24 czerwca 2019, o 13:36
Cześć, jestem tutaj nowa, forum czytam regularnie od tygodnia i postanowiłam opisać swoją historie. Wszystko zaczęło się w kwietniu tego roku, zaczęło się od silnych boli w okolicach pęcherza, nerek, kręgosłupa lędźwiowego. Kilka dni przyjmowałam leki typu żurawina, furagin, ale to nic nie pomagała, w końcu po czterech dniach pojechałam na SOR tam wykonano mi podstawowe badania (krew, mocz, usg), dostałam tez kroplówkę. Nic nie stwierdzono, zupełnie nic, a ja zostałam wypisana do domu. Bóle były nadal, umówiłam się prywatnie do urologa, ktory tez nic nie stwierdził, kolejne dni mijały, a ból nie przechodził. W końcu pewnego dnia, kiedy bóle już w miarę ustały, postanowiłam wyjść z domu, jadąc samochodem cały czas się bałam, ze bóle znowu powrócą i co ja zrobię, no i oczywiście tak się stało, silny ból w okolicach jajników, nerek, odcinka lędźwiowego i ból prawej nogi. Kolejna wizyta w szpitalu na SOR, badanie ginekologiczne w tym usg, usg jamy brzusznej, krew, mocz, tomograf jamy brzusznej, jajników oraz odcinka lędźwiowego, badał mnie tez chirurg (podejrzenie wyrostka albo przepukliny - ból był tez z prawej strony w pachwinie). Nic nie zostało stwierdzone, lekarze nic nie zdiagnozowali, zostałam wypisana do domu. Kolejne dni mijały, a ból był ciagle, tymrazem doszła również prawa noga. W końcu trafiłam do szpitala w którym zostałam 4 dni. Tam kolejne badania - urolog, chirurg, ortopeda, neurolog. Znowu nic nie zostało stwierdzone, lekarze nie wiedza co mi jest, skąd ten ból, żadne badanie nic nie wykazywało, ani ze strony jajników, pęcherza, nerek czy kręgosłupa. Zostałam wypisana do domu, bóle jakby się już zmniejszały, ale w tym samym czasie miałam kolejne paranoje - co to może być - zapisałam się sama na tomograf głowy ponieważ uznałam, ze może być to guz mózgu. Badanie nic nie wykazało, kolejna paranoja - rak szyjki macicy, kolejne badanie u ginekologa - nic nie wykazało. Bóle były nadal, głównie w prawej nodze, doprowadzało mnie to już do szału, jednak na kilka dni trochę odpuściłam, ból już jakby się zmniejszał, normalnie zaczęłam funkcjonować, wychodzić z domu, kiedy to 4 maja (nigdy nie zapomnę tej daty) usłyszałam o strasznej chorobie - stwardnienie. Zaczęłam czytać... tak spędziłam cały dzień, byłam przerażona. Kolejnego dnia siedząc w samochodzie około 3 godziny, nie miałam co ze sobą zrobić i oczywiście zaczęłam znowu czytać o tej chorobie (siedząc w samochodzie bardzo chciało mi się siku, ale stwierdziłam, ze jeszcze poczekam, ze muszę to dotyczytac do końca) i kolejne co przeczytałam „nie trzymanie moczu”. Odrazu pomyślałam, ze może u mnie to się zaczyna, od tych boli , które miałam w okolicach pęcherza, wysiadałam z samochodu, nogi miałam jak z waty, myślałam, ze nie dojdę do ubikacji. Będąc w ubikacji co zobaczyłam - cały mocz na majtkach. Myślałam, ze umieram. Wsiadłam do samochodu, nie pamietam w ogóle drogi do domu, byłam tak spanikowana, ze jedyne o czym myślałam to żeby napić się jak najwiecej wody i sprawdzić czy sytuacja się powtórzy. Zatrzymałam się na stacji, wypiłam 1l wody i wróciłam do domu. Nie miałam moczu na bieliźnie. Jak już byłam w domu, tragedia, dramat, odrazu telefon do mojej mamy ze ja mam na pewno ta chorobę, no to co się działo ze mną to przechodziło ludzkie pojęcie. Oczywiście na drugi dzień umówiłam się do neurologa. Przed snem znowu zaczęłam czytać i jedyne co najbardziej zapamiętałam „stopniowy, narastający niedowład”. Budzę się rano, a ja nie mogę ruszyć prawa ręka, była ona dosłownie bez władna przed pare sekund. Oczywiście kolejna panika. Mama mnie zawiozła do neurologa, ja nie byłam w stanie. Lekarz mnie zbadał i mówi, ze ona tutaj nic nie widzi nie pokojacego, ze wszystkie odruchy są prawidłowe, powiedziałam, ze chce skierowanie na rezonans kręgosłupa i głowy, neurolog powiedzial, ze nie ma absolutnie takiej potrzeby, jednak ja się uparłam, dostałam skierowanie i zrobiłam rezonans prywatnie już na drugi dzień. Aha wcześniej lekarz zrobił ze mną wywiad, m.in czy drętwieje mi twarz, twarz mi nie drętwiała, jednak po powrocie do domu cały czas dotykałam ust i języka i tym sposobem na prawdę czułam to drętwienie i od ponad miesiąca(!!!) mam zdrętwiały język. Kolejna wizyta u neurologa, a u mnie pojawiają się kolejne objawy - pieczenie skory, zdrętwiały język na środku, przechodzenie czegoś pod skóra. Jak chodzę to albo mam spięte nogi, albo jak z waty. Tak wiec przy kolejnej wizycie, lekarz przeczytał opis rezonansu głowy i kręgosłupa - nic nie ma, a bóle są nadal i te sttaszne dziwne odczucia. Dostałam jakieś witaminy B, nic nie pomogło. Kolejna wizyta u neurologa, lekarz znowu mnie zbadał - nic mi nie jest i żebym poszła do innego lekarza , który mi powie ze jestem zdrowa bo może jak usłyszę to tez od kogoś innego to uwierzę, ok tylko skąd te bóle nóg ? Oczywiście umówiłam się do innego neurologa. Nic nie zostało znowu stwierdzone. Potem jeszcze odwiedziłam hematologa (zrobiłam rozszerzona morfologię, jakieś różne witaminy b12, magnes, wapń itp.) - wszystkie wyniki prawidłowe. Kolejna wizyta - reumatolog - badani, krew itp. Nic - wyniki prawidłowe. W między czasie zaczęłam mieć mroczki przed oczami - kolejna paranoja, ze może być to zapalenie nerwu wzrokowego - badanie dna oka nic nie wykazało.
Lęk przed ta choroba tak mną zawładnął, ze nie mogę normalnie funkcjonować. Od ponad miesiąca mam zdrętwiały język i bóle w nogach. Jestem przerażona, nie chce mi się żyć. Jestem przekonana, ze to mam, ale lekarze coś przeoczyli. To nie jest tak, ze ja się boje o chorobę i pojawiają się objawy.. ja te objawy mam ciagle! Non stop bez przerwy. Doszedł teraz kolejny problem. Jak wyjde z domu strasznie boje się, ze sytuacja z sikaniem sie powtórzy - jak tylko coś wypije poza domem, odrazu muszę iść do toalety i wymuszam na sile sikanie, pomimo, ze wcale jeszcze mi się nie chce sikać.. ciagle sprawdzam bieliznę czy mi nic nie leci. W domu (swoim) tego problemu nie mam. Normalnie pije i idę do toalety wtedy kiedy czuje taka potrzebę. Aha - zrobiłam tez badania na borelioze, tezyczke