myslisz ze to nerwica? a moze mam jakies rozdwojenie jazni ze tak skacze albo dwubiegunowosc... albo nie wiem co ze tak skacze i ciagle mi sie zmienia... znajoma rzucila takie hasla ale raczej nie prawda? bo ja jestem swiadoma problemu... patrze na ludzi ze kochaja i sa szczesliwi a ja nie umiemkapralis pisze: ↑26 grudnia 2017, o 13:53Tak szczerze? W Twoim opisie nie ma nic normalnego... Poza tym to, co się dzieje z nami, dzieje się w nas samych i nie jest to winna innych osób, a w szczególności naszych drugich połówek. To w sumie bardso wygodne zrzucić na kogoś odpowiedzialność za nasze nieszczęście, złe nastroje, nerwice, czy stany depresyjne, ale to my sami musimy wziąć pełną odpowiedzialność za nasze życie. Nikt nam nie wybierał na siłę drugich połówek, nikt nie kazał nam z nimi się spotykać, być, czy poślubić. To były autonomiczne decyzje, nasze decyzję, więc pewnie też z czegoś wynikały. Średnio chce mi się uwierzyć, że ktokolwiek tutaj z czystej kalkulacji wybrał sobie partnera... Był to raczej wynik wielu rzeczy, w tym z pewnością również uczuć względem nich. Warto o tym pamiętać. Bazując związek tylko i wyłącznie na uczuciach nie da się zbudować nic trwałego. W chwilach kryzysu, zarowno za pierwszym razem ponad 10 lat temu, jak i w trakcie obecnego epizodu, rozmawiałem z wieloma osobami, które ofiarował mu swoje wsparcie chętnie dzieląc się swoimi przemyśleniami i wnioskami z czasem wieloletnich zmagań z nerwicą i rOCD. W 99% wskazywali właśnie na konieczność wzięcia odpowiedzialności za własne życie i konieczność zmieniania podejścia do niego i tematu samej miłości stricte. Uczucia u emocje to coś, co zmienia się bardso często. Tym bardziej w długoletniej związkach. Choćby pokroiła się w drobne plasterki nie zmienisz tego. Różnica jedynie polega na tym, że nie zaburzonym umysł potrafi to automatycznie racjonalizować i nie odpala lęku i wszelkiego rodzaju zaburzeń. U nas niestety powoduje to ciągle napięcie, masę myśli i analiz. Trzeba się z tym uporać na drodze akceptacji, cierpliwości i mnóstwa cierpliwości. Potrzeba bardzo dużo czasu żeby do pewnych rzeczy dojrzeć, ale bez tego nie da się osiągnąć tego szukanego przez nas szczęścia i poczucia spełnienia.NotLogged pisze: ↑26 grudnia 2017, o 12:51Ja nie jestem z moim chlopakiem teraz... bo zerwal ze mna dlatego ze ma tego dosyc, ja w sumie tez... jestem o niego zazdrosna i wgl wszystko mnie denerwuje... nie wiem sama czy bede chciala do niego wrocic czy nie, bardziej mnie ciagnie zeby nie wracac... powiem wam ze patrze teraz na ludzi ze sa szczęśliwi i kochaja a ja nie umiem kochac... nie wierze juz ze kocham i ze kiedys moge kogos pokochacciagle skacze. Wczoraj bylam pewna ze nie chce do niego wracac ze zapomne o nim i wgl i bedzie dobrze... a teraz co? Obudzilam sie dzisiaj znowu myslac... myslac o nim. Moze to on jest moja nerwica a nie ze nie kocham... przeszkadza mi czasami jak o nim pomysle bo czesto o nim mysle przez to cos... jestem uzalezniona od niego myslami bardzo... nie moze byc kur*a normalnie ze kocham i tyle... i jest na luzie... nie od razu glupieje jak tylko o nim mysle i jak tylko cos jest zwiazanego z nim. Mam tegi dosyc musze odpoczac i zobaczymy... myslicie ze to normakne ?
Trzymam za Was wszystkich kciuki bardzo mocno. Nie dajcie się!


