Hej, witam serdecznie
Mam 24 lata z objawami nerwicowymi mierzę się już od dzieciństwa, ale pełna nerwica rozkręciła się u mnie podczas pandemii, a największa kumulacja nastąpiła po wybuchu wojny za naszymi granicami.
W 2023 roku zakończyłam roczną terapię CBT. Terapia myślę, że napewno coś dała, chociaż największą pracę wykonałam sama mierząc się z własnym lękiem. Miałam wtedy w sobie ogromną siłę i motywację do zmiany. Natomiast nadszedł rok 2024, gdzie już od samego początku roku czułam, że mój stan się pogarsza - myślę, że wynikało to z mojego zawodu miłosnego. Zauważyłam, że zaczynają stresować mnie te sytuacje, które wcześniej już zdołałam okiełznać np. prezentacja na studiach, jazda komunikacja publiczna itp. Moim sposobem na odreagowanie były niestety imprezy i alkohol. Tak naprawdę żyłam od jednej imprezy do drugiej (na szczęście nie było ich jakoś dużo), a między nimi czułam się fatalnie - smutek, brak sensu i objawy nerwicy takie jak ruminacje na pewien triggerujący mnie temat. W czerwcu miałam zaliczenie z przedmiotu "Wystąpienia publiczne" i właśnie formą zaliczenia tego przedmiotu było przeprowadzenie krótkiego wystąpienia na dowolny temat. To właśnie wtedy rozegrała się dla mnie tragedia - dostałam ataku paniki na środku przed wszystkimi osobami z roku. Od tamtego momentu moja nerwica ponownie rozkręciła się na pełnej... (w między czasie szukałam terapeuty, ale niestety z marnym skutkiem). W wakacje poznałam mojego obecnego chłopaka przez jedną z aplikacji randkowych. Ale to jak moja nerwica przeszkadzała mi w randkowaniu to przechodzi wszelkie pojęcie. Prawie przed każdym spotkaniem miałam atak paniki, w dzień randki nie myślałam o niczym innym, nie mogłam jeść i bałam się ponownego ataku, albo co najgorsza, że dostanę go przy nim. Po wakacjach rozpoczęły się studia (rozpoczęłam również pracę), wszystko cacy do momentu pierwszych zajęć, gdzie mieliśmy w parach przedstawić projekt przed grupą. Wtedy wszystko wróciło, podczas przedstawiania projektu myślałam, że zaraz zejdę, trzęsły mi się ręce i czułam się okropnie. Codziennie panicznie bałam się tam chodzić, aż wkońcu wylądowałam u psychiatry, dostałam fluoksetynę. Myślałam, że teraz już dam radę - studiować, pracować, spotykać się z chłopakiem i będzie super. Niestety tak nie było, przez pierwsze tygodnie na tym leku czułam się okropnie i w tym okropnym czasie podjęłam decyzję o wzięciu urlopu dziekańskiego na rok. Więc tak się stało, ja na urlopie, pracuję ale poprawy jakoś nadal nie widać, lęki może odrobinę mniejsze ale za to duże zmęczenie, senność, brak poczucia jakiegokolwiek sensu. Czułam się nadal tragicznie, ale w inny sposób niż przez braniem leku (myślę, że mogło być też to spowodowane obsesyjnym czytaniem skutków ubocznym SSRI i szczególnie paniczny wręcz lęk przed dostaniem PSSD). Po wizycie kontrolnej u psychiatry po ponad 2 miesiącach brania leku, lekarka zaproponowała zejście z fluoksetyny i rozpoczęcie leczenia pregabaliną. Lek wykupiłam, natomiast stwierdziłam, że teraz poradzę sobie sama bez leków (myślę, że wynikało to z moich obaw o skutki uboczne jak przy braniu SSRI), udało mi się też zapisać na terapię na NFZ. Więc podczas schodzenia z fluoksetyny poczułam dużą ulgę, mój stan uległ poprawie i byłam pewna, że teraz tylko praca na terapii mi pomoże. Terapię rozpoczęłam w styczniu i też jakoś w tamtym czasie zeszłam do zera z SSRI. Niestety moja poprawa trwała tylko jakieś parę tygodni - praca stała się źródłem moich lęków, mimo, iż nie działo się w niej nic nadzwyczajnego. Wszystko zaczynało mnie znów wprowadzać w lęki od lęku przed jazda komunikacją publiczną poprzez jazdę windą aż do spotykania się z ludźmi nawet tymi bliskimi. Pracę rzuciłam uznając, że znajdę inna, niestety nadal nie znalazłam a chodzenie na rozmowy jest dla mnie bardzo ciężkie. Z początkiem marca stwierdziłam, że jednak spróbuję leczyć się tą pregabaliną no i tak wg zaleceń lekarza 75mg wieczorem przez półtora tyg i poźniej 75mg rano i wieczorem. Biorę już tą podwójną dawkę od ponad tygodnia i nadal nic. Jedynie co to trochę lepszy sen, bez wybudzania, ale w ciągu dnia lęki nadal są i pogłębiają się z dnia na dzień. Jestem szczerze załamana, chodzę na terapię, biorę te leki i nic. Pracuję nad sobą i staram się nie uciekać przed lękami, ale jest to okupione moim cierpieniem i dalej już tak nie umiem. Za parę dni mam wizytę kontrolną u psychiatry, myślę czy nie spróbować jeszcze raz z SSRI, ale tym razem może z inną substancją. Wiem, że pregabaliny nie można brać za długo i zdaję sobie z tego sprawę, dlatego też myślę nad ssri. Jednak chciałabym odetchnąć na dłużej i od października zacząć studia i je skończyć (został mi tylko rok). Wiem, że głownie terapia i praca nad sobą dają najbardziej trwałe efekty przy nerwicy, ale w obecnej sytuacji niestety to nie działa. Jest to najdłuższy, tak silny epizod nerwicowy w moim życiu, bo trwa tak naprawdę już około 8 miesięcy.
Oto moja nerwicowa historia

Witam na forum!
