Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Słabszy dzień? Kryzys? Ogólne pytanie? Wyżal się swobodnie.

Forum poświęcone: nerwicy lękowej, atakom paniki, agorafobii, hipochondrii (wkręcaniu sobie chorób), strach przed "czymś tam" i ogólnie stanom lękowym np. lęk wolnopłynący.
Możesz dopisać się do istniejącego już tematu lub po prostu stworzyć nowy.
Tutaj umieszczamy swoje objawy, historie, przeżycia. Dzielimy się doświadczeniami i jednocześnie znajdując ulgę dajemy innym pocieszenie oraz swego rodzaju ulgę, że nie są sami.
Aniaaa87
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 300
Rejestracja: 18 maja 2020, o 19:38

9 stycznia 2022, o 08:52

znerwicowana_ja pisze:
8 stycznia 2022, o 11:31
Jak czas się nie udzielałam tutaj. Ale muszę się wyżalić bo znów jest mi dużo gorzej.przed świętami całą rodziną złapaliśmy covida. Oczywscie kwarantanna, nerwy lęk że ktoś z nas przejdzie to ciężko. Na szczęście nie było jakieś tragedii. Mimo wszystko to siedzenie w domu, odbiło mi się na psychice. Znowu jestem w dużym lęku. Znowu wróciły somaty,bóle i silne napięcie w lewym boku, ucisk i ciężkość w klatce, zawroty głowy itd. Nie ukrywam że też mi ciężko bo mam w domu bardzo aktywnego 5latka który jak to dziecko ciągle głośno się bawi, krzyczy, rzuca zabawkami. A ja już jestem tak przebocowana że dostaje szału jak słyszę kolejny jakiś hałas.czuje się podle bo jako matka nie powinnam mieć dość, ale mam. Mam wielką potrzebę pobyc w ciszy a tego nie mam od dawna i słuchajcie przysiegam jak on tylko zaczyna halasowac to mam wrażenie że mi ktoś w głowę śruby wkręca 😭mam tak dość że brak mi słów. Mam dość siebie, dziecka, braku normalności i życia we wracających lękach . Ciągle się na niego wydzieram, mam ochotę usiąść w kącie i wyć. Czuję się już taka bezradna, taka zmęczona. Zaczynam podjerzewac depresje to już nie jest chyba tylko zwykle zmęczenie.do tego jeszcze po tym covidzie czuje się jak dzikus jak mam gdzieś wyjść "do ludzi" nie wiem czy to lęk tak działa czy co? Ale jakbym nie umiała się wogole Odnaleźć. Uniakam wyjść do sklepów do znajomych. No dramat jakiś
Ty jesteś przebodzcowana.Ja tez tam mam i to jest czasami po prostu nie do zniesienia.Szczególnie jak ma się bardziej introwertyczna nature.Mam trójkę dzieci i jak jestem z nimi całe dnie w domu a jestem bo uczyli się zdalnie a męża nie ma na codzień to ja wysiadam bez kitu.Te krzyki,gadanie bez ustanku,tłuczenie zabawkami tak przeszkadza ze aż boli.Masz ochotę uciekać zamknąć się gdzieś i siedzieć sama w ciszy.Dużo osób tak ma.Nawet są takie artykuły przebodzcowana mama.Jedyna rada jest żeby ktos z rodziny Cię odciążył trochę np raz w tygodniu albo z godzinę dwie na tygodniu wzial synka do siebie.Inaczej będziesz miała dość wszystkiego i te dźwięki będą Cię wykańczać.Jesteś dobra matka.Każdy ma czasem dość swoich dzieci tylko nie każdy się przyznaje 😅Pierdzenie tęcza na każdym kroku to fałsz jakich mało 😂A długie niewychodzenie z domu przez covida spowodowało nasilenie lęku przed wychodzeniem.Ja tak mam jak się zasiedze w domu i potem ledwo idę do sklepu.Zmęczenie tym stanem ciągłego lęku lub jego nawracania i poczucie ciągłego życia w tym powoduje wykończenie.Ja czasem myśle sobie nic nie robiłam takiego a jestem fizycznie wykończona.Normalne prace domowe sprawiają mi trudność.Wtedy delikatnie odpuszczam robię co muszę a resztę olewam i przeczekuje.Czasem długo tak mam ale zawsze po jakimś czasie od poluzowania przychodzi jakakolwiek poprawa.
znerwicowana_ja
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 906
Rejestracja: 1 listopada 2017, o 15:05

9 stycznia 2022, o 09:06

Aniaaa87 pisze:
9 stycznia 2022, o 08:52
znerwicowana_ja pisze:
8 stycznia 2022, o 11:31
Jak czas się nie udzielałam tutaj. Ale muszę się wyżalić bo znów jest mi dużo gorzej.przed świętami całą rodziną złapaliśmy covida. Oczywscie kwarantanna, nerwy lęk że ktoś z nas przejdzie to ciężko. Na szczęście nie było jakieś tragedii. Mimo wszystko to siedzenie w domu, odbiło mi się na psychice. Znowu jestem w dużym lęku. Znowu wróciły somaty,bóle i silne napięcie w lewym boku, ucisk i ciężkość w klatce, zawroty głowy itd. Nie ukrywam że też mi ciężko bo mam w domu bardzo aktywnego 5latka który jak to dziecko ciągle głośno się bawi, krzyczy, rzuca zabawkami. A ja już jestem tak przebocowana że dostaje szału jak słyszę kolejny jakiś hałas.czuje się podle bo jako matka nie powinnam mieć dość, ale mam. Mam wielką potrzebę pobyc w ciszy a tego nie mam od dawna i słuchajcie przysiegam jak on tylko zaczyna halasowac to mam wrażenie że mi ktoś w głowę śruby wkręca 😭mam tak dość że brak mi słów. Mam dość siebie, dziecka, braku normalności i życia we wracających lękach . Ciągle się na niego wydzieram, mam ochotę usiąść w kącie i wyć. Czuję się już taka bezradna, taka zmęczona. Zaczynam podjerzewac depresje to już nie jest chyba tylko zwykle zmęczenie.do tego jeszcze po tym covidzie czuje się jak dzikus jak mam gdzieś wyjść "do ludzi" nie wiem czy to lęk tak działa czy co? Ale jakbym nie umiała się wogole Odnaleźć. Uniakam wyjść do sklepów do znajomych. No dramat jakiś
Ty jesteś przebodzcowana.Ja tez tam mam i to jest czasami po prostu nie do zniesienia.Szczególnie jak ma się bardziej introwertyczna nature.Mam trójkę dzieci i jak jestem z nimi całe dnie w domu a jestem bo uczyli się zdalnie a męża nie ma na codzień to ja wysiadam bez kitu.Te krzyki,gadanie bez ustanku,tłuczenie zabawkami tak przeszkadza ze aż boli.Masz ochotę uciekać zamknąć się gdzieś i siedzieć sama w ciszy.Dużo osób tak ma.Nawet są takie artykuły przebodzcowana mama.Jedyna rada jest żeby ktos z rodziny Cię odciążył trochę np raz w tygodniu albo z godzinę dwie na tygodniu wzial synka do siebie.Inaczej będziesz miała dość wszystkiego i te dźwięki będą Cię wykańczać.Jesteś dobra matka.Każdy ma czasem dość swoich dzieci tylko nie każdy się przyznaje 😅Pierdzenie tęcza na każdym kroku to fałsz jakich mało 😂A długie niewychodzenie z domu przez covida spowodowało nasilenie lęku przed wychodzeniem.Ja tak mam jak się zasiedze w domu i potem ledwo idę do sklepu.Zmęczenie tym stanem ciągłego lęku lub jego nawracania i poczucie ciągłego życia w tym powoduje wykończenie.Ja czasem myśle sobie nic nie robiłam takiego a jestem fizycznie wykończona.Normalne prace domowe sprawiają mi trudność.Wtedy delikatnie odpuszczam robię co muszę a resztę olewam i przeczekuje.Czasem długo tak mam ale zawsze po jakimś czasie od poluzowania przychodzi jakakolwiek poprawa.
Dziękuję za słowa otuchy. Masz rację jestem bardzo przebodźcowana. Poza nerwicą jestem osobą wysoko wrażliwą i stąd pewnie też te reakcje. Jak było regularnie przedszkole i od 8 do 17 młody był poza domem to było zupełnie inaczej. Co do wychodzenia z domu przed covidem nie miała lęku przed wychodzeniem. Tzn miałam na pocztaku nerwicy 4lata temu ale dawno już to poknalam i nie miałam od długiego czasu już z tym probkemu. A teraz jak mam wyjść to niechęć, lęk, przed wyjściem uczucia jak. Przy ataku paniki. Czuję się serio jak dzikus jakiś. Do teog od jakiegoś czasu mieszkam na wsi do najbliższego miasteczka mam jakieś 10 minut samochodem co też jest problem bo jazda autem to dla mnie niewyobrażalny stres. Jednym słowem jestem w jakieś rozsypce i to wlansie od czasu tego Covida. Czytalam że niektórzy ludzie po covidzie mają duże pogorszenie zabrusen lękowych a część osób nawet zespół stresu pourazowego dostaje. Boję się ze mi ten gorszy czas sam nie minie 😭😭😭
"Kiedy inni oczekują od nas, że staniemy się takimi, jakimi oni chcą żebyśmy byli, zmuszają nas do zniszczenia tego, kim naprawdę jesteśmy. To dosyć subtelny rodzaj morderstwa. Większość kochających rodziców i krewnych popełnia je z uśmiechem na twarzy".
Jim Morrison
Awatar użytkownika
Fitnesiara
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 139
Rejestracja: 7 maja 2017, o 01:10

9 stycznia 2022, o 09:21

Coś w tym jest ze po covidzie nasze nerwy i zaburzenie się nasila. Mam wrażenie ze covid narusza system nerwowy w jakimś stopniu. Tez przechodziłam przed świetami i również miałam kryzys po nim. Przez kilka dni lęk nie wiadomo przed czym w sumie. Spać nie mogłam dwie noce. Obawa przed nawrotem mi się włączyła i boom już zaraz wkrętka. Teraz jest już o wiele lepiej, także polecam ignorować ten śmietnik nerwicowy, dialoguj to dużo, ze znasz to i nic się nie stanie, i wychodź wszędzie gdzie możesz serio to pomaga. Trzymam kciuki i będzie dobrze zawsze jest 👍🏼
Success in life means living by your values :lov:
znerwicowana_ja
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 906
Rejestracja: 1 listopada 2017, o 15:05

9 stycznia 2022, o 10:30

Fitnesiara pisze:
9 stycznia 2022, o 09:21
Coś w tym jest ze po covidzie nasze nerwy i zaburzenie się nasila. Mam wrażenie ze covid narusza system nerwowy w jakimś stopniu. Tez przechodziłam przed świetami i również miałam kryzys po nim. Przez kilka dni lęk nie wiadomo przed czym w sumie. Spać nie mogłam dwie noce. Obawa przed nawrotem mi się włączyła i boom już zaraz wkrętka. Teraz jest już o wiele lepiej, także polecam ignorować ten śmietnik nerwicowy, dialoguj to dużo, ze znasz to i nic się nie stanie, i wychodź wszędzie gdzie możesz serio to pomaga. Trzymam kciuki i będzie dobrze zawsze jest 👍🏼
Bardzo dziękuję za słowa wsparcie. Teraz najbardziej mnie dobija ta frustracja na dziecko. Z tym sobie już kompletnie nie radzę. Wystarczy że go o coś proszę on mnie ignoruje a mnie zalewa fala takiej złości że ledwo wyrabiam
"Kiedy inni oczekują od nas, że staniemy się takimi, jakimi oni chcą żebyśmy byli, zmuszają nas do zniszczenia tego, kim naprawdę jesteśmy. To dosyć subtelny rodzaj morderstwa. Większość kochających rodziców i krewnych popełnia je z uśmiechem na twarzy".
Jim Morrison
mario546
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 1159
Rejestracja: 25 października 2018, o 23:15

9 stycznia 2022, o 10:38

Musisz olać emocje złości czyli brak reakcji.
Katja
Dyżurny na forum Odważny VIP
Posty: 1179
Rejestracja: 23 września 2019, o 00:43

9 stycznia 2022, o 11:38

DamianZ1984 pisze:
8 stycznia 2022, o 20:50
Oki z somatami staram się nie latać już po lekarzach i sąsiadach, a jak ze złością czemu jestem zły ostatnio lub zdenerwowany o nic ten sam powód i też próbować normalnie się zachowywać?na bieżąco próbuje emocje uwalniać a i tak coś siedzi i przychodzi złość i zdenerwowanie
Bo masz przeciążony układ nerwowy. W ogóle częstym sygnałem, że przeciążamy nasz układ nerwowy bywa ciągłe podirytowanie, a w zaburzeniu jest to spotęgowane. Robić trzeba to samo co z somatami tj. akceptować i nie tworzyć sobie z tego tematu do analiz. Emocje możesz też rozładowywać poprzez np. sport (tylko nie mega adrenalinowy) albo pisać pamiętnik gdzie będziesz wyrzucał co Cię gnębi. Dobrze jest też w trakcie zaburzenia nie bodźcować się dodatkowo jakąś agresywną muzyką czy filmami (tylko nie, że w panice uciekasz przed każdym mocniejszym przekazem), tylko szukać spokoju i relaksu (ale niekoniecznie samotności i bezczynności).
Ty też masz problem Damian, że cały czas jesteś rozżalony względem swoich bliskich, że oni żyją sobie normalnie i nie rozumieją Ciebie. Też miałam podobnie i z czasem zrozumiałam, że uparte oczekiwanie tego zrozumienia i wsparcia jest robieniem sobie krzywdy. Po pierwsze nikt, kto tego nie doświadczył nie zrozumie Cię. Po drugie, Ty nie zależysz od zrozumienia tych osób i zamiast ciągle poświęcać temu energię, zacznij ją kierować w stronę swoich spraw.
Podam Ci mój przykład. Od ponad roku mam problemy zdrowotne. Ja zawsze wszystkim w mojej rodzinie bardzo pomagałam. Nawet przed tym jak zaczęłam mieć ten problem zdrowotny to bardzo mocno angażowałam się w sprawy moich bliskich, głównie mamy. Czego się dowiedziałam, gdy zaczęłam mieć problemy ze zdrowiem? Że jestem histeryczką i z nudów wydziwiam, że specjalnie udaje i mnóstwa innych fajnych rzeczy. Ludzie którym latami pomagałam w obawie, że mogę teraz ja coś od nich chcieć woleli obrać wersje, że udaje. Najbliżsi mi ludzie, poza moim facetem, który jako jedyny zachował się w porządku. Czułam się więc łagodnie rzecz ujmując, jakbym dostała nokaut w twarz. Chora, bezradna, z nerwicą, anemią, depresją i chu*J raczy wiedzieć czym jeszcze. No i mogłam sobie tak ruminować moje krzywdy, oskarżać innych w nieskończoność i płakać nad swym losem. Tylko, że z tego powodu świat by nie zapłakał razem ze mną i nic cudownie by mi się nie odmieniło. Tym co spowodowało, że zaczęło się odmieniać, była moja determinacja, praca i wiara, że da się. Tym co się dowiedziałam gdy zaczęłam mieć problemy ze zdrowiem było więc też to, że to ja dla siebie muszę być priorytetem i że już nigdy więcej nie będę rozdawać na prawo i lewo moich sił życiowych, a potem płakać, że dla mnie ich zabrakło.
https://www.czlowiekczujacy.pl

Niestety nie jestem w stanie odpowiadać na wszystkie wiadomości na priv, dlatego zrobiłam bloga.
mario546
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 1159
Rejestracja: 25 października 2018, o 23:15

9 stycznia 2022, o 11:44

Katja twoje posty muszę zapisać.
Dora
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 60
Rejestracja: 18 sierpnia 2016, o 18:45

9 stycznia 2022, o 15:33

Katja pisze:
8 stycznia 2022, o 16:06
Dora pisze:
8 stycznia 2022, o 13:43
Katja pisze:
7 stycznia 2022, o 00:16


Dyskutowałabym czy Gestalt aż tak niewiele ma wspólnego z psychoanalizą. Oczywiście metody nieco inne. Tak czy inaczej w mojej ocenie to nie do końca ten kierunek, jeśli mówimy o osobie z bardzo mocno przeciążonym układem nerwowym. Aczkolwiek chętnie poczytam o Twoich doświadczeniach jeśli będziesz miała ochotę je kiedyś opisać.
Nie no Gestalt a psychoanaliza to sa dwa rozne swiaty, oczywiscie wspolne kawałki są w ramach rozumiemia procesow, natomiast podejscie stoi w opozycji do psychoanalizy. Po pierwsze my nie diagnozujemy, zaburzenie traktowane jako problem, my rozumiemy jako tworcze przytosowanie. Jedyny celem terapii jest poszerzanie swiadomosci, a nie zmiana klienta. Ta dokonuje sie niejako w procesie relacyjnym i w obszarze wolnosci klienta i jego wyborow. Terapeuta w psychoanalizie jest arbitrem, guru, tym ktory wie, terapeuta Gestalt jest partnerem, w zywej relacji z klientem w ktorej siegamy do wszystkich obszarów emocjonalnych, intelektualnych, cielesnych. Terapeuta Gestalt dzieli sie swoim doswiadczeniem kontaktu, w psychoanalizie terapeuta jest za kurtyna. Jest obiektem. My dazymy do kontaktu w ktorym kazdy jest podmiotem. Lęk zawsze jest przyjawem jakiejs dysocjacji, tego braku kontaktu ze soba o ktorym pisalas. Do kontaktu takiego nazwijmy to zintegrowanego ze soba potrzebujemy relacji. Dysocjacje tworza sie z brakow w relacjach. Czesto tych wczesnych, ale niekoniecznie. Brakow rozumianych szeroko, ktore prowadzą m.in do uniewazniania wlasnych potrzeb, zatrzymywania emocji. To tak z grubsza. Napisze o swoim doswiadczeniu potem. Pozdrawiam
Twórca metody Gestalt czerpał z psychoanalizy, a że podejście i metody działania są inne, to pisałam. Nie demonizowałabym też aż tak roli terapeuty w psychoanalizie, bo różnie z tym bywa. Zresztą nie ma co toczyć tych akademickich sporów. Bardzo chętnie przeczytam o tym jakie miałaś konkretnie objawy (w mojej ocenie zaburzenie miewa różne poziomy natężenia i ilość mechanizmów je utrzymujących) i jak przy pomocy metody Gestalt lub jakiś innych metod, sobie z nimi radziłaś. To akurat może być bardzo ciekawe. Sama dużo czytałam o tej metodzie i też brałam ją pod uwagę.
Jeśli chodzi o relację, to w mojej ocenie punktem wyjścia wszystkich naszych relacji, w tym relacji z samym sobą jest w pierwszej kolejności relacja z matką, a dalej z ojcem, ewentualnie z jakąś osobą, która ich zastępuje lub uzupełnia ( u mnie była to babcia). To jest nasz punkt startowy, ustawienie na wiele lat, dopóki nie uznamy, że czas je zmienić (wiele osób nigdy tego nie robi).
Jakie mialam objawy? Na przestrzeni lat rozne. Jako dziecko lęk separacyjny najpierw. Potem natrectwa i kompulsje zwiazane z kontrola i poczuciem, ze mam zla energie w sobie, ktora moze skrzywdzic bliskich. Omdlenia, ataki paniki moze z dwa razy, depresje, obsesyjne myslenie, kontrola umyslowa, problemy jelitowe, derealizacje. Objawy sa bez znaczenia. Tzn dla procesu terapeutycznego to jest ważna informacja, tyle, ze objaw jest objawem, stad zastanawia mnie intencja pytania Twojego o nie. Mnie od lat ciagnelo do humanizmu z kilku powodow. Czulam sie spolecznie odhaczona, uwazalam, ze mam defekt i potrzebowałam takiego rozumienia swojej historii, ktora da mi ukojenie, odbarczy mnie. Rozumienia dlaczego tak sie stalo, ze jako dziecko przezywalam lęk, ktory de facto oddzielal mnie od swiata. Nie powiem Ci dokładnie jak sobie radze. Dla mnie to ma w tej chwili glebszy wymiar, jestem w drodze. Na pewno w tej drodze wazne jest czucie, tym bardziej, ze wczesniej mialam ogromna trudnosc z czuciem siebie. Wszystko bylo intelektualna opowiescia. Dzis czuje siebie bardziej, czuje swoja potrzebe kontaktu, samotnosc. Wczesniej nawet nie potrafiłam tego zlapac. Dzis odkrywam swoje potrzeby, nie przeczytane w ksiazce, ze tak i tak jest, wiec pewnie to mnie dotyczy. Zaczynam to czuc, nie tylko rozumiec. Pytasz czy sobie poradziłam. Nie. Ale w moim swiecie slowo radzic sobie oznacza przetrwac. I ja umiem byc na przetrwalniku, trwac, znam to. Dzis wazniejsze dla mnie jest, zeby dopuscic do siebie potrzebe wsparcia sie na kims, puszczajac kontrole. Doswiadczyc tego, czego zabraklo mi w relacji z rodzicami. Zaufać swiatu. Byc w relacji ze swiatem taka jaka jestem i czuc, ze czasem sobie nie radze, a mimo wszystko jestem bezpieczna. Skonczylam dwie grupy terapeutyczne. Jedna DDA, druga byl staz terapeutyczny Gestalt. Poszerzenie swiadomosci jak funkcjonuje, co robie, jak funkcjonuje w swiecie ludzi, co robie ze swoimi emocjami, jak robie swoja depresje na stazu gestaltowskim bez porownania z dotychczasowymi doswiadczeniami. Wczesniej mialam w sumie 6 lat terapii (4 lata z jedna terapeutka Ericksonowska i jakas tam jeszcze, nie wiem jaka plus inne rzeczy)
Katja
Dyżurny na forum Odważny VIP
Posty: 1179
Rejestracja: 23 września 2019, o 00:43

9 stycznia 2022, o 20:18

Dora pisze:
9 stycznia 2022, o 15:33
Katja pisze:
8 stycznia 2022, o 16:06
Dora pisze:
8 stycznia 2022, o 13:43


Nie no Gestalt a psychoanaliza to sa dwa rozne swiaty, oczywiscie wspolne kawałki są w ramach rozumiemia procesow, natomiast podejscie stoi w opozycji do psychoanalizy. Po pierwsze my nie diagnozujemy, zaburzenie traktowane jako problem, my rozumiemy jako tworcze przytosowanie. Jedyny celem terapii jest poszerzanie swiadomosci, a nie zmiana klienta. Ta dokonuje sie niejako w procesie relacyjnym i w obszarze wolnosci klienta i jego wyborow. Terapeuta w psychoanalizie jest arbitrem, guru, tym ktory wie, terapeuta Gestalt jest partnerem, w zywej relacji z klientem w ktorej siegamy do wszystkich obszarów emocjonalnych, intelektualnych, cielesnych. Terapeuta Gestalt dzieli sie swoim doswiadczeniem kontaktu, w psychoanalizie terapeuta jest za kurtyna. Jest obiektem. My dazymy do kontaktu w ktorym kazdy jest podmiotem. Lęk zawsze jest przyjawem jakiejs dysocjacji, tego braku kontaktu ze soba o ktorym pisalas. Do kontaktu takiego nazwijmy to zintegrowanego ze soba potrzebujemy relacji. Dysocjacje tworza sie z brakow w relacjach. Czesto tych wczesnych, ale niekoniecznie. Brakow rozumianych szeroko, ktore prowadzą m.in do uniewazniania wlasnych potrzeb, zatrzymywania emocji. To tak z grubsza. Napisze o swoim doswiadczeniu potem. Pozdrawiam
Twórca metody Gestalt czerpał z psychoanalizy, a że podejście i metody działania są inne, to pisałam. Nie demonizowałabym też aż tak roli terapeuty w psychoanalizie, bo różnie z tym bywa. Zresztą nie ma co toczyć tych akademickich sporów. Bardzo chętnie przeczytam o tym jakie miałaś konkretnie objawy (w mojej ocenie zaburzenie miewa różne poziomy natężenia i ilość mechanizmów je utrzymujących) i jak przy pomocy metody Gestalt lub jakiś innych metod, sobie z nimi radziłaś. To akurat może być bardzo ciekawe. Sama dużo czytałam o tej metodzie i też brałam ją pod uwagę.
Jeśli chodzi o relację, to w mojej ocenie punktem wyjścia wszystkich naszych relacji, w tym relacji z samym sobą jest w pierwszej kolejności relacja z matką, a dalej z ojcem, ewentualnie z jakąś osobą, która ich zastępuje lub uzupełnia ( u mnie była to babcia). To jest nasz punkt startowy, ustawienie na wiele lat, dopóki nie uznamy, że czas je zmienić (wiele osób nigdy tego nie robi).
Jakie mialam objawy? Na przestrzeni lat rozne. Jako dziecko lęk separacyjny najpierw. Potem natrectwa i kompulsje zwiazane z kontrola i poczuciem, ze mam zla energie w sobie, ktora moze skrzywdzic bliskich. Omdlenia, ataki paniki moze z dwa razy, depresje, obsesyjne myslenie, kontrola umyslowa, problemy jelitowe, derealizacje. Objawy sa bez znaczenia. Tzn dla procesu terapeutycznego to jest ważna informacja, tyle, ze objaw jest objawem, stad zastanawia mnie intencja pytania Twojego o nie. Mnie od lat ciagnelo do humanizmu z kilku powodow. Czulam sie spolecznie odhaczona, uwazalam, ze mam defekt i potrzebowałam takiego rozumienia swojej historii, ktora da mi ukojenie, odbarczy mnie. Rozumienia dlaczego tak sie stalo, ze jako dziecko przezywalam lęk, ktory de facto oddzielal mnie od swiata. Nie powiem Ci dokładnie jak sobie radze. Dla mnie to ma w tej chwili glebszy wymiar, jestem w drodze. Na pewno w tej drodze wazne jest czucie, tym bardziej, ze wczesniej mialam ogromna trudnosc z czuciem siebie. Wszystko bylo intelektualna opowiescia. Dzis czuje siebie bardziej, czuje swoja potrzebe kontaktu, samotnosc. Wczesniej nawet nie potrafiłam tego zlapac. Dzis odkrywam swoje potrzeby, nie przeczytane w ksiazce, ze tak i tak jest, wiec pewnie to mnie dotyczy. Zaczynam to czuc, nie tylko rozumiec. Pytasz czy sobie poradziłam. Nie. Ale w moim swiecie slowo radzic sobie oznacza przetrwac. I ja umiem byc na przetrwalniku, trwac, znam to. Dzis wazniejsze dla mnie jest, zeby dopuscic do siebie potrzebe wsparcia sie na kims, puszczajac kontrole. Doswiadczyc tego, czego zabraklo mi w relacji z rodzicami. Zaufać swiatu. Byc w relacji ze swiatem taka jaka jestem i czuc, ze czasem sobie nie radze, a mimo wszystko jestem bezpieczna. Skonczylam dwie grupy terapeutyczne. Jedna DDA, druga byl staz terapeutyczny Gestalt. Poszerzenie swiadomosci jak funkcjonuje, co robie, jak funkcjonuje w swiecie ludzi, co robie ze swoimi emocjami, jak robie swoja depresje na stazu gestaltowskim bez porownania z dotychczasowymi doswiadczeniami. Wczesniej mialam w sumie 6 lat terapii (4 lata z jedna terapeutka Ericksonowska i jakas tam jeszcze, nie wiem jaka plus inne rzeczy)
Zapytałam o objawy, bo chciałam jakoś określić o czym w ogóle rozmawiamy. I w tym sensie nie są one bez znaczenia. Ja dostałam można powiedzieć załamania nerwowego i trochę inaczej widzę jednak proces wychodzenia z tego stanu.
W każdym razie, niech każdy korzysta z takich metod jakie czuję.
https://www.czlowiekczujacy.pl

Niestety nie jestem w stanie odpowiadać na wszystkie wiadomości na priv, dlatego zrobiłam bloga.
Churra
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 8
Rejestracja: 9 listopada 2021, o 18:09

9 stycznia 2022, o 21:48

Hej, staram się ostatnio wychodzić na prostą, ataki paniki mam na szczęście coraz rzadziej i też lepiej sobie z nimi radzę, bardziej depersonalizacja mi zajmuje głowę, ale to też próbuję akceptować, spychać na bok. Mam natomiast jeden problem, który mnie blokuje, ciągle wraca, ajakoś nie potrafię się do niego ustosunkować.
Otóż, nerwica dopadła mnie tuż przed końcem szkoły, a przy tym wyszły wszystkie moje nierozwiązane wcześniej problemy. Rozchwiany stan emocjonalny siłą rzeczy wpłynął na moje zdolności umysłowe, co z kolei przyczyniło się go pogorszenia sytuacji z nauką. Wiecie pewnie, jak to bywa; wolniej się myśli, problemy ze skupieniem, gorsza pamięć i jakby cała wiedza gdzieś uleciała... Matura tuż tuż, szkoła narzuca presję, bo nie chce mieć złych wyników, nauczyciele wytykają i wyśmiewają gorsze zdolności, a w tym wszystkim znerwicowana ja, już wystarczająco przytłoczona samym zaburzeniem. A przecież się z tym mierzę, próbuję swoich sił z nauką, mimo że totalnie mi to nie wychodzi i póki co nawet najprostsze rzeczy sprawiają trudność, chociaż wcześniej na spokojnie bym je mogła zrobić. Tłumaczę sobie, że stres wyczerpuje organizm i przez jakiś czas po prostu tak będzie czy tego chcę czy nie, ale nadal źle się z tym czuję. Przede wszystkim dlatego, bo inni wypominają mi, że mogłabym, a wręcz powinnam, radzić sobie w takiej sytuacji lepiej. Rodzi się wtedy we mnie straszna frustracja, trochę poczucie winy, bo nie mam pojęcia, jak pogodzić nerwicę i swoje próby akceptacji z tą presją otoczenia.
Mógłby ktoś podzielić swoją opinią/doświadczeniem na ten temat? Pomogłoby mi się to jakoś ukierunkować.
olaa
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 141
Rejestracja: 25 stycznia 2017, o 22:28

10 stycznia 2022, o 00:04

znerwicowana_ja pisze:
8 stycznia 2022, o 11:31
Jak czas się nie udzielałam tutaj. Ale muszę się wyżalić bo znów jest mi dużo gorzej.przed świętami całą rodziną złapaliśmy covida. Oczywscie kwarantanna, nerwy lęk że ktoś z nas przejdzie to ciężko. Na szczęście nie było jakieś tragedii. Mimo wszystko to siedzenie w domu, odbiło mi się na psychice. Znowu jestem w dużym lęku. Znowu wróciły somaty,bóle i silne napięcie w lewym boku, ucisk i ciężkość w klatce, zawroty głowy itd. Nie ukrywam że też mi ciężko bo mam w domu bardzo aktywnego 5latka który jak to dziecko ciągle głośno się bawi, krzyczy, rzuca zabawkami. A ja już jestem tak przebocowana że dostaje szału jak słyszę kolejny jakiś hałas.czuje się podle bo jako matka nie powinnam mieć dość, ale mam. Mam wielką potrzebę pobyc w ciszy a tego nie mam od dawna i słuchajcie przysiegam jak on tylko zaczyna halasowac to mam wrażenie że mi ktoś w głowę śruby wkręca 😭mam tak dość że brak mi słów. Mam dość siebie, dziecka, braku normalności i życia we wracających lękach . Ciągle się na niego wydzieram, mam ochotę usiąść w kącie i wyć. Czuję się już taka bezradna, taka zmęczona. Zaczynam podjerzewac depresje to już nie jest chyba tylko zwykle zmęczenie.do tego jeszcze po tym covidzie czuje się jak dzikus jak mam gdzieś wyjść "do ludzi" nie wiem czy to lęk tak działa czy co? Ale jakbym nie umiała się wogole Odnaleźć. Uniakam wyjść do sklepów do znajomych. No dramat jakiś

Mam bardzo podobnie po covidzie, moja mama, która również cierpi na zaburzenia lękowo depresyjne miała tez po covid depresje. On niestety siada na układ nerwowy. Tez miałam pierwszy raz jeszcze w trakcie covida derealizację kilka dni, ale minęła. Unikanie ludzi tez powoli mija, ale podobnie jak Ty wydaje mi się, ze mam epizod depresji. Wspomagam się l-tryptofanem, personen i waleriana jak nie mogę spać. Czytam forum i odświeżam materiały, bo już umówiłam 10 wizyt do różnych lekarzy, a mój internista nawet mi nie odpisuje.
To wszystko powikłania po tym dziadostwie.
Szczególnie jak ktoś ma skłonności do zaburzeń.

Wierze, ze to szybko nam minie. Staram się robić rzeczy, które powodują, ze zapominam i somaty znikają.

Co do Twojego pięciolatka- znowu powiem- miałam kiedyś podobnie jak moje dziecko było mniejsze. Może możesz zorganizować jakaś pomoc chociaż na godzinę dwie dziennie- tygodniowo, żebyś mogła wyjść i pobyć gdzieś sama w ciszy. Może tłumacz mu, ze gorzej się czujesz itd?

Ja tez miałam epizody, ze się darlam na swoje dziecko. Chyba większość matek przechodzi ciężkie chwile, nie katuj się za to. Poszukaj pomocy przy młodym.

Trzymam kciuki. Za wszystkich 🤗
olaa
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 141
Rejestracja: 25 stycznia 2017, o 22:28

10 stycznia 2022, o 00:32

Churra pisze:
9 stycznia 2022, o 21:48
Hej, staram się ostatnio wychodzić na prostą, ataki paniki mam na szczęście coraz rzadziej i też lepiej sobie z nimi radzę, bardziej depersonalizacja mi zajmuje głowę, ale to też próbuję akceptować, spychać na bok. Mam natomiast jeden problem, który mnie blokuje, ciągle wraca, ajakoś nie potrafię się do niego ustosunkować.
Otóż, nerwica dopadła mnie tuż przed końcem szkoły, a przy tym wyszły wszystkie moje nierozwiązane wcześniej problemy. Rozchwiany stan emocjonalny siłą rzeczy wpłynął na moje zdolności umysłowe, co z kolei przyczyniło się go pogorszenia sytuacji z nauką. Wiecie pewnie, jak to bywa; wolniej się myśli, problemy ze skupieniem, gorsza pamięć i jakby cała wiedza gdzieś uleciała... Matura tuż tuż, szkoła narzuca presję, bo nie chce mieć złych wyników, nauczyciele wytykają i wyśmiewają gorsze zdolności, a w tym wszystkim znerwicowana ja, już wystarczająco przytłoczona samym zaburzeniem. A przecież się z tym mierzę, próbuję swoich sił z nauką, mimo że totalnie mi to nie wychodzi i póki co nawet najprostsze rzeczy sprawiają trudność, chociaż wcześniej na spokojnie bym je mogła zrobić. Tłumaczę sobie, że stres wyczerpuje organizm i przez jakiś czas po prostu tak będzie czy tego chcę czy nie, ale nadal źle się z tym czuję. Przede wszystkim dlatego, bo inni wypominają mi, że mogłabym, a wręcz powinnam, radzić sobie w takiej sytuacji lepiej. Rodzi się wtedy we mnie straszna frustracja, trochę poczucie winy, bo nie mam pojęcia, jak pogodzić nerwicę i swoje próby akceptacji z tą presją otoczenia.
Mógłby ktoś podzielić swoją opinią/doświadczeniem na ten temat? Pomogłoby mi się to jakoś ukierunkować.

A masz wyrozumiałego wychowawcę? Jeśli tak, to może warto pójść i porozmawiać szczerze, ze aktualnie jest taki problem i to rzutuje na Twoja „wydolność” jako uczennicy. Ze bardzo się starasz, ale masz aktualnie gorszy czas i potrzebujesz zwolnić. Nie katuj się za to.
A co do nauczycieli, którzy „wyśmiewają się/ wytykają błędy” ro w głowie mi się to nie mieści. Staram się mojemu dziecku tłumaczyć tez, Ze to wypalone, niezadowolone osoby, które już dawno powinny zmienić prace lub przejść na emeryturę.
Serio, działam również w obszarze edukacji (prywatnej co prawda) i nie wyobrażam sobie, żeby jakiś nauczyciel mógł tak traktować dzieci. Dyscyplina czy egzekwowanie zasad to jedno, ale wyśmiewanie to coś, o czym trzeba głośno mówić i tępić. Uczniowie powinni czuć się bezpiecznie i komfortowo, również kiedy popełniają błędy. Zreszta/ cały nasz system jest do zmiany.

W każdym razie jako sporo starsza osoba powiem tak: mature możesz zdac teraz albo w wakacje albo za rok, a zdrowie masz jedno. Nie miej wyrzutów sumienia, stawiaj siebie i swoje dobro na pierwszym miejscu.

Edukacja jest ważna, ale zdrowie ważniejsze. PS. Ja nie zdałam bardzo ważnego egzaminu przez silna nerwice w tamtym okresie. Świat się nie zawalił i poradziłam sobie w życiu (i to całkiem niezle zawodowo) i bez niego.

Dbaj o siebie, a wrednych belfrów olewaj ;)
B2021
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 17
Rejestracja: 4 stycznia 2022, o 11:42

10 stycznia 2022, o 11:02

Eh , obudzialem się o 8. Miałem tak dobry humor , śmiałem się gadałem z narzeczoną. Jakieś wygłupy itd . O 10 poczułem tak z 2 razy taki ścisk jakby na kości policzkowej koło lewego oka i co.
I dzień do d..y . Od razu uderzenie gorąca , ręce ,stopy spocone ,bol brzucha i skręty w brzuchu . I znowu uczucie lęku ;((( a taki dobry humor miałem.....
Awatar użytkownika
JestemNadzieja
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 228
Rejestracja: 8 sierpnia 2017, o 09:22

10 stycznia 2022, o 11:59

B2021 pisze:
10 stycznia 2022, o 11:02
Eh , obudzialem się o 8. Miałem tak dobry humor , śmiałem się gadałem z narzeczoną. Jakieś wygłupy itd . O 10 poczułem tak z 2 razy taki ścisk jakby na kości policzkowej koło lewego oka i co.
I dzień do d..y . Od razu uderzenie gorąca , ręce ,stopy spocone ,bol brzucha i skręty w brzuchu . I znowu uczucie lęku ;((( a taki dobry humor miałem.....
Ja mam tak samo. Czuje się spoko i w sekundzie dostaje lęku,tylko że ja choruje na stwardnienie więc jak tylko dostanę jakiegoś bólu to od razu dostaje lęków. I koło się zamyka bo przy stwardnieniu nie wolno się demerwowac. Ajjj co za życie.. też mam ściski na twarzy i skręty w jelitach...jutro mam kolonoskopię i boje się wyniku
:lov:
Awatar użytkownika
JestemNadzieja
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 228
Rejestracja: 8 sierpnia 2017, o 09:22

10 stycznia 2022, o 12:16

Siemanko. Mam mega problem z hipochondrią. Wiele czasu poświęcam na szukanie i porównywanie moich objawów do pewnych chorób. Zaczęło się od tego że gdy miałam 19 lat i wycięto mi zaropiały wyrostek to po operacji gdy byłam już w domu doszło do zakażenia powłok i rany co w rezultacie obiawiało się odczynem, bólem a na końcu rozerwaniem szwów i wybuchem ropą. Przez ten cały czas mówiłam rodzinie że coś jest nie tak,że to nie powinni tak boleć ale oni śmiali się ze mnie mówiąc że panikuję i że na siłę szukam u siebie objawów. Niestety miałam rację ,na szczęście wszystko się wygoiło. Minęło 10 lat a ja zaczęłam źle się czuć (wszystko mnie bolało) ,zaczęłam szperać w necie i pamiętam jak zadzwoniłam do mamy mówiąc że chyba mam stwardnienie rozsiane i wiecie że po kilku rezonansach i pobraniu płynu m+r okazało się że rzeczywiście mam stwardnienie. Ogólnie to wykrylam u siebie także zapalenie opon m-r gdy nie mogłam ustać na nogach i wymiotowałam kilka dni(skończyło się pobytem w szpitalu na 14 dni i rzeczywiście było to zapalenie opon) i teraz gdy coś wynajde w necie to mam przeczucie że serio jestem na to chora bo skoro tyle razy objawy z neta w porównaniu z moimi objawami się sprawdziły to czego ma teraz tak nie być. Obecnie wmawiam sobie taką jelita lub trzustki z przerzutami na kręgosłup. Jutro ma kolonoskopię więc odezwę się czy mój szósty zmysł się sprawdził i tym razem
:lov:
ODPOWIEDZ