Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Pomożecie?

Forum poświęcone: nerwicy lękowej, atakom paniki, agorafobii, hipochondrii (wkręcaniu sobie chorób), strach przed "czymś tam" i ogólnie stanom lękowym np. lęk wolnopłynący.
Możesz dopisać się do istniejącego już tematu lub po prostu stworzyć nowy.
Tutaj umieszczamy swoje objawy, historie, przeżycia. Dzielimy się doświadczeniami i jednocześnie znajdując ulgę dajemy innym pocieszenie oraz swego rodzaju ulgę, że nie są sami.
ODPOWIEDZ
Adam
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 209
Rejestracja: 27 marca 2010, o 01:18

25 stycznia 2012, o 13:59

Terapia poznawczo - behawioralna nie jest terapią, która ma na celu wywlekanie brudów, nie wiem skąd masz takie informacje. Zapisz się na tą terapię to się wszystkiego dowiesz. Jest to w skrócie bardzo dużym mówiąc analiza mysli, lękowych, katastroficznych i wszystkich, które odpowiadają za lęki, ataki itd. I to naprawdę duży skrót ale dokładne opisywanie terapii nie ma żadnego tutaj celu/sensu, jednak źle sądzisz, ze terapia ta jest terapią wywlekania brudów.
agora
Gość

25 stycznia 2012, o 14:11

Hejka, ale tu gwarno; i to płeć męska się tak licznie przyłącza, tej wódki tylko nam brakuje :DD
Ale, ale, ale jak mawia mój pewien ...kolega ;) po pierwsze to- Szybki kompletnie nie trafiłeś z tą teorią na temat Wiktora, to co napisałyśmy to był taki dowcip, żart, humoreska :D i w ogóle ani trochę nikogo to nie zdołowało- my tak ironicznie :P
Popatrz zresztą sam wiesz, że przy tym gościu można być pijanym od słów jak śpiewa zespół Siekiera i ten jego post jest tak naprawdę bardzo budujący, bo treściwy, głęboki, refleksyjny i naprawdę sensowny
Po drugie to w zupełności się z Tobą zgadzam, ze nasza poczciwa Zawieszka pod żadnym pozorem nie powinna przerywać brania tych tabsów. I teraz czas na apel do Zawieszonej: Kotek, nie czekaj na wizytę u psychola i leć do lekarza rodzinnego, tych leków naprawdę nie wolno przerywać, zawroty głowy murowane przynajmniej u mnie tak było, a i zjazd możesz mieć od tego nie kiepski, tym bardziej przy depresji.
Co do terapii to ja wczoraj byłam po raz pierwszy ni ludzie, kochani w końcu to jest to! Terapia CBT, czyli typowo na lęki i naprawdę czuć, że to nie żadne szarlataństwo. Od razu dostałam prace domową, wyszłam pełna nadziei, uskrzydlona; pierwszy raz ktoś wiedział jakie pytania mi zadawać, jak uderzyć w sedno i co najważniejsze znał na wskroś "działanie lękowca"; laska wyprzedzała moje wątpliwości, odpowiadała na pytania, których jeszcze nie zdążyłam zadać , dotarła nawet do mojej ciemnej strony mocy, która leży gdzieś pod tymi lękami i chyba stanowi trzon moich problemów, więc wizycie towarzyszył taki magiczny pęd, wartki wątek i pełne porozumienie. Pierwszy raz przeżyłam taki psychologiczny orgazm i pierwszy raz naprawdę szczerze uwierzyłam, że dam radę i że mam już klucz tylko będę musiała jeszcze się nauczyć w którą dziurę za przeproszeniem mam go wsadzić. W moim przypadku główną dziurą jest agorafobia ale są też inne małe poboczne problemy i problemiki. Mam zaczynać od naprawdę małych kroczków i systemu nagród. Omówiłyśmy też system wsparcia, mechanizmy zabezpieczające, ale przede wszystkim pozwolono mi uwierzyć, że moja choroba to taka jak każda w sumie inna i przede wszystkim uleczalna, więc zbieram siły bo wiem co mnie czeka i sram po gaciach ale muszę bo nie cchę kolejnych siedmiu lat łykać prochów, choc jeśli tak będzie to trudno, byleby tylko samodzielnie funkcjonować i by czapy były rzadkością. teraz jakoś trudno mi się odstresować bo mam w chu.j roboty no znów bluzgam, ale nie mam jej dużo wiele czy ogromnie mam jej po prostu w chu.j terminy gonią, no po prostu kierat, ale sa tego i plusy i nagroda też będzie i w sumie idzie ku lepszemu, choć odpoczywam przy garach, a sprzatanie ostatnio w chałupie to chrzanię, choć jestem mega pedantką i już trochę mierzi mnie ten nieład. jednak dzionek wczorajszy i dzisiejszy oceniam 8/10 :)
Ach Zawieszka, uważaj ze słodyczami, ja na paroksetynie z 42 przytyłam do 70 i teraz zrzucam, doszłam już do 58 kg ale jestem na diecie, bo z tego wszystkiego wylądowałam u dietetyczki- ciągle organizm wołał cukru.
Uściski dla Wszyskich facetów a dla lasek gorące buziaki. Walczymy i podnosimy się na duchu (choć ja nie wiem czy mamy coś takiego jak "ducha, ciało eteryczne i inne takie; ) )
Awatar użytkownika
Zawieszona
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 37
Rejestracja: 15 stycznia 2012, o 15:33

25 stycznia 2012, o 19:15

Witaj moja droga,
Do rodzinnego chciałam iść po leki ale przeprowadzałam się w ostatnim czasie i przepisałam do innej przychodni. Babka mnie na oczy nie widziała i obawiam się, że jak się u niej pojawię z prośbą o przepisanie mi tych leków to krótko mówiąc mnie wyśmieje. Jakoś daję sobie radę, myślę, że wytrzymam do następnego tygodnia. Bardzo się cieszę, że jesteś już po pierwszym spotkaniu z nowym terapeutą. Ile razy w tygodniu masz się z nią spotykać? A tak poza tym to oto właśnie mi chodziło! Kobieta dopasowała Ci odpowiednią terapię. Zadawała pytania, dała Ci pracę domową. Wiesz na czym stoisz. Kurczę, zazdroszczę. U mnie tak jak już wcześniej napisałam wygląda to zupełnie inaczej i nie przynosi żadnych rezultatów. Kobieta mnie po prostu słucha. Żadnych pytań, żadnych wskazówek. Nie wiem nawet do czego zmierza ta cała terapia... Dlatego w czwartek idę ostatni raz. Mam zamiar znaleźć sobie kogoś innego. Przeczytałam tu niektóre wypowiedzi nt. poznawczo-behawioralnej i muszę powiedzieć, że jest bardzo męcząca. To takie mówienie o sprawach dosyć nieprzyjemnych na zawołanie. Łzy, gadanie, łzy, gadanie. A pani psycholog tylko na mnie patrzy. I nie bój się Agorka, nie sraj po gaciach, tylko DO ROBOTY :D :D :D Wreszcie jakaś porządna babka. Jestem tak nakręcona tą wiadomością jakby co najmniej mnie czekały te spotkania ;)
A skąd masz tak dużo do zrobienia? W pracy Cię katują? A mieszkanko można trochę zapuścić, nic mu się nie stanie ;) Co do mojego obżarstwa to chyba faza chwilowa, nigdy za słodyczami nie przepadałam, od tych kilku dni kiedy leków nie biorę wrócił mi apetyt ze zdwojoną mocą :roll:
Trzymam kciuki kochana i ściskam mocno :lov:
Hello again my sweet fears
agora
Gość

27 stycznia 2012, o 12:33

Cześć kochanie,
a powiedz mi czy te Twoje czapy, czapki i czapeczki, z którymi borykasz się ostatnio nie są właśnie wynikiem przeprowadzki, zmiany miejsca? Ja np. świadomie takich rzeczy nie czuję, ale wydaje mi się, że podświadomość daje mi znaki w postaci lęków jeśli skądś wyrywam się jakby "z korzeniami". cieszę się z Twojego entuzjazmu dotyczącego mojej sytuacji psychoterapeutycznej, ale wierz mi kotek, szukałam bardzo długo i duuuużo czasu zajęło zanim znalazłam się u obecnej psychoterapeutki, a ile czasu, kasy, łez, nerwów, tkwienia w niewiedzy było po drodze to mała bańka. Teraz więc Twoja kolej by znaleźć kogoś, kto i Tobie się podpasuje. a powiem ci, że branie za wizyty z miesiąc z góry to też nie jest uczciwe. w końcu skąd wiesz czy taka osoba Ci podpasuje? ale ja też trafiałam na różne jednostki. Jedna taka to mnie amfetaminą leczyła bo sobie zdiagnozowała u mnie po jednej wizycie ADHD, a ja wiesz no postanowiłam zaufać lekarzowi, przeciez nie będę uczyć jej jak ma mnie leczyć, bo jakbym wiedziała to sama bym się wyleczyła.
a co do pracy, to wiesz, ja od kilku lat prowadzę swoją firmę z kumpelą i na szczęscie mamy bardzo dużo zleceń ale na nieszcęście tylko 2 głowy i 4 ręce, a zalezy nam by wszystko zrobić w terminie bo konkurencja duża i trzeba walczyć. I niestety teraz odbywa się to trochę kosztem zdrowia, ale zamierzam to sobie odrobić.
A jak tam kotek u Ciebie zycie płynie? Daj znać Buziaki :):)
Awatar użytkownika
Zawieszona
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 37
Rejestracja: 15 stycznia 2012, o 15:33

28 stycznia 2012, o 18:13

Powiem Ci, że nie wiem. Bardzo możliwe. Jedno co zauważyłam to to, że objawy zwiększyły się w lipcu, wtedy odeszłam z pracy, dużej korporacji, która wyssała mnie doszczętnie. Na urlopie był naprawdę w porządku. Dopiero po powrocie wszystko się spotęgowało. Nigdy nie odczuwałam stresu związanego ze zmianami. Jakimikolwiek. Wtedy też zaczęłam leczenie seronilem. W pierwszych dniach nowej pracy huczało mi w głowie i byłam tak spięta, że nie byłam w stanie wydukać ani jednego słowa. Ręce mi tak zesztywniały, że aż się trzęsłam. Później przeprowadzka. Nigdzie daleko, w tym samym mieście. No ale remonty, zakupy itd na pewno miały na mnie wpływ. Ale bezpośrednio tego nie odczuwałam, nie łączyłam jednego z drugim. Najlepsze z tego wszystkiego jest to, że teraz po odstawieniu leków jest mi lepiej. Pojawiły się normalne odruchy i reakcje, mam na myśli, że uśmiecham się z przymusu tylko szczerze. No i nie jestem taka otępiała. Ale powiem Ci, że niepokoi mnie tylko jedno. Derealizacja. Odczuwam ją bardzo często ale delikatnie. Tzn w wielkich pomieszczeniach, przestrzeniach. Mam uczucie jakbym nie ogarniała wszystkiego wzrokiem. Widzę doskonale itp, po prostu jestem wtedy jak w amoku. Teraz jak nie biorę leków pojawia mi się w intensywnej formie. Np. wczoraj w pracy. Koleżanka mówiła do mnie coś szeptem, zorientowałam się po chwili, że nie słyszę co dokładnie mówi (co jest przecież normalne, jak ktoś z drugiego biurka coś świergocze;)). Poczułam tak niesamowity lęk, tak jakbym wpadła do czarnej dziury. Byłam tak skupiona na sobie, żeby usłyszeć jej każde słowo, że przez chwilę miałam wrażenie, że zaraz przestanę rozumieć słowa albo nie będę w stanie się wysłowić. Tak mnie to wykończyło, że wyszłam na dwór przed budynek, co posunięciem było słabym, bo podłoga pode mną falowała jak szalona, myślałam, że się przewrócę. Dziś jest już lepiej, cały dzień praktycznie spędziłam w łóżku śpiąc. Zrobiło mi to dobrze, bo wstałam pełna energii, tzn na tyle by zrobić coś do jedzenia, poodkurzać i wstawić pranie. Nie wiem też co mam zrobić z moją psycholożką. Delikatnie zasugerowałam jej, że terapia nie za bardzo mi odpowiada i że chyba zrezygnuję co było dla niej zdziwieniem, bo jak powiedziała: "ostatnim razem myślałam, że jest pani zadowolona..." Wpędziło mnie to w lekkie poczucie winy. Nie bardzo jestem teraz asertywna. Przez to, że jestem tak pogubiona nie wiem co mam zrobić. Została mi jedna wizyta w poniedziałek i walczę ze sobą cały czas, zrezygnować czy dać jej szansę? Czasem by się przydał jakiś dobry duszek co by złapał za rączkę i przeprowadził przez życie jak zgubione dziecko. Albo najlepiej jakby podejmował za nas decyzje w takich chwilach...

A Tobie jak weekend mija? Dalej zamówienia się sypią jak z nieba? :huh Cieszę się, że interes się kręci, tylko nie wpadaj w pracoholizm ;)

buziaki kochana :lov:

-- 28 stycznia 2012, o 18:19 --
A, no i jeszcze mam pytanie. Kto leczy amfetaminą ADHD??? Przecież amfetamina pobudza! Z tego co wiem lekami pochodnymi leczy się narkolepsję, ale ADHD?? I to jeszcze przy nerwicy/depresji??? Przecież to gówno powoduje stany lękowe, nieodwracalne zmiany w mózgu itp. Weź nie mów więcej o takich idiotach bo mnie szlag jasny trafia, jak lekarze idą na łatwiznę i wciskają bez jakiegokolwiek poczucia winy jakieś świństwa pacjentom, bo a nóż poskutkuje... Żałosne.
Hello again my sweet fears
agora
Gość

29 stycznia 2012, o 23:04

Wiesz co, typowe to chyba, że my lękowcy jakoś podświadomie przeżywamy zmiany. Mnie np tak "świadomie" nie wydawało się, że mogę stresować się przeprowadzką, zmianą pracy i faktycznie nie zawsze tak było, że trafiały mnie lęki, ale jednak w takim przełomowym momencie dało to o sobie znać i właśnie wtedy miały miejsce różnego typu zmiany w moim życiu i jak tak sobie przeczytałam Twojego posta to jednak są jakieś analogie. Najgorsze, że ja tak świadomie naprawdę nie czuję żadnego w sumie dyskomfortu takiego "nienaturalnego". co do wakacji, tp racja- wszystko przechodzi choćby człowiek leciał 36 godzin do nowej Zelandii z przesiadką w Bangkoku :D to jak już jesteś na miejscu i wiesz, że czeka Cię odpoczynek to jakoś wszystko mija i lęki idą precz (choć czekania na lotniskach i tych pustych godzin, włóczenia się po sklepach bezcłowych jakoś kurczę nie lubię i czuję wtedy coś co wydaje mi się, że jest takim "normalnym" stresem u "bezlękowców".
Piszesz o lepszym samopoczuciu bez leków ale nawrocie derealki, kurczę no u mnie też tak to wyglądało jak mnie przestaqwili na sertralinę- ten lek w ogóle na mnie nie działał. Tzn nie widziałam poprawy samopoczucia choć nie miałam takiego mega apetytu, ale derealka wróciła, a jednak to ona najgorzej mi przeszkadza. Najczęściej właśnie łapie mnie tam gdzie ciebie. W duzych sklepach, autobusach. Teraz w sumie łykam dużą dawkę najsilniejszego SSRI a i tak derealka ma miejsce. Ale może to dlatego, że ślęczę dużo przed monitorem. Świecenie lampa w oczy raczej nie pomaga by widzieć lepiej.
A to z tą koleżanką to po prostu dość silny atak miałaś, fajnie, że masz umiejętność opisanie tego, bo mogę Ci od razu powiedzieć, że mnie się też coś takiego zdarrzało- prawie identycznie. Pamiętam, że kiedyś jak nie mogłam zasnąć to poczułam, że mam jakby piasek pod powieką i tak mnie to jakoś wystraszyło że zaczęłam ten piasek czuć jakby igłę mi pakowali do oka nie mogłam ani zamknąć ani otworzyć tego oka jakbym wpadłą do dziury właśnie i jak zawołałam mamę to właśnie takie uczucie bycia gdzieś daleko, za szybą bez kontaktu z tym co się dzieje. Tak samo z tym wysławianiem. Ja mam np. takie momenty, że boję się, że nagle nie mogę o niczym pomyśleć szukam na siłę o czym tu pomyśleć i jakby pustka w głowie jakbym nie miała kontaktu ze swoim mózgiem i panowania nad sobą i właśnie wchodzi falowanie jakieś drgania rąk, drętwienia nóg, uciski w głowie. Popatrz co te lęki z nami robią, ale wiedsz co, jestem z Ciebie bardzo, bardzo, bardzo dumna, ze zwlekłaś się z wyra, zadbałaś o chałupę- przy epizodach depresyjnych czasami bardzo trudno o coś takiego. Ja pamiętamże przy silnym nawrocie agorafobii jak nie mogłam wstać z łóżka, a w końcu mi się udawało uważałam to za duży sukces i mnie to tak pozytywnie nakręcało- czy Ty też tak miałaś?
A co do terapeutki, kurczę no laska zupełnie nie ma z Tobą kontaktu. Uciekaj od niej i szukaj kogoś dobrego. Z pewnością wymaga to wysiłku, ale chodzi przecież by ci to coś dawało, a na razie to nie widzę byś pisała, że Ci coś dało... Zrobisz oczywiście jak będziesz chciała, ale ja dziś już wiem, że dużo lat straciłam na czekaniu "że będzie lepiej" i dopiero teraz czuję, że trafiłam na kogoś kto mi pasuje.
Napisz mi więc jak się sprawy potoczyły i jak ci upłynęła niedziela. U mnie oczywiście bardzo pracowicie, ale i byłam pobiegać w lesie i na sankach i na obiadku z super znajomymi spędziłam więc trochę czasu z rodzinką i na świeżym powietrzu. I dziś i wczoraj bez większych sensacji zaliczyłam dwa hipermarkety, a ostatnim razem nie dałam rady więc ma się chyba ku dobremu, choć gdzieś podskórny lęk przed lękiem był, ale nie wyszłam, kupiłam co trzeba i cel został osiągnięty. Drealakę czuję już rzadko- w zasadzie tylko jak gdzieś idę sama no a z kimś to lekką w wielkich zaludnionych miejscach ale będę ćwiczyć i liczę, że przejdzie. Teraz czas też mam bardzo stresowy ze względu na robotę więc pewnie i dlategho tak długo trrwa wracanie do świata. Oceniam je dziś 8,5 na 10 :)
A jeśli chcesz by Cię ktoś prowadził, to Kotek, nie wart- warto szukać wsparcia ale podejmować decyzje jednak najlepiej samamu tak jak i w 100% lepiej liczyć TYLKO na siebie i mieć to poczucie sprawstwa- wiem, że w chwilach słabości człowiek może tak nie myśli, ale ja już się jakoś nauczyłam mieć ciągłą kontrolę i brać odpowiedzialność, jakoś moja agorafobia bardzo ogranicza moją samodzielność więc bardzo mi zależy by puścić tę "pomocną dłoń" i dalej być Zosią samosią nawet jeśli popełnię błędy. Kochanie, przesyłam dużo, dużo, dużo energii- bądź dzielna ja naprawdę w to wierzę, że jesteś i widzę , że się starasz nawet jak ci źle i tak trzymaj bo świetnie Ci idzie.
A co do amfy- podobno leczy się nią ADHD ale czysta nie taką uliczną i w odpowiedniej dawce. Lek ten nazywa się Concerta a podawała mi go taka laska samozwańcza Pani "psychoterapeutka" co się nazywa Anna koper ale jak się dowiedziałam do egzaminu nie podeszła, a ja idiotka jej zaufałam- przestrzegam wszystkich przed tą laską- mnie zupełnie zje.bała terapię pod każdym względem, a na początku zajebiście omamiła, jednak w końcu pokapowałam się, że coś jest nie tak bo nawet mąż zaczął zwracać mi uwagę, że dzieje się ze mną coś dziwnego. wiem jednak, ze ta laska ma pacjentów i nawet niektórzy są zadowoleni, bo ktoś (ale obcy) mi ją polecił. Długa historia- zastanawiałam się czy gdzieś tego nie zgłosić, bo kochana, to co się tam działo to naprawdę nadaje się by to zgłosić, pewnie Ci kiedyś napiszę. Tymczasem spadam do... robotki, ale już niedługo skończę ;)

Buziaczki wielkie i słodkie :lov: :cm
Awatar użytkownika
Zawieszona
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 37
Rejestracja: 15 stycznia 2012, o 15:33

30 stycznia 2012, o 21:09

Droga Agorko,
Napisałam Ci przed chwilką mega długi post. Na prawdę mega. Coś mi się zjeb... i kazał mi się komp zalogować ponownie i cała treść poszła w pizdu! Nie mam siły tworzyć od nowa więc powiem tylko miłego wieczoru, odpiszę jutro, pozdrawiam gorąco...
To był taki piękny post, F U C K :evil: :evil: :evil:
Hello again my sweet fears
agora
Gość

30 stycznia 2012, o 21:46

O siet ;)
Kurczę, naprawdę jestem zła; wiem co to znaczy :buu: :buu: :buu:
Kochanie moje ale nic straconego czekam cierpliwie, jak tylko zbierzesz siły i wkurwienie ci minie, to jestem cała Twoja.
Buziaki,
ja dziś oczywiście mam zapitol, ze nawet o lękach zapomniałam... ech, zycie
Awatar użytkownika
Zawieszona
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 37
Rejestracja: 15 stycznia 2012, o 15:33

31 stycznia 2012, o 19:19

Mam nadzieję, że tym razem mnie nie wywali ze strony. Trochę mnie to zdenerwowało bo nie dość, że miałam podły dzień to jeszcze tekst mi zżarło...
Cały dzień spędziłam na mieście. Wizyty miałam głupio poustawiane i bezsensowny był powrót do domu, więc włóczyłam się bez celu. I jeszcze piździło jak w Kieleckiem. Pani doktor przepisała mi ponownie citronil, zwiększyła mi dawkę z 10mg na 20mg. Dziś rano łyknęłam pierwszą tabletkę, właściwie to pół bo muszę powoli dochodzić do dawki ze względu na przerwę. Staram się źle nie nastawiać i nie zwracać uwagi na ewentualne skutki uboczne, no ale to przychodzi samo. Powróciło już dawno odczuwalne szczypanie mięśni. Nie wiem nawet jak to nazwać, takie specyficzne kłucie. I uczucie zimna na przemian z gorącem w mięśniach itp.
Będąc w przychodni zapytałam o terapię z NFZ. Nie wiedziałam nawet jak trudno zapisać się na te spotkania. Kolejki gigantyczne. Mam dzwonić w czwartek, może uda się paniom mnie gdzieś wcisnąć. Zaczęłam się interesować leczeniem "państwowym" bo ponoć specjalistów mamy tam dobrych, a i kasy nie trzeba tyle wydawać. Teraz byłam na spotkaniu z moją psycholożką i znowu kasa popłynęła. Aż żal mnie ścisnął, bo to sprawy "nietanie" a w głowie pomysły co z tą kasą człowiek by zrobił gdyby był zdrowy. Póki co będę do niej chodziła do momentu, aż nie znajdę sobie państwowo.
Poza tym czekając na wizyty musiałam zjeść sama obiad w bistro. Powiem Ci, że jeszcze nigdy nie czułam się tak dziwnie jak wczoraj. Ręce mi się tak trzęsły, że nie mogłam wyciągnąć serwetki z koszyczka. BARDZO chciałam stamtąd wyjść. Zjadłam ten obiad (nawet nie pamiętam jak) w ciągu 4-5min. i wyszłam w pośpiechu. Oczywiście musiałam jeszcze poczekać na sesję, więc poszłam do Empiku. Tam to samo. Myślałam, że zwariuję. Duszno, gorąco, nogi jak z waty, dezorientacja. Pierwszy raz poszłam w takim stanie do terapeutki. Prawie jej wykrzyczałam jak źle się czuję, zalana łzami, aż się zanosiłam. Godzina 21:00 a ja już w łóżku, telepałam się z zimna, pochlipałam i spać. Znoszę to wszystko pokornie ale każdy człowiek ma soje granice. Kiedyś nie dam rady.
Jestem też zła bo miałam mnóstwo pytań do lekarki ale po wejściu do gabinetu pod obstrzałem pytań zapomniałam 3/4 tego co od niej chciałam. A chciałam zapytać czy to normalne, że cały czas czuję się jak w próżni, że mi słabo cały czas itd. Jeszcze teraz mam znowu jazdy w stylu, hmm, to chyba nie nerwica. Od jakichś paru dni mam wrażenie jakbym zbierała wodę w organizmie. Mam ociężałe ciało, jakby napompowane. Niewiele trzeba by znów wątpić.

Cieszę się z Twojego udanego weekendu. Lasek, bieganie, przyjaciele. Intensywnie :D Ja też powoli zaczynam brać się za siebie. Zamówiłam nawet kartę Multisport w pracy. Może to mnie zmotywuje do ruszenia dupska ;)
Wiesz, to o czym piszesz, to jak dajesz radę, bardzo mi pomaga. Jesteś dzielną osobą, zastanawiam się ile czasu musi minąć żebym i ja mogła mieć w sobie już tyle siły...
Polecimy kiedyś do Bangkoku i zrobimy sobie tam małe kac vegas :D Boże, ile ja bym dała by móc być teraz na wakacjach :) :) :)

Buziaki :lov: :lov: :lov:
Hello again my sweet fears
agora
Gość

1 lutego 2012, o 23:23

Cześć Skarbie,
to co opisujesz z tym gorszym samopoczuciem to mogą być objawy właśnie przy tym jak zaczynasz brać antydepresant. Żadne przerwy w sumie nie są wskazane, a Ty jedną miałaś. Obawiam się skarbie, że może być gorzej- u mnie było nawet do 3 miesięcy czekałam i już miałam ochotę dać sobie spokój ze sobą, bo wydawało mi się, że już wszystko lepsze- nawet śmierć niż takie lęki. to jest oczywiscie gówno prawda, bo życie jest naprawdę spoko kiedy te prochy zaczynają działać lub kiedy człowiek po prostu jakoś też i siłą woli dochodzi do siebie. Ja przy zwiększeniu dawki niestety zawsze dostaje megaszajby. Dokładnie tak jak Ty raz napady wściekłego gorąca, za chwilę obezwładniające zimno jakby mnie zamknęli w kostnicy; skórcze w mięśniach, uciski i zawroty w głowie, Ty to jeszcze nie masz agorafobii więc w ogóle byłaś w stanie wyjść z domu, choć tyo co opisałaś o tym pobycie w knajpie, to takie agorafobiczne, pewnie ci się nasiliło bo miałaś przerwe i znów zaczęłaś łykać. I kotku, przykro mi to pisać- może być przez jakiś czas tak, a nawet gorzej, ale TO MINIE. Tylko musisz być dzielna, nawet jeśli miałoby to trwać jeszcze 3 miechy i dopiero na wiosnę miałoby się poprawić. Ja czekam od 23 listopada i muszę Ci się przyznać że już jest naprawdę bardzo dobrzde. Wczoraj "zaryzykowałam" wycieczkę do pobliskiego sklepu (dla mnie to wyzwanie). w sklepie przylapałam się na tym, że w sumie czuję się dobrze i nie pomyślałam o żadnym "Zabezpieczeniu" czyli- nie miałam z sobą xanaxu, telefonu, kocyka i innych takich bajerów. w końcu poczułam się wolna, a wcześniej każda próba 200 metrowej wycieczki kończyła się fiaskiem i skrzętnie notowałam o której mój mężuś wychodzi, wraca, czy mama będzie mogła do mnie wpaść itp. Nie mogłam spać jak już rodzinka pobiegła w świat,a teraz od jakiegoś tygodnia już i to przeszło, mogę być sama w domu i nie myślę o lęku. DD odeszła już prawie całkiem. Jeszce mam jakies małe jazdki i popatrz równo 3 miechy męki. Po 2 chyba bylam najbardziej dobita, bo po miesiącu znalazłam to forum i jeszcze miałam nadzieję. Po 2 zaczełam szukać innych specjalistów z tej desperacji no a teraz już prawie świergolę z radości. Z mężem czuję się już prawie wszędzie dobrze, a jeszcze niedawno nie wlazłanbym do hipermarketu nawet z nim. Tak więc niestety- my lękowcy swoje musimy przecierpieć :(
Mimo to olewanie tego i wiara dużo daje, bo nawet jak jest bbbbbbbb źle trzeba sobie za przeproszeniem kochać mamę!, że kres już blisko, mnie też użalanie się nad sobą pomagało. siedziałam na łóżku i sobie myślałam, że mam najgorzej, że mi nie minie i, że już dupa, alle potem przychodziły waleczne myśli, chęć rewolucji i jakoś mi to pomagało. Każdy ma zapewne swój sposób, ja moich szukałam długo. Najgorzej mi było jak by łam dzieckiem, bo jednak młody mózg nie jest przygotowany na wiele problemów i wszystkie wydają się z 6 razy większe niż wydają mi się np. teraz.
I zobaczysz kotek, dasz radę- masz moje słowo- takie zołzy jak my za wiele chcą od życia i tak łatwo się nie poddamy. Ja miałam np dość kiepski czas z mężem, już go dobijały te moje stany, utyskiwania, i w kółko ta sama płyta, że to już koniec, że nie pzrejdzie, żeby szukałkogos innego, poukładał sobie życie, a ja zdechnę sama itd. ale Jego może na nieszcęście a może na szczęscie takie pieprzenie wkurza i on w ogóle przestał się skupiać na mnie i to bardzo bolało, ale teraz cieszę się bo jakoś przebrnęłam przez to kolejne piekło w sumie sama ze sobą i wiem, że potrafię a on nie zawalił przeze mnie swoich spraw i też się nie dołował. a to, ze idziesz spać o 21.00 to dobrze- jak organizm moze spać to nie jest źle :) I pozatym teraz zaczynasz prochy po przerwie to zawsze sciąga w dół, przynajmniej mnie więc moze masz etap nory i już ja miałam taki 2, 3 miesiące, ale w końcu przeszło, więc Wieszaczku mój słodki, niech ci się oczka nie smucą bo to już nie aż tak długo tej męki, choć wtedy każda minuta rozwleka się do nieskończoności.
A poza tym to jesteśmy już umówione na:
1. wódkę w Łodzi
2. Wódkę nad mozrem
3. Wyprawę na mega zakupy
4. i z tego co widzę na wódkę w bangkoku - zamówimy sobie wtedy przy okazji tajskie masaże i mega żarcie w jakimś miłym towarzystwie jak już ma być kac to chociaz niech plecy nie bolą bo łeb to i tak będzie odpadał- to nie nasza zdaje się najmocniejsza część ciała;)
a wiesz ja to Ci w ogóle zazdroszczę, że sobie zrobiłaś rundkę po mieście i to jeszcze z jedzeniem. Ja jak jestem sama w centrum, to nigdy nie czuję się w sumioe dobrze a już jeść samej w knajpie- no ze stresu nic nie przełknę. Pamiętam, że kiedyś idąc ulicą widziałam w autobusie , który stał na światłach dzieciaka, który wcinał pączka- wydawał mi się mega bohaterem- jeść i to w autobusie, miejscu gdzie zawsze mi źle- dla mnie bezcenne i jak na razie niewykonalne, ale poczekaj,jeszce trochę i z tym dam radę i Ty też. Staraj się po prostu te wszystkie zawroty, strzykania, bóle olewać, WIEM WIEM to w zasadzie niewykonalne, ale jak tylko trochę się człowiek na nich skupia to zaraz leci w dół. Wiele bym dała skarbie by Cię przekonać i niedawno i mnie tak ludzie przekonywali jak ja ciebie teraz- i co, i mieli rację więc cierpliwości i siły. Jak widzisz ludzi z takimi uszami jak nasze szlak nie trafia.
Buzieńki i walcz dzielnie :):):):):):) :lov: :lov: :lov: :lov: :lov: :lov: :lov: :lov: :lov: :lov: :lov: :lov: :lov: :lov: :lov: :lov: :lov: :lov: :lov: :lov: :lov: :lov: :lov: :lov: :lov: :lov: :lov: :lov: :lov: :lov: :lov: :lov: :lov: :lov: :lov: :lov: :lov: :lov: :lov: :lov: :lov: :lov: :lov: :lov: :lov: :lov: :lov: :lov:
Awatar użytkownika
Zawieszona
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 37
Rejestracja: 15 stycznia 2012, o 15:33

3 lutego 2012, o 21:01

hej kochana,
dzięki za miłe słowa, dodały mi otuchy. Wiem że długa droga przede mną, ale to jest tak zajebiście cieżkie... Znowu dorwalo mnie mega zmeczenie, godz. 20:00 a ja marze o snie. Cholera, akurat teraz jak jestem w malej rozsypce musialo mnie dorwac. Nie moge sie na niczym skupic itd. Najgorsze jest to, ze ten stan trwa caly czas z malymi przerwami. zazwyczaj jak sie zamysle, albo uda mi sie na czyms skupic... ale i wtedy zastanawiam sie czy "to" minelo czy po prostu nie zwracam na to uwagi. znowu mam przed oczami perspektywe lazenia po lekarzach. Wiesz, to natretne myslenie, ze sie cos znowu dzieje sie z cialem. wczoraj bylam na sesji, psycholozka stwierdzila, ze to byla jedna z naszych trudniejszych sesji, bo nie jestem w stanie sie skupic na moich odczuciach tylko ciagle gadam o objawach. I na prawdę tak było niestety. Tak jakbym liczyla na to, że psycholozka powie, spokojnie, to tylko nerwica, takie objawy wystepuja bardzo czesto... no ale nie uslyszalam tego i ponoc nie uslysze. tak powiedziala mi moja psióła, ktora ma za soba epizod depresyjny z terapia wlasnie. teraz jeszcze szykuje mi sie weekend z bratem, ma mnie odwiedzic. Z jednej strony bardzo sie ciesze a z drugiej... nie mam siły. czuję, ze najchetniej spedzilabym sobote i niedziele pod koldra. Brzmi to chamsko i egoistycznie, tym bardziej, ze brata widzialam ostatnio w wakacje, ale nic nie moge na to poradzic.
Co do rewolucji, to zaczynalam ja czuc pod koniec zeszlego tygodnia. zamowilam karte multisport, umowilam mnie i meza na masaz tajski przed 14.02. itp. I bylam tym niesamowicie nakrecona. Cieszylam sie. Nie minal dzien jak stracilam chec, a bardziej radosc ze wszystkiego. Znajac siebie i tak na ten masaz pojde, kto wie, moze z silowni tez zaczne korzystac, ale czuje, ze robie to z obowiazku niz ze szczerej checi. Mnie juz tak na dobra sprawe nawet uzalanie sie nad soba nie pomaga, tzn, pomaga ale bardzo wkurza. Nie znoszę siebie samej siedzacej na kanapie i uzalajacej sie na d soba. Nigdy taka nie bylam. Ja chyba jeszcze nie do końca wierze w diagnoze. Tzn, wierze w depresje i nerwice ale caly czas gdzies na dnie tli sie mala mysl, ze jest to reakcja na to co dzieje sie z moim cialem a nie odwrotnie. I tak jak wspomnial Victor dupa blada. Bledne kolo.
Ale dosyc o tym. Dalam sobie czas do konca kwietnia. Do tego momentu mam nadzieje, ze leki zaczna dzialac. Jesli nie, mysle, ze z nich calkiem zrezygnuje.
Ciesze sie, ze Ty tak pieknie dajesz sobie rade :D Cholera, kobity to jednak silne istoty :D Dobrze, ze mąz daje rade. Jak to mowila kochana Merlin Monroe : "...Jeśli nie potrafisz znieść mnie, kiedy jestem najgorsza, to cholernie pewne, że nie zasługujesz na mnie, gdy jestem najlepsza" :D A podejrzewam, że "najlepsza" już jest blisko ;) Cholernie Ci zazdroszczę i trzymam kciuki non stop.
A miejsc na alkoholowe upojenia jeszcze znajdzie sie wiele :DD

Dzięki jeszcze raz za miłe słowo :) Buziaki :lov: :lov: :lov:
P.S. Macham do Ciebie uchem :DD
Hello again my sweet fears
Wojciech
Odburzony Wolontariusz Forum
Posty: 1939
Rejestracja: 10 kwietnia 2010, o 22:49

3 lutego 2012, o 21:07

Zawieszona pisze:Cholera, kobity to jednak silne istoty :D
Nie tylko kobity :dres: ;)
Nerwicowiec - Ten typ tak ma.
http://www.imtech.com.pl
Awatar użytkownika
Zawieszona
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 37
Rejestracja: 15 stycznia 2012, o 15:33

5 lutego 2012, o 13:03

No tak, mała wpadka ;) Wszyscy jesteśmy silni :D
Hello again my sweet fears
agora
Gość

6 lutego 2012, o 00:08

Cześć mój wieszaczku kochany,
obawiam sie skarbie, że teraz niestety sa Twoje najgorsze chwile, zanim leki zaczną działać prawie zawsze jest zjazd i przymuszanko do życia nieuniknione. Przechodziłam dokładnie to samo, a to użalanie nad sobą... no też chwila minęła zanim przestałam sie na siebie za to złościć i zaakceptowalam, ze tak mam i mam prawo się nad sobą poużalać, bo zawsze byłam silna i energiczna to dla równowagi teraz będę słaba i krucha i nie będę sobie żałować łez, płakania, chlipania, ryczenia i szlochania. Jak Ci się tylko torchę polepszy to minie i ten etap i żabko- jeszcze raz powtarzam- to i wszystko inne minie jak tylko leki wejdą na odpowiedni poziom działania, niestety czas który trzeba na to czekać jest bardzo długi (3 miechy albo dłużej) i dobijający. Ja wiem, że w takim stanie nie da się wyrobić godziny a co dopiero dni, tygodnie, miesiące ale warto poczekać, i nie przerywaj brania leków, bo potem koszmar masz od początku. Chyba Ewcia tez o tym pisała.
Pamiętam jakpierwszy raz weszłam na to forum miałam wtedy porządnego doła przez DD -cały czas,non stop kolor o każdej porze; bezradny lekarz brak terapeuty, pomimo, że na zewnątrz się starałam w środku to wszystko było nie do zniesienia i naprawdę BYŁAM PEWNA, że to nie minie i ten koszmar już bedzie trwał i trwał a on jest gorszy niż ból, jakby człowiek stracił kogoś bliskiego i pod spodem cały czas było to wyczuwalne nawet jeśli się czyś zajmiesz to to "poczucie" jest i jest i jest i męczy jak taki natręt, ale Zawieszko moja kochana teraz już u mnie coraz lepiej , sama już się szlajam po oście ;) w znajomych rewirach, nie za daleko i na tzw"czujce" ale się szlajam. Jeszcze z miesiąc temu wołami byś mnie samej nie wyciągnęła, wiec i na Ciebie czekają momenty takie, jakie teraz przeżywam ja. Zresztą po każdej kolejnej korbie człowiek jest silniejszy i bardziej znieczulony na to wszystko. Więc kochana, cierpliwości, a kwiecień na "budzenie się do życia" to bomba termin- urżniemy się C2H5OH na wiosnę w parku i będziemy jak te dwa zgony leżeć na trawie patrzeć w niebo i bełkotać, znając życie Wiktorek na bank się do nas dołączy i będziemy jak te trzy zgony, a może jeszcze ktoś się dołączy to już w ogóle będzie park pełen zarzyganych lękowców, depresyjnych, natrętnych, postrzelonych i chcących nadrobić stracony czas. A na drugi dzień na mega kacu będziemy się zastanawiać czy na świecie istnieje jakiś większy problem niż właśnie mega kac ;)
Ale tak na poważnie. Zacytowałaś jedną z moich ulubionych osobowości show-biznesu cioteczkę MM. Uwielbiam tę kobietę. Pomyśl sobie ona cierpiała na depresję a nie było wtedy antydepresantów i pakowano w nią benzodiazepiny oraz poddawano wyczerpującej psychoanalizie. Skończyło się fatalnie- laska była cały czas naćpana lub pijana i bezwzględnie uzależniona od tego psychoterapeuty aż w końcu prawdopodobie odebrała sobie życie, choć nie ma na to 100%.
Każdy wymagał od niej 100% a ona ledwo dawała radę, spała kiedy trzeba było wstawać piła kiedy tzreba było spać i czuła się kompletnie kompletnie samotna. Do tego zjebane na maksa dzieciństwo, matka wariatka, bida a ile mimo to laska osiągnęła. Każdy facet w tamtych czasach chciał ją mieć choć na chwilę i każda babka chciała być taka jak ona. Ja mam dużo książek o Marilyn i naprawdę jej osoba bardzo mnie inspirowała w wielu kwestiach. Jedna z tych książek, którą czytałam jako ostatnią- Marilyn ostatnie seanse chętnie bym Ci podarowała- podaj mi adresso na priva to Ci jutro prześlę jak będę szła z pocztą firmową (też test dla mnie ta wyprawa; ostatnio dostałam szajby właśnie na poczcie ;) ) chyba, że czytałaś, dla mnie ta książka była takim niemożliwie smutnym obrazkiem tej kobiety. Pięknej ale samotnej, silnej ale kruchej- kochanej przez miliony ale odrzucanej przez tych których tak bardzo chciała by ją kochali -same paradoksy jak u mnie i u Ciebie pewnie...i ta terapia, no nóż mi się w kieszeni otwierał bo to takie rozdrapywanie ran było.
Powiem Ci, że chyba ta Tw terapia też nie jest do końca trafiona dla Ciebie. Moja terapeutka dała mi tyle otuchy nadziei, wszystko wytłumaczyła, zadała pracę domową- wyszłam jak na skrzydłach- silna, pewna, że pokonam ten szit cały i jeszce bedę się z tego śmiała podróżując zupełnie samotnie z tobołkiem po całym świecie ;) Myślę, że Ty też w końcu trafisz na kogoś takiego- ja zanim trafiłam tez przyszło mi spotkać różnych ludzi, ale powiem Ci jedno- to forum odegrało kluczową rolę bo to tu dostałam namiary na odpowiedniego lekarza, który dał mi na miar na psychoterapeutę. Tu miałam okazję poznać np Ciebie, i liczę, że się kiedyś spotkamy poznamy a bez moich głupich lęków bym Cię nie poznała a to byłaby strata, bo jednak miło co jakiś czas zajrzeć i pogadać z życzliwą duszyczką, która też walczy z demonami gdzieś na drugim końcu Polski :) Tak więc słońce, trzymamy się i nie dajemy się.

A co do tego, że kobity są silne... Ja tam nie chcę podpaść Wojciechowi oraz innym zacnym kolegom "po przejściach" ale zdrowe chłopy potrafią dać w kość samym tylko katarem. Mój ojciec jak miał katar to tak zdychał, że cała rodzina była świetnie poinformowana o jego umierającym stanie. Mój mąż jak ma zapalenie gardła to po prostu pozbierać się nie może- tragedia jest na całym froncie. Oprócz dawania leków, opieki, pocieszania trzeba wysłuchiwać tych jęków, stęków a weź to skomentuj- awantura murowana, w końcu on ostatni dech wydaje i już godzina do śmierci a ja każe tak nie wzdychać bo się nić aż takiego nie dzieje...Jestem pewna, że ludzie z naszymi problemami olewają katar równym sikiem i "srają" na jakiś tam ból gardła bo czymże on jest w porównaniu z prawdziwą depresją, lękami, natręctwami czy DD (no chyba, że ma się akurat czapę lękową to tak, rozumiem, że wtedy ma się tak naprawdę raka ;), jednak taki rak jest uleczalny). A i jeszce mi się coś przypomniało, byłam kiedyś na wakacjach nad morzem. Któregoś dnia spacerując po promenadzie mijała mnie dość pokaźna liczebnie grupa osób upośledzonych, na wózkach. I powiem Ci, że ani jednego wózka nie pchał facet- same babki- pewnie matki bo na tych wózkach to były dzieciaki. Zdrowi faceci nie sa więc chyba jednak tak silni jak kobiety i mam ku temu wiele powodów by tak myśleć. Jednak jeśli ktoś już pzreżył to co my to nie ważne czy to chłopczyk czy niewiasta, wie co to znaczy być silnym bo do pzretrwania takiej męki i udawania, że jest ok, czekania na lepsze jutro potrzeba nadludzkiej siły woli i nam tutaj się to udaje.
Oj, ide w wyro, jutro o 7 pobódka ocipiec idzie z tą robotą. Zamieściłąm opis na gg Arbait Macht Frei- dewotliwy kolega mnie zjebotał ale czuje sie ostatnio kompletnie zniewolona i tak sobie daję temu wyraz ;)
3m się skarbku i czekam na wieści. A jak chcesz tę knigę to daj znać na priva będzesz miała ode m ie na Walen w tynken święto murarzy i tynkarzy.
papa :cm :cm :cm :cm :cm :cm :cm
marti
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 259
Rejestracja: 21 listopada 2011, o 11:54

6 lutego 2012, o 16:01

agora, Zawieszona, musze powiedzieć, że poczytuję Waszę posty i często dodają mi otuchy. Ja mam gorszy dzień dziś, myśli, że tak już będzie zawsze itd, najgorsza jest dd, to mi mega przeszkadza, i czytając, że leki działają po 3 miesiacach lub więcej jakoś mi sie lepiej zrobilo, bo ja biore az a raczej dopiero 2 miesiące, więc może jest jeszcze jakaś nadzieja, agora powiedz, czy Tobie DD już minęła? i jak to sie u Ciebie zmieniało, miałaś wcześniej całymi dniami ? pozdrawiam Was Marta
ODPOWIEDZ