Aneta pisze:
Utrwalone nawyki zmienic trzeba zawsze, prędzej czy później, czy całkowicie jesteś wolna od lęku i nawracających obaw itd?
Po Twoich postach widać, że nie, a więc jak widzisz praca nad nawykowymi myślami lekowymi mogłaby się przydać

Po terapii psychodynamicznej przez jakies 10 lat mialam calkowity spokoj. Zero myslenia o lękach, zamartwiania się, wkrecania w choroby - nic.
Wiec uwazam, ze to calkiem niezly wynik. Wiadomo po tym czasie pojawily sie widocznie nowe sytuacje, nowe problemy z ktorymi widac nie do konca sobie radze (a i tez nie uwazam, zebym przeszla terapi tak "do konca", bo w pewnym momencie zrezygnowalam). Wiec uwazam, ze mam po prostu cos jeszcze do "przepacowania".
Ja nie mowie, ze poznawczo-behawioralna to tylko wyuczenie nawyków jak u psa. Wiem na czym ona polega, ze jest praca nad myslami, nad emocjami itd. I ze to wszystko jest ze sobą powiazane.
No ale dajmy na to - jest sytuacja, ze osoba byla w dziecinstwie ponizana przez rodzine, i potem w doroslosci cierpi na stany lękowe i hipochondrię.
I teraz z tego co wiem (chociaz nigdy nie uczeszczalam) na terapi poz-beh jest praca bardziej nad myslami. Np. o hipochondrii, to zeby "prostowac mysli". Ze nic nam nie jest, ze to objaw nerwicy (racjonalne myslenie zamiast zaburzonego). Zajmowac się czyms innym na siłe i tym podobne techniki. Co oczywiscie dziala, i nie mowie, ze jest zle. Tak samo z lękami - radzenie sobie z paniką, uswiadamianie, ze to reakcja fizjologiczna, robienie eksperymentow (testowanie siebie) - i czlowiek się przyzwyczaja, ze np. moze isc i zrobić zakupy i nie doprowadzic do paniki. Tez ok.
Albo nawet idzie sie glebiej - zastanawiac sie mozna, skad te stany lękowe, jakie mysli sie wtedy pojawiaja (np o sobie)? (i np. wychodzi, ze ktos mysli, ze jest nic nie warty, nic nie umie = niskie poczucie wartosci). I wtedy zmieniamy te mysli, ze jestem cos warta, ze jestem wazna itd.
I ja tak widze terapie poznawczo-behawioralną. Dzialania na takim poziomie.
Tylko, ze obawiam się, ze skoro przyczyną jest np. ponizenie przez rodzine, i przezywane wtedy emocje dziecka (moze nawet nieusiwaodmione i wyparte), to jesli osoba zmieni nawyk - np. dotyczący lęku czy hipochondrii, to za jakis czas, ta "energia" (ze tak to nazwe) uderzy w coś innego. Np. zaczna się u takiej osoby regularne psychogenne bóle glowy, albo depresja, albo uzaleznienie (bo juz wyuczyla się radzenia sobie z myslami lękowymi).
A jesli sie popracuje nad korzeniami i prczyczynami tego wszystkiego - to te rzeczy (zaburzenia) nie mają się już z czego brać, nie ma tego czegos, co by je zaczynało (bo zostało rozwiazane). I tu moim zdaniem duzo daje wlasnie terapia bardziej psychodynamiczna.