Strach o zdrowie.
Obawy w nerwicy bywają różniste, strasznie częstym jest strach o zdrowie fizyczne i psychiczne.
Zacznę od zdrowia fizycznego.
Mnie trochę psuł zabawę we wkręcanie sobie chorób pewien szczegół.
A mianowicie hipochondrykiem to ja byłem zanim pojawiły mi się te nasilone lęki i obawy o zdrowie.
To mi trochę utrudniało mimo wszystko sprawę, bo ja o swoje zdrowie bałem się od najmłodszych lat.
Wkręcałem sobie raki, guzy, choroby serca, płuc, stwardnienia rozsiane, boleriozy co się dało w sumie a jak już nic się nie dało to po prostu wkręcałem sobie jakąś chorobę ciężką

Tajemniczą nawet
Ale jednak podczas brania się uparcie za odburzanie mogę powiedzieć, że mnie w sumie też oświeciło
A mianowicie zdałem sobie sprawę, że przez ten cały czas szukałem USPOKAJANIA, utwierdzeń, nie tyle czy jestem chory (chociaż to też) ale po czasie padało pytanie: "czy nie zachoruję"

I to jest błąd, ja próbowałem wypierać rzeczywistość, logiczną rzeczywistość, jednocześnie wierząc lękowym myślą, które mówiły, że jestem chory albo zachoruję.
Trzeba było to także zakończyć.
I tu przyszła mi z pomocą ta moja nowa filozofia życia przyjęta na prędko ale po prostu logiczna.
DOŚĆ miałem kierowania się emocjami i myślami, bo te nie są wróżbitami, jednym słowem nastąpił koniec wróżenia z fusów.
A mianowicie życie jest naprawdę nieprzewidywalne i ja rzeczywiście mogę zachorować na coś, nie chciałem tego wypierać, chciałem być świadomym życia

Ale zachorować mogę i z nerwicą i bez nerwicy także, ale chciałem skończyć z zapewnianiem siebie, że nic mi się nie może NIGDY stać.
Wielu z was zapewne zna to uczucie a dokładnie pragnienie prześwietlenia się całego i utwierdzenia, że NIC nam nie jest

Wiecie na ile by to dało efekt, może na tydzień a potem by było
"ale przez ten tydzień mogło mi się coś zrobić"
Z tym trzeba skończyć, i to definitywnie, nie można tak obsesyjnie spawdzać zdrowia swojego, to niszczy wartość nadrzędną, którą jest przecież nasze właśnie życie.
Tak bardzo obawiamy się o zdrowie i życie, że psujemy je sobie (życie) sami.
Dlatego też powtórzyłem różne badania, zrobiłem je ostatni raz.
Oczywiście upartość hipochondryka jest ogromna i myśli wtedy, no ale przecież badać się trzeba!
Owszem. Choć nie trzeba a można.
Dlatego postanowiłem sobie twardo, że badania różne będę robił sobie raz na rok, to było moje początkowo postanowienie.
A z medycznego realnego faktu wynika, że ciężkie choroby nie powstają tak szybko, nie da się w ciągu roku nagle mieć popsutego dajmy na to serca, mózgu czy wątroby.
Dlatego te badania, które zrobiłem były moim pierwszym krokiem ofo uświadomienia sobie czemu warto żyć świadomie w końcu a nie unikami, utwierdzając się, że muszę być zawsze i wszędzie bezpieczny.
Nie chciałem już tego (utwierdzania się), bo to zabiera życie, ja już nie chciałem się na to godzić.
Ale przy zaburzeniach lękowych jest kłopot

A mianowicie są mega cholernie mocne i uciążliwe objawy

A objawów fizycznych miałem pełno, drętwienia, problemy z oddechem, sercem w sumie wypisałem to w temacie o objawach, nie będę tu ich teraz znowu wymieniał.
Czasem objawy pojawiały się i znikały a czasem trwały długi czas, były moim konikiem objawowym.
I to właśnie objawy mają niby świadczyć przecież o tej strasznej chorobie i tym strasznym niebezpieczeństwie jakie czeka
Cała rzecz w tym, że to jest parodia, bo gdyby to faktycznie straszna choroba odpowiadała za tyle różnych objawów w różnych częściach ciała to ta choroba by musiała być już tak rozwinięta i widoczna, że to każdy lekarz by nam ją rozpoznał i wyszłoby to na głupim badaniu krwi.
Dla przykładu ode mnie – serce.
Wiązały się z nim obawy o zawał, o wylew, zapaść.
Wpadłem w szał mierzemia co chwila ciśnienia, potrafiłem nawet chodzić ulicą i mierzyć puls kciukiem.
Serce mi potykało, stawało, łomotało, miewałem puls blisko 170, ciśnienie jeszcze wyżej.
Uczucie gorąca, czerwona twarz, bóle w sercu, klatce, mostku, wszystko wskazujące na stan zawałowy, stan chorego serca lub wylewu.
Wskazujące lękowo
I tu własnie potrzebna była logika i dlatego zrobiłem jeszcze te badania wtedy ostatni raz.
Badanie ekg i echo serca i kardiolog, który mówi, że jest okey znaczy, że jest okey.
Kropka.
Wcześniej mi to nie wystarczało, później też nie

ale nie chciałem już pozwolić na to aby to stan emocjonalny, myślami, objawami, obawamy i lękiem wpływał na mnie i moją logikę.
Aby psuł mi znowu moje świadome życie.
Więc przyszła pora na wykorzystanie wiedzy, faktów.
Dość uspokajania się, dość robienia ekg i echo serca, dość pytań o to czy to potknięcie to zawał, dość gadania o tym.
To jest spowodowane zaburzonym stanem emocjonalnym, akceptuję to. Tak mówilem.
Trudniej było trzymać się tego jak objawy się nasilały, serce waliło, twarz piekła, co chwilę coś mi potykało w tej klatce, kuło ale muszę przyznać, że od momentu mojego DOŚĆ, moją wręcz obsesją stało się robienie po złości obawom lękowym, ośmieszanie ich, dogadywanie im, odwracanie uwagi przy pełnej wiedzy i pamiętanie czemu to robię –
aby wpłynąć takimi zagrywkami na stan emocjonalny.
Przestałem mierzyć ciśnienie, zwalczałem odruch łapania się za szyję a np. obawy, że dostanę zawału kwitowałem prychnięciem, bo nie mogła ponownie iluzja stanu emocji wpływać na moje działania i zachowanie.
Dla mnie przestało się mieścić w głowie, że ja mogę tak dalej żyć, w paradoksie!
Nic mi nie jest a ja choruję!
Oczywiście same takie gadki i postanowienia to można spuścić w ubikacji xd
Ważny był ten wpływ. Jak potknęło serce, nie zatrzymywałem się w strachu, nie łapałem już za szyję ale mówiłem
"i znowu ty, znowu objaw, znowu obawa, że za sekundę serce mi stanie a ja padnę."
Odczekiwałem chwilę i mówiłem
"i co? Nie padłem."
Ale nie polegało to też na stałych gadkach z obawami, tak można się zakręcić, często dlatego coś robiłem a to grałem, a to rozmawiałem i przede wszystkim poszedłem do jakiejkolwiek pracy.
Jak mówiłem wcześniej samo zajmowanie myśli to sukces połowiczny ale jeśli w czasie nie zajmowania myśli, świadomie ryzykujemy na obawy, ośmieszamy je, robiąc to po to aby uspokoić stan emocjonalny to robimy już ogromny wkład pracy nad zaburzeniem lękowym.