Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?
Nerwica - nasze historie
- maciek1985
- Odważny i aktywny forumowicz
- Posty: 368
- Rejestracja: 5 lutego 2018, o 07:01
Czytałem w "przywitalni", że aktualnie nie leczysz się i nie chodzisz na terapię. ALe jakoś dajesz radę?
-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 48
- Rejestracja: 19 listopada 2017, o 21:45
Hej,
Jak dotąd nie, udawało mi się wychodzić na samych lekach, wiem, że nie rozwiązuje problemu, co widać po moim obecnym nawrocie. Miałem podejście : " A co tam, najwyżej będę żył krócej, a bez nerwicy". Jak widać nie udało się.
Dlatego teraz chcę rozpocząć terapię, pierwsze spotkanie mam za tydzień w czwartek dopiero. Muszę sobie dopasować jakąś terapeutkę z niedalekiego Konina albo z Wrześni i poprosić o jak najpóźniejsze pory, aby pogodzić to z pracą. I dlatego min. jestem tutaj i czytam wskazówek i słucham na yt. I walczę, próbuję... Mieszkam w niewielkim mieście , co nie ułatwia życia z nerwicą.
leki nie są złe sama brałam ok 5lat, dzięki nim udało mi się wyjść z domu, także ja nie żałuje, lecz terapia też jest bardzo ważna, moja trwała 3 lata, ogólnie pomogła, ale mam pewien niedosyt. zamierzam iść jeszcze na terapie poznawczo-behawioralną jednak muszę poczekać bo jeszcze za wcześnie. życzę CI powodzenia i życzę wielu spokojnych dni!!;)))

Jak dotąd nie, udawało mi się wychodzić na samych lekach, wiem, że nie rozwiązuje problemu, co widać po moim obecnym nawrocie. Miałem podejście : " A co tam, najwyżej będę żył krócej, a bez nerwicy". Jak widać nie udało się.
Dlatego teraz chcę rozpocząć terapię, pierwsze spotkanie mam za tydzień w czwartek dopiero. Muszę sobie dopasować jakąś terapeutkę z niedalekiego Konina albo z Wrześni i poprosić o jak najpóźniejsze pory, aby pogodzić to z pracą. I dlatego min. jestem tutaj i czytam wskazówek i słucham na yt. I walczę, próbuję... Mieszkam w niewielkim mieście , co nie ułatwia życia z nerwicą.
leki nie są złe sama brałam ok 5lat, dzięki nim udało mi się wyjść z domu, także ja nie żałuje, lecz terapia też jest bardzo ważna, moja trwała 3 lata, ogólnie pomogła, ale mam pewien niedosyt. zamierzam iść jeszcze na terapie poznawczo-behawioralną jednak muszę poczekać bo jeszcze za wcześnie. życzę CI powodzenia i życzę wielu spokojnych dni!!;)))





Dopóki walczysz jesteś zwycięzca 
Nie bój się jutra-niech jutro boi się Ciebie

Nie bój się jutra-niech jutro boi się Ciebie

-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 48
- Rejestracja: 19 listopada 2017, o 21:45
leki nie są złe sama brałam ok 5lat, dzięki nim udało mi się wyjść z domu, także ja nie żałuje, lecz terapia też jest bardzo ważna, moja trwała 3 lata, ogólnie pomogła, ale mam pewien niedosyt. zamierzam iść jeszcze na terapie poznawczo-behawioralną jednak muszę poczekać bo jeszcze za wcześnie. życzę CI powodzenia i życzę wielu spokojnych dni!!;)))

[/quote]





[/quote]
Dopóki walczysz jesteś zwycięzca 
Nie bój się jutra-niech jutro boi się Ciebie

Nie bój się jutra-niech jutro boi się Ciebie

-
- Świeżak na forum
- Posty: 32
- Rejestracja: 28 stycznia 2016, o 12:17
Hej...
Odnalazłam login i hasło i postanowiłam trochę napisać...
Generalnie, to wszystko mi się popierdzieliło
2 lata temu napisalam tu pierwszy raz( 2 posty) i wtedy najbardziej " cierpialam na serce". Oczywiście mam zdiagnozowaną nerwice lękową, badania-szeregi porobione, ogolnie zdrowa,ale dziś z syndromem " białego fartucha " nie nawidzę chodzic po lekarzach!
Sięgam pamięcią i widzę,że pierwsze problemy z nerwicą zaczęły się u mnie w ostatniej klasie luceum ( dzis mam 31 lat ). Wtedy dawałam radę, jakoś funkcjonowałam. Gdzieś 3 lata temu nie wytrzymałam i poszłam na pierwsze spotkanie z psychologiem oraz psychiatrą. Trafiłam na swietnych ludzi. Psychiatra stwierdził nerwicę, nie kazał brać leków, chodziłam na terapię. Poprawiało się u mnie systematycznie,kiedy zaczęłam rozumieć machanizmy nerwicy. Po jakimś czasie pani psycholg stwierdziła,ze jest ok, i ustaliłyśmy,że bedziemy na telefon, gdybym miała problemy. Zdarzyło się,że kilkakrotnie ją odwiedziłam i wystarczyło jedno spotkanie na kilka miesięcy,aby poczuć się lepiej. W październiku 2017 znów ze zdwojoną silą wróciły problemy z serduchem - ataki paniki, walenie serca,słynne przeskakiwanie, koziołkowanie i różne wariactwa. Podochodziło mnóstwo różnych objawów m.in. zawroty głowy scinające z nóg, bóle żołądka,takie w dołku,nie do wytrzymania, ogromne napięcie wszystkich mięśni, bóle różnych części ciała i to w sumie najgorsze, co mnie przeraża paraliżujący strach przed zwariowaniem. Poradziłam sobie z różnymi objawami fizycznymi,ale to dziwne,pseudo zwariowanie mnie wykańcza. Oczywiście przyszło od tak, byłam wtedy w rodzinnym domu, siedziałam zamyślona i nagle mnie trafiło. Mówię siostrze,że chyba wariuję,bo mam wrażenie,że nie wiem co się ze mną dzieje, że jestem spięta na maxa,że mój mózg odmawia posłuszeństwa. Strasznie się przy tym spociłam, serce oczywiście waliło niemiłosiernie,słabo mi było, na zmianę z ogromnym pobudzeniem. Siostra ( rodzina i najbliżsi wiedzą o moich lękach wszystko ) mówi,żebym się nie martwiła,że wszystko jest ze mną ok, gdyż normalnie romawiam,żebym się nie bała, bo to znów,ale jakiś inny lęk..... No i przeszło na wieczór,na następny dzień spokój, by potem znów powróciło i wracało każdego dnia, bo boję się tego jak ognia, bo myślę o tym, jak tylko otworzę oczy....
Tłumaczę sobie, że z sercem i innym lękami też tak było, że wpadałam w błędne koło i że w końcu jakoś się podnosiłam, ale z tym dziwnym, okropnym stanem pustki, zarazem pobudzenia, scisku w głowie i wrażenia, ze zaraz coś się ze mną stanie, ze oszaleję, że nie myślę racjonalnie i takie tam okropieństwa, nie jestem w stanie dać sobie rady !!!!
Napisałam do mojej pani psycholog,ze wariuję. Odp.,ze na pewno nie,że nie da się zwariować,bo sie chce... Pomogło, na troszkę i dalej znów klapa.
Wygadalam się, o to też mi chodziło,by tu napisać, by ktoś to przeczytał i wypowiedział się.
No bo, niby wiem, a jednak nie wiem, nie wierzę,że to w dalszym ciągu nerwica.
bo czuję się tak źle psychicznie, że dużo, by jeszcze móc pisać. Myślę sobie nawet, że wolę wszystkie inne fizyczne doznania, ze niech mi serce wali, aby to dziadostwo poszło w cholerę, albo, abym uwierzyła,że to tez tylko lęk.
Pozdawiam, Justyna
P.s. nawet nie wiem czy w dobrym miejscu napisałam.
Odnalazłam login i hasło i postanowiłam trochę napisać...
Generalnie, to wszystko mi się popierdzieliło
Sięgam pamięcią i widzę,że pierwsze problemy z nerwicą zaczęły się u mnie w ostatniej klasie luceum ( dzis mam 31 lat ). Wtedy dawałam radę, jakoś funkcjonowałam. Gdzieś 3 lata temu nie wytrzymałam i poszłam na pierwsze spotkanie z psychologiem oraz psychiatrą. Trafiłam na swietnych ludzi. Psychiatra stwierdził nerwicę, nie kazał brać leków, chodziłam na terapię. Poprawiało się u mnie systematycznie,kiedy zaczęłam rozumieć machanizmy nerwicy. Po jakimś czasie pani psycholg stwierdziła,ze jest ok, i ustaliłyśmy,że bedziemy na telefon, gdybym miała problemy. Zdarzyło się,że kilkakrotnie ją odwiedziłam i wystarczyło jedno spotkanie na kilka miesięcy,aby poczuć się lepiej. W październiku 2017 znów ze zdwojoną silą wróciły problemy z serduchem - ataki paniki, walenie serca,słynne przeskakiwanie, koziołkowanie i różne wariactwa. Podochodziło mnóstwo różnych objawów m.in. zawroty głowy scinające z nóg, bóle żołądka,takie w dołku,nie do wytrzymania, ogromne napięcie wszystkich mięśni, bóle różnych części ciała i to w sumie najgorsze, co mnie przeraża paraliżujący strach przed zwariowaniem. Poradziłam sobie z różnymi objawami fizycznymi,ale to dziwne,pseudo zwariowanie mnie wykańcza. Oczywiście przyszło od tak, byłam wtedy w rodzinnym domu, siedziałam zamyślona i nagle mnie trafiło. Mówię siostrze,że chyba wariuję,bo mam wrażenie,że nie wiem co się ze mną dzieje, że jestem spięta na maxa,że mój mózg odmawia posłuszeństwa. Strasznie się przy tym spociłam, serce oczywiście waliło niemiłosiernie,słabo mi było, na zmianę z ogromnym pobudzeniem. Siostra ( rodzina i najbliżsi wiedzą o moich lękach wszystko ) mówi,żebym się nie martwiła,że wszystko jest ze mną ok, gdyż normalnie romawiam,żebym się nie bała, bo to znów,ale jakiś inny lęk..... No i przeszło na wieczór,na następny dzień spokój, by potem znów powróciło i wracało każdego dnia, bo boję się tego jak ognia, bo myślę o tym, jak tylko otworzę oczy....
Tłumaczę sobie, że z sercem i innym lękami też tak było, że wpadałam w błędne koło i że w końcu jakoś się podnosiłam, ale z tym dziwnym, okropnym stanem pustki, zarazem pobudzenia, scisku w głowie i wrażenia, ze zaraz coś się ze mną stanie, ze oszaleję, że nie myślę racjonalnie i takie tam okropieństwa, nie jestem w stanie dać sobie rady !!!!
Napisałam do mojej pani psycholog,ze wariuję. Odp.,ze na pewno nie,że nie da się zwariować,bo sie chce... Pomogło, na troszkę i dalej znów klapa.
Wygadalam się, o to też mi chodziło,by tu napisać, by ktoś to przeczytał i wypowiedział się.
No bo, niby wiem, a jednak nie wiem, nie wierzę,że to w dalszym ciągu nerwica.
Pozdawiam, Justyna
P.s. nawet nie wiem czy w dobrym miejscu napisałam.
- Marek S.
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 5
- Rejestracja: 12 kwietnia 2018, o 18:28
Ja to odczuwam jako bardzo nieprzyjemny impuls albo serię impulsów. Normalnie się zachowuję, normalnie rozmawiam ale w środku, w jakiejś innej warstwie mnie, zachodzi proces, który sprawia, że czuję jakbym wariował, czy tracił kontrolę. Oczywiście widzę to wyraźnie, a skoro widzę to wyraźnie, to nie jest tak źle
Oznacza to mniej więcej, że jest to proces myślowo-emocjonalny, taki jak smutek czy radość - one też są, a potem mijają. Czasami towarzyszy temu ogólne rozbicie - tak jakby moje ja nie umiało się pozbierać do kupy. Szczególnie po śnie. Tu też występuje przewrotka, bo wyraźnie widzę to rozbicie, widzę też że myśli formują jakiś poziom lęku, albo pokazują, że tym razem, tym razem to jest inaczej, może gorzej. Ale to bzdura, to jest takie samo.
Moja metoda to dać temu spokój - pojawia się, jest nieprzyjemnie, robię to co mam do zrobienia i idę dalej. Jeszcze nie zwariowałem a tyle razy już to czułem
Umysł jest nam w stanie wymyślić różne strachy, to jego funkcja adaptacyjna. A, że dzieje się tak właśnie nam... no cóż, inni mają inne problemy zdrowotne. Też wolałbym mieć wszystkie te problemy sercowe - bo wtedy umysł jest poukładany, to jest łatwiejsze do przeżycia - fakt. Naturą lęku jest nas straszyć - to jest samo sedno. Jak już się przestałem bać, że dostanę zawału, i stwierdziłem, że mam to gdzieś, problemy sercowe ustąpiły. Wówczas lęk znalazł sobie innego konika - pomieszanie mentalne!
Tak, to jest bardzo nieprzyjemne, ten ból psychiczny, tak, trudno, złamanie stopy też jest nieprzyjemne, grypa jest nieprzyjemna, nie chcemy tego wszystkiego. Ale czasami w życiu tak bywa - potykamy się, mentalnie, sercowo czy inaczej.
Jeżeli widzisz, że zaraz zwariujesz to znaczy, że na pewno nie wariujesz. Zadaj sobie pytanie - wariuję? Jeżeli odpowiedź brzmi tak lub nie, to oznacza, że nie wariujesz. Ja podchodzę do tego jak do zaburzenia mentalnego, takiej mentalnej alergii. Tak, wiem, myśli nasuwają się najgorsze ale skoro potrafisz sobie odpowiedzieć tak lub nie, wszystko jest ok.
A potem następne koło, włącza się kolejna myśl - "chyba zaraz zwariuję", albo "chyba wariuję". I znowu spójrz na to tak: widzę to, a jeśli to widzę, to oznacza, że ta ja która to widzi, nie wariuje. Wariują sobie tylko myśli wokół, taki mają teraz stan. A potem znowu się zmieniają i opowiadają coś innego. Ale ja nie wariuję bo to wszystko widzę. Tak, czasami wydaje się nam, że właśnie to co się dzieje jest absolutne. Smutek po stracie kogoś bliskiego też jest absolutny w momencie gdy się dzieje. A potem, po kilku dniach, miesiącach, myślimy o czymś innym. Taki stan - ten smutek. Taki stan - ten lęk przed zwariowaniem. Tam - takie smutne myśli, tu - takie zwariowane myśli.
Czasami sobie myślę, po dłuższym czasie bez zaburzeń, że teraz jest ok. A potem nagle bum, i znowu się zaczyna dziać. Widzę to i pytam - dlaczego? A potem widzę, że tak jest, po prostu tak widać jest, ok, trudno, znowu czas na pracę nad sobą. Trudno, boli, trzeba pracować, znowu. Och, jakie ohydne są te stany. Trudno, pracuję, nie myślę, że uda się na zawsze, ale pracuję. Nikt nie chce tego mieć, nie ma sensu się załamywać - tak zresztą myślą sobie te myśli
Myślą o załamaniu. Nie, trudno, męczę się ale pracuję.
Praca nad lękiem jest pracą nad sobą.

Moja metoda to dać temu spokój - pojawia się, jest nieprzyjemnie, robię to co mam do zrobienia i idę dalej. Jeszcze nie zwariowałem a tyle razy już to czułem


Jeżeli widzisz, że zaraz zwariujesz to znaczy, że na pewno nie wariujesz. Zadaj sobie pytanie - wariuję? Jeżeli odpowiedź brzmi tak lub nie, to oznacza, że nie wariujesz. Ja podchodzę do tego jak do zaburzenia mentalnego, takiej mentalnej alergii. Tak, wiem, myśli nasuwają się najgorsze ale skoro potrafisz sobie odpowiedzieć tak lub nie, wszystko jest ok.
A potem następne koło, włącza się kolejna myśl - "chyba zaraz zwariuję", albo "chyba wariuję". I znowu spójrz na to tak: widzę to, a jeśli to widzę, to oznacza, że ta ja która to widzi, nie wariuje. Wariują sobie tylko myśli wokół, taki mają teraz stan. A potem znowu się zmieniają i opowiadają coś innego. Ale ja nie wariuję bo to wszystko widzę. Tak, czasami wydaje się nam, że właśnie to co się dzieje jest absolutne. Smutek po stracie kogoś bliskiego też jest absolutny w momencie gdy się dzieje. A potem, po kilku dniach, miesiącach, myślimy o czymś innym. Taki stan - ten smutek. Taki stan - ten lęk przed zwariowaniem. Tam - takie smutne myśli, tu - takie zwariowane myśli.
Czasami sobie myślę, po dłuższym czasie bez zaburzeń, że teraz jest ok. A potem nagle bum, i znowu się zaczyna dziać. Widzę to i pytam - dlaczego? A potem widzę, że tak jest, po prostu tak widać jest, ok, trudno, znowu czas na pracę nad sobą. Trudno, boli, trzeba pracować, znowu. Och, jakie ohydne są te stany. Trudno, pracuję, nie myślę, że uda się na zawsze, ale pracuję. Nikt nie chce tego mieć, nie ma sensu się załamywać - tak zresztą myślą sobie te myśli

Praca nad lękiem jest pracą nad sobą.
- Marcin12345
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 105
- Rejestracja: 20 sierpnia 2017, o 22:14
Gdy nerwica wróciła to bardzo przytyłem, w zasadzie zawsze jak jestem trochę grubszy to mam jakieś problemy. Nie wiem dlaczego.

- miniper
- Odważny i aktywny forumowicz
- Posty: 113
- Rejestracja: 24 października 2017, o 21:33
Hej Justyna 
Klasyczna nerwica
Po pierwsze - podejdź do tego tak, że trudno, najwyżej zwariujesz. No co, wariaci nie wiedzą, że są chorzy, nie mają takich problemów jak my. Nie spinaj się na pokonanie tych kiepskich odczuć. Mów wtedy: to nerwica. Mam prawo źle się czuć, bo to zaburzenie. Wszystkie te objawy są spowodowane moim zaburzeniem. Będę pracować nad sobą i już to robię. Proces zdrowienia jest powolny, ale skuteczny, wyleczę się z tego na całe życie.
Czytaj materiały na forum, słuchaj nagrań na YouTube DivoVic - bardzo pomagają!
Pamiętaj, że masz prawo czuć się smutna, bo nerwica daje męczące objawy, masz prawo się bać i mieć gorsze chwile. Ale jak będą te lepsze, to patrz na nie świadomie i mów sobie - jest lepiej, tak będzie kiedyś na stałe.

Klasyczna nerwica

Czytaj materiały na forum, słuchaj nagrań na YouTube DivoVic - bardzo pomagają!
Pamiętaj, że masz prawo czuć się smutna, bo nerwica daje męczące objawy, masz prawo się bać i mieć gorsze chwile. Ale jak będą te lepsze, to patrz na nie świadomie i mów sobie - jest lepiej, tak będzie kiedyś na stałe.
justysia2906 pisze: ↑3 kwietnia 2018, o 20:31Hej...
Odnalazłam login i hasło i postanowiłam trochę napisać...
Generalnie, to wszystko mi się popierdzieliło2 lata temu napisalam tu pierwszy raz( 2 posty) i wtedy najbardziej " cierpialam na serce". Oczywiście mam zdiagnozowaną nerwice lękową, badania-szeregi porobione, ogolnie zdrowa,ale dziś z syndromem " białego fartucha " nie nawidzę chodzic po lekarzach!
Sięgam pamięcią i widzę,że pierwsze problemy z nerwicą zaczęły się u mnie w ostatniej klasie luceum ( dzis mam 31 lat ). Wtedy dawałam radę, jakoś funkcjonowałam. Gdzieś 3 lata temu nie wytrzymałam i poszłam na pierwsze spotkanie z psychologiem oraz psychiatrą. Trafiłam na swietnych ludzi. Psychiatra stwierdził nerwicę, nie kazał brać leków, chodziłam na terapię. Poprawiało się u mnie systematycznie,kiedy zaczęłam rozumieć machanizmy nerwicy. Po jakimś czasie pani psycholg stwierdziła,ze jest ok, i ustaliłyśmy,że bedziemy na telefon, gdybym miała problemy. Zdarzyło się,że kilkakrotnie ją odwiedziłam i wystarczyło jedno spotkanie na kilka miesięcy,aby poczuć się lepiej. W październiku 2017 znów ze zdwojoną silą wróciły problemy z serduchem - ataki paniki, walenie serca,słynne przeskakiwanie, koziołkowanie i różne wariactwa. Podochodziło mnóstwo różnych objawów m.in. zawroty głowy scinające z nóg, bóle żołądka,takie w dołku,nie do wytrzymania, ogromne napięcie wszystkich mięśni, bóle różnych części ciała i to w sumie najgorsze, co mnie przeraża paraliżujący strach przed zwariowaniem. Poradziłam sobie z różnymi objawami fizycznymi,ale to dziwne,pseudo zwariowanie mnie wykańcza. Oczywiście przyszło od tak, byłam wtedy w rodzinnym domu, siedziałam zamyślona i nagle mnie trafiło. Mówię siostrze,że chyba wariuję,bo mam wrażenie,że nie wiem co się ze mną dzieje, że jestem spięta na maxa,że mój mózg odmawia posłuszeństwa. Strasznie się przy tym spociłam, serce oczywiście waliło niemiłosiernie,słabo mi było, na zmianę z ogromnym pobudzeniem. Siostra ( rodzina i najbliżsi wiedzą o moich lękach wszystko ) mówi,żebym się nie martwiła,że wszystko jest ze mną ok, gdyż normalnie romawiam,żebym się nie bała, bo to znów,ale jakiś inny lęk..... No i przeszło na wieczór,na następny dzień spokój, by potem znów powróciło i wracało każdego dnia, bo boję się tego jak ognia, bo myślę o tym, jak tylko otworzę oczy....
Tłumaczę sobie, że z sercem i innym lękami też tak było, że wpadałam w błędne koło i że w końcu jakoś się podnosiłam, ale z tym dziwnym, okropnym stanem pustki, zarazem pobudzenia, scisku w głowie i wrażenia, ze zaraz coś się ze mną stanie, ze oszaleję, że nie myślę racjonalnie i takie tam okropieństwa, nie jestem w stanie dać sobie rady !!!!
Napisałam do mojej pani psycholog,ze wariuję. Odp.,ze na pewno nie,że nie da się zwariować,bo sie chce... Pomogło, na troszkę i dalej znów klapa.
Wygadalam się, o to też mi chodziło,by tu napisać, by ktoś to przeczytał i wypowiedział się.
No bo, niby wiem, a jednak nie wiem, nie wierzę,że to w dalszym ciągu nerwica.bo czuję się tak źle psychicznie, że dużo, by jeszcze móc pisać. Myślę sobie nawet, że wolę wszystkie inne fizyczne doznania, ze niech mi serce wali, aby to dziadostwo poszło w cholerę, albo, abym uwierzyła,że to tez tylko lęk.
Pozdawiam, Justyna
P.s. nawet nie wiem czy w dobrym miejscu napisałam.
- Marcin12345
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 105
- Rejestracja: 20 sierpnia 2017, o 22:14
Kiedy byłem mały to już miałem nerwicę ale przeszła mi po jakimś czasie na długo. Potem wróciła, ktoś wie jak to wytłumaczyć? XD

- Bartez93
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 71
- Rejestracja: 26 marca 2018, o 14:10


- Halka
- Odważny i aktywny forumowicz
- Posty: 457
- Rejestracja: 18 czerwca 2017, o 21:29
Bo zajołeś życiem bo niezwracałeś uwagi na stres. A dlaczego wróciła? Nie przez nadmiar jakiegoś stresu, przez zle siebie traktowanie? A potem poszło? I wkręciłeś odnowa?Marcin12345 pisze: ↑22 kwietnia 2018, o 16:56Kiedy byłem mały to już miałem nerwicę ale przeszła mi po jakimś czasie na długo. Potem wróciła, ktoś wie jak to wytłumaczyć? XD
- Marcin12345
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 105
- Rejestracja: 20 sierpnia 2017, o 22:14
Zacząłem wychodzić na plac, schudłem, jakoś tak wszystko nagle samo się zrobiło i było dobrze. Niestety potem znowu wróciłem do tego co było czyli siedzenia w domu nerwicy i przytyłem.
Jakoś tak samo wróciło, było dobrze a potem się znowu zaczęło. 



-
- Świeżak na forum
- Posty: 32
- Rejestracja: 28 stycznia 2016, o 12:17
Marek S. pisze: ↑14 kwietnia 2018, o 15:45Ja to odczuwam jako bardzo nieprzyjemny impuls albo serię impulsów. Normalnie się zachowuję, normalnie rozmawiam ale w środku, w jakiejś innej warstwie mnie, zachodzi proces, który sprawia, że czuję jakbym wariował, czy tracił kontrolę. Oczywiście widzę to wyraźnie, a skoro widzę to wyraźnie, to nie jest tak źleOznacza to mniej więcej, że jest to proces myślowo-emocjonalny, taki jak smutek czy radość - one też są, a potem mijają. Czasami towarzyszy temu ogólne rozbicie - tak jakby moje ja nie umiało się pozbierać do kupy. Szczególnie po śnie. Tu też występuje przewrotka, bo wyraźnie widzę to rozbicie, widzę też że myśli formują jakiś poziom lęku, albo pokazują, że tym razem, tym razem to jest inaczej, może gorzej. Ale to bzdura, to jest takie samo.
Moja metoda to dać temu spokój - pojawia się, jest nieprzyjemnie, robię to co mam do zrobienia i idę dalej. Jeszcze nie zwariowałem a tyle razy już to czułemUmysł jest nam w stanie wymyślić różne strachy, to jego funkcja adaptacyjna. A, że dzieje się tak właśnie nam... no cóż, inni mają inne problemy zdrowotne. Też wolałbym mieć wszystkie te problemy sercowe - bo wtedy umysł jest poukładany, to jest łatwiejsze do przeżycia - fakt. Naturą lęku jest nas straszyć - to jest samo sedno. Jak już się przestałem bać, że dostanę zawału, i stwierdziłem, że mam to gdzieś, problemy sercowe ustąpiły. Wówczas lęk znalazł sobie innego konika - pomieszanie mentalne!
Tak, to jest bardzo nieprzyjemne, ten ból psychiczny, tak, trudno, złamanie stopy też jest nieprzyjemne, grypa jest nieprzyjemna, nie chcemy tego wszystkiego. Ale czasami w życiu tak bywa - potykamy się, mentalnie, sercowo czy inaczej.
Jeżeli widzisz, że zaraz zwariujesz to znaczy, że na pewno nie wariujesz. Zadaj sobie pytanie - wariuję? Jeżeli odpowiedź brzmi tak lub nie, to oznacza, że nie wariujesz. Ja podchodzę do tego jak do zaburzenia mentalnego, takiej mentalnej alergii. Tak, wiem, myśli nasuwają się najgorsze ale skoro potrafisz sobie odpowiedzieć tak lub nie, wszystko jest ok.
A potem następne koło, włącza się kolejna myśl - "chyba zaraz zwariuję", albo "chyba wariuję". I znowu spójrz na to tak: widzę to, a jeśli to widzę, to oznacza, że ta ja która to widzi, nie wariuje. Wariują sobie tylko myśli wokół, taki mają teraz stan. A potem znowu się zmieniają i opowiadają coś innego. Ale ja nie wariuję bo to wszystko widzę. Tak, czasami wydaje się nam, że właśnie to co się dzieje jest absolutne. Smutek po stracie kogoś bliskiego też jest absolutny w momencie gdy się dzieje. A potem, po kilku dniach, miesiącach, myślimy o czymś innym. Taki stan - ten smutek. Taki stan - ten lęk przed zwariowaniem. Tam - takie smutne myśli, tu - takie zwariowane myśli.
Czasami sobie myślę, po dłuższym czasie bez zaburzeń, że teraz jest ok. A potem nagle bum, i znowu się zaczyna dziać. Widzę to i pytam - dlaczego? A potem widzę, że tak jest, po prostu tak widać jest, ok, trudno, znowu czas na pracę nad sobą. Trudno, boli, trzeba pracować, znowu. Och, jakie ohydne są te stany. Trudno, pracuję, nie myślę, że uda się na zawsze, ale pracuję. Nikt nie chce tego mieć, nie ma sensu się załamywać - tak zresztą myślą sobie te myśliMyślą o załamaniu. Nie, trudno, męczę się ale pracuję.
Praca nad lękiem jest pracą nad sobą.[/quotequoe]
Hej. Pięknie napisane. Czytam i czytam i się trochę za każdym razem uspokajam![]()
Jakoś daję radę, choć czasem bywa bardzo ciężko. Po prostu czasem też wątpię, że nerwica może dawać nam tak nieprzyjemne doznania!
Mówiłam, że wolę walące serce i wszystkie inne z nim problemy... Tak się składa, że jednak ich też nie lubięPół dnia pseudo wariowania, pół dnia bóli w okolicach serca, a w międzyczasie jeszcze inne cuda wianki!
Myślę sobie, że jednak dluga droga przede mną, długa też za mną...ale wierzę, że w końcu wyuczę się tych odwrotnych nawyków, tzn.że będę umiała tak naprawdę to wszystko mieć gdzieś!
Mam aktualnie cieższe momenty, ze skrajności w skrajność !
Czasem się też zastanawiam ile czlowiek może znieść?
Pozdrawiam
-
- Świeżak na forum
- Posty: 32
- Rejestracja: 28 stycznia 2016, o 12:17
miniper pisze: ↑22 kwietnia 2018, o 15:05Hej Justyna
Klasyczna nerwicaPo pierwsze - podejdź do tego tak, że trudno, najwyżej zwariujesz. No co, wariaci nie wiedzą, że są chorzy, nie mają takich problemów jak my. Nie spinaj się na pokonanie tych kiepskich odczuć. Mów wtedy: to nerwica. Mam prawo źle się czuć, bo to zaburzenie. Wszystkie te objawy są spowodowane moim zaburzeniem. Będę pracować nad sobą i już to robię. Proces zdrowienia jest powolny, ale skuteczny, wyleczę się z tego na całe życie.
Czytaj materiały na forum, słuchaj nagrań na YouTube DivoVic - bardzo pomagają!
Pamiętaj, że masz prawo czuć się smutna, bo nerwica daje męczące objawy, masz prawo się bać i mieć gorsze chwile. Ale jak będą te lepsze, to patrz na nie świadomie i mów sobie - jest lepiej, tak będzie kiedyś na stałe.
Też pięknie napisane i też czytam w cięższych momentach. ...
Fakt,że się spinam, to prawda, bo chcialabym już to wszystko mieć z głowy. Jednak wiem,że potrzeba czasu. No, ale ile![]()
Objawy są męczące i wycieńczające. Czasem myślę ile jeszcze i co jeszcze , przez co wątpię, ze to właśnie nerwica....
Pozdrawiam i dzięki![]()
![]()
justysia2906 pisze: ↑3 kwietnia 2018, o 20:31Hej...
Odnalazłam login i hasło i postanowiłam trochę napisać...
Generalnie, to wszystko mi się popierdzieliło2 lata temu napisalam tu pierwszy raz( 2 posty) i wtedy najbardziej " cierpialam na serce". Oczywiście mam zdiagnozowaną nerwice lękową, badania-szeregi porobione, ogolnie zdrowa,ale dziś z syndromem " białego fartucha " nie nawidzę chodzic po lekarzach!
Sięgam pamięcią i widzę,że pierwsze problemy z nerwicą zaczęły się u mnie w ostatniej klasie luceum ( dzis mam 31 lat ). Wtedy dawałam radę, jakoś funkcjonowałam. Gdzieś 3 lata temu nie wytrzymałam i poszłam na pierwsze spotkanie z psychologiem oraz psychiatrą. Trafiłam na swietnych ludzi. Psychiatra stwierdził nerwicę, nie kazał brać leków, chodziłam na terapię. Poprawiało się u mnie systematycznie,kiedy zaczęłam rozumieć machanizmy nerwicy. Po jakimś czasie pani psycholg stwierdziła,ze jest ok, i ustaliłyśmy,że bedziemy na telefon, gdybym miała problemy. Zdarzyło się,że kilkakrotnie ją odwiedziłam i wystarczyło jedno spotkanie na kilka miesięcy,aby poczuć się lepiej. W październiku 2017 znów ze zdwojoną silą wróciły problemy z serduchem - ataki paniki, walenie serca,słynne przeskakiwanie, koziołkowanie i różne wariactwa. Podochodziło mnóstwo różnych objawów m.in. zawroty głowy scinające z nóg, bóle żołądka,takie w dołku,nie do wytrzymania, ogromne napięcie wszystkich mięśni, bóle różnych części ciała i to w sumie najgorsze, co mnie przeraża paraliżujący strach przed zwariowaniem. Poradziłam sobie z różnymi objawami fizycznymi,ale to dziwne,pseudo zwariowanie mnie wykańcza. Oczywiście przyszło od tak, byłam wtedy w rodzinnym domu, siedziałam zamyślona i nagle mnie trafiło. Mówię siostrze,że chyba wariuję,bo mam wrażenie,że nie wiem co się ze mną dzieje, że jestem spięta na maxa,że mój mózg odmawia posłuszeństwa. Strasznie się przy tym spociłam, serce oczywiście waliło niemiłosiernie,słabo mi było, na zmianę z ogromnym pobudzeniem. Siostra ( rodzina i najbliżsi wiedzą o moich lękach wszystko ) mówi,żebym się nie martwiła,że wszystko jest ze mną ok, gdyż normalnie romawiam,żebym się nie bała, bo to znów,ale jakiś inny lęk..... No i przeszło na wieczór,na następny dzień spokój, by potem znów powróciło i wracało każdego dnia, bo boję się tego jak ognia, bo myślę o tym, jak tylko otworzę oczy....
Tłumaczę sobie, że z sercem i innym lękami też tak było, że wpadałam w błędne koło i że w końcu jakoś się podnosiłam, ale z tym dziwnym, okropnym stanem pustki, zarazem pobudzenia, scisku w głowie i wrażenia, ze zaraz coś się ze mną stanie, ze oszaleję, że nie myślę racjonalnie i takie tam okropieństwa, nie jestem w stanie dać sobie rady !!!!
Napisałam do mojej pani psycholog,ze wariuję. Odp.,ze na pewno nie,że nie da się zwariować,bo sie chce... Pomogło, na troszkę i dalej znów klapa.
Wygadalam się, o to też mi chodziło,by tu napisać, by ktoś to przeczytał i wypowiedział się.
No bo, niby wiem, a jednak nie wiem, nie wierzę,że to w dalszym ciągu nerwica.bo czuję się tak źle psychicznie, że dużo, by jeszcze móc pisać. Myślę sobie nawet, że wolę wszystkie inne fizyczne doznania, ze niech mi serce wali, aby to dziadostwo poszło w cholerę, albo, abym uwierzyła,że to tez tylko lęk.
Pozdawiam, Justyna
P.s. nawet nie wiem czy w dobrym miejscu napisałam.