szpagat pisze: ↑13 maja 2021, o 07:31No właśnie i u mnie powrócił lek przed nerwica. Ja wiem, ze mam nerwice i ze te wszystkie objawy od niej, ale ja się jej cholernie boje. Jak sobie poradziłaś z lekiem przed nerwica? Czy możesz dać jakieś wskazówki? Dodam, ze ja przed dwa lata już nie miałam leku przed lekiem, ale teraz w ciąży miałam kryzys nerwicowy i już popłynęłam nie w te stronę co potrzeba.Katja pisze: ↑12 maja 2021, o 22:32Ja się w pewnym momencie nie bałam tych wszystkich objawów tak bardzo, u mnie nerwiczka żeby utrzymywać stan zagrożenia sięgała już po cuda na kiju, jakieś totalne abstrakcje ponieważ "odczulałam" się na kolejne wkrętki, ale dalej wierzyłam w stan zagrożenia. U mnie nie było problemu z wiarą w nerwice, bo ja dość szybko wierzyłam w nią w 100% , u mnie był problem z lękiem przed nerwicą. Już nie będę wypisywać co mi się zapodawało do tej mojej łepetyny , bo jeszcze się komuś wkręci.DamianZ1984 pisze: ↑12 maja 2021, o 22:07Tak z ciekawości każdy jest inny ile trwał ten najgorszy stan od zrozumienia ze to nerwica do lampki ze nic Ci nie zrobi?![]()
Co za tym ja dość szybko wiedziałam, że to nerwica, niemal od samego początku, ale co z tego.
Natomiast od momentu gdy załapałam czym naprawdę jest odburzanie do momentu w którym jestem teraz mineło zaledwie kilka miesięcy.
Jak przestać bać się nerwicy i wyeliminować lek przed lekiem?
Zaburzenie opiera się na iluzji ciągłego zagrożenia, powody tego zagrożenia są sprawą drugorzędną.
Dopóki będziemy w stanie zagrożenie nasz mózg będzie "wymyślał" nam powody.
I to trzeba zrozumieć i przerwać, nawet "ryzkując" to wszystko do czego przekonuje nas głowa.
Jeśli się tego nie zrobi, to nerwicowe błędne koło będzie się kręcić a Ty w nim.
Druga rzecz jeśli nie przyjmiemy, że możemy cierpieć i nie przestaniemy skupiać się na
zapobieganiu temu, na "zrobieniu czegoś" to jak wyżej ciągle będziemy się kręcić w nerwicowej pułapce iluzji.
Lęk przed lękiem tak naprawdę zasadza się na jakieś naszej wartości, której boimi się stracić, bo dlaczego ludzie boją się lęku?
Boją się dlatego , że w raz z nim pojawiają się obawy typu:
* nigdy mi to nie minie
* zwarjuje od tego lęku i skończe w zakładzie psychiatrycznym, albo na jakieś gałęzi
* rozchoruje się przez to, stracę zdrowie
* strace kontrolę nad nad sobą, zaczne krzyczeć, robić dziwne rzeczy, strace kontrolę nad chodzeniem, sikaniem, jelitami....
* zamęczą mnie te ataki paniki i brak snu
*strace pracę i znajomych przez te ataki paniki
* itd
Tak naprawdę nie chodzi więc o sam lęk.
Lęk przed lękiem jest również lękiem przed utratą jakieś ważnej dla nas wartości.
Boimy się lęku ponieważ wierzymy, że może nas czegoś pozbawić, boimi się doświadczać go, bo boimy konsekwencji tego doświadczania.
Jeśli chodzi o lęk to im częściej z nim obcujesz, bez dokładanie sobie lęku przed lękiem tym bardziej przekonujesz się, że można się z nim oswoić, że to po prostu emocja. Trzeba też pamiętać, że każda emocja jeśli nie jest "sztucznie" utrzymywana kiedyś się wyprztyka. To, że u niektórych lęk utrzymuje się latami wynika z faktu, że osoby te robią cuda wianki żeby tą emocje wyprzeć, żeby nie pozwolić jej istnieć, walczyć z nią itd przez co sami ją utrzymują np kompulsjami. Druga sprawa, że w przypadku zaburzeń lękowych działa u nas w głowie mechanizm samonakręcania się, który musimy przerwać, właśnie m.in.akceptacją i budowaniem nowych połączeń.
Trzeba zrozumieć, że te wszystkie nasze obawy również dotyczące lęku to jest iluzja, która utrzymuje stan zagrożenia i że jeśli nie "zaryzykujemy" i nie przyjmiemy na siebie cierpienia bez prób niedopuszczania do tego, walki za tym itd to spędzimy latami tkwiąc w iluzji ratowania siebie i przez to rzeczywiście będziemy bardzo mocno obciążać nasz system nerwowy.
Owszem trwanie w lęku nie jest idealnym stanem dla naszego organizmu, ale nie jest też tak śmiertelnym zagrożeniem jak przekonują nas nasze myśli a co ważniejsze jeżeli przychodzi lęk to nasza jedyną słuszną opcją jest pozwolić mu być, bo to jest jedyne co możemy zrobić dla swojego dobra, wszystko inne do czego przekonuje nas głowa prowadzi do utrzymywania tego stanu.
Druga sprawa, że osoby zaburzone muszą w którymś momencie zrozumieć, że nie są w stanie zabezpieczyć się na koniec świata, że życie ze swej natury jest niepewne i że trzeba się owtorzyć na to, że może być różnie i nie mam tu na myśli jakiegoś pesymistycznego spojrzenia, tylko chodzi mi o poszerzenie tego co jest dla nas w życiu "dopuszczalne", bo nikt z nas nie otoczy się szczelnym kokonem poczucia totalnego bezpieczeństwa bo to jest niewykonalne, ludzie którzy nadmiernie szukają bezpieczeństwa, pewności, zapewnień na milion % kończą właśnie z nerwicami, więc trzeba sobie dać w życiu jakieś marginesy na to, że coś nie wyjdzie, że może być różnie, ale to też nie koniec świata. Trzeba uczyć się radzić sobie z przeciwnościami, a nie żyć tak żeby tylko nie dopuścić do jakiegoś błędu, bo takie życie to żadne życie.