Witajcie.
Jestem Maciek, mam 33 lata. Tak jak Wy mam zaburzenia depresyjno-lękowe. Chciałem Wam opisać moją historię. Nie ma w niej traumatycznych wydarzeń, jakiś strasznych przeżyć okropnych, tym bardziej dziwne jest pochodzenie mojego zaburzenia. Jako młody chłopak w wieku szkolnym byłem towarzyski, nie uchodziłem ze jakiegoś odsuniętego od innych. Ćwiczyłem karate (jak Divin - z tym, że ja na poziomie takim
"dziecięcym"). Szkoła średnia - nic inaczej: towarzyski, uśmiechnięty, miałem wielu kolegów, ćwiczyłem m.in. break-dance, dzięki czemu błyszczałem na pokazach róznych. Studia. No właśnie. Bardzo mi zależało na tym, aby studia skończyć, żeby pokazać sobie i chyba też rodzicom, że dam radę. Studia wybrałem trochę pochopnie, ale nie było łatwo się wtedy dostać. To był AWF. Na pierwszym roku byłem dumny jak paw i zależało mi strasznie na tym, aby każdy rok zdać, przejść, stało się to swego czasu obsesją,że muszę zdać każdy egzamin za pierwszym razem. I udawało się, ale działo się to kosztem życia towarzyskiego. Zakuwałem jak głupi. Miałem stypendium, miałem wyniki, ale.... nie wiedziałem co dalej. Skończyłem studia. Pojawił się problem-praca.
Już podczas studiów w wakacje próbowałem sobie dorobić i gdzie nie poszedłem to od razu uciekałem po dniu-dwóch. Potem udało się dostać na staż do ekstraligowego klubu. Pierwsze dni - dół,strach i płacz (początki?). Potem jakoś leciało. Przedłużono mi umowę, i rok pracowałem. Potem sezon się skończył i zostałem bez pracy. Nawet chyba się ucieszyłem (>?!?). Zaczęło się "szukanie" pracy: dzień,dwa i ucieczka. W końcu kuzyn mojej ówczesnej dziewczyny załatwił mi pracę w VW. Poszedłem i chciałem uciec po jednym dniu. Ale siedziałem tam. W ciągu tygodnia nasilał się lęk, niepokój, pewnego dnia obudziłem się i dostałem strasznego ataku nerwicy lękowo-depresyjnej. NIe wiedziałem co się ze mną dzieje. Trafiłem do psychiatry, przepisał mi leki, trochę trwało dobieranie, aż z jednym udało się. Powoli się podnosiłem i się udało. Zacząłem pracować na budowie w firmie już wtedy ówczesnej narzeczonej ojca. Zrobiłem uprawnienia na koparkoładowarki. Zacząłem pracować na sprzęcie i było ok na tyle, że odstawiłem leki. W 2013 roku podjąłem decyzję o zmianie samochodu. W momencie sprzedaży jednego i znalezienia kolejnego wszystkie objawy nawróciły.
Znów leki, znów psychiatra i znów się udało po długim czasie (sam nie wiem jak) wrócić do normalności. Miałem potem dwa mniejsze nawroty, gdy jechałem do Niemiec do pracy i się przejąłem tymi wyjazdami i niestety nerwica nawróciła. Potem praktycznie było niemal całkowicie dobrze ( ponad 2 lata!),zrobiłem dodatkowe uprawnienia, prawo jazdy, mama miała wypadek , operację ciężką, wszystko bez nawrotów zaburzeń aż do stycznia tego roku, kiedy zachorowałem na jelitówkę i wszystkie objawy zaburzenia zaatakowały z podwójną siłą. Praktycznie do dziś walczę. Zapisałem się na terapię ( która dopiero za tydzień

) , słucham nagrań Divovic na yt, ale niestety mam wrażenie, że zaburzenie ma się dobrze i ani myśli odpuścić. Mieszkam w niewielkim mieście w WLKP i na terapię muszę dojeżdżać do niedalekiego Konina.
Reasumując: Zaburzenie mam od 8 lat, dopiero teraz zaczynam rozumieć mechanizmy jej działania, dzięki nagraniom na yt, niestety objawy nasilają się w weekendy i przed pójściem do pracy.Dziś też cały dzień mam wszystkie znane Wam objawy i nie mogę się uspokoić. Rokowania? Zapewne zależą ode mnie, a ja już sił nie mam

. Rozpisałem się. Nie wiem co dalej będzie, pozdrawiam Was wszystkich.