Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Pomożecie?

Forum poświęcone: nerwicy lękowej, atakom paniki, agorafobii, hipochondrii (wkręcaniu sobie chorób), strach przed "czymś tam" i ogólnie stanom lękowym np. lęk wolnopłynący.
Możesz dopisać się do istniejącego już tematu lub po prostu stworzyć nowy.
Tutaj umieszczamy swoje objawy, historie, przeżycia. Dzielimy się doświadczeniami i jednocześnie znajdując ulgę dajemy innym pocieszenie oraz swego rodzaju ulgę, że nie są sami.
ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Zawieszona
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 37
Rejestracja: 15 stycznia 2012, o 15:33

17 stycznia 2012, o 20:47

Wiesz, widzę po sobie, że w domu rzeczywiście jest lepiej. Nie jestem aż tak bardzo spięta jak np. w pracy. Tu odchodzi np. uczucie drżenia nóg, zawsze lżej. No i ten komfort, że w każdej chwili mogę być sobą, zawinąć się do łóżka albo siedzieć bezczynnie na kanapie. Myślałam nawet żeby pochodzić na basen i trochę rozruszać ciałko ale szybko mi minęło, bo po pracy jak poparzona wracam jak najszybciej do domu i nie mam już na nic sił. I tak jak mówisz zawsze coś. Teraz jestem na etapie badania swojego żołądka. Rozważam gastroskopię właśnie. Jedno z ostatnich badań na mojej "liście". Wiem, że to głupie i że z takim myśleniem zapewne nigdy nie skończę badań bo zawsze są inne, ale tak dla świętego spokoju je zrobię. Zawsze to na jakiś czas mnie uspokajało...
Sandruś, a mówiąc, że źle się czujesz, co masz na myśli?
Hello again my sweet fears
sandra
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 81
Rejestracja: 27 maja 2011, o 23:50

18 stycznia 2012, o 10:02

W którymś momencie badania się kończa bo o niektórych nic nie słyszelismy i chwała bogu za to :)) A czytasz duzo stron medycznych o tym co ci moze byc? Ja tak robilam ale juz na szczescie sie opanowalam :) Na mysli mam to ze ciagle czuje niepokoj, czesto zdarza mi sie ze ten lek przechodzi w atak paniki czasem krotki czasem dluzszy a potem znowu strach i lek i niepokoj. Z fizycznych symptomow to mam potykania sie serca, arytmie na tle nerwowym, prady w sercu i w glowie, sciski wokol glowy, bole glowy napieciowe, dretwienie rak albo samych palcow, jakies dziwne uczucia na skorze, albo drganie miesni ud czy policzkow, parestezje, zawroty glowy albo uczucie ogromnej pustki w glowie (to mam zamiennie) i bardzo czesto trzesa mi sie rece i uczucie dusznosci. To tak mniej wiecej tyle to sa te najgorsze objawy nerwicy mojej.
agora
Gość

18 stycznia 2012, o 17:42

Wiem, ze zabrzmi to idiotycznie ale chyba wolę lęki niż gastroskopie. To jest naprawdę koszmarne badanie i kurczę dziewczyny... no po co Wam to, darujcie sobie, skoro tu trafiłyście i ludzie potwierdzają obecność tego co u Was może warto uwierzyć w diagnozę? To w sumie bardzo ważny etap w drodze do wyleczenia się. Napiszcie może na jakich lekach jesteście i jak u Was wygląda sprawa psychoterapii. buziaki :)
Awatar użytkownika
Zawieszona
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 37
Rejestracja: 15 stycznia 2012, o 15:33

18 stycznia 2012, o 19:26

Sandra, to mamy bardzo podobnie. Jak bym czytała o sobie. Mam zamiar się opanować z badaniami, ale wiecie jak to jest. Świta myśl, że może powinnam iść i jeszcze to zbadać, bo a nóż czegoś nie ogarnę i wejdę w jeszcze większe g...
Agorka, u mnie z lekami to wyglądało tak, że dostałam seronil od jednego psychiatry. Wybrałam jeden listek i przestałam bo to co mi się po nim działo było nie do opisania. Ciągłe zmęczenie, mdłości itd. Może bym go brała dalej ale w międzyczasie zmieniłam lekarza bo tamta babka wysłała mnie do poradni uzależnień (!) po tym jak powiedziałam jej, że po alkoholu czuję się lepiej. Nie to, że jestem jakimś żulem ;) , po prostu powiedziałam jej o moich spostrzeżeniach (wtedy jeszcze nie wierzyłam w moją nerwicę). Stwierdziła, że w przypadku mojej depresji alkohol może stanowić dla mnie pokusę. Po jakimś miesiącu przerwy zaczęłam brać citronil, afobam doraźnie i na noc pramolan. Po citronilu czuję się tak samo jak po seronilu. Gorzej. Chociaż przyznam się, że nie biorę takich dawek jak zalecał psychiatra ponieważ jest teraz na urlopie i mam wizytę dopiero 03.02. a opakowanie puste, więc od jakichś dwóch tygodni brałam tylko pół tabletki :?
Daję sobie jeszcze szansę, bo wiem, że na działanie leków muszę poczekać, ale właśnie teraz jak czuję się nie najlepiej doszły mi akcje z brzuchem. Tu wzdęcia, tam kłucie w żołądku, mdłości, jakieś przelewanie, skurcze a stąd już krótka droga do "raka jelita, wrzodów" itp. w mojej głowie :buu:
A terapię mam dziwną, u innej pani, która tylko mnie słucha i nie daje żadnych rad jak to przetrwać itp. Tylko słucha i ewentualnie sugeruje przyczynę. Ale nie nerwicy tylko moich lęków.
A jak to wygląda u Was z leczeniem?
Sandra, cz już znalazłaś terapeutę?
Buziaki :)
Hello again my sweet fears
agora
Gość

18 stycznia 2012, o 19:38

Ubawiłaś mnie Ty nasza forumowa alkoholiczko :D
Ach z tymi lekarzami i terapeutami to tak różnie bywa. Wielu na swojej drodze spotkałam znachorów, wróżbitów czy zupełnych ufoli. Pzrez tyle lat miałam doczynienia z psychiatrami, którzy wydawali mi się gorszymi freakami niż ja sama- od razu autorytet spadał do zera. Faktem jest też, że to co dla jednego jest dobre i pomaga dla innego może być nie do przejścia. Ostatnio właśnie "przerobiłam" kilku nowych psychiatrów. Koleżanka z depresją poleciła mi jednego, no dla mnie okazał się raczej nie do końca znakomity. Generalnie za wieszak w przedpokoju mógłby służyć. Zaspany, leniwe ruchy, ospałe spojrzenia. Ja sangwiniczno-choleryczny szałaput siedziałam jak na jeżu. nie wiem jaki Ty masz rodzaj terapii- mnie zalecono CBT (poznawczo-behawioralną). To o czym piszesz to może jakaś ericsonowska- tam podobno sadzają ludka na monolog. Wiesz co kochanie, może poszukaj kogoś innego- z tego co piszesz o kant dupy taką terapię rozbić- no chyba, że coś Ci to jednak daje. a tak swoją drogą to z tymi lekami trochę kombinatorka jesteś ;) To co łykasz to SSRI a te leki w pierwszej fazie powoduja pogorszenie i samodzielne regulowanie dawek też nie jest wskazane. Ja z własnego doświadczenia wiem, ze ten etap pogorszenia na początku brania to były chwile grozy w moim życiu chyba największej. Nawet na Freddiem Krugerze - moim milutkim w dzieciństwie tak nie srałam ze strachu. Jednak opłaciło się czekać bo poprawa przyszła i poczułam sie jak nowo narodzona. Myślę, że ważne by trafić w tym pierwszym okresie choroby na lekarza, który będzie autorytetem inaczej leczenie naprawdę może iść mozolnie- wiem po sobie.
Awatar użytkownika
Zawieszona
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 37
Rejestracja: 15 stycznia 2012, o 15:33

18 stycznia 2012, o 21:34

Forumowa alkoholiczka - to brzmi dumnie :D :D
A terapia daje tyle, że mówię tej kobiecie to czego nie mówię innym, no i ryczę sobie przez pół sesji. To jest interes z drugiej strony, siedzieć przez 50 min w fotelu i brać za to kaskę ;) A tak na poważnie, to muszę pomolestować psychiatrę. Mam wypisane pytania i nadzieję, że tym razem mnie nie zignoruje. Chodzę do przychodni z NFZ, tam traktowani jesteśmy jak mięso armatnie. W poczekalni spędzasz 2h, ludzie się skarżą na długie terminy, chaos i pożoga... Powiem jej o wszystkich swoich obawach i może zmieni mi lek, albo zwiększy dawkę. No i postaram się brać już sumiennie leki. Mam małe wyrzuty sumienia, bo wiedziałam, że łatwo nie będzie ale chyba za duże nadzieje wiązałam z tymi lekami. Chyba chciałam natychmiastowego uzdrowienia i stąd moja niechęć do nich...
Tak poza tym, widzę, że dużo wiesz o tym wszystkim. Terapie, leki :huh .Ja jestem "ekspertem" od chorób "fizycznych" i diagnozowania (jak to mówią ludzie, przeczytałam pół internetu na ten temat :D ).
Hello again my sweet fears
agora
Gość

18 stycznia 2012, o 22:06

Moge cie moja kochana pocieszyć. Mój lekarz skierował mnie na prywatną terapię, naprawdę nietanią. Zadzwoniłam się umówić i pierwszy termin na 18 maja. PRYWATNIE. Czekam aż ktoś "kopnie w kalendarz" i zwolni się miejsce. Tzn liczę, że kogoś po prostu nie będzie stać i zrezygnuje, a ja wezmę jego termin, a tak naprawdę to życzę wszystkim by im szajba przeszła i pozwalniały się terminy. chyba muszę jak za PRLu jakąś łapówkę pod ladą zapodać
Jak ja Ci zazdroszczę, że mieszkasz nad morzem. Na mnie morze działa kojąco- ja jestem z Łodzi. Jakoś nie przepadam za tym miastem. Jest chyba najmniej ciekawe ze wszystkich polskich dużych miast i nie ma tu nawet rzeki. Czuć taką biedę i przygnębienie, choć to miasto ma w sobie artystyczny potencjał, ale kasy brak. Gdzie bym nie pojechała- 3miasto, Wrocław, Poznań, Warszawa to od razu czuję jak zaś ciankowe jest to miasto. Do tego kojarzy mi się cholernie lękowo.
Aco do leków, tak jest moja słodka Zawieszko, że kurcze, nie zawsze pierwszy lek jest trafiony. Ja właśnie już kolejny miesiąc pozbywam się czap po zwiększeniu dawki, na mnie te rzeczy działają jak jakaś płachta na byka, widocznie jestem wrażliwa na każdej płaszczyźnie. Do tego miałam niezbyt doświadczonego lekarza co powiększył mi dawki z prędkością światła; no co 3 dni dodatkowe 10 mg. Myślałam, ze wykorkuję. Mój mąż też już nie wytrzymał- w sumie ile można to znosić. Zaczął już machać ręką na to wszystko a moje stany bagatelizować, uznał, że weszło to w nawyk i stało się normalnością. Widziałam jak z dnia na dzień sypie się wszystko co mam- moje zdrowie, moja relacja z mężem, na nasze dziecko też to działało z pewnościa bardzo, rodzice cierpieli, że przeżywam męki. chyba nikt nie liczył że to wróci i to na lekach, ale wróciło. W końcu trafiłam na to forum- mega ulga. Czuję się zrozumiana i raźniej mi, że mogę się z kimś podzielić. Generalnie mam silną osobowość i umiem się zawziąć w walce, ale zcasami ciągnę resztką sił. Jak już mnie dopadną lęki i DD to trudno znaleźć mi punkt zawieszenia. Zdrowych moje rozkminianie zapewne doprowadza do szłąu. Zresztą co oni wiedzą o strachu. O takim prawdziwym, że człowiek trzęsie się jak liść, sra w gacie i na niczym nie może się skupić- tłumacz zdrowemu, że wybicie się z takiego stanu to nie kwestia dobrej woli i pobożnych życzeń, na ale cóż, marne to i idiotyczne pocieszenie, ale na pewno lepsze lęki niż rak jelit. Daruj sobie tego raka żabko- musisz mi obiecać, że obalimy jeszcze flaszkę i spijemy się jak dwie świnie gdy już będzie nam lepiej. Mogę zapewnić komfortowy nocleg w łodzi i muszlę klozetową, która nie jedno widziała ;)
Awatar użytkownika
Zawieszona
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 37
Rejestracja: 15 stycznia 2012, o 15:33

19 stycznia 2012, o 17:47

10g co 3 dni? Hardkorowo. Ale dałaś radę! A dzieciaczkiem się nie przejmuj, jesteś jego mamą, jaka byś nie była będzie Cię kochał :) Powiem Ci, że mój mąż radzi sobie z moimi fazami jak może. Czasem też rozkłada ręce. Widzi co się ze mną dzieje i nawet jak staram się uśmiechać na siłę, wie, że coś jest nie tak. Ja ukrywam większość faz przed znajomymi, bliskimi. Trochę ich nawet unikam. Boję się reakcji, odrzucenia, albo, że pomyślą, że jestem wariatką, albo mocno przesadzam. Tak np. myśli moja mama, uważa, że nerwica to stan przy poważnych zdarzeniach w życiu. Nie rodzi się od tak i w momencie spokoju powinnam być wesoła i normalna... No ale ona mieszka paręset km stąd, nie przebywa ze mną na co dzień, więc jej "wybaczam". I weź teraz wszystkim tłumacz, że sobie nic nie wkręcasz tylko cierpisz na prawdę...
A nad morzem bywam może kilkanaście razy w roku ;) Gdyby nie fakt, że widzę je przez okno w pracy pewnie nie miałabym z nim kontaktu wcale :D W Łodzi byłam niestety tylko przejazdem, w środku nocy więc nie za wiele na temat tego miasta mogę się wypowiedzieć. Ale Wrocław czy Warszawa wrażenie na mnie robią :) W Warszawie rok nawet mieszkałam:)
A tak poza tym, nastawiaj się na zrobienie dwóch flaszek, nad morzem smakuje inaczej :D Przyjdzie taki czas, kiedy swobodnie będzie można zacząć chłodzić wódeczkę :D :D :D
Buziaki :lov:
Hello again my sweet fears
agora
Gość

19 stycznia 2012, o 18:54

Grunt to dobra motywacja :)
A może by się na tę wódkę umówić zanim nam minie, w sumie gorzej już być nie może, a coś od tego życia nam się do cholery należy. Dwie flaszki się jak najbardziej nie zmarnują. Zresztą- jeśli ktoś ma ochotę może się dołączyć- pewnie znajdą się jeszcze jacyś amatorzy wódki na tym forum, kieliszków ci u nas dostatek (niechaj będzie kulturalnie;) ) a nocny otwarty pod moim blokiem jest na tyle blisko, że dotrę z moją agorafobią nawet pijana :)

a tak na bardziej poważnie- jak tam dziś Twoje czapy? Ile "kłębków" w pracowniczym kiblu zaliczyłaś? Mam nadzieję, że żadnego i że dziś było choć troszkę lepiej.
Ja dziś miałam chwilowe załamanie jak mąż poszedł do pracy, wiesz włączyło mi się matko jestem sama, zaraz będę miała atak, ale się jakoś szybko opanowałam choć do kibla mierzyłam się kilkanaście minut ale jakoś dałam radę
Buziaki przesyłam i kochana, dajemy radę, nie takie rzeczy się przeżyło :evil:

PS. Sandruś może Ty się przyłaczysz? ;);)
sandra
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 81
Rejestracja: 27 maja 2011, o 23:50

19 stycznia 2012, o 19:41

Ja dziś sie jak zwykle zle czuje ale rowniez sie na to pisze, spic sie bez umiaru i wiecie co jakbysmy w trojke wpadly pod taki sklep i wyszly na ulice to jestem pewna ze nasze objawy poszly by w niepamiec. Przynajmniej do czasu kaca ;0
Awatar użytkownika
Zawieszona
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 37
Rejestracja: 15 stycznia 2012, o 15:33

20 stycznia 2012, o 14:21

A żebyście wiedziały, że coś nam się od tego życia należy :D Możemy poczekać na cieplejsze dni, plaża sopocka długa i szeroka :DD Pomieścimy się wszyscy.
Sandruś, wcale Ci się nie dziwię. Też mam ochotę pobalować, ale mam blokadę. Ostatnim razem, jeszcze przed diagnozą, to będzie gdzieś pod koniec wakacji, pochłonęłam za namową znajomych (na rozluźnienie) olbrzymie ilości wódki. W tle Dr. Alban i jego "Sing Hallelujah" a ja na plaży przyklejona do kosza na śmieci i rycząca "dlaczego mi tak smutno, na pewno umieram, wszyscy mnie opuścicie, czy Bóg istnieje..." :no A rano moralniak i lęki nie z tej ziemi. Wydaje mi się, że nam piłoby się na pewno inaczej, nawet w przypadku fazy płaczącej moralniak raczej by się nie pojawił :D
Agorka, ja dziś do pracy nie poszłam, dopiero wstałam z łóżka... W nocy lęki, nad ranem też. Teraz przerabiam chorobę psychiczną. Leżałam w nocy i nasłuchiwałam czy przypadkiem nie słyszę głosów :(( Byłam wykończona więc zostałam w domu.
A jak Wy dzisiaj się czujecie?
Buziaki :papa
Hello again my sweet fears
sandra
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 81
Rejestracja: 27 maja 2011, o 23:50

20 stycznia 2012, o 14:45

Własnie te leki podczas rannego moralniaka po jakimś piciu są najgorsze. Bo tego moralniaka to by się zniosło ale po co te lęki! Jak wcześniej nie miałam nerwicy to mogłam sobie wy[ic i dobrze się bawić przy tym, teraz nie moge się ani dobrze bawić ani nawet sobie wypić choćby ciepłego piwa...
Oh daj spokój sobie z tymi głosami, też kiedyś nasłuchiwałam, a najgorszy był dla mnie kiedyś moment jak wpadałam w sen ale jeszcze byłam świadoma, jednak już majaki senne działały i nagle słysze głos mojej mamy jak coś mówi, a mamy wtedy nie było w domu, to po prostu majaki, zerwałam się jak poparzona i nie wiedziałam co robić bo serce, duszności były tak wielkie że ostatecznie znalazłam się po pół godzinie w karetce. Zawsze miałam doła jak wzywałam pogotowie albo szłam do lekarza z atakiem. Jedno się w sumie poprawiło, teraz już tego nie robię.
agora
Gość

20 stycznia 2012, o 15:19

cześć Moje Chlejuski,
ja mam zapierd... w robocie. Wczoraj poszłam spać o 2, wtałam o 6, bo dziecko miało występy- trzeba uczesać, umalować, zginęły gdzieś baletki. No i dopadły mnie lęki ze zmęczenia chyba, ból glowy, zawroty... Ledwie wstałam to czułam, że w tył zwrot i do łóżka muszę. Zaczęło mi się wydawać że się rozpadam, DD. Mąż więc musiał wszystko zrobić, a że dziecko nasze ma szkołę na drugim końcu miasta, korki itp więc pewnie klął mnie w duchu, bo nic mu nie pomogłam i pewnie sie spoznili. Udało mi się zadzwonić po mamę, przyszła ogarnęła chałupę, ugotowała obiad a ja zasnęłam. Obudziłam się o 11, telefon się ponoć urywał- szkoda słów. Wstałam zestresowana, w sumie niewyspana. Lęki te silne jakoś odpuściły ale czuję się w sumie trochę jak pijana- we łbie mi się kręci, kolory bolą- chyba ta aura jakaś taka. jutro zamierzam mieć coś z życia i poszaleć na zakupach jeśli... wytrzymam w galerii handlowej. Z moją agorafobią to wcale nie takie oczywiste, a w dzisiejszym stanie jakoś tak różowo jak wczoraj tego nie widzę.
Jeśli chodzi o te głosy, to moja kumpela rozchorowała się na schizofrenię i zanim miałam pierwszy taki silny epizod nerwicowy to słyszałam z nią raz męskie głosy. nie mogłam długo dojść do siebie i myślałam, że mam schizofrenie, ale duzo o tym czytałam i zdarza się, że ludziom bez schizofrenii udzielają się takie akcje. Potem jak zaczynałam brać paroksetyne to zaczełam słyszeć syrenę policyjną i tak non stop, nawet już mi mieli podać neuroleptyk, ale jak usłyszałam o nowym leku to syrena sama mi przeszła ;) Teraz już wiem , że nie mam żadnych psychoz tylko nerwice co mnie tak straszy, ale długo musiałam się do tego przekonywać, jednak jak już uwierzyłam, że to nie schiza to taki lęk przed nią juz nie wróci, więc da się z tego wyjśc ale potrzeba zcasu. Zresztą to dla lękowców typowe, że się nastawiają na schizofrenie- jeden z objawów lęku, ale KOCHANE WAM TO NIE GROZI.
Co do wódki, to mój przedostatni raz był tez bardzo smutny. Od tamtej pory mam awersję do żubrówki, a strasznie lubiłam tą wódkę. Dokładnie ta sama egzystencjalna jazda- że życie jest bez sensu, że jestem małym smutnym człowieczkiem, a najwiecej było o bogu i w rezultacie doszłam do wniosku, że go nie ma.Myślałam w takich majakach o obozach koncentracyjnych, małych dzieciakach chorych na białaczkę, o tym, ze wszędzie jest na swiecie jakas wojna i ze moje zycie to jedno wielkie oszustwo, ze wszyscy sie ze mna mecza i inne brednie. Faktem jest jednak, ze wtedy chyba chcialam sie zaszmacic i upic sie na smutno by moc sie nad soba tak doglebnie pouzalac. Następny dzień mega kac, zawieszka i generalnie przelezany. Ostatni raz jednak byl calkiem radosny wiec moze teraz na Was czas by sie upic na wesolo. A jak macie z alko? Pijecie do oporu aż padniecie czy macie światełko?
Awatar użytkownika
Zawieszona
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 37
Rejestracja: 15 stycznia 2012, o 15:33

20 stycznia 2012, o 16:02

Chyba zależy od sytuacji. Jak wyjeżdżałam na imprezy firmowe to kontrolka non stop. Pełna kulturka. Ale ze znajomymi, jak była fajna impreza to często "wleczone" było ;) Zawsze upijałam się na wesoło. Parę piwek i klub był mój. Zaczepiałam ludzi, zbierałam ekipę przypadkowych imprezowiczów i piliśmy razem. Wszędzie mnie było pełno. Nie było rzeczy niemożliwych :D A ilu znajomych zeswatałam! Dobre czasy... :))
A Ty się nie przejmuj mężem, ogarnął wszystko ładnie, na pewno nie Cię nie przeklina, a nawet jeśli to mu minie ;) Jedź do galerii i skup się na odpoczynku. Ja jak jest mi źle w sklepie wyobrażam sobie, że jestem tam tylko ja i mam czas dla siebie. Zrób tak i Ty, powolutku, spokojnie, olej ludzi dookoła i tyle. Jak mnie już zbiera na "mdlenie" to tłumaczę sobie, że nawet jeśli padnę to i tak świadoma niczego nie będę więc co za różnica co ludzie pomyślą ;col tyle z teorii, bo jak jest naprawę, każdy wie, no ale walczyć jakoś trzeba. A co masz zamiar sobie kupić? Pochwal się łupami jak wrócisz. Chociaż sobie posłucham, bo w tym miesiącu limit wykorzystany na badania, więc może dopiero w lutym wybiorę się na łowy.
Hello again my sweet fears
Victor
Administrator
Posty: 6548
Rejestracja: 27 marca 2010, o 00:54

20 stycznia 2012, o 21:28

Co ja tu słyszę, same wycofywanie się :) czyli jedna nie pojechała do szkoły, druga nie poszła do pracy i to przez co ? Przez lęki, o nie nie nie nie nie nie nie, tak stoczonej walki nie wygracie, bo poddaliście ją walkowerem. Ale ja teraz gdy nie dostaję już ataków, kiedy kazde wyjście do kibla nie wiąże się z mega lekiem, jestem głupio mądry :)
Ale wiem, ze to jest jedyne pokonanie lęku, a mianowicie, laski, za hu.ja się nie cofać. Czasem już tak dopieprzy, że trzeba ale wtedy nie załamywać się, nie płakać jakim to jest się słabym bo to guzik wam pomoże, na drugi raz nie dać się, i wyjśc, zrobić to co miało się zrobić.
Ja wiem, ze ataki, lęki, objawy sa okropne, wiem to doskonale, w końcu lęków wszystkich się nie pozbyłem, i wiem co to znaczy miec po prostu lęk.
Ale najwazniejsze co to mozna, po prostu mozna wygrac z zaburzeniem lękowym z atakami paniki, z agorafobia, nerwicą lękowa, i co najlepsze walka w tym wypadku nie oznacza, zaciśniętych pięści, i nie oznacza tłuczenia się z samym soba czy wyjść czy nie, walka tutaj polega na ignorancji. poddaniu swoich wartości przez, które tak bardzo cierpimy, bo zawsze podczas lęku o coś się boimy a wcale tak naprawde nie trzeba.
Tutaj daje linka do poddania swojego skarba, czesto daję linka do bloga tego faceta, ale mysle, że on świetnie to obrazowo napisał i warto to sobie nawet co jakiś czas czytać aż nam się to utrwali w tych zajebistych mózdżkach http://moja-nerwica.republika.pl/skarb.html
Tylko w taki sposób, można pozbyć się samemu lęków, bo kiedy nie będzie się o co bać, koło lęku w końcu sie przerwie.
Bałem się wielu rzeczy, od schizofrenii do śmierci albo niepełnosprawności. Oczywiście kazdy człowiek się boi takich rzeczy, każdy bez wyjątku, ale bać się po normalnemu to nie to samo co po nerwicowemu. W tej chwili na myśl o schizie już nie drżę, dostałem tak po dupie, ze może to było by nawet lepsze, miałbym rentę.
Śmierć, no jest przerazająca, ale kto wie czy nie jest po niej lepiej niż srać się tutaj z tym wszystkim na ziemi. Nie będzie łatwo siebie tak na poczatku do tego przekonać, nerwica lekowa, lęki, sa to nauczone natrectwa mylsowe, to jak trening, trenujesz w coś długo i jesteś w to po czasie zajebiście dobry, my jesteśmy dobrzy w straszeniu samych siebie, nauczylismy juz nasz mózg reagowaniem poprzez lęk na wszystko dookoła, na kazde pierdnięcie o chorobie, wypadku, śmierci, omdleniu a nawet kichnięciu mocniejszym, jestesmy mistrzami w analizowaniu naszych ciał i objawów, i teraz trzeba się tego oduczyc, zostać mistrzem w drugą stronę.
Bo tak naprawdę kiedy badania nawet te podstawowe są dobre a nas zmagają objawy, które są tak różnorodne to oznacza, to, ze mamy NERWICĘ i tak serio mówiac, powaznie gadając to nic nie zagraza naszemu bezpieczeństwu, to zagrożenie jest wyimaginowane przez nas samych, po pierwszym ataku jaki przezylismy, po pierwszym lęku czy objawie, a potem to wszystko elegancko pielegnowalismy i pielegnujemy do dziś.
I trzeba z tym skończyć, zrozumcie, nie omdlejecie, nie umrzecie, ja wiem, ze wy to wiecie, ale tak to czemu nie robicie tego co musicie tylko cofacie się z kupą w portkach w tył z lękiem, jak tak naprawde nie ma się czego bać. po prostu NIE MA, a jesli mimo to w głowie macie wątpliwości, że się wam coś stanie, to ja wam mówię jedno, lepiej żeby wam się coś stało niż macie całe życie, całe nastepne lata zyć w strachu, to jest gorsze niż cokolwiek innego.
Ja tak uważam ,bo wiele lat spedziłem w skrajnym lęku, i nie umarłem, nie zwariowałem, ale zdziczałem, stałem się smutnym, wyczerpanym każdym dniem człowiekiem, który nie potrafił się już smiać z niczego, gdzie nic już nie sprawiało mu szczęścia, więc to i tak nie jest życie, tylko wieczne uciekanie, życie tchórza. A najlepsze jest to, ze wcale tak zyć nie musimy.
Wychodzenie z tego, oduczenie sie tego natrectwa, prostym nie jest, co to to nie, zajęło mi to z rok czasu, wspomaganego porzadną terapie poznawczo - behawioralną, bardzo ją polecam, tutaj chyba "wieszak" :) chodzi na tą terapię chociaz opis twoich zajeć jest dosyć smętny, bo mojej psycholożce to się geba nie zamykała, ale być może to pierwsze wizyty i ona musi dac ci się wygadac, musi wypatrzeć twój punkt, i potem podejrzewam, przejdzie do dzieła, tak więc nic się nie martw na razie terapią i sposobem prowadzenia terapii.
Co do leków, cóż to tutaj sprawa jest jedna, moga pomóc, choć nie musza, przez okres ostatnich lat, poznałem wielu innych świrków, że wiem, iz leki naprawde czesto działają cuda, nagle ktos lękowy, nerwicowy wyzbywa się tego wszystkiego za pomocą tableteczki, i wcale po odstawieniu nic mu nie powraca, tak więc leków warto spróbować. Czasem się zdarza, ze nie działają jak powinny i trzeba trochę naszukać się własciwego, ale to też niech mobiluzuje was do przełamywania lęku, nie na siłe, nie waleniem głową w ścianę, tylko ignorancją katastroficznych mysli, ignorancją objawów i wyjściem tam gdzie się chce, pierwszy raz, drugi, dziesiąty a nawet setny może być cięzki ale 101 będzie już lepszy. Mozg się nauczy, zę już nie ma się czego bać, wypieprzy to wyimaginowane niebezpieczeństwo.
No nic, powodzonka i nie dawajcie dupy.
A i pić wtedy będziecie mogły do upadłego, chociaz po wypiciu czegoś nadal czuję jakbym tracił kontrolę ale już coraz rzadziej.
Patrz, Żyj i Rozmyślaj w taki sposób... aby móc tworzyć własne "cytaty".
Historia moich zaburzeń lękowych i odburzania
Moje stany derealizacji i depersonalizacji i odburzanie


Przykro mi jeżeli na odpowiedź na PW czekasz bardzo długo, niestety ze mną tak może z różnych powodów być :)
ODPOWIEDZ