Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Pomożecie?

Forum poświęcone: nerwicy lękowej, atakom paniki, agorafobii, hipochondrii (wkręcaniu sobie chorób), strach przed "czymś tam" i ogólnie stanom lękowym np. lęk wolnopłynący.
Możesz dopisać się do istniejącego już tematu lub po prostu stworzyć nowy.
Tutaj umieszczamy swoje objawy, historie, przeżycia. Dzielimy się doświadczeniami i jednocześnie znajdując ulgę dajemy innym pocieszenie oraz swego rodzaju ulgę, że nie są sami.
ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Zawieszona
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 37
Rejestracja: 15 stycznia 2012, o 15:33

15 stycznia 2012, o 15:48

Witam,
mam 28 lat i depresję z napadami lęku panicznego. Postanowiłam się tu pojawić z powodu tego co się ze mną dzieje. Nie będę pisała o tym co siedzi w mojej głowie, o żalu i ogólnym rozbiciu bo jest tego sporo. Martwi mnie najbardziej strona fizyczna... Mianowicie, tak jak większość z Waz zapewne zaczęłam biegać po lekarzach, jakieś 6 lat temu. Miałam wszelkiego rodzaju badania, od podstawowych, rezonansów, ekg itp. na teście na HIV i helicobacter kończąc. Pogodziłam się już z opinią każdego lekarza u którego byłam, że to nerwica, depresja itd. Podjęłam leczenie, niedawno bo zaczęłam we wrześniu. Niestety jestem coraz bardziej załamana bo nic nie pomaga. Ani terapia, ani leki (Afobam, seronil, hydroksyzyna). Przez chwilę czułam się lepiej, tzn. część objawów somatycznych zniknęła aż do dnia dzisiejszego. Wszystko wróciło ze zdwojoną siłą. Wstałam rano z olbrzymimi zawrotami głowy, prawie całe ciało mi zesztywniało, nawet teraz pisząc mam sztywne palce. Nie mogę ustać na nogach bo czuję jak drżą. Mam oczopląs, widzę jak za mgłą i ta cholerna pustka w głowie. Zastanawiam się czy jechać znów na pogotowie, ale z drugiej strony co im powiem? Drżą mi nogi? Mam zawroty i ciężko oddycham? Już wiem co mi powiedzą. A ja się czuję jakbym umierała... Z resztą nawet nie wiem czemu płaczę bo szczerze mówiąc są chwile kiedy wcale nie jest mi źle gdy myślę o śmierci. Czy jest tu ktoś kto też tak się czuje? Kto ma wrażenie, że ziemia się buja? A jak idziecie spać to kręci się Wam w głowie? eh...
Hello again my sweet fears
Victor
Administrator
Posty: 6548
Rejestracja: 27 marca 2010, o 00:54

15 stycznia 2012, o 17:14

Tak w sumie to większość osób jak nie każda, z nerwicą, atakami lekowymi, lekiem tak się czuje, twoje objawy są znane i mnie również maksymalnie.
Badania wszystkie okey, tak szczerze wierzysz ale tak mocno, emocjonalnie, ze to co masz to jest nerwica? czy nadal gdzieś w głowie siedzi ci pomysł, że to co innego? Te pomysły blokują zdrowienie.
Piszesz tu o ogólnym rozbiciu, domyślam się, ze zapewne jakieś problemy to wszystko spowodowały, i teraz pytanie, czy te problemy nadal są aktualne, czy pomimo leczenia nadal borykasz się z ziemskimi, realnymi, być może ciężkimi kłopotami. piszesz o żalu, to wszystko jeśli jest nadal aktywne może utrudniać leczenie do zera lęków. A na jaką terapię chodzisz, wiesz? Od kiedy terapia też od września ? Czym na tej terapii się zajmujecie? Czy afobam bierzesz na okrągło czy tylko doraźnie?
Czy od września bierzesz ciągle jeden lek na nerwicę seronil czy były inne?
Nie przejmuj się można z tego wyjść, trzeba się przestać bać, to nie jest proste ale możliwe, tutaj masz temat, tam jest link do pewnej historii faceta z nerwicą, warto to przeczytać jeśli tego jeszcze nie zrobiłaś. viewtopic.php?p=142#p142
I spokojnie, chocby nie wiem jak straszne były twoje objawy to jesteś bezpieczna, tak naprawdę lęk oprocz szkody na twoim szczęściu i swobodzie nic złego zrobić ci nie może.
Patrz, Żyj i Rozmyślaj w taki sposób... aby móc tworzyć własne "cytaty".
Historia moich zaburzeń lękowych i odburzania
Moje stany derealizacji i depersonalizacji i odburzanie


Przykro mi jeżeli na odpowiedź na PW czekasz bardzo długo, niestety ze mną tak może z różnych powodów być :)
sandra
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 81
Rejestracja: 27 maja 2011, o 23:50

15 stycznia 2012, o 18:04

Czesc a ile juz chorujesz na tego typu podobne wkrety? Od wrzesnia czy mialas juz wczesniej jakies fazy? U mnie jest podobnie nie widze poprawy leczenia i wiecznie czuje sie zle, ciagle, nie ma dnia kiedy by bylo dobrze. mam takie objawy jak ty ale mnie tez na sercu sie skupia moja nerwiczka
Awatar użytkownika
Zawieszona
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 37
Rejestracja: 15 stycznia 2012, o 15:33

15 stycznia 2012, o 18:38

SANDRA Jakieś 6 lat temu zaczęło mi się coś dziać ze wzrokiem. Uczucie jakbym widziała tylko jednym okiem. Później doszły mroczki, zawijasy, gwiazdki itp. Oczywiście okulista, neurolog, tk głowy, tarczyca itd, nic nie wykryły. Uspokoiłam się na jakiś czas. Po jakimś roku doszły dziwne mrowienia w nogach i wspomniane przeze mnie sztywnienie rąk. Kolejne badania z dopplerem tętnic włącznie. Nadal nic nie wykryto. I tak żyłam sobie przez jakieś 3-4 lata. Raz było lepiej a raz gorzej. Ponad rok temu w pracy zdrętwiałą mi ręka, doszły duszności i zawroty głowy. Myślałam, że zemdleję. I wtedy zaczął się mój maraton z lekarzami. Każdy powtarzał, że to nerwica a mi dochodziły kolejne objawy. Jak jedne mijały pojawiały się kolejne. Ale od czerwca tego roku jest po prostu gorzej.
VICTOR zaczęłam terapię dopiero w grudniu. Nazywa się chyba behawioralna. Po prostu rozmawiam z panią o tym co spotkało mnie wciągu tygodnia itp. Natomiast seronil biorę dopiero miesiąc, wcześniej po dwóch tygodniach stosowania rzuciłam citronil. Afobam mam brać tylko doraźnie, póki co zjadłam tylko pół tabletki. Boję się leków jak cholera bo pracuję. Jeśli mam być szczera, to mam wrażenie, że to właśnie po nich jest mi gorzej. No i to prawda, że nie od końca wierzę, że to nerwica. Cały czas myślę, że coś pominęłam, że jest coś co powinnam zbadać, nikt tego nie wykrył a ja umieram... A tak poza tym, psychiatra zapisała mi w karcie, że jestem DDA. Głupio przyznać, ale tak chyba jest no i do dziś z mamą nie mam najlepszego kontaktu. Nawet nie wie w jakim stanie teraz jestem.

Bardzo Wam dziękuję za zainteresowanie. Jakoś mi raźniej teraz :) Jestem właśnie w trakcie czytania poleconego bloga :)
Hello again my sweet fears
sandra
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 81
Rejestracja: 27 maja 2011, o 23:50

15 stycznia 2012, o 18:55

na pewno Victor ma racje z ta wiara w diagnoze nerwicy, ja kiedys w ogole nie wierzylam to bylo maksymalnie zle, teraz tez mam watpliwosci ale juz nie histeryzuje jak kiedys i jest w no duzo lepiej nzi bylo. Choc nadal zle. Ja tez mam wieczne watpliwosci ze cos p[rzegapilam ze badania nie wykazaly i tak wkolo. To nas naprawde nakreca, wiem o tym ale nie moge przestac. Tez mialam prawie te wszystkie badania i wyszly dobrze i diagnoza nerwica. Ale wiesz co seronil to moze troche podzialac zanim zaczniesz ty odczuwac poprawe, nawet czasem trzeba czekac wiecej niz miesiac na poprawe a na poczatku moze byc nawet troche gorzej po tych lekach. Terapie tez zaczelas niedawno chociaz j ana swoja przestalam chodzic bo nie moglam znalezc wspolnego jezyka z terapeuta, szukam obecnie nowego. I tez jestem dda niestety od ojca strony. Jesli po badaniach zawsze twoj stan sie troche poprawial to oznacza nerwice na bank :)
agora
Gość

16 stycznia 2012, o 17:19

Hej Zawieszona (ale zajebista ksywa ;) właśnie sobie przeczytałam Twój post. Ja też miałam slalom po lekarzach, a ile fikcyjnych chorób mi wtedy wykryli ;)
Ja pamiętam, że wtedy w głębi duszy czułam, że to raczej akcje nerwicowe, ale tak się bałam owej diagnozy, że do psychiatry poszłam tylko i wyłącznie dlatego, że nagadała mi do słuchu zaprzyjaźniona lekarka "pierwszego kontaktu", tak więc jak już namówiła mnie i na "pierwszy kontakt" z psychiatrą jakoś pogodziłam się, że te wszystkie somatyczne jazdy sa od nerwicy, choć naprawdę byłam pewna chorego serca, oczu, różnych nowotworów, tężyczki itd. Ja np. jak wstawałam widziałam takie wzorki i mroczki jakieś dziwne przed oczami, że nie mogłam za bardzo zidentyfikować czy jestem we własnym pokoju czy to już raj ;) Mnie przepisano najsilniejszy SSRI- paroksetynę- na początku absolutny, bezwzględny koszmar. Zwiększenie objawów 200%, spadek wagi do 42 kg, ciągłe lęki, dd, etap nory łózka, noszenie przez rodzine do kibla i jeszcze depresja mi się włączyła, myśli samobójcze. Pamiętam, że zarzuciłam mojej lekarce, że nie zna się na leczeniu. cud, że mi wybaczyła moje wywody bo sobie nie oszczędziłam naprawdę wtedy i pojechałam na temat jej kompetencji po całości, a że mam niewyparzoną mordę, naprawde miała prawo poczuć się urażona. Po jakichś ponad 10 tygodniach zacząłem wychodzić na prostą. Objawy jakby sie rozpływały, nie że tak nagle cyk i mijały jak tu niektórzy np. mieli. Lekko lekko zaczęło być lepiej czyli- spacer po domy, posiłek zjedzony bez wyrzygania i ciągłych odruchów wymiotnych, samodzielny spacer do kibla, obejrzenie 20 min filmu i tak sobie to wydłużałam. zrobiłam wtedy listę- po jednej str zapisałam to co mogę robić, a po drugiej to, czego nie, ale co bardzo chcialabym. I tak przez kolejne miesiace lista tego co mogę wydłużała się. Niestety lęki lubią nawracać i wtedy jest podle ale musimy jakoś wierzyć, że minie i starać się widzieć choćby jakiś malutki punkcik, bo lęki też jednak mijają. A to forum jest po to byśmy się wspierali w naszych czapach więc jak masz ochotę pogadać o gorszych momentach, to np. ja pozostaję do usług ;) Pozdrawki
sandra
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 81
Rejestracja: 27 maja 2011, o 23:50

16 stycznia 2012, o 19:58

agora pisze:Hej Zawieszona (ale zajebista ksywa ;) właśnie sobie przeczytałam Twój post. Ja też miałam slalom po lekarzach, a ile fikcyjnych chorób mi wtedy wykryli ;)
Ja pamiętam, że wtedy w głębi duszy czułam, że to raczej akcje nerwicowe, ale tak się bałam owej diagnozy, że do psychiatry poszłam tylko i wyłącznie dlatego, że nagadała mi do słuchu zaprzyjaźniona lekarka "pierwszego kontaktu", tak więc jak już namówiła mnie i na "pierwszy kontakt" z psychiatrą jakoś pogodziłam się, że te wszystkie somatyczne jazdy sa od nerwicy, choć naprawdę byłam pewna chorego serca, oczu, różnych nowotworów, tężyczki itd. Ja np. jak wstawałam widziałam takie wzorki i mroczki jakieś dziwne przed oczami, że nie mogłam za bardzo zidentyfikować czy jestem we własnym pokoju czy to już raj ;) Mnie przepisano najsilniejszy SSRI- paroksetynę- na początku absolutny, bezwzględny koszmar. Zwiększenie objawów 200%, spadek wagi do 42 kg, ciągłe lęki, dd, etap nory łózka, noszenie przez rodzine do kibla i jeszcze depresja mi się włączyła, myśli samobójcze. Pamiętam, że zarzuciłam mojej lekarce, że nie zna się na leczeniu. cud, że mi wybaczyła moje wywody bo sobie nie oszczędziłam naprawdę wtedy i pojechałam na temat jej kompetencji po całości, a że mam niewyparzoną mordę, naprawde miała prawo poczuć się urażona. Po jakichś ponad 10 tygodniach zacząłem wychodzić na prostą. Objawy jakby sie rozpływały, nie że tak nagle cyk i mijały jak tu niektórzy np. mieli. Lekko lekko zaczęło być lepiej czyli- spacer po domy, posiłek zjedzony bez wyrzygania i ciągłych odruchów wymiotnych, samodzielny spacer do kibla, obejrzenie 20 min filmu i tak sobie to wydłużałam. zrobiłam wtedy listę- po jednej str zapisałam to co mogę robić, a po drugiej to, czego nie, ale co bardzo chcialabym. I tak przez kolejne miesiace lista tego co mogę wydłużała się. Niestety lęki lubią nawracać i wtedy jest podle ale musimy jakoś wierzyć, że minie i starać się widzieć choćby jakiś malutki punkcik, bo lęki też jednak mijają. A to forum jest po to byśmy się wspierali w naszych czapach więc jak masz ochotę pogadać o gorszych momentach, to np. ja pozostaję do usług ;) Pozdrawki
takich postow mi dzis potrzeba...
Awatar użytkownika
Zawieszona
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 37
Rejestracja: 15 stycznia 2012, o 15:33

16 stycznia 2012, o 20:52

Agora, tak jak powiedziała Sandra - takich postów mi trzeba :D To co napisałaś dało mi niesamowitego kopa! Bardzo trudno rozpoznać z opisanej historii czy to o czym pisze druga osoba to to samo co czujemy i my. Myślałam, że tylko ja zawijam się w kołdrę i łkam do poduszki (to nie zwykły płacz tylko lament wręcz :(( ) a świat dookoła mnie wiruje. Nie do końca wiem, czy to co opisujecie jako derealizację to to co ja mam. Czy to zawieszenie ( stąd ma ksywa:D ) w przestrzeni, bujanie obrazu i postrzeganie świata nierealnym to właśnie to. Poza tym myślę, że dałabym radę gdyby nie to cholerne uczucie, że mdleję. Ale dosyć o objawach. Powiedz mi, ile już się leczysz? Wychodzisz z tego?

Sandra, a jak u Ciebie? co się dzieje? Jak się dziś czujesz?
Ściskam gorąco!
Hello again my sweet fears
sandra
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 81
Rejestracja: 27 maja 2011, o 23:50

17 stycznia 2012, o 11:06

Objawy potrafia byc tak rozne ze nie wiem czy w przeciagu 10 minut ustawicznego pisania wymieniłabym je wszystkie. U mnie dziś nawet nawet, ale to nawet nawet i tak oznacza ze zle. Macie tak ze nie ma dnia kiedy byscie sie zle nie czuli?
wikatoria1708
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 575
Rejestracja: 23 czerwca 2010, o 09:55

17 stycznia 2012, o 12:13

Hej :)
Witam serdecznie wszystkich nowych :)
Sandrunia,ja tak miałam,codziennie zle się czułam.Zawsze coś mi dolegało :) Pamiętam,że w ostrej fazie nie było godziny,żebym nie czuła się zle.Teraz też od kilku dni męczą mnie zawroty głowy i zaczynam się bać
Sztuką jest w poznawaniu człowieka, przez pryzmat ciała poznać jego duszę.
agora
Gość

17 stycznia 2012, o 13:43

Hej Wikatoria, ja jestem "nowa" i usmiecham się do Ciebie ;)
Droga Sandruś, Kochana Zawieszko ;)wiem co czujecie na[prawde bardzo dobrze, ja jak drugi miesiąc na paroksetynie 40 mg budziłam się rano i czułam znów ten stan, tą nierealność, obcość no to normalnie cycki opadały. Ciągłe pytanie KIEDY i CZY w ogóle minie. Jeśli chodzi o zawroty to ja mam czasami takie napady ("napad"- fajne słowo, bo po czesku to znaczy "pomysł" ;) ) że zaczynam czuc jakbym spadała w dół,żadnego odniesienia w przestrzeni albo takie zawirowania i to niestety jest też jeden z 456 tysięcy moich idiotycznych nerwicowych jazd. a moja najgorsza jazda to walśnie coś co kiedyś nazywałam omdlewaniem, bo czuję się ... kurczę no nie znam takich słów w żadnym znanym mi języku by opisać co czuję, ale spróbuję. No jest to dla mnie doznanie jakby "spoza świata żywych/ normalnych" to ono sprawiło, że jak już raz się kiedyś pojawiło tak naprawdę nigdy nie zaznałam ulgi i zmieniło się wszystko, cała beztroska i radość z tego świata się przewartościowała, moje dzieciństwo poszło sie za przeproszeniem jeb.... Czuję się wtedy jakbym żyła i nie żyła. Jakbym miała zaraz zemdleć, stracić kontrolę, ale to nie nadchodzi i tkwię w takim "Zawieszeniu" (już wiem skąd ta ksywa!), zawieszeniu między światami. Moje ruchy są wtedy irracjonalne bo staram się zrobić wszystko by "poczuć siebie". w zasadzie najbardziej boję się, ze taka czapa nie zejdzie i zostanie na zawsze wydaje mi się gorsza od niebytu. Umiem wtedy zakomunikować światu, że jest mi źle ale czuję się jakbym była w innej czasoprzestrzeni, gdzieś tu i nie tu. Jednak wiem, że to tak mój organizm reaguje, "radzi sobie" ze stresem oszukuje mnie, że to czego tak się boję tak naprawdę nie istnieje a tego nieistnienia paradoksalnie bardzo się boje. A jeszzce bardziej boje się chyba, że może się pojawić, czyli tradycyjnie jestem umęczona lękiem przed lękiem.
Ale jak mam złe myśli włączam sobie w głowie takie pogotowie rozweselające w które naprawdę uwierzyłam: 1. lęk nie zabija, 2.nie trwa więcej niż 30 minut jak już minie to przynajmniej na parę godzin jest spokój no i3. są ludzie, którzy pozbyli się lęków. Najgorzej to dać się porwać w szpony Pani Ce ;) Ja już umiem opanowac panikę, ale derealka i duszności jeszcze mnie wtedy męczą wtedy muszę odciągnąć myśli i pogadać z kimś. Długo dochodziłam do takiego patentu na to by było mi choc trochę lepiej ale w końcu go wypracowałam. Gadanie z kimś odciąga moje myśli, choć posmak czucia się źle gdzieś tam w tle jest odczuwalny. Myślę, ze każdy ma swój taki patent na to by sobie pomóc mnie się udało wypracować taki, myślę, ze dlatego, ze mam agorafobię to potrzebuję innych. Ja też nie czuję się nadal na 100% ale każdego dnia wynotowuję choćby najmniejszy plus i wychodzi, że moim ślimaczym tempem milimetr po milimetrze udaje mi się jakoś podźwignąć, a jak mam moment załamania to proszę o pomoc innych. Dużo mnie to kosztuje z moja cholerną dumą i chorym poczuciem niezależności, no ale jak trzeba to trzeba. Dziewczyny drogie, przesyłam Wam mnóstwo pozytywnej energii. Jestem pewna, że przyjdą dla nas lepsze czasy Buziory :lov:
Awatar użytkownika
Zawieszona
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 37
Rejestracja: 15 stycznia 2012, o 15:33

17 stycznia 2012, o 14:38

Hej wikatoria1708 :) , cześć dziewczynki :) ,

Jeszcze jakiś czas temu, bodajże w wakacje czułam się dobrze, tzn. miałam jazdy z oczami itp ale nie dopuszczałam do siebie lęku. Pojawiał się tylko w pojedynczych sytuacjach. Ale to był czas kiedy mogłam śmiało powiedzieć, że czułam się średnio w skali 7/10 :) Natomiast od sierpnia/września kiedy lekarze wręcz kazali mi iść do psychiatry zaczęło się piekło. Właśnie szukałam takich osób, które mogły by powiedzieć 'tak, czuję się fatalnie całymi dniami' a na forach ludzie bardzo skupiają się na atakach co dawało mi poczucie jeszcze większego lęku, no bo inni mają tylko ataki a ja drżę non stop, czyli to na pewno nie nerwica, umieram... i znowu piekło. Tydzień wygląda tak, że mimo wszystko idę do pracy, drżę, duszę się, wychodzę do ubikacji i siedzę zwinięta w kłębek bo zbiera mnie na wymioty ale zbieram się w sobie i idę. Niestety kiedy przychodzi weekend albo noc po prostu pękam. Psychicznie. I rano znów mobilizacja, bo do pracy i uczucie mdłości, nogi jak z waty. Jak to mija pojawiają się zawroty. Później sztywne nogi, ręce. Jak się z tym uporam czuję jakieś dziwne kłucie, na całym ciele. Raz noga, raz kark, za chwilę drapanie w gardle, klatce piersiowej. Uspokajam się trochę w domu. I tak w kółko, jedno mija pojawia się drugie.

Szlag człowieka trafia bo porównuję swoje życie do przeszłości, nawet niedalekiej. Wypiłabym piwko, polatała po mieście do 4 nad ranem, ale nie bo wystarczy światło latarni na ulicy, które mnie przypadkowo oślepi i już panika, bo za długo mam plamy przed oczami.

Na prawdę cieszę się, że jestem tu z Wami. Razem raźniej, co by nie było :D
Buziaki :papa
Hello again my sweet fears
agora
Gość

17 stycznia 2012, o 18:03

A powiedz mi skarbie, od kiedy bierzesz fluoksetynę? Od wakacji? Zwiększałaś dawki w tym czasie? Miały miejsce w Twoim życiu ostatnio jakieś "szybkie zwroty akcji", zmiany- nawet z pozoru niepozorne (oczywista oczywistość jak mawiał pewien Pan, mam nadzieję, że na tym forum nie ma zbyt wielu purystów ;) )? U mnie w sumie tez ataki powróciły tak trochę jakby "znikąd" i TAK, potwierdzam Twoje obawy miałam ohydne paskudne samopoczucie CODZIENNIE. I naprawdę nie jesteś ani jedyna, ani pierwsza ani ostatnia (niestety, bo takich wstrętnych odczuć tego świata nie życzę nawet własnym wrogom). Ja akurat inaczej niż Ty mam agorafobię "zamiast" depresji, ale lęki to lęki i to co opisujesz nie jest mi obce, wygląda to na "typową sprawę". Miałas niedawno robione EEG,tomografię z kontrastem? Tak wiesz, na wszelki wypadek, ja się teraz wybieram, lekarz mnie skierował, ale pewna jestem, że będzie ok, że to po prostu nerwica. Powiem ci, że jesteś bardzo silna jeśli przełamujesz się i chodzisz do roboty. Ja z moją agorafobią to czasami z fotela nie mogę wstać bo czuję, że się rozpadnę, znikne i inne takie pierdoły, które mnie juz nawet bawią czasami. Moim przyjacielem jest koc, bo jak mnie już dopada przerażenie to muszę się nim nakryć. Poprosiłam męża by odcinał po kawałku bo zdziczeję jak się od tego nie odzwyczaję. Ostatnio Pan koc nie jest tak często uzywany co też oznacza, że nieco lepiej. Wiesz, w firmie, w której pracowałam miałam bardzo dobra kumpelę, która miała depresję, to ona w Twoim stanie brała zwolnienie pomimo leków, myślę, że możesz sobie pogratulować determinacji, opisywała mi swoje objawy bardzo podobnie jak Ty.
Fajnie, ze wrzuciłaś fotkę, miło widziec z kim się koresponduje; jakoś pisanie w necie na forach zawsze przyprawiało mnie o mdłości, te niby znajomości takie miałkie, ten brak odpowiedzialnosci-staroświecka jestem ;) ale to tutaj naprawdę pomogło mi się wygrzebać, czułam i nadal czuję się zrozumiana, no co tu dużo mówić -trafiłam w dobre towarzystwo :DD przynajmniej ktoś naprawdę przezył to co ja i też walczy, bo życie musi toczyć się dalej. a co do tej fotki, śmiem twierdzić, że mamy identyczne uszy- małe i bez płatów- podobno świadczy to o przynależności do jakiegoś szlacheckiego rodu ;)To teoria mojego taty ;) Dla mnie to świadczyło raczej o tym, że mogę nie mieć kolczyków w uszach; w gabinecie kosmetycznym pani się długo zastanawiała gdzie usadzić mi kolczyk wielkości atomu- od tamtej pory noszę kolczyki wielkie jak kula ziemska ;)
PS. widziałaś może salę samobójców? Ja ostatnio widziałam i jestem BARDZO ciekawa opini "zwichrowanych" bo opinię zdrowych już znam. Jeśli jednak nie widziałaś a nie czujesz się najlepiej to nie oglądaj bo ten film pozytywnie nie nastraja- tak tylko pytam, po prostu uwielbiam filmy. Jak miałam mega jazdy na żadnym nie mogłam się skupić, więc jak tylko mogę to nadrabiam zaległości.
Buziak Zawieszona i życzę ci by ten wieszak, na którym wisisz wydłużał się tak bardzo aż nogami dotkniesz do ziemi. Zobacz wtedy w lustrze czy nie wyrosły Ci przypadkiem skrzydła mnie zawsze wtedy wyrastają i naprawdę czuję, że umiem latać ;) papa
Awatar użytkownika
Zawieszona
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 37
Rejestracja: 15 stycznia 2012, o 15:33

17 stycznia 2012, o 19:12

Ależ, moja droga! EEG miałam robiony po raz kolejny w zeszłym tygodniu. Tomografię 2 lata temu a rezonans we wrześniu ;col W listopadzie ekg, 2 tygodnie temu spirometrię i test na helicobacter :D Jak to piszę to aż mnie ściska ze wstydu bo połowę tych badań wykonałam sama bez skierowania, lekarz nawet nie chciał słyszeć co wymyślam, machnął ręką i stwierdził, że jak ma mi to przynieść spokój to niech robię badań ile chcę :roll: Żałuj, że nie widziałaś jego miny. A do pracy chodzę, bo inaczej z domu nie wyszła bym nigdy. Mój mąż mnie w tym wspiera, choć zaznacza, że jak już nie dam rady to mogę przestać. Na szczęście mnie nie dopadła agorafobia. Może delikatna, ale jakoś daję radę.
Rozbawiłaś mnie z tymi uszami :D Dokładnie, bez płatków, choć z lat ogólniakowego buntu zostały mi dziury po kolczykach, robiłam na chrząstce nawet :DD W ramach ciekawostki podpowiem, że prawe jest zupełnie inne niż lewe co uświadomił mi mój mąż! 20 lat życia w świadomości, że moje uszy są normalne :D
A "Salę samobójców" oglądałam i muszę powiedzieć, że bardzo podobała mi się kreacja Gierszała. W ogóle film ciekawie nakręcony, mimo jakiejś tam krytyki zrobił na mnie wrażenie. Co do samych jazd wierzę, że tak silny bodziec jak to ogólne odrzucenie chłopaka, potrafią namieszać w głowie. Zwłaszcza w takim wieku...
Ja uwielbiam "Piękny umysł". Tym bardziej, że film jest na faktach. Tyle siły w tym człowieku i do tego tak cholernie inteligentny facet. Ach. Oglądałaś?
Buziaki :)
Hello again my sweet fears
sandra
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 81
Rejestracja: 27 maja 2011, o 23:50

17 stycznia 2012, o 19:23

Sale samobójców widziałam, podobał mi się ale jakoś miałam smuty po nim, nie mogłam sie potem wyluzować dopóki nie zapodałam sobie jakiejs komedii :) Zawieszona ja wykonałam taką sama ilość badań a nawet więcej bo gastroskopię, usg jamy brzysznej, tetnice badaniem dopplera i chyba tylko cwiartka z tego była wykonana na skierowanie więc wiem co czujesz ;p Ja agorafobi tez nie mam ale ja ciagle sie zle czuje i czesto boje sie isc bo jak sie mi nasili albo dostane ataku to nie jest za ciekawie w domu to zawsze w domu. Ale mimo to wychodze bo jak sie zamkne to wiem ze juz w ogole potem nie wyjde
ODPOWIEDZ