Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?
Czy ja ją/jego kocham? Zanik uczuć? Strata emocji?
-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 64
- Rejestracja: 9 grudnia 2022, o 12:12
spokojnie kochana, widać nadal ze to nerwica po samym sposobie w jaki to napisalaskinga27 pisze: ↑25 maja 2023, o 11:39Właśnie też tak mam tylko że bez lęku, jakoś tak mi wszystko obojętne, on mnie ciągle wkurza i ciągle mam myśli o moim byłym chłopaku, o ile to można tak nazwać bo ja miałam wtedy 15 lat i byłam z nim 3 miesiące i tak mi to w głowie siedzi, nie chce o tym myślęc, w ogóle nie mam ochoty na spędzanie czasu z moim chłopakiem, czepiam siee go o byle co bo nie robi czegoś tak jak ja chcę, też mam takie wrażenie że mi siee nie podoba itd i myślę że co jak to nie rocd i myślę że to samo przeszli ale mam nadzieję ze nie ... Najwięcej mam odczuć negatywnych myśli już prawie wcale i też od początku związku prawie mi te myśli towarzyszą, w lipcu bedxie 2 lata. Możliwe że mój mozg jest już tym zmęczony i nastąpiło odcidcie od uczuć i emocji? Tylko wyddsje mi sie ze ja emocje odczuwam w innych kwestiach albo takie są płytkie... Przepraszam za chaotyczność już nie wiem co mam pisaćnicxe pisze: ↑24 maja 2023, o 18:27a ja właśnie nje wiem czy zwracam, nie wiem już czy to dalej rocd czy nie mimo ze jestem z moim facetem już długo i mecze się z tym od praktycznie samego początku związku, to moj pierwszy zdrowy związek z facetem którego pragnęłam od zawsze, każdy jego cal mi się podobał a teraz jak sobie go wyobrażam albo jak go widzę to czuje lęk i nie wiem takie jakby obrzydzenie, mam myśli ze jest brzydki itp… Ale ROCD chyba nie może tak o zniknąć i przerodzić się w rzecztwisty brak uczuć?



-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 300
- Rejestracja: 20 stycznia 2022, o 10:43
Ale ja już nie czuje że go kocham, nie czuje że go wybieram... Ja nic nie czuje choćbym chciała... Ale dziś mnie mniej denerwuje chociaż tyle... Ale uczuć 0. Tak myślisz że to serio nerwica? Ja nie chciałabym mieć tak że nie chce spędzać z nim czasu... Właśnie chciałabym chcieć i chciałabym coś czuć...nicxe pisze: ↑26 maja 2023, o 17:37spokojnie kochana, widać nadal ze to nerwica po samym sposobie w jaki to napisalaskinga27 pisze: ↑25 maja 2023, o 11:39Właśnie też tak mam tylko że bez lęku, jakoś tak mi wszystko obojętne, on mnie ciągle wkurza i ciągle mam myśli o moim byłym chłopaku, o ile to można tak nazwać bo ja miałam wtedy 15 lat i byłam z nim 3 miesiące i tak mi to w głowie siedzi, nie chce o tym myślęc, w ogóle nie mam ochoty na spędzanie czasu z moim chłopakiem, czepiam siee go o byle co bo nie robi czegoś tak jak ja chcę, też mam takie wrażenie że mi siee nie podoba itd i myślę że co jak to nie rocd i myślę że to samo przeszli ale mam nadzieję ze nie ... Najwięcej mam odczuć negatywnych myśli już prawie wcale i też od początku związku prawie mi te myśli towarzyszą, w lipcu bedxie 2 lata. Możliwe że mój mozg jest już tym zmęczony i nastąpiło odcidcie od uczuć i emocji? Tylko wyddsje mi sie ze ja emocje odczuwam w innych kwestiach albo takie są płytkie... Przepraszam za chaotyczność już nie wiem co mam pisaćnicxe pisze: ↑24 maja 2023, o 18:27
a ja właśnie nje wiem czy zwracam, nie wiem już czy to dalej rocd czy nie mimo ze jestem z moim facetem już długo i mecze się z tym od praktycznie samego początku związku, to moj pierwszy zdrowy związek z facetem którego pragnęłam od zawsze, każdy jego cal mi się podobał a teraz jak sobie go wyobrażam albo jak go widzę to czuje lęk i nie wiem takie jakby obrzydzenie, mam myśli ze jest brzydki itp… Ale ROCD chyba nie może tak o zniknąć i przerodzić się w rzecztwisty brak uczuć?Myślę, ze serio jesteś już tym zmęczona i tyle. Zastanów się, czy gdyvys go nie kochała to byłabyś z nim 2 lata? Zakładam ze wcześniej tez tak już miałaś ale twoja głowa to wypiera i traktuje jak coś ,,nowego’’. Z reszta, nawet ,,zdrowe’’ osoby nie maja czasem chęci na spędzanie czasu z partnerem/ką, to zupełnie nic złego
Jeżeli chcualbys popisać to śmiało, pisz
![]()
-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 60
- Rejestracja: 9 sierpnia 2022, o 02:39
Cześć, dawno mnie tu nie było i już myślałam, że wszystko przechodzi, ale jednak nie. Sytuacja wygląda tak, że widzimy się z moim partnerem raz na tydzień i odczuwam wrażenie, jakbym mogła żyć sama, bez niego. Przez takie myśli chce mi się płakać. To poczucie, że jego tak naprawdę mogłoby go nie być i wszystko byłoby takie samo mnie przeraża. Poza tym pojawia się myślenie, że może już dawno się wszystko wypaliło, a ja tylko zganiam to na nerwicę, że skoro on jest tylko na jeden dzień to właściwie jakbyś była singielką. Wiem, że to, że się widzimy tak rzadko to realny problem, ale to myślenie musi być nerwicowe, prawda?... Dodam też, że on pracuje, ja mam szkołę - trudno się widzieć w tygodniu... Co jakiś czas uderzają mnie myśli o tych spotkaniach, potem przechodzi, ale teraz to wszystko wydaje się takie realistyczne... Albo tak dawno nie było tych myśli, że czuję jakby to było coś nowego. Oh i jeszcze strach - skoro potrzebuję więcej spotkań, to czy jeśli poznałabym kogoś, kto byłby mi w stanie ten czas poświęcać, to czy zakochałabym się w tym kimś? Skoro nie mogę się spotykać z moim chłopakiem w tygodniu? Czuję się obrzydliwe i przeraża mnie to, że nie ufam sobie i własnej głowie. Widzę siebie w najgorszej wersji - atencjuszkę, zakochującej się w każdym kto przyjdzie. Często się uspokajam, że nieraz spotykałam się z przyjaciółmi i wcale się nie zakochiwałam w nikim, a spotykaliśmy się z chłopakiem tak samo tylko w weekendy. Ale to wszystko jest tak realne... Jakbym zaraz miała go rzucić i pójść do kogoś, kto mi daje atencje... Miał ktoś podobne myśli/odczucia, albo chociażby to samo wrażenie i postrzeganie siebie? 

-
- Dyżurny na forum Odważny VIP
- Posty: 1179
- Rejestracja: 23 września 2019, o 00:43
To są typowe nerwicowe dyrdymały, tak naprawdę z dupy i o niczym, ale pojawiają się i będą się jeszcze w Twoim życiu pojawiać, ponieważ są to tematy, które wyjątkowo Cię zajmują i wciągają, a co za tym, są idealne na temat zastępczy. Musisz mieć na uwadze, że Twoja głowa będzie uparcia wracać do angażowania Cię w te "problemy", ponieważ dla niej jest to rozwiązanie (mechanizm obronny). Twoją rolą jest tu nie dać się w to wciągnąć i pomimo obaw i wątpliwości zawierzyć (powtórzę raz jeszcze pomimo wątpliwości), że to nerwicowe i nie angażować się w to.blue_monday pisze: ↑28 maja 2023, o 00:24Cześć, dawno mnie tu nie było i już myślałam, że wszystko przechodzi, ale jednak nie. Sytuacja wygląda tak, że widzimy się z moim partnerem raz na tydzień i odczuwam wrażenie, jakbym mogła żyć sama, bez niego. Przez takie myśli chce mi się płakać. To poczucie, że jego tak naprawdę mogłoby go nie być i wszystko byłoby takie samo mnie przeraża. Poza tym pojawia się myślenie, że może już dawno się wszystko wypaliło, a ja tylko zganiam to na nerwicę, że skoro on jest tylko na jeden dzień to właściwie jakbyś była singielką. Wiem, że to, że się widzimy tak rzadko to realny problem, ale to myślenie musi być nerwicowe, prawda?... Dodam też, że on pracuje, ja mam szkołę - trudno się widzieć w tygodniu... Co jakiś czas uderzają mnie myśli o tych spotkaniach, potem przechodzi, ale teraz to wszystko wydaje się takie realistyczne... Albo tak dawno nie było tych myśli, że czuję jakby to było coś nowego. Oh i jeszcze strach - skoro potrzebuję więcej spotkań, to czy jeśli poznałabym kogoś, kto byłby mi w stanie ten czas poświęcać, to czy zakochałabym się w tym kimś? Skoro nie mogę się spotykać z moim chłopakiem w tygodniu? Czuję się obrzydliwe i przeraża mnie to, że nie ufam sobie i własnej głowie. Widzę siebie w najgorszej wersji - atencjuszkę, zakochującej się w każdym kto przyjdzie. Często się uspokajam, że nieraz spotykałam się z przyjaciółmi i wcale się nie zakochiwałam w nikim, a spotykaliśmy się z chłopakiem tak samo tylko w weekendy. Ale to wszystko jest tak realne... Jakbym zaraz miała go rzucić i pójść do kogoś, kto mi daje atencje... Miał ktoś podobne myśli/odczucia, albo chociażby to samo wrażenie i postrzeganie siebie?![]()
https://www.czlowiekczujacy.pl
Niestety nie jestem w stanie odpowiadać na wszystkie wiadomości na priv, dlatego zrobiłam bloga.
Niestety nie jestem w stanie odpowiadać na wszystkie wiadomości na priv, dlatego zrobiłam bloga.
-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 7
- Rejestracja: 31 maja 2022, o 19:26
Hejka, widzę że Twój wpis został zasypany innymi, więc postaram się jakoś pomóc.estrella1982 pisze: ↑4 maja 2023, o 14:41Cześć wszystkim
Jestem tu nowa...i jestem jedną z Was. Chciałam się zarejestrować jakiś miesiąc temu, ale powstrzymałam się przed zaglądaniem i czytaniem. Postawiłam się moim kompulsjom, szukaniu w internecie i formach... Jedyne na co sobie pozwałam to zdobywanie wiedzy na temat nerwicy natręctw, mechanizmów i schematów. Przyszedł jednak moment, w którym poczułam że potrzebuję wsparcia...kogoś kto wie o czym mówię, co mnie boli... Wasze historie są jak moje, moje jak Wasze...a jednak jestem w tym już tak głęboko że już tracę orientację co jest wkrętem nerwicowym a co nie...
Jestem żoną i mamą 5 dzieci. Z moim mężem jestem od 25 lat. Niemal od początku miewałam jakieś rozterki, które można sprowadzić do jednego mianownika- lęku żeby coś się nie zepsuło...Łagodne to było... Przyszedł pierwszy epizod ROCD jakieś 20 lat temu. Kocham czy nie kocham... Męczyłam się okropnie, nie jadłam, nie spałam, chudłam, załamałam się strasznie. Rozstaliśmy się na pół roku. Wróciliśmy do siebie, wzięliśmy ślub. Pierwsze z naszych dzieci umarło...wtedy miałam kolejny rzut ROCD. Myśl "nie chcę już z nim być" ale bez żadnego powodu i całkowity brak zgody we mnie na to...walczyłam, męczyłam się chyba jeszcze gorzej niż za pierwszym razem... Podjęłam terapię, dużo pomogła mi wiara, zaszłam w ciążę...i powoli z tego wyszłam. Było dobrze przez ostatnich kolejnych 10 lat. Rodziły nam się kolejne dzieci... Często niepokoiłam się czy nie kocham za mało, czy na pewno wszystko jest ok...ale wiedziałam że jestem na swoim miejscu, że kocham, że to jest sens mojego życia, z każdym rokiem czułam że jest lepiej...Było wszystko- intymność, zaangażowanie, namiętność pomimo tylu lat razem... Ostatni rok pomimo wielu trudności (choroby, odejścia bliskich..) był dla nas piękny. Czułam się wdzięczna za wszystko co mam, szczęśliwa, wpatrzona w męża, pewna że chcę z nim być do końca życia... Podczas tegorocznych ferii czułam się bardzo mocno zestresowana. Byłam sama ze wszystkimi dziećmi, martwiłam się o brak pracy, czułam zmęczenie dziećmi...Narastało we mnie napięcie. Pewnego dnia dopadł mnie większy stres...Zaczęłam zadawać sobie pytania...Czy powinnam byłą wybrać takie studia, mieć tyle dzieci, mieszkać na wsi...Wszystko co było moim szczęściem zaczęłam kwestionować...ale pomyślałam że najważniejsze że mam mojego męża- razem damy radę ze wszystkim... I wtedy przyszła do mnie myśl CZY ABY NAPEWNO? CZY TY NA PEWNO TEGO CHCESZ? BYĆ Z NIM? poczułam olbrzymi lęk...OLBRZYMI...i nie umiałam sobie odpowiedzieć. Przestałam jeść, spać, funkcjonować normalnie...W głowie miałam milion pytań, co chwilę kolejne i 50 odpowiedzi. Ruminacje, natręctwa i olbrzymi lęk... Skracając lekarz zdiagnozował OCD, trafiłam do terapeuty... Biorę leki ale jeszcze pół dawki, nie czuję większej poprawy. Męczę się 3 miesiące. W obecności męża czuję lęk, totalną niechęć, wręcz nie potrafię na niego spojrzeć, nie potrafię myśleć o przyszłości, wszystko co z nim związane mnie lęka i odpycha... Rozum mi podpowiada że to irracjonalne, że z dnia na dzień ze szczęśliwej zakochanej w mężu kobiety nie mogę stwierdzić ze nie chcę...Nie chce tego na czym mi w życiu najbardziej zależało?... To się wydaje takie realne...ale zupełnie niezgodne ze mną, z tym co dla mnie ważne. Nie wiem już co jest prawdą a co nerwicowym wkrętem. Uczucia niechęci, wycofania, zablokowania potwierdzają mi te myśl "NIE CHCE" ale wywołuje to we mnie niezgodę, bunt, totalną rozpacz. Nie potrafię normalnie funkcjonować, nawet dzieciom nie mogę na ten moment okazać czułości. Wszystko się dla mnie rozsypuje i traci sens gdy dotyka mojej relacji z mężem... Nie wiem czego oczekuję. Chyba po prostu wsparcia, może porady jak radzić sobie z tą niechęcią i uczuciami... Będę wdzięczna za każdą odpowiedź. Pozdrawiam
Jak dla mnie wygląda to na typowe ROCD, zwłaszcza, że gdy zadałaś sobie pytanie czy chcesz być z mężem, zaatakował Cię gigantyczny lęk. Wydaje mi się że przejście w kilka sekund ze spokoju w niemal atak paniki spowodowany samą myślą daje już diagnozę na starcie (mówię z autopsji, też wiele razy zawalił mi się świat bo COŚ pomyślałem). Leki trochę Ci pomogą, nie są idealnym rozwiązaniem, ale myślę że po zwiększeniu dawki będzie lepiej. Sam stosuje leki i pozwalają mi normalnie funkcjonować, ale są one raczej pewnego rodzaju półśrodkiem niż wspaniałym remedium na wszystko.
Co do samych natrętnych myśli- znam, byłem, przeżyłem. Oczywiście najprostszym rozwiązaniem jest ignorowanie tych myśli, ale jak wiadomo jest to siermiężnie trudne. W moim przypadku niezłe efekty daje bagatelizowanie konsekwencji. Coś w stylu "Ło jezu, i co z tego, najwyżej się rozwiedziemy, jakoś dam se radę, jak nie ten to następny, całe życie dopiero przede mną, walić to, idę na zakupy" etc..
Póki co bierz medykamenty i chodź do terapeuty, każda pomoc się przyda. Pomyśl, że już wcześniej wiele razy pokonałaś to gówno i udało Ci się stworzyć wspaniałą rodzinę pomimo takich przeciwności. Wydawać by się to mogło banałem, ale dla wielu wytezymanie w małżeństwie 25 lat jest olbrzymim wyczynem
Trzymam kciuki

-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 255
- Rejestracja: 1 września 2017, o 21:36
Hej.
Ja już nie mam natrętów. Przynajmniej tak mi się wydaje. Jednak cały czas jestem chyba w jakimś stanie lękowym z którego nie potrafię wyjść.
Mam okropną irytację i złość w stosunku do narzeczonego. Utrzymuje się to od 3 miesięcy. W jednych aspektach jest lepiej ale irytacja i myśli o tym że to co mówi jest głupie albo że on jest głupi nie odpuszczają. Martwiące jest tylko to że nie reaguje lękiem. Reaguje irytacją i złością. Jestem ciągle zestresowana. Mam wrażenie że ciągle spięta i nie pamiętam już jak to jest czuć się normalnie. Jestem wrażliwa na wszystko co robi. Denerwuje mnie czasami nawet to że oddycha czy je.
Jak sobie z tym radzicie?
Ja już nie mam natrętów. Przynajmniej tak mi się wydaje. Jednak cały czas jestem chyba w jakimś stanie lękowym z którego nie potrafię wyjść.
Mam okropną irytację i złość w stosunku do narzeczonego. Utrzymuje się to od 3 miesięcy. W jednych aspektach jest lepiej ale irytacja i myśli o tym że to co mówi jest głupie albo że on jest głupi nie odpuszczają. Martwiące jest tylko to że nie reaguje lękiem. Reaguje irytacją i złością. Jestem ciągle zestresowana. Mam wrażenie że ciągle spięta i nie pamiętam już jak to jest czuć się normalnie. Jestem wrażliwa na wszystko co robi. Denerwuje mnie czasami nawet to że oddycha czy je.
Jak sobie z tym radzicie?
"You are far too smart to be the only thing standing in your way"
-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 25
- Rejestracja: 5 czerwca 2014, o 14:24
Hej,
Znam ten problem.. ja strasznie sobie wkręcałem, czy kocham nie kocham, wszystko mnie denerwowało w danej osobie. Mi pomagało, robienie czynności razem, które sprawiały nam przyjemność - najczęściej spacery, jazda na rowerze. Ogólnie mnie denerwowała dziewczyna przed zaburzeniem też
Więc może to nie jest wina zaburzenia.
Ja sam po części zrobiłem sobie problem, u mnie było to bardziej złożone. Najpierw moja dziewczyna miała problemy, które musiała rozwiązać -trochę pomagłem jej przez ten czas. W tym czasie bardzo przestała dbac o siebie, nie zwracała na mnie uwagi, nasz związek podupadł, no ale czułem że nie mogę jej zostawić. Mimo, że sama mówiła że nie wie co do mnie czuje, ja nie miałem siły sie z nią rozstać. Wiedziałem, że nie ma sensu dalej ten związek, ale czekałem do skonczenia szkoly (musialem sie skupic na nauce). W miedzyczasie w pracy do mnie zaczela sie przystawiac inna dziewczyna, której widac że zależało na mnie i pozbawiona było problemów poprzedniej. Niestety za blisko ze sobą byliśmy a chemia zrobiła swoje. Wyszło ogólnie tak, że nie myslalem za duzo.. rozstalem sie i zaczalem od razu spotykac z druga. To nakręciło dalszy ciąg rozstan i powrotów, a nawet epizodów zdrady... Drama w pełnej okazałości, co doprowadziło mnie po 8-9 latach wzglednego spokoju, do jeb... konkretnego ataku paniki z dd.
Koniec, koncow wrocilismy do siebie i staramy sobie układać życie na nowo. Jakby nie było, w tym wszystkim nie jest nikt bez winy. Więc dobrze się trzeba zastanowić czego rzeczywiście się chce. Lekko nie jest, zwlaszcza ze z ta drugą wciąż pracuje.
Wiem dużo napisałem i może trochę rozminąłem się z tematem. Ogólnie jak na początku tego roku wróciło mi DD i zanik uczuć, starałem się robić wszystko aby było normalnie - jakieś rytuały miło spędzać czas. Uwierz mi, im bardziej się starasz, nawet mimowolnie i jesteś miły dla drugiej osoby, to wraca i też sprawia Ci przyjemność. Więc warto pracować nad związkiem, jeżeli drugiej osobie oczywiście też zależy.. Miałem kilka epizodów na początku jak DD znacząco mi spadło i wróciły emocje - wtedy poczułem, że wciąż kocham tą osobę. W sekundę wszystko stało się bardzo prostę a moje głupie myśli opadły (w tym natręty).
Znam ten problem.. ja strasznie sobie wkręcałem, czy kocham nie kocham, wszystko mnie denerwowało w danej osobie. Mi pomagało, robienie czynności razem, które sprawiały nam przyjemność - najczęściej spacery, jazda na rowerze. Ogólnie mnie denerwowała dziewczyna przed zaburzeniem też

Ja sam po części zrobiłem sobie problem, u mnie było to bardziej złożone. Najpierw moja dziewczyna miała problemy, które musiała rozwiązać -trochę pomagłem jej przez ten czas. W tym czasie bardzo przestała dbac o siebie, nie zwracała na mnie uwagi, nasz związek podupadł, no ale czułem że nie mogę jej zostawić. Mimo, że sama mówiła że nie wie co do mnie czuje, ja nie miałem siły sie z nią rozstać. Wiedziałem, że nie ma sensu dalej ten związek, ale czekałem do skonczenia szkoly (musialem sie skupic na nauce). W miedzyczasie w pracy do mnie zaczela sie przystawiac inna dziewczyna, której widac że zależało na mnie i pozbawiona było problemów poprzedniej. Niestety za blisko ze sobą byliśmy a chemia zrobiła swoje. Wyszło ogólnie tak, że nie myslalem za duzo.. rozstalem sie i zaczalem od razu spotykac z druga. To nakręciło dalszy ciąg rozstan i powrotów, a nawet epizodów zdrady... Drama w pełnej okazałości, co doprowadziło mnie po 8-9 latach wzglednego spokoju, do jeb... konkretnego ataku paniki z dd.
Koniec, koncow wrocilismy do siebie i staramy sobie układać życie na nowo. Jakby nie było, w tym wszystkim nie jest nikt bez winy. Więc dobrze się trzeba zastanowić czego rzeczywiście się chce. Lekko nie jest, zwlaszcza ze z ta drugą wciąż pracuje.
Wiem dużo napisałem i może trochę rozminąłem się z tematem. Ogólnie jak na początku tego roku wróciło mi DD i zanik uczuć, starałem się robić wszystko aby było normalnie - jakieś rytuały miło spędzać czas. Uwierz mi, im bardziej się starasz, nawet mimowolnie i jesteś miły dla drugiej osoby, to wraca i też sprawia Ci przyjemność. Więc warto pracować nad związkiem, jeżeli drugiej osobie oczywiście też zależy.. Miałem kilka epizodów na początku jak DD znacząco mi spadło i wróciły emocje - wtedy poczułem, że wciąż kocham tą osobę. W sekundę wszystko stało się bardzo prostę a moje głupie myśli opadły (w tym natręty).
- anilewe
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 102
- Rejestracja: 10 września 2018, o 11:49
A jak funkcjonujesz w pracy mając styczność z tą drugą osobą?DDawid pisze: ↑30 maja 2023, o 20:45Hej,
Znam ten problem.. ja strasznie sobie wkręcałem, czy kocham nie kocham, wszystko mnie denerwowało w danej osobie. Mi pomagało, robienie czynności razem, które sprawiały nam przyjemność - najczęściej spacery, jazda na rowerze. Ogólnie mnie denerwowała dziewczyna przed zaburzeniem teżWięc może to nie jest wina zaburzenia.
Ja sam po części zrobiłem sobie problem, u mnie było to bardziej złożone. Najpierw moja dziewczyna miała problemy, które musiała rozwiązać -trochę pomagłem jej przez ten czas. W tym czasie bardzo przestała dbac o siebie, nie zwracała na mnie uwagi, nasz związek podupadł, no ale czułem że nie mogę jej zostawić. Mimo, że sama mówiła że nie wie co do mnie czuje, ja nie miałem siły sie z nią rozstać. Wiedziałem, że nie ma sensu dalej ten związek, ale czekałem do skonczenia szkoly (musialem sie skupic na nauce). W miedzyczasie w pracy do mnie zaczela sie przystawiac inna dziewczyna, której widac że zależało na mnie i pozbawiona było problemów poprzedniej. Niestety za blisko ze sobą byliśmy a chemia zrobiła swoje. Wyszło ogólnie tak, że nie myslalem za duzo.. rozstalem sie i zaczalem od razu spotykac z druga. To nakręciło dalszy ciąg rozstan i powrotów, a nawet epizodów zdrady... Drama w pełnej okazałości, co doprowadziło mnie po 8-9 latach wzglednego spokoju, do jeb... konkretnego ataku paniki z dd.
Koniec, koncow wrocilismy do siebie i staramy sobie układać życie na nowo. Jakby nie było, w tym wszystkim nie jest nikt bez winy. Więc dobrze się trzeba zastanowić czego rzeczywiście się chce. Lekko nie jest, zwlaszcza ze z ta drugą wciąż pracuje.
Wiem dużo napisałem i może trochę rozminąłem się z tematem. Ogólnie jak na początku tego roku wróciło mi DD i zanik uczuć, starałem się robić wszystko aby było normalnie - jakieś rytuały miło spędzać czas. Uwierz mi, im bardziej się starasz, nawet mimowolnie i jesteś miły dla drugiej osoby, to wraca i też sprawia Ci przyjemność. Więc warto pracować nad związkiem, jeżeli drugiej osobie oczywiście też zależy.. Miałem kilka epizodów na początku jak DD znacząco mi spadło i wróciły emocje - wtedy poczułem, że wciąż kocham tą osobę. W sekundę wszystko stało się bardzo prostę a moje głupie myśli opadły (w tym natręty).
-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 300
- Rejestracja: 20 stycznia 2022, o 10:43
Hej, moje natręty już nie są nawet natrętami. W ogóle nie czuje leku. Jak pomyślę sobie, że nie kocham, że on mnie nie kocha i jakieś inne myśli to nawet się za bardzo nimi nie przejmuje i zaraz o tym zapominam, dziś pomyślałam że pewnie się odkochalam bo wcześniej bardzo chciałam spędzać z moim chłopakiem czas a teraz nie, jesteśmy razem 2 lata i jwsczze rok temu to te natręty były, teraz już w ogóle wszystko mi obojętne, zero leku, zero chęci i zero czegokolwiek... Tylko w większości irytacja, niechęć. Czy to jeszcze może być zaburzenie?
- anilewe
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 102
- Rejestracja: 10 września 2018, o 11:49
Nie wiem czy ktoś Ci odpowie na to pytaniekinga27 pisze: ↑31 maja 2023, o 11:58Hej, moje natręty już nie są nawet natrętami. W ogóle nie czuje leku. Jak pomyślę sobie, że nie kocham, że on mnie nie kocha i jakieś inne myśli to nawet się za bardzo nimi nie przejmuje i zaraz o tym zapominam, dziś pomyślałam że pewnie się odkochalam bo wcześniej bardzo chciałam spędzać z moim chłopakiem czas a teraz nie, jesteśmy razem 2 lata i jwsczze rok temu to te natręty były, teraz już w ogóle wszystko mi obojętne, zero leku, zero chęci i zero czegokolwiek... Tylko w większości irytacja, niechęć. Czy to jeszcze może być zaburzenie?
Myśli i uczucia są tak skomplikowaną sprawą…
-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 300
- Rejestracja: 20 stycznia 2022, o 10:43
Gdy pisałam z terapeutka napisała mi, że czasem ocd samo może ucichnąć, ale że samo z siebie nie przejdzie tak całkowicie czy cos takiego, i wspomniała że to nie jest "odkochanie" tylko wszystko wskazuje na to że mam stany depresyjne. Chciałabym. Skoro jednak tutaj jestem, to znaczy że nie jest mi to obojętne i jednak się przejmuje, czyli mi zależy... Mam myśli, że chce być z moim chłopakiem i tak dalej, ale za chwilę te myśl zastępuje kolejna " jestem z nim z przyzwyczajenia i dlatego chcę z nim być"