Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?
Czy ja ją/jego kocham? Zanik uczuć? Strata emocji?
-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 32
- Rejestracja: 17 kwietnia 2022, o 20:15
Ja mam wlasnie odwrotnie. Czuje, ze chce z nim byc, wiem ze chce, nie chce byc z nikim innym. Najgorzej na mnie wplywa jak ktos mowi o rozstaniu, mam wtedy ataki leku.
-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 84
- Rejestracja: 8 kwietnia 2022, o 17:08
Ja po każdej nocy ze tak powiem się jakby resetuje, wczoraj prawie cały dzień byłam zdenerwowana w jakiś sposob, popłakałam się już z bezsilności że znowu nie jestem w życiu szczęśliwa a przecież nic się nie stało między nami, w kółko mówiłam mamie że to i tak się skończy pewnie bo nie widzę nadziei bo nic do mnie nie wraca, w dodatku od paru dni zaczęłam kompletnie już widzieć to że chłopak nie podoba mi się tak jak wcześniej wizualnie, wcześniej też troche tak było ale teraz ja mam wrażenie że ja nie wiem kim on jest
-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 84
- Rejestracja: 8 kwietnia 2022, o 17:08
Prawdopodobnie to jeden z etapów...ja teraz znowu inaczej, rano jakoś dziwnie jakby obco, teraz znowu ileś razy sprawił że się uśmiechnęłam i jest tak "normalnie" ale nie czuję tych uczuć do niego, nie czuję się jakbyśmy byli razem, jakoś dwie godziny temu się rozpłakałam za tym że nie jest jak jeszcze niedawno było, że nie czuję z nim tego szczęścia i czuję się inaczej patrząc na niego, teraz znowu taka "normalność" już mam myśli w głowie że to się przerodziło przez te całą sytuację w jakiś rodzaj przyjaźni, że nigdy nie wróci nawet najmniejsza ekscytacja nim...jakbym miała się z nim spotkać to myślę że czułabym się jak z kimś kogo nie znam albo kolega..może są jakieś momenty że potrafię sobie cokolwiek z nim wyobrazić ale to zaraz znika, chce poczuć chociaż trochę tak jak się czułam wcześniej względem niego, nie chce się czuć jakby był moim znajomym
-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 84
- Rejestracja: 8 kwietnia 2022, o 17:08
I teraz znowu od paru godzin, jakas taka normalność, mam wrażenie że tego nigdy nie było, że jak z nim pisze to go nie znam, nie czuję nic, nie mam ochoty nic w sumie robić dalej, tylko cały czas teraz analizuje ten stan, że czemu rano było tak, potem trochę lepiej a teraz znowu inaczej, tak jakby w ogóle nic mnie nie obchodziło z nim związanego bo jest mi obcy i nie mogę się jakkolwiek nawet czuć źle z tego powodu teraz
-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 84
- Rejestracja: 8 kwietnia 2022, o 17:08
Ten stan "normalności" się utrzymuje, uczuć takich jak były nadal brak, mam wrażenie że się już nie wskrzeszą, a odległość tylko to w tym momencie utrudnia mimo że jeszcze niedawno przecież nie było z tym problemu. Nie mam ochoty przywoływać już nawet jakiś wspomnień jak to było dawniej żeby mnie to jakoś ruszyło. Wczoraj wieczorem jak napisał że jest z nim gorzej przez to i że w sumie poszedłby już wcześniej i odłączył się od internetu aż do dzisiaj do rana to poczułam się z tym źle i nawet trochę łzy napłynęły mi do oczu. Potem rano też niby ta normalność, aczkolwiek jak zobaczyłam to co pisał w nocy to się wzruszyłam bardzo i potem zaraz to znowu minęło bo ktoś mi przeszkodził z domowników. Nie wiem..czuję się tak zwyczajnie, ale mimo to nadal nie potrafię nic zrobić, nie wracam do zajęć które normalnie bym robiła, chęć do nauki włoskiego mi nie wraca w żadnym stopniu, bo przecież to on był moim motorem napędowym do tego. A teraz jest normalnie ale nie jest, bo nie jest to normalność jaka była zanim to wszystko się stało. Nie mam przebłysków, nie mogę sobie wyobrazić z nim niczego, bywają może króciutkie momenty że jakby coś mogę, ale ogólnie to nie. Wszystko puściło już totalnie, mam wrażenie że już nawet nie będę w stanie się rozpłakać na myśl o tym jak było, coraz bardziej to wszystko odpuszcza, nie czuję się jakbym z nim była w związku. Jest takie jakieś jedno wielkie nic szczególnego, gdzie jeszcze wczoraj rano tak strasznie się z tego wszystkiego popłakałam na myśl o tym jak było jeszcze nie tak dawno wspaniałe..na jego zdjęcia nie reaguje tak jak jeszcze niedawno, wręcz momentami jakbym nie wiedziała kto to jest
-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 11
- Rejestracja: 5 marca 2022, o 15:20
Hej. Wszyscy, którzy piszą tutaj mają dokładnie taki sam problem. Anhedonia, zanik uczuć do ukochanej osoby. Na tą chwilę nerwica wciąż mnie atakuje i nie daje spokoju od pięciu miesięcy. Były chwile, kiedy dostawałam przebłysku uczuć i byłam tak szczęśliwa ( zazwyczaj w szkole), że koledzy z klasy pytali się mnie czy coś brałam, ale kiedy podszedł chłopak, pocałował i pomyślałam o uczuciach to piękna chwila minęła a pojawiła się ta franca pod postacią nerwicy.
Jakiś czas temu postanowiłam skorzystać z pomocy psychologa, by ten znalazł dla mnie dobrego za darmo, gdyż nie miałam pieniędzy, żeby płacić za wizyty. Wtedy nerwica atakowała całkiem inne rzeczy. Wmawiała mi, że zdradziłam chłopaka, niby podoba mi się inny, albo wyszłam na turkaweczkę, zakładając krótką sukienkę, którą kupiłam i bardzo chciałam założyć. W skórcie mam zdiagnozowaną nasiloną nerwicę natręctw. Chciałam zacząć się leczyć, kiedy pojawiły się chore myśli np. jeśli go kochasz to potnij się lub wskocz pod samochód albo przedawkuj leki. Słuchałam się tych myśli, cięłam się, brałam więcej tabletek, ale o samochodzie nie myślałam.
Na tą chwilę uczęszczam na psychoterapie i biorę leki. Ostatnimi dniami zanik uczuć powiększył się. Czasem mam stan obojętności, czasem potrafię krzyczeć z potwornego bólu, płakać itd. Jestem świadoma tego, że nie tędy droga do odburzenia, ale w tym kroku zawadza mi jedno. Mówię sobie, że nie chcę zrywać, ale nie potrafię sobie odpowiedzieć czy chcę go kochać i mam takie coś, że jak pomyśle o nim to mam poczucie obrzydzenia, że nie chce go kochać. Nie wiem jak pozbyć się tego odczucia. Nie umiem nie myśleć o tym. Staram się czymś zająć czy to pisaniem książek, wyjście z chłopakiem do kawiarni, pracą, szkołą, nic się nie udaje. Kiedy jestem przy nim i nie myślę o uczuciach to w magicznym stanie przytulam się do niego, całuje, trzymam za rękę.
Są momenty kiedy rozmawiam z kolegą i bliższym kolegą mojego chłopaka o tych zanikach. Opowiedziałam mu całą historię a on " Nie rozumiem nic. Przecież widzę, że ty go kochasz". Może i kocham, ale nie czuje tego. Przeczytałam ostatnio taki post, gdzie ktoś napisał, że miłości się nie czuje, tylko to jest wybór. Wtedy dostałam przebłysku. Ja go kocham, jego wybrałam, z nim chcę być. Jednakże po chwili przebłysk znikł. Wiem, że kluczem odburzenia się jest akceptacja tego, ale ja tak wiele razy próbowałam i nie przynosi mi to nic oprócz tylko malutkich przebłysków, gdzie wiem, że na sto procent kocham swojego chłopaka. Nie mogę poczuć uczuć tylko to. Jestem tym zmęczona. Nie chcę nikomu się żalić. Nie chce by ktoś pomyślał, że siedzę w tym długo ( nie tylko 5 miesięcy, bo takie stany też miewałam na początku związku i z byłym chłopakiem) i wciąż nie wiem jak z tym się obchodzić. Liczę na zrozumienie i na pewną radę od kogoś, która doda mi przebłysku.
Zastanawiam się czy jak cały czas mówię sobie, że nie chcę z nim zrywać to czy to też iluzja i czy go kocham.
Chciałam z wami z tym podzielić się, może komuś ten post pomoże albo nawet i mi, że zajęłam się czymś na chwilę.
Jakiś czas temu postanowiłam skorzystać z pomocy psychologa, by ten znalazł dla mnie dobrego za darmo, gdyż nie miałam pieniędzy, żeby płacić za wizyty. Wtedy nerwica atakowała całkiem inne rzeczy. Wmawiała mi, że zdradziłam chłopaka, niby podoba mi się inny, albo wyszłam na turkaweczkę, zakładając krótką sukienkę, którą kupiłam i bardzo chciałam założyć. W skórcie mam zdiagnozowaną nasiloną nerwicę natręctw. Chciałam zacząć się leczyć, kiedy pojawiły się chore myśli np. jeśli go kochasz to potnij się lub wskocz pod samochód albo przedawkuj leki. Słuchałam się tych myśli, cięłam się, brałam więcej tabletek, ale o samochodzie nie myślałam.
Na tą chwilę uczęszczam na psychoterapie i biorę leki. Ostatnimi dniami zanik uczuć powiększył się. Czasem mam stan obojętności, czasem potrafię krzyczeć z potwornego bólu, płakać itd. Jestem świadoma tego, że nie tędy droga do odburzenia, ale w tym kroku zawadza mi jedno. Mówię sobie, że nie chcę zrywać, ale nie potrafię sobie odpowiedzieć czy chcę go kochać i mam takie coś, że jak pomyśle o nim to mam poczucie obrzydzenia, że nie chce go kochać. Nie wiem jak pozbyć się tego odczucia. Nie umiem nie myśleć o tym. Staram się czymś zająć czy to pisaniem książek, wyjście z chłopakiem do kawiarni, pracą, szkołą, nic się nie udaje. Kiedy jestem przy nim i nie myślę o uczuciach to w magicznym stanie przytulam się do niego, całuje, trzymam za rękę.
Są momenty kiedy rozmawiam z kolegą i bliższym kolegą mojego chłopaka o tych zanikach. Opowiedziałam mu całą historię a on " Nie rozumiem nic. Przecież widzę, że ty go kochasz". Może i kocham, ale nie czuje tego. Przeczytałam ostatnio taki post, gdzie ktoś napisał, że miłości się nie czuje, tylko to jest wybór. Wtedy dostałam przebłysku. Ja go kocham, jego wybrałam, z nim chcę być. Jednakże po chwili przebłysk znikł. Wiem, że kluczem odburzenia się jest akceptacja tego, ale ja tak wiele razy próbowałam i nie przynosi mi to nic oprócz tylko malutkich przebłysków, gdzie wiem, że na sto procent kocham swojego chłopaka. Nie mogę poczuć uczuć tylko to. Jestem tym zmęczona. Nie chcę nikomu się żalić. Nie chce by ktoś pomyślał, że siedzę w tym długo ( nie tylko 5 miesięcy, bo takie stany też miewałam na początku związku i z byłym chłopakiem) i wciąż nie wiem jak z tym się obchodzić. Liczę na zrozumienie i na pewną radę od kogoś, która doda mi przebłysku.
Zastanawiam się czy jak cały czas mówię sobie, że nie chcę z nim zrywać to czy to też iluzja i czy go kocham.
Chciałam z wami z tym podzielić się, może komuś ten post pomoże albo nawet i mi, że zajęłam się czymś na chwilę.
-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 32
- Rejestracja: 17 kwietnia 2022, o 20:15
Kasia! Mam identyko! Nawet rozmawialam z moim narzeczonym na ten temat - ’Przeciez widze ze mnie kochasz, swoimi czynami, ze mnie calujesz, przytulasz. Uwierz mi, ze jakbys sie naprawde odkochala to bys to czula.’ - a ja mu zadaje pytanie ’Jak? Skad?’. Ta chec pewnosci mnie bardzo meczy, a wiem ze powinnam to zaakceptowac, bo w zyciu jest pewna tylko smierc
Co wiecej, staram sie zrozumiec, ze przeciez jak szklanka jest cala wypelniona woda to nie wlejesz do niej niczego wiecej i tak samo jest z emocjami. Jak jestes wypelniony smutkiem po brzegi, to nie odczujesz raczej szczescia. Niestety w naszym przypadku sami sie poglebiamy w leku, smutku i tak dalej, nie umiemy przerwac tej spirali. Z tym rozstaniem, ja wiem, ze nie chce go stracic, nie chce sie rozstac, kocham go przeciez. Pomaga mi to, ze pierwsza mysl ktora mi przychodzi, dlaczego w ogole te leki sie podtrzymuja, to ze nie chce zeby to ON zmarnowal sobie zycie z osoba ktora moze nie da mu milosci. Czyli nie mysle o sobie, a o NIM, a to znaczy ze mi na nim zalezy, bo nie mysle o swoim szczesciu, tylko jego. Jak sama sobie pomysle to jest na ta moja milosc tyle dowodow, a ja podczas tych stanow nerwicowych ich nie widze. Jestesmy w tym razem, nie poddawaj sie kochana 

-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 11
- Rejestracja: 5 marca 2022, o 15:20
Dziękuję ci bardzo za tą odpowiedź. W pewnym sensie jest mi trochę lepiej i małymi kroczkami staram się nie przywiązywać uwagi do natrętnych myśli, tylko skupić się na rzeczywistości i na chłopaku. Czuję się jak wariatka, kiedy nie czuje uczuć, a bardzo chce się z nim zobaczyć haha. Za ciebie również trzymam kciuki, wyjdziemy z tego wszyscy 🥰
-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 84
- Rejestracja: 8 kwietnia 2022, o 17:08
Ja już kompletny brak uczuć, nie ma przebłysków, czuję się "normalnie" ale nie jest to normalność jaka powinna być. Chłopak przestał mi się podobać wizualnie, nawet jeszcze w zeszłym tygodniu nie było aż tak. W kółko jak mi coś wysyła albo z rana w szczególności obserwuję jego filmiki czy zdjęcia żeby coś do mnie wróciło ale nie wraca. Jestem pomiędzy złością a smutkiem z naciskiem bardziej na złość. Wcześniej przez moment łzy poleciały mi na myśl o jakiś wspomnieniach z nim i że nie jest jak było jeszcze niedawno. Potem załzawiły mi się oczy już z tej złości. Nawet jak jestem sobie cokolwiek w stanie wyobrazić z chłopakiem w głowie, to od razu przeważa fakt, że po co ja w ogóle o tym myślę, skoro on przestał mi się już nawet wizualnie podobać. Wczoraj było wieczorem jakoś lżej, miałam z lekka inne spojrzenie na to wszystko (ale cały czas z tyłu głowy to że on mi się nie podoba wizualnie i nie chcę na niego patrzeć bo to mnie tylko w tym utwierdza) a z drugiej strony możliwość wyobrażenia sobie z nim czegokolwiek i że może gdybyśmy się niedługo spotkali i spotykali się tak dość regularnie to by coś tam wracało może, ale zaraz znowu gasiło to wszystko świadomość o braku tych uczuć i teraz jeszcze o tym, że on przestał podobać mi się wizualnie. Jestem przez to wszystko rozdrażniona i zła, nie mam ochoty robić nic nawet "zadbać" o siebie bo skoro nawet nie mam ochoty wysyłać mu już zdjęć, to po co mam o siebie dbać. Nadal nie potrafię wykonywać absolutnie żadnej czynności, które robiłam zawsze, nie ciągnie mnie do tego, nie sprawia mi absolutnie nic przyjemności nawet najprostsza czynność. Z tej złości już momentami mam ochotę płakać, nic się między nami nie stało, nie tak to wszystko miało wyglądać. Wolałabym wrócić do tego co było miesiąc temu - strach, lęk, płacz, chociażby sam płacz który jeszcze utrzymywał się cały zeszły tydzień jak płakałam za tym co było i że nie jest już jak wcześniej. Na wielkanoc coś wróciło, a potem już totalnie zanikało, i tak z dnia na dzień żyję tylko tą sytuacją, nic do mnie nie wraca, jedyne co mam to złość, czasem chwilowe łzy że nie jest jak dawniej i rozżalenie że to się stało i doszło do tego etapu, że nie jest mi tak paskudnie źle z tym wszystkim, ale nie jest też dobrze, bo przecież gdyby było dobrze, to olałabym sprawę i żyła dalej.
-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 11
- Rejestracja: 5 marca 2022, o 15:20
Posłuchaj, kochana. Wczoraj czułam się koszmarnie i wiem co czujesz. Dziś spotkałam się z chłopakiem, poszliśmy razem do kościoła i starałam się chociaż na moment o tym nie myśleć i udało się. Zobaczyłam w kościele zakonnice i zaczełam błagać w myślach, żeby te 3 godziny były dla mnie szczęśliwe. ( Tak się mówi gdy ujrzy się zakonnice) . Powiem ci jedno. Nie słuchaj tych bzdur pod postacią myśli i odczuć. Wczoraj czułam się strasznie, w nocy miałam ochotę zerwać z chłopakiem, ale cały czas mówiłam sobie, że nie zerwę. Może nie czuje teraz uczuć, ale wiem, że go kocham. kiedy natrętne myśli minęły że go nie kocham, pojawiły się inne, że niby nie jest przystojny i wiesz co zrobiłam? Powiedziałam sobie dość, skoro go kocham i też jest dla mnie na pewno przystojny, tylko muszę olać te myśli. Po powiedzeniu sobie tego jakis czas później dostałam małego przebłysku i nie zerwę ze swoim chłopakiem, bo jak to zrobię to będę bardzo tego żałować, a cudownego chłopaka strace na zawsze.
Ty też kochasz swojego chłopaka, gdybyś go nie kochała to byś go miała po prostu w nosie, nie myślałabys o uczuciach, myślach, żeby poczuć jednak ten strach, który udowadnia nam, że kochamy. Nie czując lęku, a wiemy ,że coś się dzieje nie tak, jest to wciąż iluzją. Nie poddawaj się, wierzę w ciebie i postaraj się olać to. Spróbuj medytacji. Mi czasem pomaga.
Ty też kochasz swojego chłopaka, gdybyś go nie kochała to byś go miała po prostu w nosie, nie myślałabys o uczuciach, myślach, żeby poczuć jednak ten strach, który udowadnia nam, że kochamy. Nie czując lęku, a wiemy ,że coś się dzieje nie tak, jest to wciąż iluzją. Nie poddawaj się, wierzę w ciebie i postaraj się olać to. Spróbuj medytacji. Mi czasem pomaga.
- aveno
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 262
- Rejestracja: 18 sierpnia 2015, o 15:38
Dziękuję za obszerną odpowiedzieć. Przydatne te przykłady jak odpowiadać myśląHieronim pisze: ↑1 maja 2022, o 14:52Ciężko to dokładnie opisać, i chyba każdy dociera do tego po swojemu. Generalnie nerwica, a w tym także ROCD, ma to do siebie, że straszy nas myślami, zmusza do kompulsywnego sprawdzania stanu rzeczy, aby się uspokoić, a to tylko pogarsza nasz stan i coraz bardziej pogłębia w nas zniekształcony obraz rzeczywistości. Kiedy przychodzi myśl, a my chcemy się upewnić i uratować, nie wiedząc, że tym samym właśnie się pogrążamy. Najlepiej byłoby nie reagować na to wszystko, ale to ciężkie, bo wysilając wolę, aby tylko nie robić tego czy tamtego, uczymy podświadomość, że faktycznie jest się czego bać. Okazuje się zatem, że jesteśmy w kleszczach lęku.
Trzeba więc obrać drogę odwrotną do tej, która zaciska nam pętlę na szyi. Jaka to droga? Zgodzenia się na to, że tak jest.
Podam dwa przykłady. Jeden to z relacji z niektórymi ludźmi, którzy próbują cię sprowokować. Wyobraź sobie, że przychodzi ktoś złośliwy i mówi, że jesteś zerem i jedną wielką żenadą. Udowadniając, że jest inaczej, tracisz energię i czas, i nerwy, a nieraz może być tak, że próbą obrony potwierdzasz mimowolnie, że ktoś może mieć rację. Zdarza się, że kiedy w kontakcie z takim człowiekiem mówisz: tak, tak, jasne, racja - to wytrącasz mu argumenty z ręki. A tak naprawdę to pokazujesz, że absolutnie Ci wisi, co on ma do powiedzenia. Idealnie to byłoby wtedy, gdyby w ogóle wisiało Ci, czy faktycznie zrobisz coś żenującego czy nie, akceptując taką możliwość i kładąc na nią przysłowiową lachę. Podobnie jest z nerwicowymi myślami. Z tą różnicą, że nerwica nie chce nas zniszczyć, tylko uchronić, nie wiedząc, że robi to źle.
Inny przykład to moja bezsenność. Największym Goliatem, z którym musiałem stanąć oko w oko był lęk, że już nigdy nie będę mógł normalnie funkcjonować, zawsze będę się męczył z brakiem snu, będę zmęczony przez dzień, a w nocy będę leżał z otwartymi oczami. A co gorsza, to będzie mnie wyniszczało, odbierze mi smak życia... Poczułem, że mogę na zawsze utracić poczucie bezpieczeństwa na co dzień, i przecież nie mogę do tego dopuścić. Musiałem walczyć o przetrwanie. I to był główny powód mojej bezsenności (a nie jakieś pępowiny, studia i inne pierdoły): zdarzył mi się epizod bezsenności, bo jestem znerwicowany i zalękniony w życiu, przez co zacząłem panicznie ratować życie przed bezsennością, tylko zaciskając w ten sposób pętlę. Musiałem dojść w swoim życiu do miejsca, żeby powiedzieć sobie: dobra, nie udźwignę tego, MASZ RACJĘ, nie będę już spał normalnie, I MAM TO W DUPIE. Przychodziła panika: możesz mieć przerąbane! nie śpisz! A ja na to odpowiadałem: WIEM, NIE ŚPIĘ, I MAM TO W D*PIE, TRUDNO. ŻYCIE. Nerwica szukała innego dojścia: hej, niby masz to gdzieś, a dalej cię atakują myśli, nadal czujesz napięcie, ono nie znika. A ja: NO WIADOMO. ITS MY LIFE. ITS MY F*CKING LIFE. NO I GITARA. PRZERĄBANE, NO I GRA GITARA. Nerwica: ale w ten sposób się nie uratujesz. A ja: ALE JA NIE CHCĘ SIĘ RATOWAĆ. NIECH BĘDZIE, JAK MA BYĆ.
Bo trzeba wiedzieć, że z lękiem nie wygramy. Nie ma szans. Lęk jest mocniejszy od nas, bo to nasza ochrona. Dopiero poddanie się otwiera drzwi.
Było to pozwolenie na śmierć samego siebie (w mojej głowie). I rzeczywiście była to śmierć, ale tylko na pewien czas. Później zauważyłem, że lęk puszcza, aż wreszcie znalazłem się po drugiej stronie lęku, gdzie okazało się, że... to był pic na wodę. Nic mi się nie stało. A nawet więcej: MARTWIĄC SIĘ BEZSENNOŚCIĄ, NIEŚWIADOMIE WYOLBRZYMIAŁEM ZMĘCZENIE PO BEZSENNEJ NOCY. Zauważyłem, że kiedy mam na to wywalone, to wcale aż tak zmęczony nie jestem. Że to bardziej lęki męczą, niż bezsenność. No i ostatecznie wszystko się ułożyło, powolutku do przodu.
Kiedy człowiek oswoi się ze śmiercią w swojej głowie, podda się i zgodzi na wszystko, to zauważy coraz więcej luk w nerwicy. Wtedy można dodawać humor, ironię, szyderstwo. Bo już widać coraz bardziej, że to jedno wielkie gówno. Chłopak wydaje Ci się nagle nieatrakcyjny? Nie warto się z tym gównem szarpać, lepiej mówić: Tak, paskudny, tak, tak, najgorszy, wszyscy inni lepsi, i ch*j. A, bo dziś środa, a on akurat w środy mutuje. Użarł go radioaktywny pająk, no i w środy twarz mu się zmienia, bo we wtorek było jeszcze spoko.
A oprócz tego wszystkiego warto oczywiście szukać przyczyn tych stanów poza treścią myśli lękowych, tj. masz te myśli, ale one wskazują na coś innego. Wstręt do chłopaka to sposób lęku na to, żeby Cię uchronić przed relacją, nie dlatego, że to ta relacja jest do bani, ale w Tobie są jakieś lęki przed zaangażowaniem i bliskością. Różnego rodzaju. U mnie na przykład lęk przed tym, że małżeństwo to wielka sprawa, nie mogę zaryzykować aż tak bardzo, halo. Boję się postawić na jedną osobę i trwać przy niej, bo mam swoje neurotyczne asekuracje. No i lęk próbuje za wszelką cenę mnie obronić, raz wyłączając emocje, a innym razem, kiedy widzi, że to nie działa, obrzydza mi fizycznie partnerkę. Byle bym się schował w swoim bezpiecznym, neurotycznym ciepełku, które tak naprawdę mnie zniewala, ale PRZYNAJMNIEJ CHRONI MI TYŁECZEK.

-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 84
- Rejestracja: 8 kwietnia 2022, o 17:08
Dziękuję Ci pięknie za bardzo pokrzepiające słowa. Postaram się jakoś o tym tak nie myśleć..ale właśnie już jest tylko brak uczuć i to że on mi się nie podoba, patrzę na niego nie czuję się tak jak jeszcze niedawno...Płacze teraz jaka jestem nieszczęśliwa, bo znowu wszystko mi się skończyło, całe moje szczęście i plany - tego już nie ma, chłopak jest, ale odległość teraz mam wrażenie wszystko utrudnia, on mnie tak kocha, wspiera, a ja nic, jakby był mi obcy. Spróbuję medytacji..może faktycznie trochę mnie wyciszy. Jeszcze raz dziękuję za odpowiedź i również walcz z tym wszystkim wszystkimi siłamikasia43 pisze: ↑8 maja 2022, o 15:17Posłuchaj, kochana. Wczoraj czułam się koszmarnie i wiem co czujesz. Dziś spotkałam się z chłopakiem, poszliśmy razem do kościoła i starałam się chociaż na moment o tym nie myśleć i udało się. Zobaczyłam w kościele zakonnice i zaczełam błagać w myślach, żeby te 3 godziny były dla mnie szczęśliwe. ( Tak się mówi gdy ujrzy się zakonnice) . Powiem ci jedno. Nie słuchaj tych bzdur pod postacią myśli i odczuć. Wczoraj czułam się strasznie, w nocy miałam ochotę zerwać z chłopakiem, ale cały czas mówiłam sobie, że nie zerwę. Może nie czuje teraz uczuć, ale wiem, że go kocham. kiedy natrętne myśli minęły że go nie kocham, pojawiły się inne, że niby nie jest przystojny i wiesz co zrobiłam? Powiedziałam sobie dość, skoro go kocham i też jest dla mnie na pewno przystojny, tylko muszę olać te myśli. Po powiedzeniu sobie tego jakis czas później dostałam małego przebłysku i nie zerwę ze swoim chłopakiem, bo jak to zrobię to będę bardzo tego żałować, a cudownego chłopaka strace na zawsze.
Ty też kochasz swojego chłopaka, gdybyś go nie kochała to byś go miała po prostu w nosie, nie myślałabys o uczuciach, myślach, żeby poczuć jednak ten strach, który udowadnia nam, że kochamy. Nie czując lęku, a wiemy ,że coś się dzieje nie tak, jest to wciąż iluzją. Nie poddawaj się, wierzę w ciebie i postaraj się olać to. Spróbuj medytacji. Mi czasem pomaga.
-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 11
- Rejestracja: 5 marca 2022, o 15:20
Czasem jak mam te zaniki uczuć to włączam sobie swój ulubiony gatunek filmowy i oglądam. Tym sposobem nie myślę o braku uczuć tylko skupiam się na filmie. Jest ciężko, żeby przestać o tym myśleć ale trzeba nauczyć się znaleźć chwilę dla siebie, żeby odciążyć umysł od tego natręctwa. Często jak kończę oglądać to mam przebłyski i czuję się dobrze. Polecam ten sposób z całego serduszka