Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Atak paniki, lęk paniczny

Forum poświęcone: nerwicy lękowej, atakom paniki, agorafobii, hipochondrii (wkręcaniu sobie chorób), strach przed "czymś tam" i ogólnie stanom lękowym np. lęk wolnopłynący.
Możesz dopisać się do istniejącego już tematu lub po prostu stworzyć nowy.
Tutaj umieszczamy swoje objawy, historie, przeżycia. Dzielimy się doświadczeniami i jednocześnie znajdując ulgę dajemy innym pocieszenie oraz swego rodzaju ulgę, że nie są sami.
ODPOWIEDZ
inema23
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 406
Rejestracja: 6 stycznia 2011, o 15:36

25 sierpnia 2011, o 14:09

Witajcie.
Widze Kochani, ze u Was troszeczke sie pogorszylo, a ja wchodzac na drugi temat gdzie pisalismy wczesniej myslalam, ze u Was znaczna poprawa bo tak cichutko sie zrobilo!

Agnieszko jestes dzielna i jak zawsze dasz sobie rade - pamietasz juz ile razy przychodzily ataki, napady, skoki i zawsze po czasie wszystko wracalo do normy i dlatego bardzo sie ciesze, ze wychodzisz i walczysz - chcesz zyc normalnie - i bedziesz napewno tylko sie nie poddawaj i walcz o swoje.

Maxstyle - alez sie ciesze, ze zdecydowalas sie na psychologa i badania, daj prosze znac jak przeszlo spotkanie :)) Nie boj sie - chociaz... taa - latwo sie mowi, ja pamietam jak przed pierwszym spotkaniem w nocy spac wogole nie moglam, a serce walilo jak oszalale, w drodze do lekarza myslalam kilka razy, ze zawroce i ze rady nie Dam, ale doszlam - balam sie i nie wiedzialam jak to bedzie, ale - ale nie bylo tak zle, wrecz przeciwnie - wracalam do domu szczesliwa i czulam wielka ulge - napewno i Ty bedziesz czula sie o wiele lepiej - a rozmowa sie nie przejmuj, psycholog nie da Ci milczec i sama bedzie pytania zadawac napewno, a wiec opowiesz jej o sobie, o swoim problemie, a pozniej juz ona bedzie kontynuowac :))

Dottie - wiem jak jest ciezko kiedy rodzina, bliscy uwazaja, ze sobie wszystko wymyslasz lub wyolbrzymiasz i wyraznie odczuwasz, ze maja czasami dosyc - ale nie przejmuj sie tak, nie jestes sama - ja tez wiele razy widzialam jak inni na mnie patrzeli i mieli serdecznie dosyc albo oczami przewracali bo ja znowu narzekalam... - oni nigdy dokonca nie zrozumieja tego z czym sie zmagamy i ze naprawde jest ciezko - moga sie tylko jedynie domyslec i probowac zrozumiec, ale jesli czlowiek sam na wlasnej skorze sie nie przekona to nigdy w 100% nie bedzie wiedzial czym tak naprawde jest nerwica. Te zachwiania sa okropne, sama je miewam chociaz zauwazylam ostatnio, ze gdy zaczelam jesc wiecej (musialam wkoncu bo z wagi spadalam) to zaczelam czuc sie troszke lepiej, pewniej, jestem silniejsza i zachwiania sa mniejsza badz wogole nie wystepuja, moze to zaburzenie od malych ilosci pokarmu?
Obecnie zmagam sie z tym strasznym lekiem i niepokojem ktory towarzyszy - czuje sie spieta od srodka i az mi glowa cala drzy, i szczegolnie w miejscu zoladka - taki okropny niepokoj, stres i miesnie az cale zaciskniete... to jeszcze przychodzi samo kiedy chce i jak chce, a walka z tym ciezka jest... eh - no coz ....

wiesz Czapelko masz racje -

"już do końca życia będzie miał nawyk wsłuchiwania się we własne ciało, w bicie serca, szukanie chorób w googlach, reagowania lękiem na różne reakcje organizmu na pogodę i inne. Może to z czasem złagodnieje, albo się znudzi, ale przecież ciężko wyplenić coś tak mocno zakorzenionego. Niestety moje pesymistyczne myśli wzięły górę" - NIC DODAC NIC UJAC....
Karuzela zycia kreci sie. Bezustannie nabierajac coraz wiekszego pedu. Pijany Karuzelowy, zatacza kregi w sobie tylko znanym kierunku, nie panujac juz nad zaczarowanym mechanizmem. Trzymajmy sie mocno lancucha losu, by przypadkiem nie wypasc w biegu.
Czapla
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 198
Rejestracja: 6 grudnia 2010, o 14:47

25 sierpnia 2011, o 14:38

No tak, bo na wszelkich forach polskich i innych, które sobie poczytałam znalazłam tylko osoby, które leczą się od kilku tygodni, miesięcy, dwóch, trzech, czterech lat i więcej.. Biorą leki, albo nie biorą i chodzą na terapię.. W wielu przypadkach leki nie wyeliminowały ataków lęku, tylko je nieco złagodziły, a nawet jeśli wyeliminowały, to po odstawieniu leków po jakimś czasie wróciły z mniejszą lub większą siłą. Terapia pomogła zwalczyć lęk i racjonalizować wszelkie objawy somatyczne, ale nie wyleczyła.. Nikt nigdzie nie napisał (albo nie znalazłam) słów typu: "hej, wyleczyłem/am się całkowicie z nerwicy, trwało to sześć, siedem lat, chodziłem na terapię, brałem przy tym leki, teraz już nie potrzebuję terapii, leki odstawiłem, ale jestem zdrowy i od iluś tam lat nie mam nie tylko ataków paniki, ale i lęków i w ogóle nie wsłuchuję się w bicie serca i teraz nie wiem już o co w tym wszystkim chodzi..." :(:
Tak sobie myślę, że w wyzdrowieniu z nerwicy nie chodzi o to, by sobie radzić z lękami rozumem czy lekami czy jakąkolwiek inną formą tylko żeby wszelkie lęki i objawy somatyczne minęły... No właśnie.. Ale nawet wśród osób które znam osobiście i które borykają się z nerwicą od kilku lat nie znam ani jednej wyleczonej, choć jedna mi się przyznała, że siedem lat z tym walczyła, teraz radzi sobie, ale ataki czasem przychodzą :(: :(: :(:
I co z tego? Ja też sobie niby już radzę chociaż krótko chodzę na terapię i miewam dni, gdy czuję się świetnie, nie mam skoków ciśnienia ani pulsu, nie mierzę go sobie, nie szukam chorób, ale jak mam napad różnych objawów i to w najmniej oczekiwanym momencie, ot tak, bez uprzedzenia, to od razu serce szybciej bije, czuję mdłości albo mnie przeczyszcza, mam natłok myśli, chęć szukania chorób a przede wszystkim wycia z niemocy, że było dobrze i znów wróciło.. I co z tego, że minie i że potrafię tak zrobić, by minęło samo i nie rozkręciło się na maksa? Co z tego? Przecież ja ciągle mam nerwicę lękową!
Czy Wy macie więcej optymizmu??? Dajcie mi go trochę, podajcie mi parę pozytywnych przykładów... :(:
inema23
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 406
Rejestracja: 6 stycznia 2011, o 15:36

25 sierpnia 2011, o 16:32

Czaplo nie moge napisac, ze nie masz racji bo ja masz - ba! co wiecej - klimat i nastroj sie udzielil - i mnie...
Czasami niestety przychodza dni kiedy siadamy, rozkladamy rece i poprostu nie mamy sily aby z tym dalej walczyc - ale wiesz co? Ja kiedy wracalam do Polski bylam pelna nadziei i - radzilam sobie doskonale, z dnia na dzien bylo coraz lepiej i juz po 2 tygodniach znowu jadlam normalnie, nie czulam leku, strachu, wychodzilam w dzien, a nawet w nocy z domu i zylam normalnie - nawet moglam wypic i poszalec czasami czujac sie na drugi dzien w porzadku i wiedzialam, ze wyeliminowalam to co mnie stresowalo - zycie w Dublinie, wsrod ludzi z ktorymi laczylo mnie wiele zlych wspomnien, nerwow, zlosci, klimat depresyjny bo choc i w Irlandi bywa cieplo, goraco to miasto nie jest zbyt wielkie i piekne, a po czasie brzydnie i wszystkiego sie odechciewa. Poza tym mialam tam mniej znajomych, nigdzie prawie nie wychodzilam i wciagalam sie we wszystko coraz bardziej tlumaczac sobie, ze kiedys bylam zdrowa i nic mi nie dokuczalo, a niby teraz to mnie dobija? No tak - zmienilam wszystko i wychodzilam z tego, bylam szczesliwa i wiem, ze warto robic wszystko dla takich dni - trudno, wroca ataki, bede miala skoki, gorsze dni - widocznie to jeszcze bedzie przychodzilo, ale nie zrezygnuje z walki, z podjecia od nowa terapi bo wiem i wierze w to, ze jednak sie udaje - i masz racje wielu ludzi pisze, ze nie potrafia z tego wyjsc, ze sie mecza latami i nic im dokonca nie pomoglo, ale wiesz dlaczego nie umiemy znalezc tej drugiej polowy - tej zdrowej, ktora wyszla z tego? bo zapewne wyzdrowieli i nie mieli potrzeby wchodzic na internet, rozgrzebywac stare dzieje i pisac o cudzie i o tym ze im sie udalo - owszem, mozna byloby sie tym pochwalic - jest czym przeciez, nie kazdemu sie udaje to jednak moze wola nie czytac, nie wchodzic poraz kolejny w to bagno, poza tym skoro wyzdrowieli - sa szczesliwi - nie dolega im nic to nie mysla o tym o czym teraz my myslimy i nie dobijaja sie od nowa.... - sa szczesliwi, odzyskali to co stracone - ja na ich miejscu tez bym nie wracala...... bo sensu nie ma.

I coz - musialam po jakims czasie wrocic do tego kraju, miasta - w pewnej chwili siostra zaczela sie bardzo zle czuc, od ponad miesiaca juz lezy w szpitalu, kazdego dnia bywam u Niej i jestem wykonczona - ciagnie sie to wszystko niesamowicie i choc siostra juz zdrowieje i na dniach wychodzi to jednak na bardzo dlugo to pozostanie w mojej pamieci, za tym przyszlo nasilenie i powrot nerwicy z czym zmagam sie aktualnie... Wierze jednak, ze gdy siostra wroci do domu, a ja bede mogla spokojnie odetchnac i wrocic do kraju to znow sie pozbieram i ze wkoncu uda mi sie.... bo wiem, ze mimo wszystko warto!
Ostatnio zmieniony 25 sierpnia 2011, o 16:34 przez inema23, łącznie zmieniany 1 raz.
Karuzela zycia kreci sie. Bezustannie nabierajac coraz wiekszego pedu. Pijany Karuzelowy, zatacza kregi w sobie tylko znanym kierunku, nie panujac juz nad zaczarowanym mechanizmem. Trzymajmy sie mocno lancucha losu, by przypadkiem nie wypasc w biegu.
maxstyle
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 15
Rejestracja: 15 sierpnia 2011, o 22:27

25 sierpnia 2011, o 16:34

A więc tak:
Jestem już po mojej pierwszej wizycie, trwała ona około godziny :) nie będę się rozpisywała o czy była mowa i jak wyglądała cała wizyta bo każda z Was zapewne ma za sobą pierwsza wizytę i doskonale zdaje sobie sprawę jak ona wygląda. Diagnoza: Nerwica z napadami ataku paniki i lęku panicznego - dokładnie tak jak myślałam. Eh.... kolejne spotkanie mam w poniedziałek, następne w piątek - przyszły tydzień (nie wiem czy jest aż tak źle, ze pani psych chce mnie tak często widywać, mam tylko nadzieję, że nie chodzi tu o kasę...). Po wizycie (na której byłam z dobra znajomą) pojechałam na miasto, pozałatwiałam parę spraw, odwiedziłam owa znajomą i wróciłam niedawno do domu.

To tyle jeżeli chodzi o wizytę, ale żeby nie było za kolorowo, co było przed: hmmm w nocy nie mogłam zasnąć i niespokojnie przewracałam się z boku na boku , w końcu usnęłam, rano obudziłam się z bólem wszystkich zębów ( musiałam spać z mocno zaciśnięta szczęką :P) i niespokojnym żołądkiem, mdłości w końcu doprowadziły do tego, że zwymiotowałam :( ale zrobiło mi się lepiej). Serduszko bilo przed samym wyjściem dość szybko (120/min) ale dałam radę i pojechałam czego nie żałuje. Pomimo, że czuję ulgę nie jest mi aż tak wesoło gdyż uświadomiona zostałam, ze może się okazać, ze terapia będzie musiała zostać wsparta lekami psychotropowymi u psychiatry. No ale jak mus to mus, trzeba leczyć to co siedzi w naszych głowach powoduje to ze jest jak jest.

Agusiu - za parę minutek Twoja wizyta - mam nadzieje, ze podniesie na duchu!

inema23 - dziękuje za słowa, było właśnie dokładnie tak jak napisałaś.

czapla - kochana, a pomyśl może w ten sposób czy wolałabyś walczyć z nerwicą czy z rakiem?! odpowiedz jest prosta! radzisz sobie, nie masz skoków pulsu, ciśnienia, chodzisz na terapie poprawiło się, czego chcieć więcej nie od razu Paryż zbudowano, chociaż pewnie większość osób cierpiących na nasza paskudna przypadłość oddałaby wiele ze radzić sobie z tym, z czym sobie Ty poradziłaś. Więcej wiary tak daleko już zaszłaś!
Awatar użytkownika
Dottie
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 32
Rejestracja: 8 lipca 2011, o 22:13

25 sierpnia 2011, o 17:24

Dziewczyny, a ja jeszcze kilka miesięcy temu mogłabym powiedzieć że jestem wyleczona, a co najmniej podleczona z nerwicy... ale przez te wszystkie lepsze lata nie wchodziłam na żadne fora związane z lękami, nerwicami itp, bo i po co? Może znowu bym sobie coś przypomniała i na nowo się nakręciła?To, że kilka miesięcy temu znowu dostałam ataku lęku nadal jest dla mnie wielka traumą i ciosem :( Jak już wiele razy pisałam pierwszy atak miałam w wieku 17 lat, byłam wtedy inną osobą niż teraz, nie było lekko, ale jakoś łatwiej radziłam sobie z chorobą. Leczona byłam właściwie tylko lekami przeciwlękowymi,potem, przez kilka lat byłam uzależniona psychicznie od Tranxene, choć nie musiałam go już brać od dawna. Wtedy bardzo wierzyłam w te wszystkie leki i lekarzy, miałam wielką chęć życia i walki, czego teraz mi niestety brakuje. Wiem też że wtedy bardzo mi pomogła wiara w Boga, potem, gdy było już lepiej, jakoś o Nim zapomniałam, teraz na nowo do Niego wróciłam, czuję się tak źle że nie wierzę już w żadne "cudowne" lekarstwa, lekarzy, mam takie dni że tylko płakać mi się chce nad sobą... Moja znajoma, kobieta wielkiej wiary,starsza ode mnie, która też wiele przeszła w życiu, i której bardzo wiele zawdzięczam, rok temu pożyczyła mi książkę, do której dopiero teraz w tej swojej bezsilności zajrzałam. To "Moc pozytywnego myślenia" Normana V. Peale'a. Nie wiem czy się z nią kiedykolwiek zetknęłyście, ale ja właśnie kończę ją czytać i szczerze ją polecam. Oczywiście jest ona bardziej przydatna dla ludzi wierzących, ale myślę że każdy kto ja przeczyta będzie miał z tego jakiś pożytek. Mnie ta książka bardzo poruszyła, oczywiście nie doznałam po niej żadnego cudownego uzdrowienia, ale daje mi siłę żeby każdego dnia wstać, nawet jeśli czuję się bardzo źle... Wierzcie mi, nic w naszym życiu nie dzieje się ot tak, wszystko, nawet najgorsze rzeczy dzieją się po coś, ja wiem to bardzo dobrze, miałam w swoim życiu wiele traumatycznych przeżyć, i choć wolałabym żeby nigdy się nie wydarzyły wiem że były mi potrzebne... Nie wiem jak to się działo że przez kilkanaście lat w najgorszych momentach mojego życia nie miałam ani razu ataku lęku, nie chodziłam na żadną psychoterapię (broń Boże jej nie odradzam!), po prostu zapomniałam już o atakach, zawsze miałam przy sobie kogoś na kim mogłam się oprzeć i to mi bardzo pomagało. Ludzie, którzy dobrze mnie znają mówią że na podstawie moich przeżyć można by nakręcić film i dziwią się jak to wszystko zniosłam... Nie chcę z siebie robić tutaj ofiary, ale ja sama nieraz dziwiłam się jak to możliwe że ataki nie wracają chociaż jest źle... Niestety wszystko w nas zostaje, u mnie złe emocje skumulowały się do tego stopnia że wszystko o czym zdążyłam zapomnieć wróciło ze zdwojoną siłą. Nie wiem dlaczego tak się stało właśnie teraz, ale chyba znowu stało się po to żebym znowu przewartościowała swoje życie... Zanim dostałam ataku lęku przez dłuższy czas byłam w głębokiej depresji, ale to inna bajka... Teraz depresja nie wydaje mi się wcale taka straszna jak to co przeżywam w tej chwili. W depresji zamknęłam się na świat, nie potrzebowałam znajomych, odsunęłam się od przyjaciół, teraz na nowo ich potrzebuję, kilka osób straciłam w tej chorobie, kilka zyskałam. Pewnie nigdy nie zajrzałabym na to forum gdyby nie choroba, poznałam Was, cieszy mnie to i dodaje sił, może z niektórymi z Was nawiążę bliższą więź, którą będziemy utrzymywać nawet nie wchodząc już na to forum (bo kiedyś wyzdrowiejemy!) Przepraszam, że tak się rozpisałam, trochę nieskładnie mi to dzisiaj idzie, ale pogoda i nerwica dają mi się jednak we znaki, w sumie zmusiłam się trochę do napisania tego postu, nie wiem czy ta moja pisanina doda Wam choć trochę otuchy, taki przynajmniej miałam cel... Pozdrawiam i życzę wszystkim miłego dnia :)

P.S. Kasiu, widzę że zmieniłaś zdjęcie, śliczna z Ciebie dziewczyna, w ogóle nie widać po Tobie że zmagasz się z tą paskudną chorobą :)
"...Born to blossom, Bloom to perish..."
inema23
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 406
Rejestracja: 6 stycznia 2011, o 15:36

25 sierpnia 2011, o 19:42

Dottie oczywiscie, ze Twoj post dodal otuchy, mnie napewno - wiele dla mnie znacza Wasze wiadomosci, z kazdej mozna cos wywnioskowac no i co najwazniejsze - jestesmy tu wszyscy bo lacza Nas wspolne problemy nerwicowe i chociaz nie nalezy to do spraw najmilszych to jednak dzieki temu moglismy sie poznac, a wiec masz racje Dottie - z tego rowniez plusy mozna wyciagnac :))
Dziekuje CI Dottie, zdjecie robione w dniu kiedy mialam spokoj od nerwicy wiec jeden z lepszych dni, pozdrawiam :))
Karuzela zycia kreci sie. Bezustannie nabierajac coraz wiekszego pedu. Pijany Karuzelowy, zatacza kregi w sobie tylko znanym kierunku, nie panujac juz nad zaczarowanym mechanizmem. Trzymajmy sie mocno lancucha losu, by przypadkiem nie wypasc w biegu.
Czapla
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 198
Rejestracja: 6 grudnia 2010, o 14:47

25 sierpnia 2011, o 20:50

Dottie, oczywiście Twój post dał mi bardzo ale to bardzo dużo, bo właściwie napisałaś wszystko to, pod czym podpisałabym się obiema rękoma. Nawet w kwestii wiary się zgadzam. Ja do wiary musiałam dojrzeć i tak naprawdę właśnie w chwilach lęku przed śmiercią zaczęłam się zastanawiać nad sensem nawet tego, co mnie dotknęło.. Chyba rzeczywiście nic się nie dzieje bez przyczyny. Poszukam sobie tej książki i mam nadzieję ją przeczytać. Ja bardzo utożsamiam się z wiarą i nauką Kościoła prócz kwestii związanych z seksem i antykoncepcją, ale po prostu nie mam łaski by to zrozumieć i zaakceptować a jestem na to po prostu za stara :ups

Właśnie Twój przykład i mój pokazuje, że nerwica i ataki wracają. Ty się wiele lat temu leczyłaś lekami, ja nie. Miałam ostre ataki, ale po wszelkich badaniach i wykluczeniu chorób jakoś mój mózg opamiętał się i nawet o tym zapomniałam.. A potem miałam wiele przejść, jak każdy, bo nie mam już 20 lat i nawet 25.. Pochowałam nawet jedno swoje dziecko.. Miałam mnóstwo różnych przeżyć i być może okazałam się zbyt słaba by to dźwignąć i ataki wróciły nagle bez ostrzeżenia ze zdwojoną siłą..

Dzisiaj koło 17.00 przyszedł kolejny atak lęku. Zmierzyłam ciśnienie i puls: 115/75, puls 72, więc idealne a lęk czułam straszny i ledwo oddychałam. Znowu jestem sama z dziećmi, bo mój mąż od niedzieli do 4 września jest w Rosji, a ja zaczynam pracę dopiero około 1 września.. więc zaczęły się moje jazdy.. Położyłam się przy tym ataku i powiem Wam, że byłam mocno wkur...a właśnie z tego pododu, o którym Wam wcześniej pisałam: co z tego, że sobie jakoś radzę, skoro to gówno ciągle się mnie ima? I taka wkur..a leżałam, słuchałam swojego serca, ale się nie dałam.. Tylko co mi po tym jak znowu się bałam? Znowu przyszedł lęk.. Wszystko prawidłowe, tylko to walenie serca, szybki oddech i koszmarny lęk. Nic nie łyknęłam, ale wkur...enie zostało.. To tylko potwierdziło, że lęki będą mi towarzyszyć chyba do końca życia...
Awatar użytkownika
Dottie
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 32
Rejestracja: 8 lipca 2011, o 22:13

25 sierpnia 2011, o 21:36

Czapla, nie wiem czy Ciebie to pocieszy,a ale ja tez o 17 dostałam ataku, najpierw biegunka , a potem to potworne osłabienie i strach że zemdleję... Oczywiście nie obyło się bez łyknięcia Tranxene, potem z bezsilności położyłam się i włączyłam sobie trening autogenny wg. Schulza, czasami pomaga, w każdym razie jak już się czuję tak masakrycznie źle to sobie to włączam i próbuję nie myśleć i się nie nakręcać... Nie wiem gdzie Ty mieszkasz, ale u mnie dzisiaj jest tak parno i duszno że to także może mieć wpływ na nasze samopoczucie i ciśnienie, ja dzisiaj ledwo żyję :/ Co do książki, to właśnie jest tam dużo cennych i pomocnych rad jak sobie radzić w trudnych sytuacjach, ja dopiero uczę się je stosować w życiu, ale już widzę jak odpowiednim, dobrym nastawieniem możemy zmienić swoje myślenie, co prawda ta książka nie została napisana stricte dla nerwicowców, ale według mnie jest napisana lepiej niż niejeden poradnik psychologiczny, których przeczytałam wiele w życiu. Żałuję że odkryłam ją dopiero teraz. "Moc pozytywnego myślenia" została napisana w latach 50-tych przez amerykańskiego pastora, ale idealnie pasuje do naszych czasów. Co dziwne, pożyczyła mi ją zagorzała katoliczka, więc długo nie mogłam się przełamać żeby do niej zajrzeć. Ja nie jestem katoliczką, ale uważam się za chrześcijankę, zresztą sprawy religii to bardzo delikatny temat i nie o tym chcę pisać, choć faktycznie na własnym przykładzie mogłabym powiedzieć jak bardzo mi wiara pomogła... Wiesz, ja podobnie jak Ty straciłam dziecko, tylko że ja poroniłam w zeszłym roku, po długim leczeniu niepłodności. Skończyło się depresją, a dokładnie tydzień po "rocznicy" poronienia dostałam pierwszego ataku... Podobno na siłę chciałam zapomnieć o tym co się stało, ale nasze ciało jest tak sprytne że nam przypomni...Czapla, każdy z nas jest teraz w swoim małym piekiełku spowodowanym chorobą, i każdy z nas uważa pewnie że jego sytuacja jest najgorsza. Ja na przykład zazdroszczę Ci że masz dzieci i męża, przynajmniej masz się kim zająć, wiem że przy dzieciach nie można skupić się całkowicie na sobie. Rozumiem że jest Ci teraz ciężko bez męża, mnie jest ciężko jak mój mężczyzna jest w pracy a ja sama w domu ze swoimi myślami, ale Twój mąż niedługo wróci i może wtedy Ci się poprawi nastrój. Trzymam kciuki za Ciebie! :)
"...Born to blossom, Bloom to perish..."
Czapla
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 198
Rejestracja: 6 grudnia 2010, o 14:47

25 sierpnia 2011, o 22:14

Dottie, przede wszystkim bardzo Ci współczuję straty dziecka. Bez względu na to, który to był tydzień ciąży, straciłaś dziecko i przeżywasz pewnie cały czas żałobę. To prawda, że po każdej stracie przyjdzie czas żałoby, nawet jeśli będziemy próbować odepchnąć od siebie przeszłość i o niej zapomnieć.. Ja poznałam mnóstwo kobiet, które straciły dzieci ze względu na swoją tragedię. One bardzo mi pomogły. Mam nawet trzy przyjaciółki z takim bagażem: jedna poroniła raz, druga już trzy razy, a trzecia urodziła martwą córeczkę w ostatnim tygodniu ciąży... Pierwsza doczekała już trójki dzieci, druga ma jedno a trzecia dwoje.. Ta trzecia leczyła się wiele lat, a kiedy szczęśliwie zaszła w ciążę i dzieliły ją dni od porodu, dowiedziała się, że jej się dziecko udusiło własną pępowiną.. Straszna tragedia.. Żadna z nichakurat nie ma nerwicy, ale łączy je tragedia: strata dziecka.
Ja mogę mieć tylko nadzieję i życzyć Ci, byś doczekała chwili, gdy weźmiesz na ręce swoje dziecko :)
To prawda, że dzieci mnie jakoś ratują, to znaczy dzisiaj ataku dostałam, ale to nie była panika tylko silny lęk. Dzieciom nawet tego nie okazałam. Starsza ma 9,5 roku, młodsza 3 latka. One mnie nigdy nie widziały podczas mojej jazdy, zawsze udaje mi się to zatuszować. Dużo mnie to kosztuje, bo przecież duszę się, boję się, że stracę przytomność, ale nie mogę straszyć małych dzieci, bo zwłaszcza starsza mogłaby mieć potem traumę i bać się zostać ze mną :? Powiem szczerze, że ta świadomość działa na mnie jak kubeł zimnej wody. Musiałoby się coś NAPRAWDĘ dziać, żebym nie mogła się opanować, a jeśli za każdym razem to ukrywam, to znaczy że nie mam ataku serca, zawału, wylewu ani nie zemdleję tylko moja chora psychika nawala i coś sobie fantazjuje :grr:

Jak dostałam ataku, to czułam głód i jednoczesnie pełny żołądek. Nawpychałam się orzechów różnego rodzaju, bo zatykają przynajmniej na jakiś czas. Co tam! Jutro i tak od rana mnie wyczyści :ups . Dzisiaj do południa byłam cztery razy w kiblu. Wczoraj się nawpychałam bo byłam z dziewczynkami u teściów na działce a dzisiaj i tak po czwartej wizycie w kiblu brzuch miałam płaski jak patelnia. Jak mnie ktoś pyta jak można utrzymać taką chudość po dwóch (trzech) ciążach to często odpowiadam, że nie chciałby mieć tego co ja.. Nerwica pięknie u mnie wpływa na utrzymanie sylwetki :DD

Szkoda gadać.. Teraz czuję się wyśmienicie, burza i grzmoty szaleją za oknem, więc duchota minęła.. Może to ze zmiany pogody ten atak?
inema23
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 406
Rejestracja: 6 stycznia 2011, o 15:36

26 sierpnia 2011, o 12:47

Witajcie.
Dzis mam kiepski dzien i zaczynam znowu powoli sie gubic...
Wczoraj juz poznym wieczorem kladlam sie do lozka, spokojna, odprezona i myslalam, ze szybko zasne - oczy mi sie zamykaly, ale oczywiscie - NIE - spokojnie nie mozna isc spac - czulam jak z minuty na minute zaczyna serce wariowac i przyspieszac - nie wiem ile dokladnie tetno wynosilo, ale zapewne ok.120... zeszlam do lazienki, obmylam twarz zimna woda, mulilo mnie od stresu, ale wrocilam do lozka i jakos zasnelam... Rano obbudzilam sie - wcale nie czulam sie wypoczeta, serce od nowa zaczelo przyspieszac, bola mnie strasznie galki oczne i od tego lewa strona glowy... No i co? Przeciez to juz przechodzi wszelkie granice - ja rozumiem, ze myslimy i sie wczuwamy, ale nie wierze, ze kiedys tez tak bylo - kiedys wogole nie mialam pojecia, ze to serducho bije w klatce i ze ono jest, a zaloze sie, ze gdybysmy je poczuli to napewno bysmy slyszeli jego bicie, a dzis - wcale nie musze mocno sie skupiac, wystarczy, ze sie poloze na lozku i od razu "lup, lup" - pytalam znajomych, czasami rodzine i mowili, ze musieliby sie dobrze wsluchac by je uslyszec, wiec dlaczego Nam to przychodzi z taka latwoscia? Czy my mamy tak organizm rozgregulowany, ze tak sie dzieje? Paru kolegow pali papierosy nalogowo, pija od czasu do czasu, zapala trawke i smieli sie zawsze mowiac, ze nie czuja bicia serca, ze owszem, nie zaprzeczaja, ze nigdy tak sie nie dzieje bo sa sytuacje kiedy slysza pukanie, ale rzadko sie to zdarza - no dobrze - nie mysla o tym, ale i nie czuja jego bicia wiec sie nie skupiaja, za to my na okraglo dlatego mysli wedruja.... Eh... slonko wychodzi, moze humor sie poprawi... - mam nadzieje, ze u Was dzis lepiej !!
Karuzela zycia kreci sie. Bezustannie nabierajac coraz wiekszego pedu. Pijany Karuzelowy, zatacza kregi w sobie tylko znanym kierunku, nie panujac juz nad zaczarowanym mechanizmem. Trzymajmy sie mocno lancucha losu, by przypadkiem nie wypasc w biegu.
agniechannn90
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 273
Rejestracja: 25 stycznia 2011, o 21:51

26 sierpnia 2011, o 13:50

Hej Kasiu:*
Mi kiedys pewien lekarz powiedział,ze ludzie ktorzy choruja wlasnie na nerwice to slysza to serce...a normalni ludzie nie...bo sie na tym nie skupiaja..no i to jest prawda jednak...
Ja to mialam dzisiaj mega jazde! Poszlam do laboratorium zrobic tsh ...I oczywiscie jak jechalam to juz mi bylo slabo!!! A jak mi pobierala krew to juz mdalam!! nie wiem ,ze czasem ide ,pobieram i nic mi nie jest,a czasem ide i juz sie nakrecam i autentycznie mi sie slabo robi,ale nigdy jeszcze nie zemdlalam;/ no coz ,ja tez czasem mam dosc tej nerwicy, i zastanawiam sie czy kiedys ona minie NA DOBRE...
"Bo serca są po to,by krwawić tęsknotą...A myśli są po to,by wierzyć w nie...A słowa jak noże szybują przez morza i choćbyś uciekał odnajdą Cię!"
inema23
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 406
Rejestracja: 6 stycznia 2011, o 15:36

26 sierpnia 2011, o 15:52

Moze i racja Kochana... - wyszlam dzis zalatwic kilka spraw, po drodze zjadlam kebaba i na koniec cola zapilam - w domu gdybym jadla to pewnie bym od razu lomot serca slyszala i pewnie bym zwrocila, a tak bylam w ruchu, zajeta wszelkimi sprawami i nie myslalam.... wiec moze rzeczywiscie dziala to na Nas roznie, poza tym pobieranie krwi - oj ile razy ja slablam, mam tendencje do tego, ale bywaly i takie momenty, ze bylam mniej zestresowana i potrafilam wyjsc normalnie... eh - koszmar :))
Karuzela zycia kreci sie. Bezustannie nabierajac coraz wiekszego pedu. Pijany Karuzelowy, zatacza kregi w sobie tylko znanym kierunku, nie panujac juz nad zaczarowanym mechanizmem. Trzymajmy sie mocno lancucha losu, by przypadkiem nie wypasc w biegu.
maxstyle
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 15
Rejestracja: 15 sierpnia 2011, o 22:27

26 sierpnia 2011, o 23:20

Witajcie kochani
ja opadam z sił.... czuje ze schodze z tego świata :( tak naczytałam się... google poszło w ruch, moje wyniki, które ostatnio robiłam (aTPO,TSH, FT3, FT4) wydaje mi się, ze są bardzo złeeee, doszłam do tego, iż świadczą o: wtórnej nadczynności tarczycy :( a co idzie w parze z tym: :buu: gruczolaka przysadki (guz) :buu: Rzadko się spotyka aby było podwyszone TSH, ft3 i nieznacznie ft4 a jak już wystąpi to świadczy właśnie o TYM co wcześniej napisałam! ZAŁAMKA chyba nie muszę pisać, ze kończy sie to operacja :( jeszcze żeby było mi mało to zerknęłam na moje badania morfologi z przed miesiąca miałam tam lekko zaniżony HCT i sprawdziłam, ze obniżenie występuje przy guzach :buu: wiedziałam, ze moje objawy w ogole nie pasuja do niedoczynnosci, która niby mi wychodziła :( wszystko moge przypisac nadczynnosci ! i pewnie tak owa mam, tyle ze wtórną! rozmawiałam z endokrynolog przez tel podałam jej moje wyniki i ona stwierdziła, ze nie wymagam pilnej wizyty u niej, a ze wyjeżdżam teraz to mam przyjść po powrocie w październiku.

Tak źle ze mną to jeszcze nigdy nie było! na nic zdała się wizyta u psychologa :( poddałam się ...
agniechannn90
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 273
Rejestracja: 25 stycznia 2011, o 21:51

26 sierpnia 2011, o 23:53

Prosze Cie! Nie szukaj i nie czytaj tych bzdur! JESTEM ABSOLUTNIE PEWNA ZE NIE MA NADCZYNNOSC,ani WTORNEJ ANI ZADNEJ! BLAGAM CIE idz do lekarza dla wlasnej pewnosci bo sie wykonczysz!

-- 26 sierpnia 2011, o 23:02 --
Nie pisze tego po zlosci,nie pisze zeby cie wkurzyc,ale wiedz,ze ja doskonale cie rozumiem bo sama to przechodze!
Wystarczy,ze dostane wysokiego pulsu,ze zle sie poczuje i juz mysle" O HO! WPADLAM W NADCZYNNOSC BO BIORE TEN EUTHYROX I PEWNIE JUZ ZA DUZA DAWKA",a ze panicznie boje sie wysokiego pulsu,a nadczynnosc wywoluje wysoki puls to biegam co tydzien do laboratorium badac tsh...i choc moja endo,PROESORKA mowi mi,ze nie wpadne w nadczynnosc bo mam za male dawki to ja sie boje....STARTOWALAM Z TSH 11 , obecnie biore euthyrox w dawce 75 i tsh mam na granicy 3...moja endo mowi,ze powinnam miec 1,wszyscy wola miec 1 ,a ja sie boje ...bo boje sie ,ze wpadne w nadczynnosc...mam teraz 3 i biore ta 75 euthyroxu i tez mysle ciagle czy mi nie spadnie nisko i nie bedzie nadczynnosci,chociaz lekarka mowi,ze nie bo za niska dawka, a poza tym mam wizyte co miesiac lub dwa i co miesiac lub dwa powinnam badac hormony(lekarka nie wie,ze badam wczesniej co tydzien czy dwa bo mi glupio mowic)i ze w ciagu tych 2 miechow nie wpadne w nadczynnosc bo TSH zmienia sie po 4-6 tygodni po zmianie dawki...a ja na tej 75 jestem od miesiaca juz , wczesniej mialam tsh4,3 a teraz 3 cos ,czyli przez miesiac sie unormowalo i juz nie bedzie spadac ,a przynajmniej nie powinno bo nie zmiany dawki,ale co z tego jak ja ciagle mysle o tej nadczynnosci boje sie,boje sie pobierac krew,a jednak chodze bo to silniejsze jest ode mnie....to jest po prostu jakis obled,wiem co przezywasz,idz do lekarza,on cie uspokoi,a jesli nie zdola ciebie uspokoic no to juz sama nie wiem:(
"Bo serca są po to,by krwawić tęsknotą...A myśli są po to,by wierzyć w nie...A słowa jak noże szybują przez morza i choćbyś uciekał odnajdą Cię!"
Victor
Administrator
Posty: 6548
Rejestracja: 27 marca 2010, o 00:54

27 sierpnia 2011, o 09:47

Hej Wam :P Witaj Maxstyle :P

Co ja tu widzę za nakręcanie się na jakieś guzy i inne ceregiele :D A tak poważniej to przede wszystkim dla świętego spokoju maxikustyle udaj się no z tymi wynikami tych thc do lekarza, ta twoja doktor bedzie w październiku a to innego lekarza nigdzie nie masz w okolicy do, którego mogła byś z tym iść?
Idź bo podejrzewam, ze te wyniki9 o niczym nie świadczą chociaż na tych wynikach thc nie znam się.
Ale panika z jaką piszesz i się zachowujesz dobitnie mówi jedno - nerwica ;)
Przede wszystkim przy kłopotach z pulsem od razu powinnaś zrobić to ekg a nie uciekać :P Ekg i echo serca dla świętego spokoju zrobić i już będziesz spokojniejsza, te wyniki thc omówić z lekarzem i też trochę spokoju spłynie na twoja znękaną duszę ;)
Ekg to ekg nie muszisz się obawiać pulsu na nim, jak robiłem pierwsze ekg i echo serca to puls miałem tak mocny, ze nie mogłe wylezeć bez ruchu, lózko ze mną razem drgalo :P
Wiem też co przeżywasz bo ja z pulsem miałem w pewnym okresie straszne problemy, też co sekunda mierzyłem ciśnienie, 85-95 też był koszmarem, chociaż teraz wiem, ze to normalka kiedy ciągle jesteśmy napięci i nie warto tego mierzyć, warto tylko sprawdzić najpierw czy serducho jest zdrowe, jak jest to taki puls w napięciu niczemu nie zagraża i kropka.

A tak tylko teraz nakrecasz się, teraz po takich czytankach i własnej dedukcji wyników, to pulsu nie mierz bo sam na pewno się nie uspokoi. Puls też miałem tak 150 a na badaniach okresowych pielęgniarka sie przeraziła mom pulsem, a rytm brzmiał jak jednolity. Nerwica moze coś takiego powodować, a;le najpierw trzeba uspokoić swoje obawy, bo inaczje ciągle będziesz strach nakręcała i nic z tego nie będzie, a psycholog pomoże ale na pewno nie kilka wizyt, szczególnie jeśli po wizytach nadal się nakrecasz.
Skonsultuj swoje ywniki, zrób to ekg serca i zobaczysz, że wszystklo bedzie dobrze i jeśli jest to na tle nerwowym zaczniesz dawać sobie radę, czas tu też wiele działa, o tym najlepiej chyba może powiedziec Agniecha, jak była kiedyś wystraszona a teraz jak sama widzisz lepiej z nią.
I nie bój się od tego pulsu nic tobie nie grozi.
Patrz, Żyj i Rozmyślaj w taki sposób... aby móc tworzyć własne "cytaty".
Historia moich zaburzeń lękowych i odburzania
Moje stany derealizacji i depersonalizacji i odburzanie


Przykro mi jeżeli na odpowiedź na PW czekasz bardzo długo, niestety ze mną tak może z różnych powodów być :)
ODPOWIEDZ