Skocz do: Forum nerwica, derealizacja, depresjaDerealizacja DepersonalizacjaDepersonalizacja, derealizacja
ODPOWIEDZ
Posty: 1 • Strona 1 z 1
Dyds
Nowy Użytkownik
Moja historia, wszelkie wątpliwości, wasze porady
Post przez Dyds » 6 stycznia 2016, o 02:58
Witam wszystkich bardzo serdecznie. Od paru dni przeglądam to forum, wszystkie wpisy administratorów, aż w końcu pękłem i stwierdziłem, że opiszę całą moją historię oraz, iż dostanę jakieś porady/ewentualną pomoc od osób bardziej doświadczonych, które więcej o tym czytały i pomogą utwierdzić mi się w tym wszystkim. A więc od początku (post będzie dość długi, po prostu chciałbym wszystko z siebie od początku do końca "wyrzucić")
Nazywam się Jakub, za niedługo kończę 21 lat. Moja historia - na 90 % z DD (stąd też piszę, chciałem się trochę upewnić), zaczęła się 2 listopada tamtego roku, więc "borykam się" z nią raptem dwa miesiące. Może najpierw trochę wstępu o mnie - nigdy nie miałem żadnych większych problemów nerwicowo-emocjonalnych, ba większość moich znajomych zawsze uważała mnie za osobę najbardziej "wyczillowaną ze wszystkich". Wynikało to stąd, iż zawsze miałem w miarę bezstresowe podejście do życia - nie znaczy to w jakimkolwiek stopniu zlewające i tak dalej, po prostu podchodziłem do życia z uśmiechem na twarzy i radością w sercu. Nie lubiłem się kłócić prawie nigdy, nigdy też bardzo nie uzewnętrzniałem swoich emocji w sposób nad wyraz ekscentryczny (nie znaczy to, iż chowałem emocje lub coś w tym stylu). Problemów w domów prawie żadnych, mam kochających rodziców, którzy zawsze są dla mnie wielkim wsparciem. Życie towarzyskie również bardzo udane, zawsze miałem wielu wspaniałych znajomych na których mogłem liczyć. W liceum zacząłem mocno rozmyślać nad studiami - może nigdy nie miałem rewelacyjnych ocen (nadal uważam, iż nie są odzwierciedleniem wiedzy), aczkolwiek zawsze byłem świadom tego co potrafię i głównych zainteresowań - historia, wos, polityka, tematy makro i mikro społeczne. W liceum w drugiej klasie zostałem przewodniczącym szkoły, zawsze również mocno udzielałem się w wielu kołach/organizacjach, stąd również nigdy nie brakowało mi pewności siebie. Zawsze miałem ogromne ambicję i wiedziałem, że kiedyś zostanę prawnikiem (wybaczcie lekki egocentryzm), bo wiedziałem że chciałbym zawalczyć w życiu o coś więcej. Zdecydowałem się, że pójdę na studia do Warszawy (szczeniacki błąd, gdyż była to podróż głównie za dziewczyną, jak wiadomo skończyło się prędzej niż się wydawało

) na administrację, na prawo ciutkę mi brakło. Jednakże na studiach zobaczyłem, że ambicja doskwiera i za wszelką cenę muszę się dostać na prawo, zawziąłem się, poprawiłem maturki i przeniosłem się na prawo do Krakowa na UJ. Studiowałem miesiąc mega szczęśliwy, robiłem to co kocham, aż do jednego felernego weekendu (z którego pewnie za parę lat będę się śmiał). Przejdźmy do preludium tego stanu, czyli używki :
Nigdy za wiele nie piłem alkoholu, dlatego, że mam stosunkowo słabą głowę i zawsze na drugi dzień mam kaca-giganta, aczkolwiek piwka zawsze chętnie się napije. Ale - i tu dochodzimy chyba do istoty sprawy - od bodajże 16 roku życia zawsze lubiłem palić trawkę. W liceum sporadycznie, ale stosunkowo dużo - co najmniej raz w tygodniu, czasami częściej. Czemu ? Bardzo lubiłem ten "stan" a do tego, miałem i mam nadal towarzystwo w którym zawsze po MJ robiliśmy fajne rzeczy. To trochę absurdalne, gdyż większość osób pali by się wyczilować, pośmiać itp. U mnie i moich znajomych często był to po prostu "dodatek" - chodziliśmy na kręgle, oglądaliśmy filmy, graliśmy w różne gry i przede wszystkim dyskutowaliśmy - głównie o polityce. Trawka w moim przypadku zawsze była wyzwalaczem do kreatywnego spędzenia czasu, nigdy nie lubiłem jarać i po prostu się śmiać/siedzieć. Nigdy też nie odczuwałem przez nią żadnych problemów - czytałem dużo książek, dobrze się uczyłem, dostałem się na prawo, więc po prostu zawsze bagatelizowałem negatywne skutki, mimo iż wiedziałem że takie istnieją. Bardzo ważne przy dalszym temacie ! Mam (miałem) świetną pamięć, na egzamin potrafiłem przeczytać raz jedną stronę by pamiętać wszystko, mimo właśnie częstego palenia. Nasilenie w jaraniu zaczęło się na I roku studiów (tych w Warszawie), czyli w 2014 roku, paliliśmy z kumplami często, ja sam około 4-5 w tygodniu, aczkolwiek tylko wieczorami. Potem nadszedł moment, w którym zacząłem palić sam, lufkę przez spaniem, po czym odpalałem film, aczkolwiek nie komedię, tylko coś "bardziej ambitnego" (mechaniczna pomarańcza po MJ - coś pięknego), a trawka wyzwalała u mnie inny rodzaj "głębszego" myślenia. Co do innych dragów - 2-3 razy wcześniej wziałem ciutkę amfy, ale raczej dla spróbowania i tyle, nie widziałem w tym nic fajnego. I teraz dochodzimy do pamiętnej dla mnie daty i początków tego stanu - pojechałem na weekend do kumpli na imprezę, gdzie wypiłem parę piwek, zapaliłem MJ, a potem już trochę dobity kumpel zaproponował mi trochę amfy - wziąłem. Dzień później czyli w sobotę wszystko było normalnie jak zawsze, potem przyszła niedziela też wszystko dobrze, wróciłem wieczorem do Krakowa, zapaliłem lufkę przed spaniem, obejrzałem sobie film "sprawa kramerów" i poszedłem spać. Budzę się rano i BOOM, dlatego w tym momencie skupie się już na samych objawach :
- w momencie gdy wstałem rano dostałem strasznego odrealnienia, mgła przed oczami, spowolnienie itp. Aczkolwiek dzień wcześniej bolało mnie gardło, katar, bóle głowy, więc pomyślałem że po prostu jestem chory. Próbowałem poczytać książkę I NIC - nie kumałem ani zdania, czułem się jakby mi ktoś przeprogramował mózg. Zacząłem się stresować i myśleć - albo jesteś chory, albo się przejarałeś, ale luz. Wstałem dzień później, poszedłem na wykład i nadal nic, w głowie pustka, okropne odrealnienie. Wychodząc z wykładu z prawa konstytucyjnego spotkałem kumpla, zapytał czy idę zajarać (była fajna pogoda), stwierdziłem czemu nie - ostatni raz i robię przerwę. Zajaraliśmy my i w ogóle nie myślałem o tym stanie, wróciłem do domu, pogadałem z kumplami z którymi mieszkam i zasnąłem. Środa drugi dzień - cały czas ten chory stan otępienia, siedzę na ćwiczeniach, notuję ale z automatu, bez żadnych myśli. W piątek poszedłem do lekarza, który stwierdził że mam zapalenie zatok, przepisał antybiotyk, leżeć w domku i kurować się
- ten najgorszy stan, dramatyczny wręcz, trwał trzy tygodnie (od wtorku z kumplem już nie jarałem nic, pierwszy raz taka przerwa chyba od roku). Aczkolwiek nadal chodziłem na zajęcia, żyłem tak jak zawsze, starałem się uczyć co było straszne. No i zaczęło się od dwóch wizyt u lekarza - zbadał, powiedział że takie "otępienie" jest normalne przy zapaleniu zatok, żebym poczekał i przejdzie. Przepisał mi tylko i biorę to od tego czasu - geriavit, witaminki. Wysłał mnie na badania z krwi i moczu - wszystkie wyszły w normie.
- podczas tych najgorszych pierwszych trzech tygodni, zrobiłem straszliwy błąd jak chyba większość - zacząłem kopać w internecie i znalazłem jeden post, który piekielnie mocno utkwił we mnie (możliwe, że przeczytałem nawet na tej stronie) - chłopak opisał wszystko niemalże identycznie jak ja, normalne życie bla bla, impreza alkohol + amfa i bam, siadła pamięć, koncetracja, zaczęło się odrealnienie i piekielnie się tego przeraziłem. Zakotwiczyłem w swojej głowie to, że dostałem tego wszystkiego od tej amfy, a przez to że ta osoba napisała, że męczy się już 3 lata z tym stanem, miałem przed oczami już różne scenariusze, że ta amfa wkręciła mi się do głowy czy coś. Jednak z czasem, zacząłem pierwszy raz w życiu czytać więcej o używkach i racjonalnie stwierdziłem, że to niemożliwe - nie ma takich jazd po tym, ewentualnie to musiała być trawa. Stwierdziłem, że pora na detoks i przejdzie.
- tu dochodzę do dnia dzisiejszego i stanu który mam od miesiąca + tydzień, czyli po przetrwaniu tych najgorszych trzech tygodni. Tydzień temu zacząłem czytać posty o DD, wiele zrozumiałem, aczkolwiek czytając posty innych zacząłem mocno zastanawiać się nad swoim stanem, który teraz opiszę :
- problemy z koncentracją, pamięcią, myśleniem
- efekt pustki w głowie, zapętlonych myśli
- odrealnienie (aczkolwiek nawet nie wiem czy to to) - jest to po prostu takiego jakby zamroczenia, normalnie postrzegam świat, wszystko wokół, nie mam żadnych utrat percepcji itp. Jedyną dolegliwością jest to, iż czuje taki jakby spowolniony wzrok (jak po 2 piwach czy coś takiego), jednakże no krótko mówiąc nie czuje się tak jak wcześniej. Mimo to mam częste "prześwity" - nagle tak jakbym tego w ogóle nie miał, dziwne uczucie szczerze mówiąc
- ścisk w głowie - uczucie jakby ktoś nałożył mi kask na głowę i zaczął go ściskać - aczkolwiek zauważyłem BARDZO DZIWNĄ zależność, której nie umiem wytłumaczyć - ścisk ten jest najbardziej rano, około 30 minut po wstaniu (uczucie jakbym codziennie budził się na kacu) i wtedy nie mam tego zwolnionego widzenia - w momentach gdy pojawia się ścisk, wszystko wraca do normalności, nie ma ścisku - zwolnione/zamroczone widzenie i postrzeganie.
- czytałem o depersonalizacji - nie mam kompletnie nic, nadal wszystko o sobie w pełni wiem, czuje się sobą, w skrócie nie mam żadnych objawów
- nie mam depresyjnych myśli, stany emocjonalne takie jak zawsze - śmieje się, nadal robię te same rzeczy, nie mam z tym żadnego problemu
- 0 jakichkolwiek problemów ze snem, śpię aż za dobrze że tak powiem, nie budzę się w nocy itp.
- jedyna rzecz, która bardziej przeszkadza to galerie handlowe i dużo sztucznego światła - wtedy ten zamroczony stan jest dużo większy
- czasami kołotania serca, ale mocno sporadyczne. Raz miałem taką sytuację, ale nawet nie wiem czy podciągnąć to pod atak paniki - po miesiącu od tego stanu, wszedłem raz do galerii zjeść w kfc, stałem w kolejce, było bardzo mocne światło, dziwnie się zestresowałem i przypomniałem sobie, jak ta osoba, o której pisałem wcześniej miała problem z galeriami i światłem - wtedy serce zaczęło mi walić, odrealnienie było ogromne, ale trwało to może 3 minuty i wróciłem do tego stanu, który mam ostatnio dość szybko
- żadnych większych problemów nerwicowych itp.
No i teraz dochodzimy do podsumowania, kwestii pytań i ewentualnych porad w tym zakresie - mam wielką nadzieję, że ktoś przeczyta cały ten post, byłbym bardzo wdzięczny. W tym całym "stanie" (wiem że to nie choroba), najbardziej zacząłem stresować się pamięcią i nauką, bo te studia są obecnie głównym celem w życiu. Doszedł strach, że nie dam już rady, że już nie pamiętam jak kiedyś, że trudniej mi się uczy, że jestem dużo głupszy. Kwestie związane z tym odrealnieniem (nawet nie wiem, czy to w moim przypadku dobre słowo) nawet tak bardzo mnie nie męczyły od początku, bo wiedziałem że to może przez MJ, a THC schodzi z organizmu po 3 miesiącach. Po miesiącu jednak kumpel namówił mnie na jointa i to był błąd - większe odrealnienie wróciło ale raptem na dwa dni, mimo iż podczas stanu wszystko maksymalnie minęło - od tego czasu, czyli miesiąca nie jaram. Od początku racjonalnie myślałem że przejdzie, jednakże z czasem moim głównym stresem stało się to, iż zacząłem się bać że mi tak zostanie. Aczkolwiek nigdy nie odczułem większego "nawrotu" - są ewentualnie chwilowe, jak mocno popije dzień wcześniej, jak zaczynam czytać fora i przeczytam że ktoś męczy się już długie lata (2 razy dostałem wtedy takiego nawrotu turbo odrealnienia). W przeciągu ostatnich dwóch tygodni miałem dwa ciekawe wydarzenia (jedno wczoraj) - jak tak bardzo stresowałem się tą nauką i tym, że ten stan utrudnia mi to, zacząłem się uczyć do konkursu z przedterminowego egzaminu - wzięło udział 100 osób, tylko 10 najlepszych dostawało 5 i zwolnienie z niego - byłem 9, mimo tego stanu. Zaczałęm wtedy myśleć - i co Ty idioto ? Potrafisz na luzie. Ale dzień później znów myśli - było w sumie łatwe, miałeś troche fuksa itp. Wczoraj miałem dość duże kolokwium, przysiadłem dwa dni i beng - 4.5. I wczoraj doszedłem do pewnej konkluzji - czytałem dużo o osobach z DD/nerwicą/lękami itp. Moje objawy opisałem powyżej, ale w stosunku do większości ludzi moje objawy Derealizacji (bo tak jak pisałem, z depersonalizacji nie mam nic) są chyba minimalne - żyje tak jak wcześniej, wychodzę ze znajomymi, nie palę, ograniczyłem alkohol, śmieje się, chodzę na wf, normalnie rozmawiam z ludźmi (mimo iż czasami pojawią się w głowie - jesteś otępiały, mówisz jakieś głupoty, gadasz z automatu i wtedy trochę się stresuję). Wiadomo, ten stan utrudnia mi trochę życie, aczkolwiek jestem w stanie żyć tak jak dawniej. Przeczytałem wszystkie opisy o DD i już wiem czym jest, więc powiedziałem sobie - to tylko lęk, nic Ci nie jest, to tylko stan przejściowy. Lecz jak wychodzę na dłużej - np. dzisiaj, chodzę po mieście i cały czas mam nieustającą myśl - minęła mi ta DD, skoro ogarniam czy nie ? Jakiś czas temu cały czas próbowałem sobie wbić do głowy - zaakceptuj normalność, ale cały czas wracały pytania, nakręcanie, myślenie że to odrealnienie zostaje. Jeśli ktoś uważnie przeczytał cały ten post i widzi, że moje objawy odrealnienia są dość małe w porównaniu z resztą - jak mam to odbierać ? Mam waszym zdaniem to DD czy to może jednak bardziej przejaranie, lub coś innego ? Myślę, że raczej tak ale czy DD (a raczej jak u mnie D-D, czyli sama derealizacja, chodź u mnie to też złe słowo bo realizuję się dalej, bardziej odrealnienie). Dodam, że nie biorę żadnych leków i nie mam zamiaru, zastanawiam się ewentualnie nad psychiatrą ale tylko w zakresie terapii behawioralno-poznawczej czy coś w tym rodzaju. Byłem u neurologa, która też trochę mi dała - opisałem swoje stany, po czym zapytał : Żyje Pan normalnie ? Staram się. Chodzi Pan na zajęcia ? Tak. Wychodzi Pan ze znajomymi ? Tak. To w czym problem ? - i na początku pomyślałem, co za idiota, jak tu mam ten stan "zwolnienia"', a on w ogóle mnie nie rozumie (egocentryzm jest chyba dość popularnym zjawiskiem w wypadku tych stanów, nieprawdaż?) ale jak zaczałęm czytać o DD, zrozumiałem że ten neurolog może mieć dużo racji. Wbiłem sobie do głowy, że akceptuje ten stan i wiem że mi przejdzie prędzej czy później, jednakże nie jest to proste - najbardziej denerwuję w tym stanie są non-stop wracające myśli, z których staram się śmiać i mówić sobie że są mega nieracjonalne, ale narazie jest ciężko. Jestem ogromnie wdzięczny za wszelkie odpowiedzi, tak jak napisałem wyżej mam nadzieję że ktoś przeczyta ten post w całości. Serdecznie was pozdrawiam
