Dottie, masz podobnie jak ja. Piszesz, że pierwszy atak przyszedł kilkanaście lat temu. U mnie w 2002 czyli dziewięć lat temu. Potem kilka razy powtórzyło się, zrobiłam badania, wszystkie choroby wykluczone i stwierdzona nerwica.. Brałam sporadycznie tranxen chyba przez dwa miesiące z przerwami i jakoś minęło samo nawet nie wiem kiedy i jak, ale jak wróciło w grudniu 2009, to już ze zdwojoną siłą

.. Do tego doszedł powszechnie dostępny Internet, szperanie w googlach, stawianie sobie diagnoz wszelkiego rodzaju i ciągłe mierzenie ciśnienia. W kwietniu tego roku byłam po raz pierwszy u psychologa, teraz mam przerwę tzw. wakacyjną. Wprawdzie zaczęłam panować nad wieloma rzeczami bez żadnych leków, ale niestety wyciągnęłam ze swojego doświadczenia i innych świrów jeden bardzo przykry wniosek, a mianowicie, że nerwicy nie da się całkowicie wyleczyć

Między innymi ja sama jestem tego doskonałam przykładem. Skoro ataki paniki i to ostre, ze skokami ciśnienia pojawiły się i minęły same po wykluczeniu wszelkich chorób w 2002 roku, to dlaczego wróciły po siedmiu latach i to w tak niezwykle "rozbudowanej" formie? Skoki ciśnienia, a ostatnio kilka razy skoki pulsu. Normalnie mam 65, więc dla mnie puls koło 90 to już sporo. A Twój przypadek potwierdza tylko mój smutny wniosek.. Do tego przemaglowałam inne fora poświęcone nerwicy nie tylko polskie i nie znalazłam na nich ani jednej osoby, która by napisała, że wyleczyła się całkowicie i że ataki nie wróciły

Do tego moja pani psycholog powiedziała mi, że ani ona ani żaden psychiatra nie da mi gwarancji, że jeśli ataki ustaną, to nie wrócą po jakimś czasie i że może powinnam zaakceptować fakt, że "tak mam"
Przedwczoraj rano tak mnie mdliło, że na samą myśl o jedzeniu chciało mi się rzygać, więc od razu zaczęłam wertować w googlach jakie choroby mogą być przyczyną braku apetytu.. Oczywiście wszelkiego rodzaju nowotwory znalazły "uznanie" w moich roszadach..
Maxstyle, ja mimo wszystko poradziłabym Ci wychodzić jak najwięcej z domu mimo że do tej pory czułaś, że dom to Twój azyl. W domu bez względu na to na czym się skupisz, to i tak Twoje myśli wędrują w kierunku wyzwalaczy ataku paniki. Poza domem mimo wszystko jesteś wśród ludzi, musisz się skupić na przechodzeniu przez jezdnię, obserwujesz ludzi i jest szansa, że po prostu Twoje myśli popłyną w kierunku zewnętrznym a nie wewnętrznym, to znaczy nie będziesz się skupiać na sobie. Tak myślę, bo ja wbrew pozorom najwięcej ataków miałam właśnie w swoim domu, zazwyczaj w samotności zaczynały krążyć myśli wokół chorób i bicia serca, a potem oczywiście szło już samo dalej. Jak mam wyjść z domu to nie raz ogarnia mnie wręcz agresja, ale zauważyłam że jednak wśród ludzi poza domem wykonuję "normalne" czynności i coraz częściej łapię się na tym, że ani ciśnienie ani puls mi nie skaczą. Oczywiście zaraz jak o tym myślę lub się wsłuchuję w serce, to potrafię się nakręcić

Taka mocna to nie jestem

. Wtedy też często moją pierwszą myślą jest wracać w te pędy do domu, który też uważałam za azyl, ale jednak tutaj przeżyłam największe koszmary...
Agnieszko, myślałam że Cię tu długo nie ma bo jednak sobie zaczęłaś radzić z tymi skokami pulsu. W sumie to stęskniłam się za Twoja obecnością na forum
