8 lipca 2019, o 23:22
Cześć,
to mój pierwszy post na forum. Witam wszystkich serdecznie. Ogólnie rzecz biorąc nie będę opisywał całej mojej historii bo nie mam już takiej potrzeby i mam się całkiem nieźle. Napiszę tylko, tak ogólnie, że od wieku ok.14 lat zacząłem leczyć się psychiatrycznie bo nie radziłem sobie z lękami głównie odnośnie zdrowia, wyszukiwałem zagrożenia w najprostszych życiowych sytuacjach itd. Potem to wszystko mocno ewoluowało w niezliczoną ilość różnych lęków. Leczyłem się lekami ze wsparciem psychiatry, raz było lepiej raz gorzej, wzbraniałem się przed pójściem do psychologa bo byłem na jednej wizycie i uznałem że to nie ma sensu. W końcu uległem namowom Mamy i w wieku 22 czy 23 lat (dokładnej daty nie pamiętam, jakoś na przełomie) poszedłem na terapię do pani psycholog, która trwała ok 1,5 roku. Wtedy tak naprawdę ruszyło w dobrą stronę, choć na początku nie rozumiałem wielu rzeczy ale z czasem terapię ukończyłem na własną rękę zacząłem swoją drogę uświadamiania sobie mechanizmów umysłu i zaburzeń poprzez lekturę książek z klimatów wschodnich traktujących tematykę głównie życia tu i teraz, przezwyciężania leków i somatyzacji (cierpiałem na różne somatyczne bóle). Dużo mi to dało ale jednocześnie zajęło sporo czasu by poznać siebie i wykorzystać to skutecznie w praktyce. I tak to sobie trwa. Leki brałem przez większość czasu miałem kilka przerw z własnej woli ale teraz biorę małe dawki "na podtrzymanie" i wciąż dokształcam się w kwestii właśnie mechanizmów psychiki, czytam sporo książek od pewnego czasu oglądam filmiki na Youtube z kanału Zaburzeni.pl i jest to kapitalna robota. Gratuluje chłopakom, szczególnie temu z czarną brodą ( to chyba Hewad, tak?) jesteś super gościem i dziękuję ci bardzo. Ogólnie stan mojego zdrowia psychicznego oceniam jako dobry choć nie ukrywam, że męczą mnie natrętne myśli ( miałem stwierdzoną nerwicę natręctw i zaburzenia obsesyjno kompulsywne, które głównie były spowodowane sytuacjami z dzieciństwa i wychowaniem w lęku) i różne "stare" lęki ale jakoś sobie z nimi radzę i mimo kryzysów wychodze na prostą. Jednak mam parę lęków i myśli, które częściej niż pozostałe mnie męczą i ciężko mi je sobie wytłumaczyć. I tutaj proszę o pomoc, może jak ktoś przeczyta to z dystansem i mnie zrozumie to powie coś co pomoże mi sobie z tym lepiej poradzić.
Mianowicie często kiedy jest ok pojawia się konflikt, który nie daje mi spokoju, że nerwica i te wszystkie lęki, bóle somatyczne, złe myśli itd. to moja wina. Że mogłem wcześniej iść na terapię, wcześniej zareagować, bo teraz mam 27 lat i czuje się dużo lepiej i pojawia się taki właśnie lęk i poczucie winy, że jak z tego wyszedłem i mam teraz świadomość to że mogłem zrobić to wcześniej i tak się nie męczyć.Że teraz jestem już "stary" i że upływający czas mogłem spędzić w większym spokoju. To potęguje żal. Jednocześnie patrząc z perspektywy czasu nigdy nerwica nie sprawiła że coś zawaliłem, że zamknąłem się w domu, ludzie w okół mnie w życiu by nie przypuszczali, że cokolwiek jest nie tak i w sumie patrząc realnie to to moje "prawdziwe ja" jest ze mnie dumne , że daje radę, że nigdy się nie poddałem i że większość tych lęków przezwyciężyłem ale ten wewnętrzny krytyk nie daje mi spokoju że "mogłem wcześniej", że " te lata poprzednie mogłby być lepsze itd." Co więcej kiedy nie mam lęków to uważam, że paradoksalnie ta droga bardzo mnie rozwinęła i gdybym nie miał nerwicy i nie przeszedł tego wszystkiego to nie byłbym tym kim jestem teraz. Jednocześnie tak jak mówię, często wraca ta myśl i wtedy mam wątpliwość, czy mogłem zrobić coś więcej, inaczej? Ogólnie takie rozpatrywanie przeszłości na zasadzie żalu do siebie że mogłem coś zrobić inaczej i wtedy byłoby lepiej to mój "koronny" lęk, który sprawia że mam wtedy poczucie beznadziei i poczucie własnej wartości mocno spada. Dodatkowo przeważnie jak czuje się dobrze i pomyślę o tym, że czuje się dobrze to zaraz pojawia się lęk, że te lęki czy somatyzacje wrócą i wtedy paradoksalnie mam największe dołki jak pojawia się lęk powrotu do starych nawyków. Wtedy wręcz czasem pojawia się "samospełniająca się" przepowiednia i niektóre somatyzacje czy złe samopoczucie wraca na kilka dni. Potem przeważnie sobie z tym radzę i doprowadzam do poprzedniego stanu. Czy jest możliwe, że to kiedykolwiek całkowicie ustąpi, czy po prostu trzeba nauczyć się z tym żyć "całkowicie" nie licząc na to że takie nawroty będą się zdarzać? Może ktoś się ustosunkować do moich wątpliwości? Szczególnie te powyżej, gdybyście mieli jakieś dobre słowo, czy poradę, coś co pomoże mi zbagatelizować te powyższe kwestie to byłbym bardzo wdzięczny.Zapewne to kolejna sztuczka mojego umysłu, tylko po co to robi? Jaki jest tego cel? Wpędzenie znowu w lęk? Po co to jest? CZy zaburzenia są naszą winą czy są z zewnątrz i są "niezalezne od nas?". Oglądałem sporo filmików, ale nic nie podpasowało konkretnie do tego typu wątpliwości. Z góry dzięki za odpowiedzi. Postaram się w przyszłości pomagać użytkownikom jak będę mógł.
Pozdrawiam