Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Nerwica - nasze historie

Forum poświęcone: nerwicy lękowej, atakom paniki, agorafobii, hipochondrii (wkręcaniu sobie chorób), strach przed "czymś tam" i ogólnie stanom lękowym np. lęk wolnopłynący.
Możesz dopisać się do istniejącego już tematu lub po prostu stworzyć nowy.
Tutaj umieszczamy swoje objawy, historie, przeżycia. Dzielimy się doświadczeniami i jednocześnie znajdując ulgę dajemy innym pocieszenie oraz swego rodzaju ulgę, że nie są sami.
ODPOWIEDZ
Młoda
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 2
Rejestracja: 15 lutego 2013, o 18:56

15 lutego 2013, o 19:57

Witam. Mam 17 lat i pewien problem. Otóż nie jestem do końca tego pewna,ale chyba mam nerwicę. Od dawna miewam stan derealizacji,bynajmniej tak podejrzewam,że to jest właśnie derealizacja.
Objawy derealizacji właściwie zaczęły mi się wtedy gdy miałam 5 lat,idąc z rodzicami przez ulicę nagle naszły mnie frapujące pytania typu:" Dlaczego ja to ja,dlaczego idę,po co to wszystko robię itp" domyślam się,że dla niektórych może się to wydać nieco dziwne,że tak wcześnie mi się to zaczęło.
Dlatego,że byłam małym dzieckiem nie zdawałam sobie sprawy z wagi tych dziwnych myśli,nie za dużo wtedy rozumiałam.
Na jakiś czas takie myśli mi ustąpiły. Będąc dzieckiem,zawsze byłam pełna życia i radosna. Było tak do czasu kiedy nie zaczęłam chodzić do szkoły. Rówieśnicy zawsze okropnie mi dokuczali przez to,że miałam wadę wymowy. Miałam również okropną wychowawczynię,która faworyzowała lepszych a tępiła słabszych,co było dla mnie bardzo bolesne i dotkliwe. Codziennie po szkole gdy wracałam do domu zapłakiwałam się,nie chciałam chodzić do szkoły,bałam się mojej wychowawczyni i właśnie wtedy zaczęły mi się stany lekowe. Na samą myśl o pójściu do szkoły robiło mi się słabo,nie potrafiłam usiedzieć w ławce z świadomością,że nauczyciel zaraz wywoła mnie do tablicy,potrafiłam dostać napadu histerii przy całej klasie,kompletnie tego nie kontrolowałam,najpierw cała się trzęsłam,w uszach słyszałam tylko szum,w gardle czułam tak jakby taką gulę,nogi miałam jak z waty, serce okropnie mi łomotało,czasem nawet twarz mi drętwiała, po czym zaczynałam okropnie płakać,sama nie wiem dlaczego tak reagowałam.
Jeszcze za czasów pierwszych lat podstawówki, kiedy np pani kazała mi przeczytać jakiś fragment tekstu,od razu robiło mi się słabo,pomimo,że starałam się rozluźnić i normalnie to przeczytać to nie potrafiłam,dukałam jąkałam się,myslę,że bardzo duży wpływ na to miała ta moja nauczycielka,przy niej wariowałam,strasznie się stresowałam.
Oczywiście te moje lęki odbiły się na moim zdrowiu,choroba stawów.
Będąc małym dzieckiem nie mam pojęcia dlaczego miałam różne natręctwa typu:pochrząkiwanie,czułam cały czas takie ściskanie w gardle,jakbym połknęła jakąś piłeczkę,żebra mnie uwierały,np jak leżałam czułam się tak jakby wżynały mi się w Skurę i wiele innych takich...
W wieku 12 lat powrócił stan derealizacji,będąc na wakacjach po zabawie na plaży w upalny dzień,wieczorem poszłam na spacer,przechadzając się po Bułgarskich uliczkach nagle poczułam się oszołomiona,tak jakby wytrącona z życia,nie wiedziałam gdzie jestem,nie rozpoznawałam rodziców,bardzo się wtedy przestraszyłam,nie miałam pojęcia co mi jest,pomyślałam,że to może być początek jakieś choroby więc opowiedziałam o tym mamie,ona oczywiście pomyślałam,ze przesadzam i koloryzuję... Postanowiłam zapomnieć o całym zajściu tej sytuacji i żyć dalej. Niestety,potem regularnie prawie co dzień miałam tan głupi stan,wtedy najczęściej próbowałam o tym nie myśleć,udawałam,że nic się nie dzieje,bagatelizowałam to...
Czasem np jak występowałam na jakieś akademii mówiąc swoją kwestie,słysząc swój głos czułam się tak jakby on nie było mój,bardzo dziwne uczucie.
Wtedy to jeszcze nie było na tyle silne żeby mi to utrudniało życie,ale stan mój się pogorszył w wieku 13 lat kiedy ktoś z mojej rodziny zmarł. Wtedy to już w ogóle nie potrafiłam się odnaleźć w tej sytuacji, Stałam się apatyczna,pozbawiona radości życia,nic nie miało dla mnie sensu,nauczyciele w szkole zaczęli się interesować mną przez to,że jestem okropnie smutna. Rozmowa z panią pedagog nic nie dała,mówiłam,że wszystko jest okey,tylko trochę dobiła mnie ta śmierć członka rodziny,ale się ogarnę i jakoś się z tym uporam...Bynajmniej mi się zdawało,że tak będzie...
Leki się pogłębiały,nie potrafiłam już normalnie funkcjonować,nie mogłam jeść,spać... Kiedy nie miałam powodów do tego żeby się bać i tak odczuwałam leki,wtedy to już nawet nie wiedziałam przed czy odczuwam te lęki, po prostu się bałam. Lek przed nieznanym,przed tym co mnie czeka, lęk przed tym,że nie podołam,że nie dam rady...
Wszystko widziałam w czarnych barwach,wszystko od razy skreślałam uważając,że co bym nie zrobiła to i tak zakończy się niepowodzeniem.
Ostatnio bardzo łatwo jest mnie wyprowadzić z równowagi wtedy zaczynam się dusić,tak jakby hiperwentylacja, cała się trzęsę...
Przed snem mam okropnie trapiące myśli,potrafię przeleżeć całą noc i myśleć o tym wszystkim. Wiem,że myślenie o tym wszystkim nie ma sensu,że to tylko i wyłącznie ode mnie zależy,czy to wszystko się skończy. Chciałabym żeby ktoś mi pomógł,powiedział co mam robić,wiem,że ten najgorszy okres chyba mam już za sobą,ale wiem,też,że samo mi to nie przejdzie,nie byłam z tym problemem u specjalisty,zniechęcają mnie do tego myśli,że psycholog nic mi nie da,że on tylko ze mną porozmawia i nic więcej...
Szukałam różnych sposobów dzięki którym się uporam z tym problemem,a mianowicie znalazłam sobie zajęcie,zaczęłam pisać wiersze i opowiadania,pokochałam poezję,dzięki tej chorobie jestem wstanie zrozumieć o wiele więcej niż zwykły przeciętny człowiek to chyba jedyny plus jaki widzę w tym wszystkim...
Ehh,liczę na wyrozumiałość i na to,że udzielicie mi jakiś rozsądnych rad.
Z góry dziękuję ;).
Victor
Administrator
Posty: 6548
Rejestracja: 27 marca 2010, o 00:54

16 lutego 2013, o 14:49

Cóż, w zasadzie widze mnóstwo elementów u ciebie takich samych jak i u siebie w okresie dorastania. Fobia szkolna, społeczna, lęki, ataki, derealizacja i rózne takie ciekawe zjawiska.
W zasadzie nie dziwi mnie fakt, że w wieku 5 lat miałas już objawy lękowe, ja w sumie w okresie 7 lat też miałem pierwsze silne lęki i natręctwa, też wtedy nie miałem oczywiście pojęcia, że to jakieś objawy psychiczne czy coś podobnego. Po prostu odbierałem to jako coś co musi być.
Ciekawi mnie czy w rodzinie twojej sa przypadki nerwic albo depresji?

Cóż można tutaj w twoim wypadku powiedzieć, to w zasadzie nie chcę się skupiać na twoich objawach, na twoich dotychczasowych problemach i całym dorastającym życiu, bowiem to powinnaś rozpracować na terapii ale nie w sensie rozmowy, bo nie do końca rozumiesz sens terapii choćby poznawczo - behawioralnej.
Twoje objawy to w zasadzie naturalna reakcja na cały stres jaki przeżywałaś, wiek 5 lat pokazuje, ze miałaś predyspozycje do tego aby stac się lękowcem, choć nie musiało się tak stać, to jednak okres dorastania, wada wymowy, brak akceptacji i odrzucenie przez rówieśników, dały poczatek rozwojowi zaburzeń lękowych, czyli tych fobii szkolnych, histerii, ataków i objawów nerwicowych oraz lęku stałego.
Objawy ktore opisujesz, derealizacja, gula w gardle, brak rozpoznawania rodziców, głos twój brzmiał obco i wszystkie te inne objawy są wynikiem lęku, który pojawił się od zbyt dużej ilości czynników stresujących.
Umysł sobie w którymś momencie nie radzi i ucieka w zaburzenie, w objawy abyś przestała choć na chwile myśleć o problemach, daje ci temat zastępczy bo objawy powodują, ze nerwicowiec zaczyna myśleć o objawach, zaczyna się ich bać i doszukiwać chorób i tak własnie ma to działać.
I dlatego nie wolno na to pozwalać.

Co do tej terapii o której pisałem wyżej, to nie jest to tak, ze to wygląda jak rozmowa i do domu, oczywiście trzeba najpierw powiedziec o sobie jak najwięcej, o swoim dorastaniu a to z uwagi na to, zę w okresie dorastania to zaburzenie cały czas się rozwijało, nauczyłas umysł w pewnych sytuacjach reagować wycofaniem i lękiem, przyswoiłaś sobie zachowania lękowe, które do tej pory ci towarzyszą i możliwe, ze nie jesteś nawet ich świadoma.
Takie wyuczone zachowania, takie wyuczenie własnego umysłu trzeba naprawić, trzeba oduczyć się zachowań lekowych, wiecznego martwienia się i strachu o wszystko.
Nie musisz wierzyć ale terapia np poznawczo - behawioralna naprawdę może w tym pomóc, oczywiście pod warunkiem, ze będziemy się przykładali do tego.

Ja na twoim miejscu nie zwlekałbym z wizytą u terapeuty, nie chcesz iść do psychiatry w porządku.
W sumie psychiatra wysłucha cię, na podstawie tego co tutaj napisałas da diagnoze zaburzenia lekowe i być może stany depresyjne, da ci leki i tyle, choć nie mówię, ze jest to złe, bo psychiatra nie jest psychologiem, nie jest terapeutą, on ma diagnozowac i stosować leczenie lekami.
Więc jeśli będziesz chciała spróbować leków, to spróbuj, one też mogą pomóc.

Natomiast jeśli chcesz sama rozwikłac swoje lęki, stawić im czoło i przestać się przez to wszystko bać życia, udaj się na terapię.
Świetnie, zę sama próbujesz, że szukasz zajęcia, to bardzo dobre wyjście, jednak twoje lęki, zachowania nerwicowe nadal w tobie będą tkwiły,.
Samemu w tym wieku ciężko po lękowym dorastaniu wyjść nagle całkiem z lęków.
Chyba, ze dostałabyś jakąś rajską zieloną wyspę, gdzie nie byłoby zmartwień, byłby jacht na niebieskich falach i zero problemów plus niewolnice dookoła (to akurat moja wizja :) ), wówczas o lękach byś możliwe, ze zapomniała, zachowania nerwicowe nie byłyby tam potrzebne.
Natomiast życie wyglada trochę inaczej, zawsze są problemy i jakieś kłopoty, mówisz, że najgorsze masz za sobą a studia? a pierwsza praca? a usamodzielnianie się? Wówczas też możesz mi wierzyć, lęki co rusz będą o sobie przypominać.
I nie mówię tego aby cię straszyć dalszym życiem, tylko po to abyś pamiętała, ze to nie problemy są winne zaburzeniom ale to w jaki sposób do nich podchodzimy.

Nie wolno przede wszystkim pozwalac lękowi pogrywać z nami, czyli z uwagi na stres, pokazują się objawy, po dłuższym czasie lęk ciągły, czyli lęk przed lękiem, lęk przed życiem i nieznanym.
Nie wolno pozwalać aby te lęki, jakiekolwiek objawy brały górę w naszych zainteresowaniach, wiem, ze objawy są straszne ale są w rzeczywistości nie groźne, mijaja w 100 % kiedy nie bedziemy poświecali im uwagi.
Zajmujmy się życiem, nie żyjmy objawami i nerwicą, to przede wszystkim.
Nie bójmy się też życia, życie nalezy traktować jako jakąs drogę do czegoś, nie wazne do czego, chyba bardziej jako drogę do przezywania samych siebie i swojego życia.
Może i brzmi to filozoficznie ale trzeba rzeczywistość po prostu akceptować, nie frustrowac się, zę nic nam nie wychodzi, nie bać przez to, zę nic nie wyjdzie, tylko próbować.
Boisz się, zycia, nieznanego, tego, ze ci się nie uda ale co ci się ma nie udać?
Nie stawiaj sobie wysokich poprzeczek, w życiu nie ma złych decyzji, czesto podejmujac jakas decyzje okazuje się ona pozniej najlepsza.

Skąd wiesz, ze nieznane ma być zle a nie własnie zajiebiaszcze? ;) To własnie jest takie typowe lękowe myślenie, gdzie wszedzie jest strach, w każdej decyzji, w każdej chwili w wyobraźni strach i lęk dominuje.

Idziesz gdzies gdzie jest grupa ludzi i od razu boisz sie wysmiania, szydzenia itp To wlasnie takie lękowe utrwalone myslenie przez pierwsze odrzucenie jakie sie kiedys pojawilo.

Tak samo jest z objawami, czlowiek boi sie ze objawy zaraz wystapia, ze pewnie to ciezka choroba i zaraz sie umrze albo zwariuje, to takie samo lękowe utrwalone myslenie przez pierwszy lęk jaki sie kiedys pojawil

Nie wolno się dawac nakrecac wyobrazni.
Ludziez nerwicami, nawet po badaniach, po diagnozie ciągle doszukują się chorob, ciagle szukaja i analizuja swoje objawy i dlatego choruja, ciągle utrwalają bowiem chore myslenie i nawyki lękowe.
Trzeba po prostu przestac to robić, bowiem w taki sposób marnuje się życie, trzeba skupić się na życiu na realnych problemach choć by nie wiem jak były cięzkie, da się zawsze znaleźć rozwiązanie przy czym nie wymagac od razu zbyt wiele i uzbroić się w cierpliwość.
Trzeba przestać szukać lęku, chorób, których nie ma, każdy się boi chorób ale czy kazdy tym strachem żyje?
Nie a nerwicowcy tak, i wcale nie trzeba tego kontunuować, bowiem tak serio lepiej zachorować na ciężką chorobę albo umrzeć tu i teraz niż żyć 30 lat z ciągle obecnym lękiem. Ja w kazdym bądź razie powiedziałem stop i udało się a lęki miałem naprawdę straszne, więc wiem, ze każdy może po prostu przestać.
Tylko trzeba przestać traktowac życie jako coś co nigdy się nie skończy, trzeba porzucić też kontrolę objawów i zaburzenia.

To samo tyczy się lęków społecznych, czyli histerii w tłumie, czyli strachu przed odrzuceniem i pragnieniem akceptacji.
Należy porzucić tą chęć akceptacji za wszelką cenę, choć nigdy nie wiem co poradzić na problemy z odrzuceniem. Bowiem ja np wypracowałem sobie po prostu brak tej potrzeby, może nie tyle co potrzeby ale tej checi żeby mnie ktoś akceptował choćby nie wiem co.
Zrobiłem tak samo jak z objawami nerwicowymi, czyli wolę być sam jak palec przeż całe życie i zdechnąc w samotności niż udawać kogoś innego, zakładać cholerne maski, i do tego wiecznie się bać ludzi oraz tego jak na nas zareagują, czy zaakceptują czy też odrzucą. Po prostu ja to pieprze.
Jestem jaki jestem, mam różne zachowania, różne wady w wyglądzie i z doświadczenia już teraz wiem, ze i tak ktoś znajdzie się kto nas zaakceptuje, być może nie mam tysiąca znajomych ale wystarczy mi tych 4 co mam.
W wieku twoim 17 lat trudno odrzucić tak potrzebę akceptacji, dlatego staraj się chociaż zmniejszyć presję tej potrzeby. Niech to nie bedzie kulminacyjna część twojego życia.

Naprawdę nie unikaj terapii a ja życze ci przede wszystkim dobrego terapeuty, polecam poznawczo - behawioralną terapię bowiem sam z niej też korzystałem i uważam, ze jest to pomocna forma terapii.
Czytaj dużo książek psychologicznych, poznaj swojego wroga, czyli lęk, polecam "Oswoić lęk", "Opanować lęk" "Strach i lęk paniczny" Rogera, czytaj książki o pewności siebie, o byciu bardziej asertywnym. I pamiętaj, ze żadne czytanie czy słuchanie nie pomoże jeśli rad z kasiązek, terapii nie będziemy sami wcielać w życie.
Zainteresowania też sa bardzo ważne.

Ja np mam spokój z atakami paniki, z derealizacją, z lękiem stałym, czasem mam jeszcze objawy leku i derealizacji, jak mam za dużo stresu, jak boję się, zę sobie nie poradzę ale już objawy te nie stanowią dla mnie tematu zastępczego.
Skupiam się na problemie, pozwalam sobie popełnić błąd, choćby obserwowali mnie przy tym wszyscy ludzie na ziemi, mam prawo do błędu, i nie będę się zadnego wstydził ani bał nigdy więcej. Dzieki temu objawy i lęki trwają u mnie już bardzo króciótko bo nie mają racji bytu.

To z czym mam jeszcze problem to z fobią społeczną, czyli trzęsące się ręce przy obcych osobach, pustka w głowie, trzęsacy się głos ale już w coraz mniejszym stopniu pozwalam temu mną drygować, choć jeszcze i tak za dużo. W tym wypadku tak samo trzeba z takimi sytuacjami się konfrontowac, nie unikać syyuacji lękotwórczych, w dupie co sobie ktoś pomyśli, dla innego mogę być ostatnim kretynem przez swoje objawy fobii, ale wolę być dla kogoś innego kretynem niż sam dla siebie zlęknionym tchórzem.
I wiem, ze tych wyuczonych przez dzieciństwo gdzie byłem odrzucany zachowac lękowych - fobicznych też się w końcu oduczę.
A nawet jeśli będę miął jakąś wadę do końca życia, to też to akceptuję, bo wielu na świcie musi akceptować gorsze rzeczy.
Mam wiele załamań tak samo, wiele gorszych dni ale któż ich nie ma? I dlaczego w takie dni, przez załamania, utratę wiary we własne siły mam pozwalać lękowi sobą znów pogrywać.

Tobie życzę powodzenia i nie odkładaj terapii, ani nie unikaj konfrontacji z lękiem, przeżyj swoje życie jak sama chcesz i jak na to stać cię najlepiej według ciebie a nie innych.

Pozdro
Patrz, Żyj i Rozmyślaj w taki sposób... aby móc tworzyć własne "cytaty".
Historia moich zaburzeń lękowych i odburzania
Moje stany derealizacji i depersonalizacji i odburzanie


Przykro mi jeżeli na odpowiedź na PW czekasz bardzo długo, niestety ze mną tak może z różnych powodów być :)
Młoda
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 2
Rejestracja: 15 lutego 2013, o 18:56

16 lutego 2013, o 18:04

Dziękuję za odpowiedź ;). Z tego co mi wiadomo to mama ma również problemy z nerwicą... Staram się sama uporać z tym problemem,dawniej brakowało mi motywacji do tego żeby stawić temu czoła,ale postanowiłam nie zmarnować życia na lęki i fobie. Staram się zmienić podejście do tego wszystkiego,bo wiem,że podejście jest najważniejsze. I tak teraz jest o wiele lepiej niż np było rok czy dwa lata temu,przerażają mnie tylko te stany derealizacji,nie mam pojęcia dlaczego nie mogę się kompletnie skupić na nauce,w ogóle na niczym nie potrafię się skupić,mam problemy z logicznym myśleniem. Staram się ćwiczyć mózg robiąc różne testy na logikę.
Co do tego jak bardzo pragnę akceptacji wśród ludzi,to nie ma to dla mnie aż trak dużego znaczenia,owszem dawniej przywiązywałam do tego dużą wagę,starałam się robić wszystko tak żeby się nie skompromitować w oczach innych osób,zawsze miałam problem z przebywaniem w większym gronie ludzi,nie cierpię tego,nie lubię być w centrum uwagi,wtedy nie wiem jak się zachowywać,od razu zakładam,że zaraz zrobię coś kompromitującego. Są osoby przy których czuję się gorsza,wtedy jak rozmawiam z takimi osobami jąkam się,okropnie się denerwuję. Staram się nie przebywać w towarzystwie takich osób.
Teraz mam gdzieś to jak wyglądam w oczach innych,jestem jaka jestem,nie mam zamiaru udawać kogoś kim nie jestem po to żeby zyskać w oczach innych,jeśli ktoś nie zaakceptuje mnie taką jaką jestem to nie musi się za mną zadawać,przy innych jestem po prostu sobą.

Z chęcią przeczytam te książki które mi poleciłeś,przyda mi się jakaś książka o tym jak być bardziej pewnym siebie i bardziej asertywnym,ponieważ ja kompletnie nie potrafię być asertywna.
Martwi mnie to,że stale odczuwam niepokój i lęk,nie potrafię sobie uświadomić,że nie mam się czego bać,co noc przed snem wmawiam sobie,że wszystko jest dobrze,że nie mam się czego bać,że to wszystko dzieje się tylko w mojej głowie...
Ostatnio i tak te lęki są słabsze,staram się każdy wolny czas spędzać z przyjaciółmi,zawsze staram się zajmować sobie ten czas tak,żeby tylko nie myśleć o tym wszystkim,jak czuję,że zaczyna mnie ogarniać paniczny lęk staram się zmienić bieg myśli. Jak mam bardzo stresujący dzień,albo jak ktoś wyprowadzi mnie z równowagi liczę sobie w myślach do 10 i nawet to trochę pomaga.
olcia
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 1
Rejestracja: 18 lutego 2013, o 18:42

18 lutego 2013, o 19:37

Victor! Od dzis jestes moim ''Guru'' ^^ Dawno juz nie przeczytalam czegos tak madrego i prostego zarazem. To prawda, ze tylko ktos, kto poczul to na wlasnej skorze, jest w stanie zrozumiec drugiegi nerwicowca:) Moja nerwiczka dreczy mnie aktualnie od polowy listopada. Zaczelo sie napadem kolatania serca, uczuciem braku tchu i obezwladniajaca mysla, ze to koniec, umieram... Na dodatek bylam daleko od miasta, czyli miejsca w miare bezpiecznego, panika, ze nikt nie zdazy mi pomoc, uratowac, okropne uczucie. Moim pierwszym odruchem bylo uciec, jak najdalej, przed siebie, do ludzi, na otwarta przestrzen, jak najszybciej... Po kilku minutach ( ktore wtedy wydawaly mi sie wiecznoscia) takiego biegania bez celu wrocilam do domu, polozylam sie po prostu na golej podlodze i czekalam... Przeszlo, ale caly dzien bylam w szoku, nie potrafilam pogodzic sie z taka mysla, ze to ''tylko to'', wciaz wsluchiwalam sie w siebie czy znow nie nadchodzi, miesnie napiete do granic, rozszerzone zrenice, plytki oddech, lodowate dlonie, masakra... To chyba wlasnie wtedy wyrobilam w sobie taki odruch ucieczki. Dzis najgorsze sa noce. Wybudzam sie, nie musze nawet patrzec na zegarek, wiem, ze jest miedzy 2 a 3. Te oslizgle, mdle i przerazajace uczucie, ze za moment stanie sie cos okropnego, ze na pewno tego nie przezyje, ze miasto jest takie puste, ludzie spia, w oknach ciemno, a ja przezywam stany ostateczne... Ubieram sie w locie i pedze na zewnatrz, na swieze powietrze, nie wiem dokad ani po co, ale to jedyne co pomaga... I ta wstretna mysl w glowie, ze nie ma juz wyjscia, ze oto wlasnie stoje pod sciana, a za nia nie ma nic, nie ma ulgi, nie ma ratunku, jestem sama... Swiat staje sie wtedy taki malutki, ciasny, zadne miejsce nie jest bezpieczne. Kiedy mija, trzese sie tak, ze trudno mi zlapac oddech, znow nie wiem czy to zdarzylo sie naprawde, czy tylko to sobie wymyslilam... czasem udaje mi sie jeszcze zasnac. Czasem nie zasypiam juz bo strach przed przezyciem tego ponownie skutecznie odsuwa sennosc. W dzien czuje niepokoj, ale mam jakies zajecia, prace i mozna to ''rozchodzic''. Noc jest sytuacja bez wyjscia. Paralizuje mnie kiedy nadchodzi moment pojscia spac, czasami odwlekam go bardzo, bardzo, ale organizm sie poddaje i znow to wybudzanie, jak z najgorszego snu... Psychiatra stwierdzil nerwice lekowa wraz z nawracajacymi zaburzeniami depresyjnymi. Wczesniej leczylam sie na konkretna depresje. Po 7 latach przyjmowania najpierw Effectinu, potem Parogenu przestalam wierzyc w powodzenie takiego sposobu leczenia. W tej chwili mam przy sobie zawsze Atarax, ale marze o zyciu bez lekow i lęku. Takich przypadkow jak moj jest masa, jednak dla mnie ten moj jest wlasnie najgorszy i najstraszniejszy. Tak jak dla Innych jego. Mysle sobie nawet, ze moze to rodzaj kary za moja wrazliwosc ;) Podsumowujac jest ciezko. Ale zycie stawia Nam wyzwania i powinnismy przynajmniej sprobowac sie z nimi zmierzyc. Obecnie moj cel to sprobowac nie uciekac juz z domu podczas ataku paniki. Jesli wytrzymam, wytrzymam wszystko :P czego i Wam bardzo zycze :D
konik
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 57
Rejestracja: 13 marca 2013, o 18:11

17 marca 2013, o 00:28

Ja mam problem tez z tymi wejsciami w grupe ludzi. Od razu mam miekkie nogi i dlawi mnie w gardle. Czesto jak ta grupa to sa osoby ktore troche znam to jak probuje sie odezwac to mam taki dziwny piskliwy glos...brzmi to zalosnie. ale obecnie to moj najmniejszy problem ale jednak byl on odkad pamietam. i niestety podejrzewam ze to juz jest taki nawyk. ale tez wierze ze mozna go zmienic choc na razie nie bede sie na tym skupial.
Ciekawe czy ludzie z boku widza ze jak do nich podchodzimy to jestesmy tak spieci ze nie wiemy co sie dzieje :)
mariusz87sk
Gość

17 marca 2013, o 00:42

Moga to wywnioskowac po Twoim zachowaniu tylko zalezy jak ono wyglada.
Np: jak podajesz komus reke i masz spocona ( pocenie sie to normalne w nerwicy ) ja sam mam tez ciagle mokre rece ale tak sie przyjelo ze jak komus sie rece poca to sie czyms denerwuje ale niewszyscy musza zwracac na to uwage.Glos np: jak mowisz i glos Ci drzy to tez da sie zauwazyc.Unikanie wzroku podczas rozmowy.To jest kilka takich przykladow wedlug mnie.
konik
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 57
Rejestracja: 13 marca 2013, o 18:11

17 marca 2013, o 00:45

no wlasnie bo ogolnie leku czy samej nerwicy albo derealizacji nie widac po nas jak idziemy ulica czy jestesmy w szkole czy jakiejs robotce. Ale gorzej z tym strachem i z tymi lekami wsrod ludzi jesli ktos takie ma. Bo tu gorzej jest bo albo drza rece albo co gorsza glos brzmi naczej albo jest piskliwy i od razu otoczenie widzi to i wtedy stan sie jeszcze bardziej pogarsza. Bo zwykle zrozumienia nie ma za grosz.
mariusz87sk
Gość

17 marca 2013, o 00:53

Pamietaj jedno to ze masz nerwice, dd to nieznaczy ze jestes jakis bardzo chory.Nerwica to tylko zaburzenie psychiczne ktore moze miec kazdy a pozatym to gdzies czytalem ze w Europie co 4 osoba ma stycznosc z nerwica, depresja itd. Takie mamy czasy i nikt nic na to nieporadzi a jesli ktos ma inne zdanie na ten temat to olej to i niezwracaj na to uwagi.Wiem ze ludzie roznie reaguja ale trzeba to olewac bo niejest to powod zeby sie stresowac tym.Ty zajmij sie soba i swoim problemem i tylko na tym sie skup a reszte sobie odpusc a wszczegolnosci jakies komentarze.
oliwkus199
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 1
Rejestracja: 17 marca 2013, o 17:20

17 marca 2013, o 17:25

czesc, ja mam tak od kwietnia 2012 roku, zjaralam blanta i na drugi dzien obudzilam sie i czulam ze zaraz zemdleje, pojechalam do szpitala ale tam powiesdizeli ze moze to rbak witamin.. ledwo co wstalam z lozka przez 2 miesiace bo ciagle myslalam ze zemdleje zaraz i ciagle kolotanie serca, dusznosci..itd juz troche czasu minelo prawie rok!... juz elpiej jest staram sie radzic sobie z tym i troche sie przyzwyczailam,ale nadal nie lubie sama zostawac w domu albo sama gdzies wychodzic.. :cry: przytlacza to wszyzstko... teraz tak jak mowie z czasem wiele lepiej juz moge sama gdzies wychodzic ,a wczesniej to nawet sama nie moglam wyjsc do sklepu ktory jest 2 minuty odemnie... ale wierze ze wyleczymy sie z tego ! ... najgorsze co moze byc , juz nie mowie otym jak sobie wkrecalam ze mam raka, albo schizofremie.. juz nigdy wiecej nie zjaram sie NIGDY !.
konik
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 57
Rejestracja: 13 marca 2013, o 18:11

17 marca 2013, o 17:30

a bylas z tym u lekarza psychiatry albo psychologa ? moze warto by bylo bo ja nie wiem czy bym rok wytrzymal tak czekajac :(
Awatar użytkownika
headge
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 21
Rejestracja: 15 września 2012, o 14:31

3 kwietnia 2013, o 22:06

Powiem Wam, że ciężko jest. U mnie to już trwa drugi rok i dopiero zaczyna mnie porządnie przytłaczać. Walczyłam i walczę nadal, ale coraz więcej mam bitew przegranych. W sumie może dzięki temu, że mam dosyć intensywną (ale i stresującą) pracę to w dzień przeważnie czuję się normalnie.
Najgorzej jest jak wracam do domu! Wtedy zaczyna się koszmar! Ciągle umieram, ostatnio to prawie codziennie, może to przez tę paskudną pogodę?
Właściwie to dzięki forum jakoś się trzymam, bo kiedy czytam, że macie też takie odloty jak ja tzn, że tak szybko nie umrę ;)
Jest jakiś taki przełomowy moment kiedy dajemy tej francy znać, że mamy ją głęboko w poważaniu i ona wtedy trochę slabnie? czuć to jakoś?
Boże, daj mi cier­pli­wość, bym po­godził się z tym, cze­go zmienić nie jes­tem w sta­nie. Daj mi siłę, bym zmieniał to co zmienić mogę. I daj mi mądrość, bym odróżnił jed­no od dru­giego.
izapola
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 4
Rejestracja: 1 lipca 2013, o 12:23

1 lipca 2013, o 12:30

od trzech lat lecze sie na nerwice lekowa zaczęło sie od kołatania serca i lekkich zawrotów głowy które przeszkadzały mi w pracy w koncu zgłosiłam sie do lekarza i zaczęły sie rózne badania od neurologa po rezonanse i laryngologa poniewaz podejrzewali ze to problemy z błednikiem niestety wszystkie wyniki wyszły dobre w koncu z tego wszystkiego trafiłam do psychiatry i od niego dowiedziałam sie ze to jest nerwica najpierw brałam afobam i cloranxen jednak po pewnym czasie i przy zmianie pogody objawy sie nasiliły wiec lekarz przepisał mi troche mocniejsze leki teraxene i zomiren przez jakis czas było super ale ostatnio znowu cos jest nie tak znów powracaja lekkie zawroty głowy i znów boje sie sama wychodzic jeżeli ktos ma to samo prosze o pomoc co jeszcze moge zrobic
Awatar użytkownika
patibell
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 24
Rejestracja: 7 czerwca 2013, o 19:02

1 lipca 2013, o 14:08

witaj:) ja też się zmagam z zawrotami głowy, a raczej z uczuciem bujania:) Czeka mnie również rezonans, którego się boję:( Staram się podchodzić do nich ze spokojem choć nie zawsze wychodzi, nie wiem jak je do końca okiełznać
izapola
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 4
Rejestracja: 1 lipca 2013, o 12:23

2 lipca 2013, o 10:48

nie ma sie czego bac ja też sie bałam przed kazdym badaniem a i tak wszystkie wychodziły dobrze nic nie znalezli a to było w sumie jeszcze gorsze bo chciałam zeby w koncu mnie ktos zdiagnozował
wiona
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 11
Rejestracja: 18 lipca 2013, o 21:54

18 lipca 2013, o 22:00

Witam bardzo serdecznie. Przy rejestracji tak się zdenerwowałam, że wyszło 4. Właśnie tak chyba jest z moim życiem... czyli nielogicznie, o ile życie może być logiczne. :DD Gdzieś się pogubiłam, zamotałam i obecnie jest mi źle, jest mi głupio.
ODPOWIEDZ