Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Kilka pytań - nerwica, depresja

Forum poświęcone: nerwicy lękowej, atakom paniki, agorafobii, hipochondrii (wkręcaniu sobie chorób), strach przed "czymś tam" i ogólnie stanom lękowym np. lęk wolnopłynący.
Możesz dopisać się do istniejącego już tematu lub po prostu stworzyć nowy.
Tutaj umieszczamy swoje objawy, historie, przeżycia. Dzielimy się doświadczeniami i jednocześnie znajdując ulgę dajemy innym pocieszenie oraz swego rodzaju ulgę, że nie są sami.
Victor
Administrator
Posty: 6548
Rejestracja: 27 marca 2010, o 00:54

29 października 2013, o 13:55

Nie prawda jest, ze natrętnych mysli nie można zmieniac jesli leki są bardzo silne, tylko zmiana mysli ni epolega na walce z nimi a przymowaniu myśli takimi jakie są, bez wierzenia im i utożsamiania się z nimi.

Jeżeli chodzi o natrętne myśli lękowe, odwracanie uwagi to jest bardzo dobry sposób, najlepiej tak odwracac czymś uwagę aż w koncu o nerwicy zapominamy na długo ale to akurat wymagałoby zmiany czasem nawet samego życia.
Natomiast codzienne takie odwracanie uwagi od tych myśli, jak praca umysłowa, ksiązka itp, bo różnie to bywa u nerwicowca, nie na wszystko sobie może pozwolić, jest dobrym sposobem aby zobaczyć, ze nerwica nagle mija. Oraz dobrym sposobem aby dac sobie ulge od lęku, co też może skutkowac zmniejszeniem napięcia przed samymi objawami i możemy zdrowieć.

Jednakże głowna sprawa z natrętnymi lekowymi myslami to jest bycie ich swiadomym czyli nie walka, ale wrecz przeciwnie przyjmowanie ich do siebie, lękowe myśli przychodza zawsze przy lęku bo umysł jest zagrożony, w strachu, stąd mysli lękowe były sa i beda podczas takich akcji.
Grunt to w momencie pojawiania się takich myśli być swiadomym, iż myśli te, sa nieracjonalne jak wszystko w nerwicy, czyli te myśli nie sa prawdą, one mają tylko straszyć, nie musimy pozwalac aby wypłyneły z nich emocje, które bedą nakecały nasz lęk.
Jeśli masz mysl, ze nie możesz wyjśc bo upadniesz, nalezy od razu z miejsca negowac, ośmieszać oraz na przekór tym myślą własnie wychodzić, to tylko taki przykład, trzeba pokazać naszemu umysłowi, iż nasza wartość nie jest zagrożona.

Masz myśl, że wyjdziesz i umrzesz? Jedną z głównych leczniczych akcji jest porzucenie kontroli i pokazanie nam samym, ze za tymi myslami i tą granicą po której niby coś się wydarzy, nie ma nic co te myśli nam mówią, bo one nie sa prawdą.
Jak przychodzi taka myśl, to nie wolno rezygnowac z wyjścia, a w myslach od razu mówisz to dawaj nerwico pokaż na co cie stać, ja i tak wyjdę, wolę paść niż siedziec z tobą w domu.
Coś takiego bardzo szybko po czasie stawia na nogi bo po którejś próbie po prostu lek maleje i takie myśli już nie mają takiej władzy nad nami.

Dlatego walka z myslami jak najbardziej nie, typu "o boże, znowu to jest, boję się wyjść," "musze odsunąc te myśli skupić się na czymś innym" a za chwile myśl: "a co jeśli jednak umre?" W takich sytuacjach odwracanie myśli nie pomoże, bo lęk będzie tak walił te myśli, ze nikt sobie nie da rady skupić się na czyms innym.

I do tego strach przed nimi nie osłabnie.

Dlatego te myśli trzeba swiadomi eprzyjąc i zmiejszych ich wartość, oraz wyjść naprzeciw lękowi, to daje najlepsze rezultaty.

Bo z lękiem trzeba się konfrontowac i pokazac nam i naszemu umysłowi, iż nie ma się czego bac, myśli te osmieszać i próbowac choćby nie wiem jak objawy były duże. Prosze nie pisać, ze się nie da, bo się da ale wymaga to prób.

Odwracanie mysli i skupianie się na siłe na czymś innym nie zawsze jest mozliwe, przy duzym lęku to własnie to jest nierealne, choć ogólnie w codzienności nerwicowca bardzo ważne.

vademecum-leku-nerwic.html Polecam poczytać.
Patrz, Żyj i Rozmyślaj w taki sposób... aby móc tworzyć własne "cytaty".
Historia moich zaburzeń lękowych i odburzania
Moje stany derealizacji i depersonalizacji i odburzanie


Przykro mi jeżeli na odpowiedź na PW czekasz bardzo długo, niestety ze mną tak może z różnych powodów być :)
Awatar użytkownika
świstakejro
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 93
Rejestracja: 24 czerwca 2013, o 12:50

29 października 2013, o 15:07

Victor,masz 100% racji, mnie chodziło o to, żeby troche osłabić napięcie jakie wywołują myśli bo jak się jest w stanie takiego napiecia to te myśli tak atakuja człowieka że jest naprawdę ciężko. do tego wytrenowanie takiej postawy emocjonalnej która pozwoli nam na olewanie tych myśli i nie przejmowanie sie nimi, akceptacje i normalizacje, niestety zajmuje troche czasu,ja osobiście staram sie robić tak jak piszesz ale to wymaga czasu i odpowiedniego podejścia. Trzeba to przećwiczyć miliony razy żeby wiedzieć jak do tego podejsć a wiadomo że na początku jeśli ktoś tego nie potrafi to jest to niezwykle ciężkie i wtedy trzeba się wspomagać.
Wiem że lęków sie nie wyleczy odwracaniem uwagi bo nie tędy droga, trzeba nauczyć się lęk akceptować a nauka jak wiadomo zajmuje trochę czasu poza tyj jednym przychodzi łatwiej innym gorzej.
Osobiście proponuję koledze Bostonowi żeby połączył kilka metod w jedno bo samą akceptacją i racjonalizacją na początku a zwłaszcza w tak silnym napięciu w jakim teraz jest to mu będzie strasznie ciężko olewać te myśli.
Myśli trzeba akceptować ale jednocześnie czymś się zajać żeby zmniejszyć napięcie, żeby te myśli nie bombardowały nas nieustannie bo sama dobrze wiem w jakim stanie się wtedy jest. Jak lęk troszeczkę odpuści to jest łatwiej i można wtedy zacząć ćwiczyć postawę akceptowania i racjonalizowania.
W tak silnym napięciu jest to strasznie trudne.

-- 29 października 2013, o 16:07 --
[quote="Divin"]Zająć czymś myśli to jedno. Ja jednak dodam że odwaga przede wszystkim. Czyli działanie pomimo strachu. Musimy sobie zrobić z tej myszy co się zrobił słoń z powrotem mysz. A można tego dokonać tylko gdy udowadniamy sobie że lęk nie ma nad nami władzy i te lękowe iluzje oraz mentalne obrazy to fikcja.

Na przykład tak jak miałaś z tą rośliną Świstakejro, boisz się roślinek w domu ale właśnie działasz ponad to. Ponad te emocje i podchodzisz do nich, nie tyko na nie patrzysz, ale podchodzisz i je dotykasz. Miażdzysz ten irracjonalny lęk w zalążku. Zauważ że wtedy Twój lęk przed roślinami zacznie słabnąć. Ponieważ realność tego że nie są goźne wyjdzie ponad Twoje lękowe iluzje. W ten sposób słonia stopniowo zamienisz znowu w mysz. A jak już masz mysz i nie dajesz jej sera to albo czmychnie to dziury albo zdechnie śmiercią naturalną. :D


Divin, wiem, wiem, tak robiłam,oglądałam na necie jak kręcili ten film, żeby wbić sobie do swojego pustego łba że to tylko film, ale dobre to na krótką metę bo potem mnie zaczęły nękać sceny z innych horrorów i musiałabym chyba przejrzeć wszystkie horrory ,,behind the scenes" :) a to by było cieżkie. Na szczęście wbijałam sobie również do głowy że te myśli się biorą bo mam nerwice i mam podniesiony poziom napiecia i mój umysł na siłę szuka jakiegoś zagrozenia i kaurat sobie upodobał sceny z horrorów na dzień dzisiajszy, tak sobie ta moja nerwica skaka co jakiś czas na inne zagrozenia bo już sama nie wie czego sie uczepić bo wie że przegrywa ze mną :)
Musisz pozwolić sobie umrzeć żebyś mógł dalej żyć
Victor
Administrator
Posty: 6548
Rejestracja: 27 marca 2010, o 00:54

29 października 2013, o 15:22

Ogólnie rzecz biorac co do czasu najbardziej trudne sa pierwsz tygodnie a u innych pierwsze 2-3 miesiące, jęsli jesteśmy po takim czasie to w zasadzie ciągły zły stan oznacza, że jednak za bardzo się tego wszystkiego boimy. Bo te pierwsze tygodnie miesiące to ja tez uwazam, że to pora jednak badan, pewnego upewniania się, w przypadku silnych lęków w tym typowo poczatkowym okresie może być trudno. Ale jesli to ciągnie się dłużej nie nalezy zwlekac, i zaczynac powoli działac a przynajmniej próbowac z tym oswajaniem strachu.

U mnie np po 5 ciężkich latach silnych stałych lęków, bez 5 minut przerwy, zajęło mi to w sumie 2-3 miesiące, tak ogółem liczac bo zawsze mi trudno umiejscowic to w czasie. Ale wczesniejsze lata z lękiem to niestety w prawie całej cześci moja wina. Choć gdy wtedy ktoś mi tak mówił miałem ochotę go rozszarpac ale dziś wiem, ze wiele lat leku dałem sobie sam ja, niby się starałem, niby próbowałem ale to było w sensie takim aby wytrwać ten kolejny dzień...oby jakoś było oby odepchnąc te myśli. Aby do przodu a wieczorem się jakiś objaw nasilił albo cos usłyszałem, przeczytałem a ja już panika...i tak się to kręciło...
Pisze to dlatego, że czas odgrywa na pewno rolę ale ten pierwszy, potem możemy tak naprawde zacząć w dowolnym momencie, ja zacząłem jak mój stan był jednym z najgorszych przez te wszystkie lata i straciłem całkiem nadzieję, a może własnie to mnie zmobilizowało ;)

Natomiast co do podejścia to na pewno, choć jeśli mam być szczery to wazne jest jedno główne podejście, bo tak naprawde całe sedno nerwicy jako takiej opiera się (pomijając problemy osobowościowe, życiowe) na strachu, ze jak przestaniemy o tym wszystkim myślec i zastanawiać się co nam jest to spełnią się te wszystkie nerwicowe obawy. I to jest prawda, dlatego nerwicowcowi tak bardzo trudno jest wyjsc z tej pętli lękowego koła.
DLatego moje podejscie to jak ja to nazywam bylo zaryzykowaniem, czyli puszczeniem tej cholernej kontroli i sprawdzenie czy jak puszcze ten strach o to co rzekomo bedzie to cos mi sie stanie. Dlatego smialem sie z lekowych mysli, ktore przeciez dotycza glownie, tego co ma byc i co nam sie rzekomo stanie albo innym (np bliskim). I nie wazne sa objawy, mialem ich setki, wazne jest zaryzykowanie i pojscie na calosc. Niby nic trudnego ;)

Bo ogolnie nerwica trudna nie jest, bo tu wlasnie mozna nawiazac do tego zajmowania mysli co jest na pewno jak piszesz świstajro waznym czynnikiem, wystarczy SPONTANICZNIE zając mysli i nagle orientujemy sie ze nerwicy przez jakis czas nie było i objawow tez nie :) Mnie przez te latka pare razy się to zdarzyło i trzymałem się tego bardzo, bo w zasadzie jaka straszna choroba dałaby o sobie zapomnić w taki sposób, jak nie nerwica i lęk? :) Czyli wielke halo myslowe i nic więcej :)

Dlatego zajmowanie się czymś, najlepiej spontaniczne, najlepiej tam gdzie jest obowiązek (praca najlepiej bez duzego stresu) daje bardzo duzo, daje pewnosc, daje uspokojenie.
Czasem dzieki temu moze dojsc do wyleczenia się z tej całej nerwicy.
Ile razy przeciez mozna przeczytac ze ktos mial nerwic,e potem zajal sie praca, wyjechal i tak zapomnial i bylo mu dobrze. A to dlatego ze jego zajecie sie czyms bylo dluzsze, bardziej zlozone i mysli jego nie wedrowaly po objawach, chorobach, badaniach itp ale byly zajete czyms innym. A jak nie ma mysli "nerwicowych" nie ma i nerwicy :)

Zajmowanie sie to pierwsza tarcza ktora powinnismy stosowac, bo przede wszystkim siedzenie w domu i nudzenie sie albo szukanie na sile zajecia zwykle pogarsza sprawe albo przynajmniej powoduje ze stoimy w miejscu.
Patrz, Żyj i Rozmyślaj w taki sposób... aby móc tworzyć własne "cytaty".
Historia moich zaburzeń lękowych i odburzania
Moje stany derealizacji i depersonalizacji i odburzanie


Przykro mi jeżeli na odpowiedź na PW czekasz bardzo długo, niestety ze mną tak może z różnych powodów być :)
Awatar użytkownika
świstakejro
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 93
Rejestracja: 24 czerwca 2013, o 12:50

29 października 2013, o 16:42

Victor, a napisałbyś coś więcej o tym jak ryzykowałeś, jakie przy tym miałeś myśli, jakie nastawienie, jak to wyglądało. Jakie kroki podejmowałeś i co sobie wtedy myślałeś. Może to mnie też pomoże.
Ja póki co faszeruję się książką G.Szaffera i staram się robic to co on tam napisał i podchodzić do tego jak zaleca i powiem ze to działa ale jestem też ciekawa Twojej metody.
Musisz pozwolić sobie umrzeć żebyś mógł dalej żyć
Awatar użytkownika
Boston
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 37
Rejestracja: 24 października 2013, o 13:23

29 października 2013, o 17:42

Witam,

dziękuję wszystkim za dyskusję. Byłem wczoraj na spotkaniu ze swoją psychoterapeutka. Zapisałem sobie swoje myśli i przeczytałem jej na spotkaniu. Jej reakcja była podobna do Waszej: przeczytałem w internecie - zwiększyłem swój lęk (nawet dorobiłem swoją drugą pętlę strachu) i znowu przeżyłem lęk o życie, tamte dolegliwości nie mają ze mną nic wspólnego, a moja reakcja jest typowa dla osób z lękiem napadowym. Także nie ma żadnych zmian w diagnozie, a moje myśli nie są tak naprawdę myślami samobójczymi. Wyszedłem z wizyty jak na skrzydłach - pomyślałem sobie - tak, udało mi się, teraz jak już nie będę miał gdzie skierować lęku to będzie powoli gasnął. Zasnąłem dośc szybko ok godz. 00:00, przespałem prawie całą noc, bez dziwnych snów, beż budzenia sie z lękiem. Byłem uspokojony. Upewniłem się, że nie mam żadnego GAD'a ani depresji, bo przecież byłem spokojny i teraz wszystko wydawało się lekkie i oczywiste: jak mogłem tego nie rozumieć? tak myślałem.

Po przebudzeniu patrzyłem na świat optymistycznie, myślałem sobie, że teraz wszystko będzie już z górki. Niestety nie trwało to długo. Przypomniałem sobie ni z tego ni z owego scenę z filmu, w której Michael Keaton ginie z rąk duchów w White Noise. Niby nic, ale pomyślałem sobie wtedy: przynajmniej ma święty spokój i nic go nie męczy. Oczywiście to był krok w stronę znów rozpaczy, że ja jednak mam myśli samobójcze, że chce umrzeć i że to tylko kwestia czasu. Nie musze mówić chyba jak się czułem. Zresztą czuję do teraz mimo, że staram się racjonalizować. W chwili obecnej wygląda to w ten sposób - albo lęk o to, że jestem w ciężkiej depresji i że nie wytrzymam już długo, kiedy lęk nieco opdanie, pojawia się mega apatia i myśli, że nic mnie już nie ucieszy nigdy, nigdy nic nie da mi już satysfakcji i wtedy myśl, że w takim wypadku to lepiej już skończyć, ze sobą niż tak żyć. No i wtedy oczywiście znowu lęk i rozpacz. Do tego dochodzą myśli - przecież jak ostatnio- czyli w styczniu roku 2012, to wyglądało to nieco inaczej, wtedy bałem się, że mam uszkodzony mózg, że mam coś z sercem lub płucami. Były myśli, że to się nie skończy, że jeśli to nigdy się nie zmieni, to ja chyba skończę ze sobą. Tymczasem w miarę brania leków, jakoś wszystko wracało do normy i nim się spostrzegłem po 2-3 miesiącach brania leków, byłem już za granicą na wakacjach. Czułem się oczywiście bardzo kiepsko - ale jakoś dawałem radę. I co najważniejsze - widziałem poprawę. Miałem tą nadzieję, że wszystko idzie w dobrą stronę i już niedługo się skończy. Teraz lęk jednak wygląda zupełnie inaczej - boję się w tym momencie już sam nie wiem czego. Nie boję się, że umrę, bo wiem, że nie. Nie boję się o stan zdrowia fizycznego bo wiem, że jest bardzo dobry. Wczoraj bardzo się bałem myśli: mam jakieś inne choroby lękowe, których się nigdy nie wyleczy, a druga, że popełnię samobójstwo. Dzisiaj została tylko ta druga. I nie za bardzo potrafię sobie racjonalizować. I tu dochodzą wtedy kolejne lęki, że jeśli ja nie przestanę się bać samobójstwa to żadne leki mi nie pomogą i wtedy to też się nie skończy i wiadomo - samobójstwo.

Mam też jedno pytanie do tych co dali sobie radę z tym cholerstwem. Tzn, czy wróciły wam siły i zapał do jakichś zajęć? Pracy? Do czegokolwiek?

-- 29 października 2013, o 18:27 --
W dodatku jak widzę jak moja dziewczyna czy siostra starają się, żeby mi było dobrze to po prostu chce mi się płakać. Bo z jednej strony chcą, żeby mi było jak najlepiej, starają się, mimo, że np moja dziewczyna też ma swoje problemy a z drugiej strony widzę po nich, że zupełnie mnie nie rozumieją.

-- 29 października 2013, o 18:42 --
Kurde mam taką mieszkankę emocji, że nie wiem. Może to nie samobójstwa się boję. Może boję się po prostu tego, że będę żył w tym cierpieniu i nie będę w stanie niczego z tym życiem zrobić, a zabić się nie zabiję.
Victor
Administrator
Posty: 6548
Rejestracja: 27 marca 2010, o 00:54

29 października 2013, o 18:43

świstakejro pisze:Victor, a napisałbyś coś więcej o tym jak ryzykowałeś, jakie przy tym miałeś myśli, jakie nastawienie, jak to wyglądało. Jakie kroki podejmowałeś i co sobie wtedy myślałeś. Może to mnie też pomoże.
Ja póki co faszeruję się książką G.Szaffera i staram się robic to co on tam napisał i podchodzić do tego jak zaleca i powiem ze to działa ale jestem też ciekawa Twojej metody.

Wiesz co, jestem w trakcie pisania tematu o tym nerwica-lek-a-natretne-mysli-co-jak-i-d ... t3439.html i wolałbym tam już w pełni przedstawić jak to wyglada. Myśle że niedługo powinienem skonczyć bo akurat teraz weny brak a i mam sporo na głowie a, że ja lubie się rozpisywać to nie chce tutaj o tym pisac bo za długo bym tego posta tworzył.

Ogólnie nie do końca własciwe jest takie rozdzielanie, metod Grzegorza z metodami moimi, w ogóle trudno to nazywac "naszymi metodami", bo to co my opisujemy to nie żaden nasz wynalazek :) To sa reguły znane od lat wielu, i nie jest tajemnica, że lęk najlepiej leczy się konfrontacją i zrozumieniem go. Po prostu nam się udało oswoic lęk i dlatego o tym piszemy. A oswajanie w zasadzie zawsze działa tak samo, trzeba próbować, i przekonywac siebie, ze nerwica to nic i raz, drugi, trzeci, 30 i w końcu objawy ani lęk już nie przychodzą.

Druga rzecz to ja w zasadzie pisze to samo co Grzegosz Szaffer, tyle tylko, że bardziej skupiam się na samych myślach lękowych i oswajaniu lęku, bowiem według mnie akurat ja tego potrzebowałem i myślę, że potrzebuje tego każdy kto po prostu jest lękowcem z natury.

Nie wiem jak to napisać żeby głupio nie wyszło ale czytając stronę Grzegorza, mam wrażenie, ze Grzegorz to nie jest taki typowy lękowiec, który całe życie zmagał się z nerwicami itp
On dostał ataku paniki i na tym tle rozwineła mu się nerwica, i zastosował własnie konfrontowanie się z lękiem, mimo ataków, lęku wychodził, chodził do pracy, działał, poczytał książki o oswajaniu lęku, i doszedł do własciwych wniosków, też nie było mu łatwo, ot atak porzucić kontrolę ale jednak zrobił to, zrobił dokładnie to, ze zaryzykował.
Przecież mógł zamknąc się w domu, mógł nie chodzić do pracy, rzucić wszystko i w lęku wrócić do domu.
Mógł poddać się lękowi ale tego nie zrobił, zaryzykował i żył z objawami i atakami jakby one nie mogły mu nic zrobić, w myślach na pewno miał bagno i ciągle negował te myśli, ale po czasie po prostu lęk osłabł, bo nerwica opiera się na strachu przed tym co ma się wydarzyć, opiera się na lekowych wyobrażeniach co nam niby jest, wychodzac, ryzykując, pokazujemu naszemu umysłowi, zę niebezpieczeństwa nie ma i on odpuszcza. Lęki nie przychodzą.
Grzegorz i ja piszemy o tym samym, bowiem konfrontacja z lękiem zawsze będzie tym samym, do tego wzmacnia się wtedy nasza odporność na lęki.

U mnie np było tak, że ja akurat jestem lękowcem z natury, od 7 roku życia nerwica natręctw, w sumie czasy od dziecka do 26 roku życia to pasma nerwic, lęków społecznych, derealizacji a ostatnie 5 lat ciągłe lęki i ogólna tragedia.
Nie mogłem sobie z tym wszystkim poradzić ani lekami ani terapią (bo źle ją odbierałem) a szafera strone czytalem kiedys miliony razy chcac znalezc tam pocieszenie dla siebie, jednakze za duzo stron naraz mnie atakowalo, nie dosyć, ze ciągłe lęki, to jakieś lęki społeczne, natrectwa, depersonalizacja, ataki paniki, depresja, totalne dno.

I po prostu ja rozprawilem sie z tym dzielac to, najpierw poszly ataki paniki i agorafobia, potem depersonalizacja, w miedzy czasie przy okazji nerwica natrectw, bo jednak praca nad myslami lękwoymi przy atakach paniki daje wskazowke do leczenia natrectw.
Ja to rozlozylem ale jak juz sie za to wzialem to dosc szybko to poszlo, i wszystko polegalo na ryzykowaniu, tyle ze ja jak mowie miałem skłonności do lęku, mnie nie bylo latwo odwrocic uwagi bo w sumie nerwica to bylem ja, musialem zmierzyc sie z tym i zrozumialem ze szarpanie sie nie ma sensu, ze na tym na czym trzeba sie skupic, to przyjmowanie lęku na klate i swiadome przezywanie go a nie proby odpychania , zrozumialme ze chcial nie chcial liczy sie konfrontacja, a przede wszystkim inne nastawienie do zycia i praca nad myslami lekowymi.

Takim przykładem jest np Boston, on ma typowe myslenie nerwicowca "sam nie wiem czego sie boje" "czuje lęk bez powodu" "ale teraz to jest inaczej (gorzej) bo boje sie samobojstwa" "boje sie ze bede mial tak zawsze"

I dla przykladu,
ja bardzo balem sie depersonalizacji bowiem przez to ze sie nakrecalem trwala u mnie bardzo dlugo, i najbardziej sie balem ze bede zawsze tak cierpial. Dlatego ciagle cierpialem :)

Ryzykujac powiedzialem sobie, widocznie tak musi byc, ludzie maja rozne choroby ja dostalem "nieuleczalna" depersonalizacje i widocznie musi trwac. Od razu pojawiaja sie wtedy mysli typu "o co jesli ty dasz se spokoj a ona naprawde zostanie", wowczas mowilem i dobrze tak ma byc, ma zostac to na zawsze, widocznie musze cierpiec, ludzie gorzej cierpia a zyja, wiec i ja bede, bo w sumie objawy nie powoduja calkowitej niepelnosprawnosci.
Tym sposobem zaryzykowalem i puscilem kontrole, nie skupialem sie na objawach bo pogodzilem sie ze tak bedzie zawsze. Jaki to dalo efekt? Ze dd po 7 dniach zaczela puszczac bo strach przed nia po prostu stal sie niewazny a ja kurczowo nie trzymalem sie sprawdzania czy to jest czy tego nie ma.
Dzieki temu wyzdrowialem z depersonalizacji ktora byla moja najwieksza zmora, olalem to tak z serca.

Drugi przyklad to Boston bojacy sie samobojstwa. Naczytal sie chlopak jak to u nerwicowcow bywa i teraz pieprzy bzdury :)
Na czym polega ryzyko puszczenia kontroli w tym wypadku?
Ano polega na tym, ze Pan Boston powinien ulozyc w glowie teze, ze przede wszystkim, samo slowo BOJE SIE ZE POPELNIE SAMOBOJSTWO jest tak wielkim paradoksem ze nadaje sie do archiwum X, nie da sie bac i popelnic samobojstwa.

Ale Pan Boston jak to u nerwicowca bywa, bedzie mial od razu 157 ALE, jednym z nich moze byc, ale co jesli teraz nie czuje ale potem mi odbije i nie bede mogl zniesc lęku i to zrobie. I tak to mozna robic wiecznie i w kolko.

Zaryzykowanie w tym wypadku polega na poddaniu wartosci, (z szafera poddaj swoj skarb) jakim jest kurczowe trzymanie sie wizji popelnienia samobojstwa, Boston powienien powiedziec sprawdzam nerwicy i powiedziec, ' popelnie to popelnie, chodz nerwiczko sprawdzam cie" a tak on nie puszcza kontroli tylko codziennie mysli czy popelni czy nie i kontroluje jak sie czuje, w efekcie gowno mu to wszystko da a jedynie nakeca lęki i pogarsza samopoczucie, licząc na cud na terapii.

Zaryzykowanie polega na tym, ze wszystko co mowi i wszystko czym straszy nerwica, dotyczy tego co ma sie wydarzyc, bo objawy tak niby wskazuja, objawy nerwicy byly straszne sa i będa tak samo jak lęk, ale to wszystko ma charakter czasowy i jest do zniesienia, co kazdy wieloletni nerwicowiec potwierdzic moze.

Zaryzykowanie polega na wyjsciu poza te obawy i powiedzenie sprawdzam, bowiem to co nerwica podpowiada, te wszystkie obawy, o smierc, samobojstwo, choroby, itp itd jest zwiazane z rzekoma przyszloscia, natomiast zadne z objawow lęku ani sam lęk nic nie ma z tym wspolnego.
Zadna ta obawa tak naprawde nie spelni sie, to jest tylko lęk, wiec nie ma sensu teraz tu w tej chwili martwic sie czy umre na raka, zawal czy popenie samobojstwo bo w tym momencie nie ma takiego ryzyka, a to co sie zdarzy za rok, 10 czy 30 lat nikt przewidziec nie moze.
I nie warto teraz zycia tracić na lęk i dlatego warto powiedziec sprawdzam, "dawaj to "samobojstwo" mam cierpiec "dawaj bede cierpiec" w wyniku tego obniza sie napiecia, tyle ze trzeba to postanowic i prawdziwie miec w dupie.
Oczywiscie nic sie nie dzieje ani nic nam nie stanie i dzieki temu pokonujemy lęk.

Bo konfrontacją z lękiem to tez konfontacja z myslami lękowymi. Oczywiscie za pierwszym razem moze to nic nie dac, ale to wymaga prob i praktyki, za ktoryms tam razem po prostu przestajemy sie bac, bo widzimy ze nic za ta granica zla rzekomego nie ma.

"Lepiej polenic samobojstwo tu i teraz niz tak sie glupio borykac z lękiem", to sa moje ulubione powiedzonka jakie stosowalem podczas ryzykowania, ryzykowanie tu trzeba wziąc w cudzysłów bo tak naprawde ryzyka w tym nie ma zadnego realnie ale jednak dla nerwicowca mysli owszem.

I tak naprawde każdy objaw i obawe nerwicową rozpracowywuje się tak samo. Niech bedzie co ma byc, pokaz nerwico na co cie stac. Jak mówię krok po kroku i uczymy się takiego odwracania lękowego świrowania. Bo nerwica nas nakeciła, teraz trzeba to powoli odkręcić i przestać być takim lękliwym o wszystko człowiekiem.
Wielkiej filozofii nie ma jedynie potrzebna silna wola i powiedzenie sprawdzam, co tam jest nerwiczko za ta twoją straszną granicą. A tam nie ma niczego, po prostu niczego, zaręczam wam, ze jesli będziecie miec ciężką chorobę, zawał, będziecie chcieli popełnic samobójstwo to będziecie o tym wiedzieć, bo to się wie po prostu a nie się tego boi, natomiast ten obecny lęk nijaj się ma do rzeczywistości, on straszy, on ma spowodowac, ze będziecie o nim mylsec i się go bac co mu sie zwykle udaje.
Spytaj się Boston swojej nerwiczki kiedy to samobójstwo bo może zdążysz na piwko skoczyć :D

Trudne to jest z jednego powodu, konfrontacja ze strachem zawsze jest dośc trudna ale tylko na poczatku.
Patrz, Żyj i Rozmyślaj w taki sposób... aby móc tworzyć własne "cytaty".
Historia moich zaburzeń lękowych i odburzania
Moje stany derealizacji i depersonalizacji i odburzanie


Przykro mi jeżeli na odpowiedź na PW czekasz bardzo długo, niestety ze mną tak może z różnych powodów być :)
katka77
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 100
Rejestracja: 6 października 2013, o 11:04

29 października 2013, o 19:49

Viktor, a jak to jest, że jak u kogoś (u mnie) tak długo to trwa (3 lata), cały czas źle się czuję i czy to możliwe, że jak już nieświadomie tym samopoczuciem złym się nakręcam? Jak z automatu? Już nie boję się jak Boston choroby, czy śmierci.
Victor
Administrator
Posty: 6548
Rejestracja: 27 marca 2010, o 00:54

29 października 2013, o 19:58

No na pewno, czegoś się obawiasz na pewno, inaczej bys się tak nie martwiła tymi objawami, a nawet jeśli nie to juz sam fakt tego że sie zle czujesz i pamietasz o tym ze wiecznie sie zle czulas moze to nakrecac. ja bym z tym nie walczyl ale zarazem porzucil ta kontrole, wiesz to czytanie z kartki o objawach i po prostu mial to gdzies jakis czas, bedzie zle? widac tak musi byc ale grunt aby tym sie nie przejmowac, wszelki syf nerwicowy minie wtedy.
Patrz, Żyj i Rozmyślaj w taki sposób... aby móc tworzyć własne "cytaty".
Historia moich zaburzeń lękowych i odburzania
Moje stany derealizacji i depersonalizacji i odburzanie


Przykro mi jeżeli na odpowiedź na PW czekasz bardzo długo, niestety ze mną tak może z różnych powodów być :)
Awatar użytkownika
Boston
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 37
Rejestracja: 24 października 2013, o 13:23

30 października 2013, o 12:30

Hm właśnie sie zastanawiałem jak tutaj zacząć ignorowanie lęku o samobójstwo, bo mam wrażenie, ze tak jak kiedyś co rano budzilem sie i monitorowalem czy wszystko ze mną w porządku to teraz budze sie i sprawdzam czy nadal boje sie samobojstwa, wychodzi, ze sie boje i wszystko sie zaczyna. Teraz mam nadzieje, wiem. Chyba rzeczywiście spróbuje powiedzieć sobie, dawaj nerwico zobaczymy co tam masz. Zobaczmy co będzie, dzięki za rady. Lżej mi.

-- 30 października 2013, o 12:05 --
Zrobiłem jak radziłeś. Powiedziałem sobie wczoraj wieczorem po przeczytaniu Twojego posta: dobra, to dawaj, dawaj to napięcie którego nie wytrzymam! Lęk zaczął gwałtownie spadać, i spadł do takiego poziomu, że prawie go nie czułem. Byłem wyluzowany i szczęśliwy, od razu zająłem się rzeczami które zwykle sprawiały mi przyjemność, czyli strony o sprzecie fotograficznym, filmy itp. Zasnąłem spokojny i i zadowolony. Noc przebiegła bezproblemowo.

Niestety po całkiem pozytywnym przebudzeniu, zaraz przypłynęły myśli, czy nie chce się zabić, czy nie mam depresji. Oczywiście przegrałem i poziom lęku znowu wzrósł. Co prawna nie jest chyba tak strasznie jak wczoraj, czy przez kilka ostatnich dni, ale i tak jest ciężko. Nawet jeśli staram się sobie powiedzieć, no dawaj, nerwico, najwyżej ze sobą skończę, to jednak nie ma to już takiej mocy.

-- 30 października 2013, o 12:14 --
Kurde jednak chyba tej depresji boję się najbardziej. Dzisiaj jak jechałem samochodem z siostrą to miałem takie myśli: kurde wszyscy naokoło jakoś funkcjonują, znaleźli jakoś zajęcie, które wykonują i czują się z tym dobrze, a ja? Ja pomyślałem o pracy, którą ewentualnie miałbym wykonywać i przygniotła mnie myśl, że tak naprawdę wszystkie prace umysłowe, to tylko przekładanie papierków, to wszystko nic nie znaczy. I to oczywiście wzmogło moje napięcie, z którym teraz nie mogę sobie poradzić.

-- 30 października 2013, o 13:10 --
I że nigdy nie znajdę niczego co będzie dla mnie wystarczająco ważne by dać mi satysfakcję.

A przecież nigdy wcześniej nie miałem takich myśli, pierwszy raz zdarzyło sie to dopiero ok miesiąca temu. Cholernie się tego boję. To nawet nie jest smutek, to taki obrzydliwy przygniatający lęk. W ogóle to wszystko to lęk jest. A największy o to, że się w to wkopałem i już nie wyjdę.

-- 30 października 2013, o 13:30 --
A wszyscy wokół tacy szczęśliwi, bo normalni.
Divin
Administrator
Posty: 1889
Rejestracja: 11 maja 2013, o 02:54

30 października 2013, o 12:52

Boston, nerwica to przede wszystkim zaburzenie myśli. Po przebudzeniu lękowiec zawsze odczuwa strach. Dlaczego? Ponieaż budzi się Twój system myśli. Tak jak włączasz komputer i pojawia się logo systemu. Tak samo jest po przebudzeniu. Victor słusznie pisze o porzuceniu kontroli. W 100% popieram. Właśnie na tym to polega, gdy przychodzi jakaś myśl to obniżaj jej wartość. Na myśli samobójcze i wszelkie inne myśli opisałem oststnio techikę: 'zamiana wizualiacyjna'. Znajdziesz ją tutaj: rozbijamy-lek-zamiana-wizualizacyjna-t3413.html

Aby rozbić lęk musisz zmniejszyć mu te wielkie oczy. Bo pamiętaj, lęk ma TYLKO wielki oczy. Niczego więcej wielkiego nie ma. A Ty jako nerwicowiec non stop sie kontrolujesz, myślisz, analizujesz. To już pokazuje że masz pełną świadomość nad samym sobą. Właśnie to jest ten największy paradoks. Zaburzony uważa że straci panowanie nad sobą, coś sobie zrobi itp. Jednak on cały czas się kontroluje, wszystko analizuje itp. Czy to nie świadczy o świetnym zdrowiu psychicznym? Pojawiają się myśli wywołane lękiem czyli lękowe iluzje a Ty i tak to rozgryzasz, analizujesz i się tym przejmujesz. Nie akceptujesz treści tej myśli, wiesz że się nie chcesz zabić. To jest to, to jest dowód Twojej pełnej świadomości. Dlatego takie nakręcanie się że coś sobie zrobisz wbrew swojej woli lub że Ci 'palma odbije' jest fikcją. Zwykłą iluzją spowodowaną przez Twoje obawy i lęki przed daną myślą.

Mnie myśli samobójcze trzymały z około pół roku. Byłem na hipnoterapii i dzięki niej usunąłem ten obraz związany z konretnym miejscem samobójstwa który mnie nawiedział dniami i nocami. Jednak samą myśl o samobójstwie nie zneutralizowałem do końca. Nadal ją miałem w podtekście i to co starałem się z nią robić to właśnie ją ośmieszać. Zamieniać na taki obraz i treść która zamiast przerażenia wywoła uśmiech. I tak wymyśliłem sobie że samobójstwo to również może oznaczać samobója w piłce nożnej. Czyli że stoje sobie na bramce i sam strzelam sobie samobója. (ja stałem i ja strzelałem, rozszczepienie jażni :D ). Ten Obraz wywołał całkowicie inne emocje aniżeli podcinanie sobie gardła/skrcanie karku itp. On mi uświadomił że przecież to nie ma sensu. Po co mam sobie sam sobie szkodzić? Po co wierzyć iluzji lękowej i myśleć że całe moje życie już nie ulegnie zmianie?. Dlaczego miałbym przekreślić człe moje życie zpowodu jednego roku zaburzenia? Przecież to jest nie logiczne. Działanie czysto emocjonalne a takie zazwyczaj jest zgubne. Pamiętaj: Obraz mentalny = emocja. Dlatego tak ważne przy myślach natrętnych jest zamiana tego obrazu by pojawiały się inne emocje.

Reasumując: Nabierz dystansu do nich nie obawiaj się tego czego nie zrobisz z uwagi na to że jesteś zdrowy psychicznie i masz pełną świadomość oraz moralność swoich czynów. :)

P.S. Nie jesteś tylko emocjami a tak właściwie to w ogóle nimi nie jesteś. Więcej o tym tutaj -----> malpi-paradoks-t3420.html
'Dopóki walczysz, jesteś zwycięzcą'
'Lepiej jest umrzeć stojąc, niż żyć na kolanach.'
'Puk puk, strach puka do drzwi, otwiera mu odwaga a tam nikogo nie ma.'
Jest dobrze, dobrze. Jest źle, też dobrze
'Odwaga to nie brak strachu, to działanie pomimo strachu'
Ty nie jesteś zaburzeniem, a zaburzenie nie jest Tobą
Odburzony
Konsultacja Skype
Aneta
Odburzony i pomocny użytkownik
Posty: 1255
Rejestracja: 29 października 2010, o 03:03

30 października 2013, o 13:19

Boston pisze:Hm właśnie sie zastanawiałem jak tutaj zacząć ignorowanie lęku o samobójstwo, bo mam wrażenie, ze tak jak kiedyś co rano budzilem sie i monitorowalem czy wszystko ze mną w porządku to teraz budze sie i sprawdzam czy nadal boje sie samobojstwa, wychodzi, ze sie boje i wszystko sie zaczyna. Teraz mam nadzieje, wiem. Chyba rzeczywiście spróbuje powiedzieć sobie, dawaj nerwico zobaczymy co tam masz. Zobaczmy co będzie, dzięki za rady. Lżej mi.

-- 30 października 2013, o 12:05 --
Zrobiłem jak radziłeś. Powiedziałem sobie wczoraj wieczorem po przeczytaniu Twojego posta: dobra, to dawaj, dawaj to napięcie którego nie wytrzymam! Lęk zaczął gwałtownie spadać, i spadł do takiego poziomu, że prawie go nie czułem. Byłem wyluzowany i szczęśliwy, od razu zająłem się rzeczami które zwykle sprawiały mi przyjemność, czyli strony o sprzecie fotograficznym, filmy itp. Zasnąłem spokojny i i zadowolony. Noc przebiegła bezproblemowo.

Niestety po całkiem pozytywnym przebudzeniu, zaraz przypłynęły myśli, czy nie chce się zabić, czy nie mam depresji. Oczywiście przegrałem i poziom lęku znowu wzrósł. Co prawna nie jest chyba tak strasznie jak wczoraj, czy przez kilka ostatnich dni, ale i tak jest ciężko. Nawet jeśli staram się sobie powiedzieć, no dawaj, nerwico, najwyżej ze sobą skończę, to jednak nie ma to już takiej mocy.

-- 30 października 2013, o 12:14 --
Kurde jednak chyba tej depresji boję się najbardziej. Dzisiaj jak jechałem samochodem z siostrą to miałem takie myśli: kurde wszyscy naokoło jakoś funkcjonują, znaleźli jakoś zajęcie, które wykonują i czują się z tym dobrze, a ja? Ja pomyślałem o pracy, którą ewentualnie miałbym wykonywać i przygniotła mnie myśl, że tak naprawdę wszystkie prace umysłowe, to tylko przekładanie papierków, to wszystko nic nie znaczy. I to oczywiście wzmogło moje napięcie, z którym teraz nie mogę sobie poradzić.

-- 30 października 2013, o 13:10 --
I że nigdy nie znajdę niczego co będzie dla mnie wystarczająco ważne by dać mi satysfakcję.

A przecież nigdy wcześniej nie miałem takich myśli, pierwszy raz zdarzyło sie to dopiero ok miesiąca temu. Cholernie się tego boję. To nawet nie jest smutek, to taki obrzydliwy przygniatający lęk. W ogóle to wszystko to lęk jest. A największy o to, że się w to wkopałem i już nie wyjdę.

-- 30 października 2013, o 13:30 --
A wszyscy wokół tacy szczęśliwi, bo normalni.

Tyle ze to wymaga powtarzania to wkolo i wkolo, jedna jaskolka jak to mowia wiosny nie czyni. Dzis tez to probuj, to od razu nie przyjdzie olsnienie, potrzeba troche praktyki. To ze po jednym razie przyszly nowe mysli to norma ale to nowe mysli tez tak trzeba zignorowac.
Awatar użytkownika
świstakejro
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 93
Rejestracja: 24 czerwca 2013, o 12:50

30 października 2013, o 16:08

Boston, jak pisałam miałam dokładnie to samo co ty, męczyło mnie prawie cały wrzesień. Z resztą z nerwicą zabawiam sie już 11 lat, raz jest lepiej raz gorzej, początki były koszmarne, potem kilka lat w miarę spokoju, potem 4 lata temu miałam taki atak lękowy jak jechałam metrem że nabawiłam się dodatkowo agorafobii z którą do dzisiaj walcze a metrem nie jeździłam przez 3 lata. rok temu poszłam na terapię behawioralno-poznawczą. Jako że moim jedynym problemem jak na tamte czasy była agorafobia toteż na terapii skupiliśmy sie na tym problemie i faktycznie po 6ciu miesiącach terapii byłam w stanie jechać metrem do centrum W-wy a przez 3 lata nie przejechałam nawet 1 stacji takie miałam lęki. Wszystko ładnie pięknie a tu jechałam w czerwcu metrem w nocy i tak sobie pomyślałam że jest późno i kto mnie uratuje jak dostanę ataku jak wszyscy znajomi śpią? i Kurcze ataku dostałam. No i wtedy się zaczęła jazda. Z dnia na dzień coraz gorsze lęki. bałam sie zostac sama w domu choćby na godzinę, bałam sie nawet wyjść z psem pod blok. Jakoś tam powoli tą agorafobie pokonywałam ale nie to było największym piekłem.
W nerwicy najgorzym piekłem jest MYŚL. Myśl jest głównym sprawcą naszego samopoczucia, naszych tortur i lęków.
W ciagu 2 tygodni rzuciłam jedną i drugą pracę i tata mnie zgarnął z całym dobytkiem do rodzinnego domu w świętokrzyskim bo w takim byłam stanie.
Myśli samobójcze natrętne, myśli że kogoś mogę zabić z rodziny, bałam się jak kroiłam chleb że wbiję bo mamie albo ze w nocy mi odbije i wszystkich pozabijam albo siebie zabije. Jak widać nadal żyję i w więzieniu nie siedzę.
Schudłam 7kg!!!
Znalazłam pracę u siebie i tak już wegetuje od sierpnia.
Lęki maiłam straszne: że mam schizofrenie (naczytałam sie w internecie o objawach i tylko czekałam czy przypadkiem jakichś nie mam)
Potem sobie wkreciłam że mam depresje psychotyczną i czekają mnie elektrowstrząsy
Potem ze moge mieć depresje i żaden ciekawy los mnie nie czeka, ze wszystko jest bez sensu, po co życ
Oczywiście tym wszystkim myślom towarzyszył ogromny ładunek lękowy, im więcej myśli tym wiecej lęku, im więcej lęku tym się bardziej bałam że czeka mnie nieuchronny koniec.
Bałam się że bede miec depresje i nie bede mogła wstać rano z łóżka i iść do pracy, bałam sie ze nie bede mogła jeść bo popadnę w katatonię i bedą mnie musieli karmić sondą albo mnie zamkną w szpitalu i będę jak warzywo.
Typowe myśli nerwicowca.
Nadal je mam, ale czuję się lepiej niż wtedy.
Dlaczego?
Bo jak mnie nachodzi taka myśl i oczywyście towarzyszący jej lęk to myślę sobie tak :,,To normalne że mam takie myśli, przecież mam nerwicę a w nerwicy się ma takie myśli.Normalne że czuję lęk, na tym polega nerwica lękowa.Będą mnie te myśli męczyć jeszcze przez jakiś czas ale wiem że miną jak nie będe się na nich skupiać"
Albo myślę sobie tak: ,,O, znowu mi nerwico wymyślasz jakieś głupoty, ciekawe co tym razem.MAsakra, jaka ja jestem głupia" i się uśmiecham do siebie
Oczywiście nie zawsze mi się to udaje ale powoli nabieram wprawy.Najgorzej jest jak pomyślę ,,o nie,znowu mnie te myśli nachodzą. A co jeśli to nie minie, a co by się stało gdyby faktycznie...." no i wtedy się zaczyna jazda.Zaczynam się wkrecać i jestem potem zła na siebie ze znowu sie dałam nabrac mojej nerwicy.
Chodzi o to Boston że jak cię nachodzi myśl o popełnieniu samobójstwa to mysl sobie tak ,,Znowu ta myśl, to normalne że mnie nachodzi bo przecież mam nerwice.Wszyscy w nerwicy mają takie myśli. Czuję lęk?To normalne,każdy czuje.Mogę mieć takie myśli a tymczasem zajmę się obiadem.Pójdę i sobie coś dobrego zrobię do jedzenia"albo pomyśl że musisz się zajać czym tam masz akurat ochotę.
Mnie to bardzo pomogło. W ciągu miesiaca lęk się trochę obniżył. Też mnie non stop nachodzą różne myśli i mnei straszą ale najgorsze co możemy zrobić to bezczynność.Trzeba te myśli akceptować że się pojawiają i że nas straszą ale mimo tego robić coś w domu czy w pracy, cokolwiek.
Musisz pozwolić sobie umrzeć żebyś mógł dalej żyć
Awatar użytkownika
Boston
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 37
Rejestracja: 24 października 2013, o 13:23

30 października 2013, o 18:39

Ok,dziękuję wszystkim za odpowiedzi. Postaram się stosować do waszych rad. Na razie poszedłem za radą Victora. Powiedziałem sobie znowu, trudno niech się dzieje co chce, jak już będę w takim złym stanie, że nie będę mógł wytrzymać to wtedy ze sobą skończę. I okazało się, że lęk znów gwałtownie zmalał do jakichś 30 %. Kurde normalnie aż się wzruszyłem, że tak poszło. Wystarczyło na całą podróż samochodem z Krakowa do Zielonej Góry. Tylko w czasie jazdy zaczęły mnie dręczyć wątpliwości. Czy nie posunąłem się za daleko? Czy to nie jest właśnie torowanie sobie drogi w stronę tego rozwiązania? Bo mówiąc szczerze to czasami mam wrażenie, że to wyjście wydaje mi się atrakcyjne co powoduje od razu wzrost lęku do gigantycznych rozmiarów.

No i co z tym płaczem? Jak tylko zaczynam o tym opowiadać, albo jestem w wielkim napięciu to po prostu mam ochotę ryczeć.
Ostatnio zmieniony 30 października 2013, o 18:41 przez Boston, łącznie zmieniany 1 raz.
katka77
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 100
Rejestracja: 6 października 2013, o 11:04

30 października 2013, o 18:41

Ja też sobie tak myślę :"nerwico dawaj, zrób co chcesz, jeśli masz ochotę", ale te myśli tak ciężko się przebijają,cholernie ciężko i nadal źle. Zresztą ja sobie myślę, że chyba nikt ni czuje się tak źle jak ja. Ludzie sobie jakoś żyją, robią wszystko i jak mogą czuć się dobrze. Ale ten egocentryzm to chyba typowo nerwicowy jest.
Aneta
Odburzony i pomocny użytkownik
Posty: 1255
Rejestracja: 29 października 2010, o 03:03

30 października 2013, o 19:24

Boston ale placz to naturalna sprawa kiedy czujemy sie tak bezsilni jak to w takich lękach bywa. Moim zdaniem jak czujesz ze musisz to placz, czasem placz pomaga sie wyciszyc bo wywala emocje z nas.

Co do mysli to warto chyba dodac ze od samego powiedzenia sobie jakis slow daleka droga do prawdziwego zaniechania sprawdzania objawow. Nie wystarczy sobie powiedziec ale jak za chwile przyjda kolejne mysli to trzeba i kolejny raz powiedziec i prawdziwie zaniechac. Bo to glownie chodzi o prawdziwe zaniechanie tego sprawdzania i analizowania a nie tylko o slowa ktore sobie w myslach powtarzasz.
ODPOWIEDZ