Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?
Czy ja ją/jego kocham? Zanik uczuć? Strata emocji?
-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 300
- Rejestracja: 20 stycznia 2022, o 10:43
Hahaha no już niewiadomo co robić tak naprawdę. Oszaleć można. Ja do niedawna nie wiedziałam, że nerwica może też się objawiać w snach, uświadomiła mi to moja terapeutka. Teraz już się nimi nie przejmuje, ale kiedyś bardzo często mi się śniła zdrada i różne takie rzeczy. Zabawne jest to, że jednej nocy mi i mojemu chłopakowi sie śniło właśnie coś tego typu. Sny podobne do siebie w dużym stopniu.
-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 84
- Rejestracja: 8 kwietnia 2022, o 17:08
Ja mam już dość
Byłam u psychologa, opowiedziałam całą historię od początku - pomoc wg pani to psychoterapia dialektyczno behawioralna, być może zaburzenia osobowości. Tylko że mi to nie pasuje, cały czas wracam do tego forum, czytam wasze wypowiedzi, widzę że wszystko co u was potrafiło trwac miesiące czy lata, jakieś poszczególne etapy, u mnie łącznie trwa 21 dni i wystąpiły juz chyba wszystkie etapy. Najgorsze jest to że u mnie spowodował to jakiś durny sen w którym mój były z którym i tak kłóciłam się tylko i nic nie chciałam z nim już łączyć, pisał do mnie i to było coś co mnie tak zraniło, potem się obudziłam i jakieś wyrzuty sumienia, że moglam nie olewać bez słowa, chociaż zakończyć to normalnie, ale przez ten cały czas miałam to gdzieś bo byłam szczęśliwa z moim obecnym chłopakiem. Po tym śnie wyrzuty sumienia, jakieś łzy poleciały nie wiem czemu, mówiłam sobie co ty dziewczyno robisz? Przecież on był jak tyran psychiczny, w ogóle nie byłam z nim szczesliwa, a potem to odeszło i nagle bum - czy ja coś czuję do mojego obecnego chłopaka? Mimo że jak co wieczór kładłam się spać w świetnym humorze i z moim chłopakiem przed oczami. I wszystko pasowało do rocd- panika lek strach płacz, przestalam prawie jeść, chciałam żeby to wróciło, wzruszało mnie to co pisał, szukalam objawów odkochania, trafiłam na to forum i post zordona. Ale potem już po paru dniach lek puszczał, zaczęła się jakaś dziwna pustka i obojetnosc, w jeden dzień już było tak źle że miałam już dość pisania z chłopakiem, czułam jakbym pisała z kolega, byłam zła, położyłam się spać i cala noc myślałam o zerwaniu bo nie widziałam innego wyjścia. Potem powoli zaczęło wracać, pisał coś to się uśmiechałam, bardziej to do mnie trafiało, potem było całe 5 dni 30-40% lepiej, zaczęłam z nim chwilę grać w gry jak dawniej, znowu zaczęłam słuchać trochę muzyki, czułam się lepiej pisząc z nim, czułam się miło sluchajac jego głosu kiedy wysyłał wiadomości na dobranoc, zdecydowałam się na lot do niego pod wpływem tego impulsu, byłam pewna że jak go zobaczę to się polepszy i podtrzyma się uczucie które wróciło w jakimś stopniu. Potem bum znowu - po nerwach z biletami już wieczorem czułam się nagle że coś jest nie tak, potem kolejne dni podczas kolejnych stresów związanych z lotem byłam coraz mniej i mniej pewna że na pewno chce tam jechać, zeszły piątek dzień przed lotem już byłam zrozpaczona bo stwierdziłam że znowu jest źle i nie czuję że to coś da, płakałam pisząc mu że nie dam rady w takim stanie, że go kocham w głębi ale w takim stanie nie mogę. Wieczorem pisaliśmy i wpadł na pomysł żeby się może nie odzywać, ale w taki kontrolowany sposób przez parę dni, to od razu miałam dziwne uczucie że nie chcę żeby tak robił i źle się z tym poczułam, napisałam że nie chcę żeby tak robił. Kilka łez poleciało, potem kolejne dni były oparte na oczach we łzach kiedy myslalam o tym jaka byłam z nim szczesliwa i że miałam cel w życiu, plany i teraz znowu to znika, w sobotę ostatnie jakiekolwiek mini odczucie czegokolwiek kiedy pisaliśmy o czymś dość intymnym, potem zero, nic, od niedzieli znowu złość, byłam przytłoczona wszystkim, każdy dźwięk mnie denerwowal, wszystko, powiedziałam że nie mam siły już pisać teraz, potem płakałam, i od tamtej pory pisze z chłopakiem codziennie ale płacze i płacze i płacze bo chciałabym żeby było chociaż tak jak było w te lepsze dni, ale teraz jest gorzej niż było, chwile spokoju kiedy nie płacze, potem zacznę myśleć nad wspomnieniami, człowiek ma jakby wrażenie że to było już dawno temu, że tego już nie ma, że rozstaliśmy się a ja tesknie za radością jaka miałam razem z nim, mimo że przecież nic się nie stało. Patrzę na zdjęcia - nic, słucham głosu za którym normalnie prawie szalałam a teraz nic, płacz, płacz i płacz, że człowiek by chciał kochać jak kiedyś ale nie może, mieszane z chwilami obojętności. Nie jestem w stanie nic robić, moje życie odwróciło się o 180 stopni, we wtorek tak płakałam za tym że nie mogę nic poczuć jak kiedyś że aż szlochalam i mama nie mogła mnie uspokoić...mam wrażenie że nikt nie będzie w stanie mnie zdiagnozować, że nikt mi nie pomoże bo jedna psychiatra mówila o czymś, psycholog on czymś innym, justro mam terapie i pewnie znowu będzie coś innego. Cały czas szukam odpowiedzi na pytanie czemu to mi się stało, co to jest, czy to rocd czy nie, chce odwzajemnić uczucie a nie mogę, a przecież nic się między nami nie stało, coś się nagle spieprzyło przez durny sen i myśl. Cały czas teraz znowu przekonanie że to nie żadne rocd czy w ogóle cokolwiek tylko nie wiem przestraszyłam się nagle że nie czuję stąd ta reakcja i tak "szybko" przebrnelam przez te etapy, ale z drugiej strony wiem że to nie jest normalne co się stało, bo jak można byc tak szczęśliwym, czuć że to ten jeden, być zmotywowanym do życia i nagle wstać przez jakiś durny sen głupia myśl i dojść do takiego etapu że człowiek jest pewny że po prostu jest walnięty i nie potrafi czuć mimo że nie stało się nic. A po tych lepszych dniach jest tylko gorzej, bo drugi raz zostały mi te lepsze chwile odebrane, czekam na jakieś przebłyski, nic nie ma, przez co tylko się utwierdzam że drugi raz już nic nie wroci
Byłam u psychologa, opowiedziałam całą historię od początku - pomoc wg pani to psychoterapia dialektyczno behawioralna, być może zaburzenia osobowości. Tylko że mi to nie pasuje, cały czas wracam do tego forum, czytam wasze wypowiedzi, widzę że wszystko co u was potrafiło trwac miesiące czy lata, jakieś poszczególne etapy, u mnie łącznie trwa 21 dni i wystąpiły juz chyba wszystkie etapy. Najgorsze jest to że u mnie spowodował to jakiś durny sen w którym mój były z którym i tak kłóciłam się tylko i nic nie chciałam z nim już łączyć, pisał do mnie i to było coś co mnie tak zraniło, potem się obudziłam i jakieś wyrzuty sumienia, że moglam nie olewać bez słowa, chociaż zakończyć to normalnie, ale przez ten cały czas miałam to gdzieś bo byłam szczęśliwa z moim obecnym chłopakiem. Po tym śnie wyrzuty sumienia, jakieś łzy poleciały nie wiem czemu, mówiłam sobie co ty dziewczyno robisz? Przecież on był jak tyran psychiczny, w ogóle nie byłam z nim szczesliwa, a potem to odeszło i nagle bum - czy ja coś czuję do mojego obecnego chłopaka? Mimo że jak co wieczór kładłam się spać w świetnym humorze i z moim chłopakiem przed oczami. I wszystko pasowało do rocd- panika lek strach płacz, przestalam prawie jeść, chciałam żeby to wróciło, wzruszało mnie to co pisał, szukalam objawów odkochania, trafiłam na to forum i post zordona. Ale potem już po paru dniach lek puszczał, zaczęła się jakaś dziwna pustka i obojetnosc, w jeden dzień już było tak źle że miałam już dość pisania z chłopakiem, czułam jakbym pisała z kolega, byłam zła, położyłam się spać i cala noc myślałam o zerwaniu bo nie widziałam innego wyjścia. Potem powoli zaczęło wracać, pisał coś to się uśmiechałam, bardziej to do mnie trafiało, potem było całe 5 dni 30-40% lepiej, zaczęłam z nim chwilę grać w gry jak dawniej, znowu zaczęłam słuchać trochę muzyki, czułam się lepiej pisząc z nim, czułam się miło sluchajac jego głosu kiedy wysyłał wiadomości na dobranoc, zdecydowałam się na lot do niego pod wpływem tego impulsu, byłam pewna że jak go zobaczę to się polepszy i podtrzyma się uczucie które wróciło w jakimś stopniu. Potem bum znowu - po nerwach z biletami już wieczorem czułam się nagle że coś jest nie tak, potem kolejne dni podczas kolejnych stresów związanych z lotem byłam coraz mniej i mniej pewna że na pewno chce tam jechać, zeszły piątek dzień przed lotem już byłam zrozpaczona bo stwierdziłam że znowu jest źle i nie czuję że to coś da, płakałam pisząc mu że nie dam rady w takim stanie, że go kocham w głębi ale w takim stanie nie mogę. Wieczorem pisaliśmy i wpadł na pomysł żeby się może nie odzywać, ale w taki kontrolowany sposób przez parę dni, to od razu miałam dziwne uczucie że nie chcę żeby tak robił i źle się z tym poczułam, napisałam że nie chcę żeby tak robił. Kilka łez poleciało, potem kolejne dni były oparte na oczach we łzach kiedy myslalam o tym jaka byłam z nim szczesliwa i że miałam cel w życiu, plany i teraz znowu to znika, w sobotę ostatnie jakiekolwiek mini odczucie czegokolwiek kiedy pisaliśmy o czymś dość intymnym, potem zero, nic, od niedzieli znowu złość, byłam przytłoczona wszystkim, każdy dźwięk mnie denerwowal, wszystko, powiedziałam że nie mam siły już pisać teraz, potem płakałam, i od tamtej pory pisze z chłopakiem codziennie ale płacze i płacze i płacze bo chciałabym żeby było chociaż tak jak było w te lepsze dni, ale teraz jest gorzej niż było, chwile spokoju kiedy nie płacze, potem zacznę myśleć nad wspomnieniami, człowiek ma jakby wrażenie że to było już dawno temu, że tego już nie ma, że rozstaliśmy się a ja tesknie za radością jaka miałam razem z nim, mimo że przecież nic się nie stało. Patrzę na zdjęcia - nic, słucham głosu za którym normalnie prawie szalałam a teraz nic, płacz, płacz i płacz, że człowiek by chciał kochać jak kiedyś ale nie może, mieszane z chwilami obojętności. Nie jestem w stanie nic robić, moje życie odwróciło się o 180 stopni, we wtorek tak płakałam za tym że nie mogę nic poczuć jak kiedyś że aż szlochalam i mama nie mogła mnie uspokoić...mam wrażenie że nikt nie będzie w stanie mnie zdiagnozować, że nikt mi nie pomoże bo jedna psychiatra mówila o czymś, psycholog on czymś innym, justro mam terapie i pewnie znowu będzie coś innego. Cały czas szukam odpowiedzi na pytanie czemu to mi się stało, co to jest, czy to rocd czy nie, chce odwzajemnić uczucie a nie mogę, a przecież nic się między nami nie stało, coś się nagle spieprzyło przez durny sen i myśl. Cały czas teraz znowu przekonanie że to nie żadne rocd czy w ogóle cokolwiek tylko nie wiem przestraszyłam się nagle że nie czuję stąd ta reakcja i tak "szybko" przebrnelam przez te etapy, ale z drugiej strony wiem że to nie jest normalne co się stało, bo jak można byc tak szczęśliwym, czuć że to ten jeden, być zmotywowanym do życia i nagle wstać przez jakiś durny sen głupia myśl i dojść do takiego etapu że człowiek jest pewny że po prostu jest walnięty i nie potrafi czuć mimo że nie stało się nic. A po tych lepszych dniach jest tylko gorzej, bo drugi raz zostały mi te lepsze chwile odebrane, czekam na jakieś przebłyski, nic nie ma, przez co tylko się utwierdzam że drugi raz już nic nie wroci
-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 57
- Rejestracja: 27 marca 2022, o 22:15
Ale to też poniekąd przypomina mi takie zdarzenie sprzed testu na prawo jazdy. Bardzo się tym stresowałem, później stres zniknął ze świadomego odczucia, ale... zacząłem nienawidzić moje ukochanego zespołu muzycznego. Jestem fanem pewnej grupy, już od wielu lat, a w tamtym czasie wydawało mi się, że to najgorszy zespół na świecie, beznadziejny, żałosny, kiedy o nim myślałem, że wręcz czułem mdłości. Zdałem prawo jazdy - uczucie minęło, nadal uwielbiam tę grupę.
-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 57
- Rejestracja: 27 marca 2022, o 22:15
Aleksandra, nie chcę wchodzić w kompetencje Twojego psychologa, ale wydaje mi się, że niezależnie od jego diagnozy, warto mieć w sobie otwartość, że to może być ROCD. Może, nie musi, dopuszczać po prostu taką możliwość. Nie zawsze każdy psycholog utrafi w sedno problemu. Ja sam, lata temu, mając bezsenność chodziłem od psychologa do psychologa, i nie znajdowałem nawet właściwego kierunku, było coraz gorzej, a ja nadal nie wiedziałem, co mi dolega. Dopiero za którymś razem natrafiłem na osobę, która w bardzo prosty sposób mi to wyjaśniła, a były to wyjaśnienia inne niż te, które dawało czterech poprzednich psychologów. No i wyszedłem z tego. Jeśli chodzi o ROCD, to natrafiłem na psychologa, który powiedział mi, że żadne ROCD, tylko ja sam nie wiem czego w życiu chcę itd. Uznałem to za nietrafione.AleksandraB98 pisze: ↑28 kwietnia 2022, o 13:25Ja mam już dość
Byłam u psychologa, opowiedziałam całą historię od początku - ...
Nie sugeruję, że Twój psycholog nie trafia, ale warto, moim zdaniem, zakładać, że możliwe, że to ROCD.
-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 84
- Rejestracja: 8 kwietnia 2022, o 17:08
Widzisz właśnie chciałabym mieć te pewność co to jest i że to to, bo wszystkie etapy pasowały dotychczas, ale teraz jest tylko gorzej i gorzej, nic nie wraca jak wcześniej. I właśnie widzisz co do takich psychologow jak mówisz że powiedział, że nie wiesz czego chcesz w życiu to też pokazuje jak każdy ma inne podejście do problemu, osobiście bym się chyba załamała słysząc coś takiego od w teorii specjalisty, bo to taka "diagnoza" byleby coś powiedzieć temu pacjentowi.. Mam wrażenie czytając twoje posty i odpowiedzi na wątpliwości innych że byłbyś lepszym specjalista niz niejedna osoba która się faktycznie tym zajmujeHieronim pisze: ↑28 kwietnia 2022, o 13:36Aleksandra, nie chcę wchodzić w kompetencje Twojego psychologa, ale wydaje mi się, że niezależnie od jego diagnozy, warto mieć w sobie otwartość, że to może być ROCD. Może, nie musi, dopuszczać po prostu taką możliwość. Nie zawsze każdy psycholog utrafi w sedno problemu. Ja sam, lata temu, mając bezsenność chodziłem od psychologa do psychologa, i nie znajdowałem nawet właściwego kierunku, było coraz gorzej, a ja nadal nie wiedziałem, co mi dolega. Dopiero za którymś razem natrafiłem na osobę, która w bardzo prosty sposób mi to wyjaśniła, a były to wyjaśnienia inne niż te, które dawało czterech poprzednich psychologów. No i wyszedłem z tego. Jeśli chodzi o ROCD, to natrafiłem na psychologa, który powiedział mi, że żadne ROCD, tylko ja sam nie wiem czego w życiu chcę itd. Uznałem to za nietrafione.AleksandraB98 pisze: ↑28 kwietnia 2022, o 13:25Ja mam już dość
Byłam u psychologa, opowiedziałam całą historię od początku - ...
Nie sugeruję, że Twój psycholog nie trafia, ale warto, moim zdaniem, zakładać, że możliwe, że to ROCD.
-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 57
- Rejestracja: 27 marca 2022, o 22:15
Ja nawet usłyszałem od jednego psychologa, że ja się tak czuję, bo to nie ROCD, tylko nie jestem zaangażowany w związek, tak naprawdę wolę być sam, tylko szukam najlepszego seksu itd. I wiesz co? Paradoks polegał na tym, że ta wizyta przypadła akurat na dzień, w którym puściło mnie na moment ROCD, i wszystko we mnie wołało: Boże, chcę uszczęśliwiać moją dziewczynę, jest cudowna, nie chcę, żeby cokolwiek nam zagrażało. I z takim stanem wewnętrznym idę do psychologa, a tam słyszę to, co słyszę. Z kolei kilka lat temu cierpiałem na bezsenność. Bardzo się nią martwiłem, myślałem o samobójstwie. Poszedłem na terapię grupową, tam usłyszałem, że nie odciąłem pępowiny z matką, no to jak wracałem do domu rodzinnego, to rozkręcałem mega awantury z matką, żeby zerwać jakąś pępowinę, której sam nie widziałem (ale psychologowie widzieli). Nic to nie dawało, prócz wrażenia, że staję się agresywny do ludzi bez powodu. Później była opcja, że jestem na złych studiach, tylko to wypieram. Później, że czegoś szukam nocami, ale nie wiem, czego...AleksandraB98 pisze: ↑28 kwietnia 2022, o 13:43Widzisz właśnie chciałabym mieć te pewność co to jest i że to to, bo wszystkie etapy pasowały dotychczas, ale teraz jest tylko gorzej i gorzej, nic nie wraca jak wcześniej. I właśnie widzisz co do takich psychologow jak mówisz że powiedział, że nie wiesz czego chcesz w życiu to też pokazuje jak każdy ma inne podejście do problemu, osobiście bym się chyba załamała słysząc coś takiego od w teorii specjalisty, bo to taka "diagnoza" byleby coś powiedzieć temu pacjentowi.. Mam wrażenie czytając twoje posty i odpowiedzi na wątpliwości innych że byłbyś lepszym specjalista niz niejedna osoba która się faktycznie tym zajmujeHieronim pisze: ↑28 kwietnia 2022, o 13:36Aleksandra, nie chcę wchodzić w kompetencje Twojego psychologa, ale wydaje mi się, że niezależnie od jego diagnozy, warto mieć w sobie otwartość, że to może być ROCD. Może, nie musi, dopuszczać po prostu taką możliwość. Nie zawsze każdy psycholog utrafi w sedno problemu. Ja sam, lata temu, mając bezsenność chodziłem od psychologa do psychologa, i nie znajdowałem nawet właściwego kierunku, było coraz gorzej, a ja nadal nie wiedziałem, co mi dolega. Dopiero za którymś razem natrafiłem na osobę, która w bardzo prosty sposób mi to wyjaśniła, a były to wyjaśnienia inne niż te, które dawało czterech poprzednich psychologów. No i wyszedłem z tego. Jeśli chodzi o ROCD, to natrafiłem na psychologa, który powiedział mi, że żadne ROCD, tylko ja sam nie wiem czego w życiu chcę itd. Uznałem to za nietrafione.AleksandraB98 pisze: ↑28 kwietnia 2022, o 13:25Ja mam już dość
Byłam u psychologa, opowiedziałam całą historię od początku - ...
Nie sugeruję, że Twój psycholog nie trafia, ale warto, moim zdaniem, zakładać, że możliwe, że to ROCD.
I tak to trwało, a mój stan był coraz gorszy. W końcu, po wielu miesiącach, trafiłem na czyjąś pracę doktorską na temat bezsenności, przeczytałem ją i zrozumiałem, o co w tym chodzi. Szczęśliwie w tym samym czasie trafiłem do psychologa, który mi to prosto wyrysował, pokazał, że jestem zbyt przewrażliwiony na punkcie bezpieczeństwa, podatny na lęki, ogólnie mam nerwicowy sposób myślenia, pod wpływem stresu pieprzło mi spanie, a ja to nerwicowo rozkręciłem. I dopiero wtedy zaczęło coś ruszać do przodu. Dużo pomagało mi również oglądanie kanału jutubowego Zaburzeni Divo-Vica.
Skończyłem studia, pracuję w zawodzie, jestem z tego powodu bardzo zadowolony, bo to moja pasja, żadnych pępowin nie odcinałem, bo nawet ich nie widzę. Bezsenność minęła. Po latach przyszło ROCD, ale rozpoznaję ten sam mechanizm. Zresztą z tego co wiem, to w przypadku osób wysoko wrażliwych nerwica w jednym aspekcie odchodzi, ale ma tendencję do powracania, przywalając się do innych spraw, zwłaszcza w momentach przełomów życiowych.
Nie jest moją intencją osłabiać autorytetu psychologa czy psychologów. Jasne, oni są do swojej pracy szkoleni, mają metody, wiedzę, widzą często coś, czego pacjent nie dostrzega, albo bierze za pewnik. Ale też z doświadczenia wiem, że warto mieć w sobie taką przestrzeń zaufania do własnych intuicji: czy coś klika czy nie klika. Istnieją systemy wyparcia i mechanizmy obronne, ale też można i warto być otwartym na swoje własne poszukiwania w temacie.
-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 8
- Rejestracja: 27 kwietnia 2022, o 08:27
A czemu uznaleś, że to nietrafione? A nie może być tak, że "głębiej" chodzi właśnie o to, a objawia się to poprzez rOCD?
Bo ja jak tak myślę o sobie, to wydaje mi się, że po prostu boję się wziąć odpowiedzialnosc za swoje dorosłe życie. Boję się zdecydować, "bo co jeśli wybiorę źle"? Chcę, żeby życie było idealne po tym, co zdecyduję, a przez to nie potrafię puścić kontroli i po prostu być. Nie potrafię dopuścić do siebie niepewności. Chciałabym wiedzieć coś na pewno. Mimo że dobrze mi się spędza czas z chłopakiem, to chciałabym wiedzieć na pewno, że za 5 lat też tak będzie. Że to na pewno miłość. Że na pewno nie będę cierpieć.
Nie dopuszczam do siebie życia tu i teraz, bo boję się wziąć za nie odpowiedzialnosc, boję się złego wyboru, błędów, smutku itd. Mimo że wlasnie teraz, tkwiąc w tym stanie, mam ten smutek i cierpienie, ktorego przeciez chcialabym nie miec w przyszlosci...
Nie ufam swoim emocjom i uczuciom. Chcialabym, zeby ktos mi powiedział, że "miłość to to i tamto" - i żebym mogła uznać to za pewnik...i wtedy szukać wedle tego..a nie sama decydować co mam wybrać żeby było dobrze...
-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 57
- Rejestracja: 27 marca 2022, o 22:15
Uznałem, że to nietrafione, ponieważ był to całościowy opis mojej osobowości, w którym się nie odnalazłem. Oczywiście warto się nad tym zastanowić, ale w zdrowych wymiarach, nie wpadając w błędne koło samospełniającej się przepowiedni. Bo z drugiej strony istnieje nerwicowe szukanie "głębiej" i "głębiej", które sprawia, że cokolwiek ktoś powie, że w Tobie tkwi, to w sobie odnajdziesz.blade pisze: ↑28 kwietnia 2022, o 14:10A czemu uznaleś, że to nietrafione? A nie może być tak, że "głębiej" chodzi właśnie o to, a objawia się to poprzez rOCD?
Bo ja jak tak myślę o sobie, to wydaje mi się, że po prostu boję się wziąć odpowiedzialnosc za swoje dorosłe życie. Boję się zdecydować, "bo co jeśli wybiorę źle"? Chcę, żeby życie było idealne po tym, co zdecyduję, a przez to nie potrafię puścić kontroli i po prostu być. Nie potrafię dopuścić do siebie niepewności. Chciałabym wiedzieć coś na pewno. Mimo że dobrze mi się spędza czas z chłopakiem, to chciałabym wiedzieć na pewno, że za 5 lat też tak będzie. Że to na pewno miłość. Że na pewno nie będę cierpieć.
Nie dopuszczam do siebie życia tu i teraz, bo boję się wziąć za nie odpowiedzialnosc, boję się złego wyboru, błędów, smutku itd. Mimo że wlasnie teraz, tkwiąc w tym stanie, mam ten smutek i cierpienie, ktorego przeciez chcialabym nie miec w przyszlosci...
Nie ufam swoim emocjom i uczuciom. Chcialabym, zeby ktos mi powiedział, że "miłość to to i tamto" - i żebym mogła uznać to za pewnik...i wtedy szukać wedle tego..a nie sama decydować co mam wybrać żeby było dobrze...
Natomiast to, o czym napisałeś(aś?), czyli: lęk przed odpowiedzialnością, strach przed złym wyborem, perfekcjonizm i idealistyczne wyobrażenia, kontrolowanie rzeczywistości... To są również moje obecne problemy, które rzeczywiście widzę. Niemniej, to jest co innego niż nie wiedzieć, czego się chce jako całość opisu osobowości/nastawienia do życia. To jedno. A drugie: w nerwicy, a zwłaszcza ROCD, objawem jest ten zamęt i szukanie pewności. Jeżeli ktoś jeszcze mówi do tego: to nie ROCD, tylko musisz być bardziej pewien... No to wiesz już sam

-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 84
- Rejestracja: 8 kwietnia 2022, o 17:08
Zgadzam się w pełni z tym że trzeba mieć swoją intuicję w pewnych sprawach, bo jednak też jak każdy specjalista mówi co innego, to można się pogubić, szukać w sobie jeszcze innego problemu na siłęHieronim pisze: ↑28 kwietnia 2022, o 14:08Ja nawet usłyszałem od jednego psychologa, że ja się tak czuję, bo to nie ROCD, tylko nie jestem zaangażowany w związek, tak naprawdę wolę być sam, tylko szukam najlepszego seksu itd. I wiesz co? Paradoks polegał na tym, że ta wizyta przypadła akurat na dzień, w którym puściło mnie na moment ROCD, i wszystko we mnie wołało: Boże, chcę uszczęśliwiać moją dziewczynę, jest cudowna, nie chcę, żeby cokolwiek nam zagrażało. I z takim stanem wewnętrznym idę do psychologa, a tam słyszę to, co słyszę. Z kolei kilka lat temu cierpiałem na bezsenność. Bardzo się nią martwiłem, myślałem o samobójstwie. Poszedłem na terapię grupową, tam usłyszałem, że nie odciąłem pępowiny z matką, no to jak wracałem do domu rodzinnego, to rozkręcałem mega awantury z matką, żeby zerwać jakąś pępowinę, której sam nie widziałem (ale psychologowie widzieli). Nic to nie dawało, prócz wrażenia, że staję się agresywny do ludzi bez powodu. Później była opcja, że jestem na złych studiach, tylko to wypieram. Później, że czegoś szukam nocami, ale nie wiem, czego...AleksandraB98 pisze: ↑28 kwietnia 2022, o 13:43Widzisz właśnie chciałabym mieć te pewność co to jest i że to to, bo wszystkie etapy pasowały dotychczas, ale teraz jest tylko gorzej i gorzej, nic nie wraca jak wcześniej. I właśnie widzisz co do takich psychologow jak mówisz że powiedział, że nie wiesz czego chcesz w życiu to też pokazuje jak każdy ma inne podejście do problemu, osobiście bym się chyba załamała słysząc coś takiego od w teorii specjalisty, bo to taka "diagnoza" byleby coś powiedzieć temu pacjentowi.. Mam wrażenie czytając twoje posty i odpowiedzi na wątpliwości innych że byłbyś lepszym specjalista niz niejedna osoba która się faktycznie tym zajmujeHieronim pisze: ↑28 kwietnia 2022, o 13:36
Aleksandra, nie chcę wchodzić w kompetencje Twojego psychologa, ale wydaje mi się, że niezależnie od jego diagnozy, warto mieć w sobie otwartość, że to może być ROCD. Może, nie musi, dopuszczać po prostu taką możliwość. Nie zawsze każdy psycholog utrafi w sedno problemu. Ja sam, lata temu, mając bezsenność chodziłem od psychologa do psychologa, i nie znajdowałem nawet właściwego kierunku, było coraz gorzej, a ja nadal nie wiedziałem, co mi dolega. Dopiero za którymś razem natrafiłem na osobę, która w bardzo prosty sposób mi to wyjaśniła, a były to wyjaśnienia inne niż te, które dawało czterech poprzednich psychologów. No i wyszedłem z tego. Jeśli chodzi o ROCD, to natrafiłem na psychologa, który powiedział mi, że żadne ROCD, tylko ja sam nie wiem czego w życiu chcę itd. Uznałem to za nietrafione.
Nie sugeruję, że Twój psycholog nie trafia, ale warto, moim zdaniem, zakładać, że możliwe, że to ROCD.
I tak to trwało, a mój stan był coraz gorszy. W końcu, po wielu miesiącach, trafiłem na czyjąś pracę doktorską na temat bezsenności, przeczytałem ją i zrozumiałem, o co w tym chodzi. Szczęśliwie w tym samym czasie trafiłem do psychologa, który mi to prosto wyrysował, pokazał, że jestem zbyt przewrażliwiony na punkcie bezpieczeństwa, podatny na lęki, ogólnie mam nerwicowy sposób myślenia, pod wpływem stresu pieprzło mi spanie, a ja to nerwicowo rozkręciłem. I dopiero wtedy zaczęło coś ruszać do przodu. Dużo pomagało mi również oglądanie kanału jutubowego Zaburzeni Divo-Vica.
Skończyłem studia, pracuję w zawodzie, jestem z tego powodu bardzo zadowolony, bo to moja pasja, żadnych pępowin nie odcinałem, bo nawet ich nie widzę. Bezsenność minęła. Po latach przyszło ROCD, ale rozpoznaję ten sam mechanizm. Zresztą z tego co wiem, to w przypadku osób wysoko wrażliwych nerwica w jednym aspekcie odchodzi, ale ma tendencję do powracania, przywalając się do innych spraw, zwłaszcza w momentach przełomów życiowych.
Nie jest moją intencją osłabiać autorytetu psychologa czy psychologów. Jasne, oni są do swojej pracy szkoleni, mają metody, wiedzę, widzą często coś, czego pacjent nie dostrzega, albo bierze za pewnik. Ale też z doświadczenia wiem, że warto mieć w sobie taką przestrzeń zaufania do własnych intuicji: czy coś klika czy nie klika. Istnieją systemy wyparcia i mechanizmy obronne, ale też można i warto być otwartym na swoje własne poszukiwania w temacie.
-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 57
- Rejestracja: 27 marca 2022, o 22:15
Tak, to jest to szukanie "głębiej" na siłę, byle zyskać pewność, że to to. Bo zawsze jest to pytanie: a może......?
Bo w ogóle, tak jak się temu przyglądam przez lata, neurotyk to osoba, która nade wszystko potrzebuje poczucia bezpieczeństwa. Chce być stuprocentowo pewna, nie chce ryzykować, pragnie zapewnień, najczęściej z zewnątrz, bo swoje własne wydają się zbyt niepewne i chwiejne, w głębi swojego jestestwa najbardziej potrzebuje być bezpieczna, reagując nadmiernie na wszystko, co to poczucie bezpieczeństwa naruszy. Na tym bazuje lęk.
Nerwicowiec to ktoś jednak niedojrzały. W takim sensie, że nie pogodził się jak dotąd, że świat nie daje stuprocentowego bezpieczeństwa, przyszłość nie jest pewna, ale my mamy w tym wszystkim coś do powiedzenia.
Nerwicowiec tak bardzo chce tej pewności, że boi się ryzyka, które jest nieraz niezbędne do ruszenia dalej i osiągnięcia dojrzałości wewnętrznej. Dokopuje się do głębi siebie nadmiernie, bo nie ufa swoim prostym intuicjom, nie jest chętny do rzucenia się w niepewne, ponieważ kojarzy się to ze zbyt dużym zagrożeniem.
Bo w ogóle, tak jak się temu przyglądam przez lata, neurotyk to osoba, która nade wszystko potrzebuje poczucia bezpieczeństwa. Chce być stuprocentowo pewna, nie chce ryzykować, pragnie zapewnień, najczęściej z zewnątrz, bo swoje własne wydają się zbyt niepewne i chwiejne, w głębi swojego jestestwa najbardziej potrzebuje być bezpieczna, reagując nadmiernie na wszystko, co to poczucie bezpieczeństwa naruszy. Na tym bazuje lęk.
Nerwicowiec to ktoś jednak niedojrzały. W takim sensie, że nie pogodził się jak dotąd, że świat nie daje stuprocentowego bezpieczeństwa, przyszłość nie jest pewna, ale my mamy w tym wszystkim coś do powiedzenia.
Nerwicowiec tak bardzo chce tej pewności, że boi się ryzyka, które jest nieraz niezbędne do ruszenia dalej i osiągnięcia dojrzałości wewnętrznej. Dokopuje się do głębi siebie nadmiernie, bo nie ufa swoim prostym intuicjom, nie jest chętny do rzucenia się w niepewne, ponieważ kojarzy się to ze zbyt dużym zagrożeniem.
-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 32
- Rejestracja: 17 kwietnia 2022, o 20:15
Ja tez juz sama nie wiem co robic. Jestem w relacji od 5 lat, jestesmy narzeczenstwem, a od jakichs 2 tygodni na zmiane mam kocham/nie kocham... Z zaburzeniami lekowymi zmagam sie od lutego tego roku i na poczatku bylo to nakierowane na moje zdrowie fizyczne, co chwile myslalam ze mam atak serca, udar, wyszukiwalam to co kolejne choroby i googlowalam objawy i wtedy przez jakies 3 tygodnie doslownie codziennie balam sie zasnac ze sie nie obudze kolejnego dnia i bylam pewna ze umre. Doszlo do tego, ze obsesyjnie sprawdzalam sobie cisnienie, saturacje i czy mi serce rowno bije... Po czym to wszystko ustalo na jakis tydzien i juz bylam zadowolona, ze jakos moge funkcjonowac. Po czym uderzylo we mnie pytanie 'czy ty na pewno kochasz swojego narzeczonego?' i tak w kolko przez kilka dni. Oczywiscie powiedzialam mu to i zapewnil mnie, ze to tylko mysli, ze kazdy ma jakies tam watpliwosci, ale ze mam to po prostu oswoic i zaakceptowac, nie walczyc. No nie zadzialalo... Az w koncu znalazlam to forum, przeczytalam odpowiedz Zordona tutaj i mi przeszlo na kilka dni, wszystko bylo jak dawniej. Kiedy po mniej wiecej tygodniu uderzylo ze zwiekszona sila. Ciagle zastanawianie sie, 'czy ty na pewno kochasz', czy sie nie odkochalam, az doprowadzalo to do stanow histerii, placzu non stop, zastanawiania sie czy moja tesknota nie jest przpadkiem wymyslona albo wymuszona? Mam duzo stresu zwiazanego ze studiami i moja psycholog powiedziala mi, ze prawdopodobnie staram sie tez tymi obsesyjnymi myslami odwrocic od tego uwage. Az do wczoraj, kiedy moj narzeczony pojechal do innego miasta na kilka godzin i mi nie odpisal na jakas tam wiadomosc i zaczelam panikowac, ze co jesli go juz nie kocham, ale w sumie to pewnie przez to on juz mnie nie kocha i jak wroci do domu to bedzie chcial sie rozstac i mialam mniej wiecej 40 minutowy atak placzu przez to? Czytalam, ze jak czlowiek sie odkochuje to nie placze, nie zastanawia sie nad tym, ale to z drugiej strony doprowadzilo do kolejnej rzeczy. Bo po tym ataku histerii wszystko mi odeszlo. Wszystkie leki jakby zniknely i bylo okej przez chwile, az potem bylam troche zestresowana szkola i nie mialam ochoty sie do niego przytulic, bo chcialam pobyc sama i znowu mysli 'to dlatego, ze go nie kochasz'. A dzisiaj, niby wszystko okej, a niby nie? Bo nie mam juz lekow, nie boje sie, mam w glowie ze 'tak chce z nim byc, to jest moj wybor, nie chce go stracic', ale mysl, ze 'a co jesli go nie kocham' jest obrzydliwa. I teraz boje sie tego, ze juz sie nie boje, doslownie juz nawet nie potrafie o tym myslec. Czy to jest jakies przegrzanie juz, bo serio zaraz tutaj zwariuje.. Dodam jeszcze, ze nie unikam z nim bliskosci, chociaz mam mysli 'a co jesli to wymuszasz', ale np. mysli o slubie, czy tworzeniu wspolnej przyszlosci sa dla mnie normalne i w sumie jako jedynie utwierdzaja mnie w tym, ze go kocham i chce z nim byc.
-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 84
- Rejestracja: 8 kwietnia 2022, o 17:08
Jeśli masz myśli o przyszłości z nim i jednak wraca Ci jakiekolwiek uczucie że coś do niego czujesz to czujesz. Dobrze to określiłaś, mózg się przegrzewa już od tego, szybciej lub wolniej, dlatego miałaś atak płaczu i za chwilę przeszło. I właśnie ja aż zazdroszczę bo ja miałam to wszystko coś tam wracało a teraz nic..dupkaibisza pisze: ↑28 kwietnia 2022, o 18:07Ja tez juz sama nie wiem co robic. Jestem w relacji od 5 lat, jestesmy narzeczenstwem, a od jakichs 2 tygodni na zmiane mam kocham/nie kocham... Z zaburzeniami lekowymi zmagam sie od lutego tego roku i na poczatku bylo to nakierowane na moje zdrowie fizyczne, co chwile myslalam ze mam atak serca, udar, wyszukiwalam to co kolejne choroby i googlowalam objawy i wtedy przez jakies 3 tygodnie doslownie codziennie balam sie zasnac ze sie nie obudze kolejnego dnia i bylam pewna ze umre. Doszlo do tego, ze obsesyjnie sprawdzalam sobie cisnienie, saturacje i czy mi serce rowno bije... Po czym to wszystko ustalo na jakis tydzien i juz bylam zadowolona, ze jakos moge funkcjonowac. Po czym uderzylo we mnie pytanie 'czy ty na pewno kochasz swojego narzeczonego?' i tak w kolko przez kilka dni. Oczywiscie powiedzialam mu to i zapewnil mnie, ze to tylko mysli, ze kazdy ma jakies tam watpliwosci, ale ze mam to po prostu oswoic i zaakceptowac, nie walczyc. No nie zadzialalo... Az w koncu znalazlam to forum, przeczytalam odpowiedz Zordona tutaj i mi przeszlo na kilka dni, wszystko bylo jak dawniej. Kiedy po mniej wiecej tygodniu uderzylo ze zwiekszona sila. Ciagle zastanawianie sie, 'czy ty na pewno kochasz', czy sie nie odkochalam, az doprowadzalo to do stanow histerii, placzu non stop, zastanawiania sie czy moja tesknota nie jest przpadkiem wymyslona albo wymuszona? Mam duzo stresu zwiazanego ze studiami i moja psycholog powiedziala mi, ze prawdopodobnie staram sie tez tymi obsesyjnymi myslami odwrocic od tego uwage. Az do wczoraj, kiedy moj narzeczony pojechal do innego miasta na kilka godzin i mi nie odpisal na jakas tam wiadomosc i zaczelam panikowac, ze co jesli go juz nie kocham, ale w sumie to pewnie przez to on juz mnie nie kocha i jak wroci do domu to bedzie chcial sie rozstac i mialam mniej wiecej 40 minutowy atak placzu przez to? Czytalam, ze jak czlowiek sie odkochuje to nie placze, nie zastanawia sie nad tym, ale to z drugiej strony doprowadzilo do kolejnej rzeczy. Bo po tym ataku histerii wszystko mi odeszlo. Wszystkie leki jakby zniknely i bylo okej przez chwile, az potem bylam troche zestresowana szkola i nie mialam ochoty sie do niego przytulic, bo chcialam pobyc sama i znowu mysli 'to dlatego, ze go nie kochasz'. A dzisiaj, niby wszystko okej, a niby nie? Bo nie mam juz lekow, nie boje sie, mam w glowie ze 'tak chce z nim byc, to jest moj wybor, nie chce go stracic', ale mysl, ze 'a co jesli go nie kocham' jest obrzydliwa. I teraz boje sie tego, ze juz sie nie boje, doslownie juz nawet nie potrafie o tym myslec. Czy to jest jakies przegrzanie juz, bo serio zaraz tutaj zwariuje.. Dodam jeszcze, ze nie unikam z nim bliskosci, chociaz mam mysli 'a co jesli to wymuszasz', ale np. mysli o slubie, czy tworzeniu wspolnej przyszlosci sa dla mnie normalne i w sumie jako jedynie utwierdzaja mnie w tym, ze go kocham i chce z nim byc.
-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 84
- Rejestracja: 8 kwietnia 2022, o 17:08
I też druga rzecz z którą się oczywiście zgodzę, o której pisal sam zordon w swoim poście, że człowiek który nie kocha to nie myśli o tym negatywnie, w ogóle o tym nie myśli, nie chce żeby coś wracało, bo po prostu ma to gdzieś, nie przeżywa tego że nie czuje. Ale zarazem od razu pojawia mi się w głowie kolejna rzecz - a co jak ja jestem jakims wyjątkowym przypadkiem, który nagle z sekundy na sekundę się odkochal, bał się tego i stąd były te wszystkie objawy, no ale potem wróciło coś na parę dni, a teraz znowu zniknęło, ale cały czas płaczę bo mi źle z tym że nie jest jak było, że nie czuję po prostu nic znowu, nic nie sprawia mi szczęścia bo on był moim całym szczęściem i nagle to wszystko znowu zniknęło. Jest tylko smutek, żal, tęsknota za tym co było, złość że czemu to się stało skoro już wróciło na parę dni i ehhhhh, jedna wielka masakra. Jutro mam psychoterapię pierwsza ale i tak mam wrażenie że będzie kolejna inna diagnoza i i tak nic to nie da, bo to ja jestem walnięta i po prostu przestałam czuć
-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 32
- Rejestracja: 17 kwietnia 2022, o 20:15
Rozumiem, tez tak mam, bo sie zastanawiam 'A co jesli naprawde sie odkochalam i to wcale nie nerwica'? Chociaz gdzies tam mam ta mysl, ze przeciez go kocham. Ale rozumiem, bo wczoraj naprawde chyba mialam najgorszy moment, gdzie blagalam sama siebie o pomoc i zebym cos poczula. Najgorsze jest to, ze zaczynam miec tak tez z rodzicami? Nie potrafie wyrazac przy nich emocji innych niz lek i zlosc, nawet kiedy bardzo bym tego chciala.AleksandraB98 pisze: ↑28 kwietnia 2022, o 19:33I też druga rzecz z którą się oczywiście zgodzę, o której pisal sam zordon w swoim poście, że człowiek który nie kocha to nie myśli o tym negatywnie, w ogóle o tym nie myśli, nie chce żeby coś wracało, bo po prostu ma to gdzieś, nie przeżywa tego że nie czuje. Ale zarazem od razu pojawia mi się w głowie kolejna rzecz - a co jak ja jestem jakims wyjątkowym przypadkiem, który nagle z sekundy na sekundę się odkochal, bał się tego i stąd były te wszystkie objawy, no ale potem wróciło coś na parę dni, a teraz znowu zniknęło, ale cały czas płaczę bo mi źle z tym że nie jest jak było, że nie czuję po prostu nic znowu, nic nie sprawia mi szczęścia bo on był moim całym szczęściem i nagle to wszystko znowu zniknęło. Jest tylko smutek, żal, tęsknota za tym co było, złość że czemu to się stało skoro już wróciło na parę dni i ehhhhh, jedna wielka masakra. Jutro mam psychoterapię pierwsza ale i tak mam wrażenie że będzie kolejna inna diagnoza i i tak nic to nie da, bo to ja jestem walnięta i po prostu przestałam czuć
-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 57
- Rejestracja: 27 marca 2022, o 22:15
Ja to mam jeszcze inne wkręty. Że tak naprawdę martwię się tym stanem, bo boję się zranić dziewczynę, a nie że kocham.
Ale to jedno wielkie gówno, tak jak reszta.
Bo wyraźnie ROCD, mając zamkniętą jedną drogę ujścia, szuka innych, wedrze się przez każdą szczelinę, żeby wyciec. Ogarniesz emocje, to czujesz, że kochasz, ale uderzy w wygląd. Ogarniesz wygląd, to uderzy w motywacje trwania w związku. Ogarniesz w motywacje, to zacznie nękać nudą.
Dlaczego?
Bo to zaburzenie lękowe. Lęk chce nas ochronić za wszelką cenę. Związek i miłość to zaryzykowanie i postawienie na drugą osobę, bez pewności, że to ta jedyna, bo 1) w świecie jest nieskończenie wiele osób i opcji, i nie sprawdzimy każdej, inne mogą wydawać się lepsze, bo fantazjujemy, nie znając, polegamy na marzeniach o ideale, którego nie ma; 2) nie ma tych jedynych.
Ale nasza podświadomość funkcjonuje inaczej, bazując generalnie na nerwicowym podłożu. To wywołuje lęk, który nas próbuje uchronić. Taka jest rola lęku: ratować nas z niebezpieczeństwa. Jeśli ma zamkniętą jedną drogę, to lęk pójdzie inną, dopieprzy się do wszystkiego, co ważne, deformując jak tylko potrafi, byle nas ochronić. Bo o ile sam lęk tak właśnie działa, i dobrze, że nas chroni, to u nas, nerwicowców, przybiera to schorowane, nadmierne i zapętlone formy. Dlatego ROCD przywali się do wszystkiego, wszędzie wywołując wątpliwość, dopóki nie masz pewności. A jak złapiesz równowagę, to dowali się, że mimo równowagi danego dnia nie chce Ci się tak bardzo przebywać z partnerem, i to wtedy też źle.
Bo też lęk neurotyka dopieprza się do normalnych rzeczy, których doświadcza KAŻDY. Zdrowi ludzie też nie zawsze czują miłość, ale nie robią sobie z tego nic, bo decydują i podsycają ogień tym: decyduję, więc zależy mi, zależy mi, więc kocham, kocham, więc emocje idą za tym. Nie zawsze im się podoba chłopak czy dziewczyna, mąż czy żona. Czasem mają tego dość, wolą wyjechać na urlop sami itd. To normalne. Ale neurotyk robi z tego wielkie halo, rozdmuchując to do niebotycznych rozmiarów, bo musi być albo perfekcyjnie i cudownie, albo - jeśli nie jest doskonale, jak w raju - to zaburzone zostaje poczucie bezpieczeństwa. I z chwilowego stanu robi się norma ciągnąca się miesiącami.
Ale to jedno wielkie gówno, tak jak reszta.
Bo wyraźnie ROCD, mając zamkniętą jedną drogę ujścia, szuka innych, wedrze się przez każdą szczelinę, żeby wyciec. Ogarniesz emocje, to czujesz, że kochasz, ale uderzy w wygląd. Ogarniesz wygląd, to uderzy w motywacje trwania w związku. Ogarniesz w motywacje, to zacznie nękać nudą.
Dlaczego?
Bo to zaburzenie lękowe. Lęk chce nas ochronić za wszelką cenę. Związek i miłość to zaryzykowanie i postawienie na drugą osobę, bez pewności, że to ta jedyna, bo 1) w świecie jest nieskończenie wiele osób i opcji, i nie sprawdzimy każdej, inne mogą wydawać się lepsze, bo fantazjujemy, nie znając, polegamy na marzeniach o ideale, którego nie ma; 2) nie ma tych jedynych.
Ale nasza podświadomość funkcjonuje inaczej, bazując generalnie na nerwicowym podłożu. To wywołuje lęk, który nas próbuje uchronić. Taka jest rola lęku: ratować nas z niebezpieczeństwa. Jeśli ma zamkniętą jedną drogę, to lęk pójdzie inną, dopieprzy się do wszystkiego, co ważne, deformując jak tylko potrafi, byle nas ochronić. Bo o ile sam lęk tak właśnie działa, i dobrze, że nas chroni, to u nas, nerwicowców, przybiera to schorowane, nadmierne i zapętlone formy. Dlatego ROCD przywali się do wszystkiego, wszędzie wywołując wątpliwość, dopóki nie masz pewności. A jak złapiesz równowagę, to dowali się, że mimo równowagi danego dnia nie chce Ci się tak bardzo przebywać z partnerem, i to wtedy też źle.
Bo też lęk neurotyka dopieprza się do normalnych rzeczy, których doświadcza KAŻDY. Zdrowi ludzie też nie zawsze czują miłość, ale nie robią sobie z tego nic, bo decydują i podsycają ogień tym: decyduję, więc zależy mi, zależy mi, więc kocham, kocham, więc emocje idą za tym. Nie zawsze im się podoba chłopak czy dziewczyna, mąż czy żona. Czasem mają tego dość, wolą wyjechać na urlop sami itd. To normalne. Ale neurotyk robi z tego wielkie halo, rozdmuchując to do niebotycznych rozmiarów, bo musi być albo perfekcyjnie i cudownie, albo - jeśli nie jest doskonale, jak w raju - to zaburzone zostaje poczucie bezpieczeństwa. I z chwilowego stanu robi się norma ciągnąca się miesiącami.