Zniszczył mnie.
Ja nie czekam, jak na 6 w totka, bo żeby mieć szansę na wygraną trzeba grać i tak samo jest w procesie odburzania - takie mam wrażenie.
Olewam owszem, tłumaczę sobie - racjonalizuję, że to tylko nerwica, i że to minie. Trzeba pamiętać jednak, ze przez 8 miesięcy pewne koleiny wyżłobiły się w moim myśleniu...
Skoro jednak Tobie po tylu latach zmagań z lękami, udało się dojść do siebie w 1,5 roku, to myślę, że każdy z nas ma szansę tego dokonać, szczególnie jeśli siedzi w tym krócej. Często się tu powtarza, że wychodzenie z tego gówna nie musi zająć tyle samo czasu, co tkwienie w nim (widziałem nawet, że po zastosowaniu technik z tego forum wystarczyły 2-3 miesiące).
Jeśli ktoś by mi powiedział, że rozwijając sferę emocjonalną rozwinę również nerwicę, to jasne jest, że nigdy bym się na to nie zdecydował. Żyłbym sam. Nie było mi wtedy źle, ale chciałem spróbować bycia z kimś. To już przeszłość, a teraźniejszość stanowi dla mnie krzyż, który sam muszę dźwigać, bo nikt nie widzi, co dzieje się w mojej głowie.
Wychodzenie jest rzeczywiście niezwykle trudne, ale sam mechanizm wydaje się wyjątkowo prosty w swej konstrukcji. Jakoś jednak te trybiki nie chcą do końca zaskoczyć.