Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Czy ja ją/jego kocham? Zanik uczuć? Strata emocji?

Forum o nerwicy natręctw i jej objawach.
Omawiamy tutaj własne doświadczenia z życia z tym jakże natrętnym zaburzeniem.
Ale także w tym temacie można podzielić się typowymi natrętnymi lękowymi myślami, które pełnią rolę straszaków i eskalatorów lęku w zaburzeniu.
dupkaibisza
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 32
Rejestracja: 17 kwietnia 2022, o 20:15

28 kwietnia 2022, o 21:01

Tak! I najgorsze jest to, ze aktualnie czuje sie dobrze. Tak jakby wszystkie leki odeszly, jakbym wrocila do normalnosci. Ale dlatego, ze czulam ten lek przez kilka dni non stop i to zmienilo sie w moja 'normalnosc', to obecny bez lekowy stan jest dla mnie teraz nienormalny i mam wrazenie, ze to cos zlego. Szkoda gadac!
Hieronim
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 57
Rejestracja: 27 marca 2022, o 22:15

28 kwietnia 2022, o 21:05

dupkaibisza pisze:
28 kwietnia 2022, o 21:01
Tak! I najgorsze jest to, ze aktualnie czuje sie dobrze. Tak jakby wszystkie leki odeszly, jakbym wrocila do normalnosci. Ale dlatego, ze czulam ten lek przez kilka dni non stop i to zmienilo sie w moja 'normalnosc', to obecny bez lekowy stan jest dla mnie teraz nienormalny i mam wrazenie, ze to cos zlego. Szkoda gadac!
Lęk próbuje się z Tobą skomunikować na wszelkie możliwe sposoby. Jeżeli masz normalność, to on bije na alarm, żeby się ratować, zamiast siedzieć i się cieszyć :-)

Medytacja m.in. na tym polega, że nie patrzysz na wiadomość od stanu lękowego, jaka jest jej treść, ale obserwujesz lęk jako lęk. Kiedy przychodzi, to nie dilujesz z jego przesłaniem, ale patrzysz lękowi prosto w oczy jako lękowi. A kiedy obserwuje się sam lęk, to wtedy on się uspokaja. Dlatego dużo osób mówi, że medytacja im pomaga :-)
dupkaibisza
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 32
Rejestracja: 17 kwietnia 2022, o 20:15

28 kwietnia 2022, o 21:45

Najgorsze jest to, ze siedze i sobie mysle 'Okej, wrocilo mi do normalnosci. Czuje sie normalnie. Czy to przypadkiem nie jest prawdziwe odkochanie w takim razie, skoro o juz nie masz watpliwosci?'. I to jest najgorsze...
Hieronim
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 57
Rejestracja: 27 marca 2022, o 22:15

28 kwietnia 2022, o 21:49

dupkaibisza pisze:
28 kwietnia 2022, o 21:45
Najgorsze jest to, ze siedze i sobie mysle 'Okej, wrocilo mi do normalnosci. Czuje sie normalnie. Czy to przypadkiem nie jest prawdziwe odkochanie w takim razie, skoro o juz nie masz watpliwosci?'. I to jest najgorsze...
To nadal to samo gówno. Samozapętlenie.
Hieronim
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 57
Rejestracja: 27 marca 2022, o 22:15

28 kwietnia 2022, o 21:52

Tak w ogóle to odkochanie jest normalnym procesem, z którego zdrowi ludzie przechodzą do budowania świadomej miłości. U neurotyka to trudne, bo zatrzymuje się na progu i chce wrócić do stanu zakochania na siłę. Poczytaj Scotta Pecka.
AleksandraB98
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 84
Rejestracja: 8 kwietnia 2022, o 17:08

30 kwietnia 2022, o 08:28

Hieronim pisze:
28 kwietnia 2022, o 21:52
Tak w ogóle to odkochanie jest normalnym procesem, z którego zdrowi ludzie przechodzą do budowania świadomej miłości. U neurotyka to trudne, bo zatrzymuje się na progu i chce wrócić do stanu zakochania na siłę. Poczytaj Scotta Pecka.
W sumie nigdy się nad tym nie zastanawiałam, ale gdy to przeczytałam, to zdałam sobie sprawę jak bardzo neurotykiem jestem sama ja 🤔
AleksandraB98
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 84
Rejestracja: 8 kwietnia 2022, o 17:08

30 kwietnia 2022, o 09:05

U mnie póki co dziwny etap, po pierwszej konsultacji wczoraj z psychoterapeutka i przedstawieniu jej sytuacji, miałam etap paru godzin, że nie mogłam płakać tak jak przez poprzednie dni, tak jakby nie czułam przez dłuższą chwilę tej potrzeby. Praktycznie co chwilę myślałam że "okej skoro nie czujesz i nie płaczesz już nawet z tego powodu to faktycznie masz to gdzieś". Potem musiałam coś przez moment zrobić w moim pokoju (unikam wchodzenia tam od czasu kiedy to się wszystko stało) i zaczęłam myśleć nad jakimiś nawet najmniejszymi wspomnieniami z tego czasu kiedy wszystko było okej i byłam taka szczęśliwa, to łzy już poleciały, że nic nie jest jak wcześniej, że nie jest chociaż tak jak było w lepsze kilka dni podczas świąt wielkanocnych. Potem znowu się powiedzmy uspokoiłam. Wczesnym wieczorem chłopak mówił coś o graniu, a że bywało że oglądałam na udostępnianiu ekranu jak gra, to z racji że nie czułam w szczególności nic negatywnego we mnie i jakąś neutralność, to zaproponowałam że odpalę komputer (którego nie ruszam niemal w ogóle odkąd to się zaczęło, chyba że muszę sprawdzić coś ważnego) no i oglądałam, podczas tego nagle zaczęłam mieć myśli o robieniu tego z nim, gdzie przez wcześniejsze dni nie przeszłoby to wcale przez moją głowę. Później jak za "starych" czasów zaproponował wspólne słuchanie muzyki, często pokazywaliśmy sobie nowe kawałki albo to co lubimy (tutaj też wtrące że dnia bez muzyki nie mogłam nigdy przeżyć a przez to wszystko nie potrafiłam już nawet słuchać muzyki) było w sumie okej gdy pokazywał piosenki, pisaliśmy o nich, nawet zaproponowałam że jedną pokażę ja. Po łącznie chyba dwóch godzinach wróciłam znowu do innego pokoju, cały czas z chłopakiem pisałam, wysłał mi zdjęcia i filmik ze sobą, mimo wszystko jak na niego patrzę przez większość tego strasznego czasu, to nie potrafię nie powiedzieć momentami że nadal uważam w jakieś chwile że jest taki "słodziutki" i że ogólnie widzę że jest przystojny. A późnym wieczorem już kiedy leżałam na łóżku zaczął się temat snu, który zapoczątkował rozmowę o intymnych sprawach, tak faktem dopiero niedawno przyznaliśmy sobie że myślimy o tych rzeczach ze sobą, wtedy gdy było jeszcze normalnie to wstydziłam się zacząć ten temat żeby nie było może za szybko i nie chciałam go speszyć. Rozmawialiśmy o tym w sumie dłuższą chwilę, co chwilę miałam takie specyficzne "odczucie" jakby w sercu, takie pozytywne no i co jak co ale nawet się trochę przez te rozmowy nakręciłam w wiadomy sposób. Potem pożegnaliśmy się i poszłam spać. Teraz od już godziny nie śpię, i znowu myślałam o tych sprawach chwilę, no i przez to teraz kolejne przekonanie "a co jak już teraz on cię tylko jest w stanie pociągać w tej sferze i żadnych głębszych odczuć i tak już nigdy nie będzie" no i znowu zaczęłam myśleć o tym jak było wcześniej i jak dobrze było czuć po prostu to szczęście zwiazane z tym że on jest przy mnie i motywacje do wszystkiego, to że to jest ta osoba która trafiła mi się jak ślepej kurze ziarno po wszystkim co w życiu przeszłam w bardzo nieudanych i wyniszczających mnie związkach i ogólnie też w innych aspektach życia. No i znowu się spłakałam że chce do cholery żeby było wszystko jak wcześniej. Na serio dość już mam samej siebie i trzymania się teraz każdego momentu który utwierdzi mnie w tym że to przeżywam, a nie mam to gdzieś, a teraz jeszcze to z tym że nagle zaczelam często rozmyślać o kochaniu się z nim i doszło kolejne przekonanie że skoro tak jest, a uczuć takich jak wcześniej nie ma nadal, no to już tylko w tej sferze jest dla mnie istotny 🤦
Hieronim
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 57
Rejestracja: 27 marca 2022, o 22:15

30 kwietnia 2022, o 14:29

Ja w ostatnich dniach mam tak, że dotarło do mnie na głębszym poziomie, że moje postrzeganie rzeczywistości pod wpływem ROCD wydaje się szalenie prawdziwe, ale jest tylko złudzeniem. Jest na ten temat fajny filmik na jutubie, Sheryl Paul, "What if I'm not attracted to my partner?". Kiedy ją posłuchałem, to poczułem, że to jest dokładnie to.

No i w poniedziałek dziewczyna mi się podobała, czułem, że chcę w tym być. I tak cały dzień, aż zasnąłem. A wtorek? Potworność. Myślałem, że moja dziewczyna jest NAJGORSZA na świecie. Ale wiedząc, że to jest zniekształcenie, które mi tworzy system lękowy, mówiłem do siebie: Tak, jest najgorsza. Wiem, wygląda okropnie. No wiem, że wszystkie inne są lepsze. Nie walczyłem z tymi myślami, ze wszystkim się zgadzałem. Mówiłem: trudno, tak jest, i koniec. I co? I następnego dnia nie zgadniecie. Znów okazała się piękna. Poczucie, że jednak nie, jednak koszmarne wrażenie ustąpiło, podoba mi się, wszystko jest super. To była środa. Uff, jednak jest ładna, pociąga mnie. Czwartek: znów koszmar, ale mówiłem sobie: tak, tak, wiem, jest beznadziejna. I pod wieczór puściło, znów zmiana. Piątek? Rano ogromne zniechęcenie i obrzydzenie, ale mówię sobie, że wiadomo, to dlatego, że ona jest okropna. I po dwóch godzinach mi puściło.

Jaka puenta? To wszystko jest pieprzeniem zaburzenia w głowie, i:

* warto zgodzić się na etap nie-czucia niczego, i zostawienie tego, jak jest, bo przychodzi po jakimś czasie etap, kiedy są przebłyski;
* warto przyswoić sobie ŚWIADOMOŚĆ, a nie tylko wiedzę, że cokolwiek widzę, myślę i czuję w chwilach lękowych, to jest tylko zniekształcenie poznawcze, czasem bardzo pozornie realistyczne;
* dziewczyna/chłopak się nie zmieniają z dnia na dzień, ani nawet z miesiąca na miesiąc, to tylko mój burdel w głowie;
* ROCD to szantażysta i troll, nie warto go karmić; kiedy mówi, że jest beznadziejnie, to nie bez ironii, ale też z rezygnacją przyjąć postawę: wiem przecież, i robić dalej swoje.

Ten ostatni punkt jest być może najtrudniejszy, bo ciężko przyjąć, że wszystkie te lęki, to wprawdzie gówno-prawda, ale niech im będzie, że racja, i co z tego? Wtedy jednak przechodzi się powoli na drugą stronę lęku. A tam okazuje się, że nie ma niczego, co by zagrażało.
Awatar użytkownika
aveno
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 262
Rejestracja: 18 sierpnia 2015, o 15:38

30 kwietnia 2022, o 20:01

Hieronim pisze:
30 kwietnia 2022, o 14:29
Ja w ostatnich dniach mam tak, że dotarło do mnie na głębszym poziomie, że moje postrzeganie rzeczywistości pod wpływem ROCD wydaje się szalenie prawdziwe, ale jest tylko złudzeniem. Jest na ten temat fajny filmik na jutubie, Sheryl Paul, "What if I'm not attracted to my partner?". Kiedy ją posłuchałem, to poczułem, że to jest dokładnie to.

No i w poniedziałek dziewczyna mi się podobała, czułem, że chcę w tym być. I tak cały dzień, aż zasnąłem. A wtorek? Potworność. Myślałem, że moja dziewczyna jest NAJGORSZA na świecie. Ale wiedząc, że to jest zniekształcenie, które mi tworzy system lękowy, mówiłem do siebie: Tak, jest najgorsza. Wiem, wygląda okropnie. No wiem, że wszystkie inne są lepsze. Nie walczyłem z tymi myślami, ze wszystkim się zgadzałem. Mówiłem: trudno, tak jest, i koniec. I co? I następnego dnia nie zgadniecie. Znów okazała się piękna. Poczucie, że jednak nie, jednak koszmarne wrażenie ustąpiło, podoba mi się, wszystko jest super. To była środa. Uff, jednak jest ładna, pociąga mnie. Czwartek: znów koszmar, ale mówiłem sobie: tak, tak, wiem, jest beznadziejna. I pod wieczór puściło, znów zmiana. Piątek? Rano ogromne zniechęcenie i obrzydzenie, ale mówię sobie, że wiadomo, to dlatego, że ona jest okropna. I po dwóch godzinach mi puściło.

Jaka puenta? To wszystko jest pieprzeniem zaburzenia w głowie, i:

* warto zgodzić się na etap nie-czucia niczego, i zostawienie tego, jak jest, bo przychodzi po jakimś czasie etap, kiedy są przebłyski;
* warto przyswoić sobie ŚWIADOMOŚĆ, a nie tylko wiedzę, że cokolwiek widzę, myślę i czuję w chwilach lękowych, to jest tylko zniekształcenie poznawcze, czasem bardzo pozornie realistyczne;
* dziewczyna/chłopak się nie zmieniają z dnia na dzień, ani nawet z miesiąca na miesiąc, to tylko mój burdel w głowie;
* ROCD to szantażysta i troll, nie warto go karmić; kiedy mówi, że jest beznadziejnie, to nie bez ironii, ale też z rezygnacją przyjąć postawę: wiem przecież, i robić dalej swoje.

Ten ostatni punkt jest być może najtrudniejszy, bo ciężko przyjąć, że wszystkie te lęki, to wprawdzie gówno-prawda, ale niech im będzie, że racja, i co z tego? Wtedy jednak przechodzi się powoli na drugą stronę lęku. A tam okazuje się, że nie ma niczego, co by zagrażało.
Dzięki za ten post i wnioski 🙂 Doszłam do podobnych. Słuchałam tez Ali Greymond na youtube i bardzo podobne rady jak wlasnie piszesz. Też mam ostatnio taką sinusoidę emocjonalną jak opisujesz właśnie tyle, że z natrętami, ale ponoć mówią, że rocd, ocd i inne takie trzeba wrzucać właśnie do jednego worka bo schematy/mechanizmy są te same.

Co do ostatniego punktu, chodzi żeby odpowiadać tym myślą ironicznie i z rezygnacją? Nie zrozumiałam tego zdania.
Hieronim
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 57
Rejestracja: 27 marca 2022, o 22:15

1 maja 2022, o 14:52

Ciężko to dokładnie opisać, i chyba każdy dociera do tego po swojemu. Generalnie nerwica, a w tym także ROCD, ma to do siebie, że straszy nas myślami, zmusza do kompulsywnego sprawdzania stanu rzeczy, aby się uspokoić, a to tylko pogarsza nasz stan i coraz bardziej pogłębia w nas zniekształcony obraz rzeczywistości. Kiedy przychodzi myśl, a my chcemy się upewnić i uratować, nie wiedząc, że tym samym właśnie się pogrążamy. Najlepiej byłoby nie reagować na to wszystko, ale to ciężkie, bo wysilając wolę, aby tylko nie robić tego czy tamtego, uczymy podświadomość, że faktycznie jest się czego bać. Okazuje się zatem, że jesteśmy w kleszczach lęku.

Trzeba więc obrać drogę odwrotną do tej, która zaciska nam pętlę na szyi. Jaka to droga? Zgodzenia się na to, że tak jest.

Podam dwa przykłady. Jeden to z relacji z niektórymi ludźmi, którzy próbują cię sprowokować. Wyobraź sobie, że przychodzi ktoś złośliwy i mówi, że jesteś zerem i jedną wielką żenadą. Udowadniając, że jest inaczej, tracisz energię i czas, i nerwy, a nieraz może być tak, że próbą obrony potwierdzasz mimowolnie, że ktoś może mieć rację. Zdarza się, że kiedy w kontakcie z takim człowiekiem mówisz: tak, tak, jasne, racja - to wytrącasz mu argumenty z ręki. A tak naprawdę to pokazujesz, że absolutnie Ci wisi, co on ma do powiedzenia. Idealnie to byłoby wtedy, gdyby w ogóle wisiało Ci, czy faktycznie zrobisz coś żenującego czy nie, akceptując taką możliwość i kładąc na nią przysłowiową lachę. Podobnie jest z nerwicowymi myślami. Z tą różnicą, że nerwica nie chce nas zniszczyć, tylko uchronić, nie wiedząc, że robi to źle.

Inny przykład to moja bezsenność. Największym Goliatem, z którym musiałem stanąć oko w oko był lęk, że już nigdy nie będę mógł normalnie funkcjonować, zawsze będę się męczył z brakiem snu, będę zmęczony przez dzień, a w nocy będę leżał z otwartymi oczami. A co gorsza, to będzie mnie wyniszczało, odbierze mi smak życia... Poczułem, że mogę na zawsze utracić poczucie bezpieczeństwa na co dzień, i przecież nie mogę do tego dopuścić. Musiałem walczyć o przetrwanie. I to był główny powód mojej bezsenności (a nie jakieś pępowiny, studia i inne pierdoły): zdarzył mi się epizod bezsenności, bo jestem znerwicowany i zalękniony w życiu, przez co zacząłem panicznie ratować życie przed bezsennością, tylko zaciskając w ten sposób pętlę. Musiałem dojść w swoim życiu do miejsca, żeby powiedzieć sobie: dobra, nie udźwignę tego, MASZ RACJĘ, nie będę już spał normalnie, I MAM TO W DUPIE. Przychodziła panika: możesz mieć przerąbane! nie śpisz! A ja na to odpowiadałem: WIEM, NIE ŚPIĘ, I MAM TO W D*PIE, TRUDNO. ŻYCIE. Nerwica szukała innego dojścia: hej, niby masz to gdzieś, a dalej cię atakują myśli, nadal czujesz napięcie, ono nie znika. A ja: NO WIADOMO. ITS MY LIFE. ITS MY F*CKING LIFE. NO I GITARA. PRZERĄBANE, NO I GRA GITARA. Nerwica: ale w ten sposób się nie uratujesz. A ja: ALE JA NIE CHCĘ SIĘ RATOWAĆ. NIECH BĘDZIE, JAK MA BYĆ.

Bo trzeba wiedzieć, że z lękiem nie wygramy. Nie ma szans. Lęk jest mocniejszy od nas, bo to nasza ochrona. Dopiero poddanie się otwiera drzwi.

Było to pozwolenie na śmierć samego siebie (w mojej głowie). I rzeczywiście była to śmierć, ale tylko na pewien czas. Później zauważyłem, że lęk puszcza, aż wreszcie znalazłem się po drugiej stronie lęku, gdzie okazało się, że... to był pic na wodę. Nic mi się nie stało. A nawet więcej: MARTWIĄC SIĘ BEZSENNOŚCIĄ, NIEŚWIADOMIE WYOLBRZYMIAŁEM ZMĘCZENIE PO BEZSENNEJ NOCY. Zauważyłem, że kiedy mam na to wywalone, to wcale aż tak zmęczony nie jestem. Że to bardziej lęki męczą, niż bezsenność. No i ostatecznie wszystko się ułożyło, powolutku do przodu.

Kiedy człowiek oswoi się ze śmiercią w swojej głowie, podda się i zgodzi na wszystko, to zauważy coraz więcej luk w nerwicy. Wtedy można dodawać humor, ironię, szyderstwo. Bo już widać coraz bardziej, że to jedno wielkie gówno. Chłopak wydaje Ci się nagle nieatrakcyjny? Nie warto się z tym gównem szarpać, lepiej mówić: Tak, paskudny, tak, tak, najgorszy, wszyscy inni lepsi, i ch*j. A, bo dziś środa, a on akurat w środy mutuje. Użarł go radioaktywny pająk, no i w środy twarz mu się zmienia, bo we wtorek było jeszcze spoko.

A oprócz tego wszystkiego warto oczywiście szukać przyczyn tych stanów poza treścią myśli lękowych, tj. masz te myśli, ale one wskazują na coś innego. Wstręt do chłopaka to sposób lęku na to, żeby Cię uchronić przed relacją, nie dlatego, że to ta relacja jest do bani, ale w Tobie są jakieś lęki przed zaangażowaniem i bliskością. Różnego rodzaju. U mnie na przykład lęk przed tym, że małżeństwo to wielka sprawa, nie mogę zaryzykować aż tak bardzo, halo. Boję się postawić na jedną osobę i trwać przy niej, bo mam swoje neurotyczne asekuracje. No i lęk próbuje za wszelką cenę mnie obronić, raz wyłączając emocje, a innym razem, kiedy widzi, że to nie działa, obrzydza mi fizycznie partnerkę. Byle bym się schował w swoim bezpiecznym, neurotycznym ciepełku, które tak naprawdę mnie zniewala, ale PRZYNAJMNIEJ CHRONI MI TYŁECZEK.
siedemtrzy03
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 1
Rejestracja: 28 kwietnia 2022, o 12:07

1 maja 2022, o 17:00

Cześć,

Piszę do Was od tej drugiej strony.
Mój chłopak, a raczej już ex chłopak stracił uczucia do mnie. Ale od początku.

Było wszystko dobrze, wręcz wspaniale. Obydwoje w sobie zakochani po uszy, jeśli pojawiał się jakiś problem to przegadywaliśmy go, czasem godzinę, czasem 6. Potrafiliśmy ze sobą rozmawiać na każdy temat, kochaliśmy spędzać ze sobą czas, który wtedy pędził jak szalony. Pociągaliśmy się, świata poza sobą nie widzieliśmy. Do pewnego dnia. Pisaliśmy ze sobą tak jak zawsze i nagle wynikł jakiś cięższy temat, o który nagle on się spiął jak nigdy (a mieliśmy to już dawno przegadane i nie było już z tym problemu) i nagle zaczął pisać rzeczy typu, że nie wie czy to się uda. Uzgodniliśmy, że spotykamy się wieczorem i rozmawiamy, ale podczas tej rozmowy po prostu ze mną zerwał, bezdyskusyjnie. On jest pewny, że to nie wyjdzie. Jednak zdecydowaliśmy się pogadać jeszcze raz w 4 oczy i tydzień później powiedział mi, że nie wie co się z nim dzieje, że nic nie czuje. Że jakby ktokolwiek go zapytał czego chce to by powiedział, że nie ma pojęcia. Że jest suchy jak liście. A ten temat, o który się tak spiął to był po prostu zapalnik, nic więcej. Że wtedy mu się to odpaliło. Uznał, że on sobie z tym poradzi, ale nie wie ile to potrwa, ale że on wie, że znalazł to czego szukał we mnie i nikogo innego nie będzie szukał. Ja też mu powiedziałam, że poczekam na niego, bo też nie wyobrażam sobie, że mogłabym być z kimś innym. Rozmawialiśmy wtedy godzinami i sama mu powiedziałam, że to mógł być wynik tego, co go spotkało w przeszłości. Najpierw zmarła mu mama dość nagle, a potem narzeczona zdradzała go przez długi czas. A on był wychowywany zawsze, że musi być twardy i silny, bo jest facetem, więc dusił to wszystko w sobie i to teraz wypłynęło. Po tej rozmowie wyszłam pełna nadziei, że będzie dobrze i że ostatecznie znowu będziemy razem i będziemy szczęśliwi jak wcześniej.
Jednak wiem, że potem sama zawiniłam. Bo on normalnie do mnie podchodził, trenujemy razem, więc rozmawiał ze mną normalnie, ale ja po każdym treningu wychodziłam tak pusta, bo cholernie za nim tęskniłam. Po ok. 3 tygodniach napisałam mu, że muszę się odciąć, bo źle to na mnie wpływa, że nie funkcjonuję normalnie, bo po jednym spotkaniu cały tydzień potrafiłam chodzić struta i bez chęci do życia. Po tygodniu bez niego zrozumiałam, że nie mogę go stracić, nawet po prostu jako kumpla, że jest tylko gorzej. Znowu się do niego odezwałam, że przepraszam za to co zrobiłam, że nie powinnam się odcinać i powinnam go wspierać. On mi wtedy powiedział, że całkowicie to rozumie, że nie ma żalu, bo to normalne z mojej strony, a jemu się pomóc nie da i wspierać też się go nie da, bo to jego głowa. I że on nie chce mojej pomocy definitywnie. Że jedyne co może mi zaproponować to relacje kumpelskie, ale nie chce, żebym na niego czekała, bo coś jeszcze się dzieje obecnie w jego rodzinie co sprawiło, że jest tylko gorzej. I że mam sobie kogoś szukać. Od tego czasu jak próbuję z nim pisać, rozmawiać to jest to tak bardzo na siłę albo po prostu nie odpisuje. Widzę, że wobec innych, znajomych, przyjaciół jest starym sobą, a mnie odrzuca całkowicie. Cholernie mnie to boli, bo cały czas o nim myślę, gdy tylko się budzę mam go w głowie, a śnić też mi się śni. Kocham go i chciałabym mu pomóc, wspierać go w tym, nadal chcę czekać, ale on to wszystko odrzuca. Przeraża mnie fakt, że nie wiem ile to potrwa i czy w ogóle wrócą mu te uczucia do mnie.
Czytałam już posty i artykuły Zordona tutaj. Bardzo mi pomogły też zrozumieć więcej w tej kwestii. Że może to zamknięcie wynika z tego, że serio mu na mnie tak bardzo zależy, że podświadomie boi się, że znowu straci to na czym będzie mu zależało i wróci cierpienie. Próbowałam go namówić, żeby poszedł do specjalisty, ale dla niego to jest temat bezdyskusyjny i nie ma opcji, nie pójdzie.

Czy jesteście mi w stanie powiedzieć co ja mam robić? Jak mu pomóc, gdy on tego nie chce? Mam wrażenie, że im bardziej próbuję utrzymać z nim kontakt tym bardziej go tym denerwuję.
Ile czasu u Was trwał taki zanik uczuć? Jak to wróciło? Czy znowu pojawił się jakiś zapalnik i nagle wszystko wracało, czy to trwało jakiś czas?

Będę wdzięczna za każdą odpowiedź, bo naprawdę nie wiem już jak sobie z tym radzić.
AleksandraB98
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 84
Rejestracja: 8 kwietnia 2022, o 17:08

2 maja 2022, o 16:33

siedemtrzy03 pisze:
1 maja 2022, o 17:00
Cześć,

Piszę do Was od tej drugiej strony.
Mój chłopak, a raczej już ex chłopak stracił uczucia do mnie. Ale od początku.

Było wszystko dobrze, wręcz wspaniale. Obydwoje w sobie zakochani po uszy, jeśli pojawiał się jakiś problem to przegadywaliśmy go, czasem godzinę, czasem 6. Potrafiliśmy ze sobą rozmawiać na każdy temat, kochaliśmy spędzać ze sobą czas, który wtedy pędził jak szalony. Pociągaliśmy się, świata poza sobą nie widzieliśmy. Do pewnego dnia. Pisaliśmy ze sobą tak jak zawsze i nagle wynikł jakiś cięższy temat, o który nagle on się spiął jak nigdy (a mieliśmy to już dawno przegadane i nie było już z tym problemu) i nagle zaczął pisać rzeczy typu, że nie wie czy to się uda. Uzgodniliśmy, że spotykamy się wieczorem i rozmawiamy, ale podczas tej rozmowy po prostu ze mną zerwał, bezdyskusyjnie. On jest pewny, że to nie wyjdzie. Jednak zdecydowaliśmy się pogadać jeszcze raz w 4 oczy i tydzień później powiedział mi, że nie wie co się z nim dzieje, że nic nie czuje. Że jakby ktokolwiek go zapytał czego chce to by powiedział, że nie ma pojęcia. Że jest suchy jak liście. A ten temat, o który się tak spiął to był po prostu zapalnik, nic więcej. Że wtedy mu się to odpaliło. Uznał, że on sobie z tym poradzi, ale nie wie ile to potrwa, ale że on wie, że znalazł to czego szukał we mnie i nikogo innego nie będzie szukał. Ja też mu powiedziałam, że poczekam na niego, bo też nie wyobrażam sobie, że mogłabym być z kimś innym. Rozmawialiśmy wtedy godzinami i sama mu powiedziałam, że to mógł być wynik tego, co go spotkało w przeszłości. Najpierw zmarła mu mama dość nagle, a potem narzeczona zdradzała go przez długi czas. A on był wychowywany zawsze, że musi być twardy i silny, bo jest facetem, więc dusił to wszystko w sobie i to teraz wypłynęło. Po tej rozmowie wyszłam pełna nadziei, że będzie dobrze i że ostatecznie znowu będziemy razem i będziemy szczęśliwi jak wcześniej.
Jednak wiem, że potem sama zawiniłam. Bo on normalnie do mnie podchodził, trenujemy razem, więc rozmawiał ze mną normalnie, ale ja po każdym treningu wychodziłam tak pusta, bo cholernie za nim tęskniłam. Po ok. 3 tygodniach napisałam mu, że muszę się odciąć, bo źle to na mnie wpływa, że nie funkcjonuję normalnie, bo po jednym spotkaniu cały tydzień potrafiłam chodzić struta i bez chęci do życia. Po tygodniu bez niego zrozumiałam, że nie mogę go stracić, nawet po prostu jako kumpla, że jest tylko gorzej. Znowu się do niego odezwałam, że przepraszam za to co zrobiłam, że nie powinnam się odcinać i powinnam go wspierać. On mi wtedy powiedział, że całkowicie to rozumie, że nie ma żalu, bo to normalne z mojej strony, a jemu się pomóc nie da i wspierać też się go nie da, bo to jego głowa. I że on nie chce mojej pomocy definitywnie. Że jedyne co może mi zaproponować to relacje kumpelskie, ale nie chce, żebym na niego czekała, bo coś jeszcze się dzieje obecnie w jego rodzinie co sprawiło, że jest tylko gorzej. I że mam sobie kogoś szukać. Od tego czasu jak próbuję z nim pisać, rozmawiać to jest to tak bardzo na siłę albo po prostu nie odpisuje. Widzę, że wobec innych, znajomych, przyjaciół jest starym sobą, a mnie odrzuca całkowicie. Cholernie mnie to boli, bo cały czas o nim myślę, gdy tylko się budzę mam go w głowie, a śnić też mi się śni. Kocham go i chciałabym mu pomóc, wspierać go w tym, nadal chcę czekać, ale on to wszystko odrzuca. Przeraża mnie fakt, że nie wiem ile to potrwa i czy w ogóle wrócą mu te uczucia do mnie.
Czytałam już posty i artykuły Zordona tutaj. Bardzo mi pomogły też zrozumieć więcej w tej kwestii. Że może to zamknięcie wynika z tego, że serio mu na mnie tak bardzo zależy, że podświadomie boi się, że znowu straci to na czym będzie mu zależało i wróci cierpienie. Próbowałam go namówić, żeby poszedł do specjalisty, ale dla niego to jest temat bezdyskusyjny i nie ma opcji, nie pójdzie.

Czy jesteście mi w stanie powiedzieć co ja mam robić? Jak mu pomóc, gdy on tego nie chce? Mam wrażenie, że im bardziej próbuję utrzymać z nim kontakt tym bardziej go tym denerwuję.
Ile czasu u Was trwał taki zanik uczuć? Jak to wróciło? Czy znowu pojawił się jakiś zapalnik i nagle wszystko wracało, czy to trwało jakiś czas?

Będę wdzięczna za każdą odpowiedź, bo naprawdę nie wiem już jak sobie z tym radzić.
Czyli zaczęło się zupełnie nagle..tylko dziwi mnie ten fragment, że przy znajomych zachowuje się jak stary on, chociaż mężczyźni chyba łatwiej potrafią zamaskować coś przed kolegami. To że nie chce pomocy hm, czy w ogóle zdaje sobie sprawę że to może być jakieś zaburzenie? Wspominałaś mu o tym czy chociażby o tym co znalazłaś tutaj na forum? Może niechęć pomocy wynika z jakieś formy jego buntu przez to wszystko? Bardzo szybko się od wszystkiego odciął tak jakby uciekł z tego powodu że coś się nagle stało...Powiem Ci że historia mnie bardzo poruszyła, wyobrażam sobie co musisz czuć...U mnie wszystko trwa od 6 kwietnia, teraz jestem na najgorszym etapie i boje się że to już nigdy nie wróci, jest jedno wielkie nic, ale w przeciwieństwie do Twojego chlopaka to ja nie mam ochoty wyjść nawet z domu, jestem spraraliżowana w jakiś sposób tym że nie czuje tego co wcześniej
AleksandraB98
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 84
Rejestracja: 8 kwietnia 2022, o 17:08

2 maja 2022, o 19:23

Cześć wam wszystkim, dzisiaj jest jeszcze gorzej, nie mogę już nawet płakać tak jak wczoraj, kiedy myślałam o tym jak się czułam jeszcze nie tak dawno temu. Dzisiaj zero, nic, nie mam ochoty płakać, rano wspomnienia które próbowałam przywołać czy inne rzeczy które sobie wyobrażałam sprawiły mi ból, bo inaczej nie potrafię określić tego co czułam przez te parę chwil, potem oczywiście cały czas myśląc o tym że nie czuję, poczułam bardzo lekki niepokój w sobie, bardzo lekki ale jednak. Całe dnie tylko o tym myślę - od rana do nocy a poniekąd przenosi się to też w moje sny i tam też w kółko myślę o tym - że nie czuję. Siedzę tylko na łóżku i nie chcę po prostu nic robić, tak jest niemal od początku tego wszystkiego. Gorzej jest już tylko od momentu kiedy to powróciło w pewnym stopniu i na prawdę czułam się lepiej, a teraz? Odkad to już całkiem znowu zniknęło nie mam nawet przebłysku, nic nie chce wrócić, w piątek było miło, byłam sobie w stanie cokolwiek wyobrazić z chłopakiem, nawet jeśli tylko w sferze łóżkowej, wczoraj wycie pół dnia za tym że nie ma jak było, że nie jestem szczęśliwa bo nie czuję tego szczęścia które z nim miałam. Straciłam przez to jakąkolwiek chęć do nauki włoskiego, a robiłam to po to żeby się z nim dogadać w jego języku i miałam plany, mieliśmy plany, chciałam tam jechać, mieszkać z nim w przyszlosci, a do tego czasu się widywać co jakiś czas, dawał mi napęd do życia, cały czas miałam go przed oczami od rana do nocy, czułam że to jedyny człowiek i pierwszy raz tak wyraźnie czułam się stabilnie w tym wszystkim i czułam się szczęśliwa po wszystkim co mnie spotkało w poprzednich związkach. Teraz ? Zero ciągłego leku jak było w pierwsze dni, zero strachu, wszystko puściło, po tym jak to wróciło na parę dni i znowu odeszło jest gorzej i gorzej, nie mogę nic poczuć, teraz znowu nie mogę już nawet płakać, nie mogę nawet myśleć o kwestiach łóżkowych jak w piątek i jeszcze przez moment w sobotę, no nic jedno wielkie nic. Czuję się że to jest mój koniec, straciłam wszystko, nie mam uczuć, a co za tym idzie nie mam planów, nie mam już celu w życiu bo on nim był przez cały ten czas, nic się między nami nie stało, a ja z dnia na dzień wszystko podważyłam przez jakiś durny sen, aż teraz po wszystkich objawach, powrocie uczuć jakichkolwiek jestem na etapie że jest jeszcze większe nic nic było. Jutro mam lekcje włoskiego i już jest to chyba 4 z kolei z której się nie cieszę, myślę że podczas nich może coś wróci, bo je uwielbiałam, bo robiłam to z pasją i z myślą o wspólnej przyszłości z nim, ale to nie daje mi raczej żadnych przebłysków, nie czuję radości z tego. Wszystko straciło dla mnie sens przez te sytuacje, ja dosłownie nie robię nic, tylko od rana do wieczora jest myślenie o tej sytuacji, o tym że nic nie czuję, o tym że to jest już nie wróci chociażby tak jak wróciło dwa tygodnie temu na święta. W piątek mam psychoterapię, dopiero druga, ale już nawet to nie ma dla mnie sensu, może ja po prostu jestem walnięta a do tego związek na odległość tego nie ulatwia teraz( nie miałam nigdy problemu z tym że nie mogę go zobaczyć już na hop siup, oczywiście chciałam bardzo ale wiedziałam że ten dzień przyjdzie)
Pati21175
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 66
Rejestracja: 15 listopada 2021, o 17:57

3 maja 2022, o 21:06

Witam, przez jakiś czas nie skupiałam się na tych myślach i na pewno było lepiej a teraz czuje się jakbym nie kochala i oszukiwała jego i samą siebie...
Martyska01
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 26
Rejestracja: 4 kwietnia 2017, o 23:36

3 maja 2022, o 21:55

Mi się już chce tylko płakać chce... W sobotę było wszystko ok, czułam się naprawdę szczęśliwa i miałam pewność, że kocham. W niedzielę znowu się zaczęły natręctwa. Najgorsze jest jednak chyba to, że już się tak spięłam od wszystkiego, że praktycznie nie czułam przyjemności z bliskości fizycznej, mimo że było tak jak zawsze i on się starał (tzn. w sumie jedynie psychicznie czułam się przyjemnie z tym, że mogę mu sprawić przyjemność). Teraz mam wrażenie, że tak już będzie cały czas...
ODPOWIEDZ