Czytałam sporo na temat metody Gestalt i naprawdę rozumiem czym jest psychologia humanistyczna, ale dalej jestem przy swoim zdaniu, że zaburzenie lękowe jest stanem wyjątkowym i wymaga przede wszystkim zrozumienia dla samego tego stanu.Dora pisze: ↑13 stycznia 2022, o 21:31Hmm, ja czuje sie tez niezrozumiana, ale nie zdziwiona tym faktem. Czesto tu widze pojawia sie takie rozroznienie poznawczo-behawioralna albo psychoanaliza (psychodynamiczna). I ze jak nie poznawczo-behawioralna to terapia przez analize. Tymczasem humanstyczne terapie, a juz z cala pewnoscia Gestalt nie sa analityczne z zalozenia. I odpowiedzi na to co to o mnie mowi pojawiaja sie w procesie terapeutycznym. I wcale nie chodzilo mi o to, ze w ten sposob rozpoczynamy terapie. Wrecz odwrotnie. Dlatego zwroty "zalposty" i te wszystkie inne rady co sie powinno, a co nie mi sie nie podobaja. Uwazam, ze z terapeutycznego punktu widzenia to jest blokujace. Tylko, ze ja w poscie nie opowiem czym jest Gestalt. Humanistyczne terapie sa bardzo doswiadczeniowe, w zwiazku z tym nieintelektualne, czesto poza slowami, bo jezyk ma swoje ograniczenia albo trudne do wyrazenia przez slowa, otwierajace i skoncentrowane na kliencie i jego osobistym doswiadczeniu. To sa terapie szacunku dla odrebnosci innego i tego w jaki sposob sie wyraza. Taki obrazek widzialam jakis czas temu. Po jednej stronie narysowany mozg z dopiskiem lęk, po drugiem serce z dopiskiem depresja a miedzy nimi znak rownosci. I tak to, przynajmniej w jakiejś czesci rozumiem. Gdy wyjdziesz z głowy i przejdziesz w czucie, ucielesnienie, moze sie okazac ze na pozomie serca jest smutek, zal, rozpacz. To nie sa rzeczy zerojedynkowe, kazdy jest inny i kazdemu nalezy sie przyjrzec na nowo, z otwartoscia. Ale mnie to zatrzymuje i zmienia perspektywę.Katja pisze: ↑13 stycznia 2022, o 20:09Nie zrozumiałaś mnie.Dora pisze: ↑12 stycznia 2022, o 23:11
Ja sie z tym o czym piszesz wlasciwie zgadzam. Uwazam jedynie, ze czlowiek jest istota spoleczna i do budowania relacji ze soba potrzebuje rekacji z drugim człowiekiem, niekoniecznie w terapii.
Tak, potrzebowalam w tym sensie, ze pytasz mnie o moje doświadczenia. Nastepnie piszesz, ze inaczej to widzisz, ale nie dopowiadasz jak. Gdzie jest ta roznica. I to mnie zirytowalo.
Punktem wyjścia naszej rozmowy było zaburzenia lękowe. Twój pierwszy wpis w tym temacie to:
Tu się moim zdaniem nie zgadzamy. Ja uważam, że zaburzenie lękowe to jest inny stan umysłu. I nie pomaga się ludziom w tym stanie rozważaniami skąd się te emocje wzięły, co one o mnie mówią itd czy wspólnymi ruminacjami ich żali, bo osoba w zaburzeniu mogłaby właściwie nic innego nie robić jak rozmawiać o swoim zaburzeniu i żalach do świata. Po prostu to nie zadziała u osoby w stanie bardzo mocno przeciążonego układu nerwowego i dlatego właśnie zapytałam Cię o objawy. Bo jeżeli jesteś w momencie gdzie objawy są nieco bardziej w tle (albo w tzw. stanie chronicznym ale nie ostrym), to wtedy jesteś w stanie prowadzić tego typu rozważania (chociaż one niekonicznie muszą Ci pomóc jeśli chodzi o samo zaburzenie). Natomiast jak Twoim zdaniem w lęku gdzie analizy lecą Ci 24/7 niemal bez Twojego udziału, gdy boisz się dosłownie oddychać masz rozważać swoje braki? To nie tylko nie pomoże, ale wpędzi Cię w jeszcze gorsze fiksacje. Ja to przerabiałam, zresztą nie tylko ja na tym forum. Wiele osób opowiadało mi jak w stanach bardzo silnych lęków były wciągane w jakieś analizy, rozważania, co to o Tobie mówi, co jeszcze mocniej przeciążało ich układ nerwowy, który potrzebował w tym momencie spokoju. Dlatego właśnie zapytałam Cię o objawy, bo jeżeli Twój układ nerwowy był w miarę dobrym stanie, to mogłaś sobie działać w ten sposób, ale nie osoba w silnym lęku.Nie zgadzam sie z podejściem, ze nie mozesz sie zalic. W ogole ze wszystkmi tymi "musze" "powinienem" itd. Fakty sa takie, ze sie zalisz, bo sie boisz, jestes tym zmeczony i czujesz sie zagubiony. Zalenie sie jest w porzadku. I sorry kazdy z nas tutaj byl w takim stanie. Nie ma granicy ze juz za duzo zalenia, a tyle zalenia to jeszcze norma. To zalenie tak naprawde jest szukaniem wsparcia w momencie zagubienia. I to jest OK.
Co za tym jeżeli Damian (bo od niego się zaczęła dyskusja) będzie codziennie tutaj pisał swoje żalposty, bo jest zagubiony i zmęczony (co jest zrozumiałe) to w żaden sposób mu to nie pomoże, ponieważ zaburzenie rządzi się swoimi prawami (jeżeli Damian codziennie poświęca temu uwagę to jego umysł emocjonalny dostaje potwierdzenie, że jest problem) i jeśli się tego nie zrozumie, to można latami tkwić w problemie, zaliczając przy tym milion terapii.
Natomiast to, że zaburzenie ma swoje przyczyny i że warto je poznać, żeby nie robić krzywdy swojej psychice tym jak żyjemy to tu się z Tobą zgadzam. Ale w moim przekonaniu kolejność jest taka: najpierw pracuje nad samym zaburzeniem i uspokojeniem układu nerwowego (przy okazji z czasem pracując też nad takimi kwestiami jak chociażby perfekcjonizm czy przerost wewnętrznego krytyka) a potem gdy już zrozumiem samo zaburzenie i jego mechanizmy tak by umieć sobie z nim radzić i uspokoję swój układ nerwowy, to mogę zająć się tym co doprowadziło mnie do zaburzenia.
A co do żalpostów to właśnie dlatego metody humanistyczne nie mają w mojej ocenie zastosowania przy zaburzeniu, bo nie ogarniają jego istoty, po prostu się tym bezpośrednio nie zajmują. Owszem to przecież nie o to chodzi, że ktoś nie może zapłakać nad swoim losem, pożalić się, ale zaburzenie wciąga nas w ten stan (wiecznego żalu i krzywdy) i w nim utrzymuje. Ja sama ciężko się pochorowałam przez to, a potem tygodniami nic, żaden antybiotyk na mnie nie działał, bo byłam w stanie nieustannego wałkowania moich żali. Być może nasza rozmowa wynika z faktu, że Ty nigdy nie byłaś w stanie bardzo mocnego przeciążenia układu nerwowego skutkującego wręcz załamaniem nerwowym.
Był czas, że bardzo mocno pilnowałam się żeby tylko nie użyć słowa muszę/powinnam aż doszło do mnie, że robię sobie niepotrzebną dupospinę, czym innym jest dopierda*** się do siebie, a czym innym jest użyć jakiegoś słowa, bo po prostu ciężko czasem ubrać to inaczej w słowa.
I tym kończę już naszą rozmowę, bo nie mam potrzeby przekonywać Cię do mojego zdania.
