Faktem jest, ze nasze nerwice maja swoje zrodlo w wychowaniu nas przez rodzicow. OK. Ale pod zadnym pozorem nie nalezy ich za to winic. Robili, co mogli w danym momencie i my nie ponosimy odpowiedzialnosci za ich zaburzone stany tylko oni ponosza ODPOWIEDZIALNOSC, ze nie mieli na tyle sily i odwagi, by cokolwiek ze swoimi zaburzeniami zrobic. Cokolwiek innego, niz przekazywanie im nam, dzieciom! Do niedawna winilam rodzicow, to nie jest tak, ze umialam ich nie winic. Po prostu dzieki jednej z mich terapeutek zrozumialam, ze nie nalezy ich winic, gdyz to nic nie da, i pogorszy nasz stan nerwicy.
Nalezy zaakaceptowac fakt, ze to, co bylo, tego nie zmienimy. Ale ...... ?!!
Mozna wplynac na podswiadomosc (nawet w starczym wieku), w ktorej zakodowane sa: brak milosci, brak opieki nad nami, samotnosc jako dziecko, brak uwagi ze strony rodzicow, krytykowanie nas, ponizanie roznego rodzaju (slowne i fizyczne). Mozna zrobic to samo jesli bylo sie skrajnie, przesadnie rozpieszczanym
(kazdy ma swoja wlasna skale i wlasna definicje skrajnosci na podstawie wlasnych przezyc. Dla mnie skrajne jst to, ze ojciec mi dawal w dupe bez powodu, krytykowal mnie, mowil, ze nic nie umiem, zamiast tlumaczyc darl sie jak idiota, przywalil raz czy dwa matce, matka bezbronna ryczala.... To dla mnie jest skrajnosc. Wszsytko to, co nie powinno miec miejsca jest dla mnie skrajne, bo boli tak samo i absolutnie nie bede sie porownywac do sytuacji innych, kogos, kto na przyklad byl bity codziennie, co chwile etc..... Nie obchodzi mnie to. Ja to ja.)
A jak wlynac na podswiadomosc, jak zmienic to, co zostalo zapisane i jeszcze nadal krwawi?
Jesli moge sie podzielic, stazem, spotkaniami grupowymi, na ktore chodze, i jesli komus maja byc pomocne, to super!
Otoz: wazne jest by wywalic z siebie, to, co nas gryzie. Boli. Meczy. Po drugie, nie nalezy pod zadnym pozorem bronic rodzicow i zaslaniac ich dpowiedzialnosc jakimikolwiek argumentami. Ja to robilam do niedawna. Na przyklad: jesli ojciec mnie zbil, nie panowal nad soba, to dla tego, ze sam byl bity! Jesli matka sie mna nie zajmowala, to dlatego, ze miala obsesje! A i co z tego? Kazdy rodzic jest ODPOWIEDZIALNY ZA SWOJE DZIECKO I SWIADOMY JEST SWOICH CZYNOW. Zrozumialam, ze obrona moich rodzicow, pogarsza mj stan napiecia !!!!
Po trzecie: nalezy sobie znalezc jakas maskote, najlepiej z dziecinstwa i zajac sie nia! Wydaje sie moze wam glupie, pisalam o tym. To proces, ktory trwa w czasie. Chodzi o to, ze jak sie ma jakas mysl nerwicowa, to nalezy pocieszyc ta maskotke, czy lalke, czy cokolwiek. Mowiac jej "kochanie, nie ma zagrozenia, jestem z toba, ja jestem twoim rodzicem, jestes samotna ?ja sie toba zajme, nie boj sie"........ etc
Glupie nie glupie, ale ja uszylam se lale i biore ja ze soba. Zajmuje sie nia. Tak, jak chcialabym, by mna sie zajmowano. Czesze ja, ubieram, szyje jej bluzki. Spe z nia czytam jej bajki. To symboliczna lalka jest moim dzieckiem, ktore tkwi we mnie i prosi, by sie nim zajac. Przeciez czesc mozgu odpowiedzialna za stany nerwicowe odpowiada wiekowi 4-letniego dziecka !!!! To jest czesc irracjonalna. Powiedz sobie-dziecku, ze jest w porzadku, z enie ma zagrozenia. Albo, ze jestem w stanie sama sobie dac rade w zyciu, a nie ze mama czy tata sie zajmie tym, czy tamtym.
Po czwarte (primo jak mowi Kiepski) nalezy zerwac z rodzicami TOKSYCZNE WIEZY.
O co chodzi ??? Dotad staralam sie za kazdym razem zmienic obsesyjnie zaburzona matke + do tego jaies inne zmiany osobowosci, na ktore sobie zapracowala cale zycie, lykajac leki, ktore nic nie dawaly i siedzac w domu na tylku i nic nie robiac. Moja matka jest tak negatywna, w kolko wszystko powtarza, placze, mowi, ze sobie nie poradzi, zycie w samotnosci to bol, "Boze, co to bedzie, boze, jak ja sobie poradze". Siedzi i mysli, majac twarz spuszczona, to sa jej zachowania.
Wiec ja za kazdym razem "mamo idz do lekarza, mamo lecz sie". znalazlam jej terapie, bedac we Francji, a ona miala na terapie chodzic w Poznaniu. raz byla. "Wez, to do dupy, daj mi swiety spokoj " - odpowiedziala mi, krzyczac i wrzeszcac...... Kilkanascie miesiecy marnowalam energie, by mamie przekazac to, czego sie ucze. I na co? Na nic.
ZROZUMIALAM ZE MOJA CHEC ZMIANY MATKI NA LEPSZE TO OBSESYJNE DZIALANIE BEZ ZADNEGO SKUTKU. Po co? GDYZ CALY CZAS CZEKAM, ZE DOSTANE ODNIEJ TO, CZEGO IE OTRZYMALAM BEDAC DZIECKIEM, CZYLI PRAWDZIWEJ MILOSCI!
ZATEM po piate : PRZESTAN OCZEKIWAC,, ze dostaniesz cos czego nie dostales ani od ojca, anni od matki.
(kazdy telefon od matki ja czekalam az powie "co u ciebie kochanie opowiadaj, jak leci kochanie, moja kochana coreczka etc etc". ) Gowno, za kazdym razem bylo (i jest) "cholera jasna, ale zycie ciezkie jak nie wiem, tak goraco w pracy, ze wytrzymac nie idzie, te prace drogowe mnie wykoncza, wiesz ten moj facet dowiedzial sie, ze mam 5 lat wiecej, co to bedzie, jak myslisz ? Powiedz mi ????
I tak bedzie. Ja nie zmienie jej i konie ! Jedyne, co moge zrobic, to sie
CHRONIC PRZED JEJ WPLYWEM TOKSYCZNYM.
Napisalam je mejla, ze nie zycze sobie by pisala mi negatywne teksty po kilknascie raz dziennie w mejlu, nie zycze sobie, by mowila o swoich problemach, jesli chce zapraszam, bo bardzo ja kocham, ale do rozmowy POZYTYWNEJ i budujacej. Jesli tego nie umiesz - powiedzialam jej- twoja sprawa. Tkwij w nericy, jesli masz ochote. Ja mam swoje zycie,, ty masz swoje. Jesli raz jeszcze wyslesz mi mejla, typu "aga aleja zle sie dzisiaj czuje, masakra, nie wiem, co robic, boze tragedia" to cie zablokuje wszedzie i wymarze twoj numer.
Cisza, nie pisala nic. Kilka dni temu napisala, ze fajne dalam fotki na fejsie
Cisza, nic.....
Mysle, ze ktos, kto nie chce sie leczyc na nerwice to identycznie jak alkoholik : albo jestes ostry, albo nic z tego nie bedzie. Bo walka z zaburzona osoba, to walka z waitrakami. Jesli nie chce, to nie i juz.
No i sie rozpisalam...... Piszcie, co myslicie !!!!!!!!
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.