Tego typu przypadek gdy dojrzewamy emocjonalnie nie jest odosobniony. Tzn. my idziemy do przodu, a osoba w związku zostaje w tyle, za nami. Warto jednak dać sobie szansę w ramach wspólnej terapii, do czego szczerze zachęcam. To właśnie tam Pani mąż nauczy się odpowiadać na Pani potrzeby i poczuje się Pani szczęśliwa. Widać otwartość męża w tym temacie, Wasze rozmowy, to już jest jakiś wspólny potencjał. Mąż nie jest w stanie dać więcej na dany moment, co nie znaczy, że nie zmieni się to w trakcie terapii. Tym bardziej, że jak pisze Pani, kocha Pani męza, szkoda zaprzepaścić to co jest. Na tym zresztą polega też bycie w związku, tzn my się zmieniamy, ale związek też dojrzewa. Do tego potrzeba tylko wspólnej pracy i otwartości obydwu stron. Warto więc dać szansę związkowi i sprawić, że wejdzie na ten dojrzalszy etap. Z każdym parterem prędzej czy później mogą pojawić się problemy, warto więc nauczyć się dojrzale na nie odpowiadać i szukać możliwości ich rozwiązania.maggie2223 pisze: ↑8 lipca 2020, o 18:15Dziękuje Wam wszystkim za odpowiedzi . Sprawa wyglada tak iż będąc w terapii już jakiś czas i autoterapiizrozumialam ze moje potrzeby nie są do końca spełniane w małżeństwie , fakt ze czuje się przy nim mega bezpiecznie - ale patrząc na swój dom rodzinny pewnie dlatego podświadomie go wybrałam . Teraz czując się bezpieczniej sama ze sobą wiem ze moje inne potrzeby, równie ważne dla mnie , nie są zaspokajane . I wyprzedzając pytania - tak , rozmawiałam o tym z mężem i on powiedział ze daje z siebie 100 procent i ze więcej nie jest w stanie dać . Odpuściłam i tak żyje już 2 lata . Choroba i kwarantanna nie pomogły , a pogorszyły sprawę . Dziwne to jest - bo kocham go w taki przyjacielski sposób ale nie jestem spełniona w tym związku. Wiem ze mi nie pomozecie podjąć decyzji . Chciałam tylko się podzielić tym i może ktoś miał takie doświadczenia ze odszedł , nerwica się wiekszyla i potem tego żałował . Ale bycie w związku z powodu lęku niczego nie rozwiązuje .
Dziękuje![]()
Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?
Słabszy dzień? Kryzys? Ogólne pytanie? Wyżal się swobodnie.
- Olalala
- Dyżurny na forum Odważny VIP
- Posty: 1858
- Rejestracja: 17 grudnia 2015, o 08:36
-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 70
- Rejestracja: 8 maja 2019, o 09:35
Olalala zaciekawila mnie Twoja odpowiedz, weszlam na Twoj profil I widze jestes odburzona. Czy moglabys sie podzielic jak do konca udalo Ci sie z tego wyjsc? Ja mam nerwiczke lekowa z natertami myslowymi juz jakis czas, (w pazdzierniku bedzie 2lata). Funkcojnuje normalnie, jednak ona jest i nie spieszno jej odejsc wiec akceptuje I zyje razem z nia. Czy mozna z niej wyjsc tak na dobre?Olalala pisze: ↑8 lipca 2020, o 18:38Tego typu przypadek gdy dojrzewamy emocjonalnie nie jest odosobniony. Tzn. my idziemy do przodu, a osoba w związku zostaje w tyle, za nami. Warto jednak dać sobie szansę w ramach wspólnej terapii, do czego szczerze zachęcam. To właśnie tam Pani mąż nauczy się odpowiadać na Pani potrzeby i poczuje się Pani szczęśliwa. Widać otwartość męża w tym temacie, Wasze rozmowy, to już jest jakiś wspólny potencjał. Mąż nie jest w stanie dać więcej na dany moment, co nie znaczy, że nie zmieni się to w trakcie terapii. Tym bardziej, że jak pisze Pani, kocha Pani męza, szkoda zaprzepaścić to co jest. Na tym zresztą polega też bycie w związku, tzn my się zmieniamy, ale związek też dojrzewa. Do tego potrzeba tylko wspólnej pracy i otwartości obydwu stron. Warto więc dać szansę związkowi i sprawić, że wejdzie na ten dojrzalszy etap. Z każdym parterem prędzej czy później mogą pojawić się problemy, warto więc nauczyć się dojrzale na nie odpowiadać i szukać możliwości ich rozwiązania.maggie2223 pisze: ↑8 lipca 2020, o 18:15Dziękuje Wam wszystkim za odpowiedzi . Sprawa wyglada tak iż będąc w terapii już jakiś czas i autoterapiizrozumialam ze moje potrzeby nie są do końca spełniane w małżeństwie , fakt ze czuje się przy nim mega bezpiecznie - ale patrząc na swój dom rodzinny pewnie dlatego podświadomie go wybrałam . Teraz czując się bezpieczniej sama ze sobą wiem ze moje inne potrzeby, równie ważne dla mnie , nie są zaspokajane . I wyprzedzając pytania - tak , rozmawiałam o tym z mężem i on powiedział ze daje z siebie 100 procent i ze więcej nie jest w stanie dać . Odpuściłam i tak żyje już 2 lata . Choroba i kwarantanna nie pomogły , a pogorszyły sprawę . Dziwne to jest - bo kocham go w taki przyjacielski sposób ale nie jestem spełniona w tym związku. Wiem ze mi nie pomozecie podjąć decyzji . Chciałam tylko się podzielić tym i może ktoś miał takie doświadczenia ze odszedł , nerwica się wiekszyla i potem tego żałował . Ale bycie w związku z powodu lęku niczego nie rozwiązuje .
Dziękuje![]()
- Olalala
- Dyżurny na forum Odważny VIP
- Posty: 1858
- Rejestracja: 17 grudnia 2015, o 08:36
Jasne, że możnaKaro_90 pisze: ↑8 lipca 2020, o 21:12Olalala zaciekawila mnie Twoja odpowiedz, weszlam na Twoj profil I widze jestes odburzona. Czy moglabys sie podzielic jak do konca udalo Ci sie z tego wyjsc? Ja mam nerwiczke lekowa z natertami myslowymi juz jakis czas, (w pazdzierniku bedzie 2lata). Funkcojnuje normalnie, jednak ona jest i nie spieszno jej odejsc wiec akceptuje I zyje razem z nia. Czy mozna z niej wyjsc tak na dobre?Olalala pisze: ↑8 lipca 2020, o 18:38Tego typu przypadek gdy dojrzewamy emocjonalnie nie jest odosobniony. Tzn. my idziemy do przodu, a osoba w związku zostaje w tyle, za nami. Warto jednak dać sobie szansę w ramach wspólnej terapii, do czego szczerze zachęcam. To właśnie tam Pani mąż nauczy się odpowiadać na Pani potrzeby i poczuje się Pani szczęśliwa. Widać otwartość męża w tym temacie, Wasze rozmowy, to już jest jakiś wspólny potencjał. Mąż nie jest w stanie dać więcej na dany moment, co nie znaczy, że nie zmieni się to w trakcie terapii. Tym bardziej, że jak pisze Pani, kocha Pani męza, szkoda zaprzepaścić to co jest. Na tym zresztą polega też bycie w związku, tzn my się zmieniamy, ale związek też dojrzewa. Do tego potrzeba tylko wspólnej pracy i otwartości obydwu stron. Warto więc dać szansę związkowi i sprawić, że wejdzie na ten dojrzalszy etap. Z każdym parterem prędzej czy później mogą pojawić się problemy, warto więc nauczyć się dojrzale na nie odpowiadać i szukać możliwości ich rozwiązania.maggie2223 pisze: ↑8 lipca 2020, o 18:15Dziękuje Wam wszystkim za odpowiedzi . Sprawa wyglada tak iż będąc w terapii już jakiś czas i autoterapiizrozumialam ze moje potrzeby nie są do końca spełniane w małżeństwie , fakt ze czuje się przy nim mega bezpiecznie - ale patrząc na swój dom rodzinny pewnie dlatego podświadomie go wybrałam . Teraz czując się bezpieczniej sama ze sobą wiem ze moje inne potrzeby, równie ważne dla mnie , nie są zaspokajane . I wyprzedzając pytania - tak , rozmawiałam o tym z mężem i on powiedział ze daje z siebie 100 procent i ze więcej nie jest w stanie dać . Odpuściłam i tak żyje już 2 lata . Choroba i kwarantanna nie pomogły , a pogorszyły sprawę . Dziwne to jest - bo kocham go w taki przyjacielski sposób ale nie jestem spełniona w tym związku. Wiem ze mi nie pomozecie podjąć decyzji . Chciałam tylko się podzielić tym i może ktoś miał takie doświadczenia ze odszedł , nerwica się wiekszyla i potem tego żałował . Ale bycie w związku z powodu lęku niczego nie rozwiązuje .
Dziękuje![]()
![]()

moja-historia-odburzenia-t15032.html
Wszystko jest dobrze ujete na forum, akceptacja to klucz; ja mialam jeszcze kilka na tyle uciążliwych objawow, jak parcia na jelita codziennie i biegunki, juz jako nawyki lekowe, wiec ich zmiana dlugo mi zajela, lacznie z 2 lata sam ten jeden objaw zeby go odwrocic i przestać bac sie tych porannych parc, ktore wywolywal sam lęk. długa to droga byla, jakbym miala to napisac po krótce to jak wyjscie z czeluści piekła w stronę prawdziwej wolnosci, tej emocjonalnej.
-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 70
- Rejestracja: 8 maja 2019, o 09:35
Dziekuje za odpowiedz. Wlasnie przeczytalam Twoja historie I musze stwierdzic ze Twoja praca to bylo ogromne wyzwanie I jestes teraz przykladem ze mozna z tego wyjsc. Jeszcze raz dziekuje za Twoja odpowiedzOlalala pisze: ↑8 lipca 2020, o 22:48Jasne, że możnaKaro_90 pisze: ↑8 lipca 2020, o 21:12Olalala zaciekawila mnie Twoja odpowiedz, weszlam na Twoj profil I widze jestes odburzona. Czy moglabys sie podzielic jak do konca udalo Ci sie z tego wyjsc? Ja mam nerwiczke lekowa z natertami myslowymi juz jakis czas, (w pazdzierniku bedzie 2lata). Funkcojnuje normalnie, jednak ona jest i nie spieszno jej odejsc wiec akceptuje I zyje razem z nia. Czy mozna z niej wyjsc tak na dobre?Olalala pisze: ↑8 lipca 2020, o 18:38
Tego typu przypadek gdy dojrzewamy emocjonalnie nie jest odosobniony. Tzn. my idziemy do przodu, a osoba w związku zostaje w tyle, za nami. Warto jednak dać sobie szansę w ramach wspólnej terapii, do czego szczerze zachęcam. To właśnie tam Pani mąż nauczy się odpowiadać na Pani potrzeby i poczuje się Pani szczęśliwa. Widać otwartość męża w tym temacie, Wasze rozmowy, to już jest jakiś wspólny potencjał. Mąż nie jest w stanie dać więcej na dany moment, co nie znaczy, że nie zmieni się to w trakcie terapii. Tym bardziej, że jak pisze Pani, kocha Pani męza, szkoda zaprzepaścić to co jest. Na tym zresztą polega też bycie w związku, tzn my się zmieniamy, ale związek też dojrzewa. Do tego potrzeba tylko wspólnej pracy i otwartości obydwu stron. Warto więc dać szansę związkowi i sprawić, że wejdzie na ten dojrzalszy etap. Z każdym parterem prędzej czy później mogą pojawić się problemy, warto więc nauczyć się dojrzale na nie odpowiadać i szukać możliwości ich rozwiązania.![]()
mi to zajelo 3.5 roku, ale lacznie ze "zmiana" siebie, bo jestem juz innym człowiekiem; pomoglo mi to forum, a oproz tego przeszłam 1 rok terapii pozn-beh pod katem hipochondrii, 1 rok jeszcze terapii pozn-beh wspomagajacej wyjscie z zaburzenia i 1 rok terapii schematow jako rozwój siebie. W tym wszystkim ogrom pracy
ale warto bylo. Wiem, że zaburzenie to ogrom cierpienia i doslownie piekło ale jest wyjscie, najważniejsze to nie poddawac sie, mimo tysiaca kryzysow i tysiaca objawow
zapraszam do mojego watku odburzeniowego:
moja-historia-odburzenia-t15032.html
Wszystko jest dobrze ujete na forum, akceptacja to klucz; ja mialam jeszcze kilka na tyle uciążliwych objawow, jak parcia na jelita codziennie i biegunki, juz jako nawyki lekowe, wiec ich zmiana dlugo mi zajela, lacznie z 2 lata sam ten jeden objaw zeby go odwrocic i przestać bac sie tych porannych parc, ktore wywolywal sam lęk. długa to droga byla, jakbym miala to napisac po krótce to jak wyjscie z czeluści piekła w stronę prawdziwej wolnosci, tej emocjonalnej.
- Olalala
- Dyżurny na forum Odważny VIP
- Posty: 1858
- Rejestracja: 17 grudnia 2015, o 08:36
Najważniejsze to nigdy nie poddawać sięKaro_90 pisze: ↑9 lipca 2020, o 07:40Dziekuje za odpowiedz. Wlasnie przeczytalam Twoja historie I musze stwierdzic ze Twoja praca to bylo ogromne wyzwanie I jestes teraz przykladem ze mozna z tego wyjsc. Jeszcze raz dziekuje za Twoja odpowiedzOlalala pisze: ↑8 lipca 2020, o 22:48Jasne, że możnaKaro_90 pisze: ↑8 lipca 2020, o 21:12
Olalala zaciekawila mnie Twoja odpowiedz, weszlam na Twoj profil I widze jestes odburzona. Czy moglabys sie podzielic jak do konca udalo Ci sie z tego wyjsc? Ja mam nerwiczke lekowa z natertami myslowymi juz jakis czas, (w pazdzierniku bedzie 2lata). Funkcojnuje normalnie, jednak ona jest i nie spieszno jej odejsc wiec akceptuje I zyje razem z nia. Czy mozna z niej wyjsc tak na dobre?![]()
mi to zajelo 3.5 roku, ale lacznie ze "zmiana" siebie, bo jestem juz innym człowiekiem; pomoglo mi to forum, a oproz tego przeszłam 1 rok terapii pozn-beh pod katem hipochondrii, 1 rok jeszcze terapii pozn-beh wspomagajacej wyjscie z zaburzenia i 1 rok terapii schematow jako rozwój siebie. W tym wszystkim ogrom pracy
ale warto bylo. Wiem, że zaburzenie to ogrom cierpienia i doslownie piekło ale jest wyjscie, najważniejsze to nie poddawac sie, mimo tysiaca kryzysow i tysiaca objawow
zapraszam do mojego watku odburzeniowego:
moja-historia-odburzenia-t15032.html
Wszystko jest dobrze ujete na forum, akceptacja to klucz; ja mialam jeszcze kilka na tyle uciążliwych objawow, jak parcia na jelita codziennie i biegunki, juz jako nawyki lekowe, wiec ich zmiana dlugo mi zajela, lacznie z 2 lata sam ten jeden objaw zeby go odwrocic i przestać bac sie tych porannych parc, ktore wywolywal sam lęk. długa to droga byla, jakbym miala to napisac po krótce to jak wyjscie z czeluści piekła w stronę prawdziwej wolnosci, tej emocjonalnej.![]()


-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 300
- Rejestracja: 18 maja 2020, o 19:38
Trzymam kciuki!To wszystko jest takie trudne ale damy radę.Nie jesteśmy samiKasik1 pisze: ↑1 lipca 2020, o 12:49Dzień dobry, chciałam się przywitać.
Znalazłam Wasz kanał kilka dni temu, cieszę się bardzo, że na Was trafiłam, jesteście genialni Panowie.
Jestem na etapie odburzania z Wami wraz z farmakologią (od miesiąca).
Lęki osłabły, ale zmagam się z somatami (podwyższony puls, kłucia w mostku itp.), ekg wyszło ok - tachykardia przełykowa (nerwy).
Mam wciąż problem, żeby wyjść z domu. Boję się, ale nie wiem nawet czego? Powaliła mnie pandemia. Ehh...
Trzymajcie za mnie kciuki.
Słucham chłopaków i ich porad, staram się wdrażać je w życie. Na razie efekt jest jaki jest, ale się nie poddam.
Chciałabym jak Wy nazwać się niebawem osobą odburzoną.
Pozdrawiam serdecznie.
Kasik1 (Kasia)


- tomekkk_16
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 18
- Rejestracja: 1 kwietnia 2020, o 11:43
Ja mam słabsze dni już od paru miesięcy.
Próbuję akceptować, ale mi nie wychodzi
Próbuję akceptować, ale mi nie wychodzi

-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 300
- Rejestracja: 18 maja 2020, o 19:38
Wiem...My to wszyscy dobrze znamy ale musimy z tego wychodzić z uporem.Ja mam takie uporczywe zawroty głowy.Jakbym była non stop na statku.No tak mnie ten somat wpienia i dlatego pewnie mnie to nie opuszcza.Ignoruje to ale No ciężko jesttomekkk_16 pisze: ↑11 lipca 2020, o 17:31Ja mam słabsze dni już od paru miesięcy.
Próbuję akceptować, ale mi nie wychodzi![]()
- Sylwek94
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 241
- Rejestracja: 21 września 2018, o 19:15
Cześć. Od kilku dni miałem DD ale radzę sobie. Momentami trochę myśli szaleją i chcą wchodzić na głowę ale też je puszczam, przyzwalam, akceptacja i odchodzą. Wiadomo nie jest to komfort, ale tak już jest. W sumie z mojego zaburzeniowego doświadczenia poznałem już DD i nie robi na mnie wrażenia. Natrętne myśli stale olewam - nie są one zbyt częste. Przeszłość już mnie tak nie męczy - odpuściłem jej i nie analizuje gdy przychodzi w myślach. Staram się ogólnie dużo nie analizować co do przyszłości, przyszłych sytuacji itp bo zawsze to wprawiało mnie w katastroficzne myśli dotyczące przyszłości i rozmyślania po kilka godzin przez co pogarszałem sobie nastrój. Trochę egzystencjalnych wpada myśli - pracuje nad tym 
Widzę, że gdy myślę, kieruję się w jakieś zmiany w życiu to wszystko nagle atakuje - tak chyba będzie jak myślicie ? Ja wiem, że każdy się obawia zmian itp itd ale ja zawsze byłem przywiązany do rodzinnego domu, do takiego życia w jednym miejscu, w tej "bezpiecznej" dla mnie ostoi i widzę, że chyba teraz takie opuszczenie tego będzie skutkowało nasileniem objawów zaburzenia . Może ktoś coś poradzi ? Choć w sumie nie wiem co tu poradzić. Wyjść naprzeciw obawom i pokazać sobie, że jednak nie takie straszne to jest jak się wydaje. Chyba to mi pozostało. Chyba lepsze to niż czekanie na cud z nieba. Wiem jakie jest życie, wiem, że każdy sam na siebie pracuje, jak robisz tak masz jednak ciężko to dobić do mojej głupiej głowy która jakby kazała mi stać w miejscu i blokowała kolejne kroki. Mimo że wiem że tu myśli mnie straszą i hulają. Jak jest okej to tak, myślę normalnie i czuję się komfortowo, opuszczę tę wieś, pójdę do pracy i wszystko okej, wyjdę naprzeciw obawom i myślom, pokażę sobie że potrafię sobie poradzić. Wraz przychodzi moment który podsuwa myśli, że nie dam rady, że ulegnę zaburzeniu i spanikuje, że się poddam, że nic mi nie wyjdzie w życiu. Że chyba zwariuję i się do życia nie nadaje.

Widzę, że gdy myślę, kieruję się w jakieś zmiany w życiu to wszystko nagle atakuje - tak chyba będzie jak myślicie ? Ja wiem, że każdy się obawia zmian itp itd ale ja zawsze byłem przywiązany do rodzinnego domu, do takiego życia w jednym miejscu, w tej "bezpiecznej" dla mnie ostoi i widzę, że chyba teraz takie opuszczenie tego będzie skutkowało nasileniem objawów zaburzenia . Może ktoś coś poradzi ? Choć w sumie nie wiem co tu poradzić. Wyjść naprzeciw obawom i pokazać sobie, że jednak nie takie straszne to jest jak się wydaje. Chyba to mi pozostało. Chyba lepsze to niż czekanie na cud z nieba. Wiem jakie jest życie, wiem, że każdy sam na siebie pracuje, jak robisz tak masz jednak ciężko to dobić do mojej głupiej głowy która jakby kazała mi stać w miejscu i blokowała kolejne kroki. Mimo że wiem że tu myśli mnie straszą i hulają. Jak jest okej to tak, myślę normalnie i czuję się komfortowo, opuszczę tę wieś, pójdę do pracy i wszystko okej, wyjdę naprzeciw obawom i myślom, pokażę sobie że potrafię sobie poradzić. Wraz przychodzi moment który podsuwa myśli, że nie dam rady, że ulegnę zaburzeniu i spanikuje, że się poddam, że nic mi nie wyjdzie w życiu. Że chyba zwariuję i się do życia nie nadaje.
"To co nas nie zabije, uczyni nas silniejszymi."
- lubieplacki13
- Dyżurny na forum Odważny VIP
- Posty: 495
- Rejestracja: 14 listopada 2019, o 21:50
Też miałem takie myśli i miewam dalej, ale zrobiłem ten krok i wyprowadziłem się z domu rodzinnego, nie biorę pieniędzy od rodziców, zacząłem żyć na swoim. Lęki się trochę zwiększyły, więcej wątpliwości, lęk separacyjny. Jest ciężej, ale nie ma tragedii. Wiem, że czas i pokazanie sobie, że żyje i jestem w stanie tak żyć te wątpliwości i lęki zniweluje. Na ten problem polecam nagranko o gotowości życiowej Divina. Musisz pamiętać Sylwek, że to wciąż Twoja nerwica robi, to co uwielbia robić i ma zamiar robić, chce cię cofnąć, zatrzymać w tym "komforcie w dyskomforcie", ona ma pożywkę z twojego stanu, musisz po prostu zaryzykować i wyjść jej na przeciw.Sylwek94 pisze: ↑12 lipca 2020, o 20:03Cześć. Od kilku dni miałem DD ale radzę sobie. Momentami trochę myśli szaleją i chcą wchodzić na głowę ale też je puszczam, przyzwalam, akceptacja i odchodzą. Wiadomo nie jest to komfort, ale tak już jest. W sumie z mojego zaburzeniowego doświadczenia poznałem już DD i nie robi na mnie wrażenia. Natrętne myśli stale olewam - nie są one zbyt częste. Przeszłość już mnie tak nie męczy - odpuściłem jej i nie analizuje gdy przychodzi w myślach. Staram się ogólnie dużo nie analizować co do przyszłości, przyszłych sytuacji itp bo zawsze to wprawiało mnie w katastroficzne myśli dotyczące przyszłości i rozmyślania po kilka godzin przez co pogarszałem sobie nastrój. Trochę egzystencjalnych wpada myśli - pracuje nad tym
Widzę, że gdy myślę, kieruję się w jakieś zmiany w życiu to wszystko nagle atakuje - tak chyba będzie jak myślicie ? Ja wiem, że każdy się obawia zmian itp itd ale ja zawsze byłem przywiązany do rodzinnego domu, do takiego życia w jednym miejscu, w tej "bezpiecznej" dla mnie ostoi i widzę, że chyba teraz takie opuszczenie tego będzie skutkowało nasileniem objawów zaburzenia . Może ktoś coś poradzi ? Choć w sumie nie wiem co tu poradzić. Wyjść naprzeciw obawom i pokazać sobie, że jednak nie takie straszne to jest jak się wydaje. Chyba to mi pozostało. Chyba lepsze to niż czekanie na cud z nieba. Wiem jakie jest życie, wiem, że każdy sam na siebie pracuje, jak robisz tak masz jednak ciężko to dobić do mojej głupiej głowy która jakby kazała mi stać w miejscu i blokowała kolejne kroki. Mimo że wiem że tu myśli mnie straszą i hulają. Jak jest okej to tak, myślę normalnie i czuję się komfortowo, opuszczę tę wieś, pójdę do pracy i wszystko okej, wyjdę naprzeciw obawom i myślom, pokażę sobie że potrafię sobie poradzić. Wraz przychodzi moment który podsuwa myśli, że nie dam rady, że ulegnę zaburzeniu i spanikuje, że się poddam, że nic mi nie wyjdzie w życiu. Że chyba zwariuję i się do życia nie nadaje.
/przerwa od forum
- Sylwek94
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 241
- Rejestracja: 21 września 2018, o 19:15
lubieplacki13 dzięki bardzo, właśnie czuję, że jeśli chce z tego wyskoczyć to muszę zaryzykować, mam świadomość, że nie będzie super przyjemnie ale tak trzeba zrobić aby sobie to ułożyć, utrzeć i żeby potem było lepiej...Właśnie tak..myślę, że trochę tej wiedzy jaką mam pomaga mi, bo często jak się gdzieś oddalam to myśli chcą mi zabrać przyjemność i kierują mnie w inne strony..zamiast skupić się na obecnej chwili to trochę za mocno może im poświęcam uwagę..Jadę gdzieś a zaraz myśli : Nie jedz, bedzie do bani, pamiętasz jak kiedyś też byłeś poza domem i czułeś się zle, wchodzą rozmyslania co teraz robi moja rodzina bo zawsze bylem z nimi a teraz sam i wpadają w głowie obrazy z momentów z przeszlosci w których czulem sie gorzej ...no jak nic straszak... Teraz umiem akceptować, olewać, ignorować, racjonalizować. Na takie uspokojenie się unormalizowanie w obecnym stanie to mi wystarczyło, a teraz pora na kolejne kroki...Bo chcę a to gówno trzyma mnie...
"To co nas nie zabije, uczyni nas silniejszymi."
-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 141
- Rejestracja: 25 stycznia 2017, o 22:28
Hej. Dawno mnie tu nie było. Ale wraz z urlopem i przerwa w pracy wróciła moja nerwica z nowymi objawami i atakiem paniki na początek. Potem krótkimi powtarzającymi się, nawet w samochodzie albo jak się z kimś spotkam. Tez się złe czuje. Szukam ciagle przyczyn swoich dziwnych objawów.
Chciałam Was zapytać, czy miewaliscie przewlekłe stany podgorączkowe takie po 37,5 przez jakieś kilka h dziennie a potem spokój? Mnie się to zdarza, a ost prawie codziennie.
Mój prywatny i termostat kazał mi jechać zrobić test na covid (mam 65 km tam i boje się, ze mnie wyśmieją z jedynym objawem jakim jest stan podgorączkowy i leciutki może ból gardła). Ale nie chce mnie bez tego przyjąć, bo nie będzie ryzykował. Ucho mnie tez pobolewa. Ja się boje jechać tam z kolei, prowadzę swój własny biznes, boje się, ze mnie zamkną na te kilka dni i będzie afera na całe miasto (specyficzne środowisko).
Nie wiem co mam robić. Czuje się rozbita, przytłoczona, zła i smutna. Nie mogę zasnąć w nocy. Co chwila coś nowego mi dolega, ale najbardziej martwi mnie ten stan podgorączkowy. Proszę pomóżcie, napiszcie, czy tez tak miewliscie, czy jednak jechać do tego szpitala
Dodam, ze jestem sama z synem i tak wszystko wiecznie na mojej głowie. Wysiadam powoli, a dzisiaj to już w ogóle mam dość. Mam ochotę to wszystko olać, ale czuje się taka osłabiona tez.
Za wszystkie odp dziękuje bardzo, nieraz mi to forum pomogło. Pozdrawiam!
Chciałam Was zapytać, czy miewaliscie przewlekłe stany podgorączkowe takie po 37,5 przez jakieś kilka h dziennie a potem spokój? Mnie się to zdarza, a ost prawie codziennie.
Mój prywatny i termostat kazał mi jechać zrobić test na covid (mam 65 km tam i boje się, ze mnie wyśmieją z jedynym objawem jakim jest stan podgorączkowy i leciutki może ból gardła). Ale nie chce mnie bez tego przyjąć, bo nie będzie ryzykował. Ucho mnie tez pobolewa. Ja się boje jechać tam z kolei, prowadzę swój własny biznes, boje się, ze mnie zamkną na te kilka dni i będzie afera na całe miasto (specyficzne środowisko).
Nie wiem co mam robić. Czuje się rozbita, przytłoczona, zła i smutna. Nie mogę zasnąć w nocy. Co chwila coś nowego mi dolega, ale najbardziej martwi mnie ten stan podgorączkowy. Proszę pomóżcie, napiszcie, czy tez tak miewliscie, czy jednak jechać do tego szpitala
Dodam, ze jestem sama z synem i tak wszystko wiecznie na mojej głowie. Wysiadam powoli, a dzisiaj to już w ogóle mam dość. Mam ochotę to wszystko olać, ale czuje się taka osłabiona tez.
Za wszystkie odp dziękuje bardzo, nieraz mi to forum pomogło. Pozdrawiam!
-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 141
- Rejestracja: 25 stycznia 2017, o 22:28
Prywatny internista*
Byłam u niego niecałe 2 miesiące temu, bo strasznie mi włosy wypadają, ale wszystkie wyniki i tarczyca w porządku.
W marcu już tez miałam te stany podgorączkowe... nigdy nie myślałam, ze nerwica mogłaby je powodować.
Byłam u niego niecałe 2 miesiące temu, bo strasznie mi włosy wypadają, ale wszystkie wyniki i tarczyca w porządku.
W marcu już tez miałam te stany podgorączkowe... nigdy nie myślałam, ze nerwica mogłaby je powodować.
- Maciej Bizoń
- Hardcorowy "Ryzykant" Forum
- Posty: 545
- Rejestracja: 7 sierpnia 2019, o 14:04
Cześć . Ciało ogólnie reaguje na stress podwyzszona temp wiec myślę że to może występować gdyż ja na początku zaburzenia też miałem 37.3...37.5 ...teraz mam znowu 35.8 ...czasami ..tak więc w nerwicy temperatura może być podwyzszona wiem to z własnego przykładu . Osłabienie tez może występować .
"Gotowy byłem iść do ubikacji, nasikać sobie na ręce, poczekac az wyschnie i chodzić z tym dwa dni.
I nie, nie żartuję." -
- ten cytat ma tylko Pokazać jaka determinacja powinna występować przy wyjściu z Zaburzenia . ( a przy okazji mnie rozbawiło ) https://www.youtube.com/watch?v=_f5hkHv ... e=youtu.be
https://youtu.be/M6wRnouGZFQ
I nie, nie żartuję." -

https://youtu.be/M6wRnouGZFQ
-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 141
- Rejestracja: 25 stycznia 2017, o 22:28
Dziekuje, Maciej. Cały czas już wkręcam sobie ta koronę i mierzę temperaturę jak durna co 15 minutMaciej Bizoń pisze: ↑13 lipca 2020, o 13:24Cześć . Ciało ogólnie reaguje na stress podwyzszona temp wiec myślę że to może występować gdyż ja na początku zaburzenia też miałem 37.3...37.5 ...teraz mam znowu 35.8 ...czasami ..tak więc w nerwicy temperatura może być podwyzszona wiem to z własnego przykładu . Osłabienie tez może występować .
A w zeszłym roku tez miałam jeden dzień w łóżku z osłabieniem i temperatura wahająca się między 35,6 a 37.6. Koszmar jakiś. Chyba poszukam dobrego psychiatry. Unikam leków jak ognia, na terapię chodzę, ale to gowno wraca co jakiś czas. O ciagle coś nowego.