Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Masz wątpliwości dotyczace objawów? Omawiamy je, opisujemy

Forum poświęcone: nerwicy lękowej, atakom paniki, agorafobii, hipochondrii (wkręcaniu sobie chorób), strach przed "czymś tam" i ogólnie stanom lękowym np. lęk wolnopłynący.
Możesz dopisać się do istniejącego już tematu lub po prostu stworzyć nowy.
Tutaj umieszczamy swoje objawy, historie, przeżycia. Dzielimy się doświadczeniami i jednocześnie znajdując ulgę dajemy innym pocieszenie oraz swego rodzaju ulgę, że nie są sami.
Urzula123
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 104
Rejestracja: 17 czerwca 2019, o 20:46

7 lipca 2019, o 20:50

ewagos pisze:
7 lipca 2019, o 19:04
Urzula mnie osobiście leki nie pomagały zbytnio.Za bardzo się chyba ich bałam albo co .Też zaczęłam od asertinu ,lecz ja po 1/4 tbl .czułam się fatalnie i więcej nie wziełam(oczywiście teraz wiem ,że to wszystko było ze strachu)Potem dostałam od rodzinnego coaxil i sympramol i te trochę mnie wyciszyły i czułam się wreście w miarę normalnie .Naprawdę pomogła mi dopiero terapia. Lecz jeśli widzisz wyrażną różnicę w swoim samopoczuciu to znaczy ,że były Ci potrzebne.Czasami takie zaburzenia lękowo depresyjne spowodowane są podobno też zachwianiem równowagi chemicznej w mózgu. Znawcą tematu jednak nie jestem, najważniejsze to czujesz się dobrze to będzie coraz lepiej.Pozdrawiam :)

Rozmawiałam z moja psychiatra i ona odradziła mi chodzenie na terapie że względu na mój wiek oraz to, że znam się dość dobrze na nerwicach i nie tylko, lekarka stwierdziła że słuchając mnie ja sama mogłabym dobrym terapeuta, ona uważa że terapia jest dobra, ale dla osób młodych, które mają czas na wprowadzanie zmian i ich utrwalanie, starych drzew się natomiast nie przesądza. Zgadzam się z psychiatra, bo rzeczywiście w niczym mi to nie pomagało, terapeuta mówił do mnie to, o czy doskonale wiedziałam i jeszcze jego pomogłam pouczyć. Moja psychiatra uważa że należy zająć się chemia mojego mózgu i dlatego ustawia mnie na leki.Ona wszystko dokładnie mi wyjaśniła ,że tak mi się zmieni sposób myślenia i patrzenia na świat, że strach odejdzie. Codziennie czuje się coraz lepiej i częściej się uśmiecham, mam mnóstwo energii bo tu chciałabym pójść i tam coś zrobić. Dobrze że ten asertin okazał się lekiem dla mnie.
ewagos
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 373
Rejestracja: 12 kwietnia 2016, o 19:24

8 lipca 2019, o 06:11

Na terapię można chodzić w każdym wieku.Ja też mam już 47 lat.Faktem jest ,że niektórzy psychiatrzy są sceptycznie nastawieni do takiej formy leczenia wolą tabletki.Niektórzy jednak sami odrazu kierują przy nerwicy na terapię.Osobiście uważam ,że słuchając tych wszystkich nagrań chłopaków też można uzyskać podobny efekt jak na terapii ,bo najważniejsze to poznać mechanizmy nerwicy i przestać się jej bać.Może ty Urzula trafiłaś na niedoświadczonego terapeutę i stąd takie poczucie,że nic to nie da.Cieszę się ,że czujesz się dobrze ,bo przecież o to chodzi.Trzymaj się
Urzula123
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 104
Rejestracja: 17 czerwca 2019, o 20:46

8 lipca 2019, o 16:45

ewagos pisze:
8 lipca 2019, o 06:11
Na terapię można chodzić w każdym wieku.Ja też mam już 47 lat.Faktem jest ,że niektórzy psychiatrzy są sceptycznie nastawieni do takiej formy leczenia wolą tabletki.Niektórzy jednak sami odrazu kierują przy nerwicy na terapię.Osobiście uważam ,że słuchając tych wszystkich nagrań chłopaków też można uzyskać podobny efekt jak na terapii ,bo najważniejsze to poznać mechanizmy nerwicy i przestać się jej bać.Może ty Urzula trafiłaś na niedoświadczonego terapeutę i stąd takie poczucie,że nic to nie da.Cieszę się ,że czujesz się dobrze ,bo przecież o to chodzi.Trzymaj się
Czy to możliwe, żeby po trzech tygodniach brania asertinu mieć pierwszy dzień nie najlepszego samopoczucia? Bo ja tak dzisiaj mam.
ewagos
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 373
Rejestracja: 12 kwietnia 2016, o 19:24

8 lipca 2019, o 17:51

Urzula jeśli mogę dać Ci radę to niewsłuchuj się w swoje samopoczucie.Wszystko jest możliwe,ludzie bez nerwicy też mają dni z gorszym samopoczuciem.Bierz lek ,zajmuj się życiem i będzie ok.
Awatar użytkownika
Celine Marie
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 1983
Rejestracja: 21 października 2017, o 14:22

8 lipca 2019, o 19:59

Solkan36 pisze:
7 lipca 2019, o 09:04
toczka pisze:
5 lipca 2019, o 22:07
Czy przy nerwicy też moze być że zmiana pozycji wywołuje szybsza reakcje ortostatyczna? W sensie zmiany pozycji powodują że kręci się w głowie i jakby szło większe ciśnienie do głowy. Niby to normalne ale mam wrażenie że teraz jest to bardzo nasilone
Jeżeli chodzi o dziwne uczucie cisnienia to zdecydowanie tak, jest to objaw nerwicy.
Jezeli chodzi o zawroty glowy to również może być to objaw nerwicy. Ja przez oststnie dwa miesiące nie moglem ruszyc głową bo odrazu kręcilo mi się w głowie, podobno po raz kolejny wysypaly mi się otility które podrażniały błednik. Problem w tym że najczęściej otolity wysypuja sie przy urazie glowy ktorego nie mialem, ani zapalenia ucha. Znalazłem artykuł jakiegoś znanego laryngologa ktory stwierdza ze otolity również wtlatuja w nerwicy. Cale szczęście że po dwóch miesiącach wróciło wszystko do równowagi bo tak się nie dało funkcjonować.
Same Ci weszły na miejsce? Czy robiłeś jakieś ćwiczenia czy cuś?
natalia93 pisze:
7 lipca 2019, o 11:17
Hej, a czy ktoś z was miał kiedyś ból pleców w okolicy ledzwiowej? Ja mam wrażenie że jak zbliża mi się kryzys, nawrót nerwicy, to strasznie bolą mnie plecy w dolnej części, ból jest bardzo podobny do tego gdy mam okres,bo wtedy plecy bolą mnie tak samo i w tym samym miejscu. Ostatnio miałam tak że bolały cały miesiąc..
Ja mam bóle pleców,strasznyyyy czasami od dwóch lat jakoś ,podejrzewali fibromialgię ale w końcu do końca nie zostałam zdiagnozowana,tak czy siak te bóle zaczęły się przy najgorszej nerwicy/depresji a przy depresji wszędzie piszą o bólach lędzwiowych,więc podejrzewam,że przy nerwicy tak samo jest to możliwe.
"Już nie pamiętam prawie
Jak w dobrym wstać humorze
I coraz częściej kłamię
I sypiam coraz gorzej
Łatwiej mi
Nic nie mam, więc nie tracę nic

Strach to sieć pajęcza
Im bardziej uciec chcę
Tym mocniej trzyma mnie za karę"
Awatar użytkownika
Anushka
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 90
Rejestracja: 27 marca 2019, o 07:09

8 lipca 2019, o 20:47

Nie wiem, czy to objaw dd, ale ... mam tak, że robię coś aktywnie, np. spotykam się z przyjaciółmi, spacerujemy w parku, idziemy do restauracji itp., po czym wracam do domu i mam wrażenie, że nie pamiętam tego, że to się nie wydarzyło, że cały czas byłam w domu. Oczywiście nie tracę świadomości i wiem z kim byłam i co robiliśmy, ale to uczucie, jakbym non stop była w domu, a tamto się nie wydarzyło, jest co najmniej dziwne. Nie miałam tego wcześniej. Obserwujecie to u siebie?
"Dziś jest jutrem, o które martwiłeś się wczoraj" [Gandhi]

"Nie bój się, bo wielkie oczy ma ten strach,
to tylko złudzenie, więc
uwierz w siebie tak pokonasz lęk
to, co chcesz tu i teraz dzieje się
śmiało płyń pod prąd
na nieodkryty ląd" [Nieodkryty ląd, M. Podulka]
Urzula123
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 104
Rejestracja: 17 czerwca 2019, o 20:46

8 lipca 2019, o 21:02

ewagos pisze:
8 lipca 2019, o 17:51
Urzula jeśli mogę dać Ci radę to niewsłuchuj się w swoje samopoczucie.Wszystko jest możliwe,ludzie bez nerwicy też mają dni z gorszym samopoczuciem.Bierz lek ,zajmuj się życiem i będzie ok.
Dziękuję. Oczywiście że możesz mi radzić, sama zginelabym marnie przy swoim panikarskim charakterze. Myślę, że powodem mojego gorszego samopoczucia był konflikt z córką, z którą napredwr bardzo ciężko jest mi się dogadać. Nie potrafię z nią rozmawiać, kiedyś to była ciepła, wrazliwa dziewczyna, ciepła i empatyczna i czuła, jednak odkąd wyszła za mąż za faceta z niższej półki strasznie schamiala, nie poznaję jej, porusza się z gracją słonia w składzie porcelany. Zajmuje się wnuczką, od rana gotowałam zupkę dla małej, obiadek z wątróbki z ziemniaczkami, usma ylam naleśniki, zrobiłam zakupy za własne pieniądze i z tych produktów ugotowałam dziecku jedzenie na dwa dni, poprasowalam wszystkie rzeczy, cały dzień zajmowałam się wnuczką, dawałam jej jeść, tulilan ja, wzbogacalam jej słownictwo bo jestem nauczycielka, poszłyśmy na spacer, a córka wraca do domu i znowu widzę jej wykrzywiona z wściekłości buzię i pada pytanie mama dlaczego tu jest tak brudno, czyli wniosek z tego, że jestem u córki darmowa niańka, pedagogiem dla dziecka, kucharka, praczka, prasowaczka i jeszcze okazuje się, że dom powinien był na błysk gdy córka wielce zmęczona wraca z pracy u i dostałam opierdol za burdel w domu. To mną szarpnęło i od razu zapiekły mnie uszy, policzki, byłam niespokojna itd. Moja córka ma problemy z agresją, ale nic ze sobą nie robi, ja chcąc się stać znosnia dla otoczenia wzięłam się za siebie i najpierw zaczęłam od terapii, a na koniec do psychiatry i od ponad trzy tygodnie leczę się asertinem. Boli mnie, że córka moja pomoc traktuje jako rzecz jej całkowicie należną i nawet do głowy jej nie przyjdzie, że to powinno działać troszkę inaczej. Zostawię ich to zgina marnie bo oboje mają dwie lewe ręce do roboty, za to madrza się jakby wszystkie rozumu pozjafali i szkoda mi mojej wnuczki którą bardzo kocham. Myślę że gdybym nie miała problemów z córką to i nerwicy bym nie miała.
Monia88
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 160
Rejestracja: 14 stycznia 2019, o 20:52

8 lipca 2019, o 23:15

Witajcie niewiem jak zrozumieć żeby wkoncu do mnie dotarło że mam nerwice nie umie tego zaakceptować że aż tak może macic w życiu żebym codziennie źle się czuła najgorzej odczuwam ten szum w uchu głucha ciągnięcia żył sciski w głowie i ten niski puls cały czas mówię że mam coś w głowie jakieś zapalenie czy coś bo nie możliwe jest żeby tak cały czas mąż już ma dosyć tego tłumaczenia a ja jemu że to nie jest nerwica że jestem chora że udowodni że mam coś i mówił że może jeździć że mną po lekarzach ale mówię do niego po co jak i tak twierdzisz że to od nerwicy więc niechce żadnych badań czy ktoś może mi napisać co robić? Jestem coraz słabsza a żebym miała jakieś problemy to nie mówie a nie mam ma wspaniałego męża który mnie wspiera i kochające male dzieci dom no wszystko co chce a nie potrafię tego docenić tylko o sobie cały czas wkurza już mnie to
wayne rooney
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 7
Rejestracja: 8 lipca 2019, o 15:55

8 lipca 2019, o 23:22

Cześć,
to mój pierwszy post na forum. Witam wszystkich serdecznie. Ogólnie rzecz biorąc nie będę opisywał całej mojej historii bo nie mam już takiej potrzeby i mam się całkiem nieźle. Napiszę tylko, tak ogólnie, że od wieku ok.14 lat zacząłem leczyć się psychiatrycznie bo nie radziłem sobie z lękami głównie odnośnie zdrowia, wyszukiwałem zagrożenia w najprostszych życiowych sytuacjach itd. Potem to wszystko mocno ewoluowało w niezliczoną ilość różnych lęków. Leczyłem się lekami ze wsparciem psychiatry, raz było lepiej raz gorzej, wzbraniałem się przed pójściem do psychologa bo byłem na jednej wizycie i uznałem że to nie ma sensu. W końcu uległem namowom Mamy i w wieku 22 czy 23 lat (dokładnej daty nie pamiętam, jakoś na przełomie) poszedłem na terapię do pani psycholog, która trwała ok 1,5 roku. Wtedy tak naprawdę ruszyło w dobrą stronę, choć na początku nie rozumiałem wielu rzeczy ale z czasem terapię ukończyłem na własną rękę zacząłem swoją drogę uświadamiania sobie mechanizmów umysłu i zaburzeń poprzez lekturę książek z klimatów wschodnich traktujących tematykę głównie życia tu i teraz, przezwyciężania leków i somatyzacji (cierpiałem na różne somatyczne bóle). Dużo mi to dało ale jednocześnie zajęło sporo czasu by poznać siebie i wykorzystać to skutecznie w praktyce. I tak to sobie trwa. Leki brałem przez większość czasu miałem kilka przerw z własnej woli ale teraz biorę małe dawki "na podtrzymanie" i wciąż dokształcam się w kwestii właśnie mechanizmów psychiki, czytam sporo książek od pewnego czasu oglądam filmiki na Youtube z kanału Zaburzeni.pl i jest to kapitalna robota. Gratuluje chłopakom, szczególnie temu z czarną brodą ( to chyba Hewad, tak?) jesteś super gościem i dziękuję ci bardzo. Ogólnie stan mojego zdrowia psychicznego oceniam jako dobry choć nie ukrywam, że męczą mnie natrętne myśli ( miałem stwierdzoną nerwicę natręctw i zaburzenia obsesyjno kompulsywne, które głównie były spowodowane sytuacjami z dzieciństwa i wychowaniem w lęku) i różne "stare" lęki ale jakoś sobie z nimi radzę i mimo kryzysów wychodze na prostą. Jednak mam parę lęków i myśli, które częściej niż pozostałe mnie męczą i ciężko mi je sobie wytłumaczyć. I tutaj proszę o pomoc, może jak ktoś przeczyta to z dystansem i mnie zrozumie to powie coś co pomoże mi sobie z tym lepiej poradzić.

Mianowicie często kiedy jest ok pojawia się konflikt, który nie daje mi spokoju, że nerwica i te wszystkie lęki, bóle somatyczne, złe myśli itd. to moja wina. Że mogłem wcześniej iść na terapię, wcześniej zareagować, bo teraz mam 27 lat i czuje się dużo lepiej i pojawia się taki właśnie lęk i poczucie winy, że jak z tego wyszedłem i mam teraz świadomość to że mogłem zrobić to wcześniej i tak się nie męczyć.Że teraz jestem już "stary" i że upływający czas mogłem spędzić w większym spokoju. To potęguje żal. Jednocześnie patrząc z perspektywy czasu nigdy nerwica nie sprawiła że coś zawaliłem, że zamknąłem się w domu, ludzie w okół mnie w życiu by nie przypuszczali, że cokolwiek jest nie tak i w sumie patrząc realnie to to moje "prawdziwe ja" jest ze mnie dumne , że daje radę, że nigdy się nie poddałem i że większość tych lęków przezwyciężyłem ale ten wewnętrzny krytyk nie daje mi spokoju że "mogłem wcześniej", że " te lata poprzednie mogłby być lepsze itd." Co więcej kiedy nie mam lęków to uważam, że paradoksalnie ta droga bardzo mnie rozwinęła i gdybym nie miał nerwicy i nie przeszedł tego wszystkiego to nie byłbym tym kim jestem teraz. Jednocześnie tak jak mówię, często wraca ta myśl i wtedy mam wątpliwość, czy mogłem zrobić coś więcej, inaczej? Ogólnie takie rozpatrywanie przeszłości na zasadzie żalu do siebie że mogłem coś zrobić inaczej i wtedy byłoby lepiej to mój "koronny" lęk, który sprawia że mam wtedy poczucie beznadziei i poczucie własnej wartości mocno spada. Dodatkowo przeważnie jak czuje się dobrze i pomyślę o tym, że czuje się dobrze to zaraz pojawia się lęk, że te lęki czy somatyzacje wrócą i wtedy paradoksalnie mam największe dołki jak pojawia się lęk powrotu do starych nawyków. Wtedy wręcz czasem pojawia się "samospełniająca się" przepowiednia i niektóre somatyzacje czy złe samopoczucie wraca na kilka dni. Potem przeważnie sobie z tym radzę i doprowadzam do poprzedniego stanu. Czy jest możliwe, że to kiedykolwiek całkowicie ustąpi, czy po prostu trzeba nauczyć się z tym żyć "całkowicie" nie licząc na to że takie nawroty będą się zdarzać? Może ktoś się ustosunkować do moich wątpliwości? Szczególnie te powyżej, gdybyście mieli jakieś dobre słowo, czy poradę, coś co pomoże mi zbagatelizować te powyższe kwestie to byłbym bardzo wdzięczny.Zapewne to kolejna sztuczka mojego umysłu, tylko po co to robi? Jaki jest tego cel? Wpędzenie znowu w lęk? Po co to jest? CZy zaburzenia są naszą winą czy są z zewnątrz i są "niezalezne od nas?". Oglądałem sporo filmików, ale nic nie podpasowało konkretnie do tego typu wątpliwości. Z góry dzięki za odpowiedzi. Postaram się w przyszłości pomagać użytkownikom jak będę mógł.
Pozdrawiam
życie
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 596
Rejestracja: 18 października 2017, o 09:26

8 lipca 2019, o 23:55

wayne rooney pisze:
8 lipca 2019, o 23:22
Cześć,
to mój pierwszy post na forum. Witam wszystkich serdecznie. Ogólnie rzecz biorąc nie będę opisywał całej mojej historii bo nie mam już takiej potrzeby i mam się całkiem nieźle. Napiszę tylko, tak ogólnie, że od wieku ok.14 lat zacząłem leczyć się psychiatrycznie bo nie radziłem sobie z lękami głównie odnośnie zdrowia, wyszukiwałem zagrożenia w najprostszych życiowych sytuacjach itd. Potem to wszystko mocno ewoluowało w niezliczoną ilość różnych lęków. Leczyłem się lekami ze wsparciem psychiatry, raz było lepiej raz gorzej, wzbraniałem się przed pójściem do psychologa bo byłem na jednej wizycie i uznałem że to nie ma sensu. W końcu uległem namowom Mamy i w wieku 22 czy 23 lat (dokładnej daty nie pamiętam, jakoś na przełomie) poszedłem na terapię do pani psycholog, która trwała ok 1,5 roku. Wtedy tak naprawdę ruszyło w dobrą stronę, choć na początku nie rozumiałem wielu rzeczy ale z czasem terapię ukończyłem na własną rękę zacząłem swoją drogę uświadamiania sobie mechanizmów umysłu i zaburzeń poprzez lekturę książek z klimatów wschodnich traktujących tematykę głównie życia tu i teraz, przezwyciężania leków i somatyzacji (cierpiałem na różne somatyczne bóle). Dużo mi to dało ale jednocześnie zajęło sporo czasu by poznać siebie i wykorzystać to skutecznie w praktyce. I tak to sobie trwa. Leki brałem przez większość czasu miałem kilka przerw z własnej woli ale teraz biorę małe dawki "na podtrzymanie" i wciąż dokształcam się w kwestii właśnie mechanizmów psychiki, czytam sporo książek od pewnego czasu oglądam filmiki na Youtube z kanału Zaburzeni.pl i jest to kapitalna robota. Gratuluje chłopakom, szczególnie temu z czarną brodą ( to chyba Hewad, tak?) jesteś super gościem i dziękuję ci bardzo. Ogólnie stan mojego zdrowia psychicznego oceniam jako dobry choć nie ukrywam, że męczą mnie natrętne myśli ( miałem stwierdzoną nerwicę natręctw i zaburzenia obsesyjno kompulsywne, które głównie były spowodowane sytuacjami z dzieciństwa i wychowaniem w lęku) i różne "stare" lęki ale jakoś sobie z nimi radzę i mimo kryzysów wychodze na prostą. Jednak mam parę lęków i myśli, które częściej niż pozostałe mnie męczą i ciężko mi je sobie wytłumaczyć. I tutaj proszę o pomoc, może jak ktoś przeczyta to z dystansem i mnie zrozumie to powie coś co pomoże mi sobie z tym lepiej poradzić.

Mianowicie często kiedy jest ok pojawia się konflikt, który nie daje mi spokoju, że nerwica i te wszystkie lęki, bóle somatyczne, złe myśli itd. to moja wina. Że mogłem wcześniej iść na terapię, wcześniej zareagować, bo teraz mam 27 lat i czuje się dużo lepiej i pojawia się taki właśnie lęk i poczucie winy, że jak z tego wyszedłem i mam teraz świadomość to że mogłem zrobić to wcześniej i tak się nie męczyć.Że teraz jestem już "stary" i że upływający czas mogłem spędzić w większym spokoju. To potęguje żal. Jednocześnie patrząc z perspektywy czasu nigdy nerwica nie sprawiła że coś zawaliłem, że zamknąłem się w domu, ludzie w okół mnie w życiu by nie przypuszczali, że cokolwiek jest nie tak i w sumie patrząc realnie to to moje "prawdziwe ja" jest ze mnie dumne , że daje radę, że nigdy się nie poddałem i że większość tych lęków przezwyciężyłem ale ten wewnętrzny krytyk nie daje mi spokoju że "mogłem wcześniej", że " te lata poprzednie mogłby być lepsze itd." Co więcej kiedy nie mam lęków to uważam, że paradoksalnie ta droga bardzo mnie rozwinęła i gdybym nie miał nerwicy i nie przeszedł tego wszystkiego to nie byłbym tym kim jestem teraz. Jednocześnie tak jak mówię, często wraca ta myśl i wtedy mam wątpliwość, czy mogłem zrobić coś więcej, inaczej? Ogólnie takie rozpatrywanie przeszłości na zasadzie żalu do siebie że mogłem coś zrobić inaczej i wtedy byłoby lepiej to mój "koronny" lęk, który sprawia że mam wtedy poczucie beznadziei i poczucie własnej wartości mocno spada. Dodatkowo przeważnie jak czuje się dobrze i pomyślę o tym, że czuje się dobrze to zaraz pojawia się lęk, że te lęki czy somatyzacje wrócą i wtedy paradoksalnie mam największe dołki jak pojawia się lęk powrotu do starych nawyków. Wtedy wręcz czasem pojawia się "samospełniająca się" przepowiednia i niektóre somatyzacje czy złe samopoczucie wraca na kilka dni. Potem przeważnie sobie z tym radzę i doprowadzam do poprzedniego stanu. Czy jest możliwe, że to kiedykolwiek całkowicie ustąpi, czy po prostu trzeba nauczyć się z tym żyć "całkowicie" nie licząc na to że takie nawroty będą się zdarzać? Może ktoś się ustosunkować do moich wątpliwości? Szczególnie te powyżej, gdybyście mieli jakieś dobre słowo, czy poradę, coś co pomoże mi zbagatelizować te powyższe kwestie to byłbym bardzo wdzięczny.Zapewne to kolejna sztuczka mojego umysłu, tylko po co to robi? Jaki jest tego cel? Wpędzenie znowu w lęk? Po co to jest? CZy zaburzenia są naszą winą czy są z zewnątrz i są "niezalezne od nas?". Oglądałem sporo filmików, ale nic nie podpasowało konkretnie do tego typu wątpliwości. Z góry dzięki za odpowiedzi. Postaram się w przyszłości pomagać użytkownikom jak będę mógł.
Pozdrawiam
Cześć, super ten twój wpis. Widać, że dużą robotę zrobiłeś. Mimo, że w młodym wieku dopadło ciebie zaburzenie i wychowywany byłeś w lęku to i tak znalazłeś drogę, aby zacząć wychodzić z tego. To, że wcześniej nie szukałeś pomocy i nie chciałeś iść do psychologa to nie była twoja wina. Myślę, że byłeś dzieckiem i pewnie głupio ci było rozmawiać z kimś obcym. Psychiatra dał ci leki, rodzice myśleli, że te leki pomogą i dalej cię straszyli, a ty im ufałeś. Nie masz co być zły na siebie, bo to nie ma sensu. Dziecku ciężko radzić sobie z emocjami i to dorośli pokazali ci złą drogę, a ty im ufałeś. Na szczęście jako już osoba dorosła znalazłeś drogę i idziesz nią mimo trudności. Jak dla mnie to wielkie brawa dla Ciebie, bo czytają twój wpis widać, że jesteś na bardzo dobrej drodze.
Życzę ci powodzenia i uwierz, że zrobiłeś naprawdę kawał dobrej roboty i możesz być tylko z siebie dumny, więc zadzieraj nosa i już nie dawaj się nerwicowym wkrętką, bo to tylko pozostałości zaburzenia. Myślę, że pozostało u ciebie tylko echo zaburzenia.
Wczoraj byłem bystry
i chciałem zmieniać świat.
Dziś jestem mądry,
więc zmieniam siebie.
Rumi
ewagos
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 373
Rejestracja: 12 kwietnia 2016, o 19:24

9 lipca 2019, o 05:56

"Dziękuję. Oczywiście że możesz mi radzić, sama zginelabym marnie przy swoim panikarskim charakterze. Myślę, że powodem mojego gorszego samopoczucia był konflikt z córką, z którą napredwr bardzo ciężko jest mi się dogadać. Nie potrafię z nią rozmawiać, kiedyś to była ciepła, wrazliwa dziewczyna, ciepła i empatyczna i czuła, jednak odkąd wyszła za mąż za faceta z niższej półki strasznie schamiala, nie poznaję jej, porusza się z gracją słonia w składzie porcelany. Zajmuje się wnuczką, od rana gotowałam zupkę dla małej, obiadek z wątróbki z ziemniaczkami, usma ylam naleśniki, zrobiłam zakupy za własne pieniądze i z tych produktów ugotowałam dziecku jedzenie na dwa dni, poprasowalam wszystkie rzeczy, cały dzień zajmowałam się wnuczką, dawałam jej jeść, tulilan ja, wzbogacalam jej słownictwo bo jestem nauczycielka, poszłyśmy na spacer, a córka wraca do domu i znowu widzę jej wykrzywiona z wściekłości buzię i pada pytanie mama dlaczego tu jest tak brudno, czyli wniosek z tego, że jestem u córki darmowa niańka, pedagogiem dla dziecka, kucharka, praczka, prasowaczka i jeszcze okazuje się, że dom powinien był na błysk gdy córka wielce zmęczona wraca z pracy u i dostałam opierdol za burdel w domu. To mną szarpnęło i od razu zapiekły mnie uszy, policzki, byłam niespokojna itd. Moja córka ma problemy z agresją, ale nic ze sobą nie robi, ja chcąc się stać znosnia dla otoczenia wzięłam się za siebie i najpierw zaczęłam od terapii, a na koniec do psychiatry i od ponad trzy tygodnie leczę się asertinem. Boli mnie, że córka moja pomoc traktuje jako rzecz jej całkowicie należną i nawet do głowy jej nie przyjdzie, że to powinno działać troszkę inaczej. Zostawię ich to zgina marnie bo oboje mają dwie lewe ręce do roboty, za to madrza się jakby wszystkie rozumu pozjafali i szkoda mi mojej wnuczki którą bardzo kocham. Myślę że gdybym nie miała problemów z córką to i nerwicy bym nie miała.''
Urzula cóż poradzić ,że życie nieukłada się tak jakbyśmy chcieli.Każdy prawie ma jakieś problemy.Ty masz z córką ,ja np z mężem.Pracuje za granicą ,dobrze zarabia.Mamy tylko jednego syna który też ma już dobrą pracę .Teoretycznie nie mamy narazie żadnych problemów,powinniśmy być szczęśliwi cieszyć się sobą i życiem.Wcale jednak tak nie jest.Jakoś nie pasujemy do siebie , nie umiemy ze sobą rozmawiać .On jest przeważnie niezadowolony i nieprzyjemny ,często też pije .Ciężko mi ,bo nie wiem jak to zmienić.Tylko oddalamy się od siebie .Zauważyłam ,że wolę jak go nie ma.Wiem jednak ,że moje samopoczucie to nie od nerwicy ,poprostu każdy na moim miejscu w takiej sytuacji miał by gorsze samopoczucie:(
Urzula123
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 104
Rejestracja: 17 czerwca 2019, o 20:46

9 lipca 2019, o 07:06

wayne rooney pisze:
8 lipca 2019, o 23:22
Cześć,
to mój pierwszy post na forum. Witam wszystkich serdecznie. Ogólnie rzecz biorąc nie będę opisywał całej mojej historii bo nie mam już takiej potrzeby i mam się całkiem nieźle. Napiszę tylko, tak ogólnie, że od wieku ok.14 lat zacząłem leczyć się psychiatrycznie bo nie radziłem sobie z lękami głównie odnośnie zdrowia, wyszukiwałem zagrożenia w najprostszych życiowych sytuacjach itd. Potem to wszystko mocno ewoluowało w niezliczoną ilość różnych lęków. Leczyłem się lekami ze wsparciem psychiatry, raz było lepiej raz gorzej, wzbraniałem się przed pójściem do psychologa bo byłem na jednej wizycie i uznałem że to nie ma sensu. W końcu uległem namowom Mamy i w wieku 22 czy 23 lat (dokładnej daty nie pamiętam, jakoś na przełomie) poszedłem na terapię do pani psycholog, która trwała ok 1,5 roku. Wtedy tak naprawdę ruszyło w dobrą stronę, choć na początku nie rozumiałem wielu rzeczy ale z czasem terapię ukończyłem na własną rękę zacząłem swoją drogę uświadamiania sobie mechanizmów umysłu i zaburzeń poprzez lekturę książek z klimatów wschodnich traktujących tematykę głównie życia tu i teraz, przezwyciężania leków i somatyzacji (cierpiałem na różne somatyczne bóle). Dużo mi to dało ale jednocześnie zajęło sporo czasu by poznać siebie i wykorzystać to skutecznie w praktyce. I tak to sobie trwa. Leki brałem przez większość czasu miałem kilka przerw z własnej woli ale teraz biorę małe dawki "na podtrzymanie" i wciąż dokształcam się w kwestii właśnie mechanizmów psychiki, czytam sporo książek od pewnego czasu oglądam filmiki na Youtube z kanału Zaburzeni.pl i jest to kapitalna robota. Gratuluje chłopakom, szczególnie temu z czarną brodą ( to chyba Hewad, tak?) jesteś super gościem i dziękuję ci bardzo. Ogólnie stan mojego zdrowia psychicznego oceniam jako dobry choć nie ukrywam, że męczą mnie natrętne myśli ( miałem stwierdzoną nerwicę natręctw i zaburzenia obsesyjno kompulsywne, które głównie były spowodowane sytuacjami z dzieciństwa i wychowaniem w lęku) i różne "stare" lęki ale jakoś sobie z nimi radzę i mimo kryzysów wychodze na prostą. Jednak mam parę lęków i myśli, które częściej niż pozostałe mnie męczą i ciężko mi je sobie wytłumaczyć. I tutaj proszę o pomoc, może jak ktoś przeczyta to z dystansem i mnie zrozumie to powie coś co pomoże mi sobie z tym lepiej poradzić.

Mianowicie często kiedy jest ok pojawia się konflikt, który nie daje mi spokoju, że nerwica i te wszystkie lęki, bóle somatyczne, złe myśli itd. to moja wina. Że mogłem wcześniej iść na terapię, wcześniej zareagować, bo teraz mam 27 lat i czuje się dużo lepiej i pojawia się taki właśnie lęk i poczucie winy, że jak z tego wyszedłem i mam teraz świadomość to że mogłem zrobić to wcześniej i tak się nie męczyć.Że teraz jestem już "stary" i że upływający czas mogłem spędzić w większym spokoju. To potęguje żal. Jednocześnie patrząc z perspektywy czasu nigdy nerwica nie sprawiła że coś zawaliłem, że zamknąłem się w domu, ludzie w okół mnie w życiu by nie przypuszczali, że cokolwiek jest nie tak i w sumie patrząc realnie to to moje "prawdziwe ja" jest ze mnie dumne , że daje radę, że nigdy się nie poddałem i że większość tych lęków przezwyciężyłem ale ten wewnętrzny krytyk nie daje mi spokoju że "mogłem wcześniej", że " te lata poprzednie mogłby być lepsze itd." Co więcej kiedy nie mam lęków to uważam, że paradoksalnie ta droga bardzo mnie rozwinęła i gdybym nie miał nerwicy i nie przeszedł tego wszystkiego to nie byłbym tym kim jestem teraz. Jednocześnie tak jak mówię, często wraca ta myśl i wtedy mam wątpliwość, czy mogłem zrobić coś więcej, inaczej? Ogólnie takie rozpatrywanie przeszłości na zasadzie żalu do siebie że mogłem coś zrobić inaczej i wtedy byłoby lepiej to mój "koronny" lęk, który sprawia że mam wtedy poczucie beznadziei i poczucie własnej wartości mocno spada. Dodatkowo przeważnie jak czuje się dobrze i pomyślę o tym, że czuje się dobrze to zaraz pojawia się lęk, że te lęki czy somatyzacje wrócą i wtedy paradoksalnie mam największe dołki jak pojawia się lęk powrotu do starych nawyków. Wtedy wręcz czasem pojawia się "samospełniająca się" przepowiednia i niektóre somatyzacje czy złe samopoczucie wraca na kilka dni. Potem przeważnie sobie z tym radzę i doprowadzam do poprzedniego stanu. Czy jest możliwe, że to kiedykolwiek całkowicie ustąpi, czy po prostu trzeba nauczyć się z tym żyć "całkowicie" nie licząc na to że takie nawroty będą się zdarzać? Może ktoś się ustosunkować do moich wątpliwości? Szczególnie te powyżej, gdybyście mieli jakieś dobre słowo, czy poradę, coś co pomoże mi zbagatelizować te powyższe kwestie to byłbym bardzo wdzięczny.Zapewne to kolejna sztuczka mojego umysłu, tylko po co to robi? Jaki jest tego cel? Wpędzenie znowu w lęk? Po co to jest? CZy zaburzenia są naszą winą czy są z zewnątrz i są "niezalezne od nas?". Oglądałem sporo filmików, ale nic nie podpasowało konkretnie do tego typu wątpliwości. Z góry dzięki za odpowiedzi. Postaram się w przyszłości pomagać użytkownikom jak będę mógł.
Pozdrawiam

Ja ciebie rozumiem, bo też mam podobne refleksje do twoich. Chodzi mi mianowicie o to, że z nerwicą morduje się od wielu, wielu lat, oczywiście wiedząc doskonale że mam nerwicę, a mimo to jak diabeł święconej wody zawsze panicznie bałam się leków i mordowalam się lecąc doraźnie na ataraksie. Wszystko żeby tylko nie brać leków. Tymczasem przełamałam się ponad trzy tygodnie temu i biorę asertin50, który okazał się dla mnie strzałem w dziesiątkę. Codziennie czuje się świetnie mimo maleńkich kryzysów ( wczoraj tak miałam, dziś mi przeszło, bo już się pogodzilysmy z córką) i wierzę, że dzięki lekom uda mi się teraz normalnie żyć. Strasznie żałuję, że wcześniej nie poszłam po rozum do głowy, ale co zrobić? Stało się. Czasu przecież nie cofnę i cieszę się, że chociaż teraz tak wyszło. Zastanów się czy jest sens, żebyś teraz zatruwał sobie życie takim myśleniem? Idź po prostu do przodu i ciesz się życiem.
Pozdrawiam.
zagrody123456
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 434
Rejestracja: 7 lutego 2019, o 15:35

9 lipca 2019, o 07:55

Urzula123 pisze:
9 lipca 2019, o 07:06
wayne rooney pisze:
8 lipca 2019, o 23:22
Cześć,
to mój pierwszy post na forum. Witam wszystkich serdecznie. Ogólnie rzecz biorąc nie będę opisywał całej mojej historii bo nie mam już takiej potrzeby i mam się całkiem nieźle. Napiszę tylko, tak ogólnie, że od wieku ok.14 lat zacząłem leczyć się psychiatrycznie bo nie radziłem sobie z lękami głównie odnośnie zdrowia, wyszukiwałem zagrożenia w najprostszych życiowych sytuacjach itd. Potem to wszystko mocno ewoluowało w niezliczoną ilość różnych lęków. Leczyłem się lekami ze wsparciem psychiatry, raz było lepiej raz gorzej, wzbraniałem się przed pójściem do psychologa bo byłem na jednej wizycie i uznałem że to nie ma sensu. W końcu uległem namowom Mamy i w wieku 22 czy 23 lat (dokładnej daty nie pamiętam, jakoś na przełomie) poszedłem na terapię do pani psycholog, która trwała ok 1,5 roku. Wtedy tak naprawdę ruszyło w dobrą stronę, choć na początku nie rozumiałem wielu rzeczy ale z czasem terapię ukończyłem na własną rękę zacząłem swoją drogę uświadamiania sobie mechanizmów umysłu i zaburzeń poprzez lekturę książek z klimatów wschodnich traktujących tematykę głównie życia tu i teraz, przezwyciężania leków i somatyzacji (cierpiałem na różne somatyczne bóle). Dużo mi to dało ale jednocześnie zajęło sporo czasu by poznać siebie i wykorzystać to skutecznie w praktyce. I tak to sobie trwa. Leki brałem przez większość czasu miałem kilka przerw z własnej woli ale teraz biorę małe dawki "na podtrzymanie" i wciąż dokształcam się w kwestii właśnie mechanizmów psychiki, czytam sporo książek od pewnego czasu oglądam filmiki na Youtube z kanału Zaburzeni.pl i jest to kapitalna robota. Gratuluje chłopakom, szczególnie temu z czarną brodą ( to chyba Hewad, tak?) jesteś super gościem i dziękuję ci bardzo. Ogólnie stan mojego zdrowia psychicznego oceniam jako dobry choć nie ukrywam, że męczą mnie natrętne myśli ( miałem stwierdzoną nerwicę natręctw i zaburzenia obsesyjno kompulsywne, które głównie były spowodowane sytuacjami z dzieciństwa i wychowaniem w lęku) i różne "stare" lęki ale jakoś sobie z nimi radzę i mimo kryzysów wychodze na prostą. Jednak mam parę lęków i myśli, które częściej niż pozostałe mnie męczą i ciężko mi je sobie wytłumaczyć. I tutaj proszę o pomoc, może jak ktoś przeczyta to z dystansem i mnie zrozumie to powie coś co pomoże mi sobie z tym lepiej poradzić.

Mianowicie często kiedy jest ok pojawia się konflikt, który nie daje mi spokoju, że nerwica i te wszystkie lęki, bóle somatyczne, złe myśli itd. to moja wina. Że mogłem wcześniej iść na terapię, wcześniej zareagować, bo teraz mam 27 lat i czuje się dużo lepiej i pojawia się taki właśnie lęk i poczucie winy, że jak z tego wyszedłem i mam teraz świadomość to że mogłem zrobić to wcześniej i tak się nie męczyć.Że teraz jestem już "stary" i że upływający czas mogłem spędzić w większym spokoju. To potęguje żal. Jednocześnie patrząc z perspektywy czasu nigdy nerwica nie sprawiła że coś zawaliłem, że zamknąłem się w domu, ludzie w okół mnie w życiu by nie przypuszczali, że cokolwiek jest nie tak i w sumie patrząc realnie to to moje "prawdziwe ja" jest ze mnie dumne , że daje radę, że nigdy się nie poddałem i że większość tych lęków przezwyciężyłem ale ten wewnętrzny krytyk nie daje mi spokoju że "mogłem wcześniej", że " te lata poprzednie mogłby być lepsze itd." Co więcej kiedy nie mam lęków to uważam, że paradoksalnie ta droga bardzo mnie rozwinęła i gdybym nie miał nerwicy i nie przeszedł tego wszystkiego to nie byłbym tym kim jestem teraz. Jednocześnie tak jak mówię, często wraca ta myśl i wtedy mam wątpliwość, czy mogłem zrobić coś więcej, inaczej? Ogólnie takie rozpatrywanie przeszłości na zasadzie żalu do siebie że mogłem coś zrobić inaczej i wtedy byłoby lepiej to mój "koronny" lęk, który sprawia że mam wtedy poczucie beznadziei i poczucie własnej wartości mocno spada. Dodatkowo przeważnie jak czuje się dobrze i pomyślę o tym, że czuje się dobrze to zaraz pojawia się lęk, że te lęki czy somatyzacje wrócą i wtedy paradoksalnie mam największe dołki jak pojawia się lęk powrotu do starych nawyków. Wtedy wręcz czasem pojawia się "samospełniająca się" przepowiednia i niektóre somatyzacje czy złe samopoczucie wraca na kilka dni. Potem przeważnie sobie z tym radzę i doprowadzam do poprzedniego stanu. Czy jest możliwe, że to kiedykolwiek całkowicie ustąpi, czy po prostu trzeba nauczyć się z tym żyć "całkowicie" nie licząc na to że takie nawroty będą się zdarzać? Może ktoś się ustosunkować do moich wątpliwości? Szczególnie te powyżej, gdybyście mieli jakieś dobre słowo, czy poradę, coś co pomoże mi zbagatelizować te powyższe kwestie to byłbym bardzo wdzięczny.Zapewne to kolejna sztuczka mojego umysłu, tylko po co to robi? Jaki jest tego cel? Wpędzenie znowu w lęk? Po co to jest? CZy zaburzenia są naszą winą czy są z zewnątrz i są "niezalezne od nas?". Oglądałem sporo filmików, ale nic nie podpasowało konkretnie do tego typu wątpliwości. Z góry dzięki za odpowiedzi. Postaram się w przyszłości pomagać użytkownikom jak będę mógł.
Pozdrawiam

Ja ciebie rozumiem, bo też mam podobne refleksje do twoich. Chodzi mi mianowicie o to, że z nerwicą morduje się od wielu, wielu lat, oczywiście wiedząc doskonale że mam nerwicę, a mimo to jak diabeł święconej wody zawsze panicznie bałam się leków i mordowalam się lecąc doraźnie na ataraksie. Wszystko żeby tylko nie brać leków. Tymczasem przełamałam się ponad trzy tygodnie temu i biorę asertin50, który okazał się dla mnie strzałem w dziesiątkę. Codziennie czuje się świetnie mimo maleńkich kryzysów ( wczoraj tak miałam, dziś mi przeszło, bo już się pogodzilysmy z córką) i wierzę, że dzięki lekom uda mi się teraz normalnie żyć. Strasznie żałuję, że wcześniej nie poszłam po rozum do głowy, ale co zrobić? Stało się. Czasu przecież nie cofnę i cieszę się, że chociaż teraz tak wyszło. Zastanów się czy jest sens, żebyś teraz zatruwał sobie życie takim myśleniem? Idź po prostu do przodu i ciesz się życiem.
Pozdrawiam.
Też tak miałam jak zaczęłam brać lęki, że jest ok i tak będzie ale problem zaczął się później... A odstawienie sprawia że nerwa wraca, no nie w takim stopniu ale prędzej czy później trzeba się z nią zmierzyć.. Od 3 lat nie biorę bo chce świadomie wyjść z nerwicy i bywają chwilę że czuję się lepiej jeszcze niż przy braniu lekow
kaldunia18
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 431
Rejestracja: 5 listopada 2016, o 08:38

9 lipca 2019, o 08:34

zagrody123456 pisze:
9 lipca 2019, o 07:55
Urzula123 pisze:
9 lipca 2019, o 07:06
wayne rooney pisze:
8 lipca 2019, o 23:22
Cześć,
to mój pierwszy post na forum. Witam wszystkich serdecznie. Ogólnie rzecz biorąc nie będę opisywał całej mojej historii bo nie mam już takiej potrzeby i mam się całkiem nieźle. Napiszę tylko, tak ogólnie, że od wieku ok.14 lat zacząłem leczyć się psychiatrycznie bo nie radziłem sobie z lękami głównie odnośnie zdrowia, wyszukiwałem zagrożenia w najprostszych życiowych sytuacjach itd. Potem to wszystko mocno ewoluowało w niezliczoną ilość różnych lęków. Leczyłem się lekami ze wsparciem psychiatry, raz było lepiej raz gorzej, wzbraniałem się przed pójściem do psychologa bo byłem na jednej wizycie i uznałem że to nie ma sensu. W końcu uległem namowom Mamy i w wieku 22 czy 23 lat (dokładnej daty nie pamiętam, jakoś na przełomie) poszedłem na terapię do pani psycholog, która trwała ok 1,5 roku. Wtedy tak naprawdę ruszyło w dobrą stronę, choć na początku nie rozumiałem wielu rzeczy ale z czasem terapię ukończyłem na własną rękę zacząłem swoją drogę uświadamiania sobie mechanizmów umysłu i zaburzeń poprzez lekturę książek z klimatów wschodnich traktujących tematykę głównie życia tu i teraz, przezwyciężania leków i somatyzacji (cierpiałem na różne somatyczne bóle). Dużo mi to dało ale jednocześnie zajęło sporo czasu by poznać siebie i wykorzystać to skutecznie w praktyce. I tak to sobie trwa. Leki brałem przez większość czasu miałem kilka przerw z własnej woli ale teraz biorę małe dawki "na podtrzymanie" i wciąż dokształcam się w kwestii właśnie mechanizmów psychiki, czytam sporo książek od pewnego czasu oglądam filmiki na Youtube z kanału Zaburzeni.pl i jest to kapitalna robota. Gratuluje chłopakom, szczególnie temu z czarną brodą ( to chyba Hewad, tak?) jesteś super gościem i dziękuję ci bardzo. Ogólnie stan mojego zdrowia psychicznego oceniam jako dobry choć nie ukrywam, że męczą mnie natrętne myśli ( miałem stwierdzoną nerwicę natręctw i zaburzenia obsesyjno kompulsywne, które głównie były spowodowane sytuacjami z dzieciństwa i wychowaniem w lęku) i różne "stare" lęki ale jakoś sobie z nimi radzę i mimo kryzysów wychodze na prostą. Jednak mam parę lęków i myśli, które częściej niż pozostałe mnie męczą i ciężko mi je sobie wytłumaczyć. I tutaj proszę o pomoc, może jak ktoś przeczyta to z dystansem i mnie zrozumie to powie coś co pomoże mi sobie z tym lepiej poradzić.

Mianowicie często kiedy jest ok pojawia się konflikt, który nie daje mi spokoju, że nerwica i te wszystkie lęki, bóle somatyczne, złe myśli itd. to moja wina. Że mogłem wcześniej iść na terapię, wcześniej zareagować, bo teraz mam 27 lat i czuje się dużo lepiej i pojawia się taki właśnie lęk i poczucie winy, że jak z tego wyszedłem i mam teraz świadomość to że mogłem zrobić to wcześniej i tak się nie męczyć.Że teraz jestem już "stary" i że upływający czas mogłem spędzić w większym spokoju. To potęguje żal. Jednocześnie patrząc z perspektywy czasu nigdy nerwica nie sprawiła że coś zawaliłem, że zamknąłem się w domu, ludzie w okół mnie w życiu by nie przypuszczali, że cokolwiek jest nie tak i w sumie patrząc realnie to to moje "prawdziwe ja" jest ze mnie dumne , że daje radę, że nigdy się nie poddałem i że większość tych lęków przezwyciężyłem ale ten wewnętrzny krytyk nie daje mi spokoju że "mogłem wcześniej", że " te lata poprzednie mogłby być lepsze itd." Co więcej kiedy nie mam lęków to uważam, że paradoksalnie ta droga bardzo mnie rozwinęła i gdybym nie miał nerwicy i nie przeszedł tego wszystkiego to nie byłbym tym kim jestem teraz. Jednocześnie tak jak mówię, często wraca ta myśl i wtedy mam wątpliwość, czy mogłem zrobić coś więcej, inaczej? Ogólnie takie rozpatrywanie przeszłości na zasadzie żalu do siebie że mogłem coś zrobić inaczej i wtedy byłoby lepiej to mój "koronny" lęk, który sprawia że mam wtedy poczucie beznadziei i poczucie własnej wartości mocno spada. Dodatkowo przeważnie jak czuje się dobrze i pomyślę o tym, że czuje się dobrze to zaraz pojawia się lęk, że te lęki czy somatyzacje wrócą i wtedy paradoksalnie mam największe dołki jak pojawia się lęk powrotu do starych nawyków. Wtedy wręcz czasem pojawia się "samospełniająca się" przepowiednia i niektóre somatyzacje czy złe samopoczucie wraca na kilka dni. Potem przeważnie sobie z tym radzę i doprowadzam do poprzedniego stanu. Czy jest możliwe, że to kiedykolwiek całkowicie ustąpi, czy po prostu trzeba nauczyć się z tym żyć "całkowicie" nie licząc na to że takie nawroty będą się zdarzać? Może ktoś się ustosunkować do moich wątpliwości? Szczególnie te powyżej, gdybyście mieli jakieś dobre słowo, czy poradę, coś co pomoże mi zbagatelizować te powyższe kwestie to byłbym bardzo wdzięczny.Zapewne to kolejna sztuczka mojego umysłu, tylko po co to robi? Jaki jest tego cel? Wpędzenie znowu w lęk? Po co to jest? CZy zaburzenia są naszą winą czy są z zewnątrz i są "niezalezne od nas?". Oglądałem sporo filmików, ale nic nie podpasowało konkretnie do tego typu wątpliwości. Z góry dzięki za odpowiedzi. Postaram się w przyszłości pomagać użytkownikom jak będę mógł.
Pozdrawiam

Ja ciebie rozumiem, bo też mam podobne refleksje do twoich. Chodzi mi mianowicie o to, że z nerwicą morduje się od wielu, wielu lat, oczywiście wiedząc doskonale że mam nerwicę, a mimo to jak diabeł święconej wody zawsze panicznie bałam się leków i mordowalam się lecąc doraźnie na ataraksie. Wszystko żeby tylko nie brać leków. Tymczasem przełamałam się ponad trzy tygodnie temu i biorę asertin50, który okazał się dla mnie strzałem w dziesiątkę. Codziennie czuje się świetnie mimo maleńkich kryzysów ( wczoraj tak miałam, dziś mi przeszło, bo już się pogodzilysmy z córką) i wierzę, że dzięki lekom uda mi się teraz normalnie żyć. Strasznie żałuję, że wcześniej nie poszłam po rozum do głowy, ale co zrobić? Stało się. Czasu przecież nie cofnę i cieszę się, że chociaż teraz tak wyszło. Zastanów się czy jest sens, żebyś teraz zatruwał sobie życie takim myśleniem? Idź po prostu do przodu i ciesz się życiem.
Pozdrawiam.
Też tak miałam jak zaczęłam brać lęki, że jest ok i tak będzie ale problem zaczął się później... A odstawienie sprawia że nerwa wraca, no nie w takim stopniu ale prędzej czy później trzeba się z nią zmierzyć.. Od 3 lat nie biorę bo chce świadomie wyjść z nerwicy i bywają chwilę że czuję się lepiej jeszcze niż przy braniu lekow
Dokładnie mam tak samo teraz czuje się lepiej czasem niż biorąc:) od marca nie biore lekow, brałam małe dawki i pracowałam nad sobą, ale prawdziwe odburzanie na 100% zaczęło się jakiś miesiąc temu. Leki bardzo mi pomogły, wyciszyły nie żałuje, ze brałam. W tej najgorszej fazie. Ale wiem jedno, praca nad samym sobą zgodnie z divovikiem to jest podstawa. Zarówno psychiatra jak i psycholog powiedzieli mi, ze nerwa już nigdy nie wróci tak silna jak była bo ja już wiem co to jest. Po odstawieniu lekow dokładnie jak pisze zagrody w końcu to wraca, dużo słabsze ale jest bo to trzeba przepracować na ,,trzeźwo” bez lekow. Mam koleżankę, która jest psychicznie uzależniona od lekow. Ma nerwice i jak jej psychiatra powiedział depresje. Bierze minimalne dawki i co odstawia to po 2 tyg z powrotem bierze.
ewagos
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 373
Rejestracja: 12 kwietnia 2016, o 19:24

9 lipca 2019, o 08:52

Osobiscie nie bardzo sie z wami zgadzam .Ja bralam dwa lata,kilka lat juz nie biore,odstawialam sama I nic mi niewrocilo :)
ODPOWIEDZ