Dokladnie tak mam. Stary schemat sie broni.Mario26 pisze: ↑7 lipca 2018, o 08:22Czy ktoś z odburzających się miał tak że w trakcie akceptacji tych myśli nie zwracania na nie uwagi mial większe obawy czy to to czy to nerwica czy realne. Ok wiem że potrzeba czasu ale mam Rocd nie chce stracić mojej miłości wiem że to jest jakby fikcyjne ryzykowne ale czy tak mieliście. 5 6 lat temu też miałem podobny epizot ale trwał dużo krucej i to nie było rocd ale wiem że musiałem mieć wywalone na to i żyć. Ale jak tu mieć wywalone na moją dziewczynę a jak olewam te myśli to mi się wydaje że tak właśnie jest.
Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?
Ogólne pytania do ozdrowieńców
- Ptasiek
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 180
- Rejestracja: 13 czerwca 2016, o 07:00
No healing without feeling
-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 389
- Rejestracja: 24 sierpnia 2017, o 19:47
Czyli co to normalne? Ja nie chcę tych myśli wiem że to nerwicowe ale jak każdy w rocd boję się czy uczucia wrócą do kobiety które przez odpaleniu zaburzenia znikły w sek. Ale muszę dać sobie czas choć trochę się boję.
-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 85
- Rejestracja: 22 marca 2016, o 13:55
Dzieki za odpowiedz. Nie chodze na terapie, ale widac jasno, ze nie mozna isc jednoczesnie 2 drogami i jakie moze to niesc konsekwencje dla naszej psychiki. Dlatego moze powinienem sie bardziej emocjonalnie zaangazowac.Halka pisze:
Według mnie i tak już niebędzie jak było przed zaburzeniem. Nawet gdybyś zaczą żyć sam to i tak to co już wydażyło nieznikneło by samo. Wykasowałbyś z pamięci dziewczyne i udawał że to sen był? Od życia niezawsze da sie uciec , ignorowanie to nie udawanie że nic sie niewydażyło i niedzieje. Czasm trzeba coś przerobić , zdecydować poobserwować i przyjąć nawet to co trudne. Niewiwm czy na jakąś terapie chodzisz?
Stary schemat sie broni- po prawda. Nieraz chcialem juz wrocic do poprzedniego stanu, bo tak jest mojemu umyslowi latwiej... Tyle, ze tamtego stanu juz nie ma, bo ludzie odeszli, sport sie skonczyl i wszystko poszlo do przodu...
Taka sytuacja

- zwirobij
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 31
- Rejestracja: 28 maja 2018, o 20:58
@hetman999 przybijam ci piątkę! jesteś moim nerwicowym krewnym
ja też sporą część życia spędziłam będąc sama i planując niczym Sherlock "poślubienie swojej pracy" (która de facto jest społecznie bardzo intensywna). Skierowałam całą swoją uwagę na rozwój naukowy, planowałam studia podyplomowe albo doktorat, badania naukowe. Bardzo mnie nęciła wizja siebie mającej 40 parę lat, z papierosem w gębie, mądrej i doświadczonej z której zdaniem się ludzi liczą i oczywiście romantycznie wprost samej. Życie mi zweryfikowało te niby marzenia. Poznałam swojego obecnego chłopaka, mojego pierwszego w zasadzie we wszystkim, przegrałam przy tym niezłą kasę, bo założyłam się z kolegą że nie potrzebuję związku i nie będę żadnego mieć przez 5 lat (zabrakło mi niecałego roku
).
Ale się zakochałam- bynajmniej nie tak jak większosć ludzi- wpadając w wir uczuć i namiętności. Wchodziłam w ten związek powoli i ostrożnie, sprawdzając, analizując, czytając o związkach i miłości, mając wiele wątpliwości- wchodzić/nie wchodzić w ten związek. A co z moimi marzeniami o samotności?...
Jestem w tym związku od 2 lat, z czego jakieś 1,5 roku spędziłam w rOCD- a wielu z nas wie jak negatywnie wpływa to na jakość relacji. Nerwica również wybuchła mi mniej więcej wtedy kiedy zaczęliśmy współżycie (miałam wiele wątpliwości teologicznych w tej kwestii i bardzo bałam się wpadki, przewlekły i silny stres + zapalenie maryhy odpaliło mi nerwicę). Co ja chcę powiedzieć? Nadal czasem zastanawiam się nad tym czy nie lepiej byłoby mi bez mojego partnera, zwykle jednak jest to efekt desperacji umysłu który ma dość natręctw o partnerze albo naszej relacji. Ale patrząc na to kim byłam te 2 lata temu i jak się zmieniłam ja, moje podejście do pewnych spraw, ile się nauczyłam wspaniałych, przydatnych rzeczy będąc w relacji- takiej wiedzy i takiego doświadczenia nie dałby mi żaden doktorat ani setki książek.
Nie żałuję, że spotkałam mojego partnera i że niedługo później dostałam nerwicy. Nie chciałabym, żeby mnie ominęło to wszystko co osiągnęłam, czego się dowiedziałam o sobie i innych przez ten czas. Chociaż teraz, z taką wiedzą jaką mam, pewnie niektóre sprawy rozegralabym inaczej.
Hetman- ja bym na twoim miejscu dała sobie czas, moze trochę pomedytowała nad tym, czego tak naprawdę chcę. Czy naprawdę pragniesz być sam? Czy raczej skojarzyłeś cierpienie w nerwicy ze swoją dziewczyną? Czy to marzenie o samotności nie jest przebraniem dla strachu przed bliskością, przed odpowiedzialnością za drugiego człowieka, przed podjęciem ryzyka- czy sie uda czy nie?


Ale się zakochałam- bynajmniej nie tak jak większosć ludzi- wpadając w wir uczuć i namiętności. Wchodziłam w ten związek powoli i ostrożnie, sprawdzając, analizując, czytając o związkach i miłości, mając wiele wątpliwości- wchodzić/nie wchodzić w ten związek. A co z moimi marzeniami o samotności?...
Jestem w tym związku od 2 lat, z czego jakieś 1,5 roku spędziłam w rOCD- a wielu z nas wie jak negatywnie wpływa to na jakość relacji. Nerwica również wybuchła mi mniej więcej wtedy kiedy zaczęliśmy współżycie (miałam wiele wątpliwości teologicznych w tej kwestii i bardzo bałam się wpadki, przewlekły i silny stres + zapalenie maryhy odpaliło mi nerwicę). Co ja chcę powiedzieć? Nadal czasem zastanawiam się nad tym czy nie lepiej byłoby mi bez mojego partnera, zwykle jednak jest to efekt desperacji umysłu który ma dość natręctw o partnerze albo naszej relacji. Ale patrząc na to kim byłam te 2 lata temu i jak się zmieniłam ja, moje podejście do pewnych spraw, ile się nauczyłam wspaniałych, przydatnych rzeczy będąc w relacji- takiej wiedzy i takiego doświadczenia nie dałby mi żaden doktorat ani setki książek.
Nie żałuję, że spotkałam mojego partnera i że niedługo później dostałam nerwicy. Nie chciałabym, żeby mnie ominęło to wszystko co osiągnęłam, czego się dowiedziałam o sobie i innych przez ten czas. Chociaż teraz, z taką wiedzą jaką mam, pewnie niektóre sprawy rozegralabym inaczej.
Hetman- ja bym na twoim miejscu dała sobie czas, moze trochę pomedytowała nad tym, czego tak naprawdę chcę. Czy naprawdę pragniesz być sam? Czy raczej skojarzyłeś cierpienie w nerwicy ze swoją dziewczyną? Czy to marzenie o samotności nie jest przebraniem dla strachu przed bliskością, przed odpowiedzialnością za drugiego człowieka, przed podjęciem ryzyka- czy sie uda czy nie?
-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 81
- Rejestracja: 19 lutego 2018, o 09:55
Podepnę się pod ten temat i ja, jako że i u mnie było podobnie.
Przez większość życia sama, realizowałam się przy tym we wszystkim - naukowo, zawodowo, towarzysko, podróże, itp. W obecny związek weszłam też bez większego entuzjazmu, to było bardziej na zasadzie - a co mi tam, skoro pojawił się fajny, miły chłopak to przecież mogę raz spróbować. Początki jednak nie były łatwe, ja się wciąż wahałam, i po kilku miesiącach takiego wożenia się nerwica wybuchnęła pod postacią ataków paniki. Żeby jeszcze sobie dołożyć zmartwień zaczęłam je ukrywać przed wszystkimi (łącznie z chłopakiem), co oczywiście tylko potęgowało nerwicę.
Dzisiaj, po przeszło roku od tego żałuję że nie byłam bardziej otwarta wcześniej. Chłopak okazał się dużym wsparciem, związek się rozwinął, ale nerwica nadal jest. Czasem pod postacią rocd, czasem innych natrętnych myśli, czasem lęku wolnopłynącego. Miewałam wcześniej myśli że może gdybym wtedy zdecydowała się być romantycznie sama to by do tego nigdy nie doszło. Co to jednak teraz zmieni? Nic. Poza tym myślę że nerwica i tak by się pojawiła prędzej czy później. A związek dał mi wiele tak jak i Tobie zwirobij - i chyba warto było zapłacić tą cenę za nowe doświadczenia. A gdybym zerwała i znów zdecydowała się być bohaterką romantyczną, to i tak nerwica by ze mną została.
Teraz czeka mnie ogromny test, a mianowicie zamieszkanie z chłopakiem. Dla odmiany mam myśli czy dam radę z nim przebywać 24 h na dobę i czy mi od tego nie odbije
Ale tyle już cudów z nerwicą przeszłam, że mam nadzieję że przeżyję i to.
Myślę że jak tu na forum zostało wielokrotnie napisane - trzeba wziąć odpowiedzialność za swoje życie, nawet z nerwicą. Bo to nie jest żadna wymówka
Powodzenia Wam wszystkim życzę!
Przez większość życia sama, realizowałam się przy tym we wszystkim - naukowo, zawodowo, towarzysko, podróże, itp. W obecny związek weszłam też bez większego entuzjazmu, to było bardziej na zasadzie - a co mi tam, skoro pojawił się fajny, miły chłopak to przecież mogę raz spróbować. Początki jednak nie były łatwe, ja się wciąż wahałam, i po kilku miesiącach takiego wożenia się nerwica wybuchnęła pod postacią ataków paniki. Żeby jeszcze sobie dołożyć zmartwień zaczęłam je ukrywać przed wszystkimi (łącznie z chłopakiem), co oczywiście tylko potęgowało nerwicę.
Dzisiaj, po przeszło roku od tego żałuję że nie byłam bardziej otwarta wcześniej. Chłopak okazał się dużym wsparciem, związek się rozwinął, ale nerwica nadal jest. Czasem pod postacią rocd, czasem innych natrętnych myśli, czasem lęku wolnopłynącego. Miewałam wcześniej myśli że może gdybym wtedy zdecydowała się być romantycznie sama to by do tego nigdy nie doszło. Co to jednak teraz zmieni? Nic. Poza tym myślę że nerwica i tak by się pojawiła prędzej czy później. A związek dał mi wiele tak jak i Tobie zwirobij - i chyba warto było zapłacić tą cenę za nowe doświadczenia. A gdybym zerwała i znów zdecydowała się być bohaterką romantyczną, to i tak nerwica by ze mną została.
Teraz czeka mnie ogromny test, a mianowicie zamieszkanie z chłopakiem. Dla odmiany mam myśli czy dam radę z nim przebywać 24 h na dobę i czy mi od tego nie odbije

Myślę że jak tu na forum zostało wielokrotnie napisane - trzeba wziąć odpowiedzialność za swoje życie, nawet z nerwicą. Bo to nie jest żadna wymówka

-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 1566
- Rejestracja: 19 czerwca 2018, o 13:41
Tzn ze on wie o nerwicy?
-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 85
- Rejestracja: 22 marca 2016, o 13:55
Dobrze wiedzieć, że to nie tylko ja mam takie rozterki 
Zwirobij, rzeczywiście szliśmy podobną drogą, mógłbym nawet powiedzieć, że tą samą
Również do sprawy podszedłem spokojnie ze względu na nieudane pierwsze podejście, gdzie bardzo się podpaliłem i nic z tego nie wyszło. Rozwijanie siebie zawsze dużo bardziej mnie pociągało niż wchodzenie w sferę emocjonalną, którą zamknąłem totalnie wiele lat temu. Przechodziło to zupełnie obok mnie, a jak już ją otwarłem, to jak puszka pandory...
Masz rację, poznanie nowej strony życia niewątpliwie rozwija, ale i niesie wiele znaków zapytania, które nam nerwicowcą nie sprzyjają.
Nie kojarzę cierpienia z moją dziewczyną, ale ze sferę emocjonalną wobec kobiet. Jak byłem sam, to nie miałem lęków. Pojawiły się przed startem w tą nieznaną czeluść :p
Niepewność, brak zdecydowania i poczucia kontroli wiąże się z powstawaniem lęku, który z czasem narasta. Dałem sobie miesiąc na podjęcie decyzji. Zbyt dużo napięcia mnie to kosztuje.
Kredka, pełna zgoda co do wzięcia odpowiedzialności za swoje życie. Dopiero wtedy można utrzymać je w ryzach. Inaczej decyzje podejmowane są za nas, a o tym właśnie podczas kolejnej trudnej rozmowy wspomniała mi moja dziewczyna. Kobiety potrzebują poczucia bezpieczeństwa, stabilizacji i jasnych planów na przyszłość. "Kocham Cię, ale jeśli nie dajesz mi szans na moją wymarzoną przyszłość, to po co mi takie facet..." Coś takiego to już ostatni dzwonek.
Mieszkamy razem od ponad roku, i zewsząd lecą pytania kiedy WY? Już sama wyprowadzka była dla mnie trudna, a tu jeszcze drugi strzał - zamieszkanie z niewiastą
No, ale jakoś się dotarliśmy.
Ja zdecydowałem się powiedzieć dziewczynie o nerwicy. Jak to przyjęła? Wiecie, że po nas tego nie widać, więc trudno jej było w to uwierzyć. Niestety, uznała to za kolejną wymówkę, nawet pomimo moich tłumaczeń. Zaskoczyło mnie to i w żaden sposób nie rozwiązało sytuacji. Przede mną kilku tygodniowy wyjazd, na którym mam nadzieję, że odpocznę i coś wymyślę, choć zauważyłem, że uciekanie od decyzji stało się pewną normą w ostatnim czasie.
Nie da się zjeść ciastko i mieć ciastko, więc wszelkie rozdarcia wewnętrzne, czy raczej nasze konflikty wewnętrzne rzeczywiście powinny być rozwiązywane jak najszybciej.
Obyśmy znaleźli drogę do szczęścia i równowagi.

Zwirobij, rzeczywiście szliśmy podobną drogą, mógłbym nawet powiedzieć, że tą samą

Masz rację, poznanie nowej strony życia niewątpliwie rozwija, ale i niesie wiele znaków zapytania, które nam nerwicowcą nie sprzyjają.
Nie kojarzę cierpienia z moją dziewczyną, ale ze sferę emocjonalną wobec kobiet. Jak byłem sam, to nie miałem lęków. Pojawiły się przed startem w tą nieznaną czeluść :p
Niepewność, brak zdecydowania i poczucia kontroli wiąże się z powstawaniem lęku, który z czasem narasta. Dałem sobie miesiąc na podjęcie decyzji. Zbyt dużo napięcia mnie to kosztuje.
Kredka, pełna zgoda co do wzięcia odpowiedzialności za swoje życie. Dopiero wtedy można utrzymać je w ryzach. Inaczej decyzje podejmowane są za nas, a o tym właśnie podczas kolejnej trudnej rozmowy wspomniała mi moja dziewczyna. Kobiety potrzebują poczucia bezpieczeństwa, stabilizacji i jasnych planów na przyszłość. "Kocham Cię, ale jeśli nie dajesz mi szans na moją wymarzoną przyszłość, to po co mi takie facet..." Coś takiego to już ostatni dzwonek.
Mieszkamy razem od ponad roku, i zewsząd lecą pytania kiedy WY? Już sama wyprowadzka była dla mnie trudna, a tu jeszcze drugi strzał - zamieszkanie z niewiastą

Ja zdecydowałem się powiedzieć dziewczynie o nerwicy. Jak to przyjęła? Wiecie, że po nas tego nie widać, więc trudno jej było w to uwierzyć. Niestety, uznała to za kolejną wymówkę, nawet pomimo moich tłumaczeń. Zaskoczyło mnie to i w żaden sposób nie rozwiązało sytuacji. Przede mną kilku tygodniowy wyjazd, na którym mam nadzieję, że odpocznę i coś wymyślę, choć zauważyłem, że uciekanie od decyzji stało się pewną normą w ostatnim czasie.
Nie da się zjeść ciastko i mieć ciastko, więc wszelkie rozdarcia wewnętrzne, czy raczej nasze konflikty wewnętrzne rzeczywiście powinny być rozwiązywane jak najszybciej.
Obyśmy znaleźli drogę do szczęścia i równowagi.

- zwirobij
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 31
- Rejestracja: 28 maja 2018, o 20:58
hetman666 kurczę, jak czytam twój poprzedni post to mam poczucie takie no.. myslę sobie, boziu, chłopie jaki ty musisz być ściśnięty! te emocje ci wybuchły jak z tej puszki.. wiesz ja myślę, że jeśli rzeczywiście pragnąłbyś dla siebie życia w samotności to nie dostałbyś lęków od bycia z kobietami. Nie podjarałbyś się tak bardzo przy pierwszym podejściu. Wiem że psychoterapia często miesza nerwicowcom, ale w twoim przypadku to bym się zastanowiła nad jakąś wspierającą terapią, niekoniecznie behawioralno- poznawczą. Myślę że warto się przyjrzeć takiemu lękowi przed odpowiedzialnością, bliskością itd.
I będę powtarzać DAJ SOBIE CZAS. Miesiac to za mało.
A moze pokaż swojej dziewczynie forum? Tak żeby jej uświadomić że mnóstwo osób cierpi na to samo co ty. Albo podeślij jej taki artykuł https://centrum-poznawcze.pl/relacyjne- ... mpulsyjne/
I będę powtarzać DAJ SOBIE CZAS. Miesiac to za mało.
A moze pokaż swojej dziewczynie forum? Tak żeby jej uświadomić że mnóstwo osób cierpi na to samo co ty. Albo podeślij jej taki artykuł https://centrum-poznawcze.pl/relacyjne- ... mpulsyjne/
-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 36
- Rejestracja: 5 czerwca 2018, o 18:14
Ciagle padają słowa "dajcie sobie czas". Ja walczę z tym od ponad 5 lat. Tak naprawdę dopiero 2-3 mies temu wpadłam na to forum i dowiedziałam się o rocd. Już nie pamiętam jak to jest myslec normalnie. Mam wrażenie że calkowicie straciłam emocje które miałam w sobie. Co chwile pojawiaja sie nowe natręty.
Mam przebłyski, kiedy odczuwam szczęście, ale to nie wystarcza.
Mam przebłyski, kiedy odczuwam szczęście, ale to nie wystarcza.
- GaunterODim
- Hardcorowy "Ryzykant" Forum
- Posty: 302
- Rejestracja: 13 marca 2017, o 23:04
No bo daj sobie czas ile tylko go potrzebujesz. A najlepiej wychodź z założenia że nerwice będziesz miała jak najdłużej. Problem polega na tym że im szybciej będziesz chciała się z tym uporać tym ciężej Ci będzie. Ja osobiście staram się podchodzić do nerwicy nie w kategorii odburzania się, pozbywania się lęków, a nauki życia z tymi stanami i funkcjonowania. To usuwa element presji i ułatwia akceptację tego która jest kluczowaMilkyway pisze: ↑19 lipca 2018, o 18:48Ciagle padają słowa "dajcie sobie czas". Ja walczę z tym od ponad 5 lat. Tak naprawdę dopiero 2-3 mies temu wpadłam na to forum i dowiedziałam się o rocd. Już nie pamiętam jak to jest myslec normalnie. Mam wrażenie że calkowicie straciłam emocje które miałam w sobie. Co chwile pojawiaja sie nowe natręty.
Mam przebłyski, kiedy odczuwam szczęście, ale to nie wystarcza.

-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 36
- Rejestracja: 5 czerwca 2018, o 18:14
Ale ta obojętność na wszystko i brak emocji mnie rozwala. Czasem mowie sobie przed snem że wszystko jest dobrze, wtedy miewam takie okropne, realistyczne koszmary. Te myśli przejeły kontrole nad moim życiem. Nawet jak nie myślę to czuje ciś takiego dziwnego. Mam wrażenie że nawet choroba, smierc kogoś bliskiego nie przerwała by tych myśli...GaunterODim pisze: ↑19 lipca 2018, o 18:52No bo daj sobie czas ile tylko go potrzebujesz. A najlepiej wychodź z założenia że nerwice będziesz miała jak najdłużej. Problem polega na tym że im szybciej będziesz chciała się z tym uporać tym ciężej Ci będzie. Ja osobiście staram się podchodzić do nerwicy nie w kategorii odburzania się, pozbywania się lęków, a nauki życia z tymi stanami i funkcjonowania. To usuwa element presji i ułatwia akceptację tego która jest kluczowaMilkyway pisze: ↑19 lipca 2018, o 18:48Ciagle padają słowa "dajcie sobie czas". Ja walczę z tym od ponad 5 lat. Tak naprawdę dopiero 2-3 mies temu wpadłam na to forum i dowiedziałam się o rocd. Już nie pamiętam jak to jest myslec normalnie. Mam wrażenie że calkowicie straciłam emocje które miałam w sobie. Co chwile pojawiaja sie nowe natręty.
Mam przebłyski, kiedy odczuwam szczęście, ale to nie wystarcza.![]()
Za miesiąc wychodzę za mąż i przeraża mnie to że nie potrafię się zaangażować w przygotowania i cieszyć tym. Kocham mojego narzeczonego i nie chcę żyć bez niego a myśli dyktują mi co innego.
- Sine
- Odburzony i pomocny użytkownik
- Posty: 245
- Rejestracja: 5 listopada 2017, o 10:24
Milkuway a po co słuchasz tych myśli? Słuchaj do bólu nagrań z youtube od divovicow o natrętnych myslach aż zaskoczysz o co chodzi 

Możesz mieć albo wymówki albo rozwiązania, ale nie możesz mieć ich obu naraz.
- miniper
- Odważny i aktywny forumowicz
- Posty: 113
- Rejestracja: 24 października 2017, o 21:33
No i super, że tu nareszcie trafiłaś. Teraz jesteś w takim okresie, że nawet całkie normalne osoby wyprowadza z równowagi. To coś, co u mnie też często wystepuje - normalne napięcie z realnej przyczyny od razu klasyfikuję jako niechcianą emocjęMilkyway pisze: ↑20 lipca 2018, o 13:16Ale ta obojętność na wszystko i brak emocji mnie rozwala. Czasem mowie sobie przed snem że wszystko jest dobrze, wtedy miewam takie okropne, realistyczne koszmary. Te myśli przejeły kontrole nad moim życiem. Nawet jak nie myślę to czuje ciś takiego dziwnego. Mam wrażenie że nawet choroba, smierc kogoś bliskiego nie przerwała by tych myśli...GaunterODim pisze: ↑19 lipca 2018, o 18:52No bo daj sobie czas ile tylko go potrzebujesz. A najlepiej wychodź z założenia że nerwice będziesz miała jak najdłużej. Problem polega na tym że im szybciej będziesz chciała się z tym uporać tym ciężej Ci będzie. Ja osobiście staram się podchodzić do nerwicy nie w kategorii odburzania się, pozbywania się lęków, a nauki życia z tymi stanami i funkcjonowania. To usuwa element presji i ułatwia akceptację tego która jest kluczowaMilkyway pisze: ↑19 lipca 2018, o 18:48Ciagle padają słowa "dajcie sobie czas". Ja walczę z tym od ponad 5 lat. Tak naprawdę dopiero 2-3 mies temu wpadłam na to forum i dowiedziałam się o rocd. Już nie pamiętam jak to jest myslec normalnie. Mam wrażenie że calkowicie straciłam emocje które miałam w sobie. Co chwile pojawiaja sie nowe natręty.
Mam przebłyski, kiedy odczuwam szczęście, ale to nie wystarcza.![]()
Za miesiąc wychodzę za mąż i przeraża mnie to że nie potrafię się zaangażować w przygotowania i cieszyć tym. Kocham mojego narzeczonego i nie chcę żyć bez niego a myśli dyktują mi co innego.

- lotus_flower
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 3
- Rejestracja: 1 kwietnia 2018, o 20:38
Słuchajcie, miałam zdiagnozowaną nerwicę lękową + fobie społeczną. Przez ponad 4 miesiące intensywnie uczęszczam na terapię, przerobiłam wszystko co do czego miałam obawy. Jestem innym człowiekiem, bardzo dużo dała mi terapia.
Zastanawiam się jednak kto powinien zadecydować o końcu terapii? Ja uważam, że powinien być już koniec, terapeutka o tym nie wspomina więc nasuwa mi się pytanie czy to ja powinnam "zerwać" terapię? Jak to wyglądało u was?
Zastanawiam się jednak kto powinien zadecydować o końcu terapii? Ja uważam, że powinien być już koniec, terapeutka o tym nie wspomina więc nasuwa mi się pytanie czy to ja powinnam "zerwać" terapię? Jak to wyglądało u was?
- Zestresowana
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 457
- Rejestracja: 6 listopada 2014, o 07:22
O końcu terapii decyduje się wspólnie z terapeutą. Jeśli chciałabyś skończyć terapię, to zawsze możesz ten temat poruszyć na sesji. Jednak 4 miesiące to bardzo krótki okres czasu. Zresztą terapeuci reż często zalecają kontynuację przez pewien czas po wyleczeniu. A może terapeutka ma na Ciebie inny pomysł. Najlepiej, jeśli to właśnie z nią o tym porozmawiasz.lotus_flower pisze: ↑24 lipca 2018, o 21:02Słuchajcie, miałam zdiagnozowaną nerwicę lękową + fobie społeczną. Przez ponad 4 miesiące intensywnie uczęszczam na terapię, przerobiłam wszystko co do czego miałam obawy. Jestem innym człowiekiem, bardzo dużo dała mi terapia.
Zastanawiam się jednak kto powinien zadecydować o końcu terapii? Ja uważam, że powinien być już koniec, terapeutka o tym nie wspomina więc nasuwa mi się pytanie czy to ja powinnam "zerwać" terapię? Jak to wyglądało u was?
P.s. nie jestem ozdrowiencem;)