Hej wszystkim dzisiaj
Chciałam bardzo podziękować wszystkim , którzy wczoraj pomogli mi przetrwać jakoś dzień, bo było mega ciężko ( niepokój sięgał zenitu, aż śliny nie mogłam przełknąć) .
Naprawdę dziękuję za miłe słowa i porady. PO powrocie do domu zaczęłam słuchać raz jeszcze tematu dotyczącego akceptacji ( może jeszcze raz go przesłucham ) i faktycznie , akceptacja polega na tolerowaniu lęku , nie koncentrowaniu się na sobie 24 h, nie na egocentryzmie,..no jest ciężko, nie powiem, dzisiaj jest on znowu ale ja jestem już jakoś spokojniejsza wewnętrznie , bo przecież mam chore emocje, a nie logikę (świadomość). Postanowiłam, że dzisiaj będę robiła wszystko to na co mam ochotę pomimo lęku, bo jedyne co on może mi zrobić to mnie straszyć i nic poza tym, a ja nie dam się wciągnąć w jego gierki.
Z panią psycholog także sobie popisałam, że nie oczekuję od niej, aby wrzucała mnie w schematy itd.. tylko aby wróciła ze mną do dzieciństwa, do mojej przeszłości, bo moim problemem jest właśnie ona. Nie potrafię się pogodzić z nią, rozliczyć i wiem , że tam jest podłoże mojego niepokoju. Mamy zacząć to teraz omawiać.
Poza tym porozmawiałam także ze swoim chłopakiem i ustaliłam jakieś priorytety w życiu, nasze plany. Ja nie chcę być dalej pół kobietą, pół facetem w życiu, nie chcę ciągle się martwić o kredyt, o rachunki. Ja nie miałam dzieciństwa, bo matka obciążała mnie problemami z ojcem, wieczne ich kłótnie, wyzwiska, ciężki rozwód, a potem jej nieustająca choroba z malutkimi przerwami i wiecznie " Dorotka pomożesz mi ostatni raz, ...to już ostatni raz", albo " ja to nie mam dzieci tylko bachory, które nie chcą mi pomóc w życiu " ( jak tylko się sprzeciwiałam), nieustające z nią awantury, bluzgi itd.. Myślałam, że nigdy się od niej nie uwolnię. Z jednej strony kochałam, a z drugiej nienawidziłam ( i takie ciągle miałam wyrzuty sumienia). Obiecywałam jej, że ostatni raz jej pomagam, że się odcinam , a jak tylko zadzwoniła to ja i tak leciałam pomagać, no bo to matka jednak...i tak do usranej śmierci.
Brat miał lepiej, bo był na tzw. dochodne, więc jak coś się z nią działo to i tak wszystko spadało na mnie. Tyle razy ja prosiłam, że ma jeszcze syna, że nie tylko mnie powinna tak męczyć..na nic były moje prośby, a za to słyszałam, że " jestem niewdzięczna, że sama nas wychowywała, że żałuje że ma dzieci...tragedia jednym słowem.
Ostatnio zauważyłam, że mój chłopak się uśmiecha sam do siebie, więc się go pytam " z czego ty się tak cieszysz sam do siebie", a on " a bo pomyślałem o jakiejś fajnej rzeczy z przeszłości, z wakacji, jakieś wspomnienia, Ty tak nie masz "....kurde i zadałam siebie sprawę z tego, że ja pierdzielę, ja nie mam żadnych miłych wspomnień, jedyne co pamiętam to ta moja matka i jej " jazdy ". Nigdy nigdzie nie wychodziłam, moje życie to tylko praca-dom-praca-dom, a jak zbliżał się weekend to przesiedziałam w domu przed tv i marzyłam o jakimś księciu, który zabierze mnie z tego syfu. Wakacje ? kurde ja chyba nigdy w życiu nigdzie nie byłam, na żadnych wakacjach. Nawet na pewno. Zawsze brałam kasę za urlop, bo potrzebne na jakieś meble, na coś, bo auto sobie kupiłam, potem na wkład do mieszkania i tak w koło...a gdzie ja ? gdzie tzw. RESET ? gdzie wakacje, gdzie zmiana otoczenia myślowego ? gdzie fajne wspomnienia ? NO nic nie ma...nie potrafię zbudować przyszłości,. bo tkwię w tym gównie z przeszłości.
Poprosiłam faceta, a mieliśmy plany, aby wynająć moje mieszkanie od przyszłego roku, a kupić na kredyt większe ( mamy zdolność, głównie z uwagi na moją pensję ) no i plany aby mieć dzidziusia. Ja w końcu nie robię się młodsza, w tym roku 32 lata skończę...i tak ciągła presja. Znowu zero wakacji, zero wyjść, wyjazdów, bo zbieramy na wkład, potem remont, potem dziecko, a gdzie JA ?????. Dlatego koniec z tym. Powiedziałam facetowi, że żaden kredyt nie wchodzi w grę. Nie ma takiej opcji. Dosyć z tą wieczną pogonią za rzeczami materialnymi. Mamy możliwość mieszkania u jego rodziców. Mamy całą górę dla siebie. Sorry, ale ja chcę mieć już spokojniejsze życie. W sumie ucieszył się bardzo, bo taki był jego pierwotny plan, abyśmy tam zamieszkali ale oczywiście ja SWOJE< SWOJE< SWOJE i kredyty , kredyty ..w dupie to już mam. Jesteśmy teraz we dwoje niech on się troszkę pomartwi. Zawsze będziemy mieli spokojniejszą przyszłość. Ja nie chcę, aby znowu czacha mi parowała od natłoku tego wszystkiego

.
Tak, więc pierwsze co: to biorę w najbliższym czasie parę dni wolnego aby pojechać w góry. Kurde to było moje marzenie. Jechać do Zakopca, nigdy tam nie byłam, bo z kim ? bo strata kasy i ciągle coś...i tak mi życie przeleciało, bo ciągle musiałam komuś dorównywać, bo inni mają, a ja nie, bo inne mają dziecko, a ja nie. Ciągle mi powtarzano Jezu Dorota zostaniesz sama, ten wiek, daj spokój. Nawet moja matka, ja w twoim wieku to już dawno miałam dzieci..nosz k....wa, że tak powiem. Miała dzieci, ale z kim ? totalnym debilem, który je zrobił i go przerosło bycie tatusiem? Tacy ludzie nie powinni mieć dzieci nigdy. Nie zapewnić żadnych warunków, ale aby dzieci narobić, bo co ludzie powiedzą...
Ale nie powiem, weszło mi na głowę to, że jestem sama, że lata lecą, że dziecka nie będę miała itd..ale to się już zmieniło, poznałam super faceta, mamy plany, on jest totalnym przeciwieństwem mnie, wie o mojej nerwicy i to akceptuje. Nie pozwolę, aby moje wygórowane ambicje zniszczyły nasz związek, aby mój niepokój ( to tylko zwykłe uczucie) zaczął kierować moim życiem.
Odnosząc się do forum , że służy nakręcaniu się nie miałam na myśli nic złego. Nie chciałam też tym nikogo urazić.. ale wiem po matce jakie błędy popełniała. Jej życie kręciło się tylko w koło lęku, silnego bo od benzo, od uzależnienia, więcej i więcej.. Jej jedynym tematem był lęk, siedzenie w domu, łóżku i czekanie aż minie. Co robiła jeszcze ? a to, że zamiast mieć koleżanki " zdrowe" to ona obstawiała się wyłącznie tymi z zaburzeniem i jedyny ich temat to 24 h lęk i leki. Tej to pomaga, tej to nie..itd. Zamiast wstać z wyrka, pójść do pracy, do ludzi, zmienić otoczenie myślowe, pogadać o czymś innym niż tylko lęk to by nie wiedziała kiedy by to minęło. Robiła wszystko to co najgorsze. Nakręcała się. Dlatego przestrzegam przed tym i jedynie to miałam na myśli pisząc o forum. Fajnie jest szukać pomocy i wiedzieć, że są inni z tym samym problemem, ale też trzeba żyć

.
Marianno

dziękuję za miłe słowa wsparcia, trzymaj się także , walcz a właściwie nie walcz ( bo ponoć z nerwicą się nie walczy) tylko może żyj, bo życie ma się jedno ...
i faktycznie kluczem u ciebie może być tak samo jak u mnie moja wiecznie zalękniona matka...z przeszłością trzeba się rozprawić, bo nie pozwoli iść nam dalej...
widocznie jak i u ciebie, tak i u mnie granica odporności na to wszystko została przekroczona, po prostu kable zostały przegrzane i tyle

...trzeba zdać sobie sprawę z jednego, że " nikt za twoja mamę życia nie przeżyje"...
fajnie , że poruszasz to na terapii, właśnie o to samo poprosiłam moją terapeutkę, bo ona jedynie wrzucała mnie w schematy, wykresy, tabelki itd...a ja bardziej potrzebuję psychoanalizy, rozprawienia się z przeszłością...
będzie dobrze kochana
