Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?
Strach przed...ile mamy strachów i czego się boimy? :)
-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 1
- Rejestracja: 16 grudnia 2011, o 21:22
Witam Was wszystkich bardzo serdecznie!!!
Jestem studentką czwartego roku psychologii i chciałabym podzielić się z Wami moimi spostrzeżeniami związanymi z nerwicą i zaburzeniami psychicznymi w ogóle. Piszę to, gdyż jestem ciekawa ile w tych moich spostrzeżeniach prawdy. Liczą na Waszą odpowiedź, będę wdzięczna. Chce także podziękować Wam, że tu jesteście. W przypływie lęku informacje jakie tutaj przeczytałam bardzo mi pomogły, bardziej niż jakiekolwiek rozmowy z bliskimi ("ale przecież każdy się czegoś boi", "ja też czasem mam lęk" - to dla mnie marne pocieszenia, bo lęk patologiczny różni się przecież od normalnie występującego tym, że pojawia się bez żadnego bodźca zewnętrznego, który mógłby tłumaczyć ten stan. Btw. Dla Was też to takie przytłaczające, że ta cała nerwica jest tak cholernie paradoksalna i alogiczna?)
Pierwszy napad lęku miałam w maju tego roku. Po prostu w pewnym momencie poczułam, że lęk we mnie narasta i dzieje się to w sposób, którego nie jestem w stanie kontrolować. Dla mnie brak kontroli nad sobą oznaczał jedno - że zaraz zwariuje. I tutaj moje pierwsze spostrzeżenie, pewnie banalne, ale być może dla kogoś okaże się choć w najmniejszym stopniu kojące, bo stanowiące jakieś usprawiedliwienie. Jak myślicie, czy osoby, które nie zetknęły się z osobą chorą psychicznie z silnymi objawami pozytywnymi - omamami, paranoją, czy takie osoby będą doświadczać lęku przed zwariowaniem?
Wątpie. I mamy tu kolejny dowód na całkiem psychogenną, uwarunkowaną zewnętrznymi doświadczeniami genezę nerwicy.
Myślę, że żyjąc u boku osoby chorej, obserwując jej codzienne życie, próbując jej pomóc, zrozumieć (choć zrozumieć się czasem a raczej często nie da!), tym bardziej jeśli jest to bliska nam osoba, ktoś z rodziny, kogo kochamy, narażamy na pewien szwank własne zdrowie psychiczne. I wiem, że wiele osób może mi powiedzieć, że skoro nie radzimy sobie z sytuacją stresową (a niewątpliwie czynnikiem stresogennym jest posiadanie w rodzinie osoby chorej psychicznie), to prawdopodobnie jesteśmy mało odporni psychicznie, a więc z gruntu podatni na zaburzenia. Ale ja się z tym nie zgadzam. Nienormalne sytuacje powodują nienormalne zachowania, generują nienormalne emocje i myśli. Moja siostra jest chora na Chad, mój brat miał nerwicę natręctw i co najmniej dwie próby samobójcze. Gdy to wszystko się działo jeszcze się trzymałam. Ale niedługo po tym moja mama wylądowała w szpitalu. Jej stan był krytyczny. Nigdy nie zapomne wieczoru, gdy siedzielismy wszyscy u niej w szpitalu koło łóżka i wiedzieliśmy że nazajutrz będzie miała operację, której może nie przeżyć. Przeżyła. Ma nowotwór złośliwy. Krótko przed wynikiem jej badań miałam właśnie ten pierwszy napad lęku... Później okazało się, że ma przerzuty. Teraz się leczy, ale to życie na kredyt. Tata zaczął nadużywać alkoholu... Od dobrych kilku lat mam wrażenie że nad moją rodziną ciąży jakieś fatum. Powiedzcie mi proszę, gdzie jest granica cierpienia jakie może znieść człowiek, nie ponosząc szwanku na zdrowiu psychicznym? Ile na prawdę możemy znieść? Czy to możliwe, aby zaburzenia psychiczne pojawiały się by dać ulgę w cierpieniu...?
Wcześniej przejmowałam się siostrą, bratem, mamą, tatą. tylko nie sobą! "Dzięki" nerwicowemu lękowi przestałam o tym wszystkim myśleć. Nie czułam już strachu o życie mamy, brata... cała energia, wszystkie lęki, zmartwienia, trudne sytuacje, traumy spiętrzyły się w postaci lęku nerwicowego.. Lęk nerwicowy "pomaga" nie myśleć o prawdziwej przyczynie lęku. W tym miejscu chciałabym obalić kolejny mit dotyczący nerwic - że niby patologiczny lęk jest nieuzasadniony. Uzasadnienie jest, tyle że głębiej schowane.
a teraz to co lubie najbardziej, czyli moje filozoficzne teoretyzowanie:D
Widzieliście kiedyś szczęśliwego człowieka, który chorowałby psychicznie? Nie mam pojęcia, dlaczego lekceważy się powszechnie fakt, że fundamentem na którym wyrastają wszelkie zaburzenia psychiczne jest poczucie cierpienia, ogromnego nieszczęścia osobistego, paradoksalnie - często skrajnie izolowanego przez o b j a w y choroby. np. człowiek w ostrej psychozie, halucynacje wiadomo i inne "atrakcje". powiedzą - wariat, a czy ktoś sie zastanowi co było zanim zaczął widzieć to czego nie ma? Jestem ogromną fanką procesowego ujmowania zaburzeń, tzn. halucynacje nie pojawiają się znikąd! Istnieją procesy psychiczne które do nich prowadzą. Jakie to procesy? oczywiście - nikt nie wie, i ja też nie wiem. Ale chodzi mi po głowie taka intuicyjna teza, że sposób, w jaki radzimy sobie z cierpieniem lub depresją decyduje o przebiegu, potencjalnym rozwoju i kierunku procesu chorobowego. Jeśli walczymy z depresją, zaprzeczamy jej - może pojawić się lęk, który będzie symptomem depresji maskowanej. Następnie lęk ten będzie narastał w miarę nasilenia mechanizmów zaprzeczania - lęk będzie przybierał formę lęku nerwicowego. Wypieranie lęku nerwicowego będzie powodowało jego kumulację - pojawią się napady lęku, natomiast skojarzenie przyczyny uogólnionego lęku np. z jakąś traumatyczną sytuacją z dzieciństwa - powodować będzie fobie.Przykład: Nie umiem sobie poradzić z tym, że tata bije moją mamę, ciągle się boję, ale nie przyznaje sie do tego bo boje sie kary. widze wcale nieduzego psa i zaczynam krzyczec - dopada mnie furia - tłumiony lęk i agresja wobec ojca wychodzi na wierzch, a pies był tylko obiektem ktory pozwolił skumulować nieakceptowane emocje, przypisac im namacalną przyczynę (przecież pies może pogryźć!) i uwolnić emocje. Czy przyjdzie katharsis? nie, bo dziecko zacznie panicznie bać się psów...zacznie tez unikac miejsc gdzie mozna spotkac psy. bedzie się bało chodzić do koleżanek ktore maja w domu psa, bedzie balo sie wychodzic na spacer, by nie spotkac psa, moze zaczac byc wysmiewane przez inne dzieci, pogorsza się relacje z rowiesnikami, to spowoduje napiecie w domu, zaostrzy konflikty rodzicow, dziecko wyladuje u szkolnego psychologa i co?przecietny psycholog prawdopodobnie dopatrzy sie jakiejs niesmialości, przypisze to cielęcemu wiekowi i problem z głowy? fobia dziewczynki bedzie skutecznie utrudniac jej egzystencje. jako studentka bedzie chorowac na depresje. pojdzie do lekarza z problemami z koncentracją. przypisze jej leki antydepresyjne, zapisze sie na terapie grupowa majaca na celu poprawic relacje interpersonalne..byc może nawet przyniesie to efekty ale nigdy nie bedą one dlugotrwałe dopóki nie znajdzie sie przyczyny mechanizmu chorobowego, ktora pojawila sie juz w dziecinstwie. niesmialosc, problemy z koncentracja i depresja byly tylko efektem doswiadczanego lęku! Należy odróżniać przyczyny od skutków. Inaczej leczy sie depresje spowodowaną lękiem a inaczej lęk spowodowany depresją! Po co marnować czas na naprawe relacji interpersonalnych, skoro jest to tylko skutkiem lęku z dziecinstwa, skoro przepracowanie tego lęku automatycznie spowoduje ustanie wszelkich skutków lęku, uznawanymi za objaw choroby!
Myślę że różnego rodzaju fobie, np przed pająkami, przed ciemnością są tylko "racjonalną" przykrywką i "urządzeniem" wynalezionym przez nieświadomość by znaleźć ujscie dla odczuwanego lęku, cierpienia. A halucynacje? hm.. słyszeliście kiedyś powiedzenie "Jeśli ci sie nei podoba świat w którym żyjesz, stwórz sobie własny"? No właśnie.. A derealizacja? depersonalizacja? Może twoje cierpienie/lęk i udreki są tak silne, ze twoja nieswiadomosc podsyła Ci prezent w postaci poczucia odrealnienia swiata, siebie? Agorafobia? moze po prostu rzutujesz swoje lęki na świat zewnętrzny, bo szukasz ujścia, próbujesz to sobie wyjaśnić? wolisz sobie powiedziec że nie lubisz otwartej przestrzeni zamiast pogodzic sie z faktem ze masz nerwice?
Mam nadzieję że przykłady czytelnie wyjaśnią mój sposób rozumowania... Uważam ponadto, że mechanizmy powstawania zaburzeń psychicznych w swym formalnym aspekcie nie różnią się od mechanizmów rozwojowych zdrowej psychiki. A podstawą drogi do wyleczenia jest uważne prześledzenie drogi zachorowania, a nie przyjęcie statycznej diagnozy i łagodzenie objawów!
Mam nadzieje, że jeszcze nie uważacie mnie za wariatkę:D chcialabym jeszcze opisac spostrzezenia co do nerwicy.
Właściwie to nikt mi nie zdiagnozował ani nerwicy ani depresji, ale lykam antydepresanty, zamierzam zafundowac sobie taka półroczną kurację.. Dziwi mnie, że gdy mam taki napad lęku to nie towarzysza temu objawy somatyczne - pocenie, drgawki, arytmia. wiec właściwie nie wiem czy to są napady.. Mam chyba bardziej tak, że stale odczuwam lęk, czasem o nim zapominam... im mniej myślę o tym wszystkim, tym mniejszy czuje lęk. W sumie miałam tak kilka razy ze czulam ze ten lęk się tak nasila. Pójdę na psychoterapię od nowego roku. nie wiem co mi jest, moje objawy nie pochodza ani pod depresje a w nerwicy te napady sa chyba silniejsze. ech. Z tym lękiem to jest na prawde "pocieszna" sprawa - im wiecej o nim myslimy, tym bardziej sie nasila. Ostatnio zauwazylam ze udaje mi sie odwrocic uwage - czyli czuje lęk - i nie daje sie wpakowac w pułapke dociekania przyczyny (wszyscy doskonale wiemy ze wtedy boimy sie bardziej, bo jak to mozliwe ze dzieje sie z nami cos czego nie rozumiemy i to zupelnie wbrew naszej woli??) tylko po prostu myśle - ok jesteś, no chodź do mnie i tak wiem ze nic mi nie zrobisz... Jak uciekamy od lęku, to on sie zwiększa. potraktujmy go jak niegroźnego znajomego:)
może odejdzie, gdy sie z nim zaprzyjaźnimy. Tego Wam wszystkim z całego serca życzę!
Jestem studentką czwartego roku psychologii i chciałabym podzielić się z Wami moimi spostrzeżeniami związanymi z nerwicą i zaburzeniami psychicznymi w ogóle. Piszę to, gdyż jestem ciekawa ile w tych moich spostrzeżeniach prawdy. Liczą na Waszą odpowiedź, będę wdzięczna. Chce także podziękować Wam, że tu jesteście. W przypływie lęku informacje jakie tutaj przeczytałam bardzo mi pomogły, bardziej niż jakiekolwiek rozmowy z bliskimi ("ale przecież każdy się czegoś boi", "ja też czasem mam lęk" - to dla mnie marne pocieszenia, bo lęk patologiczny różni się przecież od normalnie występującego tym, że pojawia się bez żadnego bodźca zewnętrznego, który mógłby tłumaczyć ten stan. Btw. Dla Was też to takie przytłaczające, że ta cała nerwica jest tak cholernie paradoksalna i alogiczna?)
Pierwszy napad lęku miałam w maju tego roku. Po prostu w pewnym momencie poczułam, że lęk we mnie narasta i dzieje się to w sposób, którego nie jestem w stanie kontrolować. Dla mnie brak kontroli nad sobą oznaczał jedno - że zaraz zwariuje. I tutaj moje pierwsze spostrzeżenie, pewnie banalne, ale być może dla kogoś okaże się choć w najmniejszym stopniu kojące, bo stanowiące jakieś usprawiedliwienie. Jak myślicie, czy osoby, które nie zetknęły się z osobą chorą psychicznie z silnymi objawami pozytywnymi - omamami, paranoją, czy takie osoby będą doświadczać lęku przed zwariowaniem?
Wątpie. I mamy tu kolejny dowód na całkiem psychogenną, uwarunkowaną zewnętrznymi doświadczeniami genezę nerwicy.
Myślę, że żyjąc u boku osoby chorej, obserwując jej codzienne życie, próbując jej pomóc, zrozumieć (choć zrozumieć się czasem a raczej często nie da!), tym bardziej jeśli jest to bliska nam osoba, ktoś z rodziny, kogo kochamy, narażamy na pewien szwank własne zdrowie psychiczne. I wiem, że wiele osób może mi powiedzieć, że skoro nie radzimy sobie z sytuacją stresową (a niewątpliwie czynnikiem stresogennym jest posiadanie w rodzinie osoby chorej psychicznie), to prawdopodobnie jesteśmy mało odporni psychicznie, a więc z gruntu podatni na zaburzenia. Ale ja się z tym nie zgadzam. Nienormalne sytuacje powodują nienormalne zachowania, generują nienormalne emocje i myśli. Moja siostra jest chora na Chad, mój brat miał nerwicę natręctw i co najmniej dwie próby samobójcze. Gdy to wszystko się działo jeszcze się trzymałam. Ale niedługo po tym moja mama wylądowała w szpitalu. Jej stan był krytyczny. Nigdy nie zapomne wieczoru, gdy siedzielismy wszyscy u niej w szpitalu koło łóżka i wiedzieliśmy że nazajutrz będzie miała operację, której może nie przeżyć. Przeżyła. Ma nowotwór złośliwy. Krótko przed wynikiem jej badań miałam właśnie ten pierwszy napad lęku... Później okazało się, że ma przerzuty. Teraz się leczy, ale to życie na kredyt. Tata zaczął nadużywać alkoholu... Od dobrych kilku lat mam wrażenie że nad moją rodziną ciąży jakieś fatum. Powiedzcie mi proszę, gdzie jest granica cierpienia jakie może znieść człowiek, nie ponosząc szwanku na zdrowiu psychicznym? Ile na prawdę możemy znieść? Czy to możliwe, aby zaburzenia psychiczne pojawiały się by dać ulgę w cierpieniu...?
Wcześniej przejmowałam się siostrą, bratem, mamą, tatą. tylko nie sobą! "Dzięki" nerwicowemu lękowi przestałam o tym wszystkim myśleć. Nie czułam już strachu o życie mamy, brata... cała energia, wszystkie lęki, zmartwienia, trudne sytuacje, traumy spiętrzyły się w postaci lęku nerwicowego.. Lęk nerwicowy "pomaga" nie myśleć o prawdziwej przyczynie lęku. W tym miejscu chciałabym obalić kolejny mit dotyczący nerwic - że niby patologiczny lęk jest nieuzasadniony. Uzasadnienie jest, tyle że głębiej schowane.
a teraz to co lubie najbardziej, czyli moje filozoficzne teoretyzowanie:D
Widzieliście kiedyś szczęśliwego człowieka, który chorowałby psychicznie? Nie mam pojęcia, dlaczego lekceważy się powszechnie fakt, że fundamentem na którym wyrastają wszelkie zaburzenia psychiczne jest poczucie cierpienia, ogromnego nieszczęścia osobistego, paradoksalnie - często skrajnie izolowanego przez o b j a w y choroby. np. człowiek w ostrej psychozie, halucynacje wiadomo i inne "atrakcje". powiedzą - wariat, a czy ktoś sie zastanowi co było zanim zaczął widzieć to czego nie ma? Jestem ogromną fanką procesowego ujmowania zaburzeń, tzn. halucynacje nie pojawiają się znikąd! Istnieją procesy psychiczne które do nich prowadzą. Jakie to procesy? oczywiście - nikt nie wie, i ja też nie wiem. Ale chodzi mi po głowie taka intuicyjna teza, że sposób, w jaki radzimy sobie z cierpieniem lub depresją decyduje o przebiegu, potencjalnym rozwoju i kierunku procesu chorobowego. Jeśli walczymy z depresją, zaprzeczamy jej - może pojawić się lęk, który będzie symptomem depresji maskowanej. Następnie lęk ten będzie narastał w miarę nasilenia mechanizmów zaprzeczania - lęk będzie przybierał formę lęku nerwicowego. Wypieranie lęku nerwicowego będzie powodowało jego kumulację - pojawią się napady lęku, natomiast skojarzenie przyczyny uogólnionego lęku np. z jakąś traumatyczną sytuacją z dzieciństwa - powodować będzie fobie.Przykład: Nie umiem sobie poradzić z tym, że tata bije moją mamę, ciągle się boję, ale nie przyznaje sie do tego bo boje sie kary. widze wcale nieduzego psa i zaczynam krzyczec - dopada mnie furia - tłumiony lęk i agresja wobec ojca wychodzi na wierzch, a pies był tylko obiektem ktory pozwolił skumulować nieakceptowane emocje, przypisac im namacalną przyczynę (przecież pies może pogryźć!) i uwolnić emocje. Czy przyjdzie katharsis? nie, bo dziecko zacznie panicznie bać się psów...zacznie tez unikac miejsc gdzie mozna spotkac psy. bedzie się bało chodzić do koleżanek ktore maja w domu psa, bedzie balo sie wychodzic na spacer, by nie spotkac psa, moze zaczac byc wysmiewane przez inne dzieci, pogorsza się relacje z rowiesnikami, to spowoduje napiecie w domu, zaostrzy konflikty rodzicow, dziecko wyladuje u szkolnego psychologa i co?przecietny psycholog prawdopodobnie dopatrzy sie jakiejs niesmialości, przypisze to cielęcemu wiekowi i problem z głowy? fobia dziewczynki bedzie skutecznie utrudniac jej egzystencje. jako studentka bedzie chorowac na depresje. pojdzie do lekarza z problemami z koncentracją. przypisze jej leki antydepresyjne, zapisze sie na terapie grupowa majaca na celu poprawic relacje interpersonalne..byc może nawet przyniesie to efekty ale nigdy nie bedą one dlugotrwałe dopóki nie znajdzie sie przyczyny mechanizmu chorobowego, ktora pojawila sie juz w dziecinstwie. niesmialosc, problemy z koncentracja i depresja byly tylko efektem doswiadczanego lęku! Należy odróżniać przyczyny od skutków. Inaczej leczy sie depresje spowodowaną lękiem a inaczej lęk spowodowany depresją! Po co marnować czas na naprawe relacji interpersonalnych, skoro jest to tylko skutkiem lęku z dziecinstwa, skoro przepracowanie tego lęku automatycznie spowoduje ustanie wszelkich skutków lęku, uznawanymi za objaw choroby!
Myślę że różnego rodzaju fobie, np przed pająkami, przed ciemnością są tylko "racjonalną" przykrywką i "urządzeniem" wynalezionym przez nieświadomość by znaleźć ujscie dla odczuwanego lęku, cierpienia. A halucynacje? hm.. słyszeliście kiedyś powiedzenie "Jeśli ci sie nei podoba świat w którym żyjesz, stwórz sobie własny"? No właśnie.. A derealizacja? depersonalizacja? Może twoje cierpienie/lęk i udreki są tak silne, ze twoja nieswiadomosc podsyła Ci prezent w postaci poczucia odrealnienia swiata, siebie? Agorafobia? moze po prostu rzutujesz swoje lęki na świat zewnętrzny, bo szukasz ujścia, próbujesz to sobie wyjaśnić? wolisz sobie powiedziec że nie lubisz otwartej przestrzeni zamiast pogodzic sie z faktem ze masz nerwice?
Mam nadzieję że przykłady czytelnie wyjaśnią mój sposób rozumowania... Uważam ponadto, że mechanizmy powstawania zaburzeń psychicznych w swym formalnym aspekcie nie różnią się od mechanizmów rozwojowych zdrowej psychiki. A podstawą drogi do wyleczenia jest uważne prześledzenie drogi zachorowania, a nie przyjęcie statycznej diagnozy i łagodzenie objawów!
Mam nadzieje, że jeszcze nie uważacie mnie za wariatkę:D chcialabym jeszcze opisac spostrzezenia co do nerwicy.
Właściwie to nikt mi nie zdiagnozował ani nerwicy ani depresji, ale lykam antydepresanty, zamierzam zafundowac sobie taka półroczną kurację.. Dziwi mnie, że gdy mam taki napad lęku to nie towarzysza temu objawy somatyczne - pocenie, drgawki, arytmia. wiec właściwie nie wiem czy to są napady.. Mam chyba bardziej tak, że stale odczuwam lęk, czasem o nim zapominam... im mniej myślę o tym wszystkim, tym mniejszy czuje lęk. W sumie miałam tak kilka razy ze czulam ze ten lęk się tak nasila. Pójdę na psychoterapię od nowego roku. nie wiem co mi jest, moje objawy nie pochodza ani pod depresje a w nerwicy te napady sa chyba silniejsze. ech. Z tym lękiem to jest na prawde "pocieszna" sprawa - im wiecej o nim myslimy, tym bardziej sie nasila. Ostatnio zauwazylam ze udaje mi sie odwrocic uwage - czyli czuje lęk - i nie daje sie wpakowac w pułapke dociekania przyczyny (wszyscy doskonale wiemy ze wtedy boimy sie bardziej, bo jak to mozliwe ze dzieje sie z nami cos czego nie rozumiemy i to zupelnie wbrew naszej woli??) tylko po prostu myśle - ok jesteś, no chodź do mnie i tak wiem ze nic mi nie zrobisz... Jak uciekamy od lęku, to on sie zwiększa. potraktujmy go jak niegroźnego znajomego:)
może odejdzie, gdy sie z nim zaprzyjaźnimy. Tego Wam wszystkim z całego serca życzę!
-
- Odburzony Wolontariusz Forum
- Posty: 1939
- Rejestracja: 10 kwietnia 2010, o 22:49
Pewnie z racji tego ze jestes studentka psychologii pelno w twojej wypowiedzi zwrotow o nerwicy typowo z definicji
Ale w wiekszosci masz racje chociaz u mnie nerwica powstala w kiedy mialem 20 kilka lat i zawsze bylem serio szzcesliwym czlowiekiem. Zero patologi czy zlego wychowania w rodzinie. Zaczelo sie od trawki i dostalem ataku paniki a potem od tego ataku wszystko zamienilo sie w nerwice.
Wydaje mi sie ze po to istnieja rozne nurty chocby terapeutyczne aby moc pomoc wszystkim "przypadkom" Bo kazdy czlowiek moze miec troche inna nerwice A przede wszystkim czyms innym uwarunkowana. Jedni po urazach z dziecinstwa inni bo z nadmiaru stresu dostali napadu w autobusie i potem to sie za nimi ciagnie.
Ale na pewno to tez zalezy od naszej wrazliwosci i podatnosci na takie stany. Ja przynajmniej to tak widze.
I mozna tez stale odczuwac strach taki wolnoplynacy nie trzeba miec napadow. Nerwice mozna miec i bez napadow paniki z objawami somatrycznymi. Napady mialem na poczatku potem tylko lek i derealizacje a ta wynikala tylko z tego leku.

Wydaje mi sie ze po to istnieja rozne nurty chocby terapeutyczne aby moc pomoc wszystkim "przypadkom" Bo kazdy czlowiek moze miec troche inna nerwice A przede wszystkim czyms innym uwarunkowana. Jedni po urazach z dziecinstwa inni bo z nadmiaru stresu dostali napadu w autobusie i potem to sie za nimi ciagnie.
Ale na pewno to tez zalezy od naszej wrazliwosci i podatnosci na takie stany. Ja przynajmniej to tak widze.
I mozna tez stale odczuwac strach taki wolnoplynacy nie trzeba miec napadow. Nerwice mozna miec i bez napadow paniki z objawami somatrycznymi. Napady mialem na poczatku potem tylko lek i derealizacje a ta wynikala tylko z tego leku.
-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 575
- Rejestracja: 23 czerwca 2010, o 09:55
Hej
Jak wam minęły święta? Mam nadzieję,że nasza towarzyszka dała wam spokój chociaż wiem,że w tym okresie daje o sobie znać podwójnie

Jak wam minęły święta? Mam nadzieję,że nasza towarzyszka dała wam spokój chociaż wiem,że w tym okresie daje o sobie znać podwójnie

Sztuką jest w poznawaniu człowieka, przez pryzmat ciała poznać jego duszę.
-
- Odburzony Wolontariusz Forum
- Posty: 1939
- Rejestracja: 10 kwietnia 2010, o 22:49
To prawda święta zawsze byly smutne jak męczyła mnie nerwica i ta druga towarzyszka dd. Ale te święta ten Nowy Rok by pierwszym bez nich i było mi niesamowicie cudownie, nie mysli się o chorobie o objawach, masz w dupie lęki,, w ogóle nie przychodzą ci do głowy takie głupoty.
A jak ty Iza się masz? Nerwica ci odpusciła?
A jak ty Iza się masz? Nerwica ci odpusciła?
-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 54
- Rejestracja: 20 listopada 2011, o 21:26
Fajnie, Wojtek, że miałeś normalne święta i Sylwestra. U mnie też nie było tak tragicznie nawet, ale dziś mnie już dopadło na amen. Rano się obudziłam, otworzyłam oczy i dopadł mnie silny lęk. Próbowałam różnych metod na wyciszenie, uspokojenie ale myśli stawały się coraz gorsze... W końcu w kulminacyjnym momencie wybuchnęłam płaczem i przeszło trochę. ALe już cały dzień zwalony. Leżę w łóżku, bo przez to co się stało nic mi się nie chce.... Wiecie, że odkąd zachorowałam na nerwicę i zaburzenia lękowe to ani przez jeden dzień nie czułam się dobrze fizycznie? Nawet jeden...
Dlatego Ty, Wojtek, jesteś dla mnie dowodem na to, że można z tego wyjśc i od jutra znów zaczynam walkę. Dziś się poddałam, ale nie miałam już siły na nic, byłam przerażona. Jutro bedzie lepiej. A, i u mnie oprócz dd doszły jeszcze myśli o śmierci i zemdleniu. Non stop myślę, że zaraz umrę, że zemdleję... Nie wiem jak z ttym walczyc ale jakos powoli będę się starac. Pozdrówki
Dlatego Ty, Wojtek, jesteś dla mnie dowodem na to, że można z tego wyjśc i od jutra znów zaczynam walkę. Dziś się poddałam, ale nie miałam już siły na nic, byłam przerażona. Jutro bedzie lepiej. A, i u mnie oprócz dd doszły jeszcze myśli o śmierci i zemdleniu. Non stop myślę, że zaraz umrę, że zemdleję... Nie wiem jak z ttym walczyc ale jakos powoli będę się starac. Pozdrówki
-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 575
- Rejestracja: 23 czerwca 2010, o 09:55
Wojtuś,czy mi odpuściła?Powiem,że nie do końca.Mam dni kiedy czuję się gorzej i zaczynam myśleć starym torem.Dużo pomaga mi praca,bo wiem,że nie moge sobie pozwolić na chwile słabości
O dziwo,w pracy czuję się niezle
Leonka,nie poddawaj się.Ja biorę tabletki i tez często zdarza mi się myśleć o śmierci i zemdleniu.Zwłaszcza jak słyszę,ze ktoś młody umiera albo słyszę karetkę jadącą na sygnale.Próbuję sobie mysleć,że na pewne rzeczy nie mam wpływu i nie warto o nich myśleć.W ogóle ten nowy rok zaczął się dla mnie nie najlepiej
Mam nadzieję,że to szybko minie i chcę w to wierzyć 


Leonka,nie poddawaj się.Ja biorę tabletki i tez często zdarza mi się myśleć o śmierci i zemdleniu.Zwłaszcza jak słyszę,ze ktoś młody umiera albo słyszę karetkę jadącą na sygnale.Próbuję sobie mysleć,że na pewne rzeczy nie mam wpływu i nie warto o nich myśleć.W ogóle ten nowy rok zaczął się dla mnie nie najlepiej


Sztuką jest w poznawaniu człowieka, przez pryzmat ciała poznać jego duszę.
-
- Odburzony Wolontariusz Forum
- Posty: 1939
- Rejestracja: 10 kwietnia 2010, o 22:49
Leonka czasem tak jest ze nawet dobrze jest sie poddac, wiele razy sie poddawalem ale na drugi dzien znowu probowalem, nie wiem tylko cZY mnie zrozumiesz ale tak naprawde z depersonalizacja i lękami nie mozna walczyc na sile, trzeba je zaczac tolerowac, jak na sile probujesz sie uspokajac, probujesz o tym nie myslec to nic z tego nie wyjdzie tak naprawde. Trzeba to olac prawdziwie cieplym moczem i oczywiscie leczyc sie i na pewno i Ty z tego wyjdziesz!
Ze mna bylo naprawde zle a teraz jestem w pelni zdrow, to jest mozliwe. I ciesze sie ze moge to wkolo Wam powtarzac.
Iza przez to staniesz sie pracoholiczką
Dobrze ze cos jest co sprawia ze czujesz ze to pomaga i jeszcze dostajesz za to pieniadze
Ale powazniej to szkoda ze nie odpuscila Ci calkiem 
Ze mna bylo naprawde zle a teraz jestem w pelni zdrow, to jest mozliwe. I ciesze sie ze moge to wkolo Wam powtarzac.
Iza przez to staniesz sie pracoholiczką



-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 22
- Rejestracja: 3 grudnia 2011, o 21:18
Sluchajcie mam pytanie czy jak jest wam zle od serca, to czujecie tez pulsowanie go w gardle i jest wam nie dobrze? Zjadlam obfity posilek i sece mi lomocze, moze to od tego ale caly dzien nie najlepiej sie czulam i serce mi skakalo jak chcialo, a teraz wali jak dzwon i jest mi az od tego zle i w gardle to czuje: (
Jak ja sie poloze spac...
Jak ja sie poloze spac...
-
- Odburzony i pomocny użytkownik
- Posty: 1255
- Rejestracja: 29 października 2010, o 03:03
Krzewik objadlas sie i dlatego tak serce ci napieprza ale ze masz hopla na jego punkcie to sie od razu boisz, czesto ak mialam i miewam ze serce mi wali tak ze czuje je w klatce i gardle az mi sie chce rzygac od tego walenia ale na pewno zaczelo ci sie od jedzenia tyle ze zle to odczulas i sie wystraszylas. A jeszcze jak sie ma gorszy dzien i objawy daja o sobie znac to wystarczy byle co i panika i histeria gotowa no nie?
-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 22
- Rejestracja: 3 grudnia 2011, o 21:18
tak w histerie szybko sie wpada...napilam sie troche waleriany i jakby mi sie polepszylo, poodbijalo mi sie po jedzeniu i moze tez dlatego, sprobuje zasnac, dzieki Anetka za uspokajajace slowa szczegolnie ze wiem ze ty tez masz arytmie na tle nerwicy
-
- Odburzony i pomocny użytkownik
- Posty: 1255
- Rejestracja: 29 października 2010, o 03:03
Niestety mam i arytmie i pelno ciagle posranych objawow tej nerwicy, mimo ze jest mi lepiej to ciagle w sumie cos mi jest, to jest wlasnie najgorsze ze odkad zachorowalam na nerwice nie mam dnia zeby byl taki spokoj od wszelkich objawow i lęku. Dzis np ciagle mam uczucie albo moze to nie uczucie tylko prawda ze moje gardlo jest zacisniete ajkbym sie miala udusic i odchrzakuje co chwile. Wiem do cholery ze nie udusze sie ale jest to i tak cos co czuje bardzo realnie. Ale dzis wolny dzien a w wolny dzien zawsze mi do glowy przychodza jakies glupoty
-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 22
- Rejestracja: 3 grudnia 2011, o 21:18
Anetko mam to samo i to bardzo bardzo czesto, czuje zwezanie przelyku albo jego scisk i okropnie wtedy boje sie ze sie udusze. nie wiem ak tobie ale mnie pomagaja troche krople walerianowe wypite w duzych ilosciach, troche ten przelyk sie luzuje po tym
-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 406
- Rejestracja: 6 stycznia 2011, o 15:36
Witajcie.
Szczerze mówiąc trochę czasu trwało zanim wkońcu się zebrałam, ale teraz zasiadam i napiszę słów kilka, które może komuś pomogą, dodadzą otuchy, wiary, nadziei... Bo wiem jak trudno wierzyć w uzdrowienie kiedy nerwica szaleje i atakuje na całego.
Jak co niektórzy wiedzą zmagałam sie z tym cholerstwem bardzo długo, lat kilka nawet aż rozwinęło się do potęgi i miewałam straszne dni i ataki. Każdego dnia coś się działo. Nie mogłam funkcjonować normalnie. Straciłam przez to cenny czas. I nie tylko.
Zacznę może od tego, że takie forum jak np. to na początku bardzo mi pomagało. Wiedziałam, że nie jestem sama, że inni ludzie również zmagają się z tym samym i to było - no cóż - pocieszające. Przynajmiej wiedziałam, ze nie wariuje i że nie tylko ja się z tym zmagam... że to nie chora wyobraźnia moja. Ale zauważyłam kiedyś coś bardzo dziwnego... Pomoc można tutaj odnaleźć - wsparcie, poznać ludzi, oswoić się z lękiem, strachem... ale moim zdaniem nie jest to dobre na dłuższą mętę. Zauważyłam, ze miewałam lepsze dni, a kiedy naczytałam się wszystkiego od ludzi innych to potem przychodziły jakieś lęki, nowe objawy, stres... nie zdawałam sobie sprawy z tego, że to może negatywnie działać bo przecież tutaj dzielimy się wszystkim więc jak to możliwe żeby szkodziło? Ano własnie, tak, że jak my wszyscy - nerwusy zebralismy się i zaczeliśmy pisać to potem się wszystko nakładało i rosło po czym wybuchało i gotowe.
Zaczęłam tu rzadziej zaglądać choć dużo myślałam o osobach tutaj poznanych. Byłam ciekawa jak sobie radza, czy jest jakas poprawa.
Druga sprawa to, to, że wkońcu uświadomiłam sobie jakie życie jest dla mnie ważne i uznałam, że nerwica to wcale nie choroba tylko coś przejściowego i że można uspokoic swoje zszargane nerwy, że wszystko ma swoją przyczynę i że można z tego wyjść! Kołatanie serca... przecież to było tak nasilone że nic dziwnego, że to serducho szwankowało nawet wtedy gdy bylo ok, ba nawet gdy wydawało się że może wkoncu odpuściło... Wszelkie objawy nerwicowe są silne bo trwają spory czas i organizm jest tak rozregulowany że potem ciężko Nam wrócić do "normalności" - ale MOŻNA!
Trochę mi to zajęło, ale jest coraz lepiej. Dziś już nie piszę tego z lękiem, że zaraz po tym coś sobie wkręce bo wiem, że to psychika i że jestem tak naprawdę zdrowa więc co może mi dolegać bądź mnie zabić? Nie zaprzeczam, że kompletnie wyszłam z tego - nie - ale wiem,że ktoregoś dnia tak będzie bo już jest cudownie
Nabrałam trochę wagi, zaczęłam wkońcu normalnie jeść mimo iż to kolatanie czasem występuje i dokucza to jednak wbiłam sobie do głowy, że to normalny proces trawienia i że musi tak być... wkońcu potem sie uspokaja i żyję dalej
a żeby było łatwiej wychodzę wtedy na spacery, zajmuję się czymś aby przez ten czas nie myśleć i naprawde jest super
to działa i potwierdzam to! Wiecie co? Wcześniej bym nie uwierzyła, że tak stwierdzę, ale dziś napiszę: nerwica jest moją przyjaciółką i mimo, że zabrała mi bardzo wiele i przeszłam koszmar to czuję, że tak musiało być - doceniłam wiele rzeczy, troszczę się o zdrowie swoje czym nie mogą się wszyscy pochwalić bo tylu ludzi potrafi się kompletnie tym nieprzejmować, jestem bardziej pewna siebie, odczuwam większą radośc i satysfakcje gdy coś mi się udaje no i przede wszystkim chce mi się żyć!
Strach jest i będzie - każdy w życiu czegoś się boi, czymś przejmuje, ma gorsze chwile, ale trzeba przez to przejść bo tam na końcu tego cierpienia naprawde świeci światełko do którego można dojść! Objawy stresu, czasem niepókoj - to też jeszcze przychodzi, ale ja sobie spokojnie czekam aż minie, robie co tylko moge... dużo też pomaga mi aerobik - nie taki 5minutowy... ale przynajmiej 20-30 min dziennie i naprawde rozciąga napięte mięśnie, minimalizuje stres... Muzyka spokojna, relaksacyjna. Właściwe techniki oddychania - to wszystko trzeba połączyć wraz z silną wolą i energią do walki - nie możemy sie poddawać po nieudanej próbie... bo walka będzie trudna, ale jakie wynagrodzenie Nas czeka.... - zdrowie, spokój duszy, szczęśliwe życie.... Poza tym wcześniej wspominałam,że się zakochałam i że człowiek z którym żyje również mi bardzo pomaga. To również dzięki Niemu potrafię się teraz odnależć. Dzięki Niemu zaczęłam znowu jeść normalnie i umieć przejść przez ten proces trawienny. Przestałam wymiotować. Przestałam miewać ataki i przeróżne objawy. A jak tylko cos nadchodzi to On jest w pobliżu i zawsze szczera, spokojna rozmowa pomaga... - wsparcie którego wcześniej nie miałam bo ludzie tego nie rozumieli, nie potrafili pojąć, mówili "idź się leczyć" wymyślasz sobie... - to tylko pogarszało wszystko. Aż wkońcu pojawił się On, otoczył ramieniem, dał ciepło, wsparcie, miłość - i będe mu zawsze za to wdzięczna.
A więc Kochani - przede wszystkim WALKA - aż do skutku - wiem,że to ciężkie ale po czasie te "głupie" i "bezlitosne" myśli będą coraz bardziej odlegle, słabsze aż wkońcu znikną. Systematyczne ćwiczenia, muzyka, oddech, hobby, wsparcie kogoś bliskiego bo ono wiele daje ( ja też bardzo długo nikogo takiego nie miałam) i Kochani - nadzieja i wiara... to naprawdę jest do pokonania !!
Szczerze mówiąc trochę czasu trwało zanim wkońcu się zebrałam, ale teraz zasiadam i napiszę słów kilka, które może komuś pomogą, dodadzą otuchy, wiary, nadziei... Bo wiem jak trudno wierzyć w uzdrowienie kiedy nerwica szaleje i atakuje na całego.
Jak co niektórzy wiedzą zmagałam sie z tym cholerstwem bardzo długo, lat kilka nawet aż rozwinęło się do potęgi i miewałam straszne dni i ataki. Każdego dnia coś się działo. Nie mogłam funkcjonować normalnie. Straciłam przez to cenny czas. I nie tylko.
Zacznę może od tego, że takie forum jak np. to na początku bardzo mi pomagało. Wiedziałam, że nie jestem sama, że inni ludzie również zmagają się z tym samym i to było - no cóż - pocieszające. Przynajmiej wiedziałam, ze nie wariuje i że nie tylko ja się z tym zmagam... że to nie chora wyobraźnia moja. Ale zauważyłam kiedyś coś bardzo dziwnego... Pomoc można tutaj odnaleźć - wsparcie, poznać ludzi, oswoić się z lękiem, strachem... ale moim zdaniem nie jest to dobre na dłuższą mętę. Zauważyłam, ze miewałam lepsze dni, a kiedy naczytałam się wszystkiego od ludzi innych to potem przychodziły jakieś lęki, nowe objawy, stres... nie zdawałam sobie sprawy z tego, że to może negatywnie działać bo przecież tutaj dzielimy się wszystkim więc jak to możliwe żeby szkodziło? Ano własnie, tak, że jak my wszyscy - nerwusy zebralismy się i zaczeliśmy pisać to potem się wszystko nakładało i rosło po czym wybuchało i gotowe.
Zaczęłam tu rzadziej zaglądać choć dużo myślałam o osobach tutaj poznanych. Byłam ciekawa jak sobie radza, czy jest jakas poprawa.
Druga sprawa to, to, że wkońcu uświadomiłam sobie jakie życie jest dla mnie ważne i uznałam, że nerwica to wcale nie choroba tylko coś przejściowego i że można uspokoic swoje zszargane nerwy, że wszystko ma swoją przyczynę i że można z tego wyjść! Kołatanie serca... przecież to było tak nasilone że nic dziwnego, że to serducho szwankowało nawet wtedy gdy bylo ok, ba nawet gdy wydawało się że może wkoncu odpuściło... Wszelkie objawy nerwicowe są silne bo trwają spory czas i organizm jest tak rozregulowany że potem ciężko Nam wrócić do "normalności" - ale MOŻNA!





A więc Kochani - przede wszystkim WALKA - aż do skutku - wiem,że to ciężkie ale po czasie te "głupie" i "bezlitosne" myśli będą coraz bardziej odlegle, słabsze aż wkońcu znikną. Systematyczne ćwiczenia, muzyka, oddech, hobby, wsparcie kogoś bliskiego bo ono wiele daje ( ja też bardzo długo nikogo takiego nie miałam) i Kochani - nadzieja i wiara... to naprawdę jest do pokonania !!
Karuzela zycia kreci sie. Bezustannie nabierajac coraz wiekszego pedu. Pijany Karuzelowy, zatacza kregi w sobie tylko znanym kierunku, nie panujac juz nad zaczarowanym mechanizmem. Trzymajmy sie mocno lancucha losu, by przypadkiem nie wypasc w biegu.
- Ewcia
- Odburzony i pomocny użytkownik
- Posty: 173
- Rejestracja: 19 stycznia 2011, o 11:09
Kasia gratuluje Ci z całego serca
Ogromnie sie ciesze że dałaś radę i jest lepiej!! W kwestiach zdrowia i kwiestii serca! Oby tak dalej to rwało i z dnia na dzień było u Ciebie coraz lepiej, fajnie że wpadłaś i to wszystkim napisałas, sami wiemy jak to jest przeczytać choćby post który mówio o tym że mozna wyzdrowiec, można czuc się w koncu dobrze. Gratki raz jeszcze, trzymam kciuki nadal!

-
- Gość
inema! jeszce się nie znamy, ale juz Cię lubię kobieto, gadasz więcej niż ja
czyli gaduły mają szansę, bardzo mi sie to podoba!
buziory
czyli gaduły mają szansę, bardzo mi sie to podoba!

buziory