
No ale tak bardziej na poważnie to trochę dałeś nam po gębie- nie ma co, tyle, że takie kopy w sumie mobilizują, no bo co innego mamy jak nie tabletki i mówienie sobie, że będzie dobrze, tylko, że wiesz, żyjemy w kulturze instant wszystko od nas wymaga by efekt był natychmiastowy. Ja bym chciała na chwilę zatrzymać cały świat jak mam lęki, choć wiem,że nie jestem jego pępkiem to jednak wymagam od otoczenia w jakiś sposób wsparcia, a tu życie musi się toczyć, amnie się przecież nic nie dzieje- pomarudzę i przejdzie- ZAWsZE PRZECHODZI przecież jak mantrę sobie to powtarzam. Tyle, że jak tak wstajesz rano i zamiast myśleć o sprawach codziennych to czujesz ten koszmar w tle a nawet na pierwszym planie no to nie jest już tak fajnie. Nie wiem jakiej magii użyć, ale naprawdę staram się jak jasna cholera. Bardzo mi zależy by wstać pojechac na występ dziecka, sama z niego wrócić iść po cholerne zakupy, pozałatwiać to wszystko poza domem. Dziś w przerwie od pracy wybralam sie na chwilę do manufaktury. Moja Julka idzie jutro na urodzinowe pidżama party. Szłam pełna nadziei, przekonania, że dam radę kupić z dzieckiem prezent nawet się nie zastanawiałam wystarczyło 30 kroków w głąb- nie musiałam nic mówic juz cała rodzina widziała, że mam czapę. Czuję się jak kaleka. Zadaję sobie wiele pytań- jak to będzie dalej, jak jak zyć (to pytanie do premiera), czasami przewijają się tu sentencje na temat Boga wiary- czy ten Bóg istnieje, jeśli tak to dlaczego bawi się moja cholerną głową jak piłka nożną? Dlaczego zbieram takie kopy? A ten mój niby anioł stróż ta wspaniała metaforyczna postać która powinna mnie chronić, no gdzie ona do chu.ja się podziewa-połamała sobie skrzydła? Od 24 lat wierzę, że lęki mi przejdą, staram sie byc dobrym człowiekiem i wiele innych takich rzeczy, a tu kolejny ranek i nawet już mi się nie chce płakać chce mi sie śmiac z samej siebie, z mojego umysłowego kalectwa- sam przecież wiesz jak to jest.