Ja z kolei sypiam bardzo dobrze. Jak padam koło północy, to o 10 ledwo wstaje. Raczej się nie budzę w nocy. Wiem co znaczy brak snu, więc współczuję. Na szczęście ja z tym problemu nie mam... Znów dziś od rana lęk przed przemijaniem. Mniejszy, ale im później, tym gorzej, więc... Ech gadałam z narzeczonym na ten temat i trochę mi wczoraj ulżyło. Ale ciągle to w głowie siedzi :/ Znowu idzie fala upałów. Dziś 31, a ma być za 2 dni nawet 35. Po prostu dobija mnie to. Mimo że się nie pocę (wiatrak, przebywam w domu), czuję, że umieram normalnie i bez przerwy mierzę ciśnienie (które oczywiście jest w normie). Ale na dwór nie wychodzę praktycznie, bo tam jest w upały ,,niebezpiecznie".

:/
-- 27 sierpnia 2015, o 11:36 --
zaburzony86 pisze:Kasia - współczuję. Robisz wielkie postępy, ale na to wszystko potrzeba niestety czasu.
Ja z kolei mam nowy problem, w sumie jak to w nerwicy bywa, wymyślony problem. Wkrótce kończy mi się urlop i od poniedziałku do pracy. Nie cierpię urlopów. Fajnie jest leniuchować i spać do późna, ale powroty zawsze są ciężkie. Wiem, że jakoś dam radę, generalnie u nas w pracy jest taka zasada, że osoby które wracają z urlopu mają trochę taryfy ulgowej, żeby odnaleźć się na nowo w rzeczywistości. Nie boję się nawału obowiązków i zaległości, które powstały, a nawet chciałbym aby one były, bo nic tak nie dobija jak nuda. Lepiej coś robić, wtedy czas mija niewiadomo kiedy.
Boję się tego co zawsze - DD i ataków paniki. Dramat jakiś. Przed urlopem było koszmarnie, na zewnątrz 35 stopni, w budynku niewiele mniej, ale jakoś udało mi się wbić w taki rytm pracy, że dni i tygodnie mijały mi jeden za drugim nawet nie wiem kiedy. Poniedziałek, wtorek, środa to już z górki, czwartek to już prawie weekend, a piątek co by nie było jakoś się przeżyje. A teraz trzeba od nowa :/
Wiem, że atak paniki i DD nic mi nie zrobi, wiem że zawroty głowy które czasem mam to fikcja. Przeżyłem ostatnio tyle pozytywnych rzeczy - obrona pracy magisterskiej, wesele, wyjazd wakacyjny i nigdy nic złego się nie wydarzyło. Wiem jak to wszystko działa. A pomimo to się boję. Tak naprawdę to chyba wolałbym tam już jutro iść, bo to czekanie tylko dobija.

Nie ma się co dziwić - odpocząłeś (o ile z nerwicą można odpocząć w ogóle) a teraz powrót do rzeczywistości. Wiem co oznacza oczekiwanie... Nienawidzę. Ja staram się robić wszystko na spontanie, bo jak nie, to się nakręcam jak pieprznięta i później faktycznie jest gorzej. Pocieszenie jest takie, że ze 4-5 dni i upały bye bye. Będzie upragnione 18 stopni, w nocy 10 i to świeże powietrze, dzięki któremu nie ma fazy, że jest duszno. Póki co wiatrak, jak ktoś ma klima - i jazda.
Swoją drogą zazdroszczę obrony, wakacji itp. Ja przełożyłam termin sesji (kończę 4 rok prawa) do 4 października i zostały mi 4 zaliczenia. Jak pomyślę, że mam się umówić z wykładowcą na KONKRETNY termin, pojechać tam (mimo że jeżdżę w zasięgu 1 km od domu autem z narzeczonym), to mi się robi słabo. Planowanie - nienawidzę. Nie mogę. Ja w tym roku wakacje odpuściłam - skoro nie mogę wychodzić na dłuższy spacer, to jak bym doszła na plażę, czy gdziekolwiek? Poza tym w taki upał? Ech..
Żyję w klatce. Od lat. Chcę nauczyć się żyć na nowo...