Dora pisze: ↑13 stycznia 2022, o 21:31
Katja pisze: ↑13 stycznia 2022, o 20:09
Dora pisze: ↑12 stycznia 2022, o 23:11
Ja sie z tym o czym piszesz wlasciwie zgadzam. Uwazam jedynie, ze czlowiek jest istota spoleczna i do budowania relacji ze soba potrzebuje rekacji z drugim człowiekiem, niekoniecznie w terapii.
Tak, potrzebowalam w tym sensie, ze pytasz mnie o moje doświadczenia. Nastepnie piszesz, ze inaczej to widzisz, ale nie dopowiadasz jak. Gdzie jest ta roznica. I to mnie zirytowalo.
Nie zrozumiałaś mnie.
Punktem wyjścia naszej rozmowy było zaburzenia lękowe. Twój pierwszy wpis w tym temacie to:
Nie zgadzam sie z podejściem, ze nie mozesz sie zalic. W ogole ze wszystkmi tymi "musze" "powinienem" itd. Fakty sa takie, ze sie zalisz, bo sie boisz, jestes tym zmeczony i czujesz sie zagubiony. Zalenie sie jest w porzadku. I sorry kazdy z nas tutaj byl w takim stanie. Nie ma granicy ze juz za duzo zalenia, a tyle zalenia to jeszcze norma. To zalenie tak naprawde jest szukaniem wsparcia w momencie zagubienia. I to jest OK.
Tu się moim zdaniem nie zgadzamy. Ja uważam, że zaburzenie lękowe to jest inny stan umysłu. I nie pomaga się ludziom w tym stanie rozważaniami skąd się te emocje wzięły, co one o mnie mówią itd czy wspólnymi ruminacjami ich żali, bo osoba w zaburzeniu mogłaby właściwie nic innego nie robić jak rozmawiać o swoim zaburzeniu i żalach do świata. Po prostu to nie zadziała u osoby w stanie bardzo mocno przeciążonego układu nerwowego i dlatego właśnie zapytałam Cię o objawy. Bo jeżeli jesteś w momencie gdzie objawy są nieco bardziej w tle (albo w tzw. stanie chronicznym ale nie ostrym), to wtedy jesteś w stanie prowadzić tego typu rozważania (chociaż one niekonicznie muszą Ci pomóc jeśli chodzi o samo zaburzenie). Natomiast jak Twoim zdaniem w lęku gdzie analizy lecą Ci 24/7 niemal bez Twojego udziału, gdy boisz się dosłownie oddychać masz rozważać swoje braki? To nie tylko nie pomoże, ale wpędzi Cię w jeszcze gorsze fiksacje. Ja to przerabiałam, zresztą nie tylko ja na tym forum. Wiele osób opowiadało mi jak w stanach bardzo silnych lęków były wciągane w jakieś analizy, rozważania, co to o Tobie mówi, co jeszcze mocniej przeciążało ich układ nerwowy, który potrzebował w tym momencie spokoju. Dlatego właśnie zapytałam Cię o objawy, bo jeżeli Twój układ nerwowy był w miarę dobrym stanie, to mogłaś sobie działać w ten sposób, ale nie osoba w silnym lęku.
Co za tym jeżeli Damian (bo od niego się zaczęła dyskusja) będzie codziennie tutaj pisał swoje żalposty, bo jest zagubiony i zmęczony (co jest zrozumiałe) to w żaden sposób mu to nie pomoże, ponieważ zaburzenie rządzi się swoimi prawami (jeżeli Damian codziennie poświęca temu uwagę to jego umysł emocjonalny dostaje potwierdzenie, że jest problem) i jeśli się tego nie zrozumie, to można latami tkwić w problemie, zaliczając przy tym milion terapii.
Natomiast to, że zaburzenie ma swoje przyczyny i że warto je poznać, żeby nie robić krzywdy swojej psychice tym jak żyjemy to tu się z Tobą zgadzam. Ale w moim przekonaniu kolejność jest taka: najpierw pracuje nad samym zaburzeniem i uspokojeniem układu nerwowego (przy okazji z czasem pracując też nad takimi kwestiami jak chociażby perfekcjonizm czy przerost wewnętrznego krytyka) a potem gdy już zrozumiem samo zaburzenie i jego mechanizmy tak by umieć sobie z nim radzić i uspokoję swój układ nerwowy, to mogę zająć się tym co doprowadziło mnie do zaburzenia.
Hmm, ja czuje sie tez niezrozumiana, ale nie zdziwiona tym faktem. Czesto tu widze pojawia sie takie rozroznienie poznawczo-behawioralna albo psychoanaliza (psychodynamiczna). I ze jak nie poznawczo-behawioralna to terapia przez analize. Tymczasem humanstyczne terapie, a juz z cala pewnoscia Gestalt nie sa analityczne z zalozenia. I odpowiedzi na to co to o mnie mowi pojawiaja sie w procesie terapeutycznym. I wcale nie chodzilo mi o to, ze w ten sposob rozpoczynamy terapie. Wrecz odwrotnie. Dlatego zwroty "zalposty" i te wszystkie inne rady co sie powinno, a co nie mi sie nie podobaja. Uwazam, ze z terapeutycznego punktu widzenia to jest blokujace. Tylko, ze ja w poscie nie opowiem czym jest Gestalt. Humanistyczne terapie sa bardzo doswiadczeniowe, w zwiazku z tym nieintelektualne, czesto poza slowami, bo jezyk ma swoje ograniczenia albo trudne do wyrazenia przez slowa, otwierajace i skoncentrowane na kliencie i jego osobistym doswiadczeniu. To sa terapie szacunku dla odrebnosci innego i tego w jaki sposob sie wyraza. Taki obrazek widzialam jakis czas temu. Po jednej stronie narysowany mozg z dopiskiem lęk, po drugiem serce z dopiskiem depresja a miedzy nimi znak rownosci. I tak to, przynajmniej w jakiejś czesci rozumiem. Gdy wyjdziesz z głowy i przejdziesz w czucie, ucielesnienie, moze sie okazac ze na pozomie serca jest smutek, zal, rozpacz. To nie sa rzeczy zerojedynkowe, kazdy jest inny i kazdemu nalezy sie przyjrzec na nowo, z otwartoscia. Ale mnie to zatrzymuje i zmienia perspektywę.
Czytałam sporo na temat metody Gestalt i naprawdę rozumiem czym jest psychologia humanistyczna, ale dalej jestem przy swoim zdaniu, że zaburzenie lękowe jest stanem wyjątkowym i wymaga przede wszystkim zrozumienia dla samego tego stanu.
A co do żalpostów to właśnie dlatego metody humanistyczne nie mają w mojej ocenie zastosowania przy zaburzeniu, bo nie ogarniają jego istoty, po prostu się tym bezpośrednio nie zajmują. Owszem to przecież nie o to chodzi, że ktoś nie może zapłakać nad swoim losem, pożalić się, ale zaburzenie wciąga nas w ten stan (wiecznego żalu i krzywdy) i w nim utrzymuje. Ja sama ciężko się pochorowałam przez to, a potem tygodniami nic, żaden antybiotyk na mnie nie działał, bo byłam w stanie nieustannego wałkowania moich żali. Być może nasza rozmowa wynika z faktu, że Ty nigdy nie byłaś w stanie bardzo mocnego przeciążenia układu nerwowego skutkującego wręcz załamaniem nerwowym.
Był czas, że bardzo mocno pilnowałam się żeby tylko nie użyć słowa muszę/powinnam aż doszło do mnie, że robię sobie niepotrzebną dupospinę, czym innym jest dopierda*** się do siebie, a czym innym jest użyć jakiegoś słowa, bo po prostu ciężko czasem ubrać to inaczej w słowa.
I tym kończę już naszą rozmowę, bo nie mam potrzeby przekonywać Cię do mojego zdania.