Temat rzeka. Takich badań jest mnóstwo, problem nie sprowadza się jedynie do sertraliny, ale do praktycznie wszystkich leków z grupy SSRI. W dużej mierze sprawa dotyczy również nierzetelności badań klinicznych prowadzonych przez koncerny farmaceutyczne. Tutaj znajdziesz jeden z
ciekawszych materiałów.
To temat rzeka, dyskutowany od naprawdę długich lat. Podobnie było z debatą na temat statyn stosowanych w leczeniu hipercholesterolemii. Statyny się ostatecznie wybroniły, choć nadal mają swoich zaprzysięgłych wrogów i zawsze znajdzie się ktoś, nawet z tytułem profesorskim, kto przed kamerami zaświadczy, że w wieku 40 lat dostał po statynach np. Alzheimera. Z SSRI jest nieco większy kłopot. Może jednak - po kolei. Sam artykuł jest zredagowany w ten sposób, by czytelnik odniósł wrażenie, że psychiatrzy, działając na zasadzie solidarności korporacyjnej, wciskają mu produkt o skuteczności maści ze sproszkowanych jąder leniwca, narażając go jedynie na nieprzyjemne skutki uboczne; zwróć jednak uwagę na akapit z wnioskami: "Sertralina nie powoduje zmniejszenia nasilenia objawów depresji w ciągu 6 tygodni stosowania (na to potrzeba było co najmniej 12 tygodni). Zaobserwowano jednak istotną poprawę w zakresie zaburzeń lękowych, jakości życia i samooceny zdrowia psychicznego". Pytanie zasadnicze: z czym się mierzysz i jakich efektów się spodziewasz.
Nie chciałbym, byś mnie źle zrozumiał. Nie bronię sertraliny - sam bym nikomu jej nie polecił, ale decyzję podejmuje lekarz specjalista w oparciu o takie czy inne przesłanki. Bywa jednak i tak, że po długotrwałym stosowaniu sertraliny trzeba przystąpić do leczenia/złagodzenia jej skutków ubocznych. Niemniej - ona, lepiej lub gorzej, działa. Relatywnie najsłabiej wypada w terapii depresji, lepiej w odniesieniu do zaburzeń lękowych. Jeśli chcesz poczytać relacje osób, które mają za sobą dłuższą przygodę z tym lekiem, zapraszam na forum hyperrealu:
503 strony poświęcone niemal wyłącznie skutkom ubocznym sertraliny (plus trochę pozytywnych świadectw). Paradoksalnie jednak w statystykach lek się broni (tj. ludzie twierdzą, że mimo wszystko bardziej im pomógł, niż zaszkodził). Wyżej oceniają go kobiety, co akurat nie powinno dziwić.
A teraz kwestia placebo. To znany fakt, że skuteczność nawet najlepszych antydepresantów w odniesieniu do terapii depresji (a nie tylko lęku uogólnionego czy fobii społecznej) może wydawać się niewiele wyższa od placebo. Moje najlepsze doświadczenia wiążą się akurat z trazodonem, którym ma bardzo wysoki profil bezpieczeństwa, bardzo niewiele skutków ubocznych i bywa pomocny w łagodzeniu skutków ubocznych najbardziej popularnych esesserajów. A jednak jego potwierdzona w licznych badaniach skuteczność wynosi ok. 60%, skuteczność placebo w grupach kontrolnych podchodzi pod 40%.
I teraz kluczowa sprawa. Gdyby chodziło o leki stosowane w antybiotykoterapii, w terapii zaburzeń endokrynologicznych czy chorobach neurologicznych, takie wyniki byłyby oczywiście ponurym żartem. Insulina, przyjmowana do końca życia przez chorego na cukrzycę typu I, hormony tarczycy czy penicylina po prostu przynoszą określony i pożądany efekt, w najgorszym razie zaburzany obecnością innych substancji czy hormonów (np. wyrzut adrenaliny, będącej antagonistą insuliny, zaburzy zbijanie cukru we krwi; m.in. dlatego zestresowany człowiek na ogół nie odczuwa głodu). Z lekami psychiatrycznymi jest jednak zupełnie inaczej. Efekt placebo ma tu kolosalne znaczenie: zwróć uwagę, że mnóstwo pacjentów z zaburzeniami lękowymi odczuwa spektakularną poprawę nastroju, a często również wygaszenie somatów, gdy tylko znajdą się pod opieką lekarza (powiedzmy - po przyjęciu na SOR czy już na właściwym oddziale). W takich sytuacjach nerwicowiec często doznaje niemal błyskawicznego "uzdrowienia" (przynajmniej na jakiś czas, do kolejnego ataku paniki już po powrocie do domu) i to zanim jeszcze włożą mu cokolwiek do dzioba.To wypadkowa kilku czynników: fizycznej obecności "autorytetu", poczucia przeniesienia odpowiedzialności za własne zdrowie na personel placówki, poddaniu się badaniom diagnostycznym za pomocą specjalistycznego sprzętu, i tak dalej). Z takim efektem niestety na ogół nie może konkurować rodzina - na nic zapewnienia męża, żony czy brata, że "nic Ci nie jest".