Nie czytaj w google o zaburzeniach osobowości. Sama mialam nakrętki dosc mocne na bordeline ogólnie na zaburzenia osobowości i choroby psychiczne i niestety w stanie lękowym wszystko sobie dopasujesz pod siebie. Właściwie jest tak z kazdym rodzajem natretu jakbys miala problemy z typowa hipochondria to mialabys raka wszystkiego i tez kazdy objaw by pasował.
Ja narazie nie sugerowalabym sie opinia lekarza, który mowi o tym ze masz takowe zaburzenia a sam jako lekarz nie umie ich nazwać.
Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?
Ratunku! Strasznie się boję!
- eiviss1204
- Odburzony Wolontariusz Forum
- Posty: 1291
- Rejestracja: 2 stycznia 2017, o 16:22
-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 102
- Rejestracja: 11 listopada 2015, o 12:08
Hejeiviss1204 pisze: ↑27 marca 2018, o 15:25To jest bardzo ciekawe, że idąc na wizyte do psychiatry dostajesz diagnoze - Zaburzenie osobowosci, a nie wiesz jakie konkretnie. Jesli ma podstawe by sadzic, ze takowe masz to chyba powienen wiedziec w co oscyluje...
Idz na terapie niech zrobi Ci testy pod tym katem. Ty idziesz na pierwsza wizyte czy to juz ktoras z kolei ? Jesli mialas tych wizyt wiecej to co Ci powiedziala Pan/Pani psycholog ?
Zaburzen osobowosci jest cała gama... A co do bordeline z tego co widziałam, a mialam pare osob z tym problemem to te osoby nie chcialy się zabic,a czesto mianupolowaly innymi osobami w otoczeniu. Szantazowaly je...
Idz na terapie na spokojnie. Kazdy z nas ma pewne cechy z roznych zaburzen osobowosci. Nie wiem tez ale czesto jak ktos ma naktrectwa to slysze wlasnie ze dostal taka diagnoze... nie wiem czy kazda NN jest podpinana od razu pod zaburzenie osobowosci...Wydaje mi się ze czasami lekarze nie wiedza co powiedziec wiec mowia cokolwiek... To juz ktoras osoba z forum, ktora ma diagnoze zaburzen osobowosci ale nie wiadomo jakie to jest zaburzenie.
A co to teraz masz w glowie to niestety typowe straszaki,zauwaz, ze bez tej diagnozy az tak nie bylo. To pokazuje jaka jest wlasnie podstepna nerwica
A ja dodam jeszcze od siebie, ze ja mialam np diagnoze depresji, a tez sie jej bardzo balam i dalam rade wiec i Ty tez mozesz![]()
Co ciekawe u mnie lekarz naciskal na leki bo nie wiadomo co mi sie z mozgiem porbiloNo i to byla moja druga i ostatnia juz wizyta
chociaz od razu mowie, ze jesli ktos ma potrzebe to niech chodzi. Byle nie przesadzac.

Już do psycholog chodzę ponad 2 miesiące, ona raczej mało mówi odnośnie jakiś tam zaburzeń. Raczej mówiła, że jestem silną osobą i raczej depresji nie mam. Poprosiła mnie o konsultację z psychiatrą aby stwierdził na jakie zaburzenie cierpię i żeby ona mogła mi lepiej pomóc. Namawiała mnie również na tabletki, aby obniżyć moją kompulsywność.
A jacy Ci znajomi z border byli? Czy można było stwierdzić u nich border po samym przebywaniu z nimi. Ja się tego border boję i się go uczepiłam i taka myśl przychodzi: "Jak będę miała borderline, to trzeba się zabić"...chyba boję się tej nalepki border, a przecież żyć chcę. Boję się też, że nie poradzę sobie z tą łatką zaburzeń osobowości i będę chciała sobie coś zrobić, Już mi trudno jest zaakceptować tą myśl, że mogę mieć zaburzenia osobowości i dlatego myśli takie mnie nękają, żeby coś sobie zrobić.
Masz całkowitą rację, diagnoza, myśl o depresji, zaburzeniach osobowości i czytaniu o samobójstwach mnie dobiła...czasami odnoszę wrażenie, że lepiej do końca nie wiedzieć co Ci jest...przynajmniej w moim przypadku....jestem wtedy spokojniejsza.
To co nie bierzesz leków? A Ty masz tylko depresję czy również nerwicę? Ja dostałam leki, ale się ich boję, więc ich nie chcę brać.
-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 102
- Rejestracja: 11 listopada 2015, o 12:08
To znaczy? Czego mi nie powie?ddd pisze: ↑28 marca 2018, o 00:11Nic nowego ci nie powiePaula9191 pisze: ↑27 marca 2018, o 23:49Dzięki VictorVictor pisze: ↑27 marca 2018, o 22:59Słuchaj to czemu myśli wydają Ci się prawdziwe to akurat masz ładnie wyjasnione w materiałach, tylko im choć troch zaufaj.
natr-tne-kowe.html
istota-t8023.html
No wiedzę trzeba mimo wszystko ładnie przyswoić, bo jeśli Ty pytasz czemu myśli wydają się prawdziwe, to znaczy, że pominęłaś ta ważną część
Diagnoza zaburzeń mieszanych lekowo-depresyjnych to nic dziwnego, to są częste diagnozy. Niestety słowo depresja się obecnie kojarzy tylko z jednym. Co jest ogólnie niestety jednym z aspektów tragedii, źle przedstawianego obrazu depresji wszędzie gdzie się tylko da.
Powszechna depresja, stany depresji sa to emocjonalne stany umysłu i one nie prowadzą do jednego tak naprawdę.
Zaburzenia lękowo - depresyjne nie są zatem czynnikiem ryzyka samobójstwa, tylko oznaczają, iż z uwagi na lęki, nerwicę, objawy - człowiek nie ma w pełni zajefajnego nastroju
I to tyle.
Co do psychiatry to ja powiem krótko, nie z uwagi na diagnozy ale na podejście do pacjenta podziękuj tej Pani. I poszukaj psychiatry na poziomie.
Choć do diagnozy też jest się o co przyczepić - zaburzenie osobowości - czyli niechęć poświęcenia czasu na zgłębienie tematu, w myśl niech się inni martwią.
Ja Tobie sugeruję nie łykać jak pelikan każdego słowa psychiatry co do diagnoz. Tylko znaleźć terapeutę, który poświęci czas na solidny wywiad. Określi problem, dotyczący określonych zachowań, objawów i powiązań ich z życiem czy osobowością.
I zaczniecie pracę. A nie jak teraz, dostałaś gówno i nie wiesz co z nim zrobić.
Oddział dzienny to nie tragedia. Ty nie masz się zajmować nerwicą, to zrozumiałe ale też nie możesz od niej uciekaćBo to różnica.
Jutro mam spotkanie z psycholg i zobaczymy co ona powie na temat.
Cztając (aczkolwiek nie powinnam, bo się nakręcam) o różnych zaburzeniach osobowości widzę podobieństwa, właściwie chyba z każdego zaburzenia osobowości mogłabym coś mieć....czy to normalne?![]()

- eiviss1204
- Odburzony Wolontariusz Forum
- Posty: 1291
- Rejestracja: 2 stycznia 2017, o 16:22
Tak ludzie, ktorych poznalam z takimi zaburzeniami sa bardzo specyficznymi osobami. I to bylo widac gołym okiem, że jest coś nie tak.Paula9191 pisze: ↑28 marca 2018, o 00:36Hejeiviss1204 pisze: ↑27 marca 2018, o 15:25To jest bardzo ciekawe, że idąc na wizyte do psychiatry dostajesz diagnoze - Zaburzenie osobowosci, a nie wiesz jakie konkretnie. Jesli ma podstawe by sadzic, ze takowe masz to chyba powienen wiedziec w co oscyluje...
Idz na terapie niech zrobi Ci testy pod tym katem. Ty idziesz na pierwsza wizyte czy to juz ktoras z kolei ? Jesli mialas tych wizyt wiecej to co Ci powiedziala Pan/Pani psycholog ?
Zaburzen osobowosci jest cała gama... A co do bordeline z tego co widziałam, a mialam pare osob z tym problemem to te osoby nie chcialy się zabic,a czesto mianupolowaly innymi osobami w otoczeniu. Szantazowaly je...
Idz na terapie na spokojnie. Kazdy z nas ma pewne cechy z roznych zaburzen osobowosci. Nie wiem tez ale czesto jak ktos ma naktrectwa to slysze wlasnie ze dostal taka diagnoze... nie wiem czy kazda NN jest podpinana od razu pod zaburzenie osobowosci...Wydaje mi się ze czasami lekarze nie wiedza co powiedziec wiec mowia cokolwiek... To juz ktoras osoba z forum, ktora ma diagnoze zaburzen osobowosci ale nie wiadomo jakie to jest zaburzenie.
A co to teraz masz w glowie to niestety typowe straszaki,zauwaz, ze bez tej diagnozy az tak nie bylo. To pokazuje jaka jest wlasnie podstepna nerwica
A ja dodam jeszcze od siebie, ze ja mialam np diagnoze depresji, a tez sie jej bardzo balam i dalam rade wiec i Ty tez mozesz![]()
Co ciekawe u mnie lekarz naciskal na leki bo nie wiadomo co mi sie z mozgiem porbiloNo i to byla moja druga i ostatnia juz wizyta
chociaz od razu mowie, ze jesli ktos ma potrzebe to niech chodzi. Byle nie przesadzac.
. Wiesz psychiatra po dwóch minutach stwierdziła, że mam zaburzenia osobowości. A jak się pytałam coś więcej na ten temat, czy to się charakteryzuję, to kazała mi poczytać w internecie. Normalnie, czy Pani doktor nie wie, że czytanie w internecie, tylko nakręca nerwicowców?
Już do psycholog chodzę ponad 2 miesiące, ona raczej mało mówi odnośnie jakiś tam zaburzeń. Raczej mówiła, że jestem silną osobą i raczej depresji nie mam. Poprosiła mnie o konsultację z psychiatrą aby stwierdził na jakie zaburzenie cierpię i żeby ona mogła mi lepiej pomóc. Namawiała mnie również na tabletki, aby obniżyć moją kompulsywność.
A jacy Ci znajomi z border byli? Czy można było stwierdzić u nich border po samym przebywaniu z nimi. Ja się tego border boję i się go uczepiłam i taka myśl przychodzi: "Jak będę miała borderline, to trzeba się zabić"...chyba boję się tej nalepki border, a przecież żyć chcę. Boję się też, że nie poradzę sobie z tą łatką zaburzeń osobowości i będę chciała sobie coś zrobić, Już mi trudno jest zaakceptować tą myśl, że mogę mieć zaburzenia osobowości i dlatego myśli takie mnie nękają, żeby coś sobie zrobić.
Masz całkowitą rację, diagnoza, myśl o depresji, zaburzeniach osobowości i czytaniu o samobójstwach mnie dobiła...czasami odnoszę wrażenie, że lepiej do końca nie wiedzieć co Ci jest...przynajmniej w moim przypadku....jestem wtedy spokojniejsza.
To co nie bierzesz leków? A Ty masz tylko depresję czy również nerwicę? Ja dostałam leki, ale się ich boję, więc ich nie chcę brać.
Ale np moja przyjaciółka dobrze radzi sobie z tym zaburzeniem, bo to zaburzenie a nie choroba

Dziwią mnie Ci lekarze i psycholog.
Robil Ci testy na zaburzenia osobowości ? Chyba powinien zrobić bo ma do tego uprawnienia.
Lekarz to smiech na sali "Prosze sobie przeczytać o wybrać jedno z zaburzen" no ja to tak odczytuje po tym co on powiedzial do Ciebie.
Ja mialam diagnozę depresji ale poczytałam posty tutaj ludzi na forum i doszlam do wniosku ze w sumie nie ma to znaczenia czy Nerwica czy Depresja dziala sie na takiej samej zasadzie.
Na leki sie nie zgodzilam. Doszlam do wniosku ze daje sobie jakis czas i spróbuję bez. Co ciekawe po 4 tygodniach od wizyty zrobilo mi sie duzo lepiej a jakbym te leki jednak wziela to dopiero by mi sie wkrecily.
Ale też nie mówię ze leki sa fuu bo jesli ktos potrzebuje to je bierze. Ja mimo fatalnego stanu postanowiłam spróbować.
Ogolnie masz typowo lękowe podejscie boisz sie tego i jakis czas minie zanim otrzepiesz sie po tej jakze precyzyjnej diagnozie.
Czytaj forum jesli bedziesz potrzebować pomocy pisz na pw

Nie masz wpływu na myśli czy somaty ale na to czy będziesz czytac google juz tak. I radze Ci przestac to robic

-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 102
- Rejestracja: 11 listopada 2015, o 12:08
CześćVictor pisze: ↑28 marca 2018, o 00:11No niepotrzebnie czytasz.
Tak normalne, bo zaburzenia osobowości zawierają cechy tak naprawdę osobowości ludzkich, tylko słowo zaburzenia wskazuje, iż dane cechy są mocno nasilone, skrzywione.
Dlatego czytając o zaburzeniach osobowości zwykle możemy znaleźć siebie. Więc nie należy o tym czytać w lękach, nie mając nawet odrobiny dystansu.

Byłam dzisiaj u psychologa i psycholog powiedziała, że jest jej przykro, że tak zostałam potraktowana u psychiatry. Powiedziała również, że ona by raczej nie podejrzewała u mnie zaburzeń osobowości. Cały czas mi mówi jednak o tabletkach, że powinnam je brać, ale ja się boję, że może mi się pogorszyć.
Ja sobie cały czas nie umiem poradzić z tymi myślami, one wydają się tak prawdziwe, że wydaję mi się, że ja tej śmierci chcę żeby sobie ulżyć. Ja nie chcę tak żyć, chcę sobie ulżyć, ale nie w ten sposób, ale boję się, ze coraz bardziej może jednak chcę tej śmierci, ja już sama nie wiem

Jak już mam lepsze momenty w dniu, to potem rozmyślam kiedy znowu będzie źle, albo mam wyrzuty sumienia, że miałam takie myśli i cały czas się zastanawiam czy ja chciałam umrzeć, czy to tylko nerwica.
Ja nie wiem co sobą począć, cały czas rozmyślam i analizuję czy chcę tej śmerci czy nie teraz jak się siebie pytam w myślach to umysł mówi: "chcę umrzeć, chcę śmerci"....ja nawet jak się wychyliłam przez okno, to nie miałam jakiegoś lęku


W ogóle psycholog powiedziała, że ci co są w silnej depresji to np, zabijają się bo nie chcą być cięzarem dla rodziny...i co te natręctewo się do mnie przykleiło, bo teraz mi mówi, że jestem cięzarem...ja się boję tego, że jeśli tak będę myśleć to sobie coś zrobię.
Co ja mam robić? ja chyba za bardzo staram się analizować kazdą myśl, jakoś nir umiem się nad nimi nie zatrzymać bo one są bolesne.
Czego ja się naprawdę boję? Bo ja już sama nie wiem
Czy ja sobie nic nie zrobię?....bo już mi się wydaję, że chcę...ja sama nie wiem.

- Pawcio
- Odważny i aktywny forumowicz
- Posty: 136
- Rejestracja: 29 stycznia 2017, o 14:51
Cześć ,
Przeczytałem troszkę twoje posty !
Chciałbym Ciebie troszkę uspokoić , zamknij oczy i pooddychaj sobie przez 10 minut ......
Czy zdajesz sobie sprawę , że większość ludzi na świecie ma jakieś tam zaburzenia osobowości ? Ja sam mogę się dopasować do Borderline, Narcyzm i tp , a moja żona jest zdrowa psychicznie ale myślę że ma nerwice natręctw bo ciągle sprawdza czy wyłączyła żelazko !! haaaa.
Słuchaj każdy coś ma pod palnikiem !
Nakrzyczysz na psa sąsiada że Ci nasrał na wycieraczkę to Ci powiedzą że jesteś socjopatką i sadystką i psycholem .
Uspokój się ty tylko nerwica , i tak tylko nerwica nic więcej ! , taka choroba myśli z której się wychodzi ! Wiesz ?!!
Ale pierwsze co musisz zrobić to zaufać sobie ! a nie tym wszystkim lekarzom którzy w 1 godzinę uważają że Ciebie znają i wiedzą wszystko o twojej psychice !
Musisz zaufać w pierwszej kolejności sobie , dopiero potem wspaniałym lekarzom
To ty znasz siebie najlepiej , to ty jesteś ze sobą od rana do wieczora i co najważniejsze masz świadomość która to pomoże Ci wyjść z zaburzenia .
Co mogę tobie doradzić to w żadnym wypadku nie analizuj swoich myśli ! bo się zapętlasz coraz bardziej ! dzisiaj border jutro CHAD , po jutrze kto wie !!
Zaufaj sobie ,
Nerwica to takie zaburzenie gdzie tylko dzięki własnej pracy nad sobą wyjdziesz na prostą , ale póki co musisz zaakceptować ten stan !
masz dużo materiałów na forum , ale musisz zrozumieć aby przestać kontaktować się ze światem zewnętrznym przez swoje objawy i myśli !
Bo to tylko myśli ! ,
taki objaw nerwicy ,
zlękniony umysł który cały czas szuka zagrożenia ,
nasyła Ci te myśli byś się bała i analizowała .
Głowa do góry , jesteś normalna ! piszesz ładnie i składnie
ale piszesz o objawach , nadajesz im wartość
Zdaje sobie sprawę , że ciężko Ci to teraz pojąć ale jedyne co możesz teraz zrobić to zacząć świadomą pracę nad sobą .
czytaj materiały oburzające , zaakceptuj swój stan , póki co tak będzie
będziesz się bać myśli ,
myśli i lęk będą dezorganizować twoje życie i frustrować
Ale to taki etap,
etap przejściowy który mija ,
Nic nie trwa wiecznie !
Zamknij oczy , oddychaj i spróbuj pobyć sama ze sobą z " tymi myślami " i czy one są takie straszne ? czy one mogą Ci coś kazać ?
Nic nie mogą !
pozdrawiam
Przeczytałem troszkę twoje posty !
Chciałbym Ciebie troszkę uspokoić , zamknij oczy i pooddychaj sobie przez 10 minut ......
Czy zdajesz sobie sprawę , że większość ludzi na świecie ma jakieś tam zaburzenia osobowości ? Ja sam mogę się dopasować do Borderline, Narcyzm i tp , a moja żona jest zdrowa psychicznie ale myślę że ma nerwice natręctw bo ciągle sprawdza czy wyłączyła żelazko !! haaaa.
Słuchaj każdy coś ma pod palnikiem !
Nakrzyczysz na psa sąsiada że Ci nasrał na wycieraczkę to Ci powiedzą że jesteś socjopatką i sadystką i psycholem .
Uspokój się ty tylko nerwica , i tak tylko nerwica nic więcej ! , taka choroba myśli z której się wychodzi ! Wiesz ?!!
Ale pierwsze co musisz zrobić to zaufać sobie ! a nie tym wszystkim lekarzom którzy w 1 godzinę uważają że Ciebie znają i wiedzą wszystko o twojej psychice !
Musisz zaufać w pierwszej kolejności sobie , dopiero potem wspaniałym lekarzom
To ty znasz siebie najlepiej , to ty jesteś ze sobą od rana do wieczora i co najważniejsze masz świadomość która to pomoże Ci wyjść z zaburzenia .
Co mogę tobie doradzić to w żadnym wypadku nie analizuj swoich myśli ! bo się zapętlasz coraz bardziej ! dzisiaj border jutro CHAD , po jutrze kto wie !!
Zaufaj sobie ,
Nerwica to takie zaburzenie gdzie tylko dzięki własnej pracy nad sobą wyjdziesz na prostą , ale póki co musisz zaakceptować ten stan !
masz dużo materiałów na forum , ale musisz zrozumieć aby przestać kontaktować się ze światem zewnętrznym przez swoje objawy i myśli !
Bo to tylko myśli ! ,
taki objaw nerwicy ,
zlękniony umysł który cały czas szuka zagrożenia ,
nasyła Ci te myśli byś się bała i analizowała .
Głowa do góry , jesteś normalna ! piszesz ładnie i składnie
ale piszesz o objawach , nadajesz im wartość
Zdaje sobie sprawę , że ciężko Ci to teraz pojąć ale jedyne co możesz teraz zrobić to zacząć świadomą pracę nad sobą .
czytaj materiały oburzające , zaakceptuj swój stan , póki co tak będzie
będziesz się bać myśli ,
myśli i lęk będą dezorganizować twoje życie i frustrować
Ale to taki etap,
etap przejściowy który mija ,
Nic nie trwa wiecznie !
Zamknij oczy , oddychaj i spróbuj pobyć sama ze sobą z " tymi myślami " i czy one są takie straszne ? czy one mogą Ci coś kazać ?
Nic nie mogą !
pozdrawiam
Paweł
-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 102
- Rejestracja: 11 listopada 2015, o 12:08
Dziękuję Ci bardzo za te miłe słowaPawcio pisze: ↑28 marca 2018, o 21:41Cześć ,
Przeczytałem troszkę twoje posty !
Chciałbym Ciebie troszkę uspokoić , zamknij oczy i pooddychaj sobie przez 10 minut ......
Czy zdajesz sobie sprawę , że większość ludzi na świecie ma jakieś tam zaburzenia osobowości ? Ja sam mogę się dopasować do Borderline, Narcyzm i tp , a moja żona jest zdrowa psychicznie ale myślę że ma nerwice natręctw bo ciągle sprawdza czy wyłączyła żelazko !! haaaa.
Słuchaj każdy coś ma pod palnikiem !
Nakrzyczysz na psa sąsiada że Ci nasrał na wycieraczkę to Ci powiedzą że jesteś socjopatką i sadystką i psycholem .
Uspokój się ty tylko nerwica , i tak tylko nerwica nic więcej ! , taka choroba myśli z której się wychodzi ! Wiesz ?!!
Ale pierwsze co musisz zrobić to zaufać sobie ! a nie tym wszystkim lekarzom którzy w 1 godzinę uważają że Ciebie znają i wiedzą wszystko o twojej psychice !
Musisz zaufać w pierwszej kolejności sobie , dopiero potem wspaniałym lekarzom
To ty znasz siebie najlepiej , to ty jesteś ze sobą od rana do wieczora i co najważniejsze masz świadomość która to pomoże Ci wyjść z zaburzenia .
Co mogę tobie doradzić to w żadnym wypadku nie analizuj swoich myśli ! bo się zapętlasz coraz bardziej ! dzisiaj border jutro CHAD , po jutrze kto wie !!
Zaufaj sobie ,
Nerwica to takie zaburzenie gdzie tylko dzięki własnej pracy nad sobą wyjdziesz na prostą , ale póki co musisz zaakceptować ten stan !
masz dużo materiałów na forum , ale musisz zrozumieć aby przestać kontaktować się ze światem zewnętrznym przez swoje objawy i myśli !
Bo to tylko myśli ! ,
taki objaw nerwicy ,
zlękniony umysł który cały czas szuka zagrożenia ,
nasyła Ci te myśli byś się bała i analizowała .
Głowa do góry , jesteś normalna ! piszesz ładnie i składnie
ale piszesz o objawach , nadajesz im wartość
Zdaje sobie sprawę , że ciężko Ci to teraz pojąć ale jedyne co możesz teraz zrobić to zacząć świadomą pracę nad sobą .
czytaj materiały oburzające , zaakceptuj swój stan , póki co tak będzie
będziesz się bać myśli ,
myśli i lęk będą dezorganizować twoje życie i frustrować
Ale to taki etap,
etap przejściowy który mija ,
Nic nie trwa wiecznie !
Zamknij oczy , oddychaj i spróbuj pobyć sama ze sobą z " tymi myślami " i czy one są takie straszne ? czy one mogą Ci coś kazać ?
Nic nie mogą !
pozdrawiam

Staram się myśleć pozytywnie, czasami mi to wychodzi dobrze, ale z tyłu mam te ataki paniki i boję się ich, że sobie nie poradzę i będzie gorzej i nie wyjdę z tego błędnego koła i już mi się naprawdę nie będzie chciało żyć.
Najgorsze jest to moje analizowanie...czy na pewno nie chcę się zabić a może jednak chcę, bo mam wszystkiego dość i żeby sobie ulżyć. Przez te ciągłe analizowanie i niepewność sama już nic nie wiem i się gubię. I te myśli się jeszcze bardziej pogłębiają a mi się coraz bardziej wydaję, że jednak sobie chcę coś zrobić i tego się boję.
Więc jest ciągle w tym błędnym kole, ciągle analizuję czy chcę, czy nie i coraz bardziej się gubię.
Czy myślisz, że nic mi nie grozi? Chcę sobie coś zrobić lub czy jest możliwość, że stracę kontrolę i sobie coś zrobię?
- Pawcio
- Odważny i aktywny forumowicz
- Posty: 136
- Rejestracja: 29 stycznia 2017, o 14:51
A jak pomyślisz sobie !
np o tym , że jutro nad ranem przyjdą do Ciebie kosmici i będziecie snuć plany podboju ziemi przy śniadaniu i kawie to co tak się stanie ?
po-analizuj sobie tą myśl ?! i jak to możliwe ? jak myślisz ? boisz się już ? co pierwsze zaatakujecie ? może Stany Zjednoczone ? Może lepiej Rosję ?
A jak coś pójdzie nie tak i to wy zginiecie ? cholerka czuję lęk ?! może lepiej nie !!
to bzdury , iluzja , stan lękowy , podświadomość się zapętliła , lęk przejął kontrolę !!!
Wychodzenie z nerwicy polega na tym aby porzucić kontrolę , powiedzieć sobie ok teraz tak mam ! , mam myśl że się mogę się zabić ! i co i nic ! Wielkie nic
Bo chcesz żyć !
Bo się nie zabijesz i nigdy się tak nie stanie , masz jeszcze dużo życia przed sobą .
Ale nie chcę tutaj Ciebie torpedować wiadomościami , musisz sama małymi kroczkami rozpocząć tą pracę .
Nic Ci nie grozi , nie oszalejesz , nie zabijesz się, nie skrzywdzisz nawet myszki polnej a co dopiero siebie !
gubisz się bo umysł wpadł w koło lękowe , tak masz
nie ty pierwsza i nie ostatnia ,
to nie jest wyrok
Potraktuj to jako po prostu nerwicę !
dobranoc
np o tym , że jutro nad ranem przyjdą do Ciebie kosmici i będziecie snuć plany podboju ziemi przy śniadaniu i kawie to co tak się stanie ?
po-analizuj sobie tą myśl ?! i jak to możliwe ? jak myślisz ? boisz się już ? co pierwsze zaatakujecie ? może Stany Zjednoczone ? Może lepiej Rosję ?
A jak coś pójdzie nie tak i to wy zginiecie ? cholerka czuję lęk ?! może lepiej nie !!
to bzdury , iluzja , stan lękowy , podświadomość się zapętliła , lęk przejął kontrolę !!!
Wychodzenie z nerwicy polega na tym aby porzucić kontrolę , powiedzieć sobie ok teraz tak mam ! , mam myśl że się mogę się zabić ! i co i nic ! Wielkie nic
Bo chcesz żyć !
Bo się nie zabijesz i nigdy się tak nie stanie , masz jeszcze dużo życia przed sobą .
Ale nie chcę tutaj Ciebie torpedować wiadomościami , musisz sama małymi kroczkami rozpocząć tą pracę .
Nic Ci nie grozi , nie oszalejesz , nie zabijesz się, nie skrzywdzisz nawet myszki polnej a co dopiero siebie !
gubisz się bo umysł wpadł w koło lękowe , tak masz
nie ty pierwsza i nie ostatnia ,
to nie jest wyrok
Potraktuj to jako po prostu nerwicę !
dobranoc
Paweł
-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 102
- Rejestracja: 11 listopada 2015, o 12:08
Wiesz aż takich wyimaginowach myśli to ja nie mamPawcio pisze: ↑28 marca 2018, o 23:16A jak pomyślisz sobie !
np o tym , że jutro nad ranem przyjdą do Ciebie kosmici i będziecie snuć plany podboju ziemi przy śniadaniu i kawie to co tak się stanie ?
po-analizuj sobie tą myśl ?! i jak to możliwe ? jak myślisz ? boisz się już ? co pierwsze zaatakujecie ? może Stany Zjednoczone ? Może lepiej Rosję ?
A jak coś pójdzie nie tak i to wy zginiecie ? cholerka czuję lęk ?! może lepiej nie !!
to bzdury , iluzja , stan lękowy , podświadomość się zapętliła , lęk przejął kontrolę !!!
Wychodzenie z nerwicy polega na tym aby porzucić kontrolę , powiedzieć sobie ok teraz tak mam ! , mam myśl że się mogę się zabić ! i co i nic ! Wielkie nic
Bo chcesz żyć !
Bo się nie zabijesz i nigdy się tak nie stanie , masz jeszcze dużo życia przed sobą .
Ale nie chcę tutaj Ciebie torpedować wiadomościami , musisz sama małymi kroczkami rozpocząć tą pracę .
Nic Ci nie grozi , nie oszalejesz , nie zabijesz się, nie skrzywdzisz nawet myszki polnej a co dopiero siebie !
gubisz się bo umysł wpadł w koło lękowe , tak masz
nie ty pierwsza i nie ostatnia ,
to nie jest wyrok
Potraktuj to jako po prostu nerwicę !
dobranoc

To czemu te bzdury i iluzje wydają się tak realne dla mnie, że już prawie wydaję mi się, że ja je akceptuje...bo mam już dość...ale przecież w głębi serca mam zupełnie inne przekonania?
Ja już zaczynam myśleć pozytywnie, to potem przychodzi moment zwątpienie, że znowu czekają mnie ataki paniki, natrętne myśli i że może wtedy się jeszcze bardziej pogorszy i będę chciała umierać

Jak z tego wyjść? Nie analizować każdej myśli z kolei? Jak poradzić sobie z myślami katastroficznymi?
Dobranoc

-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 102
- Rejestracja: 11 listopada 2015, o 12:08
Cześć,Victor pisze: ↑27 marca 2018, o 15:45Nie widziałem jeszcze w swoim życiu aby człowiek z myślami samobójczymi i chęciami wypisywał, ani wypowiadał tak emocjonalne posty, przesączone mega lękiem i z nawalonymi zwrotami, w stylu "boje się, ze stracę kontrolę, oszaleję" itp.Paula9191 pisze: ↑26 marca 2018, o 19:29Byłam ostatnio w środę u psychiatry, która stwierdziła nerwicę i zaburzenia osobowości. Strasznie mnie wystraszyła i od tego momentu się nie umiem pozbierać.
W ogóle przed zapisaniem się do psychiatry wróciły myśli samobójcze, naczytałam się o depresji, samobójstwach. Ja się ogólnie zawsze strasznie bałam śmierci i trudno mi było się z nią pogodzić, a teraz takie myśli. Ja jestem do tego kompulsywną osobą, miałam na przykład kompulsje, gdzie przykładałam sobie nóż do ciała, albo nawet włożyłam gwóźdź do kontaktu...to było straszne.
Ostatnie dni mam bardzo depresyjne, aczkolwiek lekarz depresji mi nie stwierdził, ale strasznie boję się depresji i tych myśli "żeby lepiej z sobą skończyć", ale myśli katastroficznyicznych, że jeśli nic się nie zmieni to na pewno wpadnę w depresję i będę chciała umrzeć.
Ogólnie przyczepiłam się temu "zaburzeniu osobowości" i czuję się przez to, że mam nalepkę wariatka. Nawet nie wiem jakie zaburzenie osobowości mam> Jeszcze doszło myślenie, że jeśli mam borderline, to trzeba się zabić. Strasznie się boję, że sobie coś zrobię, ja nie chcę, ostatnio nawet płakałam i prosiłam Boga, żeby mnie stąd nie pozwolił zabrać.
Albo takiem myśli: "Strasznie się boję śmerci, ale boję się, że to jedyne wyjście"...ja nie wiem czy to jest moja myśl czy nerwicowa?
Najgorsze, że ja mam biurko koło okna i cały czas wizję, żeby skoczyć, czasem nawet otwieram i zamykam to okno. Chyba to jest kontrola.
Ja się chyba przez ostatnie dwa tygodnie zafiksowałam na temat tej śmierci, samobójstw i depresji. I boję się przestać kontrolować te myśli samobójcze.
Jak czytałam o tych wszytstkich zaburzeniach, to w wyszukiwarce zawsze dopisywałam "samobójstwo", chciałam sprawdzać, jakie jest ryzyko, w zaburzeniach lękowych jest, borderline jest.
Jutro mam wizytę u psychologa, boję się, że mnie nie uspokoi, boję się, że sobie coś będę chciała zrobić. Co mam robić?
Przepraszam, że tak chaotycznie piszę.
Czy ten mój wywód to prawdziwe myśli samobójcze, gdzie jest już chęć? Czy raczej dalej myśli lękowe i wołanie o pomoc? Bo mi się to wydaję takie prawdziwe, że ja już mam chęci...ale przecież ja nie chcę umierać.
Jesteś przykładem żywym jak się zachowuje człowiek bez chęci samobójczych, wierz mi
Wszelkie wizje, myśli są wynikiem dużego stanu lękowego. A Twoim problemem jest to, że nie rozdzielasz tego od siebie. Myśl i wizja to już dla Ciebie cała Ty. A tak nie jest.
Nie jesteś niewolnicą ani tych myśli ani katastroficznych wizji. I choć w to nie wierzysz obecnie, to zobacz...ile już tych myśli miałaś, wizji i nadal jedyne co masz to lęk.
I tak już zostanie, to jest najwyższa forma tego co może Tobie się stać.
Nie idź do psychologa po to aby się uspokoić, bo to będzie chwilowe i pewnie już to znasz. Jak już to idź po to aby iść na terapię, na zdobycie określonego celu. To są działania długofalowe.
Uspokajanie się nie uwolni Cię od tego.
A im więcej psychiatrów oblecisz, byle się uspokoić tym gorzej, bo każdy będzie miał swoje teorie. To mówię tak na przyszłość
Jeśli chcesz brać leki to do psychiatry, jeśli na/oraz terapię, idź do terapeuty.
Kompulsje mają to do siebie, ze są próbami kontrolowania zaburzenia, "czy ja na pewno nie chcę sobie tego zrobić","czy ja nie jestem w stanie tego zrobić". Ale i tak są one zawsze obarczone ochroną,w sensie człowiek wtedy niby to robi ale zawsze kontrolując, sprawdzając i robiąc tylko coś w pewnej części, dla sprawdzenia. A nie po to aby realnie się skrzywdzić.
Ja ogólnie mam kompulsje i miałam takie akcje, że spradzałam jak daleko mogę się posunąć np. przykładając sobie nóż do ciała, wstrzymując oddech, czy brałam jakąś bluzkę i ją obwiązywałam w okół szyi próbując jak daleko mogę się posunąc, czy mnie stracę kontroli, czy sobie nic nie zrobię, bo bardzo bałam się śmerci i chyba dlatego to sprawdzałam.
Ostatnie dni są cholernie cięzkie, jestem strasznie labilna emocjonalnie....w każdy dzień mam momenty pozytywne i te depresyjne a dzisiaj lezałam na łóżku znó w podłym nastroju i koło mnie leżał ręcznik...i oczywiście nie wytrzymałam i poddałam się kompulsji sprawdzania tego i przyciskania do mojej szyi...czy to znowu była kontrola jak daleko mogę się posunąć?...bo ostatnio jestem tak zafiksowana na depresję i samobójstwa, że masakra....potem w tym ataku paniki już mi się wydawało, że naprawdę chcę umierać...więc, cały czas nie umiem wyjść z tego bagna.
Boję się tej depresji i chyba dlatego tkwie w tych stanch depresyjnych.
Czy jest możliwe, że w ataku paniki z moimi kompulsjami sobie coś zrobię? Czy to raczej jest ta chęć sprawdzenia na ile jestem zdolna sobie coś zrobic. Będąc dzisiaj jeszecze jakąś godzinę temu w ataku wydawało mi się, że już nie wytzymam i sobie coś zrobię.
Czy osoba, która zawsze bała się śmerci i mam nerwicę i ma natręty nerwicowę, może jednak coś sobie zrobić, albo np.pod wpływem depresji zmieni zdanie na temat swojego życia i uzna, że już nie chcę żyć? Tego się boję./

Teraz jak już się trochę uspokoiłam to zaczęłam się bać tego, że znowu mam takie kompulsje i jest mi głupio, że tak postąpiłam i boję się tego, że może wtedy to ja naprawdę chciałam już umrzeć i że może ja już nie miałam ochotę coś sobie zrobić, bo to się wydawało takie realne.
I dalej się boję co przyniesie jutro, ja mam taki strach, że boję się, że już mi się nie polepszy i będzie gorzej i umrę, chociaż jak mam stany depresyjne to mi się wydaję, że ja naprawdę chcę umierać i boję się, może kiedyś się to stać prawdą jeśli mi się nie polepszy.
Ja wiem Victor, że ty już pewnie mam dość takich wiadomości.

Czy ja chcę zyć. Czy ja chcę tej śmerci? Będąc w stanie lękowym czasmi mi trudno odpowiedzieć na te pytania.
-
- Administrator
- Posty: 6548
- Rejestracja: 27 marca 2010, o 00:54
Ja nie mam dosyć takich wiadomości, bo w zasadzie to już od jakiegoś czasu zajmuje się tą tematyką także zawodowo, więc byłoby dziwne gdybym miał już dosyć ;pPaula9191 pisze: ↑31 marca 2018, o 21:42Cześć,Victor pisze: ↑27 marca 2018, o 15:45Nie widziałem jeszcze w swoim życiu aby człowiek z myślami samobójczymi i chęciami wypisywał, ani wypowiadał tak emocjonalne posty, przesączone mega lękiem i z nawalonymi zwrotami, w stylu "boje się, ze stracę kontrolę, oszaleję" itp.Paula9191 pisze: ↑26 marca 2018, o 19:29Byłam ostatnio w środę u psychiatry, która stwierdziła nerwicę i zaburzenia osobowości. Strasznie mnie wystraszyła i od tego momentu się nie umiem pozbierać.
W ogóle przed zapisaniem się do psychiatry wróciły myśli samobójcze, naczytałam się o depresji, samobójstwach. Ja się ogólnie zawsze strasznie bałam śmierci i trudno mi było się z nią pogodzić, a teraz takie myśli. Ja jestem do tego kompulsywną osobą, miałam na przykład kompulsje, gdzie przykładałam sobie nóż do ciała, albo nawet włożyłam gwóźdź do kontaktu...to było straszne.
Ostatnie dni mam bardzo depresyjne, aczkolwiek lekarz depresji mi nie stwierdził, ale strasznie boję się depresji i tych myśli "żeby lepiej z sobą skończyć", ale myśli katastroficznyicznych, że jeśli nic się nie zmieni to na pewno wpadnę w depresję i będę chciała umrzeć.
Ogólnie przyczepiłam się temu "zaburzeniu osobowości" i czuję się przez to, że mam nalepkę wariatka. Nawet nie wiem jakie zaburzenie osobowości mam> Jeszcze doszło myślenie, że jeśli mam borderline, to trzeba się zabić. Strasznie się boję, że sobie coś zrobię, ja nie chcę, ostatnio nawet płakałam i prosiłam Boga, żeby mnie stąd nie pozwolił zabrać.
Albo takiem myśli: "Strasznie się boję śmerci, ale boję się, że to jedyne wyjście"...ja nie wiem czy to jest moja myśl czy nerwicowa?
Najgorsze, że ja mam biurko koło okna i cały czas wizję, żeby skoczyć, czasem nawet otwieram i zamykam to okno. Chyba to jest kontrola.
Ja się chyba przez ostatnie dwa tygodnie zafiksowałam na temat tej śmierci, samobójstw i depresji. I boję się przestać kontrolować te myśli samobójcze.
Jak czytałam o tych wszytstkich zaburzeniach, to w wyszukiwarce zawsze dopisywałam "samobójstwo", chciałam sprawdzać, jakie jest ryzyko, w zaburzeniach lękowych jest, borderline jest.
Jutro mam wizytę u psychologa, boję się, że mnie nie uspokoi, boję się, że sobie coś będę chciała zrobić. Co mam robić?
Przepraszam, że tak chaotycznie piszę.
Czy ten mój wywód to prawdziwe myśli samobójcze, gdzie jest już chęć? Czy raczej dalej myśli lękowe i wołanie o pomoc? Bo mi się to wydaję takie prawdziwe, że ja już mam chęci...ale przecież ja nie chcę umierać.
Jesteś przykładem żywym jak się zachowuje człowiek bez chęci samobójczych, wierz mi
Wszelkie wizje, myśli są wynikiem dużego stanu lękowego. A Twoim problemem jest to, że nie rozdzielasz tego od siebie. Myśl i wizja to już dla Ciebie cała Ty. A tak nie jest.
Nie jesteś niewolnicą ani tych myśli ani katastroficznych wizji. I choć w to nie wierzysz obecnie, to zobacz...ile już tych myśli miałaś, wizji i nadal jedyne co masz to lęk.
I tak już zostanie, to jest najwyższa forma tego co może Tobie się stać.
Nie idź do psychologa po to aby się uspokoić, bo to będzie chwilowe i pewnie już to znasz. Jak już to idź po to aby iść na terapię, na zdobycie określonego celu. To są działania długofalowe.
Uspokajanie się nie uwolni Cię od tego.
A im więcej psychiatrów oblecisz, byle się uspokoić tym gorzej, bo każdy będzie miał swoje teorie. To mówię tak na przyszłość
Jeśli chcesz brać leki to do psychiatry, jeśli na/oraz terapię, idź do terapeuty.
Kompulsje mają to do siebie, ze są próbami kontrolowania zaburzenia, "czy ja na pewno nie chcę sobie tego zrobić","czy ja nie jestem w stanie tego zrobić". Ale i tak są one zawsze obarczone ochroną,w sensie człowiek wtedy niby to robi ale zawsze kontrolując, sprawdzając i robiąc tylko coś w pewnej części, dla sprawdzenia. A nie po to aby realnie się skrzywdzić.
Ja ogólnie mam kompulsje i miałam takie akcje, że spradzałam jak daleko mogę się posunąć np. przykładając sobie nóż do ciała, wstrzymując oddech, czy brałam jakąś bluzkę i ją obwiązywałam w okół szyi próbując jak daleko mogę się posunąc, czy mnie stracę kontroli, czy sobie nic nie zrobię, bo bardzo bałam się śmerci i chyba dlatego to sprawdzałam.
Ostatnie dni są cholernie cięzkie, jestem strasznie labilna emocjonalnie....w każdy dzień mam momenty pozytywne i te depresyjne a dzisiaj lezałam na łóżku znó w podłym nastroju i koło mnie leżał ręcznik...i oczywiście nie wytrzymałam i poddałam się kompulsji sprawdzania tego i przyciskania do mojej szyi...czy to znowu była kontrola jak daleko mogę się posunąć?...bo ostatnio jestem tak zafiksowana na depresję i samobójstwa, że masakra....potem w tym ataku paniki już mi się wydawało, że naprawdę chcę umierać...więc, cały czas nie umiem wyjść z tego bagna.
Boję się tej depresji i chyba dlatego tkwie w tych stanch depresyjnych.
Czy jest możliwe, że w ataku paniki z moimi kompulsjami sobie coś zrobię? Czy to raczej jest ta chęć sprawdzenia na ile jestem zdolna sobie coś zrobic. Będąc dzisiaj jeszecze jakąś godzinę temu w ataku wydawało mi się, że już nie wytzymam i sobie coś zrobię.
Czy osoba, która zawsze bała się śmerci i mam nerwicę i ma natręty nerwicowę, może jednak coś sobie zrobić, albo np.pod wpływem depresji zmieni zdanie na temat swojego życia i uzna, że już nie chcę żyć? Tego się boję./A w tych stanach depresyjnych wydaję mi się, że już na nic nie mam ochoty i ja się boję, że jestem w stanie coś sobie zrobić....bo niby jest taka chęć i te moje kompulsywne sprawdzanie (które już nie wiem czy jest chęcią/próbą czy tylko sprawdzaniem?)
Teraz jak już się trochę uspokoiłam to zaczęłam się bać tego, że znowu mam takie kompulsje i jest mi głupio, że tak postąpiłam i boję się tego, że może wtedy to ja naprawdę chciałam już umrzeć i że może ja już nie miałam ochotę coś sobie zrobić, bo to się wydawało takie realne.
I dalej się boję co przyniesie jutro, ja mam taki strach, że boję się, że już mi się nie polepszy i będzie gorzej i umrę, chociaż jak mam stany depresyjne to mi się wydaję, że ja naprawdę chcę umierać i boję się, może kiedyś się to stać prawdą jeśli mi się nie polepszy.
Ja wiem Victor, że ty już pewnie mam dość takich wiadomości.Ale byłabym bardzo wdzieczna za odpowiedź. Ja słucham waszych nagrań i staram się je wcielać w praktykę, udaję mi się do momentu kiedy nie wpdadnie mi stan depresyjny, gdzie znowu potrzebuję, trochę czasu żeby się z tego marazmu wydostać.
Czy ja chcę zyć. Czy ja chcę tej śmerci? Będąc w stanie lękowym czasmi mi trudno odpowiedzieć na te pytania.
Natomiast forum samo w sobie może służyć Nam wszystkim różnym celom.
Tobie na ten moment ewidentnie służy szukaniu uspokojenia. I dlatego wiadomości są różne do Ciebie, od różnych osób. Ale Ty za moment pytasz o ta samą kwestię, czy Ty na pewno nie możesz sobie niczego zrobić. Czy jak przyjdzie depresja to czy na pewno sobie wtedy nic nie zrobisz itd.
Możesz tak oczywiście robić, sam miałem zaburzenia i wiem, że chęć tych samych pytań jest ogromna. Ta potrzeba tego, żeby ktoś Nam to powiedział. Gorzej tylko, że z czasem to coraz słabiej działa ;p
Jednak to Cię nie przybliża zbytnio do wyjścia z tych stanów. Do jakiejś poprawy.
Czytając Twoje posty domyślam się, że problemy z emocjami miałaś już zapewne od młodszych lat. I zauważ, że do tej pory jednak żyjesz. Ma to niebagatelne znaczenie. Gdyż do tej pory przeżywałaś już natręty, stany depresji zapewne, lęki, przerażenia, katastroficzne wizje, kompulsje i nadal jest to samo.
To samo. Mogły się zmienić jedynie obawy i tematyka natrętów. Ale ogólnie jest obawa i jakieś sprawdzanie natrętne i tyle.
Dlatego, że jesteś osobą, która ma "nad-kontrolę", tendencję takiego skupiania się na sobie, że zrobienie coś mocno przeciwko sobie nie jest do końca zgodne z Twoją naturą.
Możesz dotykać się nawet lufą czołgu w skroń, a i tak kontrola i chęć życia, jest wtedy największa.
Dlatego nie, nie wyskoczysz z okna z uwagi na natręctwa. A jak przyjdzie depresja, (bo nie można się jej bać), to już masz takie doświadczenia z lękami, że i ona Ci krzywdy nie zrobi.
Do tego depresja nie ma znaku równości z zabijaniem się.
Czy masz jakieś zaburzenia osobowości czy nie to ja Ci tego nie powiem, bo to wymaga poznania dokładnie danej osoby, zachowń, reakcji, nasilenia tego w różnych momentach życia itd itd.
Natomiast też nie można żyć strachem przed tym. Zaburzenia osobowości także się terapeutyzuje, poprawia. To też nie ma znaku równości z zabijaniem się.
Masz błędne o tym przekonania.
Jak dla mnie dobrze by było abyś korzystała z terapeuty, chodziła sukcesywnie na terapię.
Forum i nagrania mogą Ci przynieść określoną wiedzę i faktycznie także pomoc. Tylko musi Ci to zacząć służyć czemuś innemu, niż TYLKO uspokajaniu się.
To trochę w stylu, ile włożysz tyle wyjmiesz. Bo zaburzenia emocjonalne wymagają trochę poszerzenia i wiedzy emocjonalnej ale także podświadomości (poprzez karmienie ją wkoło różnymi informacjami i nie tylko informacjami, o tym jak bardzo zła jest depresja, i ile osób skoczyło z okna

A więc korzystaj ze specjalisty. Jak czytasz coś o tym jak działają zaburzenia lekowe, myśli to np. rób notatki. Abyś mogła potem do tego wrócić, poczytać. Odnieść się do tego.
Abyś zbudowała pewną podstawę i na własne obawy w głowie, potrafiła sama odpowiadać. Wtedy z automaty będziesz coraz silniejsza jeśli chodzi o to co się dzieje w głowie podczas zaburzenia.
Patrz, Żyj i Rozmyślaj w taki sposób... aby móc tworzyć własne "cytaty".
Historia moich zaburzeń lękowych i odburzania
Moje stany derealizacji i depersonalizacji i odburzanie
Przykro mi jeżeli na odpowiedź na PW czekasz bardzo długo, niestety ze mną tak może z różnych powodów być :)
Historia moich zaburzeń lękowych i odburzania
Moje stany derealizacji i depersonalizacji i odburzanie
Przykro mi jeżeli na odpowiedź na PW czekasz bardzo długo, niestety ze mną tak może z różnych powodów być :)
-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 10
- Rejestracja: 16 czerwca 2022, o 11:54
Kochani,
Jestem tu całkiem nowa i z dumą dołączam do tego Forum, bo czytałam już trochę wpisów, które mi pomogły lub utwierdziły mnie w tym, że z nerwicą natręctw zmagają się lub zmagali wartościowi ludzie. Chcę tu dołączyć, by sobie nawzajem pomagać i wspierać siebie swoimi doświadczeniami.
POCZĄTKOWE OBJAWY
Od kilku miesięcy (jakiś 4) zmagam się z nerwicą natręctw z bardzo silnymi objawami początkowymi, które oczywiście osłabiały mnie na skutek niewiedzy (nie miałam pojęcia o tym, że takie zaburzenie w ogóle istnieje i to z takimi objawami).
Miałam już myśli mordercze, bluźniercze, także na tle Boga i ukochanych mnie osób, co zabolało mnie najmocniej. Bo nerwica uderzyła w moje wartości: prawa człowieka i piękno języka polskiego. Dodam, że studiowałam politologię, gdzie głównie interesowałam się prawami człowieka i wydałam tomik wierszy poświęcony tej tematyce (stąd nie mogłam zrozumieć skąd osoba, która tak szanuje język polski, nagle ma w głowie jakieś myśli bluźniercze, które jej wpadają od tak, same z siebie). To jakby przecinało mój umysł.
Dodam, że tuż przed nerwicą, stałam na przystanku i pewien pasażer powiedział, coś co mnie przeraziło. Zrobił kiedyś komuś krzywdę i powiedział to z takim uśmiechem... Ja wtedy odeszłam od niego, żeby jak najszybciej wrócić tramwajem do domu... To był moment, który wyzwolił mój lęk: bo wówczas byłam bardzo osłabiona, tuż po grypie, kilka miesięcy po rozstaniu i w trakcie zmiany pracy (co wiąże się z dużym stresem i traumami). Natomiast nigdy żadne z tych zdarzeń nie generowało we mnie żadnych myśli samobójczych czy utraty sensu życia. Ja zawsze ceniłam życie, nawet jeśli bywało trudne i nieidealne. Rozstanie stało się impulsem do wydania tomiku wierszy, a nie utraty sensu życia! Jednak dwa dni po tamtym zdarzeniu, mającym miejsce na przystanku tramwajowym, pojawiły się w moim umyśle obrazy, wystraszająca symbolika (lista artystów, którzy sobie coś zrobili, balkony, nożyczki, kable) i myśli (krzywdzące kogoś, bluźniercze).
Na początku myślałam, że nie ma dla mnie szans, że to rak, choroba mózgu i koniec życia, że to zdarza się tylko ludziom nadwrażliwym związanym z zawodem, takim jak poezja, sztuka. Że moje ciało i umysł się wyczerpały. W dodatku jestem osobą, która medytuje... I za bardzo nasłuchałam się treści o sile pozytywnego myślenia oraz tym, że myśli przyciągają zdarzenia (dopiero w chwilach racjonalizacji, zdałam sobie sprawę, że nie mamy wpływu na wszystko). Tuż przed nerwicą, miałam mnóstwo dobrych myśli, czułam harmonię w świecie, czułam się często bezpiecznie, a nerwica odwróciła w mig moją percepcję - nagle świat stał się straszny i wrogi!
Na szczęście, złapałam kontakt z samą sobą i ciałem, a więc zaczęłam racjonalizować. Pomyślałam sobie, że to niemożliwe, że żyję na tym świecie 31 lat i przeżyłam różne rzeczy, ale w tym mnóstwo pięknych chwil, spełniały się moje marzenia, wydaję tomik wierszy i od tak, świat nagle jest straszny. Pomyślałam też (na samym początku wciąż gorączkowałam i strasznie bolała mnie głowa; dotąd nie miałam bóli głowy), że pewnie to jakaś choroba lub uraz powypadkowy i potrzebuję położyć się do łóżka jak osoba chora na grypę. Ból głowy natychmiast ustąpił. To był pierwszy impuls, który pokazał mi, że uwierzyłam w jakieś magiczne myślenie, którego nie ma i mój mózg wystraszył się tak mocno, że zmienił percepcję postrzegania na błędną. Zrozumiałam, że ten pasażer powiedział do mnie coś przerażającego (nie miał prawa), a ja nie miałam na to wpływu (początkowo obwiniałam siebie, że to ja go przyciągnęłam, bo byłam po grypie osłabiona!). I zaczęłam mieć pierwsze przebłyski - jak osoba, która wierzy w człowieka, moralność i wydaje tomik wierszy, którego przesłaniem jest miłość i solidarność międzyludzka - mogłaby skrzywdzić kogoś. To paradoks! Wtedy popłakałam się i pozwoliłam sobie na to, bo moi ulubieni bohaterowie książek też by pewnie mieli łzy w oczach. Przecież jesteśmy ludźmi, mamy uczucia!
To był moment, gdy zaczęłam powoli medytować, ale już po to, by dotrzeć do głębi siebie.
Zamknęłam oczy i widziałam Siebie dużą (jako dorosłą kobietę), a obok mnie stała mała dziewczynka (to ja jako dziecko).
To dziecko wymachiwało nożem jak jakiś Don Kichot. Ta duża Ja podeszła do Mnie małej i zapytała ją:
- Co ty robisz z tym nożem?
Mała dziewczynka odpowiedziała - Nie wiem...
- Czy chcesz kogoś skrzywdzić? - zapytałam dziecko.
- Oczywiście, że nie... Ja nawet nie wiem po co mi też nóż. Macham nim, jakbym walczyła z kimś, broniła się... A jest tu tylko powietrze... Ja się boję... (ta mała dziewczynka upuściła nóż i podbiegła do dużej Mnie), wtulając się w nią z łzami w oczach.
Ta duża Ja powiedziała do Małej:
- Chodź. Coś się stało, czego nie rozumiemy. To był jakiś wypadek. Znajdziemy odpowiedź na tym świecie, co to i poszukamy "lekarstwa". Przecież na świecie jest dobroć, są dobrzy ludzie... jest jakaś Harmonia. I potrzebny jest nam czas.
Od tej pory zaczęłam szukać odpowiedzi i trafiłam na to Forum, nagrania Hewada i Wiktora, zapisałam się też na pomocne indywidualne konsultacje z ćwiczeniami z Hewadem, który jest moją inspiracją, bo on z tego wyszedł i robi teraz niesamowite rzeczy. Te same słowa tyczą się Wiktora, chociaż go nie miałam jeszcze okazji poznać osobiście.
Na samym początku też walczyłam z bardzo silnym DD (bałam się wszystkiego wokół, nawet trawy, drzew i nieba, siwych włosów, ładowarek et cetera i na siłę wychodziłam, non stop do parku, gdzie była trawa i mnóstwo drzew
więc te lęki minęły. Teraz jak widzę drzewa i trawę to czuję się bezpiecznie, bo cenię naturę. Nie czułam też przeszłości (tak jakby zlała się w jedną całość i jakbym traciła pamięć). Teraz już mam silną świadomość swojej przeszłości, czuję tożsamość, więź z tym kim jestem, jakie miałam i mam wartości (chociaż to są też prześwity, bo zdarza mi się wpadać w dyskusję z lękiem dot. tego, że dobro i zło na świecie istnieją i przeraża mnie taka możliwość, że człowiek może zrobić komuś krzywdę; wcześniej miałam tego świadomość, ale nie skupiałam na tym swojej uwagi).
Planowanie przyszłości przychodzi mi krok po kroku; na ten moment planuję małe rzeczy tzn. kupiłam bilet na koncert, myślę o malutkich postępach tj. pojechanie do rodziny, wyobrażam sobie swój tort urodzinowy, wyjechanie nad morze (bardzo małe plany w porównaniu do tych, które miałam; kiedyś wykraczałam planami i marzeniami o jakieś 10 lat, a nawet 20). Np. budowanie związków między kobietą i mężczyzną wciąż wydaje mi się trudne (po pojawia się myśl, że kiedyś nas tu nie będzie; jakaś taka kruchość istnienia).
Boję się też oglądać filmy; wszystko przeżywam. Kiedyś lubiłam oglądać serię Jamesa Bonda i różne filmy, a teraz mój mózg wyłapuje z nich to co negatywne (przemoc) i jestem w stanie sama z siebie włączyć tylko komedię. Moja koleżanka z pracy ogląda np. horrory i w ogóle się ich nie boi, bo przecież filmy to tylko filmy; w normalnym stanie miałam do nich dystans, a na pierwszy plan wysuwały się pozytywne rzeczy.
Z kolei, ustąpiła u mnie bardzo szybko agorafobia, bo jeździłam do pracy na siłę (musiałam; mam siebie, mamę i brata oraz są jego dzieci więc są i wydatki, poza tym zawsze lubiłam mieć zajęcie). Mój brat powiedział, że praca będzie jednym z lekarstw i miał rację. Na początku w nowej pracy panicznie bałam się ludzi, ale na siłę z nimi rozmawiałam. Mamę całowałam po rękach i się do niej przytulałam (były to szczere momenty płynące z serca, gdy czułam radość i obniżał się lęk).
Teraz uwielbiam znowu jeździć i podróżować, jednak robię to stopniowo, tzn. najpierw były wyjścia na zakupy, mini "podróże" do pracy, potem do swojego rodzinnego miasta pociągiem (co stanowiło dla mnie wyzwanie w nerwicy; dodam, że przed nerwicą latałam samolotami do innych krajów i samodzielne podróże były moją pasją; mieszkałam rok sama w Azji, a tu bach! pojawił się taki lęk sprzeczny z moją naturą). Teraz znowu jadę sama spotkać się z rodziną (pociągiem) i bardzo się z tego cieszę (ostatnio w pociągu czułam lekkość i radość życia, tę niesamowitą ciekawość bycia między ludźmi i doświadczania nowego). Zaczynam się czuć bezpiecznie między ludźmi, bo jest powtarzalność działań (wychodzę i jeżdżę środkami komunikacji miejskiej, widzę jak ludzie miło uśmiechają się do mnie, jak trzymają się za ręce więc to są dowody, że na świecie jest także dobroć i to w przeważającej części, że fajnie jest tu być). W sercu wiem, że sprawia mi radość bycie między ludźmi, a ta fobia społeczna to była błędna interpretacja umysłu. Chociaż czasami wciąż przerażają mnie siwe włosy u obcych pasażerów, a nigdy nie bałam się starości. Wczoraj jednak usiadłam w tramwaju obok siwego starszego pana i w ogóle nie zwróciłam na to uwagi. Percepcja stopniowo wraca na swoje tory.
Z myślami bluźnierczymi szybko sobie poradziłam, bo w pracy wiele moich koleżanek przeklina, a mimo tego są pełne radości i życia, i jakoś nie mają z tego powodu poczucia winy. Więc zrozumiałam, że nerwica zaatakowała mnie pod tym kątem, by wmówić mi jakąś "idealność", która nie istnieje. Wytłumaczyłam sobie też, że jeśli wierzę w dobro czy Boga, to na pewno nie oceni mnie po atakach nerwicy, tylko jest ze mną i mnie wspiera, bo wie jak rodzic, że to zaburzenie, a nie prawdziwa Ja. Z jakimiś myślami dotyczących zmiany orientacji też sobie skutecznie poradziłam. Zwłaszcza gdy zobaczyłam jak na okładce Vogue'a pojawiły się całujące pary tej samej orientacji płciowej. Redaktorzy polskiego Vogue'a zawsze stawiają na inspirację i człowieczeństwo, więc niezależnie od orientacji, piękno jest w człowieku, różnorodności i byciu autentycznym.
Z kolei, gdy miałam jakieś surrealistyczne wizje, wyjaśniłam to racjonalnie, że sny też mam różne, czasami naprawdę jak w "stanach dziwności" i jakoś przez lata nie obwiniałam siebie o sny. Sny i takie wizje są wytworem wyobraźni, elementem życia i mogą sobie takie być. Raz piękne, raz dziwne i straszne.
I pomimo ustępowania mnóstwa objawów i coraz większej akceptacji,
nasilił się nowy lęk, a raczej taki dziwny objaw - trwa to dosłownie z jakieś 30 sekund, może minutę (w ciągu dnia). Robię coś, lub jestem w supermarkecie, pracy i nagle... czuję taki bezstan, tak jakby utratę sensu... w jednej chwili nie mam potrzeb... wtedy przeraża mnie to, że taki stan doprowadzi do tego, że zrobię sobie krzywdę (oczywiście nic takiego nie planowałam czy nie zamierzałam). Taki bezstan kojarzy mi się ze stanem po braniu narkotyków (chociaż nigdy ich nie brałam), jednak słuchałam Nirvany i tak mi się to kojarzy... z wokalistą Kurtem Cobainem, który czuł taką totalną nicość w jednym momencie... (czytałam jego biografię na studiach i pojawiły się w nerwicy tego typu powiązania w umyśle?). Po tych kilkudziesięciu sekundach znowu wracam do siebie. Znowu myślę... jej, jak mogłam czuć taki bezstan... mam mamę, którą kocham, brata... piszę wiersze... uwielbiam chodzić na koncerty i słuchać muzyki, pisać... uwielbiam przebywać z ludźmi... coraz bardziej lubię swoją nową pracę... chociaż nie da się też ukryć tego, że cierpię przez nerwicę. A w te kilkadziesiąt sekund... tak jakby tego nie było; jakbym straciła pamięć, że to wszystko jest w moim życiu. I boję się, że jak te bezstany będą się pojawiały i powiększały to stracę kontrolę. Czy takie bezstany to są efekty nerwicy natręctw?
Przeczytałam w książce Beaty Pawlikowskiej (to inspirująca kobieta, która teraz wydaje piękne książki; odnalazła siebie na nowo pomimo tego, z czym się zmagała i jak wiele przecierpiała).
W dziale poświęconym Narkotykom napisała:
"Narkotyki zostały wymyślone po to, żeby zniewolić słabych ludzi. Chwytają się ich osoby żyjące w wewnętrznej pustce, niezdolne do konstruktywnego działania, które wybierają destruktywne i prowadzące donikąd pogrążanie się w braku świadomości i narkotycznych wizjach".
Ja oczywiście jestem teraz wyczulona na punkcie wyrazów - wewnętrzna pustka, narkotyczne wizje - przecież sama nigdy nie brałam narkotyków i nigdy nawet nie chciałam - ale te kilkadziesiąt sekund, w których czuję stan nicości albo przestaję czuć więź z sensem życia... powoduje, że myślę, że jestem w stanie DD jak po narkotykach i może to wkrótce doprowadzi do braku kontroli. Nie boję się narkotyków, tylko tego bezstanu, który powraca dosłownie na moment po chwilach radości i wiary, że wychodzę z zaburzenia lub gdy coś idzie mi dobrze. Pojawia się gdy w pracy leci bardzo, ale to bardzo smutna piosenka lub gdy robię zakupy w galerii handlowej i nie czuję pragnienia posiadania jakiś rzeczy typu samochód, drogie ubrania; do tej pory jak każda kobieta pasjonująca się modą, miałam jakieś tam "pragnienia" kupienia markowej torebki, a teraz sprawia mi radość tylko kupowanie rzeczy w moim budżecie, co jest plusem, ale też minusem. Bo wolałam być jak większość ludzi, tzn. cieszyć się z tego co materialne i niematerialne i mieć tego typu wyobrażenia, a także mocne cele finansowe.
Dodam też, że pomimo tego czego ostatnio doświadczyłam, moje życie układa się na nowo i na lepsze... Mam nową pracę, którą niezmiernie polubiłam, mam nową świetną koleżanką w pracy, z którą uwielbiam rozmawiać, spędzać czas, jeść!, robić dla nas miłe rzeczy
Przyjaźnię się ze swoim bratem i mamą! Są nie tylko moją rodziną, ale i przyjaciółmi. Wraca mi koncentracja; potrafię skupić się i zaciekawić obowiązkami w pracy lub pasjami. Kiedy piszę wiersze czuję wolność, pomimo tego, że mam cały czas świadomość, że ta nerwica jest wciąż moim cieniem. Więc jest sporo rzeczy, które nerwica we mnie zmieniła, a mianowicie podejście do życia... Przestałam już tak wszystko planować od A do Z. Teraz jestem bardziej otwarta na nowe, nieplanowane zdarzenia czy rozwiązania, chociaż wiem, że pisanie jest częścią mnie i generalnie, nieważne w którym miejscu jestem czy będę, kocham pisać i to jest kierunek mojego życia. Po prostu już tak skrupulatnie nie planuję każdej czynności. Nie musi być zawsze tak jak mi się wydaje, że jest najlepiej. Jestem bardziej zainteresowana życiem w samym sobie i byciem sobą, niż osiąganiem celów na czas.
Tylko to z czym walczę... albo co powoduje w tych chwilach uśmiechu, także ogromne cierpienie... to właśnie to poczucie bezstanu przez kilkadziesiąt sekund (dosłownie moment!), bo to pojawia się każdego dnia... i po tym nachodzi myśl, czy ja mam ochotę żyć w takim razie skoro czuję taki bezstan... że może ta ochota przejdzie lub powoli przechodzi pod wpływem tego stanu. Czy to jakaś głęboka depresja. Jeśli mam doświadczać stanów depresyjnych to się tego tak nie boję; to naturalne, że cierpimy doświadczając nerwicy natręctw, w dodatku gdy czerpiemy wiedzę na jej temat stopniowo. Ale głęboka depresja, niekontrolowana, to już coś czego się obawiam (nie mam tak dużej wiedzy, by umieć depresję zaklasyfikować). I wtedy przypomina mi się Kurt Cobain i wszyscy artyści, którzy walczyli z tego typu stanami.
PS Dodam, że byłam u psychiatry na początku swojej drogi z nerwicą i otrzymałam jakieś lekkie leki, które nie pomagały mi. To co mi pomagało to zdobywanie wiedzy na temat nerwicy natręctw, to forum i nagrania Hewada i Wiktora plus książka "Jak wyszedłem z nerwicy natręctw). Plus rodzina, muzyka, praca, spacery, taniec i konsultacje z Hewadem.
Mam nadzieję, że ten długi opis mojego doświadczenia "bogatego we wzloty i spadki" pomoże Wam w jakimś stopniu zrozumieć mechanizm nerwicy natręctw i będę wdzięczna za podzielenie się Waszą wiedzą apropo tego stanu nicości, który mnie tak przeraża i jest takim novum w moim życiu.
PS Z uwagi na to, że piszę wiersze, zwracam uwagę na poprawność swojej wypowiedzi, jednak ten wpis jest bardzo spontaniczny (dzisiaj mam wolne), a zależy mi na szybkości publikacji. Dlatego gdyby pojawiły się błędy językowe to na skutek priorytetu, jakim dla mnie jest bycie tu z Wami i chęć pomocy sobie i wspierania siebie nawzajem.
Jestem tu całkiem nowa i z dumą dołączam do tego Forum, bo czytałam już trochę wpisów, które mi pomogły lub utwierdziły mnie w tym, że z nerwicą natręctw zmagają się lub zmagali wartościowi ludzie. Chcę tu dołączyć, by sobie nawzajem pomagać i wspierać siebie swoimi doświadczeniami.
POCZĄTKOWE OBJAWY
Od kilku miesięcy (jakiś 4) zmagam się z nerwicą natręctw z bardzo silnymi objawami początkowymi, które oczywiście osłabiały mnie na skutek niewiedzy (nie miałam pojęcia o tym, że takie zaburzenie w ogóle istnieje i to z takimi objawami).
Miałam już myśli mordercze, bluźniercze, także na tle Boga i ukochanych mnie osób, co zabolało mnie najmocniej. Bo nerwica uderzyła w moje wartości: prawa człowieka i piękno języka polskiego. Dodam, że studiowałam politologię, gdzie głównie interesowałam się prawami człowieka i wydałam tomik wierszy poświęcony tej tematyce (stąd nie mogłam zrozumieć skąd osoba, która tak szanuje język polski, nagle ma w głowie jakieś myśli bluźniercze, które jej wpadają od tak, same z siebie). To jakby przecinało mój umysł.
Dodam, że tuż przed nerwicą, stałam na przystanku i pewien pasażer powiedział, coś co mnie przeraziło. Zrobił kiedyś komuś krzywdę i powiedział to z takim uśmiechem... Ja wtedy odeszłam od niego, żeby jak najszybciej wrócić tramwajem do domu... To był moment, który wyzwolił mój lęk: bo wówczas byłam bardzo osłabiona, tuż po grypie, kilka miesięcy po rozstaniu i w trakcie zmiany pracy (co wiąże się z dużym stresem i traumami). Natomiast nigdy żadne z tych zdarzeń nie generowało we mnie żadnych myśli samobójczych czy utraty sensu życia. Ja zawsze ceniłam życie, nawet jeśli bywało trudne i nieidealne. Rozstanie stało się impulsem do wydania tomiku wierszy, a nie utraty sensu życia! Jednak dwa dni po tamtym zdarzeniu, mającym miejsce na przystanku tramwajowym, pojawiły się w moim umyśle obrazy, wystraszająca symbolika (lista artystów, którzy sobie coś zrobili, balkony, nożyczki, kable) i myśli (krzywdzące kogoś, bluźniercze).
Na początku myślałam, że nie ma dla mnie szans, że to rak, choroba mózgu i koniec życia, że to zdarza się tylko ludziom nadwrażliwym związanym z zawodem, takim jak poezja, sztuka. Że moje ciało i umysł się wyczerpały. W dodatku jestem osobą, która medytuje... I za bardzo nasłuchałam się treści o sile pozytywnego myślenia oraz tym, że myśli przyciągają zdarzenia (dopiero w chwilach racjonalizacji, zdałam sobie sprawę, że nie mamy wpływu na wszystko). Tuż przed nerwicą, miałam mnóstwo dobrych myśli, czułam harmonię w świecie, czułam się często bezpiecznie, a nerwica odwróciła w mig moją percepcję - nagle świat stał się straszny i wrogi!
Na szczęście, złapałam kontakt z samą sobą i ciałem, a więc zaczęłam racjonalizować. Pomyślałam sobie, że to niemożliwe, że żyję na tym świecie 31 lat i przeżyłam różne rzeczy, ale w tym mnóstwo pięknych chwil, spełniały się moje marzenia, wydaję tomik wierszy i od tak, świat nagle jest straszny. Pomyślałam też (na samym początku wciąż gorączkowałam i strasznie bolała mnie głowa; dotąd nie miałam bóli głowy), że pewnie to jakaś choroba lub uraz powypadkowy i potrzebuję położyć się do łóżka jak osoba chora na grypę. Ból głowy natychmiast ustąpił. To był pierwszy impuls, który pokazał mi, że uwierzyłam w jakieś magiczne myślenie, którego nie ma i mój mózg wystraszył się tak mocno, że zmienił percepcję postrzegania na błędną. Zrozumiałam, że ten pasażer powiedział do mnie coś przerażającego (nie miał prawa), a ja nie miałam na to wpływu (początkowo obwiniałam siebie, że to ja go przyciągnęłam, bo byłam po grypie osłabiona!). I zaczęłam mieć pierwsze przebłyski - jak osoba, która wierzy w człowieka, moralność i wydaje tomik wierszy, którego przesłaniem jest miłość i solidarność międzyludzka - mogłaby skrzywdzić kogoś. To paradoks! Wtedy popłakałam się i pozwoliłam sobie na to, bo moi ulubieni bohaterowie książek też by pewnie mieli łzy w oczach. Przecież jesteśmy ludźmi, mamy uczucia!
To był moment, gdy zaczęłam powoli medytować, ale już po to, by dotrzeć do głębi siebie.
Zamknęłam oczy i widziałam Siebie dużą (jako dorosłą kobietę), a obok mnie stała mała dziewczynka (to ja jako dziecko).
To dziecko wymachiwało nożem jak jakiś Don Kichot. Ta duża Ja podeszła do Mnie małej i zapytała ją:
- Co ty robisz z tym nożem?
Mała dziewczynka odpowiedziała - Nie wiem...
- Czy chcesz kogoś skrzywdzić? - zapytałam dziecko.
- Oczywiście, że nie... Ja nawet nie wiem po co mi też nóż. Macham nim, jakbym walczyła z kimś, broniła się... A jest tu tylko powietrze... Ja się boję... (ta mała dziewczynka upuściła nóż i podbiegła do dużej Mnie), wtulając się w nią z łzami w oczach.
Ta duża Ja powiedziała do Małej:
- Chodź. Coś się stało, czego nie rozumiemy. To był jakiś wypadek. Znajdziemy odpowiedź na tym świecie, co to i poszukamy "lekarstwa". Przecież na świecie jest dobroć, są dobrzy ludzie... jest jakaś Harmonia. I potrzebny jest nam czas.
Od tej pory zaczęłam szukać odpowiedzi i trafiłam na to Forum, nagrania Hewada i Wiktora, zapisałam się też na pomocne indywidualne konsultacje z ćwiczeniami z Hewadem, który jest moją inspiracją, bo on z tego wyszedł i robi teraz niesamowite rzeczy. Te same słowa tyczą się Wiktora, chociaż go nie miałam jeszcze okazji poznać osobiście.
Na samym początku też walczyłam z bardzo silnym DD (bałam się wszystkiego wokół, nawet trawy, drzew i nieba, siwych włosów, ładowarek et cetera i na siłę wychodziłam, non stop do parku, gdzie była trawa i mnóstwo drzew

Planowanie przyszłości przychodzi mi krok po kroku; na ten moment planuję małe rzeczy tzn. kupiłam bilet na koncert, myślę o malutkich postępach tj. pojechanie do rodziny, wyobrażam sobie swój tort urodzinowy, wyjechanie nad morze (bardzo małe plany w porównaniu do tych, które miałam; kiedyś wykraczałam planami i marzeniami o jakieś 10 lat, a nawet 20). Np. budowanie związków między kobietą i mężczyzną wciąż wydaje mi się trudne (po pojawia się myśl, że kiedyś nas tu nie będzie; jakaś taka kruchość istnienia).
Boję się też oglądać filmy; wszystko przeżywam. Kiedyś lubiłam oglądać serię Jamesa Bonda i różne filmy, a teraz mój mózg wyłapuje z nich to co negatywne (przemoc) i jestem w stanie sama z siebie włączyć tylko komedię. Moja koleżanka z pracy ogląda np. horrory i w ogóle się ich nie boi, bo przecież filmy to tylko filmy; w normalnym stanie miałam do nich dystans, a na pierwszy plan wysuwały się pozytywne rzeczy.
Z kolei, ustąpiła u mnie bardzo szybko agorafobia, bo jeździłam do pracy na siłę (musiałam; mam siebie, mamę i brata oraz są jego dzieci więc są i wydatki, poza tym zawsze lubiłam mieć zajęcie). Mój brat powiedział, że praca będzie jednym z lekarstw i miał rację. Na początku w nowej pracy panicznie bałam się ludzi, ale na siłę z nimi rozmawiałam. Mamę całowałam po rękach i się do niej przytulałam (były to szczere momenty płynące z serca, gdy czułam radość i obniżał się lęk).
Teraz uwielbiam znowu jeździć i podróżować, jednak robię to stopniowo, tzn. najpierw były wyjścia na zakupy, mini "podróże" do pracy, potem do swojego rodzinnego miasta pociągiem (co stanowiło dla mnie wyzwanie w nerwicy; dodam, że przed nerwicą latałam samolotami do innych krajów i samodzielne podróże były moją pasją; mieszkałam rok sama w Azji, a tu bach! pojawił się taki lęk sprzeczny z moją naturą). Teraz znowu jadę sama spotkać się z rodziną (pociągiem) i bardzo się z tego cieszę (ostatnio w pociągu czułam lekkość i radość życia, tę niesamowitą ciekawość bycia między ludźmi i doświadczania nowego). Zaczynam się czuć bezpiecznie między ludźmi, bo jest powtarzalność działań (wychodzę i jeżdżę środkami komunikacji miejskiej, widzę jak ludzie miło uśmiechają się do mnie, jak trzymają się za ręce więc to są dowody, że na świecie jest także dobroć i to w przeważającej części, że fajnie jest tu być). W sercu wiem, że sprawia mi radość bycie między ludźmi, a ta fobia społeczna to była błędna interpretacja umysłu. Chociaż czasami wciąż przerażają mnie siwe włosy u obcych pasażerów, a nigdy nie bałam się starości. Wczoraj jednak usiadłam w tramwaju obok siwego starszego pana i w ogóle nie zwróciłam na to uwagi. Percepcja stopniowo wraca na swoje tory.
Z myślami bluźnierczymi szybko sobie poradziłam, bo w pracy wiele moich koleżanek przeklina, a mimo tego są pełne radości i życia, i jakoś nie mają z tego powodu poczucia winy. Więc zrozumiałam, że nerwica zaatakowała mnie pod tym kątem, by wmówić mi jakąś "idealność", która nie istnieje. Wytłumaczyłam sobie też, że jeśli wierzę w dobro czy Boga, to na pewno nie oceni mnie po atakach nerwicy, tylko jest ze mną i mnie wspiera, bo wie jak rodzic, że to zaburzenie, a nie prawdziwa Ja. Z jakimiś myślami dotyczących zmiany orientacji też sobie skutecznie poradziłam. Zwłaszcza gdy zobaczyłam jak na okładce Vogue'a pojawiły się całujące pary tej samej orientacji płciowej. Redaktorzy polskiego Vogue'a zawsze stawiają na inspirację i człowieczeństwo, więc niezależnie od orientacji, piękno jest w człowieku, różnorodności i byciu autentycznym.
Z kolei, gdy miałam jakieś surrealistyczne wizje, wyjaśniłam to racjonalnie, że sny też mam różne, czasami naprawdę jak w "stanach dziwności" i jakoś przez lata nie obwiniałam siebie o sny. Sny i takie wizje są wytworem wyobraźni, elementem życia i mogą sobie takie być. Raz piękne, raz dziwne i straszne.
I pomimo ustępowania mnóstwa objawów i coraz większej akceptacji,
nasilił się nowy lęk, a raczej taki dziwny objaw - trwa to dosłownie z jakieś 30 sekund, może minutę (w ciągu dnia). Robię coś, lub jestem w supermarkecie, pracy i nagle... czuję taki bezstan, tak jakby utratę sensu... w jednej chwili nie mam potrzeb... wtedy przeraża mnie to, że taki stan doprowadzi do tego, że zrobię sobie krzywdę (oczywiście nic takiego nie planowałam czy nie zamierzałam). Taki bezstan kojarzy mi się ze stanem po braniu narkotyków (chociaż nigdy ich nie brałam), jednak słuchałam Nirvany i tak mi się to kojarzy... z wokalistą Kurtem Cobainem, który czuł taką totalną nicość w jednym momencie... (czytałam jego biografię na studiach i pojawiły się w nerwicy tego typu powiązania w umyśle?). Po tych kilkudziesięciu sekundach znowu wracam do siebie. Znowu myślę... jej, jak mogłam czuć taki bezstan... mam mamę, którą kocham, brata... piszę wiersze... uwielbiam chodzić na koncerty i słuchać muzyki, pisać... uwielbiam przebywać z ludźmi... coraz bardziej lubię swoją nową pracę... chociaż nie da się też ukryć tego, że cierpię przez nerwicę. A w te kilkadziesiąt sekund... tak jakby tego nie było; jakbym straciła pamięć, że to wszystko jest w moim życiu. I boję się, że jak te bezstany będą się pojawiały i powiększały to stracę kontrolę. Czy takie bezstany to są efekty nerwicy natręctw?
Przeczytałam w książce Beaty Pawlikowskiej (to inspirująca kobieta, która teraz wydaje piękne książki; odnalazła siebie na nowo pomimo tego, z czym się zmagała i jak wiele przecierpiała).
W dziale poświęconym Narkotykom napisała:
"Narkotyki zostały wymyślone po to, żeby zniewolić słabych ludzi. Chwytają się ich osoby żyjące w wewnętrznej pustce, niezdolne do konstruktywnego działania, które wybierają destruktywne i prowadzące donikąd pogrążanie się w braku świadomości i narkotycznych wizjach".
Ja oczywiście jestem teraz wyczulona na punkcie wyrazów - wewnętrzna pustka, narkotyczne wizje - przecież sama nigdy nie brałam narkotyków i nigdy nawet nie chciałam - ale te kilkadziesiąt sekund, w których czuję stan nicości albo przestaję czuć więź z sensem życia... powoduje, że myślę, że jestem w stanie DD jak po narkotykach i może to wkrótce doprowadzi do braku kontroli. Nie boję się narkotyków, tylko tego bezstanu, który powraca dosłownie na moment po chwilach radości i wiary, że wychodzę z zaburzenia lub gdy coś idzie mi dobrze. Pojawia się gdy w pracy leci bardzo, ale to bardzo smutna piosenka lub gdy robię zakupy w galerii handlowej i nie czuję pragnienia posiadania jakiś rzeczy typu samochód, drogie ubrania; do tej pory jak każda kobieta pasjonująca się modą, miałam jakieś tam "pragnienia" kupienia markowej torebki, a teraz sprawia mi radość tylko kupowanie rzeczy w moim budżecie, co jest plusem, ale też minusem. Bo wolałam być jak większość ludzi, tzn. cieszyć się z tego co materialne i niematerialne i mieć tego typu wyobrażenia, a także mocne cele finansowe.
Dodam też, że pomimo tego czego ostatnio doświadczyłam, moje życie układa się na nowo i na lepsze... Mam nową pracę, którą niezmiernie polubiłam, mam nową świetną koleżanką w pracy, z którą uwielbiam rozmawiać, spędzać czas, jeść!, robić dla nas miłe rzeczy

Tylko to z czym walczę... albo co powoduje w tych chwilach uśmiechu, także ogromne cierpienie... to właśnie to poczucie bezstanu przez kilkadziesiąt sekund (dosłownie moment!), bo to pojawia się każdego dnia... i po tym nachodzi myśl, czy ja mam ochotę żyć w takim razie skoro czuję taki bezstan... że może ta ochota przejdzie lub powoli przechodzi pod wpływem tego stanu. Czy to jakaś głęboka depresja. Jeśli mam doświadczać stanów depresyjnych to się tego tak nie boję; to naturalne, że cierpimy doświadczając nerwicy natręctw, w dodatku gdy czerpiemy wiedzę na jej temat stopniowo. Ale głęboka depresja, niekontrolowana, to już coś czego się obawiam (nie mam tak dużej wiedzy, by umieć depresję zaklasyfikować). I wtedy przypomina mi się Kurt Cobain i wszyscy artyści, którzy walczyli z tego typu stanami.
PS Dodam, że byłam u psychiatry na początku swojej drogi z nerwicą i otrzymałam jakieś lekkie leki, które nie pomagały mi. To co mi pomagało to zdobywanie wiedzy na temat nerwicy natręctw, to forum i nagrania Hewada i Wiktora plus książka "Jak wyszedłem z nerwicy natręctw). Plus rodzina, muzyka, praca, spacery, taniec i konsultacje z Hewadem.
Mam nadzieję, że ten długi opis mojego doświadczenia "bogatego we wzloty i spadki" pomoże Wam w jakimś stopniu zrozumieć mechanizm nerwicy natręctw i będę wdzięczna za podzielenie się Waszą wiedzą apropo tego stanu nicości, który mnie tak przeraża i jest takim novum w moim życiu.
PS Z uwagi na to, że piszę wiersze, zwracam uwagę na poprawność swojej wypowiedzi, jednak ten wpis jest bardzo spontaniczny (dzisiaj mam wolne), a zależy mi na szybkości publikacji. Dlatego gdyby pojawiły się błędy językowe to na skutek priorytetu, jakim dla mnie jest bycie tu z Wami i chęć pomocy sobie i wspierania siebie nawzajem.