś niepokoju, ok, akceptuję cię, wiem że jesteś ale ja żyję dalej, wiem że jesteś tylko silną emocją i nic poza straszeniem mi nie zrobisz..", po czym ubieram się i idę do pracy. Staram się wszystko robić tak, jakby go nie było. Jak pojawiają się gorsze myśli to je racjonalizuje i nara

. Jak pojawia się lęk duży to nie uciekam, stosuję dialog wewnętrzny i żyję dalej, nie wypieram niepokoju, nie wmawiam sobie na siłę, że go nie ma, bo JEST ale ja ciągnę mimo wszystko dalej ten wóz...
Czy uważasz że postępuję prawidłowo ? Czy jeszcze powinnam coś dodać ?
Podsumuwując : mam żyć jak dotąd, akceptować, niepokój, prowadzić dialogi wewnętrzne, nie ograniczać się, nie wypierać lęku, niepokoju i co ? ON sam minie ? przejedzie ? któregoś dnia się obudzę i go nie będzie ??? czy po prostu nauczę się z nim żyć i już tak zostanie ?
