hetman999 pisze:No i tu mamy różnicę pomiędzy różnymi nurtami psychoterapii. Inną ścieżką wiedzie Cie terapia behawioralni-poznawcza a inną pschychodynamiczna.
Mówi się, że ta 1 jest bardziej pomocna w przypadku osób, które mają problemy z zaburzeniami lękowymi.
Analizowanie myśli ma chyba na celu rozwiązanie jakiegoś konfliktu, ale w 1 kolejności trzeba zdać sobie sprawę z tego, co to za problem i czego rzeczywiście dotyczy.
Niestety sam do końca nie wiem, jak to jest z tymi konfliktami, bo mojego jakoś rozwiązać nie umiem, choć robię w b. wiele w tym kierunku.
Dzisiaj na terapii moja terapeutka powiedziała, że suma sumarum trudno jest pogodzić te dwa nurty. Np. ja jej mówię o zaburzeniu, a ona pyta się o mnie (mój odbiór był taki jakoby zaburzenie było częścią mnie). Choć ja mam takie przeświadczenie raczej, że mogę wynieść coś i z takiego, i z takiego nurtu terapeutycznego.
Druga sprawa to kwestia emocji - ja nie potrafię pojąć, że w nurcie psychodynamicznym wszystko jest takie zero-jedynkowe (wbrew pozorom) - że nerwica pochodzi na 100% z jakichś wypartych emocji. I koniec kropka. I to mnie w tym nurcie w sumie najbardziej śmieszy

bo z jednej strony mam wrażenie, że cechuje go indywidualne podejście do pacjenta (tym się szczyci), a z drugiej strony nie jest w stanie przyjąć innych powodów wystąpienia nerwicy.
I trzecia sprawa to budowanie relacji z terapeutą - w psychodynamicznej to jest jak kamień węgielny. Terapeutka mi uświadomiła, że w tej terapii musi się wiele dziać, różnych emocji, lecznicze będzie jak między nami będą się te emocje pojawiać, czym więcej, tym lepiej. Kompletnie tego nie łykam do końca. Bo ona nie powoduje u mnie takich emocji, że miałabym np. ochotę nakrzyczeć na nią. A chodzę na terapię już od września 2015. Czasami się zastanawiam czy jakbym zaczęła udawać te emocje to jak to by zostało zanalizowane, odebrane. To jest zresztą właśnie to co napisał Victor kilka stron wcześniej "
budowania relacji terapeutycznej ; nic nie może się w tą relację wtrącać" - ja to dokładnie tak samo odczuwam. Korzystanie przeze mnie z tego forum, innych form leczenia to właśnie takie wtrącanie się w tą relację
Czwarta sprawa jest taka, że ja sama na sobie czuję stan zagrożenia i wyjście z niego, tak jak jest to opisywane na forum. Ostatnio wychodzę z tego stanu coraz częściej. Mam wrażenie, że to jest taki element, który sprawia, że moje zaufanie do obecnej terapii spada. ALE z kolei z drugiej strony podoba mi się takie emocjonalne podążanie za mną na obecnej terapii.
Mam jeszcze takie pytanie do osób, które chodzą lub chodziły na terapię poz-beh: jak jest u Was omawiana kwestia emocji? Ja mam odbiór od mojej terapeutki, że jak pójdę na poz-beh to to będzie składnik terapii dosyć pominięty. Tzn. też będzie odwołanie do emocji, ale bardziej ma to charakter techniczny. Możecie się podzielić wrażeniami? Jak wygląda samo wsparcie emocjonalne?