Na terapii raczej nie usłyszy się słowa "nie przejmuj się", terapeuci zdają sobie po części chociaż sprawę, że w nerwicy nie jest to proste ani łatwe, jesli w ogóle możliwe.
Terapia choćby poznawczo - behawioralna miała na celu, np mnie wyćwiczyć na początek w przełamywaniu lęków i napadów paniki co w zasadzie udało się, jesli nawet ataku dostaję nie robię sobie z niego naprawde nic. Kiedyś wydawało mi się to nierealne, ale jednak realne jest, ataków można się nie bać i w ten sposób po czasie przestają one się pojawiać.
Ogólnie wszystko zalezne jest od przypadku danej osoby i tak naprawde jej "pokręcenia", trzeba zrozumieć, ze terapia to nie sa żadne magiczne słowa po których wszystko mija, takich rzeczy nie ma, no chyba że bardzo silnie bysmy w to uwierzyli
Terapia polega na ćwiczeniu samego siebie w pokonywaniu leku i swoich słabości i cech, które te leki powodują. Tak jak erica pisałaś o tej pewności siebie itp.
Zazwyczaj na poczatek dobrze jest wyćwiczyć się w przełamywaniu lęków, ataków, ćwiczyć to na sobie, a to dlatego, ze kiedy nie boimy sie ataku, nie mamy ciągłych objawów, to łatwiej potem skupiac się na szkoleniu naszych cech, które za pewne lęki i strachy odpowiadają.
Dlatego terapia czasem jest długa i zależne to jest od "pokręcenia" każdego z nas. Nie ma złotych rad dla każdego, kazdy przypadek może być podobny ale też może być podobny tylko w objawach a problem psychiczny może być zupełnie inny.
Terapeuta własnie ma za zadanie znaleźć te nasze słabostki i pomóc nam je zmieniać, czyli choćby ćwiczac pewność siebie, zmieniając się i swoje zachowanie na pewne wydarzenia i sytuacje w zyciu.
Terapia to jest proces skomplikowany i dotyczy tylko nas, a przede wszystkim naszej chęci w zmianę siebie, dużego zaangazowania w tą zmianę, bez biernej postawy.
Tak widze terapię i z własnego doświadczenia w zwalczaniu choćby tych ataków powiem, że jest to trudne ale możliwe.
Natomiast czy dla kazdego to jest potrzebne? Tak jak mówiłem i to zalezne jest od przypadku, nerwica - zaburzenie lekowe innej nerwicy nie zawsze jest równa. Jedni mają słabsze zaburzenie, które dotyka ich dosyć rzadko, a po paru dniach im mija, a inni siedzą w lękach 24 na dobę, mają problemy z normalnym życiem, pracą, wychowywaniem dzieci, mają kosmiczne objawy i bardzo cierpią.
Więc każdy z nas wie w jakim stopniu nasze zaburzenie tak naprawdę nas ogranicza i jeżeli jest to stopień choćby średni, to leczenie jest konieczne a leczeniem jest głównie terapia i leki. Bowiem będąc w sidłach silnego lęku przez całe dnie, mając ataki nawet siedząc na kibelku, próbując "nie umrzeć" w pracy dzień w dzień, bardzo trudno będzie z tego wyjść samemu a ja nawet uważam to za rzecz nierealną.
Chociaż tak naprawdę mając nawet słabszą nerwicę, moim zdaniem dobrze by było jednak skusić się na terapię, przełamać te nasze strachy żeby miec spokój na przyszłość.
Po prostu nie ma co pytać czy jest to potrzebne czy nie, jesli bardzo to męczy to się to po prostu wie
