18 grudnia 2014, o 02:19
Moja rozmowa wyglądała mniej więcej tak, że zacząłem od tego, że odczuwam lęki. On zapytał mnie: 'lęki przed czym?". Powiedziałem, że nie wiem. Teoretycznie wszystko sprawia, że odczuwam lęk. Nie wiedziałem wtedy jeszcze czym jest reakcja walcz albo uciekaj. Dziś już nie mam tak silnych lęków. Są one sporadyczne. Wspomniałem mu o dd i był zaskoczony skąd znam te pojęcia. Opowiadałem mu również o wahaniach nastroju. Że zmienia się on czasami co pare godzin, a czasami są to minuty. Jego wniosek to początek psychozy wywołany psychodelikami nie biorąc pod uwagę tego, że nie czułem się tak od razu po zjedzeniu ich, pomijając tego moralnego kaca pare dni po bad tripie gdzie ludzie miewali czasem tydzień dół, że nie dawali rady. Nie zachowywałem się dziwnie, ani nie wypowiadałem, pomijając fakt, że opowiadałem to wszystko w obcym języku. Stąd pan Piotr może mieć rację, że w pewnym momencie mogłem użyć złego kontekstu albo coś w tym rodzaju. Stwierdził, że prognoza jest dobra, tylko muszę brać super tableteczki na psycho.
A te lęki chyba już odczuwałem wcześniej. Z miesiąc wcześniej szedłem przez miasto i nagle się zatrzymałem i poczułem wielki niepokój zastanawiając się w ogóle po co ja gdzieś ide. Potrwało to z niecałe 10 sekund może. Nie wiedziałem co to było i nie chciałem wiedzieć. Pare razy paląc trawkę albo imprezując też czułem się jakiś niespokojny, ale świadomość tego, że nic mi to nie jest w stanie zrobić powodowała, że znikało to po napiciu się wody. Pare lat temu gdy miałem grype po paracetamolu też miałem w nocy ogromny napad paniki i natłok myśli ale nigdy wiecej sie to nie zdarzyło. Więc były to tylko pojedyńcze epizody trwające kilka minut. Nie zdawałem sobie sprawy, że coś takiego może zostać w człowieku na dłużej. Zganiałem to na przemęczenie zawsze no i pewność siebie o stabilności psychicznej nie pozwała mi się w to wkręcać.
Pomijając już tą całą dyskusję, która się tu wywołała, chciałbym znowu, żeby ktoś pomógł mi nazwać dolegliwość, którą naprawdę nie wiem jak nazwać i spróbował jakoś podać jej przyczynę. Postaram się jakoś to opisać choć jest to dla mnie tak dziwne, że nie wiem czy jestem w stanie dobrze o tym opowiedzieć. Otóż od długiego czasu, może nie od początku nerwicy czyli już ponad 2 miesięcy czuje jakbym stracił swoje życie. Gdy patrzę na świat wszystko wydaję się puste, dziwne, nie takie jakie powinno być. Rozumiem wszystko. Poznaję już swój dom, ludzi, którzy mnie otaczają, przestałem już odczuwać te oderwanie od ciała, ale straciło ono swój klimat i nawet jeśli mam dosyć dobry nastrój to i tak odczuwam tą niejasność. Wszystko jakby takie przemyślane, brak spontaniczności w całym odbiorze życia. Nie wiem czy to przez analizowanie i doszukiwanie się przez umysł tego, że coś jest nie tak, czy może to przez to, że od 2 miesięcy siedzę praktycznie cały czas w domu. Wiem, że nie powinienem ale jestem w takiej sytuacji, że jestem poniekąd do tego zmuszony. Mieszkam w lesie na odludziu, straciłem prace, nie mam na ubezpieczenie auta, więc tkwię tak w swojej norce i kombinuję jak tu się wyrwać, chociaż wiadomo pesymistyczne myśli sprawiają, że wydaje mi się, że to i tak nie pomoże.
Wiem, że to nerwica i dd, ale objaw ten wydaje się taki naturalny pomimo, że go zauważam i zdaje sprawę, że jest coś nie tak i mam wrażenie, że po prostu już mi tak zostanie na zawsze. Mam również depresję, która jest dziwna, bo czasem mogę się śmiać i normalnie jeść podczas gdy przy silniejszych 100 razy depresjach w moim życiu nie było to możliwe to i tak wtedy było to coś normalnego w porównaniu do tego "spokoju" który teraz odczuwam. Także jakby ktoś potrafił mi to sprytnie wytłumaczyć i mnie uspokoić i opisać to jakoś fajnie to byłbym wdzięczny. Skąd te poczucie, że jest coś cały czas nie tak i ten świat nie jest taki jaki powinien być, że to już nie moje życie?
www.soundcloud.com/chrisqu-1/