No akurat uważam, że kto jak kto ale Ty, ktora masz nerwice dłuższy czas nie powinnas raczej dziwić się temu, że objawy w nerwicy są silne i realne. To jest takie typowe lękowe tłumaczenie - "to nie możliwe aby nerwica takie coś dawala".
Jak niemożliwe jak nerwica to zaburzenie organizmu w całości łącznie z fizycznością jak i psychiką tak i emocjami.
Oczywiście nie jest też tak, ze wszystko trzeba zwalać na nerwicę ale zauwaz betii jedną rzecz, bardzo ważną, ty każdy objaw jaki by się pojawił łączysz z czym?
Łączysz od razu z cięzką chorobą i smiercią i to jest problem z klasycznym nerwicowym zachowaniem, to już nawet nie wynika z samej nerwicy ale z zachowań jakie ta nerwica nam wpaja przez jakiś czas.
Podam ci taki przykład od siebie.
Ostatnio byłem chory i nie dość, że zwykle mam problemy z zatokami to ostatnio mi się nasiliły, od jakiś 3 tygodni odczuwam co jakiś czas silny bół głowy, niby idący od zatok ale jest tak mocny, że ledwo co jarzę otoczenie, kilkukrotnie mi się zdarzyło, że miałem podczas tego bólu uczucie, że nie poznaję twarzy ludzi, których znam. Wiem, że to z uwagi na mocny ból.
Do tego ktoś w pracy spytał mnie co jest grane, bo łeb mnie bolał i sobie głowę oparłem, i mówię mu, ze głowa mnie dziwnie boli a ten do mnie (jak to ludzie, którzy lubią się popisywac własną wiedzą medyczną) wypalił: "idz się przebadaj bo to może być guz"
Jako, ze jestem ciągle aktywny jeżeli chodzi o tematyke zaburzen psychicznych od razu mi się śmiac zachciało, porównując swoje reakcje kiedyś a teraz. Kiedyś taki ból a do tego takie czyjes zdanie sprawiłyby, że bym umarł ale ze strachu. Obecnie martwiło mnie, ze mam ulubiony odcinek serialu do obejrzenia a ból głowy nie mija.
Zmiana kosmiczna.
I nie chodzi o to aby bagatelizowac wszystko, bo jeżeli takie bóle będa mi sie powtarzaly i jakieś dziwne zjawiska z tym związane to pójde zrobić badanie, szczególnie, ze już kiedyś miałem zapalenie w strefie zatokowej.
Nie można lekceważyć zdrowia, bo to jest głupota.
Ale nie można także być więźniem strachu o swoje zdrowie, nie mozna stale kazdego objawu nowego czy starego traktować jako zwiastunu śmierci. To jest kwestia dla mnie nie tyle co samej nerwicy ale kwestia filozofii życia.
Ja w którymś momencie obrałem filozofie "panta rhei"

, czyli wszystko płynie i się zmienia, życie jest zmienne i z tym trzeba się pogodzić.
Nie mogłem i tak kontrolowac zdrowia na tyle aby zawsze wiedzieć, że nic mi się nie stanie.
Po pierwsze nie da rady tego zrobić i tak i tak.
Wujek mojej jednej z dziewczyn był człowiekiem bogatym, robił co pół roku specjalistyczne badania na dosłownie wszystko, łącznie z markerami nowotworowymi, któregoś dnia wstał rano do pracy (5 dni po badaniach) i dostał zawału

Przeżył ale już samo to pokazuje, ze kontrola nadmierna niczego nie zmienia.
Po drugie ciągła kontrola zdrowia to więzienie dla emocji, przypisywanie objawu do najgorszego to także więzienie.
Trzeba zachować umiar w badaniu się i dbaniu o zdrowie, solidny umiar, zrozumieć, że nie da się wszystkiego przewidzieć, nie da się tym stale żyć bo to jest kiepski poziom samego życia. To jest kwestia przemyślenia na czym nam zależy.
Chyba, zę komuś na takim życiu zalezy, ale to też w sumie niech się z tym pogodzi i po prostu ciągle bada i zrobi z tego taki styl życia bez narzekania, ze to stale robi
W moim przekonaniu spokój wewnętrzny w oparciu o zrozumienie, iż życie to zmiana i niespodzianki i nalezy jak najwięcej nastawić się na doświadczanie niż życie tylko negatywami, jest kluczowy w poprawie takiego nastawienia, które można by określić - lękowym z byle/każdego powodu.
Być może to od nerwicy masz taki objaw, być może z jakiegoś innego błahego powodu, ale reszta to już wynika zapewne z nakręcania lęku bo po prostu się tego boisz, już sam fakt, ze ci lekarka zapowiedziała objawy uboczne miał moim zdaniem na to samopoczucie wpływ
Jak chcesz to idź przebadaj sobie głowę z uwagi na ten objaw i będziesz mogła dalej ćwiczyć naukę spokoju wewnętrznego

Chociaż lepszym pomysłem wydaje się abyś z tym poczekała, aż ochłoniesz
