17 kwietnia 2016, o 08:46
Od kilku lat,a moze i od dziecka mam nerwice:P zmiany w zyciu jakie zaszly kilka lat temu,smierc dziadka,zamieszkanie z narzeczonym, doprowadzily u mnie do atakow paniki. Po dwoch latach zaczelo sie poprawiac. Poszlam do pracy, w tym czasie konczylismy remont. Przeprowadzilismy sie i znow pojawily sie nerwicowe sttaszaki. Nie wiedzialam czemu,czy z powodu znudzenia i sfrustrowania praca,czy po prostu stres. Za bardzo przywiazalam do tego wage no i poplynelam. Teraz bardzo chcialam odsunac na bok planowanie slubu,prace. Siedzialam w domu od stycznia do konca marca. Cos zaczelo sie poprawiac w marcu,czulam wiare,motywacje i chec do zajecia sie zyciem. Po malu wychodzilam z domu,poszlam do psychologa. Niestety kiedy wrocilismy do zalatwiania spraw slubnych,dostalam odrealnienia. Zastanawiam sie czy czuje lęk przed slubem,bo go nie chce,czy chodzi o to,ze nie czulam nigdy siebie w roli zony,matki,ze balam sie nawet pomyslec o tym,jak to bedzie.
Jesli chodzi o dd/dp, to balam sie obcosci otoczenia, braku odczuwania emocji, balam sie,ze nie wiem czego chce,ze nie czuje glodu,zmeczenia itd. Potem mialam natretne mysli,czy kocham,czy nie kocham,szukanie przyczyn mojego stanu. Zdecydowalam, ze wroce do pracy. Mam prace umyslowa,pisze teksty. Po dwoch tygodniach czulam sie wykonczona, ale jeszcze jakos sie czulam. Od wczoraj juz naprawde nie czuje nic. Nawet wlasnych mysli. Rano jak sie obudzilam to myslalam,ze dd mija. Nagle dostalam mysl o slubie,potem o psychozie i jakiejs utracie kontroli, a potem juz nie czulam ciala,mysli,siebie. Przerazilo mnie to do granic mozliwosci. Zniknal moj wewnetrzny glos rozsadku. Mowie co mi slina na jezyk przyniesie. Raz to raz to. Nie czuje zadnego oporu, wstydu, nic. Nie zastanawiam sie. Zaczelam dzialac jak automat. Staram sie to olewac ale boje sie,ze sie wykanczam. Ze to wszystko jest wbrew mnie i ponad moje sily. Nie czuje,ze jestem gotowa do zycia,jakie sobie zaplanowalam. Do doroslosci.