inema23 pisze:Witajcie.
Szczerze mówiąc trochę czasu trwało zanim wkońcu się zebrałam, ale teraz zasiadam i napiszę słów kilka, które może komuś pomogą, dodadzą otuchy, wiary, nadziei... Bo wiem jak trudno wierzyć w uzdrowienie kiedy nerwica szaleje i atakuje na całego.
Jak co niektórzy wiedzą zmagałam sie z tym cholerstwem bardzo długo, lat kilka nawet aż rozwinęło się do potęgi i miewałam straszne dni i ataki. Każdego dnia coś się działo. Nie mogłam funkcjonować normalnie. Straciłam przez to cenny czas. I nie tylko.
Zacznę może od tego, że takie forum jak np. to na początku bardzo mi pomagało. Wiedziałam, że nie jestem sama, że inni ludzie również zmagają się z tym samym i to było - no cóż - pocieszające. Przynajmiej wiedziałam, ze nie wariuje i że nie tylko ja się z tym zmagam... że to nie chora wyobraźnia moja. Ale zauważyłam kiedyś coś bardzo dziwnego... Pomoc można tutaj odnaleźć - wsparcie, poznać ludzi, oswoić się z lękiem, strachem... ale moim zdaniem nie jest to dobre na dłuższą mętę. Zauważyłam, ze miewałam lepsze dni, a kiedy naczytałam się wszystkiego od ludzi innych to potem przychodziły jakieś lęki, nowe objawy, stres... nie zdawałam sobie sprawy z tego, że to może negatywnie działać bo przecież tutaj dzielimy się wszystkim więc jak to możliwe żeby szkodziło? Ano własnie, tak, że jak my wszyscy - nerwusy zebralismy się i zaczeliśmy pisać to potem się wszystko nakładało i rosło po czym wybuchało i gotowe.
Zaczęłam tu rzadziej zaglądać choć dużo myślałam o osobach tutaj poznanych. Byłam ciekawa jak sobie radza, czy jest jakas poprawa.
Druga sprawa to, to, że wkońcu uświadomiłam sobie jakie życie jest dla mnie ważne i uznałam, że nerwica to wcale nie choroba tylko coś przejściowego i że można uspokoic swoje zszargane nerwy, że wszystko ma swoją przyczynę i że można z tego wyjść! Kołatanie serca... przecież to było tak nasilone że nic dziwnego, że to serducho szwankowało nawet wtedy gdy bylo ok, ba nawet gdy wydawało się że może wkoncu odpuściło... Wszelkie objawy nerwicowe są silne bo trwają spory czas i organizm jest tak rozregulowany że potem ciężko Nam wrócić do "normalności" - ale MOŻNA!

Trochę mi to zajęło, ale jest coraz lepiej. Dziś już nie piszę tego z lękiem, że zaraz po tym coś sobie wkręce bo wiem, że to psychika i że jestem tak naprawdę zdrowa więc co może mi dolegać bądź mnie zabić? Nie zaprzeczam, że kompletnie wyszłam z tego - nie - ale wiem,że ktoregoś dnia tak będzie bo już jest cudownie

Nabrałam trochę wagi, zaczęłam wkońcu normalnie jeść mimo iż to kolatanie czasem występuje i dokucza to jednak wbiłam sobie do głowy, że to normalny proces trawienia i że musi tak być... wkońcu potem sie uspokaja i żyję dalej

a żeby było łatwiej wychodzę wtedy na spacery, zajmuję się czymś aby przez ten czas nie myśleć i naprawde jest super

to działa i potwierdzam to! Wiecie co? Wcześniej bym nie uwierzyła, że tak stwierdzę, ale dziś napiszę: nerwica jest moją przyjaciółką i mimo, że zabrała mi bardzo wiele i przeszłam koszmar to czuję, że tak musiało być - doceniłam wiele rzeczy, troszczę się o zdrowie swoje czym nie mogą się wszyscy pochwalić bo tylu ludzi potrafi się kompletnie tym nieprzejmować, jestem bardziej pewna siebie, odczuwam większą radośc i satysfakcje gdy coś mi się udaje no i przede wszystkim chce mi się żyć!

Strach jest i będzie - każdy w życiu czegoś się boi, czymś przejmuje, ma gorsze chwile, ale trzeba przez to przejść bo tam na końcu tego cierpienia naprawde świeci światełko do którego można dojść! Objawy stresu, czasem niepókoj - to też jeszcze przychodzi, ale ja sobie spokojnie czekam aż minie, robie co tylko moge... dużo też pomaga mi aerobik - nie taki 5minutowy... ale przynajmiej 20-30 min dziennie i naprawde rozciąga napięte mięśnie, minimalizuje stres... Muzyka spokojna, relaksacyjna. Właściwe techniki oddychania - to wszystko trzeba połączyć wraz z silną wolą i energią do walki - nie możemy sie poddawać po nieudanej próbie... bo walka będzie trudna, ale jakie wynagrodzenie Nas czeka.... - zdrowie, spokój duszy, szczęśliwe życie.... Poza tym wcześniej wspominałam,że się zakochałam i że człowiek z którym żyje również mi bardzo pomaga. To również dzięki Niemu potrafię się teraz odnależć. Dzięki Niemu zaczęłam znowu jeść normalnie i umieć przejść przez ten proces trawienny. Przestałam wymiotować. Przestałam miewać ataki i przeróżne objawy. A jak tylko cos nadchodzi to On jest w pobliżu i zawsze szczera, spokojna rozmowa pomaga... - wsparcie którego wcześniej nie miałam bo ludzie tego nie rozumieli, nie potrafili pojąć, mówili "idź się leczyć" wymyślasz sobie... - to tylko pogarszało wszystko. Aż wkońcu pojawił się On, otoczył ramieniem, dał ciepło, wsparcie, miłość - i będe mu zawsze za to wdzięczna.
A więc Kochani - przede wszystkim WALKA - aż do skutku - wiem,że to ciężkie ale po czasie te "głupie" i "bezlitosne" myśli będą coraz bardziej odlegle, słabsze aż wkońcu znikną. Systematyczne ćwiczenia, muzyka, oddech, hobby, wsparcie kogoś bliskiego bo ono wiele daje ( ja też bardzo długo nikogo takiego nie miałam) i Kochani - nadzieja i wiara... to naprawdę jest do pokonania !!