Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Czy ja ją/jego kocham? Zanik uczuć? Strata emocji?

Forum o nerwicy natręctw i jej objawach.
Omawiamy tutaj własne doświadczenia z życia z tym jakże natrętnym zaburzeniem.
Ale także w tym temacie można podzielić się typowymi natrętnymi lękowymi myślami, które pełnią rolę straszaków i eskalatorów lęku w zaburzeniu.
feelthelife
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 14
Rejestracja: 14 marca 2018, o 17:37

1 czerwca 2018, o 11:24

Ja ostatnio miałam dużo stresu w pracy i też natręty się nasiliły, tym razem z serii: czy ja na pewno nigdy nie zdradziłam N.? Może czegoś nie pamiętam? Powiedziałam mu o tym, zaczęliśmy się śmiać z tego. Te myśli są totalnie absurdalne.
qweer
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 90
Rejestracja: 24 lutego 2018, o 09:51

1 czerwca 2018, o 11:59

Ja za to mam chęć na zdradę wcześniej takie myśli wywoływały lęk a teraz wręcz przyjemność
Milla31
Gość

1 czerwca 2018, o 12:12

qweer pisze:
1 czerwca 2018, o 11:59
Ja za to mam chęć na zdradę wcześniej takie myśli wywoływały lęk a teraz wręcz przyjemność
Właśnie bo te myśli nie zawsze wywołują lęk. Czasem myślisz o tym, że mógłbyś zdradzić, albo odejść od dziewczyny i czujesz taki impuls że byłoby fajnie, byłbym wolny, coś by się działo dlatego to jest takie realne.
U nas się wszystko kręci wokół myślę, boję się że itd ale mało kto z nas na tym forum to zrobil
nocenadnie
Odburzony i pomocny użytkownik
Posty: 221
Rejestracja: 27 lutego 2018, o 11:50

1 czerwca 2018, o 12:25

qweer pisze:
1 czerwca 2018, o 11:59
Ja za to mam chęć na zdradę wcześniej takie myśli wywoływały lęk a teraz wręcz przyjemność
Mózg to skomplikowana rzecz z dosc prymitywnymi mechanizmami jednym z nich jest mechanizm lękowy, ktory jest efektem przegrzania "styków", dorastając w swiecie uczymy się roznych nawyków w radzeniu sobie ze stresem, robimy komus na zlosc, bijemy kogoa czy po prostu krzyczymy. Ale gdy umysł jest juz przegrzany, mechanizm lekowy sprawia ze ciagle jestes zdenerwowany przez uczucie zagrozenia i to jak teraz reagujesz na stres jest pokazaniem twoich nawykow, odnosnie zwalczania stresu. Mysli te powodowały lęk, ale gdy je mocniej analizujesz dochodzi do tego, ze te chocliki nagle powodują przyjemnosc na sama wspominke o zdradzie. Jak widzisz jest tu jakas mozliwosc zrobienia komus na zlosc, wlasnie ta zdrada :). Dziwne ale prawdziwe, co by sie nie dzialo olej to i korzystaj z zycia :)))
Zaburzenie to tylko twoja projekcja. Nie wierzysz? Przekonaj się sam!
Awatar użytkownika
Ashanti87
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 4
Rejestracja: 31 maja 2018, o 13:03

2 czerwca 2018, o 10:29

Witam, jestem tutaj nowa. Dlugo nie pisalam na zadnym z forum. Ostatnio czytalam Wasze posty i nie ukrywam, ze potrzebuje Waszego wsparcia :( Zaraz wyjasnie, o co chodzi...Z gory przepraszam za literowke, ale jestem w Anglii, a tutaj brak polskich znakow :roll:
To bedzie dlugie “opowiadanie” I mam nadzieje, ze poswecicie mi swoj cenny czas…Chce podzielic sie z Wami swoja historia i potrzebuje Waszego wsparcia. Swojego obecnego partnera poznalam ponad 10 lat temu. Zakochalam sie na zaboj. Kazde chwile spedzalismy razem, dogadywalismy sie bez slow. Bylam pewna tego, co czuje, tesknilam codziennie. W tym czasie pracowalam w dosc duzej firmie. To byl moj ostatni dzien pracy przed urlopem. Bylam bardzo podekscytowaa, emocje braly gore. Z natury jestem flirciara- wiem to straszne, ale chce byc z Wami szczera. Szybko sie zauraczam, ale swojego partnera, naszego zwiazku, bylam pewna i co by sie nie dzialo, to wiedzialam, ze mam jego. Pod koniec dnia pracy pisalam z kolega- przez komputer- o wyslaniu mu kartki, odczuwalam ze mu sie podobam, on tez byl atrakcyjny. To byl jakis rodzaj flirtu, ale bardziej w zarcie. Po wyjsciu z pracy zaczelam analizowac, myslec jak moglam cokolwiek poczuc do innej osoby, skoro bylam taka szczesliwa ? Zaczelam obwiniac sie, ze zawiodlam chlopaka i wtedy zaczelo sie pieklo. W domu dostalam pewnego rodzaju szoku, ataku paniki i od tamtego momentu juz nic nie bylo takie same. Pisalam do tamtego chlopaka, ze to nic nie znaczylo- jak wariatka. Wszystko zaczelo sie stawac obce. Moj partner stal sie obcy, pamietam, ze patrzylam na jego numer w telefonie i przerazilam sie, kim on naprawde jest ? Nie wiedzialam, co sie dzieje. Balam sie spotkania, przerazalo mnie to. Czulam, ze sie zapadam. W dziecinstwie miewalam ataki paniki. Jednej nocy obudzil mnie straszny lek, scisk w gardle, myslalam ze umieram. To byly leki przed smiercia, ale nie balam sie o siebie, lecz o innych, jak bardzo beda cierpiec. Od tamtej pory z bystrej ( chyba ) dziewczyny, pewnej siebie, stalam sie wstydliwa i zlekniona.
Po tamtej sytuacji, moj partner stal sie dla mnie obcy. Odcielo mnie totalnie od uczuc do niego. Przebywanie z nim bylo meka, nie moglam go rozpoznac, zastanawialam sie, jak to sie stalo, ze jestesmy razem. Stal sie dla mnie drazniacy, czasem nawet glupi- nie bystry ? Pamietam artykul Zordona- moje objawy byly identyczne. Zaczely sie wizyty u lekarzy, ktorzy w wiekszosci nie rozumieli mojego problemu, a czasem bardzo pogarszali sprawe. Najgorsze byly rady innych osob- albo kochasz albo nie- proste. To bolalo najbardziej. Bilam sie sama ze soba- z jednej strony chcialam by wszystko wrocilo- a z drugiej nie moglam go kochac. Wspolna przyszlosc byla dla mnie przerazajaca, zastanawialam sie, jak ludzie moga byc w stalych zwiazkach ? Wszystko, co kochalam w swoim partnerze odwrocilo sie o 180 stopni. W przeciagu klilku miesiecy bardzo schudlam, wpadlam w depresje, lezalam w lozku I plakalam, nikt nie potrafil mnie zrozumiec. Mialam stany odrealnienia, natretne mysli typu : kazdy jest lepszy niz moj partner, zauraczalam sie w kazdym przechodniu i wyobrazalam sobie z nim zycie. Analizowalam inne pary- oni sa tacy szczesliwi, wczuwalam sie w inne zwiazki, tak jakbym przezywala, to co oni. Czulam sie, jak w klatce, dusilam sie w zwiazku. Stany depresyjne sa dla mnie okropne. Nie moge wstac z lozka, kazda rzecz, ktora mam wykonac jest nie lada wyczynem. I to tak bardzo boli w srodku.
Nie sadzilam, ze jest nas tylu. Wchodzilam na fora i pocieszlam sie, ze nie jestem sama- ze to zaburzenie. Ale choc tyle osob o tym przekonuje, to ja wciaz wierze, ze w swoje mysli- odkochanie. Nie wierze w swoja chorobe, mysle, ze trace cos w zyciu, bedac w tym zwiazku. Wylapuje z artykulow tylko te zle rzeczy…Po 4 latach “bitwy” znalazlam dobrego terapeute. Nie bylo to latwe- mialam chyba z 6ciu lekarzy. Balam sie terapii, jak ognia, wiedzialam, co mnie czeka, ze musze przez to przejsc, bo inaczej nigdy sie nie wylecze. Balam sie, ze terapia zakonczy sie rozstaniem, ze terapeuta bedzie mnie na to nakierowywal. Na szczecie terapia pomogla i nawet bylismy w trakcie niej z partnerem zareczeni. Nie bylo rewelacji, romantyzmu, motylkow w brzuchu- ale bylo dobrze- bez leku, wiedzac, ze mam obok siebie osobe, ktora pokochalam. Obecnie, od ponad roku jestesmy po slubie, terapia w tym pomogla. Moj terapeuta nigdy nie namawial mnie do rozstania, wrecz przeciwnie- nakierowywal mnie na bycie w zwiazku- tak jakby wiedzial. Stany depresji pojawialy sie rzadko i ostatnio planowalismy dziecko- kiedy tylko zjedziemy do Polski. Mielismy plany, co do mieszkania- zycie sie toczylo normalnie, a ja radzilam sobie z natrectwami. To bylo jeszcze miesiac temu. No i ostatnio pojawila sie kolejna sytuacja, dlatego tez tutaj jestem. Obejrzalam w TV Krolewski slub i tak w to wszystko sie wczulam, ze zapragnelam tam byc. Wiem, to smieszne, ale dla mnie to byla katorga. Takie zycie, jak z bajki. Zobaczylam dwoje zakochanych ludzi i chcialam byc, jak oni. Zaczely sie straszne natrectwa, analizowanie kazdej sytuacji ze slubu. Plakalam i zalamalam sie, patrzac na to, jakie zycie ja mam. Nic nie osiagnelam i tkwie w zwiazku bez milosci. Chodze do pracy, ktorej nie lubie- choc pracuje w biurze i jeszcze niedawno bylam dumna ze swojej pozycji…Terapeuta wyjasnil mi, ze rzeczywiscie jest to jak upadek z wysokiego konia. Porownywanie swojego zycia- normalnego, jakie ma kazdy- do zycia Krolewskiego. Nie potrafia wrocic do tu i teraz. Po raz kolejny wpadlam w depresje, mialam mysli samobojcze. Myslalam, ze z tego nie wyjde. A teraz, kiedy prawie wszystko ustapilo- jestem obojetna. Tak bardzo, ze chyba jest to jeszcze gorsze. Marze o innym zyciu, wyobrazam sobie zycie z kims innym, zaczecie wszystkiego od nowa, bycie niezaleznym. Jestem przekonana, ze gdyby nie moj maz, to bylabym bardziej soba, tak jakby on byl moim problemem. Terapeuta nie pozwala mi podejmowac zadnych decyzji w tym stanie- jakby czul. A ja czuje, ze nie jestem chora, ze swiadomie chce odejsc i naciskam na siebie, ze to ma byc juz. Nie wiem, w co mam wierzyc ? Czasem, jak czytam Wasze artykuly, to pocieszam sie. Jak poczuje cos do meza, to umiem normalnie funkcjonowac, mam sile. Za trzy tygodnie mamy leciec do Rzymu, o czym marzylam, a teraz nie wiem, czy jestem w stanie ? Sa momenty, ze tak bardzo chce z nim leciec, ze chce wspolnej przyszlosci, ale to trwa sekundy. Boje sie, ze polece tam i na pewno poznam kogos innego, poczuje ulge.
Wiem, ze to byl dlugi post, ale potrzebuje Was, chyba kazdy z nas potrzebuje siebie nawzajem. Mam nadzieje, ze ktos byl w stanie to przeczytac i zrozumie, co czuje. Ponizej podaje dodatkowe objawy.
- Wszystko, co bylo- bylo niepradwa ( to tylko byl stan zakochania )
- Teraz jestem swiadoma, czego chce
- Nie pamietam dobrych chwil razem ( zastanawiam sie, dlaczego sie w nim zakochalam i na pewno nie zauroczyl by mnie drugi raz )
- Brak checi na sex ( a jesli juz to wyobrazanie sobie kogos innego )
- Wyobrazanie sobie rozstania, jak bardzo by bolalo, gdybym go skrzywdzila, co by bylo, gdybym go zobaczyla
- Przebywanie z nim mnie meczy i musze sie uwolnic
- Myslenie o nim, ze jest nie inteligenty, wrecz glupi, a ja moglabym bez niego tak wiele zdzialac

Trzymam za Was Wszystkich kciuki ! I mam nadzieje, ze jakos to razem ograniemy,

Pozdrawiam !
Milla31
Gość

2 czerwca 2018, o 12:39

Ashanti87 pisze:
2 czerwca 2018, o 10:29
Witam, jestem tutaj nowa. Dlugo nie pisalam na zadnym z forum. Ostatnio czytalam Wasze posty i nie ukrywam, ze potrzebuje Waszego wsparcia :( Zaraz wyjasnie, o co chodzi...Z gory przepraszam za literowke, ale jestem w Anglii, a tutaj brak polskich znakow :roll:
To bedzie dlugie “opowiadanie” I mam nadzieje, ze poswecicie mi swoj cenny czas…Chce podzielic sie z Wami swoja historia i potrzebuje Waszego wsparcia. Swojego obecnego partnera poznalam ponad 10 lat temu. Zakochalam sie na zaboj. Kazde chwile spedzalismy razem, dogadywalismy sie bez slow. Bylam pewna tego, co czuje, tesknilam codziennie. W tym czasie pracowalam w dosc duzej firmie. To byl moj ostatni dzien pracy przed urlopem. Bylam bardzo podekscytowaa, emocje braly gore. Z natury jestem flirciara- wiem to straszne, ale chce byc z Wami szczera. Szybko sie zauraczam, ale swojego partnera, naszego zwiazku, bylam pewna i co by sie nie dzialo, to wiedzialam, ze mam jego. Pod koniec dnia pracy pisalam z kolega- przez komputer- o wyslaniu mu kartki, odczuwalam ze mu sie podobam, on tez byl atrakcyjny. To byl jakis rodzaj flirtu, ale bardziej w zarcie. Po wyjsciu z pracy zaczelam analizowac, myslec jak moglam cokolwiek poczuc do innej osoby, skoro bylam taka szczesliwa ? Zaczelam obwiniac sie, ze zawiodlam chlopaka i wtedy zaczelo sie pieklo. W domu dostalam pewnego rodzaju szoku, ataku paniki i od tamtego momentu juz nic nie bylo takie same. Pisalam do tamtego chlopaka, ze to nic nie znaczylo- jak wariatka. Wszystko zaczelo sie stawac obce. Moj partner stal sie obcy, pamietam, ze patrzylam na jego numer w telefonie i przerazilam sie, kim on naprawde jest ? Nie wiedzialam, co sie dzieje. Balam sie spotkania, przerazalo mnie to. Czulam, ze sie zapadam. W dziecinstwie miewalam ataki paniki. Jednej nocy obudzil mnie straszny lek, scisk w gardle, myslalam ze umieram. To byly leki przed smiercia, ale nie balam sie o siebie, lecz o innych, jak bardzo beda cierpiec. Od tamtej pory z bystrej ( chyba ) dziewczyny, pewnej siebie, stalam sie wstydliwa i zlekniona.
Po tamtej sytuacji, moj partner stal sie dla mnie obcy. Odcielo mnie totalnie od uczuc do niego. Przebywanie z nim bylo meka, nie moglam go rozpoznac, zastanawialam sie, jak to sie stalo, ze jestesmy razem. Stal sie dla mnie drazniacy, czasem nawet glupi- nie bystry ? Pamietam artykul Zordona- moje objawy byly identyczne. Zaczely sie wizyty u lekarzy, ktorzy w wiekszosci nie rozumieli mojego problemu, a czasem bardzo pogarszali sprawe. Najgorsze byly rady innych osob- albo kochasz albo nie- proste. To bolalo najbardziej. Bilam sie sama ze soba- z jednej strony chcialam by wszystko wrocilo- a z drugiej nie moglam go kochac. Wspolna przyszlosc byla dla mnie przerazajaca, zastanawialam sie, jak ludzie moga byc w stalych zwiazkach ? Wszystko, co kochalam w swoim partnerze odwrocilo sie o 180 stopni. W przeciagu klilku miesiecy bardzo schudlam, wpadlam w depresje, lezalam w lozku I plakalam, nikt nie potrafil mnie zrozumiec. Mialam stany odrealnienia, natretne mysli typu : kazdy jest lepszy niz moj partner, zauraczalam sie w kazdym przechodniu i wyobrazalam sobie z nim zycie. Analizowalam inne pary- oni sa tacy szczesliwi, wczuwalam sie w inne zwiazki, tak jakbym przezywala, to co oni. Czulam sie, jak w klatce, dusilam sie w zwiazku. Stany depresyjne sa dla mnie okropne. Nie moge wstac z lozka, kazda rzecz, ktora mam wykonac jest nie lada wyczynem. I to tak bardzo boli w srodku.
Nie sadzilam, ze jest nas tylu. Wchodzilam na fora i pocieszlam sie, ze nie jestem sama- ze to zaburzenie. Ale choc tyle osob o tym przekonuje, to ja wciaz wierze, ze w swoje mysli- odkochanie. Nie wierze w swoja chorobe, mysle, ze trace cos w zyciu, bedac w tym zwiazku. Wylapuje z artykulow tylko te zle rzeczy…Po 4 latach “bitwy” znalazlam dobrego terapeute. Nie bylo to latwe- mialam chyba z 6ciu lekarzy. Balam sie terapii, jak ognia, wiedzialam, co mnie czeka, ze musze przez to przejsc, bo inaczej nigdy sie nie wylecze. Balam sie, ze terapia zakonczy sie rozstaniem, ze terapeuta bedzie mnie na to nakierowywal. Na szczecie terapia pomogla i nawet bylismy w trakcie niej z partnerem zareczeni. Nie bylo rewelacji, romantyzmu, motylkow w brzuchu- ale bylo dobrze- bez leku, wiedzac, ze mam obok siebie osobe, ktora pokochalam. Obecnie, od ponad roku jestesmy po slubie, terapia w tym pomogla. Moj terapeuta nigdy nie namawial mnie do rozstania, wrecz przeciwnie- nakierowywal mnie na bycie w zwiazku- tak jakby wiedzial. Stany depresji pojawialy sie rzadko i ostatnio planowalismy dziecko- kiedy tylko zjedziemy do Polski. Mielismy plany, co do mieszkania- zycie sie toczylo normalnie, a ja radzilam sobie z natrectwami. To bylo jeszcze miesiac temu. No i ostatnio pojawila sie kolejna sytuacja, dlatego tez tutaj jestem. Obejrzalam w TV Krolewski slub i tak w to wszystko sie wczulam, ze zapragnelam tam byc. Wiem, to smieszne, ale dla mnie to byla katorga. Takie zycie, jak z bajki. Zobaczylam dwoje zakochanych ludzi i chcialam byc, jak oni. Zaczely sie straszne natrectwa, analizowanie kazdej sytuacji ze slubu. Plakalam i zalamalam sie, patrzac na to, jakie zycie ja mam. Nic nie osiagnelam i tkwie w zwiazku bez milosci. Chodze do pracy, ktorej nie lubie- choc pracuje w biurze i jeszcze niedawno bylam dumna ze swojej pozycji…Terapeuta wyjasnil mi, ze rzeczywiscie jest to jak upadek z wysokiego konia. Porownywanie swojego zycia- normalnego, jakie ma kazdy- do zycia Krolewskiego. Nie potrafia wrocic do tu i teraz. Po raz kolejny wpadlam w depresje, mialam mysli samobojcze. Myslalam, ze z tego nie wyjde. A teraz, kiedy prawie wszystko ustapilo- jestem obojetna. Tak bardzo, ze chyba jest to jeszcze gorsze. Marze o innym zyciu, wyobrazam sobie zycie z kims innym, zaczecie wszystkiego od nowa, bycie niezaleznym. Jestem przekonana, ze gdyby nie moj maz, to bylabym bardziej soba, tak jakby on byl moim problemem. Terapeuta nie pozwala mi podejmowac zadnych decyzji w tym stanie- jakby czul. A ja czuje, ze nie jestem chora, ze swiadomie chce odejsc i naciskam na siebie, ze to ma byc juz. Nie wiem, w co mam wierzyc ? Czasem, jak czytam Wasze artykuly, to pocieszam sie. Jak poczuje cos do meza, to umiem normalnie funkcjonowac, mam sile. Za trzy tygodnie mamy leciec do Rzymu, o czym marzylam, a teraz nie wiem, czy jestem w stanie ? Sa momenty, ze tak bardzo chce z nim leciec, ze chce wspolnej przyszlosci, ale to trwa sekundy. Boje sie, ze polece tam i na pewno poznam kogos innego, poczuje ulge.
Wiem, ze to byl dlugi post, ale potrzebuje Was, chyba kazdy z nas potrzebuje siebie nawzajem. Mam nadzieje, ze ktos byl w stanie to przeczytac i zrozumie, co czuje. Ponizej podaje dodatkowe objawy.
- Wszystko, co bylo- bylo niepradwa ( to tylko byl stan zakochania )
- Teraz jestem swiadoma, czego chce
- Nie pamietam dobrych chwil razem ( zastanawiam sie, dlaczego sie w nim zakochalam i na pewno nie zauroczyl by mnie drugi raz )
- Brak checi na sex ( a jesli juz to wyobrazanie sobie kogos innego )
- Wyobrazanie sobie rozstania, jak bardzo by bolalo, gdybym go skrzywdzila, co by bylo, gdybym go zobaczyla
- Przebywanie z nim mnie meczy i musze sie uwolnic
- Myslenie o nim, ze jest nie inteligenty, wrecz glupi, a ja moglabym bez niego tak wiele zdzialac

Trzymam za Was Wszystkich kciuki ! I mam nadzieje, ze jakos to razem ograniemy,

Pozdrawiam !
Kochana! Nie wiem, czy jesteś moim rocznikiem 1987😀, ale jakbym czytała o sobie. Moja historie znajdziesz w pierwszych moich postach. Czy nie jesteś przypadkiem DDA/DDD? W dzieciństwie była przemoc, alkohol, rozwód?

Ja akurat walczę już rok z rocd, z lękiem całe życie, moja historia jest bardzo podobna, teraz chodzę na terapię grupowa DDA i akurat poruszalismy wczoraj ten temat, bo przynajmniej 4 osoby na 10 w naszej grupie maja normalne związki i natrectwa żeby czegoś nowego spróbować, uciec, a koledze już się zaczyna Czy to to, czy to ta jedyna, są ladniejsze😂 itd. To popularna cecha DDA, niemożność czerpania radości ze zwykłego, spokojnego życia, chęć doznań i to nigdy się nie kończy. Po jednym doznaniu, szukasz następnych itd. Na pewno to przerabialas na terapii. Jesteś osobą świadomą, leczysz się tyle lat, robisz coś z tym, a nawroty będą, jak przyjdą ku temu sprzyjające warunki. Ja oglądając w tv królewski ślub to zaczęłam w necie szukać czym jest miłość i wyczytałam coś i też mną telepalo.
Piszesz tu więc chcesz walczyć, jesteś mega silna, bo zmiana siebie, swoich lęków i przekonań jest ciężka drogą. Ty wiesz w środku, że mąż jest dla Ciebie dobrym wyborem tylko masz problem z emocjami i życiem w stałym związku.
Pamiętaj, będzie lepiej😀
Obejrzyj Noce i dnie, Barbara i Bogumił to była taka śmieszna para, niby z rozsądku, Barbara miała w głowie tonę myśli, a była z mężem do końca. Polub swoją niespokojna duszę, poglaszcz ja, pomysl: znowu mi chcesz zmacic mój spokój...
Szukaj terapii, rozwiązań, leków, było lepiej i będzie lepiej

Pozdrawiam ciepło!
Awatar użytkownika
Ashanti87
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 4
Rejestracja: 31 maja 2018, o 13:03

2 czerwca 2018, o 14:21

Tak, jakbys wiedziala…Jestem rocznikiem 1987 :shock:
Tyle, ze z moja rodzina byla wszystko w porzadku. Wrecz bylam rozpieszczana, mialam duza wyobraznie, mama wysylala mnie na wszystkie mozliwe konkursy, naprawde bylam pewna siebie dziewczyna. Lubilam byc w centrum. Dopoki nie pierwszy atak paniki i odcielo mi ta pewnosc siebie. Pogodzilam sie z tym jakos, ale nadal bylam kochliwa. Jednak zawsze chcialam faceta, ktory bedzie sie mna opiekowal, z ktorym zaloze rodzine. I taki sie znalazl. A teraz mysle, ze to nie zaburzenie, tylko najzwyczajniej czas zakochania minal, przejrzalam na oczy i to nie ten. I ze znowu chcialabym byc w centrum, cos osiagac. A ja tak tkwie, dusze sie…Natretne mysli zawsze podsuwaja mi kolesi na wysokich stanowiskach. Mam wrazenie, ze teraz taka jaka jestem, moglabym osiagnac duzo, a maz mi tylko w tym przeszkadza. Teraz jeszcze ta obojetnosc…Nie czuje do niego nic, nie chce z nim spedzac czasu, a na mysl o kolejnych latach razem mam scisk w gardle. U mnie problemem jest to, ze nie umiem skupic sie na tu i teraz, tylko wybiegam w przyszlosc i to mnie przeraza. Jeszcze miesiac temu bylo normalnie, bez rewelacji, ale zadnych stanow depresyjnych, spedzanie razem czasu, normalne zycie. Tylko co jest prawda ? Terapia pomoga, bez niej bym sie posypala, a i Twoj wpis na 10 minut dal mi tyle radosci, ze to naprawde zaburzenie i, ze sie uda. I przez chwile bylam usmiechnieta.

Prosze pomozcie…Moze po prostu mam taki charakter i nie umiem kochac na stale ? Chcialabym tylko spokoju...
Mario26
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 389
Rejestracja: 24 sierpnia 2017, o 19:47

3 czerwca 2018, o 08:28

"Twoj wpis na 10 minut dal mi tyle radosci, ze to naprawde zaburzenie i, ze sie uda. I przez chwile bylam uśmiechnięta."


Widzisz to właśnie jest prawda byłaś szczęśliwa że to zaburzenie musisz w to uwierzyć. Miałem też bardzo podobnie jak ty. Musisz sobie dać czasu nie podejmuj żadnych decyzji których możesz żałować uwierz ze to zaburzenie i żyj.
Awatar użytkownika
Ashanti87
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 4
Rejestracja: 31 maja 2018, o 13:03

3 czerwca 2018, o 14:09

Mario26 pisze:
3 czerwca 2018, o 08:28
"Twoj wpis na 10 minut dal mi tyle radosci, ze to naprawde zaburzenie i, ze sie uda. I przez chwile bylam uśmiechnięta."


Widzisz to właśnie jest prawda byłaś szczęśliwa że to zaburzenie musisz w to uwierzyć. Miałem też bardzo podobnie jak ty. Musisz sobie dać czasu nie podejmuj żadnych decyzji których możesz żałować uwierz ze to zaburzenie i żyj.
Dziękuję Mario !
Wczoraj byl straszny wieczór. Ale porozmawiałam z mężem, tłumaczył mi chyba z 3 godziny i położyłam się spać spokojna.
Rano było bardzo ciężko, a dziś praca :?
Pomimo to, to ona zaczęła dodawać mi sił...I ludzie...Chociaż nie chciałam z nikim rozmawiać, to wiedziałam, że kontakt- zwykła rozmowa z nimi będzie lepsza niż siedzienie samej w biurze. Zaczęłam normalnie funkcjonować, było dobrze, niczego sobie nie narzucałam. I pomyślałam chyba mam to za sobą, w końcu mogę się uśmiechać.
A teraz minęła godzina i znowu dół, obojętność do męża, myśl o zerwaniu i kolejne- NOWE myśli o innym...Napotkanym na korytarzu. Chwila rozmowy z nim i już wyobrażanie sobie Bóg wie czego. Już nie wiem, co jest prawdą, a co nie ?
Czy tylko ja czuję się tak strasznie ? Wierzę tylko w to, co podsuwają mi myśli i jak wierzyć w coś innego, skoro się tego nie chce ? :cry:
A u Ciebie Mario jak jest ? Jaka jest Twoja historia ? Mam nadzieję, że dobrze...

Potrzebuję Was :buu:

Ściskam !
Milla31
Gość

3 czerwca 2018, o 14:16

Ashanti87 pisze:
3 czerwca 2018, o 14:09
Mario26 pisze:
3 czerwca 2018, o 08:28
"Twoj wpis na 10 minut dal mi tyle radosci, ze to naprawde zaburzenie i, ze sie uda. I przez chwile bylam uśmiechnięta."


Widzisz to właśnie jest prawda byłaś szczęśliwa że to zaburzenie musisz w to uwierzyć. Miałem też bardzo podobnie jak ty. Musisz sobie dać czasu nie podejmuj żadnych decyzji których możesz żałować uwierz ze to zaburzenie i żyj.
Dziękuję Mario !
Wczoraj byl straszny wieczór. Ale porozmawiałam z mężem, tłumaczył mi chyba z 3 godziny i położyłam się spać spokojna.
Rano było bardzo ciężko, a dziś praca :?
Pomimo to, to ona zaczęła dodawać mi sił...I ludzie...Chociaż nie chciałam z nikim rozmawiać, to wiedziałam, że kontakt- zwykła rozmowa z nimi będzie lepsza niż siedzienie samej w biurze. Zaczęłam normalnie funkcjonować, było dobrze, niczego sobie nie narzucałam. I pomyślałam chyba mam to za sobą, w końcu mogę się uśmiechać.
A teraz minęła godzina i znowu dół, obojętność do męża, myśl o zerwaniu i kolejne- NOWE myśli o innym...Napotkanym na korytarzu. Chwila rozmowy z nim i już wyobrażanie sobie Bóg wie czego. Już nie wiem, co jest prawdą, a co nie ?
Czy tylko ja czuję się tak strasznie ? Wierzę tylko w to, co podsuwają mi myśli i jak wierzyć w coś innego, skoro się tego nie chce ? :cry:
A u Ciebie Mario jak jest ? Jaka jest Twoja historia ? Mam nadzieję, że dobrze...

Potrzebuję Was :buu:

Ściskam !
Będzie dobrze Kochana, wszyscy tu tak mamy. Uczysz się powoli żyć w stabilnym, bezpiecznym związku. Masz, jak ja fajnego męża, może czasem nudnego, spokojnego jak to w każdym długoletnim związku. To nic złego. Mów mu o wszystkim, no wiadomo, może nie dosłownie, ale ja mojemu mówiłam i zawsze mnie wspiera.

Będą lepsze i gorsze momenty. Taka poprostu mamy osobowość.
Nie chcesz tego, bo jakbym Ci powiedziala: Rzuć męża, znajdziesz innego, poprostu się odkochałas to co czujesz? Ulgę czy lęk jak to pisze?
Buziaki!
Milla31
Gość

3 czerwca 2018, o 14:19

Ashanti87 pisze:
3 czerwca 2018, o 14:09
Mario26 pisze:
3 czerwca 2018, o 08:28
"Twoj wpis na 10 minut dal mi tyle radosci, ze to naprawde zaburzenie i, ze sie uda. I przez chwile bylam uśmiechnięta."


Widzisz to właśnie jest prawda byłaś szczęśliwa że to zaburzenie musisz w to uwierzyć. Miałem też bardzo podobnie jak ty. Musisz sobie dać czasu nie podejmuj żadnych decyzji których możesz żałować uwierz ze to zaburzenie i żyj.
Dziękuję Mario !
Wczoraj byl straszny wieczór. Ale porozmawiałam z mężem, tłumaczył mi chyba z 3 godziny i położyłam się spać spokojna.
Rano było bardzo ciężko, a dziś praca :?
Pomimo to, to ona zaczęła dodawać mi sił...I ludzie...Chociaż nie chciałam z nikim rozmawiać, to wiedziałam, że kontakt- zwykła rozmowa z nimi będzie lepsza niż siedzienie samej w biurze. Zaczęłam normalnie funkcjonować, było dobrze, niczego sobie nie narzucałam. I pomyślałam chyba mam to za sobą, w końcu mogę się uśmiechać.
A teraz minęła godzina i znowu dół, obojętność do męża, myśl o zerwaniu i kolejne- NOWE myśli o innym...Napotkanym na korytarzu. Chwila rozmowy z nim i już wyobrażanie sobie Bóg wie czego. Już nie wiem, co jest prawdą, a co nie ?
Czy tylko ja czuję się tak strasznie ? Wierzę tylko w to, co podsuwają mi myśli i jak wierzyć w coś innego, skoro się tego nie chce ? :cry:
A u Ciebie Mario jak jest ? Jaka jest Twoja historia ? Mam nadzieję, że dobrze...

Potrzebuję Was :buu:

Ściskam !
I dodam, że nawet jak nie nauczyliśmy się kochać, być w długich stabilnych związkach to człowiek ma Kochana w sobie takie umiejętności, że jest w stanie zmieniać swoje podejście i charakter na przestrzeni lat. Dlatego poprzez swoją pracę, cierpliwośc, terapie możesz się nauczyć żyć i czerpać radość że stałego związku. Spokojnie, wszyscy tu się uczymy!
Mario26
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 389
Rejestracja: 24 sierpnia 2017, o 19:47

3 czerwca 2018, o 15:05

Ashanti87 pisze:
3 czerwca 2018, o 14:09
Mario26 pisze:
3 czerwca 2018, o 08:28
"Twoj wpis na 10 minut dal mi tyle radosci, ze to naprawde zaburzenie i, ze sie uda. I przez chwile bylam uśmiechnięta."


Widzisz to właśnie jest prawda byłaś szczęśliwa że to zaburzenie musisz w to uwierzyć. Miałem też bardzo podobnie jak ty. Musisz sobie dać czasu nie podejmuj żadnych decyzji których możesz żałować uwierz ze to zaburzenie i żyj.
Dziękuję Mario !
Wczoraj byl straszny wieczór. Ale porozmawiałam z mężem, tłumaczył mi chyba z 3 godziny i położyłam się spać spokojna.
Rano było bardzo ciężko, a dziś praca :?
Pomimo to, to ona zaczęła dodawać mi sił...I ludzie...Chociaż nie chciałam z nikim rozmawiać, to wiedziałam, że kontakt- zwykła rozmowa z nimi będzie lepsza niż siedzienie samej w biurze. Zaczęłam normalnie funkcjonować, było dobrze, niczego sobie nie narzucałam. I pomyślałam chyba mam to za sobą, w końcu mogę się uśmiechać.
A teraz minęła godzina i znowu dół, obojętność do męża, myśl o zerwaniu i kolejne- NOWE myśli o innym...Napotkanym na korytarzu. Chwila rozmowy z nim i już wyobrażanie sobie Bóg wie czego. Już nie wiem, co jest prawdą, a co nie ?
Czy tylko ja czuję się tak strasznie ? Wierzę tylko w to, co podsuwają mi myśli i jak wierzyć w coś innego, skoro się tego nie chce ? :cry:
A u Ciebie Mario jak jest ? Jaka jest Twoja historia ? Mam nadzieję, że dobrze...

Potrzebuję Was :buu:

Ściskam !
Poczytaj w moich postach, miałem i mam tak samo jak ty i każdy tutaj i wystarczy jakąś drobnostka żeby myśleć o zerwaniu.
purity
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 3
Rejestracja: 1 czerwca 2018, o 09:16

3 czerwca 2018, o 20:39

Ashanti87 pisze:
2 czerwca 2018, o 10:29
Najgorsze byly rady innych osob- albo kochasz albo nie- proste. To bolalo najbardziej.
Dla kogoś, kto tego nie przechodzi jest to sprawa oczywista. Jak możesz nie wiedzieć czy kochasz, to się czuje. A problem w tym, że nie umiesz poprawnie stwierdzić co czujesz..
Awatar użytkownika
Ashanti87
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 4
Rejestracja: 31 maja 2018, o 13:03

3 czerwca 2018, o 21:26

Dziekuje Kochani za odpowiedzi !
Pisałam dziś w ciagu dnia, ale zamknęlam przez przypadek stronę... :?
Teraz już nie pamiętam, co tam pisałam 'niemoge
W każdym bądź razie ten dzień był dla mnie katorgą, jak i poprzednie. Już nie wiem, co się ze mną dzieje :( Choćbym czytała te same przypadki po tysiąc razy, to mój wydaje się na pewno odkochaniem. Najgorsza jest ta obojętność, bo nie rusza mnie nic, czy odejdę czy nie. Widzę inną przyszłość dla siebie, tak jakby mąż był moją przeszkodą, jakby ta choroba była przez niego :( Też tak mieliście ? Myślę,że teraz byłabym bez niego pewna siebie, nie ograniczona, robiła co chciała i mogła osiągnąć wszystko. Zmienić życie. Duszę się w związku...To straszne, co piszę, wiem.
Ja nie oczekuję motylków, nie oczekuję tego, co na początku, ale spokoju, bym mogła normalnie funkcjonować i żyć obok partnera. Jesteśmy razem prawie 11 lat. Martwi mnie to, że Wy czekacie na powrót miłości- tak bardzo chciałabym kochać i płaczę itd. Bo ja to miałam na początku, zaraz po tym, jak to wszystko się wydarzyło. Nasz związek wiele przeszedł i jest na zupełnie innym etapie...
Ale masz rację Milla- uczymy się żyć w stabilnym związku i zmieniać charakter- nastawienie. Mój Terapeuta tutaj zdziałał cuda, bo jak było dobrze, to widziałam zmianę.
Ja bardziej przypisuję sobie to wszystko tym chłopakiem, z którym flirtowałam, że poczułam coś, a jeśli tak było, to znaczy że partnera nie kochałam...Później mnie to wystraszyło, a że miewałam już lęki, to wystraszyłam się, że nie umiem skrzywdzić partnera więc tak tkwię w tym związku :( Już sama nie wiem, co mam zrobić ? Wracaliśmy do domu, byłam w strasznym dołku i nie wiem, jak to się dzieje, ale przyszły mi do głowy dwie dobre myśli i poczułam się lepiej. No ale póżniej znowu wkręcanie. Już dwa razy poczułam ulgę, jak usiłowałam się rozstać więc ciężko mi w cokolwiek uwierzyć. Tak jakby ta choroba była tylko moim wymyślaniem przed strachem zakończenia tego. Tak jakbym tkwiła w innym świecie i wiem, że trzeba to zakończyć. Boże, czemu to jest takie trudne ? Czy tylko ja czuję się, jak wariatka ?
Nie chciałam Wam popsuć humorów, chcę tylko wiedzieć, czy też tak mieliście ? Zawsze słowa wsparcia pomagają...
I chcę, żebyście wiedzieli, że mimo iż ja potrzebuję pomocy, to będę Was również wspierać, jak tylko będę umiała.

Życzę Wam, by każdy dzień był coraz lepszy !

I czekam na Wasze posty z niecierpliwością :friend:
NotLogged
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 220
Rejestracja: 25 sierpnia 2017, o 20:24

3 czerwca 2018, o 22:25

Ja nie czuje kompletnie nic. Jak jestem sama w domu albo przebywam z kims innym jestem szczesliwa, radosna. Jak tylko jade do mojego faceta to jestem wku**iona, nie ciesze sie wgl, wszystkiego sie czepiam, patrze na niego, nie kocham go, nie wuem jestem straszna... straszna! Budze sie obok niego dzisian rano i bic nie czuje, jestem obojetna, patrze na niegi jestem obojetna, nic nie czuje... mowie mu ze go nie kocham... zrywam z nim co 10 min. Ciagle sie klocimy... drzemy na siebie... nie chce go kochac a jednak o tym mysle... nie umiem wyobrazic sobie orzyszlosci z nim, wrecz nie chce, palam do niego jakimis negatywnymi emocjami, czuje jakbym zapominala, nie pamietala o nim, oddalala sie. Nie ciesze sie ze spotkania wgl, nie ciesze sie jak spedzam z nim czas... nic kompletnie mnie z nim nie cieszy. Ja juz sama nie wiem czego chce i co wlasciwie czuje. Niby nie chce ake jednak zastanawiam sie ze bie chce i czemu albo dalej analizuje moje zachowanie... mimo ze nie chce...niby
ODPOWIEDZ