ŁukaszŁukasz pisze:Siema, potrzebuję dobrego słowa. Walczę i walczę, już parę lat - ostatnio powiedziałem sobie "nie będę miał tego cholerstwa, pozbędę się raz na zawsze" - więc walczę ze zdwojoną siłą, ale zawsze jest podobny scenariusz - zaczynam ignorować, akceptować itd, przez 2 tyg jest spokój, sukcesy, świetne samopoczucie a potem bam! - i zaczyna się w drugą stronę. W ostatnią niedzielę byłem w kinie - pełna sala, ja na samym środku, ciężko wyjść - no i się zaczęło - kołatanie serca, kula w gardle, spięte mięśnie szyi, z resztą, co ja wam będę mówił nie? Więc siedzę tam twardo, nic się nie ruszam nawet i myślę sobie "dawaj mała, co ma być to będzie i tak mi nic nie zrobisz", po czym następuje kryzys, chce wyjść ale zaraz myślę "dobra poczekam do punktu krytyczego" i zaraz strach zaczął się poluźniać. Niestety, od tamtego czasu coś słabo ze mną, czuje że pętla zaczyna się kręcić w drugą stronę. Właśnie wróciłem ze sklepu - w sklepie stoje, serce wali, ja mu "pozwalam". Wychodzę ze sklepu już na maxa wkur**** i myślę sobie "jak mam umierać to umieram" - i wpadam na 7 piętro z siatą zakupów i zgrzewką wody w rękach - serce wali jak nie wiem i czuję że już osiągam apogeum - rozżalony myślę "dobra, wygrałaś, boję się jak skurw*****". Już jest normalnie ale... kręcę się z tym w kółko a wola walki pozostaje. Jakaś rada? Trzymajcie się
Dasz radę! Niereaktywność! Dziś siedzę sobie na konferencji (naukowa więc słucham o chorobach, haha), serce wali jak durne, klatka kłuje, żebra bolą, myślę - "ale gówno". A potem - "w sumie na sali jest kardiolog i anastezjolog, w razie czego mnie uratują, więc naku*wiaj nerwico!"

