Zakładam nowy temat bo już nawet nie mam głowy do tego,gdzie to napisać. Jestem na skraju wyczerpania psychicznego, nie mam się komu wygadać więc niestety wy będziecie musieli to czytać. Wpadłam w jakiś maraton hipochondryczny (oby tylko! Cały czas się próbuje tak uspokajać), od poczatku grudnia zaczęłam się źle czuć, katar, kaszel, bol gardła - klasyk. Podleczylam się, było kilka dni lepiej i nagle pojawił się jednostronny ból gardła który trwał cztery miesiące(!) Wywaliło mi na szyi bardzo dużo węzłów chłonnych, nadobojczykowe również. W tym czasie byłam u dwóch laryngologów, miałam robione USG węzłów - odczynowe, niepodejrzane ale radiolog zrobił wielkie oczy że jest ich tak dużo. Morfologia z końca lutego wg lekarza "jak na konkurs". Rtg klatki piersiowej miałam robione na niedługo przed tym chorowaniem - jakoś koniec października i wtedy wszystko było ok. Końcowa diagnoza laryngologa to zapalenie węzłów chlonnych. Powiedział, że nic mi na to nie da - trzeba czekać. Mam u niego kolejną wizytę na 26maja. Ostatnio podczytywałam sobie tutaj forum i ktoś się obawiał że moze mieć guza pancoasta ale że przy tym boli bark. A mnie właśnie ciągle pobolewa ale to ignorowałam

W każdym razie - jestem tym wszystkim wykończona, chce mi się wyć, badania wychodzą dobrze ale lekarze sami mówią że tak nie powinno być i rozkładają ręce a ja nie wiem jak sobie pomóc, dodatkowo nerwica mnie nakręciła takim strachem, ze ledwo funkcjonuję, skupiam się totalnie na swoim ciele i obsesyjnie o tym myślę


Jeśli rtg bez skierowania nie da rady zrobić od ręki to zrobię rano morfologię , ob i marker nowotworowy w tym kierunku.
Sory za ten za ten cały bełkot, liczę że trochę nerwów że mnie zejdzie

P.s. przez strach przed najnowszym rakiem, zapomniałam dodać, że ten mój ból gardła to wg google był rak krtani. miałam wszystkie objawy - ból jednostronny, promieniujący do ucha, węzły wywalone w kosmos no i wisienka na torcie - czułam wyraźnie guza, nieustannie, ciągle w tym samym miejscu. 4 zasrane miesiące. Jak to możliwe?
