Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Nerwica - hipochondria, strach przed chorobami

Forum poświęcone: nerwicy lękowej, atakom paniki, agorafobii, hipochondrii (wkręcaniu sobie chorób), strach przed "czymś tam" i ogólnie stanom lękowym np. lęk wolnopłynący.
Możesz dopisać się do istniejącego już tematu lub po prostu stworzyć nowy.
Tutaj umieszczamy swoje objawy, historie, przeżycia. Dzielimy się doświadczeniami i jednocześnie znajdując ulgę dajemy innym pocieszenie oraz swego rodzaju ulgę, że nie są sami.
ODPOWIEDZ
jareckI123
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 33
Rejestracja: 12 października 2023, o 12:01

4 czerwca 2025, o 04:31

ck2023 pisze:
26 kwietnia 2025, o 22:55
jareckI123 pisze:
20 kwietnia 2025, o 03:22
Witam przychodze prosić o pomoc/podpowiedz a więc:
Wiek 23lat
5lat temu naderwałem sobie powrozek na siłowni pobrałem leki 3 miesiące i w 90% przeszło nie raz po przeciążeniu jeszcze z rok jakiś ból sie pojawiał po 3 miesiacach wyczułem powiekszony wezeł chłonny pod rzuchwa a że zbiegło sie to z diagnoza mamy nowotwór to jak najszybciej na usg wezeł nie nowotworowy po 5 latach mam powiekszone wezły pod rzuchwa szyjne obojczykowe pachowe grzebieniowe pachwinowe jak juz sie powieksza takie juz zostaja nie rosna dalej ani nie maleja.
2.5 raku temu jak chodziłem na prawko zobaczyłem że przy wciskaniu sprzegła noga zaczyna sie trząść na dzien dzisiejszy trzesie mi sie każdy miesień w ciele który napnę np(gdy stojąc wyprostuje noge przed siebie do pełnego napiecia zaczyna sie trząść gdy np próbuje zrobić pompke cały sie trzese)
-ciągle jestem zmeczony/nie wyspany
-od roku zdarza mi sie mrowienie/zdretwienie lewego polika tak z 20razy
-ból lewej gałki ocznej jak by tak z tyłu przy poruszaniu(może od długiego przesiadywania przed monitorem)
-szybko mecza mi sie miesnie(robiąc trase 40km samochodem bola mnie nogi z tyłu)
-czuje sie zesztywniały lecz każdy mi powtarza że normalnie chodze
-zapomniałem dodac mam 12 odchyleń w morfologi ale dobra hematolog powiedziała że tak moge miec do starości
-zapomniał bym dodać cierpnie mi nieraz reka stopa moze ze 3 razy przez te prawie 3 lata napewno nasilają to nerwy
-objaw koła zębatego
Byłem u 2 neurologów jeden odesłał do hematologa jak usłyszał o wezłach a drugi każe sobie sm wybić z głowy ale jak to on powiedział dla pana spokoju dam panu skierowanie na MRI chociaż wiem że tam nic nie bedzie.
Jakiś rok temu miałem skierowanie na borelioze ale ich nie zrobiłem bo inny lekarz nastraszył mnie sm(lekarz pierwszego kontaktu)
Prosze o jakąś podpowiedz miał ktoś tak wygląda to bardziej na smczy borelioze?
Albo czy mogą to być objawy nerwicy?
Już kiedyś tu pisałem może teraz dokładniej.
Z góry dziękuje:(
Po pierwsze, nie napisałes czy wykonałeś rmi , oraz czy to bylo skierowanie na rmi głowy bez czy z kontrastem lub coś innego. Po drugie, głupotą trochę że nie wykonałeś badania na bolerioze.
Witam i dziękuje za odp
Jestem już po mri neurologa mam na 9 czerwca
Mri bez kontrastu:
Pojedyncze drobne zmiany hiperintensywne w obrazach T2 zależnych oraz w sekw Flair w istocie białej obu półkul mozgu z przewaga prawej-najpewniej o etiologii naczyniopochodnej+nerwoból nerwu trójdzielnego

Zrobiłem tak ze test Elise w dwóch klasach wynik ujemny
ml3k00
Nowy Użytkownik
Posty: 13
Rejestracja: 3 czerwca 2025, o 13:06

18 czerwca 2025, o 22:13

Hej, jestem tu nowa. Czasem czytałam forum, bo z nerwicą znam się od 6. roku życia (a lat mam ponad 30). Ale ostatnio jest gorzej, chociaż myślałam, że hipochondrię już mam przerobioną i że to mały pikuś (2 lata temu miałam stany depresyjno-lękowe, brak sensu życia, poczucie choroby psychicznej i że oszaleję, i wtedy mówiłam sobie, że już wolę somaty, ale nie – nie wolę).

Dwa miesiące temu zaczęłam źle się czuć i poszłam w końcu, po namowach bliskich, na badania. W morfologii, której bałam się panicznie (że wyjdzie coś strasznego), wyszła anemia. Dostałam żelazo, a dwa tygodnie później dziwnych bolów brzucha. Już wtedy zaczęłam się bać i nakręcać.

Poszłam do gastrologa, który zasugerował celiakię. Zrobiłam badania i bingo, wyszła celiakia. Też jako przyczyna anemii wg lekarzy. Więc teraz jestem na diecie bezglutenowej.

Także mam jakieś jednostki chorobowe zdiagnozowane, ale to rozpoczęło spiralę lęku. Częściowo uzasadnionego (coś mi jest), a częściowo pewnie nie (ciągle szukam nowych badań i chorób).

I tak miałam już: badanie u proktologa, USG jamy brzusznej, USG macicy i jajników, konsultację u gastroenterologa, MRI jamy brzusznej (lekarz opisujący zwrócił uwagę na krzywy kręgosłup), RTG klatki piersiowej, pełną morfologię z rozmazem, elektrolity, trójglicerydy, enzymy trzustkowe, enzymy wątrobowe i bilirubinę, cholesterol, mocz itd. W związku z wynikami krwi byłam u dwóch hematologów (bo jakieś tam parametry minimalnie odstawały), ale nikt nie stwierdził, że to jakiś problem. Byłam też dwa razy u psychiatry, ale boję się wziąć leków – dostałam pregabalinę (okropna ulotka i zła prasa, moja koleżanka brała i odradza) oraz citalopram (rozważam, ale boję się skutków ubocznych).

Oczywiście, na badania wydałam kupę kasy i kosztowały mnie kupę stresu. Jestem kłębkiem nerwów i nie mam pieniędzy, a objawy jak były, tak jest.

Póki co wykluczyłam sobie: raka krwi, raczej raka kręgosłupa (MRI pokazało odcinek, w którym mnie boli, RTG klatki piersiowej nie wykazało zmian), raka płuc i guzy w piersi, raka trzustki i wątroby, raka odbytu, raka macicy i raka jajnika.

Teraz boję się panicznie raka jelit (grubego i cienkiego), bo czytałam, że celiakia zwiększa prawdopodobieństwo obu. I choroby wściekłych krów, bo jadłam wołowinę jakiś czas temu, a ona się podobno rozwija podstępnie i daje niespecyficzne objawy. Ale obecnie nie stać mnie na MRI jelita cienkiego (enterografię) ani na gastroskopię czy kolonoskopię (chciałabym w znieczuleniu, a najbliższe terminy ze znieczuleniem i na NFZ są za rok).

Mam dziwne objawy: ból brzucha i pleców po prawej stronie, promienujący do żeber. Ta okolica jest tkliwa, a mięśnie napięte. Boli mnie przy ruchu, nacisku, czasem wdechu. Ten ból trwa już od jakiegoś czasu. MRI brzucha nie pokazał zmian, nie ma nic w kościach, klatka piersiowa czysta. Panikuję, że to te jelita.

Na tym tle i przez stres dostałam objawów, które mnie totalnie przytłaczają:
- Ataków paniki (najgorzej przy ludziach, w miejscu publicznym, z którego nie można wyjść)
- Niechęci do wychodzenia z domu, z łóżka
- Drętwienia i mrowienia rąk, nóg, twarzy
- Dłonie i stopy są zimne
- Hiperwentylacji (prowadzącej do ataków paniki) i obsesyjnego myślenia o oddychaniu, wrażenia, że nie wiem, jak się oddycha
- Osłabienia czucia w dłoniach
- Dziwnych, gorących stóp
- Słabych łydek, ciężkich nóg i jak z waty
- Napiętych mięśni pleców, brzucha, barków, zwłaszcza po krzywej stronie kręgosłupa
- Smutku, apatii, niechęci do korzystania z życia, bo lęk przed chorobą i śmiercią przytłacza

Niby wiem, że wyżej wymienione objawy to nerwica, ale wywołuje ją dziwny ból pleców i brzucha, który póki co nie ma jasnej przyczyny wg badań. Psychiatra zasugerowała, że to od napięć, ale czemu tylko z jednej strony? Miałam już wszystkie objawy raka trzustki i wątroby, łącznie z zażółceniem białek oczu, ale badania na szczęście zaprzeczyły.

Teraz, pomimo bólu, mam jakby lęk przed lękiem. Niewykluczone, że ten lęk nasila ból, bo spinają się mięśnie.

Czuję, że sobie nie radzę i mam dość. Byłam młodą, aktywną osobą z apetytem na życie, a teraz czuję się jak staruszka na zwolnieniu lekarskim (już drugi miesiąc), która chodzi po lekarzach, nie ma nic ciekawego do powiedzenia. Wszystkiego się boi, wiecznie się trzęsie. Sama ze sobą nie mogę wytrzymać, a nie wiem, jak przerwać tę spiralę lęku.

Terapia póki co słabo pomaga, myślę nad lekami. Czy komuś pomógł Citaxin (psychiatra zasugerowała). To antydepresant, ja się boję skutków ubocznych i mieszania sobie w neuroprzekaźnikach (że sobie wkręcę chorobę psychiczną po wzięciu). I wiem, że leki nie są rozwiązaniem, dotychczas jakoś wychodziłam z epizodów nerwicy, ale trwało to baaardzo długo i zawsze atakuje na nowo, po jakimś czasie.
Qarolka
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 1
Rejestracja: 2 stycznia 2018, o 10:26

26 czerwca 2025, o 14:54

Ja też zmagam się.z nerwica od 15 roku życia, a mam 41. MASAKRA. Raz lepiej raz gorzej, panicznie boję się, że coś mi się stanie, boję się szpitali. Mam jechać na urlop nad nasze morze albo do Chorwacji. Boję się tej Chorwacji...a bardzo bym chciala jechac. W ciągu tyłu lat byłam kilka razy za granicą, nawet raz samolotem. Teraz bym nie wsiadła do samolotu. Były też lata, że nigdzie nie pojechałam na wakacje. Czuję ciągły lek, że nie dam rady, boję się kolejnego napadu paniki. Dzisiaj byłam nawet u kardiologa, wszystko ok, a ja dalej swoje.
_Helena
Nowy Użytkownik
Posty: 1
Rejestracja: 16 kwietnia 2023, o 21:59

21 lipca 2025, o 16:46

Hejka, nigdy nie pisałam na forum, chociaż co jakiś czas na przestrzeni lat czytywałam różne wątki tutaj. Ogólnie nie mam zdiagnozowanej nerwicy, jednak w wieku 14-18 lat chodziłam do psychiatry i leczyłam się farmakologicznie, obecnie od ponad 2 lat nie jestem pod opieką żadnego specjalisty. Moje lęki fo generalnie 3 tematy : wkręty że komuś zrobię krzywdę/jestem złym człowiekiem, wkręty i lęki egzystencjlane i hipochondria. Przechodziłam już różne historie, wmawiałam sobie raka, zatory, nie mogłam połykać jedzenia bo czułam że się krztuszę, wściekliznę, tężca, choroby prionowe. No cały repertuar. Jednak najgorsze jest to, że nigdy nie jestem w stanie się zmotywować i iść do lekarza, czy zrobić sobie badania, bo powoduje to u mnie taki lęk że mam kilka dni wyjęte z życia. Sama jako 13 latka miałam podejrzenie białaczki, ale na szczęście okazało się, że mam bardzo przedłużony i ciężki przebieg zwykłej mononukleozy. Wtedy też zaliczyłam pierwsze "załamanie nerwowe". Myślę, że może być to też wywołane tym, że moja mama z którą mieszkam jest chora na raka z przerzutami i strasznie się boję, że podzielę kiedyś jej los i to szybciej, z uwagi na mój niezdrowy tryb życia i odżywianie. Też cały czas martwię się jej wynikami i podzielam częściowo jej ogromny stres.

Ostatni raz miałam robioną morfologię gdy szłam na studia (październik poprzedniego roku) i trzy dni chodziłam jak zombie, przekonana że wyjdzie mi z głupiej morfologii wyrok śmierci. Oczywiście okazało się, że wszystko ok, były jakieś odstępstwa od normy ale drobne i wskazujące na przebyte przeziębienie. W marcu tego roku postanowiłam ogarnąć mój trądzik, dermatolog zleciła dodatkowe badania krwi, w tym hormonalne i już nie wyszło tak kolorowo. Miałam prolaktynę wystrzeloną w kosmos (2x górna granica). Jak to tylko zobaczyłam to najpierw wpadłam w przerażenie, a potem wyparłam to ze świadomości. Nie skonsultowałam wyników z żadnym lekarzem, nie dokończyłam badań, do dermatologa też nie wróciłam. Jeszcze kilka dni później umarł mi pies, więc w ogóle się pogrążyłam w rozpaczy.
Teraz z okazji wakacji i posiadania dodatkowego czasu wolnego, postanowiłam powtórzyć te badania raz a dobrze i wybrać się do endokrynologa jeśli prolaktyna się nie obniży. Te badania tzn, próby wątrobowe, morfologia, żelazo, hormony jak LH, FSH, TSH, testosteron, prolaktyna - ogólnie takie jak zaleciła dermatolog. Jeszcze mam do zrobienia krzywą cukrową, ale niestety nie mogłam dzisiaj wygospodarować 2h na siedzenie w przychodni.

Już wczoraj byłam kłębkiem nerwów, dzisiaj rano poszłam na pobranie i od tego czasu jestem na skraju jakiejś paniki. Czuję się jakby miała spaść na mnie jakaś asteroida. Strasznie się boję, że coś będzie nie tak, że spojrzę na stronę z wynikami a tam będzie wynik 10x norma, wynik śmierci i do piachu. Nie umiem oderwać od tego myśli. Próboję się jakoś rozkojarzyć od tego tematu, ale ciągle mój mózg ciągnie do niego mimowolnie spowrotem. Boję się nawet samego momentu sprawdzania wyników, zawsze gdy to robię mam taki wyrzut adrenaliny jakbym skakała ze spadochronem, ręcę mi drżą, serce mi podchodzi do gardła. Wiem, że nie ma to sensu, bo to moje martwienie się nic nie zmieni w wynikach, a uciekanie i ignorowanie ich jest jeszcze głupsze.

Jak sobie poradzić z takim oczekiwaniem? Racjonalnie wiem, że szanse na coś złego z tak podstawowych badań są nikłe, ale emocjonalnie czuję się jakbym już miała umierać. Nie jestem w stanie nawet normalnie gadać z ludźmi, bo wszyscy i wszystko mnie irytuje.
mako
Nowy Użytkownik
Posty: 18
Rejestracja: 20 maja 2025, o 10:56

21 lipca 2025, o 18:26

_Helena pisze:
21 lipca 2025, o 16:46
Hejka, nigdy nie pisałam na forum, chociaż co jakiś czas na przestrzeni lat czytywałam różne wątki tutaj. Ogólnie nie mam zdiagnozowanej nerwicy, jednak w wieku 14-18 lat chodziłam do psychiatry i leczyłam się farmakologicznie, obecnie od ponad 2 lat nie jestem pod opieką żadnego specjalisty. Moje lęki fo generalnie 3 tematy : wkręty że komuś zrobię krzywdę/jestem złym człowiekiem, wkręty i lęki egzystencjlane i hipochondria. Przechodziłam już różne historie, wmawiałam sobie raka, zatory, nie mogłam połykać jedzenia bo czułam że się krztuszę, wściekliznę, tężca, choroby prionowe. No cały repertuar. Jednak najgorsze jest to, że nigdy nie jestem w stanie się zmotywować i iść do lekarza, czy zrobić sobie badania, bo powoduje to u mnie taki lęk że mam kilka dni wyjęte z życia. Sama jako 13 latka miałam podejrzenie białaczki, ale na szczęście okazało się, że mam bardzo przedłużony i ciężki przebieg zwykłej mononukleozy. Wtedy też zaliczyłam pierwsze "załamanie nerwowe". Myślę, że może być to też wywołane tym, że moja mama z którą mieszkam jest chora na raka z przerzutami i strasznie się boję, że podzielę kiedyś jej los i to szybciej, z uwagi na mój niezdrowy tryb życia i odżywianie. Też cały czas martwię się jej wynikami i podzielam częściowo jej ogromny stres.

Ostatni raz miałam robioną morfologię gdy szłam na studia (październik poprzedniego roku) i trzy dni chodziłam jak zombie, przekonana że wyjdzie mi z głupiej morfologii wyrok śmierci. Oczywiście okazało się, że wszystko ok, były jakieś odstępstwa od normy ale drobne i wskazujące na przebyte przeziębienie. W marcu tego roku postanowiłam ogarnąć mój trądzik, dermatolog zleciła dodatkowe badania krwi, w tym hormonalne i już nie wyszło tak kolorowo. Miałam prolaktynę wystrzeloną w kosmos (2x górna granica). Jak to tylko zobaczyłam to najpierw wpadłam w przerażenie, a potem wyparłam to ze świadomości. Nie skonsultowałam wyników z żadnym lekarzem, nie dokończyłam badań, do dermatologa też nie wróciłam. Jeszcze kilka dni później umarł mi pies, więc w ogóle się pogrążyłam w rozpaczy.
Teraz z okazji wakacji i posiadania dodatkowego czasu wolnego, postanowiłam powtórzyć te badania raz a dobrze i wybrać się do endokrynologa jeśli prolaktyna się nie obniży. Te badania tzn, próby wątrobowe, morfologia, żelazo, hormony jak LH, FSH, TSH, testosteron, prolaktyna - ogólnie takie jak zaleciła dermatolog. Jeszcze mam do zrobienia krzywą cukrową, ale niestety nie mogłam dzisiaj wygospodarować 2h na siedzenie w przychodni.

Już wczoraj byłam kłębkiem nerwów, dzisiaj rano poszłam na pobranie i od tego czasu jestem na skraju jakiejś paniki. Czuję się jakby miała spaść na mnie jakaś asteroida. Strasznie się boję, że coś będzie nie tak, że spojrzę na stronę z wynikami a tam będzie wynik 10x norma, wynik śmierci i do piachu. Nie umiem oderwać od tego myśli. Próboję się jakoś rozkojarzyć od tego tematu, ale ciągle mój mózg ciągnie do niego mimowolnie spowrotem. Boję się nawet samego momentu sprawdzania wyników, zawsze gdy to robię mam taki wyrzut adrenaliny jakbym skakała ze spadochronem, ręcę mi drżą, serce mi podchodzi do gardła. Wiem, że nie ma to sensu, bo to moje martwienie się nic nie zmieni w wynikach, a uciekanie i ignorowanie ich jest jeszcze głupsze.

Jak sobie poradzić z takim oczekiwaniem? Racjonalnie wiem, że szanse na coś złego z tak podstawowych badań są nikłe, ale emocjonalnie czuję się jakbym już miała umierać. Nie jestem w stanie nawet normalnie gadać z ludźmi, bo wszyscy i wszystko mnie irytuje.
Nie powiem nic odkrywczego, co padło już na tym forum. Z mojej strony polecam terapię, jeśli lęki znacząco utrudniają Ci funkcjonowanie to dodatkowo wizyta u psychiatry.
Madleen234i8
Nowy Użytkownik
Posty: 1
Rejestracja: 25 lipca 2025, o 14:26

26 lipca 2025, o 08:30

Witam Was wszystkich bardzo serdecznie 🤗
Już jakiś czas "z boku" czytałam co tu sobie piszecie, aż dzisiaj postanowiłam napisać, bo sama jestem przerażona stanem swojego zdrowia. Mam 35 lat, jestem Mamą dwójki dzieci. Na hipochondrię cierpię od około 10 lat, z przerwami.
Dwa miesiące temu zdiagnozowano u mnie cystę na jajniku, lekarz kazał odczekać dwa miesiące, może zniknie samoistnie. Po dwóch miesiącach okazało się, że cysta dalej jest. Lekarka zdiagnozowała ją jako cyste dermoidalna, dała skierowanie do szpitala na zabieg laparoskopii. Powiedziała, że jest to zmiana na 99.99 % łagodna i mam sie niczym nie martwic, a ja jestem przerażona. 100% pewności będzie dopiero jak to usuną i bedą wyniki badania histopatologicznegi. Po wyjściu zaczęłam czytać wszystkie artykuły jakie znalazłam, przeczytałam wszystkie fora jakie istnieją. Wydzwanialam jak nienormalna po wszystkich szpitalach i błagałam o jak najszybszy termin (chociaż lekarka powiedziała, że to nie jest zmiana która musi być wycięta natychmiast, to zmiana którą zaleca wyciąć do końca roku)
Pojechałam na SOR, kłamałam, że mnie boli, myślałam, że mnie natychmiast zooperuja, niestety nie udało się.
Byłam u lekarza rodzinnego, błagałam o skierowanie na badania krwi w celu oznaczenia markerów nowotworowych, nawrzeszczała na mnie, że skoro ginekolog nie zleciła takich badań to oznacza, że nie są one konieczne, że mam wyjść bo przychodzę z takim czymś a jest 20 ludzi w kolejce.
Bola mnie nogi, jestem ciagle śpiącą i zmęczona, przelewa mi się w brzuchu, pobolewają mnie jajniki, moja miesiączka jest mniej intensywna niz zwykle. To wszystkie objawy raka jajnika.
Siostra mojej Babci (od strony Babci) zmarła na raka jajnika, lekarka uważa, że badania genetyczne powinna zrobić jej córka i wnuczka a i jedna osoba w rodzinie nie świadczy o tym, że mamy jakieś obciążenie genetyczne.
Nie mogę spać, nie mogę jeść, od poniedziałku cala się trzęsę. Palę papierosy bo już mi wszystko jedno. Mam wrażenie, że wszystko robie po raz ostatni. Że to moje ostatnie lato, że ostatnie słoneczniki w wazonie, ostatni raz oglądam występ mojego syna.
W głowie rysują mi się obrazy jak siedzę na onkologii, samotna, łysa, wychudzona. Jak gole włosy, które wypadaja garściami...
Pomóżcie mi proszę 😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭
ml3k00
Nowy Użytkownik
Posty: 13
Rejestracja: 3 czerwca 2025, o 13:06

26 lipca 2025, o 15:34

No mnie to już wszystko przerasta. Od maja jestem w zawieszeniu, wegetacji. A w zasadzie od marca... Zaczęło się osłabieniem, zajadami. Gdy już czułam się serio źle, poszłam za namową rodziny na morfologię. Już się żegnałam z życiem odbierając wyniki, a okzało się, że to "tylko" anemia. Mam jednak historię podobną jak jedna z Was – przechodziłam kiedyś ciężką mononukleozę i lekarze najpierw podejrzewali białaczkę lub chłoniaka, bliska mi osoba miała również kilka nowotworów, na ostatni zmarła.

Dostałam leki, ale oczywiście zaczęłam szukać przyczyn anemii zwłaszcza, że miałam różne objawy. W tym mam DO TERAZ przewlekły ból pleców po jednej stronie. Najpierw to był ból brzucha, potem żeber, potem brzucha i pleców, aktualnie pleców. Ciężko mi uwierzyć, że to psychiczne. Że mózg "koncentruje" napięcie akurat na jednej ze stron i boli. Codziennie, męcząco. Zwłaszcza, że miałam już kiedyś nerwicę i miałam zupełnie inne objawy.

Od maja byłam na badaniach: 2x pełna morfologia z rozmazem, amylaza, lipaza, enzymy wątrobowe, triglicerydy, tarczyca (lekko wyższe TSH, ale podobno to może być z ekstremalnego stresu, bo wydziela się kortyzol – a ja tak zestresowana nie byłam chyba nigdy), cukier, elektrolity, cholesterol, witamina B12, żelazo, ferrytyna, bilirubina, mocz itd. Miałam 3x robione USG jamy brzusznej, 2x rezonans (raz z kontrastem, raz bez), enterografię, USG macicy i jajników, cytologię, badanie u proktologa, gastroskopię, RTG klatki piersiowej, USG mięśni, konsultację u hematologa, fizjoterapeuty i ortopedy z kręgosłupem.

Oczywiście NIC WIELKIEGO nie wykryto. Zdiagnozowano u mnie chorobę autoimmunologiczną, która prawdopodobnie wywołała anemię. No ale ta choroba nie powoduje jakichś strasznych objawów, bólu. Ona po prostu jest.

A ja od 3 miesięcy nie dość, że żyję w bólu, to jeszcze wykonywanie badań, czekanie na wyniki mnie kompletnie wyczerpuje. Przerobiłam już (i przerabiam nadal) ataki paniki z dusznościami (hydroksyzyna nie pomaga) w tym jeden taki, że pogotowie przyjechało, obserwowanie ciała i objawów, ciągłe przekonanie, że umieram tu i teraz, derealizację, dysocjację, leżenie w łóżku i brak sił na nic. Ciągle wydaje mi się (albo nie?), że jestem za słaba, że rozwija się we mnie jakaś podstępna niezdiagnozowana choroba, że umieram lub za chwilę umrę, że nic mnie nie czeka, że nie mam siły na nic – nie pracuję, jestsm na zwolnieniu, ale nie mogę się na niczym skupić i tak. Jestem połowicznie obecna, a mój mózg ciągle skanuje ciało, myśli o badaniach.

Na badania wydałam już kupę kasy i nie wiem, jak się odkuję. A jednak ból jak był, tak jest. Na pewno nie jest wymyślony. Psychiatra zasugerowała leki i powiedziała, że ból jest realny, ale przyczyna może być czysto psychiczna. I kazała mi się zastanowić, czemu tak mam.

Chodzę na terapię, ale nie jestem teraz w stanie w niej uczestniczyć. Nie umiem rozmawiać o chorobach, cierpieniu, śmierci. Mój mózg wyłącza te tematy, dysocjuje. Albo jak słyszę o tym za dużo, to atak paniki gotowy. Wszędzie widzę na ulicach osoby chore, w sieci zbiórki na chore dzieci, w mieście rzucają mi się w oczy takie napisy, jak KLINIKA ONKOLOGII itd. Źle śpię. Przed odbiorem ostatnich wyników miałam kilka nocy pod rząd sny, że wyszły bardzo złe. Przerabiałam też już wybudzanie się w nocy ze zdrętwiałym językiem, zdrętwiałe dłonie we śnie itd.

Psychiatra zasugerowała SSRI lub SNRI, ale ja się boję skutków ubocznych i że nie będę sobą...

Wydaje mi się to też aż niemożliwe, żeby mózg tak był sobie w stanie wkręcić np. słabość, zawroty, duszność czy ból. I jak to w ogóle możliwe, żeby czytając o chorobie nagle mieć większość jej objawów... Ostatnio brałam po raz pierwszy jakiś lek i przeczytałam ulotkę, i dostałam kilka minut po połknięciu tabletki objawów wstrząsu anafilaktycznego. Duszności, słabości, ścisku gardła. Nie wiedziałam, czy to panika, czy serio reakcja alergiczna, a przecież ataki paniki znam od lat, nie jestem nowa...

Najgorszym problemem jest rozpoznanie, które objawy są groźne i prawdziwe, a które to stres i lęk. Gdybym to umiała, to poradziłabym sobie z nerwicą szybciej. :(
stepchmur
Nowy Użytkownik
Posty: 10
Rejestracja: 15 listopada 2023, o 19:00

26 lipca 2025, o 22:42

Cześć, ostatnio przeżywam niezły koszmar i jestem nowy na tym forum i chciałbym się zapytać czy mógłby mi ktoś pomóc, mój problem jest taki że parę miesięcy temu wyczułem kulkę pod brodą no i nie wiedziałem co to i to zlałem, wróciłem z wakacji i z ciekawości zacząłem szperać na google i znalazłem forum gdzie ktoś napisał że takie coś to może być węzeł chłonny, wygooglowalem co może oznaczać powiększony węzeł chłonny i zamarłem, dzień w dzień niewyobrażalny stres który zabrał mi przyjemność z czegokolwiek, częste sprawdzanie temperatury czy napewno nie ma gorączki i sprawdzanie czy mam nocne poty, co się okazało że mam ale jakoś dziwnie bo budziłem się o 1 i byłem tylko lekko spocony a nie tak że przebierać się musiałem, warto dodać że jest lato więc na zewnątrz jest ciepło, ale sedno sprawy jest takie że jak naczytałem się o świądzie skóry to nagle magicznie zaczęła mnie swędzieć skóra i tak jakby drażnić, powiedzcie mi czy jest to objaw hipochondrii i czy ona może takie objawy wywołać? Z góry dzięki i pozdrawiam
ma.jka
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 41
Rejestracja: 10 listopada 2023, o 22:24

27 lipca 2025, o 02:31

stepchmur pisze:
26 lipca 2025, o 22:42
Cześć, ostatnio przeżywam niezły koszmar i jestem nowy na tym forum i chciałbym się zapytać czy mógłby mi ktoś pomóc, mój problem jest taki że parę miesięcy temu wyczułem kulkę pod brodą no i nie wiedziałem co to i to zlałem, wróciłem z wakacji i z ciekawości zacząłem szperać na google i znalazłem forum gdzie ktoś napisał że takie coś to może być węzeł chłonny, wygooglowalem co może oznaczać powiększony węzeł chłonny i zamarłem, dzień w dzień niewyobrażalny stres który zabrał mi przyjemność z czegokolwiek, częste sprawdzanie temperatury czy napewno nie ma gorączki i sprawdzanie czy mam nocne poty, co się okazało że mam ale jakoś dziwnie bo budziłem się o 1 i byłem tylko lekko spocony a nie tak że przebierać się musiałem, warto dodać że jest lato więc na zewnątrz jest ciepło, ale sedno sprawy jest takie że jak naczytałem się o świądzie skóry to nagle magicznie zaczęła mnie swędzieć skóra i tak jakby drażnić, powiedzcie mi czy jest to objaw hipochondrii i czy ona może takie objawy wywołać? Z góry dzięki i pozdrawiam

hej, mam podobnie tylko ze ja wyczulam ta kulke juz z rok temu ale teraz jakos sie gorzej czulam miesnie mnie bolaly i sobie o tym przypomnialam i mam niezle jazdy. Czuje ja dokladnie po lewej stronie tak na koncu pod zuchwa z dwa palce od ucha. Twarde to jest, nie przesuwa sie i nie boli chyba ze zaczne za bardzo macac. Pytalam bliskich czy mają takie cos noi faktycznie niektorzy mowili ze tak ale jakos nie wiem nie moge uwierzyc wiec chyba czas isc do lekarza. Nie uroslo przez ten rok ani nic nie mam zadnych potow jak juz to mi goraco po prostu, goraczki tez nie mam wiec nie wiem, mam nadzieje ze to po prostu moja antonomia ze to jakas kosc lub jakis stary wezel chlonny. Trzymaj sie
ODPOWIEDZ